< <  |  STRONA GŁÓWNA  |  SPIS TREŚCI  |  > >

Dylematy ekologizacji gmin wiejskich. Taktyka ekorozwoju gminy

SUPLEMENTY

PAMIĘTAJMY O TRZMIELACH!

Była taka wiosna - już nie pamiętam - 1989, a może 1990 r., gdy w mojej okolicy nie wyleciała ani jedna pszczoła na obficie rozkwitłe drzewa owocowe. Wszystkie rodziny pszczele spadły (pszczelarze mówią - umarły) w zimie i poprzedniej jesieni. Był to niewątpliwie skutek nałożenia się warrozy i źle przeprowadzonych oprysków. W niesamowitej ciszy słychać było tylko pojedyncze brzęczenie matek - założycielek nowych trzmielich gniazd. I te nieliczne, pracowite owady uratowały wtedy plony owoców! Pszczoły przyszły później - w okresie rójki - z lasu.

Ja to odebrałem wtedy jako swoisty "odwet" Natury nad ludzkim zarozumialstwem. Oto ta Natura, spychana na margines naszych działań, traktowana ciężkimi maszynami, ogniem i chemią, ma jeszcze tyle sił, by pomóc w likwidacji skutków nieprzemyślanej gospodarki. Pytanie brzmi: jak długo jeszcze?

Mając w pamięci tamten niezwykły fenomen, uważam, że mam pewien dług do spłacenia wobec tych pospolitych przecież, a tak mało znanych owadów. Trzeba bowiem pamiętać, że trzmiele, podobnie jak osy i szerszenie, a przeciwnie niż pszczoły, nie przeżywają zimy całymi rodzinami. Jesienią każdego roku gniazdo trzmieli ulega rozpadowi. Matka - założycielka rodziny, robotnice i trutnie giną przed nastaniem zimy. Przeżywają tylko zapłodnione samice, wyhodowane w gniazdach pod koniec lata. Po ostatecznym rozpadzie gniazda chowają się one w różnych rozpadlinach, norkach, stogach, kupach chrustu i chwastów. Wiosną szukają odpowiedniego miejsca na gniazdo. Najczęściej są to nory mysie lub krecie, dziuple, szczeliny murów, stosy kamieni, kępy traw i turzyc. Gniazda założone na gruntach ornych ulegają najczęściej zniszczeniu w czasie prac polowych. Największe szanse przetrwania do jesieni i wydania następnego pokolenia matek mają gniazda założone na miedzach i różnego rodzaju nieużytkach (tzw. użytkach ekologicznych).

Dlatego przezimowanie jest rzeczą niezmiernie ważną, by te procentowo znikome powierzchnie nie były niszczone przez ludzi. Chodzi o to, by ich nie wypalać wiosną, nie kosić, nie stosować środków chemicznych. Wszystko po to, by pozwolić matkom rodzin trzmielich przezimować i założyć gniazda.

Gniazdo trzmiele zbudowane jest z baryłkowatych komórek woskowych, z których jedne służą do wychowywania larw, inne do przechowywania miodu, gromadzonego w niewielkich ilościach na wypadek dłuższej niepogody. Budową pierwszych komórek i wychowywaniem larw zajmuje się matka. Z chwilą wylęgu pierwszych osobników, które są robotnicami (jak u pszczół), przejmują one zadanie rozbudowy gniazda oraz zbierania nektaru i pyłku. Pierwsze robotnice są małe i niepozorne. Włączanie się do pracy kolejnych pokoleń coraz lepiej zaopatrzonych osobników, powoduje, że ostatnie pokolenie przeznaczone do przezimowania jest dorodne i duże. Matka w okresie intensywnej rozbudowy gniazda zajmuje się czerwieniem.

W Polsce występuje bodajże 26 gatunków1 trzmieli, z czego kilka jest dość pospolitych. Wszystkie są chronione i co najważniejsze - zasługują na absolutną ochronę jako niezwykle ważny czynnik podnoszenia plonów wielu gatunków roślin uprawnych. W przypadku roślin o kwiatach rurkowych i niektórych motylkowych, takich jak koniczyna czerwona i lucerna, są jedynym ich zapylaczem. Przyczyna leży w tym, że trzmiele posiadają dłuższy języczek niż pszczoły, co pozwala im dosięgnąć nektaru niedostępnego zazwyczaj dla pszczół. Jest też jeszcze jedna ważna zaleta trzmieli jako zapylaczy. Jest nią duża odporność na niesprzyjające warunki pogodowe. Trzmiele wylatują z gniazda już przy 8 - 10 oC, podczas gdy pszczoły dopiero powyżej 12 - 14 oC. Trzmiel zaskoczony przez deszcz nie ginie, potrafi przeżyć nawet chłodną noc poza gniazdem. Ogrzany przez pierwsze promienie słońca - podejmuje na nowo zbieranie nektaru.

Przez każdego, kto nie jest barbarzyńcą, te wspaniałe owady powinny być otoczone takim samym szacunkiem, jakim od pradawnych czasów cieszą się pszczoły. Trzmiele w obronie swojego gniazda potrafią dotkliwie żądlić. Jakże często "za karę" są wypalane ich gniazda, względnie wykopywane! To nic, że jest to czyn zabroniony ustawowo! A przecież jest to postępek barbarzyńcy nie rozumiejącego nawet swojej korzyści. Pod koniec lata gniazda trzmieli zasobne w dziesiątki lub nawet setki osobników są wykopywane przez borsuki, wyjadające larwy i nagromadzone zapasy. Oznacza to, że takie gniazdo nie wyda już przyszłych matek - założycielek nowych gniazd. By do tego nie dopuścić, odkryte przez nas gniazda można zabezpieczyć np. przez stos chrustu, kilka snopków słomy itp.

Coraz częściej ujawniają się też zwolennicy tzw. czynnej ochrony gatunkowej roślin i zwierząt. W odniesieniu do trzmieli oznacza to stwarzanie sztucznych miejsc gnieżdżenia się. Doskonałym miejscem zakładania gniazd mogą być stosy kamieni, chrustu i siana składane na miedzach, nieużytkach, w zaroślach itp. Polecane są też uliki o wymiarach ok. 20 x 20 x 20 cm z otworem o średnicy 1 cm, wyłożone trawą lub mchem. Uliki takie pokryte nieprzemakalnym daszkiem, zaopatrzone w deseczkę wylotową i ewentualnie w podkarmiaczkę z syropem można wykładać w różnych zaroślach, pod stosami chrustu, zawieszać na drzewach (do 1,5 m wys.). Można je także umieścić w ogródku, na działce, wokół pól koniczyny czerwonej i lucerny na nasiona. Można też zamiast ulików z desek wykładać klocki drewna z dziuplami. Trzeba wtedy włożyć do środka garść siana lub mchu, zwęzić otwór wylotowy, zbudować jakiś daszek. Problem ochrony i ewentualnie hodowli trzmieli nie wyczerpuje oczywiście tzw. zagadnienia owadów zapylających. Oprócz pszczół i trzmieli znane są dziesiątki gatunków dzikich owadów zapylających, których współczesna cywilizacja pozbawiła bądź to bazy pokarmowej, bądź warunków do gnieżdżenia się. Omówienie możliwości zwiększania ich liczebności - to temat do oddzielnych rozważań. Może będzie ku temu okazja.

***

Tekst powyższy napisałem bodajże w 1994 r., zgodnie z moją ówczesną wiedzą na ten temat. Pod tym względem jest on poprawny, tzn. zgodny z dzisiejszym stanem wiedzy. Niemniej, coś się jednak zmieniło. Po pierwsze pojawiły się doskonałe dzieła na ten temat2. Po drugie - pewnych uściśleń domaga się kwestia (pół)hodowli trzmieli w sztucznych ulikach, na co w powyższym tekście zapatrywałem się chyba zbyt optymistycznie. Otóż czym innym jest hodowla trzmieli całkowicie pod kontrolą w tzw. izolatorach, na potrzeby ogrodnictwa i nasiennictwa rolniczego, a czym innym - wykładanie ulików dla trzmieli dziko żyjących. Pierwsza kwestia ma dzisiaj znakomitą literaturę i niekwestionowane osiągnięcia praktyczne3. Jest to ten sam nurt działań, który z trzmieli może uczynić to, co stało się z pszczołą miodną przed setkami lat; dzikie pszczoły stały się absolutnym marginesem współcześnie żyjącej populacji. Celowa hodowla trzmieli tak samo zmarginalizuje ich dzikich braci. Tym bardziej, że wg najnowszych danych4 w wielu okolicach Polski (nie wyłączając np. parków narodowych!) liczebność trzmieli spadła nawet do 1% (!) stanu sprzed 40 lat.

Wykładanie ulików dla dzikich trzmieli jest przedsięwzięciem wybitnie deprymującym. Trzeba niemałej wiedzy i praktycznego doświadczenia, by choć w części się to udało. Z moich doświadczeń wynika, ze najłatwiej "skusić" na osiedlenie się w sztucznym gnieździe trzmiela ziemnego i drzewnego. Niemniej - próbować warto. A cały problem czeka być może na swojego Kopernika. Zaletą sztucznych gniazd jest niewątpliwy sukces rozrodczy rodziny trzmieli. Trzeba bowiem zdawać sobie sprawę z tego, że wystarczy trochę większa niż przeciętna liczebność borsuka w krajobrazie, by wyniszczyć ok. 90% gniazd trzmieli. Nie wszystko da się zwalić na chemię i tzw. zatrucie środowiska. Jest przecież faktem większa liczebność trzmieli w strefie podmiejskiej dużych miast niż w krajobrazie rolniczym.

Znawcy problemu podkreślają jednak inny aspekt zagadnienia. Jest nim kwestia ciągłości pożytku (nektaru i pyłku). Brak tej ciągłości na terenach rolniczych powoduje, że w połowie lata rodziny trzmieli giną po prostu z głodu! Dlatego każda inicjatywa realnie poprawiająca "pastwisko" pszczół, trzmieli i innych owadów korzystających z nektaru i pyłku, jest niczym innym jak praktyczną ochroną przyrody. Może to być ogród kwiatowy, zadrzewienie, żywopłot, ochrona nieużytku-użytku ekologicznego, "minirezerwat" wg koncepcji Andrzeja Mirskiego, wreszcie - kultywowane użytki ekologiczne z celowo posianymi roślinami użytkowymi. Ten ostatni sposób postrzegam, jako mający przed sobą wspaniałą przyszłość. Trzeba tylko pewnego drobiazgu, aby stał się własnością społeczną. Przecież nigdzie nie jest powiedziane, że rolnik musi koniecznie siać zboże, buraki, sadzić ziemniaki. Jeśli to robi, to tylko dlatego, że dotychczas za to go premiowano, płacąc mu za zbiory mniejsze, czy większe pieniądze. Aliści okazało się niedawno, że społeczeństwo Nowej Ery nie potrzebuje takiej ilości żywności, a już na pewno - nie z takiego areału. Światłe społeczeństwo chciałoby oprócz jadła mieć to, co nazywamy bioróżnorodnością. I nie może zrozumieć, że rolnik nauczony produkować "na sprzedaż" - nie chce - "produkować bioróżnorodności" - ot tak, bezinteresownie - np. dla dobra planety i zamieszkujących ją mieszczan. A sprawa jest trywialnie prosta: społeczeństwo chce mieć bioróżnorodność, to niech za nią zapłaci, tak jak płaci za sałatę, chleb i kiełbasę. Jeśli uprawa chwastów choćby dla trzmieli byłaby równie opłacalnym interesem, jak uprawa pszenicy, to problem rozwiąże się sam, bez pomocy żadnej, choćby i najszlachetniejszej ideologii.

5.6.2000

PRZYPISY

1. Obecnie liczbę gatunków trzmieli znalezionych w Polsce ocenia się na 28 (Dylewska) - do 30 gatunków (Banaszak, Pawlikowski). Oprócz tego - bardzo podobne do trzmieli są ich pasożyty gniazdowe - trzmielce. Ich liczbę ocenia się na 8 - 9 gat. Trzmielców nie uznaje się za gatunki chronione.
2. Np.:
3. Np.:


Dylematy ekologizacji gmin wiejskich. Taktyka ekorozwoju gminy
< <  |  STRONA GŁÓWNA  |  SPIS TREŚCI  |  > >