BZB nr 26 - My, zwierzęta


DAJMY IM ŻYĆ

Paweł Urban

Rozkładające się szczątki ptaków to ostatnio nierzadki widok na ulicach naszych miast.

Ptaki, obok ssaków, są najbardziej reprezentatywną grupą zwierząt w każdym środowisku. Najłatwiej je też zaobserwować, gdyż osiedlają się na różnych terenach. Szlaki ich lotów przebiegają też przez miasta. Gdzie tylko pojawią się drzewa - niewielki kawałek flory, pojawiają się też ptaki. Nie trzeba ich więc specjalnie poszukiwać. Środowiska swojego pobytu ożywiają śpiewem charakterystycznym dla tej grupy, zachowaniem się, a często też barwnym upierzeniem. Egzystując z dnia na dzień, rzadko zdajemy sobie sprawę z roli ptaków w naszym życiu.

Ptaki mają dla nas jednak dużo większe znaczenie. W badaniach nad degradacją środowiska naturalnego są traktowane jako wskaźniki zdrowotności życia przyrodniczego na danym terenie. Jakościowa i ilościowa ocena populacji awifauny, czyli ogółu ptaków zamieszkujących dany teren, pozwala określić jego bogactwo przyrodnicze. Zasobność biotopu w ptaki śpiewające, wskazuje na jego bogactwo zarówno wśród fauny, jak i flory. Przykładowo, ptaki owadożerne żywią się owadami. Występowanie tych ptaków jest więc uwarunkowane obecnością gamy gatunkowej owadów. Istnienie owadów wiąże się z kolei z rozwiniętym światem roślin na badanym obszarze. Obserwacje ornitologiczne pozwalają więc określić stan degradacji przyrody.

Duże znaczenie ptaków zarówno w aspekcie globalnym, jak i w przypadku naszego państwa jest oczywiste. Postępujące skażenia zarówno pośrednio, jak i bezpośrednio wywołują masowe wymieranie ptaków.

MASOWE WYMIERANIE PTAKÓW

Zanieczyszczenia środowiska substancjami chemicznymi powodują obniżenie jakości pokarmu tych zwierząt, co w znacznym stopniu utrudnia ich egzystencję. Niektóre gatunki mają bardzo skromne potrzeby życiowe i potrafią osiedlać się w miejscach o niesprzyjających warunkach środowiskowych. Dlatego tak duże znaczenie mają wszelkie drzewa rosnące w miastach, które są schronieniem dla tej grupy zwierząt. Zła jakość pokarmu oraz brak roślinności, stanowiącej schronienie, staje się przyczyną wymierania ptaków na zurbanizowanych terenach.

ROZKŁADAJĄCE SIĘ SZCZĄTKI PTAKÓW

To ostatnio nierzadki widok na ulicach naszych miast. Widok ten przeraża niektórych przechodniów. Inni po prostu nie zwracają na to uwagi. Wiele ludzi wolny czas spędza poza miastem. Dla nich obszar zurbanizowany spełnia więc funkcje czysto utylitarne. Należy jednak pamiętać, że znaczna grupa ludzi nie wyjeżdża często z miasta i dla nich uliczne spacery są główną formą czynnego odpoczynku. Śpiew ptaków uwalnia od codziennych stresów i zapewnia znakomity wypoczynek psychiczny. Nawet Le Corbusier - słynny architekt francuski - wypowiadał się na temat wymagań naszej cywilizacji wobec obszaru mieszkalnego. Każdy powinien mieć dostęp do przyrody - zarówno tej nieożywionej, jak i nieożywionej. Jak zapobiec takiemu stanowi rzeczy? Przede wszystkim należy postarać się o wygospodarowanie miejsca na zasadzenie drzew. Drugie zadanie - to redukcja emisji zanieczyszczeń, które są jedną z głównych przyczyn wymierania ptaków w miastach.

Ptaki to jedne z najpiękniejszych istot, więc powinniśmy o nie zadbać. One same są dalekie od realizacji hiczkokowskiej wizji ptasiej zagłady, gdyż jak na razie to człowiek jest ich wrogiem "numer jeden".

rysunek 1

Rys. Jarek Gach


BRZYDALE NA WYMARCIU

Artur Lata "DITU"

Swoim wyglądem budzą obrzydzenie, uchodzą za monstra i potwory, nikt się za nimi nie ujmuje, a tymczasem grozi im zagłada! rysunek 2

Gdyby rekin miał trąbę i piękne, duże uszy, dawno już znalazłby się na "czerwonej liście" gatunków zagrożonych zagładą - twierdzi Georg Schwede ze Światowej Organizacji Ochrony Przyrody WWF (World Wide Fund for Natura), rozżalony emocjonalnym podejściem do zwierząt. To jasne, że "przytulanki" - słonie, foki i misie bardziej przemawiają do wyobraźni i łatwiej nakłonić ludzi do ratowania takich gatunków, niż np. rekina i innych, mniej sympatycznych stworów, dla których bliska jest godzina zagłady. Na negatywny stosunek do "bestii mórz" wpłynęły też na pewno hollywoodzkie horrory. Rekiny, a głównie biały rekin, który osiąga długość do 8 m., są bezlitośnie tępione, tak, że zagrożone wyginięciem jest już ok. 100 na 350 występujących gatunków tych ryb. Tymczasem ataki rekina na człowieka (ok. 175 przypadków w ciągu ostatnich 5 lat) wynikają z niefrasobliwości tego ostatniego. Rekiny przyciągane są do nabrzeży przez pływające w wodzie odpadki, a swoiste pole elektryczne powoduje, że drażnią je gwałtowne ruchy pływających ludzi. Jeżeli idą się oni kąpać mimo ogłoszonego alarmu (np. na Florydzie czy w Kalifornii), sami prowokują drapieżnika. Szczególnie wtedy, gdy mają świeże zadrapania na skórze. Rekiny wyczuwają krew rozcieńczoną w stosunku 1 do miliona! Wyrokiem na rekina stały się też wytwarzane z jego chrząstek "cudowne leki", którym mimo całkowicie odmiennych wyników badań naukowych przypisuje się skuteczność w leczeniu raka i chorób kręgosłupa. rysunek 3

Rekiny są istotami doskonale przystosowanymi do swego środowiska. Zamieszkują morza już od 35 mln lat i nie uległy większym zmianom przez ten czas. To wyjątkowo udany produkt ewolucji. Spotykamy je we wszystkich niszach ekologicznych oceanu, od wybrzeży i raf koralowych aż po szerokie wody i głębiny. Zależnie od gatunku ich długość waha się od 1do 18 m, a waga od 4 kg do 40 t. To doskonali myśliwi, ale tylko niewiele gatunków jest niebezpiecznych dla człowieka. Np. rekin młot, rekin błękitny, rekin ludojad. Niestety, to człowiek zabija o wiele więcej rekinów. Rekiny raczej nie atakują ludzi, nieszczęśliwe wypadki zdarzają się zazwyczaj pływakom na powierzchni albo nurkom, którzy polują pod wodą i mają ze sobą ranne ryby. Nie są w żaden sposób "krwiożercze" - zabijają, aby zdobyć pożywienie, a jedzą niewiele. Ich poziom metabolizmu jest niski: długo obywają się bez pożywienia, atakują tylko wtedy, kiedy pewne są zdobyczy. Także łatwo się zniechęcają. Ich mózg jest zbyt prymitywny, żeby odczuwać nienawiść, okrucieństwo itp. uczucia, które im się przypisuje. Jak wszystkie drapieżniki, mają do spełnienia istotną funkcję: eliminują zwierzęta słabe i chore. Taka naturalna selekcja przyczynia się do polepszenia jakości genetycznej gatunków, na które polują. Nie są to jakieś "diaboliczne stwory", lecz po prostu istoty mięsożerne. Nie można obwiniać ich za sposób odżywiania, w który wyposażyła je natura.


Andrzej Kopliński

CO DALEJ Z PSZCZYŃSKIM STADEM ŻUBRÓW?

Na terenie Nadleśnictwa Pszczyna w woj. katowickim od grudnia 1996 r. istnieje rezerwat przyrody "Żubrowisko" o pow. ponad 740 ha dla żubrów należących do Ojcowskiego Parku Narodowego. Planuje się ograniczenie ilości żubrów do 30 pustoszą one florę, pożerając i zadeptując głównie sadzonki drzew liściastych. W rezerwacie rosną głównie sosny z domieszką dębów, brzóz, modrzewi, olch, buków, grabów, lip. Powstał dylemat, czy wzbogacić żubrom menu przez dosadzanie wierzb, topoli, dzikich grusz, jabłoni, czy na terenach przez nie niszczonych i bezskutecznie zalesianych założyć łąki i pastwiska. W przypadku zgubnego wpływu żubrów na florę pszczyńską, ich nadmiar ma być umieszczony w zagrodzie pokazowej lub w zoo. Żubry w lasach pszczyńskich żyją od 1865 r., kiedy sprowadzone zostały z Puszczy Białowieskiej. Gdy stado białowieskie uległo wojennej zagładzie, w podtrzymaniu gatunku żubra nizinnego znaczącą rolę odegrały żubry pszczyńskie z Ośrodka Hodowli Żubra Ojcowskiego Parku Narodowego.

rysunek 4

Rys. a.s. (BirdService)


COŚ DLA MIŁOŚNIKÓW
KSIĄŻEK O ZWIERZĘTACH

Renata Fiałkowska

Obecnie w księgarniach jest dużo książek - wśród nich można doszukać się naprawdę wartościowych pozycji, które trzeba przeczytać, a najlepiej mieć je w swojej biblioteczce.

Do takich należą: moja ulubiona Księga z San Michele Axela Munthe'a, o której pisałam w ZB nr 10(88)/96, s.82 (niestety, nie można jej dostać - mam nadzieję, że tylko chwilowo) oraz Jeana Prieura Dusza zwierząt - wyjątkowa książka, którą powinien przeczytać każdy, a szczególnie posłowie. Może po przeczytaniu tej książki poruszą się ich serca i wreszcie zdecydują się uchwalić ustawę o ochronie zwierząt. Czekamy na nią bardzo długo. Chyba nikt nie wątpi, że zwierzęta odczuwają ból, a niestety u nas bardzo często traktowane są jak nic nie czujące rzeczy. Od decyzji posłów zależeć będzie los zwierząt w Polsce przez wiele najbliższych lat.

Ostatnio ukazała się książka o bardzo podobnym tytule - Dusze zwierząt. Zwierzęta baśniowe. Symbolika zwierząt. Zwierzęta i wierzenia. Inteligencja i dusza zwierząt - Nicholasa J. Saundersa. Nie jest to książka do poduszki, ale jest to ciekawa pozycja, którą warto mieć w domu. Można się z niej dowiedzieć bardzo dużo o zwierzętach, między innymi o: ośmiornicy, pająku, skorpionie, byku, wielorybie i delfinie, a nawet o wilkołaku, smoku i feniksie. W formie prawie encyklopedycznej, z wieloma kolorowymi ilustracjami autor przekazuje szereg wiadomości o zwierzętach. Książka przedstawia rozmaite sposoby postrzegania przez ludzi świata zwierząt, uwzględniając wiele tradycji zarówno starożytnych kultów zwierząt i związanych z nimi mitów, jak i żywych do dzisiaj wierzeń różnych społeczności plemiennych i koczowniczych.

Aż dziwne, że w stosunkowo niewielkiej książce zmieściła się tak duża ilość wiadomości i ilustracji. Muszę dodać, że książka jest wydana na pięknym papierze i może być bardzo miłym prezentem dla kogoś, kto interesuje się nie tylko ewolucją zwierząt, historią ich udomowienia, ale również symboliką zwierząt i baśniami na ich temat.


Nicholas J. Saunders, Dusze zwierząt. Zwierzęta baśniowe. Symbolika zwierząt. Zwierzęta i wierzenia. Inteligencja i dusza zwierząt, Wyd. "Świat Książki", Warszawa 1996.

"REGUŁA PRZETRWANIA" DRÖSCHERA,
CZYLI: CZEGO MOGĄ NAUCZYĆ NAS ZWIERZĘTA

Aleksandra Wagner
Katedra Kształtowania i Ochrony Środowiska
Akademia Górniczo-Hutnicza
al. Mickiewicza 30, paw. C-4, 30-059 Kraków
tel. 0-12/17-22-54 2 fax 0-12/33-07-17
e-mail: awagner@uci.agh.edu.pl

Często gdy obserwujemy zachowanie ludzi, przychodzą nam na myśl skojarzenia ze światem zwierząt. Mówimy: "Człowiek człowiekowi wilkiem" czy bardziej konkretnie: "Iksiński zachował się jak świnia". Jeśli spotykamy się z upadkiem norm moralnych, ubolewamy nad "zezwierzęceniem" - świadomie bądź nieświadomie sugerując, iż umiejętność współżycia w grupie jest cechą wyłącznie ludzką. Vitus B. Dröscher w swej książce Reguła przetrwania udowadnia, że mniemanie nasze jest błędne.

Przytacza on szereg udowodnionych naukowo faktów ze świata zwierząt (m.in. właśnie wilków), które wskazują na niezwykle zgodne współżycie członków stada. Owa harmonia, przewyższająca znacznie stosunki panujące w przeciętnej grupie ludzkiej, stanowi u zwierząt raczej regułę niż wyjątek. Nie wynika ona bynajmniej z jakiegoś poczucia moralności wśród zwierząt, ale właśnie z reguły przetrwania, do której autor odwołuje się w tytule. Wielka liczba podanych w książce przykładów ukazujących różne gatunki zwierząt przekonuje nas, iż zazwyczaj osobnik postępujący egoistycznie działałby przeciw sobie samemu, tak więc dla własnego dobra opłaca się być altruistą. W innych przypadkach zachowań altruistycznych domaga się dobra grupy, ale i takie sytuacje można wyjaśnić pobudkami egoistycznymi. Bez grupy przecież pojedynczy osobnik ma na ogół małe szanse przetrwania.

Ale jak wytłumaczyć sytuacje, w których członek stada w jego obronie poświęca własne życie? Sądzę, że w tym miejscu tkwi główna słabość interesującej skądinąd i wartościowej faktograficznie książki Dröschera: nie uwzględnia on podstawowego dylematu, jaki stanął przed biologami ewolucyjnymi od lat 70. Do tego bowiem czasu uczeni z jednej strony akceptowali teorię doboru naturalnego i "walki o byt", z drugiej zaś strony opisywali przypadki zachowań altruistycznych, kwitując jedynie, że "służą one dobru gatunku", przy czym samo to pojecie nie było precyzowane. Dröscher nie wspomina wprawdzie o "dobru gatunku", ale też nie przedstawia przekonującego wyjaśnienia, dlaczego jedni członkowie grupy poświęcają się na rzecz innych. Jeśli wygraną w walce o byt jest zostawienie jak największej liczby potomstwa, to jedynym popieranym przez dobór poświęceniem byłoby pomaganie własnym dzieciom i ewentualnie partnerowi w okresie rozrodu. Nawet zachowania altruistyczne dobre dla grupy - w tym dla altruisty - w świetle teorii doboru międzyosobniczego okazują się nietrwałe. Model matematyczny pokazuje, że jeśli w takiej populacji pojawi się złośliwy, egoistyczny mutant, będzie on wygrywał, nawet jeśli tracić będą wszyscy (w tym, w kategoriach jednostek bezwzględnych - i sam egoista). Prędzej więc powinna wymrzeć cała grupa, aniżeli utrwalić się zachowanie prospołeczne.
rysunek 5
Rys. Jarek Gach

Jak więc wytłumaczyć występujące bezsprzecznie akty altruizmu u zwierząt? Wyjaśnia to teoria tzw. altruizmu krewniaczego (W. Hamilton), zwanego często bardziej antropomorficznie nepotyzmem. Teoria ta powstała w latach 70., autor więc zapewne znał ją, pisząc Regułę przetrwania (koniec lat 70.). Trudno powiedzieć, czemu nie odwołuje się do niej w swoim tekście.

Okazuje się, że warto poświęcać się na rzecz krewniaka, gdyż tak naprawdę to wygraną w walce o byt jest pozostawienie nie jak największej liczby swoich potomków, ale swoich genów. Nosicielami moich genów jestem nie tylko ja sam(a), ale też moi krewni, jeśli więc pomagam im - pomagam sobie. Stopień tej pomocy powinien być uzależniony od stopnia pokrewieństwa. Zwierzęta nie prowadzą jednak tablic genealogicznych, więc często ich sposobem rozpoznawania np. rodzeństwa będą pewne konteksty, np.: wszyscy, których znam z dzieciństwa - to "swoi". Okazuje się, iż istotnie, w podawanych za wzór harmonii stadach wilków, likaonów, mangust i wielu innych zwierząt osobniki są ze sobą spokrewnione.

Dröscher przedstawia również działania oparte na obopólnych korzyściach organizmów niespokrewnionych, często należących do innych gatunków. Również i w tym przypadku Czytelnik może być zachwycony tym, "jak świetnie przyroda to wymyśliła", nie będzie jednak umiał pogodzić poznanych faktów z teorią doboru naturalnego. Przedstawiony tu rodzaj zachowania nosi niezgrabną może nazwę altruizmu odwzajemnionego. Jest on aktualnie przedmiotem wielu badań.

Celem autora nie było jednak napisanie książki ściśle naukowej. Autor bardziej zafascynowany jest bogactwem rozwiązań, którymi dysponuje przyroda, a które umożliwiają owo tytułowe przetrwanie. Wraz z autorem możemy zachwycać się znakomitym zmysłem orientacyjnym ptaków, niezwykłymi możliwościami przetrwania zwierząt pustynnych i wieloma innymi umiejętnościami zwierząt, łącznie ze zdolnością do aplikowania sobie odpowiednich leków czy nawet odzyskiwania młodości (pstrąg tęczowy).

Czytelnik nie poprzestaje jednak na zachwycie nad przyrodą. Lektura Reguły przetrwania skłania do zastanowienia się nad praktycznym wykorzystaniem wiedzy na temat niezwykłych zdolności przystosowawczych zwierząt w praktyce. Gdy czytamy o umiejętnościach przystosowawczych niektórych organizmów do życia w środowisku silnie przekształconym (czyli zdewastowanym), zastanawiamy się, czy nie przewyższają one człowieka. Ekologa zainteresują na pewno przykłady możliwości zastosowania metod biologicznej walki ze szkodnikami - np. przypadkowe odkrycie, że pewien lakier do samochodu przywabia samce chrząszczy - szkodników truskawek czy inny przypadek, który spowodował, że łyski i kaczki uratowały Jezioro Bodeńskie przed plagą małży.

Książka warta jest przeczytania przede wszystkim z uwagi na ciekawy i rzetelnie zebrany materiał faktograficzny. Napisana jest żywo, co powoduje, że czyta się ją "jednym tchem".


Vitus B. Dröscher, Reguła przetrwania: Jak zwierzęta przezwyciężają niebezpieczeństwa ze strony środowisk (tłum. Anna Danuta Tauszyńska), Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1996, wydanie II.

W głębi zabudowań rozległ się zwierzęcy, ochrypły ryk bólu; jeden z psów zaskomlił, jakby go uderzono. Po natężeniu i tonacji rozpoznałem głos pumy. (...) Nasilające się w miarę upływu godzin rozpaczliwe wrzaski stawały się coraz trudniejsze do zniesienia. Początkowo były tylko nieprzyjemne, ale w końcu ich uporczywość kompletnie wytrąciła mnie z równowagi. Odrzuciłem szkolne wydanie Horacego, które usiłowałem czytać, i zacząłem krążyć po pokoju, nerwowo zaciskając pięści i przygryzając wargi. Doszło wreszcie do tego, że musiałem zatkać sobie uszy palcami. Rozpaczliwy, żałosny skowyt coraz silniej działał mi na nerwy, a zawarte w nim cierpienie osiągnęło takie natężenie, iż nie mogłem go dłużej znieść w zamkniętym pomieszczeniu. (...) Na otwartej przestrzeni skowyt rozlegał się jeszcze donośniej. Zdawał się wyrażać ból całego świata. Gdybym jednak wiedział, iż jakaś istota cierpi podobne męki w sąsiednim pokoju, ale nie słyszał jej głosu, potrafiłbym pewnie zachować spokój. Cierpienie bowiem dopiero wówczas budzi prawdziwe współczucie, gdy głośnym wołaniem podrażni nasze nerwy.

H. G. Wells, Wyspa doktora Moreau, Prószyński i S-ka, Warszawa 1997.


WYSPA WIWISEKATORA MOREAU

Robert Surma

Na początku tego roku ukazała się na naszym rynku książka*) Herberta G. Wellsa Wyspa doktora Moreau. Jest to znakomite studium osobowości każdego "naukowca", który zajmuje się wiwisekcją. Jeżeli więc ktoś chciałby się dowiedzieć, jaka jest mentalność człowieka, który jest zdolny do takiego okrucieństwa - niech sięgnie po tę pozycję.

Akcja książki zaczyna się niewinnie. Edward Prendick, który onegdaj dla zabicia nudy rozpoczął studia biologiczne, zostaje uratowany z morskiej katastrofy przez dziwnego handlarza zwierzętami. Wraz z nim trafia na odległą wyspę, gdzie poznaje doktora Moreau. Cały czas intryguje go jednak dziwny transport zwierząt: psy, króliki i jedna puma. Dla jakiego celu te zwierzęta są sprowadzane na wyspę? Wkrótce odkrywa straszną prawdę: w pokoju obok, za zamkniętymi drzwiami doktor Moreau przeprowadza okrutne eksperymenty na zwierzętach. Edward Prendick, sam będąc człowiekiem raczej gruboskórnym, nie wytrzymuje jednak sytuacji, gdy jęki okaleczonej pumy nasilają się z godziny na godzinę. Wychodzi na świeże powietrze, aby być z dala od tej sytuacji. Wkrótce poznaje historię doktora. Asystent opowiada, jak to dawno temu Moreau był człowiekiem szanowanym w środowisku naukowym. Jednak naciski ruchu animalistów (działających prężnie już w XIX w.), a także ucieczka na londyńska ulicę okaleczonego przez Moreau psa - zmusiły go do opuszczenia Londynu i ukrycia na tej odległej wyspie, gdzie w spokoju może pracować nad swoim projektem.

W pewnym momencie odgłosy dochodzące zza ściany zmieniły swoją tonację; teraz przypominały bardziej jęki konającego człowieka niż pumy. Po wejściu do środka Prendick zastaje na operacyjnym stole zakrwawione ciało jakiegoś człowieka. W przerażeniu ucieka, myśląc, iż może być następną ofiarą. Sytuacja jednak się wyjaśnia: to nie było ciało ludzkie, lecz zmodyfikowane ciało pumy. Okazuje się, że pasją doktora jest przeobrażanie zwierząt w ludzi. Jego zabiegi chirurgiczne i pseudogenetyczne manipulacje potrafią nadawać pumie, dzień po dniu, coraz bardziej ludzki wygląd; skórę trzeba ze zwierzęcia zedrzeć, w jednym miejscu coś obciąć, coś przyciąć, tu doczepić, aby wrosło... i oto nowy dwunożny stwór, który nawet potrafi mówić!

Od tej pory doktor Moreau staje się bogiem, a utworzona hybryda - jego dziełem stworzenia. Uwolnione do środowiska stwory pędzą swój żywot na skraju lasu, odprawiając różne obrządki na cześć swojego boga; żyją w ciągłym strachu przed jego zemstą za złe czyny - żyją w strachu przed Piekłem (czyli laboratorium), które w ich społeczności nosi nazwę Domu Cierpienia.

Prendick pyta się doktora o etyczny aspekt jego czynów. Co usprawiedliwia zadawanie bólu? Podejście Moreau do tego problemu jest bardzo specyficzne, a jednocześnie bardzo typowe dla wszystkich obrońców wiwisekcji. Czym jest ból? Jest znikomością; występuje tylko na Ziemi, a czym jest Ziemia względem Wszechświata?! Moreau to człowiek głęboko wierzący w Boga, a dokonywane zabiegi - to akt wiary i badanie Jego praw. Celem wiwisekcji nie są korzyści pragmatyczne (jak próbują wmawiać nam akademiccy laboranci), lecz "czysto intelektualna rozkosz poznania". Moreau powiada: Materiał, z którym mam do czynienia, przestaje być dla mnie zwierzęciem, żywą istotą, taką samą jak pan, stając się problemem (...). Mam tylko jedno pragnienie - poznać granice plastyczności żywego organizmu (...). Nigdy nie zawracam sobie głowy etyczną stroną zagadnienia.

Skąd jednak biorą się ludzie z tak nastawionym umysłem? Na to pytanie również możemy uzyskać odpowiedź: Przynajmniej część średniowiecznych inkwizytorów z pewnością przejawiała bodaj cień naukowych zainteresowań.

Cała powieść kończy się jednak szczęśliwie: wiwisektorzy zostają pozbawieni życia przez same hybrydy. Interesującym wątkiem w fabule są liczne aluzje do społeczności ludzkiej i rządzącej nią religii. Cały świat wyspy jawi się jako absurd, jako wymysł Kosmicznego Szaleńca. Po powrocie narratora do Londynu to odczucie się nie zmienia. Ludzie na ulicach spostrzegani są jako hybrydy sterowane systemem kar i nagród; ich moralność oparta jest wyłącznie o strach przed Domem Cierpień, czyli o piekło, którego pojęcie pojawia się w wielu religiach świata.

Gdzie jest Bóg? Jaki jest Bóg? A może go nie ma? Może tym bogiem z całym piekłem i pseudoniebem jest sam człowiek z okaleczoną przez cywilizację i kulturę psychiką? Czy jesteśmy w stanie wyobrazić sobie okrucieństwo, którego jeszcze nigdy nie popełniono na Ziemi? Czy treść piekielnych wizji z obrazów Boscha nie była już kiedyś zrealizowana na tej planecie? Wydaje się, że tak! Piekło istnieje już teraz, tutaj na Ziemi! Może znajduje się po przeciwnej stronie ulicy, przy której mieszkasz? A może diabłem na ziemi jest twój ojciec, biolog lub farmaceuta, który nigdy nie odpowiada na Twoje pytania dotyczące rodzaju wykonywanej pracy? A może diabłem jesteś Ty sam, pożerając na obiad inne istoty lub kupując mydełko wyprodukowane z ich ciał i okupione łzami przerażonych stworzeń?


*) W kinach wyświetlany był film pod tym samym tytułem, którego scenariusz oparty jest na omawianej książce.

Andrzej Kopliński

BESKIDZKIE NIETOPERZE

W Górkach Wielkich koło Skoczowa na Śląsku Cieszyńskim, na strychu kościoła pod wezwaniem Wszystkich Świętych mieszka ponad 350 nietoperzy. Gniazdują od wczesnej wiosny do późnej jesieni, by na zimę przenieść się do jaskiń i grot górskich w Beskidzie Śląskim, gdzie w hibernacji oczekują wiosny. Nietoperze są jedynym rzędem ssaków latających. W Polsce występuje ich 20 gatunków. Żywią się roślinami i owadami. Mają skrzydła rozpięte w kształcie błon lotnych obustronnie pomiędzy kończynami i bokami ciała i dlatego wśród niektórych ludzi mają niesłusznie opinię demonów zła, chociaż w rzeczywistości są pięknymi, łagodnymi i pożytecznymi stworzeniami. Nietoperzami zajmuje się Centrum Informacji Chiropterologicznej Instytutu Systematyki i Ewolucji Zwierząt PAN w Krakowie, kierowane przez prof. Jerzego Zygmunta Wołoszyna. Liczba nietoperzy w Polsce systematycznie maleje, niszczy je cywilizacja, dlatego żyjące w Beskidzie Śląskim i Żywieckim, dzięki profesorowi Wołoszynowi, znalazły się w Polskiej Czerwonej Księdze Zwierząt w 1992 r., odkąd rozpoczęto systematyczne penetrowanie ich schronisk, żerowisk i hibernacji. Zdaniem naukowców pod egidą profesora beskidzkie nietoperze na okres zimowania przenoszą się do Słowacji. W Beskidach występują następujące gatunki: mroczek, nocek i borowiec, w Górkach Wielkich - mroczek. Wszystkie nietoperze w Polsce i w świecie są chronione. Warto wiedzieć, że w parkach i w lasach można rozwieszać dla nich specjalne budki drewniane. Najważniejsze jest jednak odpowiednie uświadomienie społeczeństwa.

rysunek 6

BZB nr 26 - My, zwierzęta | Spis treści