BZB nr 27 - Silva rerum. Ekologiczne miscellanea


kontynuacja poprzedniej strony

HENRY DAVID THOREAU
ALBO O ŻYCIU W LESIE

Remik Okraska

Myślę, że nie istnieje nic, nawet zbrodnia,
co stanowiłoby większe przeciwieństwo poezji, filozofii,
ba, życia samego anieżeli owa ustawiczna pogoń za zyskiem.

H. D. Thoreau

Kim był człowiek, który jako jeden z pierwszych uczył dzieci miłości do przyrody, prowadzając je po lasach i polach? Kim był człowiek, który na ponad 2 lata wyprowadził się z rodzinnego miasteczka i osiadł w zbudowanej własnoręcznie chacie położonej nad leśnym stawem? Kim był ten pierwszy tak radykalny krytyk konsumpcyjnego szaleństwa? Kim był ten miłośnik i wnikliwy obserwator przyrody?

Henry David Thoreau urodził się w 1817 r. w Concord, niewielkim miescie w stanie Massachusetts. Ukończył studia na Uniwersytecie Harvarda, by wkrótce podjąć pracę nauczyciela. Zwolniony za sprzeciwianie się karze chłosty zakłada prywatną szkołę cieszącą się dużym powodzeniem w okolicy. Porzuca jednak i to zajęcie, by w najbliższych latach imać się przeróżnych zawodów. Zaczyna pisać wiersze, eseje, tłumaczy klasyków literatury starożytnej. Często wędruje po okolicy, poznając przyrodę concordzkich lasów. W 1845 r. przeprowadza się nad staw Walden, położony w lesie nieopodal miasteczka. Tam buduje drewniany dom, w którym spędza 2 lata, jedynie sporadycznie widując się z ludźmi. Jest to znaczący okres w jego życiu, pełen głębokich rozmyślań i refleksji nad sposobem funkcjonowania społeczeństwa, jak i miejscem jednostki w nim. Z perspektywy pobytu w lesie wszystko jawi się w innym świetle, co prowadzi do wielu przewartościowań w sposobie postrzegania świata. Efektem tego jest wydana w 1854 r. najsłynniejsza książka Thoreau Walden, or life in the woods, wydana po raz pierwszy w Polsce dopiero w 1991 r. pt. Walden, czyli życie w lesie. W 1847 r. przerywa swój pobyt nad stawem Walden i powraca do życia w społeczeństwie. 2 lata później publikuje esej Obywatelskie nieposłuszeństwo będący głosem sprzeciwu jednostki wtłoczonej w przyciasne ramy. Powstanie tego utworu jest ściśle związane z wydarzeniami 1845 r., kiedy to Thoreau trafił do więzienia za odmowę zapłacenia podatku, czym chciał wyrazić swój sprzeciw wobec wojny z Meksykiem. Idea obywatelskiego sprzeciwu znalazła wielu zwolenników i inspirowała takiej sławy działaczy społecznych, jak: Lew Tołstoj, Martin Luther King czy Mahatma Gandhi. Wkrótce Thoreau czynnie angażuje się w ruch abolicjonistyczny, poznaje samego Johna Browna, którego postawę bardzo podziwia. W 1860 r. zapada na gruźlicę. Kolejne 2 lata to praca nad kilkoma esejami m.in. Życiem bez zasad, przejmującą krytyką wspólczesnego autorowi społeczeństwa amerykańskiego. Ukazują się one już po śmierci Thoreau, który umiera w maju '62.

Choć Thoreau był przede wszystkim indywidualistą, to jego postawa w dużej mierze wyrasta z idei transcendentalizmu, prężnego ruchu społecznej reformy powstałego w latach 30. XIX w. Założona przez myślicieli tej klasy, co Ralph Waldo Emerson formacja intelektualna silnie oddziaływała nawet na stojącego z boku Thoreau. Transcendentalizm to doktryna odrodzenia człowieka, dotarcia do pierwotnych źródeł człowieczeństwa, radykalnej formy ówczesnych stosunków społecznych zagrażających kondycji jednostki. Typowa jest dla jego twórców wiara w ideę odrodzonej ludzkości, zdeprawowanej głównie przez panujące stosunki społecznej ekspansji ideologii zysku za wszelka cenę. W praktyce sprzeciw wobec takiego status quo wyraża się m.in. we wsparciu transcendentalistów ruchu abolicjonistycznego czy próbach wprowadzenia w życie nierepresyjnego systemu edukacyjnego. Sam Thoreau jako jeden z pierwszych organizował terenowe zajęcia dla swoich podopiecznych, podczas których mieli oni okazję posiąść wiedzę o przyrodzie. Do ciekawszych inicjatyw tego środowiska należą 2 próby eksperymentów wspólnotowych - Brook Farm i Fruitland. Pierwsza z nich to oparta na założeniach Charlesa Fouriera farma promująca nowe rozwiązania społeczne m.in. w zakresie edukacji, podziału pracy czy rozrywki. Z kolei Fruitland to najdziwniejszy w historii USA eksperyment wspólnotowy, którego wszyscy uczestnicy to weganie (nie spożywają też mleka i jajek) prowadzący surowy tryb życia (kąpiele w zimnej wodzie, wyłącznie surowe posiłki), co stanowić miało sprzeciw wobec typowej dla Ameryki tamtego okresu filozofii gromadzenia dóbr materialnych i ślepej konkurencji. Trudno mówić o oryginalności transcendentalistów w dziedzinie praktyki, gdyż większość ich zamierzeń wynikała z wielkiego boomu idei wspomnianego Fouriera, jednak transcendentalizm poszedł znacznie dalej, zwłaszcza gdy chodzi o pokazanie przyczyn krytykowanego stanu rzeczy. Prym zaś w tej dziedzinie wiódł niewątpliwie Thoreau, którego przenikliwość i ostrość sądów nie miały sobie równych. Ten indywidualista nie uczestniczył w żadnym ze wspólnotowych eksperymentów, a jego swoistą odpowiedzią na takie próby był samotny pobyt nad stawem Walden. Jego zdaniem reformę społeczną należało rozpocząć od siebie, co konsekwentnie wcielał w życie.

Walden, czyli życie w lesie to zapis wrażeń i przemyśleń związanych z egzystencją z dala od miejskiego zgiełku, próba oceny z tej perspektywy dotychczasowych przeżyć i poczynań autora. To przede wszystkim wspaniały zapis przewartościowań, świadectwo nowego spojrzenia na szereg istotnych problemów. Walden to także krytyka o niespotykanej wcześniej mocy, tak jakby czasowe oddalenie od społeczeństwa jeszcze wyraźniej zarysowało proces jego deprawacji. I wreszcie książka ta, to niepowtarzalny zapis obcowania człowieka z przyrodą, człowieka niezwykle wrazliwego na jej piękno, znakomitego znawcy przyrody, jednak w sposób bardziej metafizyczny niż akademicki. Przyjrzyjmy się zatem bliżej tej niepowtarzalnej książce, gdyż stanowi ona niejako wykładnię czy podsumowanie poglądów Henry Davida Thoreau.

Pierwsze rozdziały książki (Gdzie żyłem i po co oraz Gospodarka) zawierają rozważania, których wnioski są wymierzone w sposób współczesnych autorowi mieszkańców Ameryki. Krytyka odnosi się do najbardziej absurdalnych - zdaniem Thoreau - nawyków każących ludziom wykonywać prace niepotrzebne, zbędne czy wręcz niegodne człowieka. Rozwazania te są pochwałą skromności, powrotu człowieka do potrzeb rzeczywistych, sprzeciwem wobec szaleństwa nadmiaru i marnotrawstwa. Tak oto pisze: Większość luksusów i tak zwanych wygód życiowych jest nie tylko zbędna, lecz stanowi niewątpliwą przeszkodę w rozwoju ludzkości. Możemy tu dostrzec krytykę "nekrofilii", nadmiernego przywiązania do przedmiotów martwych. Na długo przed radykalnymi ekologami zauważa niebezpieczeństwa "cywilizacji obfitości", propaguje ograniczenie swych potrzeb (czy raczej zachcianek). Ślepe gromadzenie dóbr oraz ocena ludzkiej aktywności z perspektywy handlowej zasługują, zdaniem Thoreau, na potępienie. Praca powinna być przede wszystkim źródłem radości, sprowadzona natomiast wyłącznie do działalności zarobkowej traci sens: Ja również wyplotłem takie jakby koszyki z delikatnej wilkiny, ale nie starałem się nikogo przekonać, że należy je kupić. Osobiście bowiem uważałem, że skoro warto zajmować się ich wyplataniem, należy skupić się przede wszystkim na obmyśleniu sposobów unikania konieczności ich sprzedaży, nie szukać ku temu sposobności. Nie jest to przy tym czcza fantazja autora. Thoreau udowadnia, że można sobie doskonale radzić wcielając w życie takie ideały. Zbudowanie solidnego i wygodnego domu zajmuje mu kilka tygodni przy niewielkich nakładach finansowych. Pożywienia dostarcza mu uprawiane pole, na którym praca jest dlań przede wszystkim przyjemnoscią. Jedynie z rzadka podejmuje dorywcze prace, dbając o to by były to zajęcia, które lubi wykonywać.

Krytyka jego autorstwa obejmuje przeróżne aspekty życia od sposobów zarobkowania po stosunek do odzieży, jednak zgodny jest co do tego, że współcześni ludzie zabrnęli w ślepy zaułek konsumpcjonizmu, co doprowadziło do wypaczenia ludzkiej postawy. Na uwagę zasługuje przenikliwość Thoreau, który prawie 150 lat temu dostrzegał problemy, które nam od niedawna spędzają sen z powiek. Już wtedy krytykował brak samodzielności i uzależnienie w kluczowych sprawach od instytucji politycznych czy ekonomicznych, które dawno przestały służyć człowiekowi. Nie mogę tego pojąć nawet dziś niektóre osoby, np. walczące z kilkoma multikorporacjami stanowiącymi jedynie wierzchołek góry lodowej. Autor Waldena tak pisał: Na tysiąc ludzi odrąbujących gałęzie zła tylko jeden karczuje mu korzenie. Niewykluczone, że ten, kto poświęca najwięcej czasu i pieniędzy na pomoc potrzebującym, swoim stylem pogłębia ową niedolę, której na próżno usiłuje ulżyć.

Thoreau uważany był za dziwaka i częściowo trudno to zrozumieć. Wiele jego pomysłów dosłownie stawiało na głowie dotychczasowy porządek i przyzwyczajenia. Jednak w chwili obecnej jesteśmy i bogatsi o doświadczenia tych stu kilkudziesięciu lat, jakie minęły od napisania Walden, i przede wszystkim ubożsi o dalsze spustoszenia w ludzkiej mentalności. Być może nie wszystkie pomysły Thoreau zasługują na uwagę, niemniej jednak wiele z nich jest, moim zdaniem, wartych przemyślenia i zastosowania.

Kolejne rozdziały książki to przede wszystkim zapis obcowania człowieka z przyrodą, człowieka niesłychanie wrażliwego na jej piękno. Odosobnienie Thoreau jest wypełnione wędrówkami i wnikliwymi obserwacjami natury. Co ciekawe, nie czuje się on bynajmniej intruzem: Przechadzam się pośród Natury mając przedziwne uczucie wolności - jestem jej cząstką. Taki tryb życia nie oznacza jednakże ucieczki od problemów współczesnego świata; chata nad Walden staje się punktem przerzutowym niewolników zbiegłych z plantacji. Wiele uwagi poświęca obserwacjom stawu Walden. Poznaje ów kawałek Ziemi, miejsce pozornie niewarte zainteresowania. Staje się swego rodzaju strażnikiem i opiekunem okolicy.

Do bardziej ogólnych refleksji powraca w rozdziale Szczytne zasady. Znamienne są zdania poświęcone sposobom odżywiania: Czy fakt, że człowiek jest zwierzęciem mięsożernym, nie przynosi mu ujmy? Wszak w wielkiej mierze żyje polując na inne zwierzęta; przykry to sposób, o czym przekona się każdy, kto zacznie łapać w sidła króliki albo zarzynać jagnięta. Przeto ten zostanie uznany za dobroczyńcę ludzkości, kto nauczy człowieka ograniczenia się do bardziej niewinnego i zdrowego pożywienia. Niezależnie od tego, co sam praktykuję, nie mam wątpliwości, że przeznaczeniem gatunku ludzkiego w miarę postępu jest po części skończyć z jedzeniem zwierząt.

Kolejne rozdziały to zapis dalszych perypetii autora. Opisuje swoje przygotowania do zimy, robienie zapasów, uszczelnianie domu, gromadzenie opału. Wraz z nadejściem zimy pojawiają się eksploatatorzy przyrody. Wyrąbują lód na stawie i wywożą go na sprzedaż, zjawiają się myśliwi, drwale wycinają drzewa. Thoreau godząc się z koniecznością takich dzialań, jednocześnie rozpacza nad owymi zjawiskami. Daleki jest jednak od płytkiego sentymentalizmu i choć nie uważa polowań za zajęcie wartosciowe, to jednak przyznaje, że obcowanie z przyrodą w ich trakcie może pozytywnie wpłynąć na jednostki wrażliwe. Obserwując wycinkę drzew, przywołuje pamięć starożytnych Rzymian wierzących, iż las jest poświecony bogom, jest miejscem świętym, którego nie można bezcześcić. Podobny stosunek do przyrody prezentował Thoreau, dla którego stanowiła ona sacrum, wielką tajemnicę stworzenia. Postawa taka nawet w erze odmienianego przez wszystkie możliwe przypadki słowa "ekologia" jest czymś wyjątkowym i choćby z tego powodu warto się zainteresować postacią autora Walden. Drugim powodem, dla którego warto to uczynić jest naprawdę wielka przenikliwość w ukazywaniu problemów współczesnego świata i sposobów ich rozwiązywania. Uczmy się od Thoreau, unikniemy wyważania drzwi, które samotnik z Concord już dawno otworzył na oścież. Warto na zakończenie przytoczyć słowa Josepha Wooda Krutcha: Thoreau nie był pesymistą. Wierzył w ludzkie możliwości, choć nisko oceniał mierne ich wykorzystywanie. Nie twierdził, jak to dziś czynią niektórzy, że człowiek jest istotą całkowicie nieudaną, za nieudanych uważał jedynie swoich współczesnych, ponieważ ludzkość od dawna zgubiła właściwą drogę (...). Wracając do natury, Thoreau chciał jedynie odnaleźć owo decydujące rozwidlenie dróg, poniechaną niegdyś drogę, która i jego, i jego następców miała poprowadzić ku lepszej przyszłości.

Miejmy nadzieję, że jeszcze nie jest za późno na jej odnalezienie.


STARY, WSPANIAŁY ŚWIAT

Remigiusz Okraska
kwiecień '97

Motto:

Człowiek cywilizowany zbudował pojazd, ale stracił użytek nóg. Podpiera się na kulach, ale brak mu podpory muskułów. Ma doskonały genewski zegarek, ale nie posiada zdolności określania godziny przez słońce. Nie zwraca uwagi na najdłuższy dzień w roku; zrównania dnia z nocą również nie zna i cały jasny kalendarz roku nie ma w jego umyśle kompasu.

Ralph Waldo Emerson

I. WSTĘP

Przyznam na wstępie, że zarówno tytuł rozważań, jak i słowa Emersona mają być delikatną prowokacją. Chcę za ich pomocą zwrócić uwagę na pewne zjawiska, zdając sobie sprawę, że całkowite przeciwstawienie minionego, wspaniałego świata obecnemu światu zdegenerowanemu do cna jest grubym uproszczeniem. Nie zamierzam gloryfikować tego, co było i bezrefleksyjnie potępiać tego, co jest. Nie ukrywam jednak, że gdy sporządzam listę cech pozytywnych i negatywnych, to po stronie przeszłości widnieje znacznie więcej pozytywów. Tematyka moich rozważań dotyczyć będzie przyczyn obecnego stanu rzeczy, którego głównymi wyznacznikami są: postępująca degradacja człowieka sprowadzonego do roli wiecznego producenta i konsumenta, zerwanie lub naruszenie ciągłości kulturowej, przejawiające się w bezgranicznej fascynacji nowością oraz ekologiczny kryzys na niespotykaną dotąd skalę.

Mamy zatem bilans strat i czas na postawienie tezy, co jest ich przyczyną. Otóż w moim przekonaniu głównym, choć nie jedynym, powodem takiego status quo jest nadmierna rola, jaką w życiu wysokorozwiniętych społeczeństw odgrywa wiara w technologię i postęp techniczny jako rzekome lekarstwa na wszelkie bolączki współczesnego świata. Stanowisko takie nie jest bynajmniej oryginalne. Nie zamierzam ukrywać inspiracji, jaką stanowią dla mnie działania Thoreau, Fromma i Postmana. To, co czytelnik znajdzie poniżej, jest podsumowaniem ich rozważań, wspartym o uwagi kilku innych autorów i mojego autorstwa, propozycje wyjścia z tej niezbyt przyjemnej sytuacji.

II. ODPOWIEDNIE DAĆ RZECZY SŁOWO...

1. PRZESŁANIE ZNAD WALDEN

Henry Thoreau pozostawił jedynie luźne uwagi dotyczące interesującego nas stanu rzeczy. Z tej racji jednak, iż był on jednym z bardziej przenikliwych komentatorów stechnicyzowania życia, warto poświęcić mu nieco miejsca. Uwagi swe zawarł głównie na kartach Walden, czyli życie w lesie. U Thoreau pobrzmiewają jeszcze echa typowej dla J. J. Rousseau gloryfikacji stanu natury, zniszczonego przez rozwój cywilizacyjny. Niemniej jednak daleko mu do sentymentalizmu autora Umowy społecznej, użalającego się nad niedolą dzikich wygnanych ze swych jaskiń i szałasów. Zamiast biadolenia mamy tu chłodny opis pierwszych symptomów kryzysu. Opis tym cenniejszy, że pochodzący sprzed półtora wieku. Owe symptomy to nadmierne podporządkowanie aktywności ludzkiej gromadzeniu dóbr materialnych, kreowanie przez rynek sztucznych potrzeb bedących rzekomo ważnymi, rozbicie stosunków międzyludzkich, przesadna ingerencja centralnych władz w życie lokalnych społeczności, fascynacja dużej części ówczesnych Amerykanów technicznymi nowościami. To, co zasługuje na szczególną uwagę w dorobku Thoreau, to zwrócenie uwagi na potencjał tkwiący w obcowaniu z przyrodą, mogący być lekarstwem na pierwsze oznaki choroby.

2. NADZIEJA NA REWOLUCJĘ, CZYLI TAKO RZECZE ERICH FROMM

Znacznie dokładniejszą i bardziej usystematyzowaną diagnozę postawił Erich Fromm w swej książce pt. Rewolucja nadziei. Ku uczłowieczonej technologii. Nic dziwnego, bowiem praca ta powstała ponad 100 lat po ukazaniu się Walden, w czasach technologicznego szaleństwa osiągającego rozmiary, które biednego Thoreau przyprawiłyby o zawrót głowy. Jak pisze Fromm, praca ta zrodziła się z przekonania, że stoimy na rozdrożu: jedna z dróg prowadzi do całkowicie zmechanizowanego społeczeństwa, w którym człowiek jest (...) trybikiem wielkiej maszyny (...) druga zaś (...) do społeczeństwa, które stawia technikę w służbie dobru człowieka. Zdaniem autora powyższych słów sytuacja jest poważna, gdyż człowiek stał się jedynie dodatkiem do maszyny. Całe jego życie to wytwarzanie i konsumowanie, stopniowa degradacja i bezsilność wobec odhumanizowanych instytucji. Stworzone przez człowieka maszyny, mające mu służyć, wymknęły się spod kontroli i role się odwróciły: teraz człowiek służy maszynom, a raczej stworzonemu na ich potrzeby systemowi ogarniającemu całość ludzkiej egzystencji. I paradoksalnie - nie dostrzegając w pełni powagi sytuacji, szuka lekarstwa w coraz to nowszych technologiach, kopiąc sobie jeszcze głębszy grób.

Frommowska nadzieja na zmianę krytykowanego status quo opiera się na 2 czynnikach: ograniczonych możliwościach kształtowania przez technosystem ludzkiej natury charakteryzującej się pewnymi cechami stałymi i rosnącym niezadowoleniu z takiego życia, które wyraża się w pochłanianiu wciąż nowych "dóbr", depersonalizacji i braku prywatności (lub jej istnieniu za cenę zerwania więzi z szerszym kręgiem społecznym, w myśl zasady my home is my castle - mój dom moją twierdzą). Niestety, nadzieje te okazały się płonne, zwłaszcza w przypadku drugiego z czynników. Fromm pisał swą książkę w r. 1968, kiedy to rzeczywiście mogło się wydawać, że młodzieżowa kontestacja stanie się początkiem rozkładu społeczeństwa składającego pokłony złotemu cielcowi. Dziś wiemy, że stało się inaczej. Wczorajsi buntownicy zasiadają w radach nadzorczych banków i korporacji, a system jest jeszcze silniejszy niż 30 lat temu. Zdaniem Fromma znajdujemy się u progu drugiej rewolucji przemysłowej, charakteryzującej się zastępowaniem człowieka przez maszynę nawet tam, gdzie wcześniej było to niemożliwe i niedopuszczalne. W wyniku tego otrzymujemy całkowicie ujednolicony i zorganizowany system społeczny, ściśle kontrolowany i wyrażający się w totalnej uniformizacji tak na polu konsumpcji, jak i twórczości. Współczesne społeczeństwo technologiczne opiera się na kilku zasadach, z których najważniejsze jest przekonanie, że dana rzecz powinna zostać wykonana, o ile tylko jest to technologicznie możliwe, bez zawracania sobie głowy ewentualnymi skutkami lub ich bagatelizowaniem.

Drugą zasadą, mającą - moim zdaniem - istotny wpływ na masową destrukcję przyrody, jest wymóg maksymalnej wydajności produkcji. Im więcej się wytworzy, tym więcej trzeba sprzedać i stąd inwazja reklam, które kształtują rynek zbytu (wbrew twierdzeniom niektórych osób reklama nie jest informacją, lecz manipulacją służącą do ukazania danego towaru w takim świetle, by wytworzyć przekonanie, że jest on klientowi koniecznie potrzebny). Tak zorganizowany system przekształca człowieka w "homo masturbator". Towarzyszy takiej postawie totalna bierność i brak inicjatywy związanej z czymkolwiek, co wykracza poza ramy. Do tego dodać trzeba całkowitą odporność na krytykę związaną z przekonaniem o własnej normalności i szaleństwie ewentualnie niezadowolonych.

Postęp techniczny jest traktowany jako wartość niepodważalna. Wiąże się z tym fascynacja wytworami człowieka, coraz bardziej zresztą trywialnymi, zwana nekrofilią, która w skrajnych przypadkach przybiera postać entuzjazmu wobec przemocy, śmierci i zniszczenia (może stąd powodzenie np. filmów, w których co chwila trup ściele się gęsto i ciągle coś ulega destrukcji?). Uwielbienie dla nieożywionego to także ślepa wiara we wszelkiego rodzaju osiągnięcia naukowe, przedstawione za pomocą liczb, statystyk, wyników. Człowiek wychowany i egzystujący w takich warunkach przypomina marionetkę sterowaną za pomocą sznurków. Gdy ręka poruszająca nią znika, to marionetka upada i nie ma szans się podnieść bez pomocy z zewnątrz.

Mimo funkcjonowania na płaszczyźnie werbalnej w społeczeństwie technologicznym takich wartości, jak: tradycja, religia, indywidualizm w rzeczywistości obowiązującymi wartościami są: własność, konsumpcja, pozycja społeczna, rozrywka.

Wśród innych autorów, wywodzących się jak Fromm z kręgów tzw. Nowej Lewicy, na uwagę zasługują - moim zdaniem - Herbert Marcuse i Charles A. Reich. Pierwszy z nich kładzie nacisk na funkcjonujące w społeczeństwie przemysłowym formy kontroli. Jedną z nich jest subtelne narzucanie sztucznych potrzeb służących do utrwalenia bierności, marazmu i niechęci do wykroczenia poza to, co jest akceptowane przez "milczącą większość". Marcuse twierdzi, że większość przeważających potrzeb wypoczynku, zabawy, zachowywania się i konsumowania zgodnie z tym, co zaleca reklama (...) należy do tej kategorii potrzeb fałszywych. Prywatność jednostki została poważnie naruszona przez wszechobecną inwazję technologii. Społeczeństwo składa się ze zatomizowanych jednostek wyuczonych jednakowych zachowań. Zdaniem Marcuse'a: Ludzie rozpoznają się w swych towarach; odnajdują swoją duszę we własnym samochodzie, sprzęcie hi-fi, wielopoziomowym mieszkaniu, wyposażeniu kuchennym. Z kolei Reich dochodzi do wniosku, że epoka industrializmu wytworzyła człowieka zdominowanego przez maszynę od narodzin do śmierci. Technologia wymknęła się spod kontroli i niszczy wszystko, co stanie na jej drodze: środowisko naturalne, historię, tradycję, intymność, piękno, więzi międzyludzkie. Nowoczesne społeczeństwo przekreśliło poczucie wspólnoty, sąsiedztwa (...) i dało nam anonimowe komórki naszej egzystencji. Rodzina, która jest podstawową komórką społeczną, została bezlitośnie odarta ze wszystkiego z wyjątkiem podstawowych funkcji. Przyjaźń pokryła warstwa nieprzeniknionej sztuczności. Człowiek współczesny to odpowiednio zaprogramowany robot, wyobcowany ze wspólnoty, realizujący się w wypełnianiu zobowiązań narzucanych przez instytucje i reklamę. Dzisiejsze społeczeństwo zbudowane jest na degradacji Ziemi i nieszczęściu dotychczasowego dorobku kulturowego w imię postępu. Jak pisze Reich, zarówno państwa komunistyczne, jak i kraje kapitalistyczne to dwie części jednej całości - globalnego państwa technologii.

3. NEIL POSTMAN, CZYLI WYZNANIA TECHNOFOBA

Postman napisał swój Technopol. Triumf techniki nad kulturą w r. 1992, a więc niemal 25 lat po opublikowaniu książki Fromma. I właśnie o tyle lat jego rozważania są bogatsze, jeśli chodzi o analizę zjawisk, które w czasie gdy powstawała Rewolucja nadziei, dopiero raczkowały. Postman wprowadza trójdzielny podział kultur na: kultury posługujące się narzedziami, technokracje i technopole. Podstawową cechą pierwszej z nich jest fakt, że narzędzia powstały w celu rozwiązywania konkretnych i istotnych problemów. Narzędzia wpisywały się harmonijnie w kulturę, nie ingerowały w dotychczasowe prawa, zwyczaje, tradycje. Idee duchowe i obyczaje kierowały tworzeniem i użytkowaniem narzędzi. W kulturach tych istniała zawsze teoria metafizyczna (teologia) sprawiające, że żadna technologia nie była w stanie podporządkować ludzi swym potrzebom. Inaczej rzecz wygląda w technokracji. Świat kultury zostaje podporządkowany rozwojowi narzędzi. Atakują one kulturę, dochodzi do starć miedzy nimi a tradycją, religią, polityką, sztuką. W technokracji powstaje przekonanie, że istotny jest sam wynalazek, nie zaś odpowiedź na pytania, czemu ma on służyć. Dominuje już myślenie, że skoro możemy coś wyprodukować, to należy to zrobić. Technokracja pozostawia jednak stosunkowo szeroki margines swobody. Nowoczesność współegzystuje z wytworami setek lat ludzkiej działalności. Na podbudowie technokracji wyrasta jednak technopol, który nie znosi konkurencji. Jest przy tym sprytny i nie dąży do bezpośredniego starcia. Tradycyjne wartości odchodzą w niepamięć, gdyż stają się nieistotne, niezauważalne. Dokonuje się redefinicja takich słów, jak: religia, sztuka, rodzina, prywatność, indywidualizm, prawda. Technopol to totalitarna technokracja, wszechobecny Wielki Brat. Jedyny cel ludzkiej aktywności to wydajność. Zdroworozsądkowe myślenie zastępują "obiektywne" naukowe badania. Boga zastepują specjaliści od każdej dziedziny życia. Człowiek jest dodatkiem do techniki, jej sługą, uczniem, kibicem. Zdaniem Postmana technopol istnieje dziś w USA, lecz już wkrótce dołączą do nich kraje Europy Zachodniej i kilka bogatych państw azjatyckich. Podstawą technopolu jest masowy rozwój technik informacyjnych. Dzisiejszy świat dotknięty jest AIDS - Anti-Information Deficiency Syndrome, czyli syndromem braku odporności na informację, którego zaistnienie jest podstawą technopolu. Stąd krytyka owego "informacyjnego boomu" charakterystycznego dla naszych czasów, zwłaszcza technik związanych z telewizją i komputerami. Nadmiar informacji w żaden sposób nie przyczyni się do zwiększenia ludzkiej aktywności, wręcz przeciwnie - człowiek staje się biernym odbiorcą wciąż większej ilości treści. Problem leży nie tyle w dostępie do informacji, co w jej wykorzystaniu. Tak hołubiony w ostatnim czasie Internet to doskonały sposób na zatrzymywanie ludzi w domach, przed ekranami monitorów. Świetnie mechanizm ten opisują P. Lazarsfeld i R. K. Merton w Mass comunication popular taste and organized social action. Ich zdaniem odbiorca przeinformowany swój pośredni kontakt ze światem, czytanie słuchanie i myślenie uważa za substytut działania. Mylnie utożsamia wiedzę o problemie z działaniem na rzecz jego rozwiązania.

Technopol to również zanik rozróżnienia sacrum i profanum. Odbywa się to za pomocą strywializowania sacrum poprzez jego umasowienie i wykorzystanie w celach niezgodnych z przeznaczeniem, na ogół na potrzeby rynku (przykładem sprawa plakatu do Skandalisty Larry'ego Flinta czy wizerunek Buddy w jednej z amerykańskich reklam). Całość dobrze podsumowują słowa Postmana: Istnieje wspólna kultura, której na imię technopol, a jej najważniejszym symbolem jest obecnie komputer, który trzeba szanować i przeciwko któremu nie wolno bluźnić. W podobnym tonie wypowiada się kilku innych autorów. Rene Dubos demaskuje rzeczywiste znaczenie słowa "postęp". Warto zwrócić uwagę na jego pozytywne konotacje w świadomości ogółu. Postęp oznacza lekarstwo na wszelkie dolegliwości, nową jakość, polepszenie sytuacji. Inaczej rozumie to słowo-klucz Dubos, którego zdaniem postęp to takie działanie, które pozwala coraz szybciej i na coraz większą skalę produkować wszystko, co tylko da się produkować, bez względu na szkody wyrządzane ludzkim wartościom oraz środowisku. Jego zdaniem rozwój nauki i techniki nie tylko że nie przyniósł znacznej poprawy warunków życia, ale wręcz wszelkie jego cechy pozytywne są równoważone przez "efekty uboczne". Warto przytoczyć również słowa obecnego papieża Jana Pawła II z encykliki Centesimus annus, będące podobnymi do postmanowskich rozważań: Często jednostka dusi się dziś pomiędzy dwoma biegunami: Państwem i rynkiem. Niekiedy wydaje się, jakoby istniała ona jedynie jako wytwórca i nabywca towarów czy też jako przedmiot administracji państwowej i zapomina się, że ani rynek, ani Państwo nie są celem międzyludzkiego współżycia, bowiem ono samo w sobie posiada szczególną wartość, której Państwo i rynek mają służyć.

III. KRÓTKI BILANS STRAT

Pozwolę sobie na krótkie podsumowanie powyższych rozważań. W spoleczeństwie technologicznym o wiele silniej niż w systemach poprzednich uwidacznia się stosunek do przyrody pojmowanej jako przeciwnik wyrwanego z niej człowieka. Należy ją więc podporządkować rodzajowi ludzkiemu, podporządkować tak, by przyniosło to zysk. Na uwagę zasługuje fakt, że przyczyn takiego stanu rzeczy trudno już doszukiwać się w rzekomo antyekologicznych aspektach wielkich religii monoteistycznych. Zarówno Fromm, jak i Postman wskazują, że to właśnie początek regresu tradycyjnych wierzeń położył podwaliny pod świat zdominowany przez technikę. Wyzwolona z wszelkich więzów jednostka nie była już niczym ograniczona w swym dziele gromadzenia i konsumowania. Świat przyrody traktowany jest jako magazyn surowców potrzebnych do produkcji wciąż nowych zabawek. Wszystko to odbywa się w myśl zasady, że po nas choćby potop, choć w rzeczywistości technofile są przekonani, iż żadnego potopu nie będzie, bowiem ewentualne usterki naprawi... nowa technologia.

Na polu kultury społeczeństwa technologiczne to przede wszystkim totalna uniformizacja. Świat stał się, parafrazując Mc Luhana, globalnym miastem i domem towarowym, gdzie wszyscy żyją jednakowo, a ewentualne drobne różnice służą stwarzaniu przekonania o istnieniu wyboru. Bez większej przesady można stwierdzić, że w wyraźnie zakreślonych ramach wszyscy zachowują się jednakowo. System jest tak doskonale zaprojektowany, że nawet jego przeciwnicy nie mają zbyt dużego wyboru i są zmuszeni do uczestnictwa w tym święcie szaleńców. Istniejąca dawniej różnorodność odchodzi w niepamięć, giną lokalne zwyczaje (kultura masowa), języki (prymitywny angielski rodem z komputera i komiksów), sposoby życia (globalizm). Świat stał się ogromnym Disneylandem, a władcy tego porządku tylko dlatego nie wyglądają groźnie, gdyż ich twarze przesłaniają maski wiecznie uśmiechniętej Myszki Miki i reszty menazerii.

Pozorne różnice i konflikty są albo efektem nieco niewydolnego funkcjonowania całości (no cóż, nobody's perfect - nikt nie jest doskonały), albo są generowane ku uciesze i odwróceniu uwagi tzw. opinii publicznej. Można - oczywiście - nie zwracać na to wszystko uwagi, bo skoro jakaś tam większość realizuje się poprzez żarcie identycznych hamburgerów, identyczną pracę i identyczną rozrywkę - to pal licho. Problem w tym, że technopol nie uznaje konkurencji i wciąż zmniejsza się margines swobody tych, którym taki sposób egzystencji po prostu nie odpowiada (nieważne nawet, z jakich powodów). Społeczeństwo technologiczne jest tworem na wskroś totalitarnym. Oczywiście jest to soft-totalitaryzm, posługujący się raczej marchewką niż kijem, a dzisiejsi specjaliści potrafią wmówić klienteli, że każdy wynalazek ich mocodawców jest marchewką. Jedynym wyjściem jest opór wobec takiego świata, takiego sposobu myślenia, takiego systemu. Próbą odpowiedzi, jak może on wyglądać, jest ostatnia część niniejszych rozważań.

IV. PROPOZYCJE

Zastrzec muszę na wstępie, że zarówno cały powyższy wywód, jak i zawarte poniżej propozycje traktuję jako coś, co przede wszystkim warto przedyskutować, nie zaś przyjmować jako dogmat. Zanim przejdę do prezentacji kilku idei mogących się przydać w walce z technopolem, chcialbym jeszcze wrócić na moment do Neila Postmana i przedstawić jego pomysły. Jego zdaniem ludzie stawiający opór to osoby, które:

Zwolenników technopolu charakteryzuje Postman jako ludzi bez przekonań i stałego punktu widzenia, posiadających za to mnóstwo umiejętności przynoszących zysk. Jego recepta na przezwyciężenie technopolu w sferze kultury opiera się na powstrzymaniu i zwiększaniu roli tradycji, na straży której stać powinna szkoła, odseparowana (oczywiście nie w sensie dosłownym) od nowoczesności, teraźniejszości i przyszłości, z naciskiem położonym na naukę historii i studiowanie wielkich dzieł literatury (w tym Biblii, Koranu, Bhagawadgity itp.). Słabym punktem prac Fromma i Postmana jest - moim zdaniem - brak powiązań między zniszczeniami na polu kultury a degradacją przyrody, wydaje się jednak, że technopol jest równie zabójczy dla człowieka, jak dla Natury, a dzieło zniszczenia przyrody jest tu nieporównanie bardziej posunięte i tragiczniejsze w skutkach, niż ma to miejsce w innych systemach polityczno-społeczno-ekonomicznych. Właśnie te braki i dość ogólny zarys sposobów przeciwdziałania skłoniły mnie do zaproponowania kilku rozwiązań. Oto one:

1. Ruralizm - zwany w anglojęzycznym świecie również ideą back-to-the-land, czyli powrotu do ziemi. Stanowisko to opiera się na przeciwstawieniu wielkomiejskiemu stylowi życia alternatywy w postaci wartości cechujących wsie i małe miasteczka. Duże miasta, oprócz szeregu patologii, są przede wszystkim ośrodkami promocji sposobu myślenia charakterystycznego dla społeczeństwa technologicznego, skąd promieniuje ono na inne obszary, w tym również tereny wiejskie (często są one już tylko pomniejszoną kopią miast). Wielkie miasta to ogromne źródło produkcji zanieczyszczeń zarówno pośrednio (transport towarów do miast z odległych okolic i wiele innych), jak i bezpośrednio. To również miejsce dużej koncentracji tych zanieczyszczeń (i naiwne, choć na pewno szlachetne, wydają mi się próby rozwiązania tego problemu przez ścieżki rowerowe, recykling czy pikiety pod McDonaldem czy innym KFC). Ruralizm oznacza położenie nacisku na reemigrację na tereny wiejskie, decentralizację aglomeracji, które na ogół składają się zresztą z połączonych, wcześniej oddzielnych wiosek, gmin itp. Ruralizm to powrót do małych form wytwórczości, odwrót od rozbuchanego konsumpcjonizmu, próba odtwarzania naturalnych wspólnot. Ruraliści kładą nacisk na stworzenie (powrót do) takiej mentalności, która oznacza szacunek i poczucie związku z ziemią, szacunek dla przyrody, tradycji, zharmonizowania ludzkich działań z cyklami przyrodniczymi i dziedzictwem przyszłosci. Nie jest to przy tym sentymentalna chłopomania, gdyż nikt nie przedstawia tu życia na wsi jako sielankowego, jednak niedogodności egzystencji wiejskiej i małomiasteczkowej (nb. wynikające na ogół z zawłaszczania środków na rozwój przez metropolie) w porównaniu z destrukcyjnym wpływem wielkich miast są znacznie mniejsze i stanowią stosunkowo łatwy do rozwiazania problem. Ruraliści szukają inspiracji w tych wspólnotach wiejskich, które zaadoptowały wynalazki nowoczesności i jednocześnie nie uległy negatywnemu wpływowi miejskiej kultury. Zdają sobie jednak sprawę, że takich miejsc jest niewiele, gdyż jak pisze D. Holland: Chłopa zastąpił zarządca farmy. Nie kocha on i nie szanuje ziemi i nie ma powołania. Nie jest świadom długu wobec naszych praojców ani uświęconego obowiązku wobec przyszłych pokoleń.

2. Regionalizm - opiera się na przekonaniu, że region jest naturalnym siedliskiem i punktem odniesienia jego mieszkańców. Łączy się z tym poczucie patriotyzmu lokalnego, umiłowanie swego regionu. Ten ruch spoleczny dąży do zwiększenia samodzielności poszczególnych regionów (maksymalna samorządność, uniezależnienie się w możliwie dużym stopniu od ingerującego ślepo i nieudolnie Centrum). Opiera się na przeswiadczeniu, że najlepiej rozwiązują dane problemy ci, których one bezpośrednio dotyczą. Regionaliści dążą do ocalenia i rozwoju swojej niepowtarzalnej kultury, co stawia ich w opozycji do uniformizującego globalizmu kulturowego. Chronią tradycje, zwyczaje, regionalne odmiany jezyka. Z regionalizmem wiąże się też "lokalizm", czyli docenianie roli spoleczności lokalnych jako naturalnych wzorów egzystencji zgodnych z miejscową kulturą, potrzebami, zasobami przyrody. Jeśli chodzi o kwestie ekologiczne, to jest to w tym przypadku raczej mądre i rozważne podejście do konkretnych i znanych mieszkańcom regionu obszarów przyrodniczo cennych niż typowa dla globalnych ekologów "obrona środowiska". Kończąc prezentację regionalizmu, chciałbym jednak zwrócić uwagę na pewne niebezpieczeństwo. Hasłem regionalizacji szermują dziś eurokraci, twórcy idei Zjednoczonej Europy na wzór traktatu z Maastricht. W miejscu istniejących państw narodowych dążą do utworzenia "Europy regionów". Celem nadrzędnym tego przedsięwzięcia jest zaś nie tyle troska o mieszkańców regionu, co raczej otwarcie nowych rynków zbytu dla wielkich koncernów. Europę jednoczy się jedynie w celu konkurowania ekonomiczno-gospodarczego za wszelką cenę. Taka Europa będzie Europą zjednoczoną dla banków, koncernów i rządzącej kontynentalnej elity z Brukseli; Europą zdominowaną przez śmietnikową pop-kulturę, z władzą jeszcze bardziej oddaloną od zwykłych ludzi, z przyrodą bezwzględnie niszczoną w imię lepszych wskaźników ekonomicznych. Taka Europa nie jest potrzebna przeciwnikom technopolu...

3. Antyamerykanizm - oznacza przeciwstawianie się zrodzonej w Stanach Zjednoczonych koncepcji oceniania dokonań jednostek i grup spolecznych przez pryzmat ekonomii. Ten sposób myślenia został przeniesiony na niemal wszystkie inne miejsca na Ziemi. Antyamerykanizm nie jest jakąś ślepą fobią do wszystkiego, co zrodziła Ameryka, lecz wychodzi z założenia, że: Walka z Ameryką oznacza walkę z tymi warstwami społecznymi, które widzą w ekonomii najwyższą wartość. Jest to opór wobec kulturobójstwa, czyli niszczenia lokalnych, regionalnych i narodowych kultur przez masową tandetę symbolizowaną przez hamburgery, silikonowe gwiazdy Hollywood i mit o pucybucie, który został milionerem (historyjka ta - niestety - nie wspomina, czy przybyło mu od tego rozumu, ale wszak w porównaniu z forsą to nieistotne...). To, co dziś oferuje nam Ameryka, to już nawet nie coca-colonizacja, lecz raczej coca-colocaust, którego tragicznym następstwem jest jednolity świat konsumentów. Nie przypadkiem zarówno Thoreau, Fromm, jak i Postman to obywatele tego właśnie, owładniętego ekomanią państwa. Opór wobec amerykańskiej "way of live" (sposób życia) jest koniecznością samoobrony przed kulturą cierpiącą na manię wyższości i dysponującą zbrojną i ekonomiczną siłą służącą do narzucania tejże mentalności innym miejscom na planecie.

4. Rzeczpospolita przyjaciół, samowystarczalność, mikrokapitalizm. Trzy hasła wywoławcze są częścią sposobu myślenia streszczonego w zasadzie "małe jest konieczne". Są one pośrednio związane z regionalizmem i ruralizmem. Rzeczpospolita przyjaciół to stworzona przez Edwarda Abramowskiego wizja społeczeństwa zorganizowanego w samodzielne i powstające oddolnie związki wytwórców - kooperatywy. Charakteryzować się mają one nowego rodzaju etyką z dominującą rolą zaspokajania potrzeb, nie zaś zysku. Warto podkreślić, że nie ma tu miejsca na odgórne i centralistyczne zarządzanie takimi tworami, co usiłowali wcielać w życie marksiści; podmioty owe cieszą się dużą autonomią. Wydaje się jednak, że w świecie postnowoczesnego chaosu takie (i inne opisywane tutaj) przedsięwzięcia oparte być powinny na solidnej podbudowie moralnej, wynikającej z typowych dla danych obszarów tradycji (co proponował inny teoretyk samodzielności gospodarczej i politycznej - Pierre-Joseph Proudhon). Samowystarczalność oznacza maksymalne uniezależnienie się danej społeczności od takich powiązań ze światem zewnętrznym, które mogą posłużyć temu ostatniemu do sprawowania kontroli i ingerowania w życie owej społeczności. W dziedzinie gospodarki oznacza to dążenie do wyprodukowania jak największej części potrzebnych produktów na miejscu i w oparciu o lokalne zasoby (oznacza to też kontrolę sposobu produkcji i realną możliwość jej zmiany jeśli ma negatywny wpływ na przyrodę i mieszkańców regionu. Zamiast bojkotować leżące na drugim końcu świata Chiny, po prostu wspiera się to, co znane i godne poparcia na miejscu).

Mikrokapitalizm jest pochwałą swobody wytwórczości i handlu przy jednoczesnym ograniczeniu ich (najlepiej dobrowolnego) do potrzeb narodu, regionu, społeczności lokalnej. Ograniczenia te wynikają z przeświadczenia o negatywnej roli ponadnarodowych instytucji gospodarczych i finansowych. Mikrokapitalizm może być wzbogacony o pewne elementy "niewolnorynkowe", jak np. spółdzielczość, bezgotówkowa ekonomia w systemie LETS i inne.

5. Powrót do duchowości - związany jest z przekonaniem, że społeczeństwo technologiczne powstało w dużej mierze na skutek odejścia od postawy religijnej, duchowej i bezgranicznym zaufaniu w moce rozumu. Krytykowana przez "oświeconych" religia z jej rzekomymi zabobonami została zastąpiona równie zabobonnym przeświadczeniem o nieomylności rozumu, wiarą w postęp i materializmem desakralizującym przyrodę i wiele aspektów życia. Ów areligijny pęd oznaczał zburzenie podstaw moralnych i wystawienie bezbronnego człowieka na działanie zmasowanych ataków piewców konsumpcji i społeczeństwa technologicznego. Religia zaś, tak bezwzględnie atakowana, ma wiele zalet: Pogardliwie traktowane przez Marksa tzw. "opium dla ludu" owocowało czasem bardzo szlachetnymi czynami. A jego największym plusem było, że skutecznie odwracało ludzką uwagę od spraw materialnych i gromadzenia "dóbr" na rzecz doskonałości duchowej. Zdaję sobie sprawę z lakoniczności omówienia propozycji, co może wywołać u czytelnika pewien niedosyt. Powodem jest chęć ograniczanie objętości i tak już rozbudowanego tekstu. Zamierzam w przyszłości szerzej opisać kilka z ww. sposobów ograniczenia wpływów technopolu na ludzi.

ciąg dalszy


BZB nr 27 - Silva rerum. Ekologiczne miscellanea | Spis treści