Grasshopper nr 2, Wiosna '94


GOTUJ STRZELBĘ NA WILKA

Zadrżałem nie tak znowu dawno, bo 3. marca, po przeczytaniu w "Gazecie Krakowskiej" tekstu "Bobry pracują" Jerzego Leśniaka. W Beskid Niski do Gładyszowa sprowadzono bobry, teraz mają tam swoją ostoję. Doskonale zaaklimatyzowały się w nowym miejscu i powoli migrują na sąsiednie tereny, obejmując we władanie kolejne potoki i strugi. Reporter pisze jednak używając interesującego stylu - wtajemniczonym i wrażliwym obrońcom przyrody mówi on wiele. rysunek

Pisze się tu, że matecznik bobrów stał się dużą atrakcją turystyczną, co oznacza niepokojenie tych zwierząt. Bobry opisywane są jako szczególnie atrakcyjne ze względu na rzadkość występowania, ale i z uwagi na posiadanie cennego futra (!!!). Działacze miejscowych kół łowieckich skwapliwie skorzystali z obecności prasy użalając się nad rosnącą niezwykle szybko plagą wilków. Zagryzły one w ostatnim czasie kilka stad (!!!) owiec w miejscowości Konieczna, nie popuściły też buhajowi, nie omieszkały też rzucić się na gospodarskie psy. Tamtejszy łowczy ma pretensje do niektórych ekolgów, postulujących ochronę wilków. Grozi to jego zdaniem zachwianiem równowagi biologicznej i wyniszczeniem zwierzyny leśnej i domowej. Myślę sobie - co to za wilki łakome? Kilka stad (stad !!!) owiec, buhaja i na dodatek jeszcze psy spożyły, zżarły. Podobnież leśniczy twierdzi, że wilki wdzierają się do owczarni. Spryciule! A pomyślał leśniczy, że owczarnia nie koszar i drzwi mieć musi? Jakimż to zatem sposobem wataha drzwi sobie odmyka? Ogonami? Inna też sprawa, że myśliwi łżą jak z nut. W tekście stoi wyraźnie, że reporter co chwilę w rejonie Magury Małastowskiej dostrzegał stada łań, kozłów tudzież dzików, nawet rysia widział - ja żywego nie widziałem, ale do dziś pamiętam, jak kilkuletnim bydlęciem będąc z szacunkiem mierzyłem oczętami zezwłok dorodnego kota. Za tylne nogi powieszony u belki drewnianej chaty, krwią z przestrzelonej czaszki znaczył deski podłogi. Nie zapomnę tego nigdy, a i tego, że zastrzelony dla fanaberii Panów, jak powiadają o miastowych chłopi, z Warszawy. Może gdyby panowie myśliwi poczytali trochę nie pletliby andronów? Może? Niechaj też nie zapomną jak sami doprowadzili do sytuacji, że liczebność wilka mierzyć można było na palcach. Ja pamiętam.

Tymczasem na Zachodzie zajęto się już czymś zgoła innym. Oto bowiem kobiety powszechnie uznawane za piękne za darmo się, ku uciesze tłumów, obnażają przed reporterskimi obiektywami, w imię walki z okrucieństwem wobec zwierząt. Swych wdzięków nie szczędzą nawet Naomi Campbell i Kim Basinger - osoby przecież sławne. Duże miasta Europy zdobi coraz więcej zdjęć nagich pięknych opatrzonych stosownym napisem. Wszystko to przeciw futrom. Dlaczego w ten sposób? Ano dlatego, że gdy idol ignoruje, a nawet walczy, ignorują i walczą jego fani. Ta oczywista zależność od lat wykorzystywana jest na Zachodzie przez speców od reklamy.

A u nas? Futro bobrze nadal rośnie w cenie, a myśliwi cynicznie uzurpują sobie prawo do poprawiania tego, co już wielekroć - zresztą, skądinąd, umiejętnie - spaprali.

Dietrich Schneider

przedruk z "Zielonych Brygad" nr 5(59), maj 1994

rys. Agnieszka Ziobrowska


Grasshopper nr 2, Wiosna '94 | Spis treści