Wydawnictwo Zielone Brygady - dobre z natury

UWAGA!!! WYDAWNICTWO I PORTAL NIE PROWADZĄ DZIAŁALNOŚCI OD 2008 ROKU.

Nie czekając na administrację

Kodeks postępowania dla tych, którym nie zapewniono warunków dla prawidłowego usuwania odpadów – a którzy chcieliby nie czekając na „system publiczny” – postępować ze swymi odpadami domowymi przyjaźnie dla środowiska.

W moim miasteczku – z różnorakich przyczyn - nie ma ulicznych stacji recyklingu z pojemnikami do selektywnej zbiórki odpadów. Ratuję więc swoje sumienie ekologiczne w zakresie oszczędzania środowiska przed odpadami w każdy możliwy dla mnie sposób.

1. Nie wrzucam puszek metalowych do kubła ze śmieciami. Zbieram je do reklamówki (żeby nie zaśmierdły trzeba na koniec zmywania naczyń - umyć także puszki po konserwach, trzeba też opłukać puszki po piwie i napojach, najlepiej je zgnieść aby więcej „złomu” zgromadzić w reklamówce). Nie ma publicznej selektywnej zbiórki – ale są ludzie ubodzy, którzy z odpadów wybierają wszystko to co daje się spieniężyć. Ułatwiam więc życie tym „recyklerom” dla których reklamówka z zawartością metali położona obok kubła w boksie śmietnikowym szybko staje się cennym łupem.

2. Podobnie robię z makulaturą. Zbieram w domu każdy papier i gazety. Gdy uskłada się kilka kilogramów, wiążę to sznurkiem i "wystawiam" pod dachem (aby nie zamokło) dla zbieraczy. Raz nawet nie zdążyłem tego donieść do boksu - chłopiec idący do szkoły poprosił abym mu dał paczkę, którą on zaniesie do szkoły bo tam klasy rywalizują w zbiórce makulatury.

3. Żal mnie ściska, że nie mogę szkła i tworzyw sam zagospodarować. Ale zacisnąłem zęby – przecież „europejskość” do czegoś zobowiązuje. Zbieram do sporych worków w piwnicy opakowania szklane i tworzywa (zgniecione) – jak jadę samochodem do sąsiedniego miasta to zabieram tego typu odpady - wrzucam tam do pojemników do selektywnej zbiórkę. Na pytanie dlaczego tego u mnie nie ma, słyszę odpowiedź, że to się nie opłaca, bo pojemniki i ich obsługa kosztuje więcej niż sprzedane surowce. Na moją uwagę, że przecież ja płacę za usuwanie odpadów – urzędnicy mówią: tak, ale urząd tych pieniędzy nie ogląda, idą one do kasy firm wywożących odpady, które nie są zainteresowane aby w ramach tej opłaty troszczyć się jeszcze o deficytową selektywną zbiórkę odpadów. Mam nadzieję, że takie nieracjonalne przyczyny organizacyjno-prawne szybko znikną! Przecież organizacja systemu selektywnej zbiórki – to ustawowy obowiązek Gmin!

4. Najwięcej „zielonej” satysfakcji mam z tego, że od wielu lat - od kiedy mam ogródek działkowy - nie wyrzucam bioodpadów. Nawet fusy z kawy i herbaty, nie mówiąc o obierkach, resztkach kuchennych, zwiędłych kwiatach itp. - odkładam do szczelnego solidnego wiaderka z przykrywką. Jak uzbiera się pełny ładunek - zabieram do ogródka i zasilam kompost w tak cenne bioskładniki. Z politowaniem dla braku ekoświadomości patrzę na tych, którzy mając piękne duże ogrody przydomowe, nawet skoszoną trawę wystawiają jako „odpad”!

Obliczyłem, że realizując tylko ten czteropunktowy plan działań, moja rodzina oddaje na składowisko mniej niż połowę swych odpadów domowych. Gdyby tak zaczęli postępować wszyscy sąsiedzi, okazałoby się, że sami obywatele, bez pośrednictwa swojej administracji, sprostaliby standardom w odpadach komunalnych. Mam jednak nadzieję, że mój „kodeks” nie będzie odczytany przez urzędników jako bodziec do dalszej bezczynności! Przecież nie można oczekiwać od zmęczonych i rozdrażnionych ludzi, że w nawale codziennych problemów wszyscy znajdą czas i ochotę na troskę o środowisko! Dla tych, którzy mimo wszystko nie chcą być bierni – skodyfikowałem swoje cztery zasady.
Ekoobywatel