Wydawnictwo Zielone Brygady - dobre z natury

UWAGA!!! WYDAWNICTWO I PORTAL NIE PROWADZĄ DZIAŁALNOŚCI OD 2008 ROKU.

Opowieść o pyrach żyrowych - Przypowieść o ludziach i pieniądzu (część 2)

<< czytaj część pierwszą

Swoje ustalenia przeprowadzili jednak z pominięciem młodych, ambitnych Potatosjan. Było wśród nich wielu, którzy nie mogli nie dostrzec nasilającej się recesji. Znaleźli też sposób, aby jej przeciwdziałać. Był wśród nich na przykład młody kowal; zrobił dyplom mistrzowski, chodził do technikum i pilnie oszczędzał, aby po paru latach założyć mały warsztat metalurgiczny, produkujący wysokiej jakości upominkowe wyroby kowalskie. Widząc powolne lecz nieuchronne wyczerpywanie się swoich niewielkich oszczędności, powiedział sobie: zamiast trwonić moje oszczędności na bezsensowne luksusy raczej zadłużę zakład. Udał się więc do swojego banku, aby pożyczyć pieniądze na zakup brakujących urządzeń. Lecz bankier go wyśmiał.

– Chce pan kredytu? A może poradzi mi pan skąd go wziąć. Nikt już nie oszczędza. Wszyscy wycofali oszczędności, żeby sobie pokupować jakieś głupstewka. Te flejtuchy!

Mniejsza z tym – pomyślał kowal. – Jeśli banki nie mogą mi udzielić kredytu, to sam zabawię się w bankiera. Zrobił kalkulację, wziął swój bieżący wyciąg bankowy i udał się z tym do swych wujów, przyjaciół i kuzynów. Powiedział im:

– Macie wszyscy oszczędności, które topnieją wam w rękach. Każdy z was posiada zbyt mało, żeby zacząć coś sensownego. Gdybyśmy jednak wszyscy się złożyli, mielibyśmy całkiem niezły zapasik (używane u nas wyrażenie „kapitał” było wówczas na Potatos całkiem nieznane). Przy jego pomocy mógłbym zbudować i uruchomić moją fabryczkę. Znaczną część sam zaoszczędziłem. Mamy obecnie bardzo korzystne warunki zbytu, bo istniejące zakłady są w znacznej części przestarzałe, a nowych ostatnio nie budowano. Przekażcie mi swoje oszczędności. Obiecuję, że gdy uruchomię moją fabrykę, zwrócę je wam w pełnej wadze, bez odliczeń. Wszyscy na tym zyskamy. Zwrócę wam wasze oszczędności bez umniejszenia, gdy będziecie już mieli coś korzystnego na oku, a ja będę mógł sobie zapewnić niezależną egzystencję. To będzie dla nas wszystkich najlepszy interes.

Przyjaciele i kuzyni uznali jego argumentację, zawarto umowy i kowal zbudował swoją fabrykę. Podobnie radziło sobie także wielu młodych rzemieślników i przedsiębiorców: stolarze, ślusarze, szewcy, przedsiębiorcy budowlani, szkutnicy, producenci samochodów, odlewnicy, tokarze, drukarze itd. – wszyscy zapewniali sobie potrzebne środki inwestycyjne i obrotowe bez pośrednictwa banków.


Skoro bankierzy to spostrzegli, spąsowieli z furii. Zwołali konferencję, na której prześcigali się wzajemnie w okrzykach oburzenia. Mówiono o niedozwolonych zamachach na ich uprawnienia zawodowe, o zdegenerowanych formach prowadzenia interesów kredytowych, o niedopuszczalnym mieszaniu się do zawodu elementów nieprofesjonalnych, o majsterkowaniu przy kredycie i o czarnym rynku kredytowym. Przyjęli też uchwałę żądającą podjęcia natychmiastowych kroków prawnych przeciw wszelkim nielegalnym przedsięwzięciom kredytowym.


Związek Obrony Praw Właścicieli Domów i Fabryk także poczuł się zagrożony w swoich prawach i przyłączył się do inicjatywy bankierów. Jednakże parlamentarzyści mieli wątpliwości. Powiedzieli:

– Nie, tego nie możemy zrobić. Takie naruszenie swobód gospodarczych spowodowałoby bardzo ostry sprzeciw naszego elektoratu, który przywiązuje wagę do wolności. Moglibyśmy przez to narazić na szwank nasze stanowiska, a może nawet wywołać rozruchy. Naród już i bez tego dostatecznie głośno szemra przeciw nowym reformom Przybysza. Mówi się, że choć ułatwiono i ulepszono technikę procesów płatniczych, warunki życia na Potatos nieznośnie się pogorszyły.


Wreszcie przyszła kolej na Przybysza, aby udzielił odpowiedzi. Jego stanowisko było trudne do obrony. Wiedział doskonale, że także wśród bankierów i w Związku Właścicieli Domów i Fabryk są ludzie przypisujący mu winę za wszystkie te zwady i waśnie.


– Drodzy zebrani tu przyjaciele! – zaczął swe przemówienie. – Wiem, że wielu z was żywi wobec mnie nieufność, uważając, że wprowadzone przeze mnie innowacje wydają się mieć inne skutki niż przewidziałem. Jednakże przyczyny tego nie należy szukać w moich reformach, a raczej w fakcie, że zbudowaliśmy nowoczesny obieg płatniczy i kredytowy na całkiem przestarzałym systemie finansowym. To, że żyrowe pyry stanowią faktycznie pieniądz, tak samo jak pyry gotówkowe, oraz że oba te rodzaje pieniądza nie mogą być traktowane odmiennie, jest sprawą niewątpliwą. (Okrzyki: Wcale niej! Nieprawda!). Powiadam, zostało to naukowo dowiedzione. Jednakże powinniśmy raczej przyrównać pieniądz gotówkowy do żyrowego, a nie odwrotnie. Dziś to trzeba nam uczynić, jeśli chcemy się wydobyć z obecnych trudności. To ustawiczne wysychanie naszego środka wymiennego, ciągła utrata wagi pyr gotówkowych i odpowiadające im odpisy od pyr żyrowych są źródłem naszej choroby. Potrzebujemy środka płatniczego o niezmiennej sile płatniczej. Zarówno pieniądz gotówkowy jak i żyrowy muszą być niezmienne. Wówczas znów oszczędności dopłyną do banków, aby można było zainwestować je w gospodarkę.


Wówczas o głos poprosił Główny Pyrmajster i tak przemówił:

– Wierzę, że znów pojawią się oszczędności. Natomiast nie sądzę, aby zostały przekazane do banku czy zainwestowane w gospodarkę. Dlaczego miałoby się tak stać? Jeśli mogę trzymać moje pieniądze w domu i co dzień napawać się ich widokiem, nic na tym nie tracąc, dlaczego miałbym oddawać je do banku czy inwestować w jakiś interes? Gdy jednak przyjęte pieniądze nie powracają w całości na rynek, wytworzone towary nie mogą zostać bez reszty sprzedane. Obieg gospodarczy zostaje przerwany. Muszą wystąpić zakłócenia sprzedaży i bezrobocie. Dlatego pieniądz gotówkowy, właściwy środek wymiany nie może mieć stałej wartości. Musi podlegać ciągłej utracie wagi, stałemu zanikowi, który utrzymuje go w ustawicznym ruchu i napędza zaoszczędzony pieniądz na konta bankowe, jako depozyty. Ale aby tak się rzeczywiście działo, zapisy na rachunkach bankowych muszą oczywiście być lepsze niż pieniądz gotówkowy. Dlatego nie mogą się pomniejszać z upływem czasu. Muszą być niezmienne, ponieważ zaoszczędzone pieniądze będą zamieniane na depozyty tylko wówczas, gdy oszczędzający będzie na tym zyskiwał.

– Między pieniądzem gotówkowym a depozytem pieniężnym (a cały pieniądz żyrowy to nic innego jak pokwitowanie depozytów) jest różnica dokładnie taka sama jak między faktycznie obecnym, konkretnym cetnarem pszenicy, a cetnarem pszenicy jako kategorią abstrakcyjną, pojęciową. Prawdziwy cetnar pszenicy ulega zsychaniu, psuje się, pleśnieje, toczą go czerwie, krótko mówiąc ubywa go. Natomiast cetnar pszenicy jako pojęcie ogólne jest wielkością niezmienną. Jeżeli pożyczyłem cetnar pszenicy i otrzymuję go z powrotem za dzień czy za rok, oczekuję naturalnie zwrotu nie jakiejś części, lecz pełnej wagi cetnara świeżej pszenicy.

– Taka jest natura wszystkiego z czym mamy do czynienia w gospodarce. Dopóki nasz pieniądz nie będzie stanowił wyjątku, wszystko będzie szło jak należy. Wszystko przestaje działać dopiero odkąd niefortunne wyrażenie „żyrowe pyry” połączyło ze sobą w jedno dwie zupełnie różne sprawy, odkąd staramy się uczynić kategorię pojęciową równie śmiertelną jak byt rzeczywisty, albo odwrotnie, przyjmować, że coś rzeczywistego jest podobnie niezniszczalne jak kategoria pojęciowa. Nasza gospodarka zatacza się od kryzysu do kryzysu. Widzieliśmy jednak, że siły życiowe gospodarki same z siebie zmierzają do samowyleczenia, aby przywrócić naturalny stan rzeczy. Obecnie chcecie to przemocą skrępować albo uniemożliwić. Szykujecie jeszcze większą zdrożność. Ciekaw jestem jak miałby wyglądać ten niezniszczalny pieniądz, proponowany przez Przybysza.

– Bardzo prosto – wtrącił się Przybysz. – W miejsce Centralnego Urzędu Pyrowego powstaje Centralny Instytut Kredytowy. Instytut wydaje właścicielom obligacje opiewające na nominały 1, 2, 5, 10, 20, 50, 100 i 1000 funtów. Na takim papierze wartościowym byłby na przykład napis: „Centralny Bank Emisyjny Potatos wypłaci bezwarunkowo okazicielowi niniejszej noty np. 50 funtów”. Ponieważ Centralny Bank Emisyjny jest uznany w całym kraju jako godny zaufania, każdy bez oporu będzie przyjmował jego czeki, a skoro będą emitowane w poręcznych nominałach, znikną wszystkie niedogodności, które ujawniły się przy sprzedaży za czeki prywatne.

– A czym, jeśli wolno spytać, Bank Emisyjny będzie realizował pańskie czeki? – chciał wiedzieć Główny Pyrmajster.

– Czym? – spytał zbity z tropu Przybysz. – Czym? – Nnno... banknotami.

– Pańskimi własnymi banknotami? Czyli mogłoby się zdarzyć, że dla wykupienia zobowiązania płatniczego podanego na czeku otrzymam go z powrotem?

– Oczywiście – zgodził się Przybysz. – Ten sam albo inne, na przykład drobne.

– To nie byłby żaden wykup, ale wymiana.

– Ale to przecież nie ma znaczenia. Jeśli się przy tym pan upiera, obietnicę zapłaty można pominąć i na banknocie napisze się po prostu „XY funtów”.

– To nie jest to samo – zdenerwował się teraz Główny Pyrmajster. – Tu dotykamy samego sedna problemu. Przecież jeden i ten sam kawałek papieru nie może być jednocześnie skryptem dłużnym i środkiem do jego zapłaty. Wprowadzone Obligacje na Okaziciela Centralnego Banku Emisyjnego są czymś całkiem innym niż skrypty dłużne czy przyrzeczenia zapłaty. Są pieniądzem, regularnym pieniądzem, są oficjalnie uznanym środkiem płatniczym, jedynym środkiem płatniczym. Wszystko inne, czeki, przelewy, zapisy na koncie, papiery wartościowe, weksle itd. są tylko zobowiązaniami dostarczenia określonej ilości tego środka wymiennego. Mogą zostać wykupione – zapłacone tylko przy jego pomocy. Bez możliwości wykupienia za jego pośrednictwem – tracą jakikolwiek sens.

– To tylko czepianie się słów – bronił się Przybysz. Podobnie uważała większość ze zgromadzonych, dla których cała ta dyskusja była zbyt męczącym testem ich zdolności pojmowania.

W tym krytycznym momencie sporu, przewodniczący Związku Obrony Interesów Właścicieli Domów i Fabryk uznał, że nadszedł czas aby zabrać głos.

– Słuchajcie obywatele Potatos, sprzeczamy się o pojęcia, a zapominamy przy tym zupełnie o co tu właściwie chodzi. Chodzi mianowicie o naród Potatos. Główny Pyrmajster jest człowiekiem jak najbardziej roztropnym i zacnym. Jednakże zbytnio zawierza czystemu rozsądkowi, a zbyt mało moralnym siłom człowieka. Przecież człowiek nie jest pozycją w rachunku, lecz istotą z ciała i krwi, ze słabościami i błędami – oczywiście – ale także z wysokimi aspiracjami etycznymi. Dlatego nie należy go wtłaczać w wymyślny mechanizm, w którym wszystko podlega automatycznej regulacji. Pomysł, że można rozwiązać wszystkie problemy pieniężne jest czystą mrzonką, spowoduje zesztywnienie i zeschnięcie naszych władz moralnych. Dlatego nie pozwólmy, aby nasze zamiary rozbijały się o bezpłodne rozważania, lecz raźno ruszmy przed siebie, drogą ludzkiego postępu. – I powiedział jeszcze wiele z tego, co się w takich razach zwykło mówić.


Wreszcie Potatosjanie, znużeni dyskusją między Przybyszem a Głównym Pyrmajstrem, uznali że było to znakomite przemówienie i – aby nie być posądzonymi o światopogląd materialistyczny – postanowili by w przyszłych dyskusjach na ten temat omijać logikę z daleka.

Podczas głosowania w parlamencie propozycje Przybysza zostały uchwalone dużą większością głosów. Zniesiono wszystkie ustalenia regulujące oszczędzanie i obieg pyrowy. Miejsce pieniądza pyrowego zajęły banknoty. Główny Pyrmajster został Prezesem Banku Emisyjnego Potatos. Przyjął jednakże ten urząd dopiero po usilnym wzbranianiu się i po przyjęciu jego oświadczenia, że w przypadku środka wymiennego, którego obieg nie jest wymuszony, lecz podlega wszelkim możliwym zakłóceniom, utrzymanie stabilnej waluty nie będzie możliwe; on sam uczyni wszystko co w jego mocy, ale nie może ręczyć że w przyszłości poziom cen nie będzie podlegał znacznym wahaniom.

Ponieważ nie znaleziono żadnego bankiera, który złożyłby takie zapewnienie, chcąc nie chcąc musiano się zadowolić tą deklaracją i cieszyć się z wprowadzenia nowego pieniądza pod przewodnictwem tak doświadczonego i roztropnego człowieka.

Potatosjanie przyjęli nowy pieniądz z radością. Nosili przy sobie tylko nowe, czyściutkie, pięknie wydrukowane kartki z nie drącego się papieru. Nie musieli już taszczyć toreb z pyrami, nie musieli odważać swego pieniądza. Wystarczało go tylko liczyć. Mogli go też oszczędzać. Nie musieli stale szukać dlań lokat czy go wypożyczać. Banknoty mogli porządnie przechowywać w sejfach, ile i jak długo chcieli; nie podlegały wysuszeniu, nie psuły się i nie ubywało ich. Można było co dzień przeliczać swoje bogactwa i cieszyć oczy ich widokiem.

Obecnie, gdy siostrzeniec przychodził do wuja, aby zaproponować mu udział w swoim przedsiębiorstwie, mógł usłyszeć: – Ależ mój drogi, przecież pieniądze mi nie pleśnieją. W mojej szkatułce jest im tak dobrze jak u Pana Boga za piecem. Dlaczego miałbym obciążać się troskami i inwestować je w niepewne przedsięwzięcie? Nie zależy mi na tym. Nie, jeśli potrzebujesz kredytu, zwróć się do banku. Przecież to jego rola.

Jednakże banki same miały kłopoty, bo oszczędzający trzymali swoje oszczędności w kieszeni lub w domu; nie mieli żadnego powodu by wydeptywać drogę do banku. Dlatego w bankach brakowało pieniędzy, które mogłyby być podstawą kredytu. Kłopoty miały jednakże nie tylko banki, ale przede wszystkim producenci oraz kupcy gdyż zaoszczędzonych pieniędzy brakowało oczywiście na rynku. Sprzedaż towarów kurczyła się. Mówiono już o konieczności zwolnień z pracy i ograniczeniach produkcji.


Obecnie bez wątpienia nadeszła chwila, w której – wedle Przybysza – lukę zarysowującą się w obiegu pieniądza gotówkowego winien wypełnić „pieniądz żyrowy”.

Okazało się jednak, że także płatności bezgotówkowe kurczyły się, ponieważ obrót czekowy i przy pomocy przelewów był oczywiście możliwy tylko na podstawie istniejących depozytów bankowych. Gdy jednak nie powstawały żadne depozyty, skoro oszczędzający trzymali pieniądze u siebie, nie było możliwości dokonywania żadnych przelewów i płacenia czekami. Im bardziej płynnie i bez zakłóceń krąży pieniądz gotówkowy, tym lepiej może też rozwijać się obrót płatnościami bezgotówkowymi. Gdy pieniądz gotówkowy ulega wycofywaniu, także i bezgotówkowy obieg ulega załamaniu.

Tę ważną lekcję Potatosjanie mogli obecnie przerobić na własnym przykładzie. Skoro duża część pieniądza gotówkowego zniknęła w kieszeniach oszczędzających, wszędzie pojawiały się trudności i żaden pieniądz żyrowy nie mógł ich przezwyciężyć. Znaczny spadek cen, ze wszystkimi jego następstwami, byłby nieunikniony, gdyby nie interwencja Prezesa Banku Emisyjnego, który – tak jak poprzednio – za swoje zadanie uważał utrzymywanie cen na stabilnym poziomie. Zaoszczędzony pieniądz, nagromadzony w kieszeniach i sejfach, zastąpił po prostu dodrukowaniem i wyemitowaniem banknotów. Dostarczył je bankom, które mogły obecnie zaspokajać potrzeby kredytowe przedsiębiorców i kupców. Kredyt odżył. Kredyt ten nie pochodził jednakże z rąk oszczędzających, lecz był oczywiście tworem prasy drukarskiej.

Powszechnie mówiono o kreowaniu kredytu przez Bank Emisyjny. Prezes Banku Emisyjnego wyśmiewał ten nowy termin techniczny mówiąc: – Przy pomocy prasy drukarskiej mogę tworzyć tylko banknoty, ale żadnego kredytu. Bo kredyt ostatecznie pochodzi z oszczędności. Tworzy go bowiem nie co innego jak ogół towarów i możliwości wykonania pracy, których oszczędzający nie zakupili. Skoro oszczędzający przechowują pieniądze na zakup towarów i usług, muszę teraz chcąc nie chcąc, drukować nowe pieniądze i przekazywać je ludności jako kredyt, aby mogli kupić towary nie wykorzystane przez oszczędzających. W ten sposób niejako zastępuję kredyt, którego właściwie musieli użyczyć oszczędzający i faktycznie użyczyli, ponieważ powstał tylko dzięki ich oszczędności, a nie dzięki prasie drukarskiej.


Gdy następnie oszczędzający postanowili także dokonać zakupów przy użyciu przechowywanych u siebie pieniędzy, doszło naturalnie do nieszczęścia; ponieważ wówczas na tę samą ilość towarów spadła podwójna ilość pieniędzy. Im dłużej katastrofa się opóźniała, tym była gorsza, bo z pieniędzy, które obecnie emitowano, znaczna część znów zostawała wycofana z obiegu i znów trzeba je zastępować nową emisją, jeżeli ceny miały być utrzymane na stałym poziomie.

Bardzo łatwo mogło dojść do tego, że ostatecznie sumy pieniądza wyłączone z obiegu będą wielokrotnie wyższe niż w nim pozostające. Skoro środek wymienny może być jednocześnie instrumentem oszczędnościowym, tak jak to miało miejsce obecnie, cała gospodarka zostaje podminowana i w każdej chwili może nastąpić wybuch.


Otóż nastąpił. Na Potatos zdarzyło się suche i gorące lato. Pola dały połowę zwykłych plonów z poprzednich lat. To spowodowało naturalnie wzrost cen zbóż. Nie było żadnego powodu do niepokoju. Dobre i złe zbiory nie były na Potatos niczym nowym. Ale niepokój o swoje pieniądze uczynił ludzi nerwowymi. Gdy wszystko zaczęło drożeć, byłoby głupotą pozostawiać pieniądze w sejfach. Słuszniej było kupować. Im szybciej, tym lepiej. Ogromne ilości przechowywanych pieniędzy ujawniły się i spadły nagle na rynek. Ceny skoczyły w górę w stopniu nigdy na Potatos nie spotykanym. Każdy starał się pozbyć pieniędzy i zamienić je na towary. Rozgorzały roszczenia płacowe. Niekończące się procesy związane ze zobowiązaniami dostaw, z legalnością dokonanych wpłat, z problemem, czy funt jeszcze znaczy funt, zaprzątały sądy. Cała Potatos utraciła równowagę.


Prezes banku emisyjnego przestał panować nad sytuacją. Czynił co mógł, aby stłumić powódź pieniądza. Przez ograniczenia kredytów nie dało się oczywiście wyciągać pieniądza z obiegu tak szybko jak szybko pojawiały się na rynku zachomikowane masy pieniędzy spanikowanych ciułaczy.


Zanim ograniczenie kredytów udzielanych przez Centralny Bank Emisyjny mogło w ogóle dojść do skutku, już lawina nieczynnego dotąd pieniądza gotówkowego wlewała się na rynek. Bez ustanku, co dzień czynna była prawie cała suma depozytów bankowych; bezgotówkowy obieg przyjął niespotykane rozmiary. Gdy fale pieniężnego przypływu przestały rosnąć, a na rynku krążyły prawie wszystkie dostępne środki wymienne i płatnicze, ceny wzrosły dziesięciokrotnie, a płace siedmiokrotnie, zaś dochody rencistów i emerytów – czterokrotnie. Wszystkie stosunki majątkowe uległy na Potatos głębokim przemianom. Kto dysponował płynną gotówką i potrafił umiejętnie wykorzystać ogólne przetasowania cenowe, w ciągu kilku dni stawał się bogaczem. Inni, którzy czekali spokojnie, ufając solidności krajowego systemu finansowego, stawali się żebrakami. W czasach tych pracowitość i wydajność prawie się nie liczyły. Liczyła się umiejętność korzystnego kupowania i wydłużania jak się da terminu zapłaty.

Natomiast ludzie, którzy utracili w tej zawierusze swoje zasoby i dobra, oskarżali Prezesa Banku Emisyjnego, że nie dopełnił swojej powinności i spowodował inflację przez swoją nieodpowiedzialną politykę pieniężną. Prezes powoływał się na swoje przestrogi i zastrzeżenia, złożone przy obejmowaniu urzędu. Pytano go co zamierza obecnie czynić, jak chce naprawiać szkody.

– Nie mogę zrobić nic innego niż dotychczas – odpowiadał. – W przypadku pieniądza nadającego się do gromadzenia, nie ma mowy o żadnej rozsądnej polityce walutowej. Dopóki nie przywrócimy dawnego pieniądza, będziemy przeżywać podobne katastrofy, albo jeszcze gorsze.

– Czy nie zamierza pan przynajmniej zdusić inflacji do jej poprzedniego poziomu? – pytano.

– Jaki to miałoby sens? – pytał Prezes. – Aby wyjąć z obiegu tyle pieniędzy ile do tego byłoby konieczne, musiałbym zniszczyć wiele tysięcy ludzkich egzystencji, bo pieniądz już wszedł w obieg gospodarczy i teraz wyciągnąć go w tak krytycznym momencie, oznaczałoby wpędzić dłużników w bankructwo. Trzeba nawet emitować nowe pieniądze, aby uniknąć gospodarczej zapaści.


– Jeszcze więcej pieniędzy! – On oszalał! – wykrzykiwali Potatosjanie.


– Tak, więcej pieniądza – powtarzał Prezes z całym spokojem. Ponieważ poziom cen przekroczył już górny pułap, wszędzie ceny zaczynają spadać i oczywiście każdy stara się sprzedać swoje towary jak najszybciej. Ale nikt ich nie będzie kupował, bo kto obecnie ma pieniądze, trzyma je i czeka, aż będzie mógł kupić dwa, trzy razy tyle co obecnie. Jeśli teraz nie wkroczę i aby przeszkodzić spadkowi cen, nie zastąpię nowymi pieniędzmi tych, które się wszędzie wycofuje do sejfów, dotknie nas masowe bezrobocie, jakiego jeszcze nie zaznaliśmy. Już teraz przedsiębiorstwa nie otrzymują nowych zamówień, trzeba wprowadzać ograniczenia czasu pracy. Wkrótce zarządzi się przymusowe urlopy, będą przestoje w produkcji, zacznie się zwalnianie pracowników i zamykanie zakładów. Każdy, kto jeszcze będzie miał pracę i dochód, ograniczy konsumpcję do potrzeb najbardziej podstawowych i naglących. Bezrobotni i tak niczego nie będą mogli kupić. Nasza cała gospodarka upadnie. Takie skutki miałoby próba zahamowania emisji pieniądza i przykręcania śruby inflacji.


– Ale czy wówczas historia ponownie się nie powtórzy? – pytali Potatosjanie.

– Teraz to nie wchodzi w rachubę – odpowiadał Prezes. To nieszczęście już się zdarzyło. Nie można ratować człowieka przejechanego, wycofując pojazd przez jego ciało. Następstwa kryzysu deflacyjnego są jeszcze cięższe niż w przypadku inflacji. Nawet gdybyśmy postanowili je na siebie przyjąć, nie moglibyśmy uniknąć następnej inflacji. Dopóki mamy pieniądz, który umożliwia dowolne przechowywanie, są tylko dwie możliwości: albo ustawiczna oscylacja między inflacją a deflacją, pomiędzy wysoką koniunkturą a kryzysem, albo stały poziom cen przerywany katastrofalnymi zwyżkami, takimi jak ta, którą właśnie przeżywamy. – Podniósł ostrzegawczo palec. – Drugi przypadek to tylko mniejsze zło.


– W ten sposób liczby na naszych banknotach mogą z czasem zapewne wzrastać pod niebiosa – zauważył jakiś Potatosjanin.


– Na pewno bez ograniczeń – stwierdził sucho Prezes. Aż do milionów i miliardów. Jeżeli będzie to zbyt niewygodne, możecie od czasu do czasu odjąć po parę zer.


– Cynik, pozbawiony skrupułów, cynik! – oburzył się przewodniczący Związku Ochrony Praw Właścicieli Domów i Fabryk. – Ale nie mamy zamiaru dłużej płakać nad rozlanym mlekiem. Co nam proponujesz?


– Jeśli mniejsze zło jest dla was jeszcze zbyt wielkie, to nie pozostaje nam nic innego, jak ponownie ukształtować nasz pieniądz w taki sposób, aby nikomu nie opłacało się go przetrzymywać – odpowiedział spokojnie Prezes.


– To już raz przerabialiśmy – zaprotestował Przewodniczący Związku OPWDiF.
– Tak jest, to już było. Jednakże popełniliśmy ten błąd, że poddaliśmy stopniowemu zmniejszaniu się także nasze depozyty bankowe. Przez to zniweczyliśmy wszystkie zalety pieniądza z wymuszonym obiegiem.


– Ależ z pomocą naszych depozytów możemy przecież także płacić – przelewami albo czekami. Są to więc także pieniądze – „pieniądze żyrowe” – i nie można z nimi postępować inaczej jak z tamtymi pieniędzmi. To już zostało przecież naukowo udowodnione – wtrącił się Przybysz.


– Nic nie zostało udowodnione poza tym, że od czasu eksperymentów z tym przeklętym „pieniądzem żyrowym” wszystko na Potatos uległo rozchwianiu – odparł Prezes. – W tym tkwi korzeń zła i nie będzie spokoju dopóki będziemy omijali wyjaśnienie tego problemu.

– O Boże! Ten fanatyczny doktryner znowu zaczyna swoje rozdzielanie włosa na czworo – jęknął Przewodniczący Związku OPWDiF.

– Posłuchaj drogi przyjacielu, jeśli nie masz nam nic innego do powiedzenia, to nie każ nam dłużej siebie słuchać.

– Nie mam nic do dodania – powiedział Prezes z wielką powagą. – Nigdy nie będę prowadził polityki restrykcyjnej. Jeśli chcecie pchnąć naród w klęskę deflacyjną, to róbcie to proszę bez mojego udziału. Składam urząd.


– Dzięki Bogu, wreszcie pozbyliśmy się tego cholernego uparciucha.

Z tymi słowami Przewodniczący Związku OPWDiF zwrócił się do Przybysza z pytaniem czy byłby gotów przejąć prezesurę Banku Emisyjnego.

Przybysz długo się nie namyślał. Wreszcie Potatos dojrzała do nowoczesnego i w pełni zorganizowanego systemu finansowego, odpowiedniego dla cywilizowanego narodu.

– Zgoda, jeśli mogę się przez to przysłużyć narodowi Potatos – powiedział.


Przewodniczący Związku OPWDiF rozwinął w swojej prasie dyskretną ale skuteczną propagandę na rzecz kandydatury Przybysza. Na najbliższym posiedzeniu Parlamentu przytłaczającą większością głosów wybrano Przybysza na Prezesa Banku Emisyjnego Potatos.


Przybysz znalazł się w swoim żywiole. Teraz całe życie gospodarcze wyspy miał w swoim ręku i mógł nim sterować do woli. Teraz dopiero pokaże Potatosjanom jak się przeprowadza akcję ratowniczą i naprawia sfuszerowaną walutę, bez tych głupot, jakich domagał się jego poprzednik. Z żelazną konsekwencją będzie zwalczał każde zagrożenie nową inflacją. Ani o grosz nie zwiększy podaży pieniądza, choćby wszyscy Potatosjanie mieli stracić pracę. Pieniądza w obiegu jest dosyć.

Jeśli ci głupi Potatosjanie tak gromadzą pieniądze, zamiast robić interesy, to co mogę na to poradzić? Zobaczymy jak powyciągają je ze swoich schowków. Powinny przynosić im procenty – jak się należy. Wówczas uruchomią swoje zapasy. Poza tym – po co im pieniądze? Mogą przecież płacić bezgotówkowo, przelewami.


Ale o dziwo: wraz z gotówką zniknęły też bankowe depozyty. W tych czasach powszechnej niepewności lepiej przecież było trzymać pieniądze w domu niż w banku. Przecież już tak się zdarzało, że banki musiały zamykać swoje okienka z braku dostatecznej ilości gotówki na pokrycie wypłat. To spowodowało wielką nieufność ludzi i skłoniło ich do opróżniania swoich kont. A gdy brakuje kont, nie można dokonywać przelewów.

Zrozpaczeni przedsiębiorcy przychodzili do banków i błagali o kredyt choćby tylko bezgotówkowy. Nie chcieli przecież żadnych pieniędzy, tylko zapisu na rachunku, którym mogliby się posłużyć w transakcjach bezgotówkowych. To przecież żadna trudność. W ten sposób można by przynajmniej uruchomić obieg pieniądza żyrowego i wesprzeć gospodarkę cierpiącą z braku pieniędzy.

Bankierzy tylko kręcili głowami

– Spryciarze z was – mówili przedsiębiorcom. – A jeśli ludzie, którym przekażecie wypożyczone kredyty przyjdą do nas i zażądają gotówki, a my nic nie mamy w kasie, to co wtedy?

– Ależ to się nie może zdarzyć – zauważali przedsiębiorcy. – Nie będzie można ich podejmować. Będą musiały pozostać na koncie.

– Tak? Myślicie, że to ludziom pomoże, że zadowolą się na wieczność liczbami w bankowych zapisach? To nie jest wcale takie proste. Gdybyśmy tak łatwo mogli tworzyć kredyt z niczego, nie byłoby problemu. Nie, nic się nie da zrobić. Odkąd w obiegu nie ma już gotówki, wysechł także i pieniądz żyrowy.


Kryzys postępował. Konsumpcja kurczyła się. Przedsiębiorstwa bankrutowały. Przeważnie kupowali je za haniebnie niską cenę ci, którzy w odpowiednim momencie sprzedali swoje zapasy towarów i dysponowali dużymi zasobami pieniędzy. Bezrobotnych wciąż przybywało. W końcu bezrobocie objęło ponad trzecią część wszystkich zdolnych do pracy mieszkańców Potatos.

Położenie bezrobotnych było rozpaczliwe. Wyczerpali wszystkie swoje oszczędności i wyprzedali wszystko bez czego mogli się jakoś obyć. Wreszcie stanęli wobec okropnego widma głodu.

Ci co dawniej mieli mieszkania, których pracy poszukiwano, którym czyniono kuszące propozycje, chodzili teraz od fabryki do fabryki błagając o pracę żeby nie musieli umierać z głodu.

– Za co mamy was zatrudnić? – pytali przedsiębiorcy. – Nie mamy dość pracy nawet dla tych niewielu, którzy jeszcze są u nas zatrudnieni. Nikt już nic nie kupuje poza nielicznymi, którzy jeszcze mają pracę i tymi, którzy wzbogacili się na inflacji. Ale oni też kupują tylko to co najpotrzebniejsze. Wskutek obniżki cen jeszcze się wzbogacą, jeśli przetrzymają pieniądze. Pozostaje tylko płacz i zgrzytanie zębów. Ale nie możemy przecież produkować towarów, których nikt nie kupi.

– Ale gdybyśmy mieli pracę i wynagrodzenie, moglibyśmy znów kupować i byłby zbyt – zauważali bezrobotni.

– Słusznie – odpowiadali przedsiębiorcy, ale na to najpierw musielibyśmy mieć pieniądze, bo nie będziemy mogli wypłacić wam pensji. A bez tego nie będziecie przecież mogli nic kupić.

– To pozwólcie nam chociaż pracować na zmianę z tymi, którzy mają jeszcze pracę – błagali bezrobotni. – Przecież nie muszą pracować wciąż ci sami. Jesteśmy też bardziej zdeterminowani, podejmiemy pracę za każdą cenę, byle nie głodować.

To przemówiło do przedsiębiorców.

– Słuchajcie! – powiedzieli swoim pracownikom. – Interesy idą źle, wszystkie ceny spadły. Każdy musi sobie radzić sam. Możemy mieć innych pracowników za znacznie niższą cenę. Albo zadowolicie się taką płacą jak bezrobotni, albo przyjmiemy ich na wasze miejsce. Ostatecznie jesteśmy ludźmi interesu a nie instytucją charytatywną.

– A to psy, a to pijawki – oburzyli się pracownicy. – Czy ci dranie nie mają żadnego poczucia solidarności?
Ale co mieli robić? Jeśli sami nie chcieli pójść na bruk, dołączyć do armii zrozpaczonych, nie pozostawało im nic innego jak ugiąć się wobec żądań przedsiębiorców.

Tymczasem ceny przestały spadać z powodu wyprzedaży zasobów, ograniczeń produkcji, odłogowania ziemi. Podaż towarów przystosowywała się szybko do zmniejszającej się podaży pieniądza, lecz płace wciąż spadały, bo każdy bezrobotny szukał pracy za wszelką cenę, nie chcąc mrzeć z głodu ze swymi żonami i dziećmi.


Wtedy jeden z drugim, spośród tych, którzy trzymali w domu duże pieniądze, chwycił ołówek i zabrał się do kalkulacji. Ten i ten produkt daje tyle a tyle. Gdy się zsumuje płace, koszty półproduktów i surowców, czynsze, maszyny, koszty biurowe i wszystko czego potrzeba do produkcji oraz własną pracę, zostaje jeszcze niezła nadwyżka czystego zysku. Nie trzeba robić nic więcej, jak tylko wyciągnąć pieniądze z sejfu i zainwestować w interes. Nie byłoby to wynagrodzenie za jakąś konkretną osobistą pracę, lecz niejako opłata za wydzierżawienie pieniądza. Jeśli pieniądz daje bez trudu zyski za ponowne wprowadzenie go do obiegu, dlaczego mielibyśmy nadal przetrzymywać go bezczynnie?


I tak pieniądz znów wrócił do obiegu. Jeden zapełniał magazyny, drugi zakładał sklep, trzeci budował warsztat, czwarty – dom; wszyscy kupowali materiały, narzędzia, maszyny, zatrudniali pracowników.

Kto zaś był zbyt wygodny lub brak mu było uzdolnień aby samemu coś zacząć ze swoimi pieniędzmi, mówił swoim przyjaciołom i siostrzeńcom:

– Posłuchajcie, mówiliście przecież, że potrzebujecie kredytów. Możecie je mieć. Wiemy, że wasz interes przyniesie tyle a tyle. Jeżeli dacie nam część z tego w zamian za pożyczkę pieniężną, możecie dostać kredyt.

Przyjaciele i siostrzeńcy ucieszyli się, że wydobędą się z trudności płatniczych i chętnie godzili się płacić 5 – 6% za roczną pożyczkę pieniężną.

– To i my potrafimy – stwierdzili bankierzy i obiecali każdemu, kto im przyniesie zaoszczędzone pieniądze 3 – 5% rocznie. 3% a wista, 4% za terminowe wkłady miesięczne i 5% – za roczne. I tak w bankach zaczęły gromadzić się pieniądze, przede wszystkim drobnych ciułaczy. Banki zaś wypożyczały je dalej przedsiębiorcom budowlanym, hurtownikom, fabrykantom za 5% dziennie, 6% – miesięcznie i 7% – rocznie.
F. E. Ricardo
przekład Szczęsny Zygmunt Górski

>> czytaj dalej część trzecią
F. E. Ricardo