"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 3 (105), 1-14 lutego 1998


LISTA ZARZUTÓW
WOBEC PRAKTYKI GOSPODAROWANIA W LASACH PAŃSTWOWYCH
NA TERENIE BESKIDU SĄDECKIEGO I OKOLIC
JAKO PROTEST WOBEC PLANOWANEGO WRĘCZENIA ŚWIADECTWA CERTYFIKATU SGS FORESTRY OXFORD CENTRE FOR INNOVATION REGIONALNEJ DYREKCJI LASÓW PAŃSTWOWYCH W KRAKOWIE

1. BUDOWNICTWO DROGOWE

Drogi budowane są bez szczegółowych projektów, bez oceny oddziaływania na środowisko, sieć drogowa jest zbyt gęsta, nadleśniczowie bywają nagradzani za wykonywanie nadliczbowych, nie zaplanowanych kilometrów dróg, a powinni być za to karani; drogi nie posiadają prawidłowego odwodnienia, planowanie drogowe nie podlega żadnej ocenie i dyskusji z NGO's-ami, a nawet rządowymi jednostkami ochrony przyrody.

Przykłady: droga stokowa z Wierchomli Małej do schroniska Bacówka nad Wierchomlą, droga z Wierchomli w kierunku na Izwór, drogi w rejonie Prehyby.

2. GOSPODARKA WODNA

Gospodarka w LP w ogóle nie podejmuje w praktyce problemów gospodarowania wodą.

Zezwolenia na grawitacyjny pobór wody z terenów LP jedynie się ewidencjonuje, LP dopuszczają w praktyce do nie limitowanego poboru wody nawet z terenów źródliskowych i rezerwatowych, dopuszczają do budownictwa kubaturowego na granicy leśnej, a nawet poza nią - wbrew nie tylko przepisom prawnym, ale dobrze pojętemu interesowi własnemu, od wielu lat LP nie zagospodarowują potoków górskich w kierunku zwolnienia spływu wód, a zapory przeciwszutrowe i inne podobne budowle są pamiątką z l. 50. i wcześniejszych, sposób budowy dróg leśnych powoduje szybkie odprowadzenie wody z terenów leśnych i utratę gleby.

3. HODOWLA LASU
I OCHRONA PRZYRODY

LP nie wykorzystują zasobów leśnych o unikalnym znaczeniu: nie istnieje np. szkółka leśna lipy z rejonów Muszyny (ponad 100 ha lipy drobnolistnej w chronionym, unikalnym drzewostanie "Las Lipowy Obrożyska"), ginie wiąz górski i nie prowadzi się hodowli cisa i brekinii, mimo posiadania cennych w skali kraju tradycji i możliwości.

Trzeba tu dodać, że szkółki cisowe istniały na terenie Nadleśnictwa Stary Sącz, ale zostały zlikwidowane kilkanaście lat temu. Ochrona przyrody - wg naszych danych - ogranicza się do udostępniania terenów chronionych poprzez budowę urządzeń turystycznych i oznakowanie, nie są znane nam przypadki utworzenia rezerwatów przyrody lub innych form ochrony z inicjatywy LP. Przeciwnie, znane jest nam zablokowanie gotowego projektu rezerwatu wielkopowierzchniowego w rejonie pasma Jaworzyny Krynickiej.

Nie stwierdzamy też innowacji w gatunkowej ochronie zwierząt. Ryś i wilk został objęty ochroną wyraźnie nie na wniosek pracowników LP. Szacowanie ilości niektórych gatunków pozostawia wiele wątpliwości i nie służy w sposób wyjątkowy ochronie przyrody.

4. GOSPODAROWANIE ZIEMIĄ

W 1996/97 LP przekazały ok. 10 ha powierzchni leśnej na rzecz komercyjnej spółki pod budowę kolei gondolowej, LZD w Krynicy na ten sam cel przekazało kilkadziesiąt hektarów powierzchni leśnej, doprowadzając do wylesienia 50 ha. Dyrektor RDLP w Krakowie, wg naszej wiedzy, nie wyegzekwował dotąd odszkodowań (wg opinii prawnej w tej sprawie dyrektor RDLP w Krakowie jest zobowiązany do wyegzekwowania odszkodowania zarówno za teren LP, jak też przekazany przez LZD-AR w Krakowie) za zmianę użytkowania gruntu i przedwczesny wyrąb lasu. Nie działa zatem w interesie funduszu leśnego, z którego mogłyby być finansowane działania innowacyjne w leśnictwie. Tłumaczenie niektórych pracowników LP, że sprawa rabunkowej eksploatacji stoków Jaworzyny Krynickiej jest sprawą Akademii Rolniczej, brzmi mało poważnie, gdyż całość lasów LZD graniczy z lasami LP i nie jest obojętne, czy będzie do nich wchodziło 5 osób na godzinę czy - jak zakłada Spółka Kolej Gondolowa - 1600…

5. WSPÓŁPRACA Z NGO's-AMI

Stwierdzamy brak takiej współpracy i odbieramy jako lekceważenie ustawiczne przekręcanie nazwy naszej organizacji, pomijania jej przy okazji konferencji i narad dotyczących gospodarki leśnej. Nie istnieje obecnie żadna forma wymiany poglądów i dyskusji poza naciskami poprzez ministerstwo i czynnymi protestami. Ten stan rzeczy sprzyja przedstawianiu strony NGO's jako mało fachowej i zbyt radykalnej.

Stan wiedzy przyrodniczej, nie mówiąc już o podstawach ekologii u niektórych pracowników LP, jest tragiczny i prawdziwą innowacją byłyby dla nich szkolenia z przyrodniczych podstaw leśnictwa. Zauważamy jednocześnie wolne przemiany w polityce leśnej, która zaczyna zmierzać w dobrym kierunku. Dzieje się to dużo wolniej jednak, niż by świadczył doskonale tworzony image Lasów Państwowych (wyspecjalizowane agendy LP, promocja LP w mediach), któremu uległ najwidoczniej SGS Forestry Oxford Centre for Innovation.

Reasumując - sprzeciwiamy się przyznaniu jakiegokolwiek certyfikatu dla RDLP w Krakowie za sposób prowadzenia gospodarki leśnej i będziemy to robili na wszystkie dostępne nam sposoby.

prezes Marek Styczyński
sekretarz Anna Nacher
Nowosądecki Oddział Pracowni na rzecz Wszystkich Istot
Piastowska 5, 33-300 Nowy Sącz
0-18/441-10-47 0-18/442-28-16
marek@pnrwi.most.org.pl

***

Powyższe pismo wręczyłam dyrektorowi Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych podczas uroczystości wręczania Dyrekcji LP w Krakowie certyfikatu przygotowanego przez SGS Forestry Oxford Centre for Innovation. Zajście zostało określone później w Radiu Kraków jako wywołanie skandalu. Prawdziwym skandalem było jednak to, że siedząc na sali, usłyszałam z ust Pana Dyrektora RDLP w Krakowie stek kłamstw. Na temat "znakomitego" budownictwa drogowe i innych kłamstw merytorycznych - powyżej. Kłamstwem skandalicznym było natomiast to, że dyrektor RDLP - dr inż. Alfred Król we fragmencie swojej wypowiedzi dotyczącym konsultacji z organizacjami społecznymi wymienił PKE oraz Pracownię na rzecz Wszystkich Istot jako organizacje, które proces certyfikacyjny aprobowały. Jest to oczywista nieprawda. W każdym razie w odniesieniu do PnrWI, która wielokrotnie zgłaszała swoje zastrzeżenia co do gospodarki leśnej prowadzonej na terenie RDLP-Kraków, niczego jednak nie aprobowała. Proces certyfikacyjny trwał od czerwca do października, trudno uwierzyć, że przez 5 miesięcy nie można się było skontaktować bezpośrednio z Nowosądeckim Oddziałem PnrWI, który działa właśnie na terenie krakowskiej RDLP.

W późniejszym wywiadzie dla Radia Kraków przywołałam nasze zarzuty wobec gospodarki leśnej na terenie RDLP oraz braku jakiejkolwiek współpracy między Dyrekcją a PnrWI (m.in. notoryczne łamanie Kpa co do trybu odpowiedzi na pisma oraz równie uporczywe, wspomniane już przekręcanie nazwy organizacji), poruszyłam także kwestię Jaworzyny Krynickiej i odszkodowań, jakie Spółka Kolej Gondolowa na Jaworzynę Krynicką winna była zapłacić półtora roku temu. W późniejszej relacji radiowej pojawił się tylko ten ostatni wątek, zapewne dlatego, że w tej akurat sprawie dyrektor mógł się pochwalić, że nie ma żadnych tajemnic i odszkodowanie zostało zapłacone w grudniu. Nasze Stowarzyszenie będzie podtrzymywać obecne stanowisko (że odszkodowanie nie zostało uiszczone), gdyż w chwili obecnej (23.1.98) nie otrzymaliśmy w tej sprawie żadnego dokumentu ani z Ministerstwa OŚZNiL, ani z RDLP w Krakowie. Ostatnie nasze pismo z zapytaniem, kiedy Kolej Gondolowa zapłaci należności, wysłane (bodajże czwarty czy piąty raz) do MOŚZNiL z datą 18.12.97, do tej pory pozostaje bez odpowiedzi.

Oddzielną sprawą jest fakt, że Kolej Gondolowa winna jest Skarbowi Państwa dwa odszkodowania: za las będący własnością LZD-AR oraz za fragment lasu będącego własnością Lasów Państwowych (ok. 10 ha). Publicznych wypowiedzi dyrektora zapewniających o uiszczeniu odszkodowania nie traktujemy poważnie, gdyż publiczne kłamstwo w sprawie PnrWI nie skłania do wiary w oświadczenia ww. urzędnika. Nie są również dla nas dowodem telefoniczne - mało kulturalne i niekompetentne - zapewnienia jednego z urzędników Nadleśnictwa Piwniczna (zapewne przywykli oni krzyczeć na swoich podwładnych i zapominają czasem, że osoba, z którą rozmawiają ich podwładnym nie jest). Żaden z wymienionych pracowników LP nie potrafił podać konkretnej daty (bo nie jest nią określenie "w ostatnich dniach grudnia", jakie padło w ww. rozmowie telefonicznej).

Kolejnym zagadnieniem jest sam certyfikat. Dyrektor Lasów Państwowych porównał tenże dokument do certyfikatów ISO 9000 i kolejnych, podkreślając jednocześnie, że ów dokument otworzy przed Lasami Państwowymi nowe rynki zbytu polskiego drewna, które odtąd stanie się drewnem "ekologicznym". Nam mówiono głównie o tym, że certyfikat przede wszystkim świadczy o prawidłowej, ekologicznej gospodarce leśnej. Zapewne oba aspekty są prawdą, tyle tylko, że na inny aspekt kładzie się nacisk rozmawiając z ekologami, a na inny w wypowiedziach prasowych i radiowych Lasów Państwowych. Wyobraźnia podpowiada, że dzięki tego rodzaju certyfikatom zachodni odbiorcy będą mieli np. Puszczę Białowieską na wyciągnięcie ręki. W postaci… stołu, krzesła lub papieru. Praktyka nauczyła nas także, że rzeczywiste zastrzeżenia co do sposobu gospodarowania w lesie wkłada się do szuflady, a organizacja społeczna jest używana jako partner tylko na papierze, wobec dziennikarzy i gości z zagranicy. Miła konwersacja przy herbacie nie zastąpi poważnej rozmowy i sama w sobie chyba nie jest jeszcze procesem certyfikacyjnym?

Nie wiem, czy PKE aprobowało ów proces. Chyba jednak Polski Klub Ekologiczny powinien zdecydować się w końcu, co popiera, a czemu się przeciwstawia. W sprawie kolei gondolowej też słyszeliśmy, że opiniowało to pozytywnie koło PKE w Krynicy (co równie dobrze może być fikcją). Nie sposób być "za, a nawet przeciw", Szanowni Państwo. Chyba że chodzi o stworzenie bazy danych tych organizacji społecznych, które będą wygodnym dla władz i biznesu "partnerem" do podpisywania, "opiniowania" i "aprobowania". Tak to wygląda spod Jaworzyny Krynickiej.

Anna Nacher

LASOM POLSKIM ZAGRAŻAJĄ TAKŻE
POMYSŁY NA REPRYWATYZACJĘ

Dyrektor Generalny Lasów Państwowych - Krzysztof Bałazy wydał oświadczenie w sprawie projektu ustawy o reprywatyzacji i rekompensatach; oświadczenie, w którym przeciwstawia się pomysłowi zwrotu lasów w naturze i przeznaczaniu lasów państwowych na mienie zamienne. Takie stanowisko zajmuje również minister ochrony środowiska - Jan Szyszko i kierownictwo Lasów Państwowych, obawiając się dezintegracji kompleksów leśnych i zarządzania lasami.

Przed II wojną światową powierzchnia lasów w Polsce wynosiła ponad 8,6 mln ha, co stanowiło zaledwie 22% powierzchni kraju, a i tak dawało Polsce 6 miejsce w Europie. Przeważały wtedy lasy prywatne (61,4%), na ogół w dużych majątkach ziemskich (20% - powyżej 100 ha i 77% - powyżej 500 ha).

Po II wojnie światowej przyłączyliśmy prawie 3 mln ha lasów na ziemiach odzyskanych, straciliśmy natomiast na kresach wschodnich 4,9 mln ha. Ogólna powierzchnia lasów polskich w tym okresie wynosiła 7,1 mln ha, z czego lasy państwowe stanowiły 85,5%. Upaństwowiono 2 mln ha lasów prywatnych lub poniemieckich.

Gdyby - według proponowanego projektu ustawy - zwrócić lasy w naturze, wymagałoby to oddania w ramach reprywatyzacji ponad 2 mln ha (28% lasów Skarbu Państwa), natomiast rekompensaty za mienie na kresach wschodnich objęłyby obszar dalszych 2,9 mln ha (40%). Skarb Państwa utrzymałby jedynie 32% dotychczasowej powierzchni lasów.

Liczby te potwierdzają obawy ministra i dyrektora. Obawy nie opierają się zresztą wyłącznie na liczbach. Przed wojną prawie 100% lasów prywatnych stanowiło część latyfundiów budowanych przez pokolenia. Las był w tych gospodarstwach majątkiem zamienianym na gotówkę tylko w sytuacjach kryzysowych. W "normalnych" warunkach to dochody z dużych gospodarstw rolnych i inne rodzaje dochodów właścicieli były przeznaczane na utrzymanie lasu. Majątkiem na "czarną godzinę" gospodarowano na ogół racjonalnie, pozyskanie drewna było ograniczane do niezbędnego minimum, a pielęgnacja lasu wymagała nakładów finansowych.

Czy można liczyć na to, że lasy reprywatyzowane i oddane jako rekompensaty również będą tak traktowane?

Czy właścicieli stać będzie na traktowanie lasów jako "kapitału rezerwowego"?

Czy właściciele będą mieli za co zatrudnić leśników do ich pielęgnacji?

Czy mamy podstawy prawne i moralne żądać od nich, by uwzględniali pozaprodukcyjne wartości lasów w gospodarowaniu tym majątkiem?

Czy stać nas na to, by oddać prawie 70% naszych lasów?

Ludmiła Łakomiec

Ł Dane liczbowe zaczerpnięto z małych roczników statystycznych z 1939 i 1947 r. oraz z dużego rocznika statystycznego z 1996 r.

RATOWANIE LASÓW,
CZYLI JAK POŻENIĆ EKOLOGIĘ Z BEZROBOCIEM

Od lat próbuję namówić rządzących do utworzenia Ekologicznego Frontu Robót Publicznych. Pełny tekst nt. Ekofrontu (w charakterze propozycji) zamieściły ZB.*) Owszem, przysłano mi grzecznościowe listy z podziękowaniami za te i inne pomysły i sugestie, obiecywano rozważenie ich przez ekspertów rządowych lub odpowiednie komisje sejmowe, ale nadal nie zrealizowano tego pomysłu.

Dopiero niedawno nowo - wówczas - mianowany wiceprezes Rady Ministrów i minister rolnictwa - Jarosław Kalinowski scedował ustosunkowanie się na dyrektora Departamentu Infrastruktury Wsi, który nareszcie przysłał polemiczną odpowiedź (list z 10.7.97), której treść przedstawiam Wam w punktach:

  1. Zadania ratowania środowiska naturalnego (lasów) nie można powierzyć bezrobotnym w ramach robót publicznych.
  2. Propagowane przeze mnie rozwiązania organizacyjne nie są zgodne z obowiązującymi przepisami prawa. [To trzeba je zmienić - przyp. mój - W. B.]
  3. Tworzenie postulowanych przeze mnie komun leśnych przyniosłoby środowisku więcej strat niż korzyści, a bezpośrednie koszty ich utrzymania byłyby spore. [Komuny dla bezdomnych nie są warunkiem dla utworzenia Ekofrontu].
  4. Dla samych bezrobotnych perspektywa takiego "zatrudnienia" nie wydaje się być zachęcająca. [Dziwna opinia! Jeżeli są ludzie, którzy wdychają pył azbestowy lub węglowy, wywożą szambo, pracują jako babcie klozetowe, to dlaczego sadzenie drzewek i kontrolowanie lasów przed pożarami i szkodnikami ma być dla ludzi mniej atrakcyjne? Pewnie chodzi o płacę minimalną? Gdybym ja był bezrobotny, wolałbym sadzić drzewka za prawo do stałego zasiłku niż być górnikiem za 15 mln! Dlaczego? Reporter TV robił parę lat temu wywiad z górnikiem na emeryturze. Facet miał zaawansowaną pylicę, płuca były wypełnione pyłem tak bardzo, że wydech górnika był bardzo słaby i nie poruszał strun głosowych! Facet mówił bezgłośnie, a jego żona czytała z ruchu warg i przekazywała treść reporterowi.]
  5. Owszem, z bezrobociem trzeba walczyć poprzez tworzenie nowych miejsc pracy (być może także związanych z leśnictwem i ochroną środowiska) i poprzez podnoszenie kwalifikacji, ale nie da się oprzeć działań na rzecz ochrony środowiska na doraźnie powołanych brygadach bezrobotnych. Idea Ekofrontu nie wydaje się [politykom] możliwa do zrealizowania. [Ja chcę stałego zatrudnienia bezrobotnych w Ekofroncie, jeśli się sprawdzą w tej robocie. Były sygnały w prasie, że są ludzie, którzy nie lubią pracować z zielenią. Doraźne zatrudnienie proponowałem wobec tych osób, które piją i palą w miejscu i w czasie pracy. Takie osoby powinny być zwalniane i przyjmowane na powrót za deklaracją poprawy, i tak w koło - do skutku, tj. do uzyskania zdolności abstynenckiej na czas pracy. Taki "rekonwalescent" uzyskałby stałe zatrudnienie. W okresie, kiedy nie ma nic do roboty, bezrobotni mogą się dokształcać na kursach i (lub) trenować sporty, które pomogą im uzyskać większą mobilność w życiu, np. samoobronę, podnoszenie ciężarów itp., tym samym zachowując prawo do ciągłości w wypłacaniu zasiłku.]

Odpisałem obszernie, wyjaśniając powyższe wątpliwości, nadal jednak nie doczekałem się pozytywnej, kreatywnej odpowiedzi. Podobnie niezobowiązująco odpisały odpowiedzialne w tym temacie ministerstwa i urzędy: że rozpatrzą sprawę lub przekażą według kompetencji. Tymczasem czas leci, problemy się piętrzą, a politycy drepczą w miejscu. Prześledźmy cytaty prasowe, związane z tematyką tego tekstu:

"Przebudźcie się" z 8.2.96:

WKRÓTCE PIERWSZY KRAJ AZJATYCKI BEZ LASÓW

Jak ostrzega oenzetowski Program rozwoju (UNDP), Filipinom grozi całkowite wylesienie. "Przyrost ludności oraz niepohamowana wycinka drzew" powodują, że powierzchnia lasów na Filipinach coraz bardziej się kurczy. Przed drugą wojną światową było nimi pokryte jakieś 60-70% obszaru kraju. Dzisiaj już tylko 15%. "Update", biuletyn UNDP, powiadamia, że "do roku 2000 Filipiny mogą stać się pierwszym krajem azjatyckim, który utracił wszystkie swoje drzewa i lasy".

Nie wiem, na ile przykład Filipin jest aktualny, może otrzymali już jakąś pomoc finansową i wprowadzili odpowiednią politykę proekologiczną? Niemniej przykład tego kraju przemawia do wyobraźni!

"Dziennik Polski" z 18.9.96:

OBROŃCY NATURY BIJĄ NA ALARM: ZA MAŁO LASÓW

(…) Obecnie poza obszarami chronionymi prowadzona jest z reguły gospodarka rabunkowa. Światowy szczyt nt. środowiska naturalnego w 1992 r. w Rio de Janeiro nie powstrzymał, wbrew nadziejom, tego procederu. Tak np. w Brazylii wyrąb drzew w lasach nad Amazonką wzrósł od 1992 r. o jedną trzecią. Wszędzie widać pogarszanie się stanu lasów wskutek nadmiernego wyrębu i zanieczyszczenia środowiska. WWF szacuje, że każdego roku ubywa ok. 1% powierzchni leśnej. Przy obecnych tendencjach doszło by w ciągu 50 lat do zagłady lasów w wielu rejonach świata.

Jednak nawet na obszarach chronionych, jak parki narodowe i rezerwaty przyrody, dochodzi do szkód wskutek bliskości autostrad, nielegalnego wyrębu bądź ciągłych zmian granic tych obszarów ze względów ekonomicznych (np. po znalezieniu źródeł ropy naftowej w Ekwadorze).

Europa dostarcza zresztą jak najgorszego przykładu. Tutaj nie tylko kurczy się systematycznie powierzchnia lasów, lecz spada ponadto ich jakość. Przedłożone w zeszłym tygodniu sprawozdanie Unii Europejskiej pokazuje, że przez piąty kolejny rok powiększały się szkody leśne. (…)

PAP

Powyższą informację nieco kontruje ta sama gazeta z 17.10.96. W artykule pod tytułem Więcej lasów informuje o analizie Europejskiego Instytutu Leśnictwa (EIL), która stwierdziła szybszy niż ongiś wzrost lasów w Europie:

Prawdopodobnie lasy rosną szybciej wskutek zmian klimatycznych, a także zwiększonej koncentracji w powietrzu dwutlenku węgla i azotu. Wg analizy tzw. masa drzewna w lasach europejskich powiększyła się w l. 1950-90 o 43%. (…)

PAP

Kilka lat temu przeczytałem informację, nie pamiętam źródła, że lasy - owszem - rosną szybciej do góry, ale nie wszerz! Tzn. że przyspieszonemu wzrostowi drzew nie towarzyszy poszerzanie się średnicy pnia lub obwody pni rozszerzają się zbyt wolno. Takie drzewa są słabsze, bardziej podatne na złamanie przez wiatry burzowe. W sumie wychodzi na to, że jest gorzej: drzewa rosną szybciej i wyżej, ale są słabsze i kurczy się powierzchnia zalesienia większości krajów.

"Dziennik Polski" z 20.12.96:

LASY RZEDNĄ

W minionych 100 latach ludzie wykarczowali połowę lasów na świecie - twierdzi międzynarodowa organizacja obrońców natury World Wide Fund For Nature (WWF). Tylko w 1996 r. zniszczono 17 mln ha lasów tropikalnych. Podobnie znaczne ubytki powierzchni leśnej nastąpiły w br. w północnych rejonach Europy, w Chinach i w Ameryce Północnej. (…)

PAP

"Dziennik Polski" z 5.9.97:

POLSKIE LASY WYMIERAJĄ

Odsetek chorych drzew w polskich lasach wyraźnie obniżył się w 1996 r., ale południowa Polska nadal znajduje się w strefie największego obumierania lasów w Europie, obejmującej także Czechy, Słowację, Mołdawię i część Ukrainy - wynika z tegorocznego raportu europejskiego o stanie lasów na kontynencie. (…)

PAP

"Dziennik Polski" 9.9.97:

DO UNII PRZEZ LASY

Polska powinna przyspieszyć dostosowanie do poziomu ochrony środowiska obowiązującego w Unii Europejskiej (…). Polski rząd ocenia, że na ochronę środowiska do r. 2000 powinniśmy wydać 10 mld dolarów, a Bank Światowy - 40 mld dolarów, co zgadza się z oszacowaniami komisji. Obecnie wydajemy 1,5 mld dolarów rocznie, (…).

PAP

"Dziennik Polski" z 2.10.97:

KTO LASY WYCINA,
TEN Z GŁODU UMIERA

Katastrofalne susze, nawiedzające ostatnio Afrykę Północną, mogą być spowodowane wycięciem wilgotnego lasu równikowego. Na początku wieku przybrzeżny las tropikalny w zachodniej Afryce równikowej pokrywał powierzchnię 500 tys. km2, dzisiaj - tylko 50 tys. km2! Został on zniszczony głównie na skutek powiększania powierzchni upraw i pastwisk oraz ekspansji przemysłu drzewnego.

Naukowcy od dawna bezskutecznie przestrzegali przed nadmiernym wycinaniem lasów. Teraz twierdzą, że przyczyną susz może być poważne zakłócenie, a nawet całkowite ustanie cyrkulacji powietrza w rejonie Zatoki Gwinejskiej. Dr Xinyu Zheng z Massachusetts Institute of Technology przedstawił na łamach "Science" następujące wytłumaczenie tego zjawiska: z powodu kurczenia się lasów coraz większa ilość opadów wsiąka w głąb gruntu lub spływa po powierzchni ziemi, trafiając do rzek i dalej do oceanu. Woda nie jest zatem magazynowana przez roślinność, co z kolei powoduje drastyczny spadek wilgotności powietrza i w konsekwencji zmniejszenia się ilości opadów.

Amerykański badacz podkreśla, że wcześniej las tropikalny pełnił rolę naturalnego zbiornika retencyjnego. Obfite deszcze zenitalne zatrzymywane były w dużej części przez korony drzew, skąd szybko wyparowywały, trafiając ponownie do atmosfery i stając się zaczątkiem kolejnych opadów. Reszta wody deszczowej docierała do dna lasu, gdzie przesączała się powoli przez szczątki obumarłych roślin oraz kolejne systemy korzeniowe rozlicznych roślin. Tylko niewielka część opadów zasilała rzeki. Taki obieg wody w rejonie równika wpływał na ilość opadów w strefie sawann i półpustyń, rozciągających się na północ i południe od niego. Wycięcie lasów tropikalnych spowodowało zaburzenie tego systemu - wody deszczowe zamiast wracać do atmosfery w postaci pary wodnej, zaczęły płynąć do oceanów.

Przedstawione fakty ukazują, jak skomplikowaną materią jest środowisko przyrodnicze i jak nieopatrzne wyeliminowanie jednego ogniwa (lasy) w łańcuchu stworzonym przez przyrodę może stać się przyczyną z pewnością nie zamierzonych, ale możliwych do przewidzenia skutków. W tym wypadku występujące w Afryce od 20 lat coraz dłuższe okresy bezdeszczowe powodują zmniejszanie się plonów i spadek wydajności pastwisk. Efektem są kolejne klęski głodu.

PAI

"Dziennik Polski" z 21.11.97:

SZCZYT UNII W LUKSEMBURGU:
PRZY KOLACJI O BEZROBOTNYCH

(…) przywódcy 15 państw Unii Europejskiej rozpoczęli w Luksemburgu pierwszy w historii organizacji nadzwyczajny szczyt poświęcony w całości zatrudnieniu. Do ostatniej chwili "15" gorączkowo poszukiwała kompromisowej formuły, która pozwoliłaby szefom rządów uratować twarz wobec 18 mln bezrobotnych w ich krajach, nie rozbudzając trudnych do spełnienia oczekiwań.

PAP

"Dziennik Polski" z 3.12.97:

BOGACI, BIEDNI I EKOLOGIA

Na początku grudnia w japońskim mieście Kyoto spotkają się przedstawiciele 170 krajów, by zastanowić się nad sposobami ograniczenia zanieczyszczeń powietrza powodujących tzw. efekt cieplarniany. Nie wiadomo, co z tej gadaniny wyniknie, (…). Efekt tego typu masowych zjazdów jest zawsze taki sam - żaden. (…) W państwach wysoko rozwiniętych działają najsilniejsze i najbardziej wpływowe ruchy ekologiczne. Główna uwaga ich działaczy skierowana jest na obronę przyrody w… Trzecim Świecie (…).

Tymczasem ze statystyk wynika, że wkład państw biednych w dzieło niszczenia i zatruwania naszej planety jest w porównaniu z dokonaniami bogatych naprawdę znikomy. Przykładem choćby emisja dwutlenku węgla, który unosząc się do atmosfery, stwarza coś w rodzaju powłoki przepuszczającej promieniowanie słoneczne, ale zatrzymującej odbijane od powierzchni Ziemi promienie podczerwone. Dwutlenek węgla działa więc podobnie jak szyby w szklarni, dlatego skutki jego emisji określa się jako efekt cieplarniany. Aż jedna czwarta wysyłanego do atmosfery dwutlenku węgla pochodzi ze Stanów Zjednoczonych (…).

Gdy jednak przychodzi moment podejmowania decyzji równie trudnych, jak zakaz wyrębu dżungli czy osuszania tropikalnych bagien, i trzeba na przykład ograniczyć produkcję w zakładach emitujących najwięcej trujących substancji, okazuje się, że nic nie można zrobić. (…)

[Przeciwko ograniczeniu emisji dwutlenku węgla] zbuntowało się potężne lobby przemysłowe, strasząc zgubnymi skutkami dla przemysłu samochodowego, naftowego, chemicznego. Przedstawiono statystyki pokazujące, jak wpłynęłoby to na wzrost bezrobocia. Równie ostro protestowali inni wielcy truciciele - Australia, Japonia Rosja. (…)

PAI

Tyle cytaty. Zdaję sobie sprawę, że propozycja Ekofrontu jako taniej siły roboczej bez perspektywy wyższych zarobków, praca w zamian za prawo do stałego wypłacania zasiłku, aby bezrobotni nie czuli się niepotrzebni itd., jest mało popularna, zwłaszcza jeśli ktoś nie znajduje w pracy motywacji religijnej. Jednak jest faktem, że tylko w zasiłkach dla bezrobotnych wszystkie rządy mają gwarantowane rezerwy budżetowe, tzn. rządy mogłyby pieniądze przeznaczone na zasiłki powiązać z ekologią, a ściślej - z masowymi pracami na rzecz zalesiania, jako że jest to praca prosta, nie wymagająca nakładów na dokształcanie ani na transport, gdyż każdy bezrobotny pracowałby w (przy) swoim miejscu zamieszkania.

Liczenie na pracę społeczników i na bardziej masowe sadzenie drzew przez firmy prywatne nie gwarantuje, że powierzchni zielonej będzie przybywać. Powody? Firmy ścinające drzewa lub przerzedzające korony drzew (w miastach) prawdopodobnie ścinają więcej powierzchni zielonej niż jej przybywa staraniem społeczników. Susze, samoistne wysychanie poszczególnych drzewek, burze, pożary lasów czy ostatnie powodzie, wyniszczające drzewostany kilku krajów w Europie - to dodatkowe argumenty, aby ratowanie lasów i sadzenie drzewek (w miastach) miało charakter masowy i stały, a to może zagwarantować jedynie zatrudnienie bezrobotnych na stałe w krajowym - europejskim - światowym Ekofroncie!

Czy te argumenty (i te pisane w listach do polityków) ruszą wreszcie z miejsca sprawę tej idei? Mam nadzieję, że pomysł dotrze poprzez prasę (lub poprzez naszych delegatów do spotkań na szczeblu europejskim) do polityków Unii Europejskiej, do Clintona i innych wpływowych osobistości, aby wreszcie ktoś dał przykład, że tak można i że bezrobotni nie muszą bezczynnie egzystować między okresowymi pracami interwencyjnymi a czasową robotą "w szarej strefie". Co jest lepsze dla bezdomnych: siedzieć bezczynnie w kanałach czy pracować w Ekofroncie z prawem do stałego zamieszkania w przytulisku, komunie leśnej lub w hotelu pracowniczym?

Włodzimierz Bukowiec
os. Kolorowe 18/18
31-940 Kraków

29.12.97

*) Włodzimierz Bukowiec, Idea Ekologicznego Frontu Robót Publicznych [w:] ZB nr 10(64)/94, s.10.

LIPNY INKWIZYTOR

Parafia św. Wojciecha w Kościelcu pod Proszowicami, w Krakowskiem właściwie niczym nie różni się od innych parafii poza proboszczem, który ma niezwykłą fobię na lipy. Drzewa te rosły sobie spokojnie wokół kościoła, 9 z nich zostało uznane przez wojewódzkiego konserwatora za pomniki przyrody.

Ksiądz Jan Majka (tan nazywa się proboszcz) na początek zamienił jedno drzewko na kapliczkę, co stwierdził urzędnik-przyrodnik w czasie kolejnej wizyty w Kościelcu. Duchowny najpierw zapierał się, że o wycięciu drzewa nic nie wie, jednakże na miejscu, po szczegółowym dochodzeniu, znaleziono ślady przestępstwa.

Całością afery zajęła się miejscowa policja, proboszcz przyznał się do winy, jako okoliczność łagodzącą podano złamanie przez wichurę konara, co miało zagrażać ludziom znajdującym się w pobliżu drzewa. Niestety, nawet to nie usprawiedliwia popełnionego czynu (ksiądz winien skontaktować się ze służbami ochrony przyrody).

Koniec końców w tym wypadku, zgodnie z ustawą, przewidziana jest kara grzywny i ograniczenie wolności do lat 2, a także obowiązkowa wpłata na FOŚ od 2,5 tys. do 50 tys. zł. Jak można się było spodziewać, Prokuratura Rejonowa (Kraków-Nowa Huta) dochodzenie umorzyła. Powodem była znikoma szkodliwość społeczna czynu. Wojewódzki konserwator odwołał się do Prokuratury Wojewódzkiej. W tym czasie z terenu parafii znika kolejna lipa, a Prokuratura Wojewódzka podtrzymuje decyzję niższej instancji, stwierdzając, że ujemny ładunek czynów, polegających na zniszczeniu pomników przyrody, był subminimalny.

Oczywiście księżulo jako istota ściśle chroniona - tak, jak i powyższe lipy - stanął ponad prawem, nie płacąc kary za zniszczenie pomników przyrody, nawet tej minimalnej kwoty, czyli 2,5 tys. zł. Morał z tego taki, że polska Temida niezbyt poważnie traktuje ochronę przyrody, mimo jasno sprecyzowanego prawa, stawiając pewne grupy społeczne ponad nim.

Rafał Gawlik
Chorzowska 2/3b, 41-910 Bytom
0-32/282-83-79

Na podstawie: Przemysław Ćwikliński, Pies na lipę [w:] "NIE" nr 49/97, s.6.


"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 3 (105), 1-14 lutego 1998