Wydawnictwo Zielone Brygady - dobre z natury

UWAGA!!! WYDAWNICTWO I PORTAL NIE PROWADZĄ DZIAŁALNOŚCI OD 2008 ROKU.

O WILKU MOWA

Wraz z umieszczeniem, z inicjatywy świadomej części społeczeństwa w 1998 r. wilka na liście gatunków chronionych narasta też niechęć wśród jego odwiecznych wrogów (czytaj: myśliwych) do takiej sytuacji prawnej. Coraz częściej na łamach prasy lokalnej pojawiają się mniej lub bardziej nieprzychylne opinie, które chcą zmienic istniejący stan rzeczy lub stworzyc warunki sprzyjające przeprowadzeniu takiej zmiany.

Panowie myśliwi mający „szerokie kontakty ze zwierzyną w lasach i w świecie oraz z tuzami biznesu” czynią usilne starania zmierzające do wybicia przynajmniej części populacji tego (ich zdaniem) nadmiernie rozmnażającego się gatunku. Aby wywołac falę przychylnej reakcji i uzyskac społeczne przyzwolenie na przeprowadzenie „koniecznej” redukcji posługują się swoistą demagogią. Terminologia używana przez te kręgi jest specyficzna i niejednokrotnie obliczona na wprowadzenie w błąd opinii publicznej. Natomiast wytaczane argumenty bywają bezzasadne, żeby nie powiedziec: niedorzeczne.

Często używa się słownictwa zapożyczonego z kryminalnych kronik. Zamiast użyć właściwego wyrazu potęguje się emocje doborem słowa o wyjątkowo negatywnej wymowie. Między innymi od panów z flintą możemy się dowiedziec, że wilki już nie zabijają, ale… mordują! Jeżeli wilki chcąc zaspokoic głód zagryzają, bo akurat inaczej nie potrafią, a akt ten nazywa się „mordem”, to odtworzenie tej samej czynności przez myśliwego z użyciem broni palnej czymże jest? Zapewne „pozyskaniem” (jakby różnica w brzmieniu zmieniała rzeczywistość). Mimo wszystko rezultat bez wątpienia jest taki sam: ofiara zostaje uśmiercona niezależnie od sposobu. Skoro wilki uzależnione egzystencjonalnie od pomyślnych łowów zwie się mordercami, to jak nazwac tych, którzy nie muszą zabijac, gdyż nie zmusza ich do tego żadna życiowa konieczność (w większości przecież myśliwi wywodzą się z wyższych sfer, a nie z pospólstwa cierpiącego niedostatki), a jednak uprawiają ten proceder dla przyjemności? Celowe sprowadzanie wrodzonych, naturalnych skłonności zwierzęcia do rangi przestępstwa wydaje się tylko świadczycprzeciwko inicjatorom bardziej wyrafinowanych praktyk w tzw. gospodarce łowieckiej.

Wilk w pewnym sensie bywa odpowiednikiem powietrznego drapieżnika: jastrzębia. Pamiętam, kiedy przed laty miano objąć jastrzębia gołębiarza ochroną gatunkową ile to wzbudziło kontrowersji i jakim było przedmiotem antagonizmów? Przecież zapewnienie ochrony temu domniemanemu „szkodnikowi” miało się skończyć fatalnie. Przewidywano znaczne zwiększenie jego liczebności i poważne straty wśród ptactwa łownego oraz drobnej zwierzyny polno-leśnej. Poza tym był wrogiem numer jeden dla gołębiarzy i ich gołębi. To wszystko miało doprowadzić niemalże do ruiny hodowlę gołębia pocztowego oraz zachwiać gospodarkę łowiecką. Czy te obawy były uzasadnione? Z perspektywy czasu możemy powiedzieć, że nie tylko były chybione, ale wręcz fałszywe. Z wilkiem sytuacja wydaje się analogiczna.

Częstokroć przytaczane statystyki podają tylko „ogrom szkód” poczynionych przez wilki w zwierzostanie. Należałoby również, dla zestawienia, wykazać ilość zwierzyny pozyskanej przez bractwo myśliwskie. Byłoby to podejście uczciwe. Gdyby tak jeszcze dodać rozmiary szkód poczynionych przez zwierzynę łowną to obraz byłby zupełny i istniałaby podstawa do obiektywnej oceny. Podobno ilość wilków (z wyliczeń myśliwych) grasujących w obrębie powiatu gorlickiego szacuje się na ok. 30 sztuk (rzekomo o połowę za dużo). Trzeba nadmienić, że łowców trofeów zrzeszonych w pięciu kołach łowieckich na tymże terenie jest ponad 200!*) Nie powinno dziwić, że łupu dla wszystkich nie starczy.

Znamienne wydaje się, że myśliwi dokarmiając zwierzynę (bynajmniej nie z litości, współczucia lecz z pobudek bardziej niskich) mają współudział w „rzeziach” dokonywanych przez wilcze stado. Rzecz sprowadza się do przeniesienia elementów sztucznej hodowli w warunki naturalne. Zwierzyna bywa w widoczny sposób wystawiona na ataki, gdyż zgrupowanie jej w jednym miejscu ściąga drapieżniki, co bywa łatwe do przewidzenia. Oburzenie więc wywołane oczywistym biegiem wypadków świadczy chyba o nieznajomości prawideł rządzących dziką przyrodą. Odpowiedzialność niestety przynajmniej częściowo leży po stronie człowieka, który rzekomo pomaga zwierzętom przetrwać. Poza tym ostatecznym celem tak ukształtowanej hodowli jest odstrzał najbardziej dorodnych i okazałych sztuk, podczas gdy celem wilczych ataków padają głównie zwierzęta chore, wadliwe i słabe. Zatem wilki eliminują szczególnie negatywne jednostki w stadzie, gdy tymczasem myśliwi koncentrują się na wytraceniu pozytywnych. Ta podstawowa różnica podważa rolę myśliwego jako selekcjonera zwierzyny, gdyż w istocie postępuje wbrew temu do czego czuje się powołany.

Od czasu do czasu można się natknąć na opisy pozornie potwierdzające niepohamowaną krwiożerczość wilczej rodziny. Ludzie skarżą się, że „leśne bestie” rozszarpują bezbronne, ukochane przez właścicieli pieski na skraju lasu lub w polu. Należałoby więc zapytać: co „burki” robią nocami na polach i w lasach? Chyba nie strzegą obwodów łowieckich? A może kłusują? Wilki eliminując konkurencję jednocześnie wyświadczają przysługę łowiectwu, gdyż wałęsający się pies z punktu widzenia tegoż najczęściej bywa szkodnikiem.

Niewątpliwie w świecie zwierząt niekiedy również występują dewiacje i na straży normatywnych zachowań powinien stać człowiek (wilk nie ma naturalnych wrogów). Teoretycznie może pojawić się konieczność odstrzelenia pojedynczego wilka, ale nie na zasadzie: „Chybił trafił”, lecz konkretnego osobnika, degenerata, który wykazuje wyraźne odchylenia od normy zachowawczej właściwej dla gatunku np. chorego na wściekliznę lub atakującego bez powodu ludzi. Nigdy nie powinno to być kwestia przypadku, ślepego trafu. Nie można jak popadnie ograniczać liczebności gatunku, gdyż prawdopodobieństwo wytracenia jednostek pożądanych, a pozostawienie wynaturzonych jest zbyt wielkie. Nikt normalny nie będzie domagał się zagłady nacji tylko dlatego, że pojawił się w niej jeden morderca lub rabuś. Stosowanie zasady odpowiedzialności zbiorowej znamy dobrze z historii i powinniśmy z tych lekcji wyciągnąć wnioski także w odniesieniu do innych istot. Rozsądek podpowiada aby powołać zawodowego selekcjonera niezwiązanego z łowcami spod znaku PZŁ, gdyż tylko niezależny człowiek będzie mógł uczciwie wykonać powierzone mu zadania. Jedynie doświadczony znawca biologii gatunku, profesjonalista byłby w stanie wytropić i dokonać odstrzału z właściwą precyzją bez wyrządzenia szkody otoczeniu. Trudno podejrzewać, że zrzeszeni myśliwi są nieświadomi słuszności takiego rozwiązania. Nie wiedzieć jednak czemu nie ma aplauzu z ich strony dla takiego rozstrzygnięcia. Za to jest gorące pragnienie ślepej zemsty. Czyżby zawsze wątpliwa „przyjemność” miała być po stronie człowieczego łowcy, amatora?

Wbrew obiegowej opinii (napędzanej przez środowiska bazujące na tradycyjnych przesądach i uprzedzeniach) wilk nie jest w Beskidzie Niskim zjawiskiem pospolitym. Spotkanie z nim wciąż bywa rzadkością, chociaż (dzięki Bogu i ludziom) możliwe. Będąc mieszkańcem tego regionu i niejednokrotnie przemierzając leśne bezdroża w przeciągu kilku lat zaledwie dwukrotnie napotkałem wilki. Nagminność ich występowania jest mocno przesadzona. Aby sobie to uzmysłowić wystarczy porównać dane, które pomimo że nie bywają zgodne, także obejmują zasięgiem większe terytorium rzucają pewne światło na obecność gatunku. Wg Urzędu Wojewódzkiego w Małopolsce żyje ok. 160 sztuk. Część myśliwych i leśników mówi o ponad 200. Specjaliści z Zakładu Ochrony Przyrody PAN oceniają populację na ok. 80 osobników. Natomiast Pracownia na rzecz Wszystkich Istot zebrała dane o 150 egzemplarzach (50-60 w Beskidzie Niskim). Rozbieżność jest dość znaczna, ale nie powinna dziwić. Całkiem możliwe, że niektórzy świadomie zawyżają liczbę mając w tym, nie do końca ukryte, intencje. Inni, nie mający interesu w wyrugowaniu wilka z jego naturalnych ostoi zapewne są bardziej wiarygodni. Nawet jeżeli stan faktyczny mieści się pomiędzy dolną, a górną granicą to i tak cyfra nie jest na tyle duża, by mówić o jakimkolwiek przeroście. W skali kraju jest to gatunek niezmiernie rzadki (na większości obszaru w ogóle nie występuje), a więc wszelkie zapędy zmierzające do zatwierdzenia wilkobójstwa są godne potępienia ze strony każdej prawej jednostki w naszym społeczeństwie. Niby dlaczego redukcja zwierzostanu ma się odbywać głównie przy pomocy kuli, a nie kłów? Niby dlaczego prowokowany konflikt na linii człowiek – wilk ma się zakończyć wbiciem gwoździa do trumny tego, niezbędnego naszej przyrodzieh1, gatunku? Niby dlaczego żyjąc nie mamy pozwolić żyć innym, choćbyśmy nawet byli w nieznacznie stratni? Dotychczas przecież na postępie cywilizacyjnym traciło i wciąż traci wyłącznie środowisko.


Bogdan Gorczyca

* wg artykułu „Hubertus” zamieszczonego w „Gazecie Gorlickiej” z 12.98 str.19 (autor nieznany).
Bogdan Gorczyca