Grasshopper nr 3, Lato '94


List otwarty do konserwatora przyrody województwa krośnieńskiego

BIESZCZADY WCIĄŻ ZAGROŻONE

O tym, że najcenniejszą wartością krajobrazową i przyrodniczą w Bieszczadach był bieszczad dziś nie potrzeba chyba nikogo przekonywać.

Było nim Wołosate, Tworylne, Krywe, Hulskie i parę dziesiątków założonych ongiś na prawie wołoskim opustoszałych przed pół wiekiem, zarosłych burzanem, krzewami i zielskiem dawnych łemkowskich czy bojkowskich wsi w dolinach górskich strumieni.

zdjęcie
Opustoszała farma Igloopolu w Wołosatem, centrum Parku Narodowego
Empty Igloopol farm in Wołosate, center of the National Park

Mnie pierwszy na bieszczad zwrócił uwagę sam Mieczysław Orłowicz, podpisując w lipcu 1958r. początkującemu wówczas bieszczadnikowi książeczkę GOT. Mam ją do dzisiaj.

Nie Bieszczadami a bieszczadem właśnie zachwycał się zdobywca Mt. Everestu sir Edmund Hillary, podobnie jak przeważająca większość zagranicznych turystów, z którymi w trakcie przeszło 30-letniej kariery przewodnickiej rozmawiałem na ten temat.

Niestety, bieszczadu już praktycznie nie ma i niemałą winę za ten stan rzeczy ponosi Pan i Pańscy poprzednicy, Panie Konserwatorze Przyrody województwa krośnieńskiego.

Nie wolno było pozwalać na idiotyczne "zagospodarowywanie" tych obszarów. Budowę na nich gigantycznych ferm, kombinatów przemysłu drzewnego i łagiernych baraków.

Nie wolno było dopuścić do traktowania olchy jako chwastu leśnego, prowadzić akcji osiedleńczej i pozwalać na uprawę roli tam, gdzie już dawno przestała być opłacalna.

Nie wolno było pozwalać na bezmyślne przenoszenie w Bieszczady rozwiązań i wzorów organizacji masowej turystyki, które być może sprawdzały się, ale w Alpach, na Kaukazie czy w Pirenejach.

Berehy i Ustrzyki Górne nigdy nie będą nie tylko CHAMONIX - MONT BLANC czy ZERMATT, ale nawet ZAKOPANEM.

Na pewno nie będą - i dzięki Bogu.

Dlatego nie mogę zrozumieć, jak mógł Pan dopuścić, Panie Wojewódzki Konserwatorze Przyrody, do uruchomienia - fatalnie zresztą zaprojektowanego i zlokalizowanego w centrum Bieszczadzkiego Parku Narodowego HOTELU w Ustrzykach Górnych, który funkcjonował cały ubiegły sezon bez oczyszczalni ścieków.

Nie rozumiem również, jak można było pozwolić w tych samych Ustrzykach na wznoszenie na pradawnym cmentarzu cerkwi pod wezwaniem św. Michała Archanioła zburzonej w latach 50. ...domu parafialnego.

Wielopiętrowy budynek o imponującej kubaturze, z paru dziesiątkami otworów okiennych i hektarami blaszanego pokrycia dachu stanie się dominującym akcentem krajobrazu stolicy Bieszczadów.

Katolicki dom parafialny na zbeszczeszczonym prawosławnym cmentarzu!!!

Czyż można było oddać gorszą przysługę sprawie chrześcijańskiego ekumenizmu i pojednania narodu polskiego z narodem ukraińskim? Pojednania, na którym tak bardzo nam dziś zależy i którego tak bardzo oba narody potrzebują.

A przecież w tej samej parafii stoją niezbyt odległe opustoszałe wielopokojowe budynki hotelowe z Zatwarnicy i na Tarnawie. Je właśnie można adaptować na domy parafialne.

Nie wykończony na szczęście jeszcze obiekt, zanim nie stanie się obiektem międzynarodowego skandalu winien być rozebrany. Pan, Panie Wojewódzki Konserwatorze Przyrody winien wydać, w porozumieniu z wojewodą, stosowne polecenie, ponieważ wznosi się go drastycznie naruszając obowiązujące prawo (art. 36 USTAWY O OCHRONIE PRZYRODY z dn. 16.10.91). Ustawy, która szczególnie dla Pana winna być DEKALOGIEM postępowania, a która systematycznie jest łamana i ignorowana przez obecną dyrekcję Bieszczadzkiego Parku Narodowego.

Jeśli w Bieszczadach chcemy mieć naprawdę PARK NARODOWY, a nie LUNAPARK, jak go już nazywa lokalna prasa, to powinno się w trybie natychmiastowym, co i tak będzie już o parę lat spóźnione, podjąć decyzje o:

Zamknięciu tzw. obwodnicy na odcinku od Wetliny po Stuposiany dla pojazdów bez katalizatorów spalin. Co jednak w okresie przejściowym najbliższych paru lat nie powinno być egzekwowane w odniesieniu do pojazdów należących do gmin Lutowiska i Cisna oraz pojazdów publicznych.

Rozebraniu wszystkich budynków, zarówno tych zamieszkałych, jak i nie ukończonych, wzniesionych niedawno w centrum Parku w dolinie Wołosatego. Lokatorów lokali służbowych, zajmowanych przez gwałtownie się rozrastający personel BPN, można by przesiedlić do licznych po zlikwidowaniu Igloopolu pustostanów mieszkalnych w Tarnawie i w Czarnej. Przesiedlenie ludności zamieszkującej obszary chronione jest powszechnie przyjętą praktyką i ma miejsce m.in. na terenie Kampinoskiego Parku Narodowego.

Przeprowadzenie korekty granic Parku i jego powiększenia do ca 42 tys. ha z jednoczesnym zwróceniem do nadleśnictwa Stuposiany 1200 ha lasu świerkowego w rejonie Sianek.

Zdaniem Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych, BPN okazał się organizacyjnie nie przygotowany do prowadzenia prawidłowej gospodarki leśnej. Zastępują ją rabunkowe metody pozyskiwania leśnego surowca; stosowanie zrywki przy użyciu ciężkiego gąsienicowego sprzętu, co jest szczególnie groźne w obszarze bliskim źródłom Sanu. Prawie zupełny brak odnowień (bo na poziomie zaledwie 3%). Niedostateczny dozór nad ilością wywożonego drewna, bo jak inaczej nazwać coraz intensywniejsze pogłoski o kierowcach steyerów, którzy wożąc nocą do tartaku w Rabem puszczańskich kniaziów znad Negrylowa i Sychlowatego "zapominają" dopisać zero w karcie drogowej liczącego około pół setki m3 ładunku.

Wydatkowanie przez Dyrekcję BPN przed definitywnym ustaleniem obszaru i granic Bieszczadzkiego Parku Narodowego dziesiątków mld zł przekazanych przez NFOS, a więc pochodzących z kieszeni podatników, na sporządzenie PLANÓW OCHRONY PARKU nie można traktować tylko w kategoriach niegspodarności.

Za te pieniądze należało np. wykupić wystawiane na przetargi przez Agencje Własności Skarbu Państwa poigloopolowskie nieruchomości rolne i leśne położone w dolinie Sanu, a więc Tworylne, Krywe, Hulskie, Beniową, Bukowiec. Razem niespełna 2000 ha. Agencja sprzedałaby je za 2-4 mld zł, a więc za nieznaczny procent kwoty, którą bezmyślnie roztrwoniono.

O tym, że przed zbliżającym się kolejnym sezonem turystycznym winien Pan, Panie Wojewódzki Konserwatorze Przyrody, spowodować wydanie zakazu sprzedaży alkoholu w sklepach i schroniskach na terenie Parku, urządzania hałaśliwych dyskotek, treningu lotniarzy na połoninach i odbywania jagodowych żniw nawet w rezerwatach ścisłych wspominać chyba nie warto, bo jest to oczywiste.

Bieszczady nie należą do nas, Panie Wojewódzki Konserwatorze Przyrody.

Nie należą na pewno do Pana, jak i do mnie.

Nie należą te do nikogo z obecnie żyjącej generacji i dlatego nie wolno ich zniszczyć, złachmanić, zadeptać i pozwolić zamienić w sezonowy grajdoł na amerykańską modłę.

Bieszczady, najpiękniejszy fragment łańcucha Karpat, decydujący o bioróżnorodności całego naszego kontynentu należą przede wszystkim do przyszłych pokoleń.

I właśnie z myślą o nich winny być dziś podejmowane wszystkie decyzje administracyjne.

I takie decyzje oczekiwane są od Pana, Panie Wojewódzki Konserwatorze Przyrody.

Witold Stanisław Michałowski
b. Pełnomocnik Ministra Ochrony Środowiska ZNiL
ds. Międzynarodowego Rezerwatu Biosfery Karpat Wschodnich


Grasshopper nr 3, Lato '94 | Spis treści