Wydawnictwo Zielone Brygady - dobre z natury

UWAGA!!! WYDAWNICTWO I PORTAL NIE PROWADZĄ DZIAŁALNOŚCI OD 2008 ROKU.

Część teoretyczna - wiedza


Właściwości gospodarki lokalnej

Koncepcję rozwoju opartą na gospodarce lokalnej można porównać do naczynia, które zawsze powinno być pełne. Zakupy czynione w ramach społeczności lokalnej można porównać do mieszania wody w Koncepcję rozwoju opartą na gospodarce lokalnej można porównać do naczynia, które zawsze powinno naczyniu. Natomiast każdy zakup dobra wytworzonego poza lokalną gospodarką przyczynia się do powstawania w nim dziur, czyli wypływu pieniądza na zewnątrz. Kupując produkty wytworzone w innym miejscu powodujemy, że kurczy się nasz kapitał lokalny, a wzbogaca miejsca, z którego pochodzi dany artykuł. Aby zniwelować powstałe w ten sposób dziury musimy spowodować napływ pieniądza z zewnątrz, czyli sprawić, aby ktoś kupił nasze lokalne produkty, bądź skorzystał z naszych usług. Nie zawsze jest to łatwe i skuteczne. Wymaga bowiem odpowiedniej reklamy, promocji, co przecież dodatkowo kosztuje, a przede wszystkim ogromnej konkurencyjności, która bardzo często możliwa jest tylko dzięki zastosowaniu odpowiedniej skali naszego przedsięwzięcia. Często konkurencyjność ta da się osiągnąć jedynie wskutek degradacji środowiska naturalnego, jego wyzysku i grabieży. Egzogeniczny, skierowany „na zewnątrz” model rozwoju prowadzi także do uzależnienia się od czynników zewnętrznych i do powszechnego zastoju. Często szukając zewnętrznych źródeł finansowania, „inwestorów” miejscowa społeczność musi zgodzić się na różne udogodnienia i ulgi. Wiąże się to z nieprzestrzeganiem przepisów dotyczących ochrony środowiska, zasad zatrudnienia, czy podatków. Pomimo, iż część miejscowej ludności znajduje zatrudnienie, niestety często na bardzo niekorzystnych warunkach, lokalna gospodarka nadal pozostaje w stanie stagnacji, gdyż lwia część kapitału „wypływa” na zewnątrz. Do tego inwestorzy bardzo często zmieniają lokalizację swych przedsiębiorstw pozostawiając swych dotychczasowych pracowników bez pracy i perspektyw.

A przecież można skorzystać z innej drogi rozwoju. Rozwój lokalny jest alternatywą dla powyższego modelu i zakłada funkcjonowanie gospodarki nie tylko w oparciu o odpowiednie korzystanie z dóbr materialnych (kapitał finansowy, infrastruktura, zasoby naturalne), lecz także kładzie nacisk na jej kapitał społeczny i ludzki, tak by mogła ona zapewnić wymierne korzyści w postaci nowych miejsc pracy, wzrostu dobrobytu, zachowania lokalnych zasobów przyrody, piękna krajobrazów i czystszego środowiska, ograniczenia przestępczości, poprawy szkolnictwa i opieki medycznej.



Przyroda owocuje, pieniądz procentuje

Gdy klimat sprzyja, ziemia jest zdrowa, mieszkańcy chcą i umieją na niej pracować, przyroda ma dość zasobów, ludzie wiedzą jak z nich mądrze korzystać oraz potrafią ze sobą współpracować – pieniądze (zewnętrzne) nie są niezbędnym czynnikiem do osiągnięcia powszechnej pomyślności.



Rys. po lewej przedstawia elementy niezbędne do funkcjonowania gospodarki. Jak widać same pieniądze nie wystarczą do jej sprawnego działania.


Kapitał finansowy należy do innej płaszczyzny niż kapitały składające się na kapitał realny. Nie należy go stawiać ani ponad (jak można by mylnie wywnioskować z tego rysunku, patrząc przez chory pryzmat pseudoliberalizmu), ani nie musi być on nawet czynnikiem równorzędnym z kapitałem realnym (zasoby naturalne, energia, ludzkie umiejętności i praca). Kapitał finansowy pełni bowiem wobec nich jedynie rolę pomocniczą i służebną, łącząc odległych od siebie ludzi i umożliwiając im współpracę.









Podobno Fenicjanie wynaleźli pieniądz, gdyż „płacenie” prostytutkom beczącymi koza i gdaczącymi kurami nie było „romantyczne”, wygodne i dyskretne. Zamiast tego zostawiali im metalowe blaszki, które rano mogły wymienić na targu na kozy czy kury. Pierwsze pieniądze przypominały więc np. rogatą krowią głowę. Być może stąd powstał pomysł, że skoro dając komuś na przechowanie stado krów, po roku można odebrać ich znacznie więcej, to tak samo mogą mnożyć się „rogate blaszki” – pieniądze. Jednak pieniądz sam w sobie nie ma tej cudownej cechy istot żywych, dlatego pobieranie odsetek od pożyczek jest tragiczną pomyłką – bogaci będą mieć go coraz więcej a biedni coraz mniej. Pieniądz, który naprawdę odzwierciedla realne dobra (a to tego został powołany), musi „rdzewieć”, ulegać entropii, tracić na wartości, tak samo jak niszczeje zawartość kopca ziemniaków, czy worka mąki (dlatego ruch reform pieniądza postuluje ujemne oprocentowanie – demurrage, deprecjacja). Co prawda nowoczesne produkty jak np. plastiki są dużo trwalsze, jednak wykonane z nich przedmioty szybko tracą na wartości: ubrania wychodzą z mody a komputery w rok po nabyciu stają się już „przestarzałe”. Podobnie trwała, konserwowa żywność, szybko jest wypierana przez kolejne „nowości”, „promocje” i „serie limitowane”.










Bez żadnej pracy ze strony pożyczkodawcy, w wyniku samego matematycznego działania odsetek i odsetek składanych, wartość pożyczonego pieniądza stale rośnie, a po przekroczeniu pewnego punktu, przyrost następuje w sposób dramatyczny (krzywa wykładnicza). Jedyną analogią w przyrodzie jest wzrost komórek rakowych, których ilość wzrasta aż do zabicia „nosiciela”. Zupełnie inaczej rosną zrównoważone byty przyrodnicze. Dziecko przez pierwsze lata rośnie dość szybko, potem coraz wolniej a od pewnego momentu wzrost ustaje. Tak więc pieniądz oderwał się od swej funkcji reprezentowania dóbr realnych a stał się bytem autonomicznym. Rozważ słowiańską zbieżność słów „(bog)actwo” i „z-boże”, co oznacza utożsamienie bogactwa z tym co realne i służy zaspokojeniu potrzeb. Porównaj: Adam Mickiewicz, „Księgi Narodu i Pielgrzymstwa Polskiego” XXIII: „A wy kupcy i handlarze (…) łaknący złota i papieru dającego złoto (…) A oto przyjdą dni, iż będziecie lizać złoto i żuć papier wasz a nikt wam nie przyśle chleba ani wody”; indiańskie proroctwo: „Dopiero gdy zginie ostatnie drzewo i ostatnia rzeka zostanie zatruta a ostatnia ryba zostanie złowiona, zrozumiemy, że pieniędzy nie można jeść”; czy oddająca tubylczą mentalność mowa przypisywana wodzowi Indian Seattle: „…jak można sprzedawać ziemię…”



Wystarczy tylko wykorzystywać własne zasoby odnawialne i nie sprowadzać ich z zewnątrz. Spowoduje to zatamowanie „wycieków”, dzięki czemu nasza gospodarka będzie mogła prosperować sama, napędzając w ten sposób rozwój kolejnych przedsięwzięć.

W Polsce, gdzie sektor rolny ma nadal ogromne znaczenie społeczno-gospodarcze, a liczba osób w nim zatrudnionych sięga 2,2 mln (tj. ok. 15,5% ogółu pracujących) i gdzie użytki rolne obejmują ponad połowę powierzchni kraju, kluczem do sukcesu jest przede wszystkim odpowiedni model gospodarki rolnej, oparty na lokalnych i odnawialnych zasobach i wykorzystujący naturalne techniki upraw. System ten jest szansą nie tylko na zachowanie bogatego krajobrazu przyrodniczo-rolnego, charakteryzującego się różnorodnością i liczebnością gatunków. Daje on także rolnikom możliwość uniezależnienia się od pochodzących z zewnątrz produktów – niezdrowych dla człowieka pestycydów i nawozów sztucznych, a także pasz, ziarna siewnego czy maszyn.

Także nabywanie produktów lokalnych, przede wszystkim żywności i korzystanie z miejscowych usług powoduje, że pieniądz pozostaje w lokalnym obiegu, przyczyniając się do wzbogacenia regionu i jego mieszkańców. Jak wykazały doświadczenia zachodnie, lokalna produkcja i konsumpcja żywności jest istotnym elementem zapobiegania marginalizacji mieszkańców wsi, tworzy nowe miejsca pracy także w mieście, uniezależniając społeczności od kaprysów rynku eksportowo-importowego i spekulacji giełdowych.


MNOŻNIK LOKALNEGO WYKORZYSTANIA PIENIĄDZA



W obu przypadkach do obiegu pieniężnego wchodzi 100 jednostek. W pierwszym – na miejscu zostaje z każdej transakcji 80%. Łącznie obsłużone zostają transakcje na sumę prawie 500 jednostek. Mnożnik lokalnego wykorzystania pieniądza wynosi więc 500 / 100 = 5

W drugim przypadku – na miejscu zostaje z każdej transakcji 20%. Łącznie obsłużone zostają transakcje na sumę 125 jednostek. Mnożnik lokalnego wykorzystania pieniądza wynosi więc 125 / 100 = 1,25




Wszelkie lokalne wybory konsumenckie sprzyjają szybszemu krążeniu pieniądza i pozostawaniu większej jego ilości w regionie, a to oznacza większą zasobność jego mieszkańców i instytucji, co oczywiście w efekcie umożliwia inwestycje i proekologiczne wybory mieszkańców, ożywienie rynku wewnętrznego i tym samym rozwój całej społeczności. Bowiem pieniądze, aby tworzyć dostatek, muszą krążyć, przepływać między ludźmi w kolejnych transakcjach. Ich powolna cyrkulacja wywołuje biedę tak samo, jak niedostatek czy brak pieniądza!

Rozwój lokalnego handlu i sprzedaży bezpośredniej można wspierać na wiele sposobów, które zostaną przedstawione w części praktycznej.

Z okresu międzywojennego znane są przypadki „emisji” niby-pieniądza przez ziemian, którzy przed sprzedaniem plonów nie mając gotówki by opłacić sezonowych robotników rolnym niezbędnych do wyhodowania i zebrania owych plonów, wypłacali pensje swoimi własnymi kwitami. Były one akceptowane przez kupców i karczmarzy (np. po 90 groszy za kwit o wartości złotówki), którzy po żniwach, po sprzedaży plonów, odsprzedawali je z powrotem ziemianom (np. po 1,1 zł). Najwyraźniej mimo niższej wartości kwitów cały ten system opłacał się i ziemianom, i robotnikom, i handlarzom. Prawdopodobnie ziemianin nie mógł lub nie chciał brać oprocentowanych pożyczek, np. w banku, by nie narażać się na utratę majątku.

Istniał też system składów konsygnacyjnych. Polegał on na tym, że punkt skupu, przyjmując od rolników zboże, z braku gotówki wydawał im kwity konsygnacyjne. Były one wystawione na okaziciela, krążyły więc jak normalna waluta, a rolnik nie musiał czekać by opłacić swe rachunki. Gdy magazyn sprzedał zboże i miał gotówkę, aktualny posiadacz kwitów mógł zamienić je na pieniądze. Ustawa o składach konsygnacyjnych czeka w Sejmie na uchwalenie od kilku lat.

Z kolei właściciel tartaku, nie mając wystarczająco dużo pieniędzy, żeby w pełni płacić swoim pracownikom, wydał im „czeki”, które były akceptowane przez miejscowy sklep (a potem wykupywane przez tartak). Tak więc, mimo niedostatku gotówki, pomiędzy kooperantami krążyła informacja, dzięki czemu mogli dalej jakoś prosperować. Ten lokalny pieniądz nie mógł bowiem „uciec” poza miejscową gospodarkę. Na pewno sytuacja pracowników zmuszonych do korzystania z jednego sklepu nie była komfortowa ale może i lepsze to niż zakupy „na kreskę w zeszycie”, jakże popularne w wiejskich sklepikach.


Bardzo ważnym elementem rozwoju gospodarki lokalnej są silne więzy międzyludzkie. Wspomagając spójne funkcjonowanie społeczności lokalnej na zasadach wzajemnego zaufania, pomocy sąsiedzkiej i współpracy, potęgują rozwój oparty na zasadach zrównoważonej gospodarki na szczeblu lokalnym. Przyczyniają się więc do podejmowania nowych inicjatyw, powstawania związków nieformalnych, a także organizacji społecznych. Silne grupy rolnicze, spółdzielnie, stosowanie form demokracji uczestniczącej, to wszystko wpływa na wzmacnianie struktur społecznych, a tym samym na poprawę funkcjonowania gospodarki. Jest to więc kapitał niezastąpiony.

W idei lokalnej gospodarki nie chodzi jednak o tworzenie całkowicie niezależnych, odizolowanych społeczności. Są produkty, usługi, których się nie da, bądź nie opłaca wytwarzać lokalnie. Chodzi więc o to by w pierwszej kolejności zwrócić się ku zasobom i możliwościom, jakie niesie lokalne środowisko i gospodarka, a dopiero później uzupełniać braki poprzez „import”.

Systemy znakowania produktów, etykiety i inne symbole służą podnoszeniu wartości lokalnej żywności przed sprzedaniem jej na zewnątrz.

Tak samo agroturystyka i ekoagroturystyka są dochodowymi a jednocześnie przyjaznymi środowisku metodami służącymi do zrównoważenia wypływów kapitału na zewnątrz. Ekoagroturystyka opiera się na gospodarstwach ekologicznych, agroturystyka nie stawia takiego wymogu. Niestety, zdarza się, że narażają one rolnika na konieczność spełniania wyśrubowanych wymogów obliczonych na masową działalność gastronomiczną (słynny HACCP), lub powodują, że rolnicy porzucając uprawę ziemi uzależniają się od dopływu gotówki od „letników”, którzy mogą przecież przestać przyjeżdżać wskutek zmiany sytuacji finansowej czy mody. Bywa też, że na wsiach powstają hoteliki, dla których dokupuje się ziemię by spełnić pozory „agro”turystyki. Wręcz pojawiają się agencje towarzyskie działające pod tym szyldem i wyłudzające dotacje.

Zresztą, nie zawsze wpływy z turystów są wystarczającym dodatkiem do produkcji rolnej. Dlatego w niektórych rejonach, gospodarstwa wykazują różne inne inicjatywy by przyciągnąć turystów, np. łączą się w sieci ścieżek rowerowych (projekt Greenways) uatrakcyjniając ofertę turystyczną (W okolicy Kluczborka, w takiej inicjatywie bierze udział 6 gospodarstw. W trakcie przejażdżki rowerem turyści/konsumenci mogą porozmawiać z rolnikami, kupić produkty i skorzystać z innych usług świadczonych przez rolników.) lub prowadzą zajęcia z edukacji ekologicznej dla szkół (np. „Zielone szkoły” – także w gospodarstwach ekologicznych nie prowadzących działalności turystycznej). Ważne by były to prawdziwe gospodarstwa, prowadzące działalność rolniczą a nie „skanseny” czy „mini-zoo”. „Nie samym chlebem człowiek żyje”: istnieje mnóstwo przykładów pozarolniczej działalności na wsi (patrz publikacja: „Pomysły na przedsiębiorczość na wsi” czy baza danych Agrinpol). Z jednej strony świadczy to o tym, że mieszkańcy wsi nie mogą już wyżyć ze swej podstawowej działalności, z drugiej jest wyrazem ich ogromnych aspiracji i kreatywności – pokazuje wielofunkcyjny charakter wsi i różnorodność „produktów”, jakie oferuje ona społeczeństwu.

Dodatkowym dochodem dla rolnika może być także uprawa roślin na biopaliwa czy do modnego na Zachodzie ekobudownictwa oraz dopłaty do zalesień (przy czym należy pamiętać, że i tu urzędnicy potrafili sprawić ekologom niespodzianki w postaci dotowania sadzenia leśnej monokultury w miejscu po świeżo wyciętym starym lesie czy na cennych ekosystemach jak mokradła i polany).

Dotacje i kredyty preferencyjne dla rolnictwa ekologicznego z Wojewódzkich Funduszy Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, dotacje z programów rolno-środowiskowych oraz dofinansowanie do uprawy i hodowli zachowawczej ginących gatunków roślin i zwierząt mogą być dodatkowym zastrzykiem gotówki dla rolnika ale też źródłem problemów z biurokracją. Tak więc wielu rolników świadomie rezygnuje ze starań o dotacje, a w niektórych krajach powstają nawet „strefy wolne od UE” obok „stref wolnych od organizmów zmodyfikowanych genetycznie”.


Pojęcie lokalności jest do pewnego stopnia intuicyjne. Nie można wytyczyć ścisłej granicy co jeszcze jest lokalne a co już nie. Jest to bowiem uwarunkowane nie tylko geograficznie ale też kulturowo i historycznie. Przyjmuje się zwykle odległość ok. 50 – 100 km między miejscem produkcji (i przetwórstwa) a miejscem konsumpcji, choć niektórzy działacze twierdzą, że ta druga odległość jest za duża. Jednak w dzisiejszych zglobalizowanych realiach może być trudno znaleźć w pobliżu dostatecznie dużo ciekawych i chętnych do współpracy producentów by zadowolić klientów. Na tym etapie promocji lokalności są to sprawy dość umowne i być może wymagające dalszych badań. Na pewno lepiej wybrać małego czy średniego przetwórcę nastawionego na lokalny rynek, odległego o 50 km niż dużą firmę zlokalizowaną po sąsiedzku a nastawioną na rynek globalny. Bowiem ważniejsze jest, by – jak we wszystkim co dotyczy ekologii – zadawać głębokie pytania, patrzeć na problem całościowo i nie dać się zwieść pozorom, takim jak np. czosnek kupiony na tradycyjnym targu w podkrakowskiej wsi z adresem lokalnego gospodarstwa na opakowaniu, na którym małymi literami dopisano „Made in China”, lub firmie sprzedającej w Kalifornii przecier pomidorowy „z kalifornijskich pomidorów”. Cóż z tego, skoro pomidory te są przerabiane na przecier w Kanadzie? Nie lepiej więc, by tam został on zjedzony niż wracał do Kalifornii udając lokalną żywność? Można jeszcze dodać pytania: skąd pochodzą dodatki do przecieru, gdzie są wyprodukowane opakowania a gdzie etykiety.

Oddziaływanie granic administracyjnych i politycznych jest także kwestią sporną. Czy polski rolnik spod Zgorzelca, sprzedając żywność sąsiadom mieszkającym 10 km od niego, lecz już za Nysą Łużycką, w Gorlitz działa lokalnie? Z jednej strony na pewno tak, z drugiej jednak podatki towarzyszące takim transakcjom będą wędrowały do Berlina a nie do Warszawy i nie wrócą już do Zgorzelca w postaci rządowych subsydiów.


Rolnictwo zrównoważonego rozwoju

Zasada zrównoważonego rozwoju, której treść widnieje w Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej, oznacza taki model gospodarowania, który dąży do rozwoju trzech kluczowych obszarów działalności człowieka: rozwoju gospodarczego i równomiernej dystrybucji korzyści, ochrony zasobów naturalnych i środowiska, a także rozwoju społecznego. Działania te mają prowadzić do poprawy jakości życia ludzi na całym świecie bez rabunkowej eksploatacji ziemskich zasobów naturalnych zaspokajając w ten sposób potrzeby obecnego pokolenia i nie pozbawiając możliwości przyszłych pokoleń do zaspokojenia ich potrzeb.

Rolnictwo zrównoważonego rozwoju jest sposobem gospodarowania ziemi minimalizującym negatywne oddziaływania na środowisko. Jego celem jest ochrona zasobów ziemi, wód a także zasobów genetycznych roślin i zwierząt. Jest to jednocześnie system właściwy pod względem technicznym, rentowny i odpowiedni społecznie. Nie należy zapominać, że rolnictwo zrównoważone jest także filozofią opartą na ludzkich potrzebach i zrozumieniu wpływu działalności człowieka na środowisko i inne gatunki.

Formą gospodarki rolnej opartej na zasadzie zrównoważonego rozwoju jest rolnictwo ekologiczne. W definicji rolnictwa ekologicznego przyjętej przez Komisję Kodeksu Żywnościowego Światowej Organizacji ds. Rolnictwa i Żywności oraz Światową Organizację Zdrowia jest ono całościowym systemem gospodarowania, wspierającym różnorodność biologiczną, cykle ekologiczne i biologiczną aktywność gleby. Uwzględnia również fakt, że regionalne uwarunkowania wymagają odpowiednich systemów lokalnych.

Celem rolnictwa ekologicznego jest więc produkcja żywności oraz innych surowców rolniczych o wysokich walorach odżywczych i w dostatecznej ilości z uwzględnieniem lokalnych warunków ekologicznych, społecznych i ekonomicznych. Prowadzi to do ochrony żyzności gleby jako podstawy życia i ekonomicznej aktywności przyszłych pokoleń, ochrony a także dążenia do utrzymania bogactwa gatunkowego roślin i zwierząt obszarów wiejskich, efektywnego zużycia surowców odnawialnych bez przekraczania ich zdolności regeneracyjnych, kształtowania i pielęgnacji bogatego, zróżnicowanego krajobrazu rolniczego, a także zapewnienia producentom rolnym godnego życia, w ONZ-owskim rozumieniu praw człowieka, odpowiednich dochodów oraz satysfakcji wynikającej, między innymi, z udziału w ochronie przyrody i poczucia wysokiej rangi wykonywanego zawodu.

Rolnictwo ekologiczne poprzez swój charakter wspiera wielofunkcyjny, oparty na zasadach gospodarki lokalnej rozwój wsi. Poprzez pracochłonność gwarantuje więcej miejsc pracy niż rolnictwo wielkoprzemysłowe, wymusza powstawanie lokalnych przetwórni i nowych rozwiązań handlowych w celu oddzielenia produktów ekologicznych od konwencjonalnych. Stwarza także możliwości rozwoju ekoagroturystyki.

Produkcja metodami ekologicznymi w obrębie gospodarstwa odbywa się wg ściśle określonych zasad. Najważniejsze z nich to stosowanie nawozów naturalnych, urozmaicony płodozmian, dążenie do zamknięcia obiegu materii oraz odpowiedni dobór gatunków roślin i zwierząt ze szczególnym uwzględnieniem ras i odmian miejscowych. Kluczową rolę odgrywają zasoby własne gospodarstwa, takie jak resztki pożniwne, nawozy zwierzęce, rośliny motylkowe wiążące azot, nawozy zielone. Nawozy mineralne (np. mączka bazaltowa lub dolomitowa) i inne nawozy „z zewnątrz gospodarstwa” są stosowane uzupełniająco. Mozaika upraw, w której ważne miejsce zajmują rośliny strukturotwórcze, a także stosowanie poplonów, międzyplonów i wsiewek po to, by przez większą część roku gleba była osłonięta, to podstawa równowagi biologicznej ekosystemu rolnego, a także istotny element hamujący rozwój chwastów. Obowiązuje tu bowiem zasada zapobiegania zamiast zwalczania chwastów i szkodników upraw. Jeśli zajdzie jednak potrzeba ich eliminacji należy stosować metody mechaniczne i środki biologiczne. Nie używa się herbicydów, pestycydów, nawozów przemysłowych, ani innych syntetycznych środków ochrony roślin, czy regulatorów wzrostu.

Polacy coraz chętniej kupują zdrową, ekologiczną żywność. Przestawienie gospodarstwa na rolnictwo ekologiczne trwa w naszym kraju minimum dwa lata, po których rolnik uzyskuje tzw. certyfikat zgodności. Jest on ważny przez 1 rok, po którym należy poddać gospodarstwo kolejnej kontroli. Certyfikacją jak i kontrolowaniem zajmują się tzw. jednostki certyfikujące. Kontrole dotyczą sposobu produkcji, a nie produktu końcowego. Ich przeprowadzenie jest płatne a koszty częściowo są zwracane rolnikom z budżetu państwa. Certyfikowane gospodarstwa, przetwórnie czy hurtownie mają prawo do oznakowania swych produktów jako „wytworzonych metodami ekologicznymi” i opatrzenia ich znakiem instytucji certyfikującej. Instytucji wydających atesty jest kilka. Z pewnością najlepiej zaopatrywać się w te, które mają nie tylko numer certyfikatu ale pochodzą od producenta zrzeszonego w organizacji rolników ekologicznych (gwarantuje to spełnianie kryteriów surowszych niż ustawowe minimum).

Podstawowymi aktami prawa polskiego, regulującym zasady produkcji ekologicznej oraz kontroli i certyfikacji gospodarstw jest Ustawa o rolnictwie ekologicznym z dnia 16.3.2001 oraz Rozporządzenie Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi z dnia 13.5.2002 w sprawie szczegółowych warunków wytwarzania produktów rolnictwa ekologicznego. Na ich podstawie rolnik ma prawo do otrzymania dopłat do rolnictwa ekologicznego. Dopłaty realizowane są w 2 roku przestawienia gospodarstwa i po uzyskaniu certyfikatu. Ich stawki zależne są od rodzaju upraw i wielkości gospodarstw, zaś wielkość ustalana jest każdego roku przez Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi i publikowana w Dzienniku Ustaw.

W państwach członkowskich UE podstawowym zapisem prawnym dotyczącym zasad rolnictwa ekologicznego, jak i wymagań dotyczących inspekcji i certyfikacji produktów, jest Rozporządzenie 2092/91 z dnia 24.6.1991. Reguluje ono zasady „wejścia” produktów ekologicznych na rynek europejski. Punktem wyjścia tych regulacji były Założenia rolnictwa ekologicznego opracowane przez Międzynarodową Federacją Rolnictwa Organicznego IFOAM (International Federation of Organic Agriculture Movements). Organizacja ta powstała w 1972 roku, w tym momencie skupia ok. 700 organizacji członkowskich z ponad 100 krajów. Polskim członkami IFOAM są Stowarzyszenie Producentów Żywności Metodami Ekologicznymi EKOLAND z siedzibą w Przysieku k. Torunia i Polskie Towarzystwo Rolnictwa Ekologicznego z siedzibą w Lublinie. Rozwój IFOAM na tak ogromną skalę odzwierciedla globalny rozwój rolnictwa ekologicznego. Nie kwestionując zasług tej organizacji w powstaniu i rozpowszechnieniu tego przyjaznego dla środowiska i uznanego w świecie systemu produkcji rolnej, nie powinniśmy zapominać, że rolnictwo ekologiczne tylko wtedy jest w stanie spełniać swą główną rolę (tj. wytwarzać żywność zdrową dla środowiska i ludzi) jeśli jego rozwój odbywa się w skali lokalnej z uwzględnieniem lokalnych warunków ekologicznych, społecznych i ekonomicznych. Niestety w polskich sklepach, także tych „ekologicznych”, coraz częściej można znaleźć żywność ekologiczną głównie sprowadzaną z zagranicy. Oznacza to, że produkty te nierzadko są transportowane przez tysiące kilometrów. Zdarza się też, że pochodzą z ogromnych monokulturowych (choć niezchemizowanych) gospodarstw, których wielu z nas raczej nie nazwałoby ekologicznymi. Przemysłowa, na wielką skalę produkcja ekologicznej żywności stała się bowiem lukratywnym biznesem zależnym od wielkich firm i hipermarketów. Producenci podlegają naciskom przestawienia się na wyspecjalizowaną produkcję. W efekcie staje się ona coraz mniej zróżnicowana, a więc i mniej zdrowa dla środowiska i ludzi niż ta produkowana na skalę lokalną, kierowana bezpośrednio do konsumentów lub mniejszych, lokalnych sklepów. Taka certyfikowana lecz zglobalizowana żywność traci swój efekt „ekologiczny”. Natomiast lokalna żywność kładzie akcent na inny aspekt „ekologiczności”.

Ochrona środowiska

Rolnictwo jest specyficznym sektorem gospodarki, różni się od innych tym, że nie zależy wyłącznie od jakości działań podejmowanych przez człowieka. Jest on bowiem jedynie uczestnikiem i koordynatorem zachodzących zmian, ale to nie on wpływa na całkowity przebieg procesów prowadzących do powstania żywności. Wiąże się to z faktem, iż gospodarka rolna wykazuje ścisłą zależność od uwarunkowań środowiska przyrodniczego i jego przemian. Warto zaznaczyć, że jednocześnie ma ogromny wpływ na jakość tych przemian. W odróżnieniu od innych dziedzin gospodarki, rolnictwo natrafia na naturalne bariery wzrostu. Nie może więc z nimi konkurować. W związku z tym jego rola powinna zostać przedefiniowana, tak aby element środowiskowy był jej nieodzowną częścią.

Ekologiczne i tradycyjne metody uprawy minimalizują negatywny wpływ na otaczające nas środowisko. Nie dochodzi bowiem do takich destrukcyjnych procesów jak zanik bioróżnorodności, eutrofizacja zbiorników wodnych, zanieczyszczenie wody pitnej, erozja gleby, czy niszczenie krajobrazu rolniczego. W Polsce nie mamy do czynienia jeszcze z intensyfikacją rolnictwa na szeroką skalę. Tak więc szkodliwe zmiany w środowisku jeszcze nie nastąpiły. Warto jednak zdać sobie sprawę z tego, że fakt ten zawdzięczamy głównie tzw. produkcji chłopskiej. Tradycyjne gospodarstwa rodzinne produkujące zdrową żywność na potrzeby własne bądź lokalnych społeczności nie muszą posiadać ekocertyfikatów by być w dużej mierze przyjazne środowisku. Produkcja lokalnej żywności jest ekologiczna sama w sobie. Nie wymaga ona bowiem długodystansowego transportu, nadmiaru opakowań, konserwantów i mrożenia. Użycie nawozów sztucznych, chemicznych środków ochrony roślin czy GMO jest tu ograniczone chociażby przez tzw. „sąsiedzką kontrolę”. Łatwiej bowiem sprawdzić warunki produkcji, gdy odbywa się ona w pobliskiej wsi a nie na drugim końcu świata, kiedy można polegać jedynie na deklaracjach na etykietach. Także producent bardziej dba o „ekologiczność” swych produktów, wiedząc, że trafią one do jego znajomych, sąsiadów, osób zamieszkujących wspólną ziemię a nie do ludzi z odległych rejonów, z którymi nie ma emocjonalnego związku. System ten jest więc bardziej transparentny a dodatkowo sprzyja zainteresowaniu dalszymi aspektami ekologii jak certyfikacja. Lokalna produkcja rolna, a więc nie nastawiona na dalekie rynki, odbywa się zwykle w gospodarstwach o małym areale, zróżnicowanej produkcji, mało zmechanizowanej i mało a często w ogóle nie zchemizowanej. To dodatkowe aspekty chroniące środowisko (bioróżnorodność). Mniejsza ilość chemii to oczywiście także dodatkowy plus dla zdrowia klientów i ułatwienie w przestawianiu na produkcję w pełni ekologiczną, której efekt może zostać jednak zatracony w przypadku ukierunkowania certyfikowanej produkcji na odległe rynki i eksport.

Paradoksy transportu i iluzja wyboru

Długodystansowy transport produktów spożywczych zwiększył się w systemie zcentralizowanych supermarketów. Jednocześnie supermarkety – naciskane przez udziałowców – szukają możliwości obniżenia cen i coraz częściej zaopatrują się w krajach, gdzie siła robocza jest tańsza, tym samym eliminują z biznesu miejscowych producentów. Nawet w obrębie jednego kraju produkty spożywcze przewożone są na ogromne odległości, z punktu odbioru do głównego punktu dystrybucji, do regionalnych punktów dystrybucji i z powrotem, zanim w końcu trafią do supermarketów, znajdujących się zaraz za rogiem pola, na którym powstały. Tym bardziej dotyczy to produktów importowanych, które są przewożone tysiące kilometrów po całym świecie, a które są lub mogą być produkowane w naszym kraju lub zastąpione krajowymi odpowiednikami. Jest to ewidentny paradoks, zwłaszcza w epoce globalnych zmian klimatycznych.

Powstaje pytanie, czy zmniejszenie transportu żywności nie ograniczy naszego wyboru na sklepowych półkach? Niejednokrotnie te tzw. „możliwości wyboru” mają wątpliwy charakter i wartość. Czy np. półka zapełniona dziesiątkami rodzajów makaronów z całego świata wyprodukowanych z tych samych surowców a często przez te same firmy a różniące się logo, wielkością i rodzajem opakowania to ten wybór, o który nam chodzi? To, co zaczyna się jako wybór, staje się przymusem gdy hipermarkety doprowadzają do bankructwa lokalnych producentów i sklepikarzy. Już teraz w wiejskich sklepikach trudno kupić cokolwiek prócz chipsów, konserw i pomidorów (oczywiście sprowadzonych z odległości setek kilometrów). Słabe zaopatrzenie i brak lokalnych produktów w wiejskich sklepikach bynajmniej nie jest wynikiem tego, że mieszkańcy wsi są samowystarczalni i obywają się bez sklepowych zakupów. W wielu wsiach krowy stały się rzadkością, mleko kupuje się w kartonie w miasteczku. Podobnie z warzywami, które kupuje się w mieście, za zarobione w fabryce pieniądze lub za rentę dziadka, podczas gdy ziemia leży odłogiem, gdyż mieszkańcy wsi pracują w mieście lub pozostają pogrążeni w maraźmie. I pomimo, że nie wszystko to jest wynikiem globalizacji, bynajmniej nie jest to tylko specyfika popegieerowskich wsi. Jose Bove wspomina poważnego hodowcę zbóż we Francji, który zbankrutował i zaczął korzystać z posiłków oferowanych biedakom przez pomoc społeczną, mimo, że mieszkał na farmie. Zatracił on na tyle zdolność refleksji, że nie pomyślał nawet o tym, aby założyć zwykły ogródek z warzywami („Obywatel” 4/2002).

Na szczęście wciąż są wsie jak Łącko, która nie tylko słynie ze śliwowicy ale gdzie w większości gospodarstw piecze się chleb, a w wiejskim sklepie sprzedaje się zaledwie kilka bochenków „miastowego” pieczywa.