"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 4 (106), 15-28 lutego 1998


STO TON PADLINY

Hałda odpadów po uboju zwierząt leży na polu w okolicach Plusek (woj. olsztyńskie). Ok. 500 m dzieli ją od ujęcia wody pitnej, równie blisko jest do jeziora Plusznego.

Zwały sierści, kości i krew zmieszane z treścią pokarmową wydobytą z zabitych zwierząt - oto obraz, jaki zostawiła po sobie dobrze prosperująca firma "produkująca" różnego typu przetwory z ciał zamordowanych zwierząt. Owo wysypisko znajdowało się na terenie należącym do gospodarstwa pomocniczego Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w Rybakach. Nielegalne składowisko zostało ujawnione przypadkiem. We wtorek, 27.1.br. policyjny patrol ze Stawigudy zatrzymał do kontroli ciężarówkę, która chwilę wcześniej zrzuciła ładunek na polu. Samochód należał do prywatnego przewoźnika, a dysponentem ładunku była firma BBŻ w Długim Borku, zajmująca się przerobem odpadów na mączkę mięsno-kostną.

Rządowe gospodarstwo pomocnicze w Rybakach koło Łańska specjalizuje się w hodowli indyków. Rocznie "produkuje" ok. tysiąca ton drobiowego mięsa (!). Dyrektor Kazimierz Borajkiewicz tłumaczył, iż po opróżnieniu kurników nawóz indyczy wywożony jest na pole. Zgodnie z porozumieniem firmy BBŻ w Długim Borku, która odbiera odpady z Zakładów Mięsnych w Morlinach, odpady te mieszane są z ptasimi odchodami, żeby uzyskać kompost pod trawniki i tereny rekreacyjne.

Marek Bońkowski - zastępca dyrektora Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Wojewódzkiego twierdzi, iż są to odpady niebezpieczne, które można składować pod ścisłymi rygorami po uzyskaniu decyzji administracyjnej. Sprawą ma się zająć prokuratura. Ustawa o ochronie i kształtowaniu środowiska z 1980 r. za zanieczyszczanie wody, powietrza lub powierzchni ziemi i narażanie tym samym życia lub zdrowia ludzi przewiduje karę do 3 lat pozbawienia wolności.

Podobne sankcje przewiduje ustawa o odpadach, która obowiązuje od początku tego roku.

Jest to kolejny przykład na wciąż narastające spekulacje i machlojki, jakie firmy specjalizujące się w mordowaniu zwierząt wykorzystują dla zwiększenia swych "krwawych" dochodów.

GO WEGE!

Waldemar Szęda

Ł Na podstawie: "Gazeta Olsztyńska" nr 20 (13 613) z 29.1.98.

OGŁOSZENIE

Jeśli jeszcze nie masz listy kosmetyków wolnych od okrucieństwa na r. 1998, wyślij pod moim adresem kopertę zwrotną i znaczek, a sytuacja ta się zmieni.

Eliza Lipczuk
Stroma 5b
70-004 Szczecin

TRZY DNI Z ŻYCIA ANTYAUTOSTRADOWCA

W środowy ranek 12.2.98 wybraliśmy się na kolejne gościnne występy. Tym razem do Opola. Razem z Mariolą i Polesiem koło dziewiątej wylądowaliśmy w piastowskim Wrocławiu. Niestety, na dworcu nie udało nam się wypić porządnej porannej kawy, a kiosk z gazetami ktoś przed chwilą zamknął. Nie zapowiadało się ciekawie, ale humory nam dopisywały nadzwyczaj. W końcu znaleźliśmy się w Strzelcach Opolskich, zjedliśmy obiad w pobliskim "Casino" i z pełnymi brzuchami udaliśmy się w dalszą podróż. Poleś - jako znudzony niepewnością - wybrał PKS, a my wyruszyliśmy dalej stopem, licząc na zalotne "o kocim spojrzeniu".

W końcu dotarliśmy na Górę św. Anny. Nasz zakręcony kamerzysta - Poleś już działał, skręcając kolejne setki do najnowszego antyautostradowego thrillera, którego produkcję koordynować będziemy z miasta o największej liczbie samochodów na 100 mieszkańców. Malutki rekonesans po okolicy, klasztor, spacer z obiadem i miłą dziewczyną w tle, i do pracy.

Dosyć żartów. Pora na rzetelne sprawozdanie. Okazało się że w schronisku PTSM-u na Górze św. Anny od tygodnia pracują antyautostradowcy z Opola, Krakowa, Łodzi, Zielonej Góry itd. Jednym słowem: miła gromadka starszych i młodzieży dająca nadzieję, że Unia Europejska rękami naszych urzędasów nie zaasfaltuje całej Polski w imię zjednoczenia i wolności gospodarczej. Przede wszystkim jednak jest jakaś Nadzieja dla Góry św. Anny, zabytku (o)polskiej tradycji i ludzi zamieszkujących tamte tereny. Piszę o Nadziei, choć zdaję sobie sprawę z beznadziejności sytuacji. Dlaczego z beznadziejności? "Można" zrozumieć lokalizowanie odcinka autostrady na obrzeżach miasta, "można" też - podążając za tokiem myślenia eurokratów - zgodzić się na pomysł wycinania drzew w parku krajobrazowym czy na terenie czyjegoś gospodarstwa.

Ale jak się zgodzić na pomysł niszczenia zabytku kultury i religii, miejsca, gdzie Polacy walczyli z najeźdźcami, tym bardziej, że co jak co, ale takie rzeczy były podobno zawsze w tym kraju świętości. Słuchając przedstawiciela wojewody opolskiego dzień później, podczas demonstracji przed Urzędem Wojewódzkim, można było tylko rzec: nie ma się co zżymać, trzeba myśleć, co zrobić?… Wracając do pobytu na Górze św. Anny, spędziliśmy miły dzień, pokazaliśmy slajdy z Dębiny, gdzie - jak większość już wie - A-2 ma przebiegać przez ujęcie wody, a także slajdy i filmy wideo z obozów road protestersów z Wielkiej Brytanii. Posługując się słowami poety, zasialiśmy ziarno, które powinno kiedyś zaowocować dobrze przygotowanym, radykalnym protestem w obronie Ziemi. Ach, nasiedziałem się z towarzystwem z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot - to i takie sformułowania łatwiej mi przychodzą (sic!). Ktoś mi powiedział, że cała ta antyautostradowa publicystyka ma swój lekki klimat. No cóż, gdyby jeszcze pisać o tym jak sejmowy sprawozdawca, to by było. A tak problem przyciężki, a felietoniki - miejmy nadzieję - zwiewne. Powoli zbliżał się wieczór, Dominika z Łodzi sprawnie dyrygowała zespołem precyzyjnie malującym szmaty na demonstrację zaplanowaną na następny dzień przed opolskim ratuszem.

W czwartkowy, lutowy ranek wybraliśmy się z Góry w pieszą wędrówkę przez las do miejscowości, której nazwy nie pamiętam, w każdym razie meta znajdowała się na dworcu kolejowym.

Na opolski rynek przyszło naprawdę sporo ludzi. Nie będę rzucał liczb, potem znowu się okaże, że są rozbieżności w szacunkach Olafa i moich. A tu sprawa wymaga jednogłosu. Co tu dużo pisać, opolska załoga się spisała. Do tego przyjechał jeszcze nasz najmłodszy antyautostradowy nabytek - Michał i okrasił wszystko dozą poznańskiego humoru. Nie sposób nie dołożyć naprawdę dobrej hippikapeli akompaniującej na żywo całemu zamieszaniu. Zagrali nawet antyautostradową piosenkę. Po happeningu, obserwowanym przez sporą garść dziennikarzy, wyruszyliśmy marszowym krokiem pod budynek Urzędu Wojewódzkiego, gdzie - jak zwykle - przedstawiciel wojewody stwierdził, że wszystko jest OK, bo i ekspertyza nie wykazuje rażących nieprawości, a lokalizacja odcinka autostrady przez Górę św. Anny jest wyrazem kompromisu. Oczywiście - jak zwykle - zaproszono delegację na rozmowy "na szczycie" - niestety, z ogólnie znanych powodów nie skorzystaliśmy.

Na koniec zjedliśmy obiad w ekskluzywnym barze mlecznym w miłym towarzystwie krakowiaków i krakowianek. W zasadzie można by na tym zakończyć kronikę wypadków antyautostradowych, gdyby nie jedno. Po raz drugi podjęliśmy próbę wypicia kawy w piastowskim mieście Wrocław. Tym razem trafiliśmy do kawiarni "Królewskiej" z obsługą niegodną nawet dam dworu. Bo nawet dwórkom nie podaje się nieświeżych ciastek, halabardnicy się jednak w porę nie pojawili, dlatego też pociąg pociągnął nas do Wielkopolski. Wreszcie!!! W stolicy czekała na nas niespodzianka, cały wieczór pod komendą Rootsmena, Makena i ich dubowego soud systemu. Niestety, nie zastąpiło to braku w Opolu Jahrka Kotasa i jego roots & culltur dubowych zwolnień.

Tydzień zbliżał się ku końcowi i myślałem, że na weekend toporek wojownika powiesimy na haku i rzucimy się w wir mniej lub bardziej aktywnego odpoczynku. Ale licho nie śpi, w piątkowe popołudnie zadzwonił Poleś i okazało się, że piątkowy wieczorek spędzimy w towarzystwie szefa wielkopolskiego Oddziału Agencji i Eksploatacji Autostrad, burmistrza podpoznańskiego Lubonia, kilku innych urzędników i całej sali lubonian, z których część zostanie wysiedlona pod odcinek A-2. Kolejne spotkanie My - Oni. Tym razem dowiedzieliśmy się, że należy uregulować stan prawny 30 nieruchomości w Luboniu. Nie wiedziałem, że stan prawny człowieka, który kilkadziesiąt lat temu kupił działkę budowlaną i postawił na niej dom za własne pieniądze, jest niejasny. No, ale widać demokratyczne realia gospodarki rynkowej powodują znaczne przewartościowania. Nic nowego się nie dowiedzieliśmy. Po raz kolejny ludzie przychodzący na spotkanie i chcący się dowiedzieć, kiedy wyrzucą ich z własnego domu, usłyszeli znaczące dla ich sytuacji informacje nt. ilości wiaduktów, długości odcinka budowanego w Wielkopolsce i korzyści dla regionu, jakie niesie zniszczenie małych sklepów, zakładów usługowych, a postawienie mega-super-multihandlowych molochów.

Na koniec jeszcze pozdrowienia dla Rafała i Dominiki z Łodzi - miłej antyautostradowej pary z Łodzi oraz Łukasza z Opola.

Tomek Lisiecki
Towarzystwo Ekologiczne "Ziemia Przede Wszystkim"
skr. 63
60-966 Poznań 31
0-61/851-78-01 0-61/853-09-23

Nic miłego, ale kiedy następnym razem publicznie zaciśniecie pięść i nazwiecie się wojownikami Ziemi, zastanówcie się… patetyczne słowa o obronie Matki Ziemi bez względu na przeszkody są nic niewarte w sytuacji, kiedy nie potraficie się zmusić do prostego działania i pracy na rzecz tej, której rzecznikami się samozwiecie. Z takimi ochroniarzami Ziemi nie jest lekko. Tydzień to naprawdę niewiele.

Tomek Lisiecki

WSZYSTKIE SIŁY W OBRONIE GÓRY ŚW. ANNY,
CZYLI SIEDEM PRACOWITYCH DNI,
KTÓRE POPRAWIŁY NASTROJE

Tak jak zapowiedziano - tak zrobiono. W sobotę, 7.2.98 na Górze Świętej Anny zaczęli się zjeżdżać zieloni aktywiści z całej Polski.

W niedzielę stanęliśmy pod kościołem i rozpoczęło się rozdawanie ulotek oraz agitacja. Potem wycieczka do lasu i rezerwatu Ligota Dolna, gdzie Maciek fachowo i ciekawie opowiadał o tym, co chcą zniszczyć autostradowcy. Po drodze kilkakrotnie natknęliśmy się na stada saren, wszędzie też było mnóstwo jakichś obrzydliwych palików, które psuły krajobraz. Po południu udaliśmy się z Jackiem do klasztoru, pytając, czy obietnica użyczenia salki katechetycznej jest aktualna. Przy okazji wywiązała się wymiana zdań z zakonnikiem na furcie. On jest za "postępem" i autostradą, przekomarzamy się, ale - jak to mówią - "bez nienawiści". Salka jednak jest.

Następnego dnia przyjeżdża Janusz Korbel i omawiamy plan działań, dobra atmosfera, choć w niektórych wypowiedziach czuć niepokój: "co nam grozi, jak nas złapią w czasie blokady?" - odpowiadam, że zobaczymy, że na wojnie nigdy nic nie wiadomo i właśnie to stanowi o jej "grozie" i uroku zarazem. Potem wszyscy stwierdzamy, że należy po prostu jak najlepiej się przygotować, a "cudowne i łatwe" rozwiązania zrodzą się wtedy, gdy skoncentrujemy się na tym, co zrobić, żeby "rozwijaczy" zatrzymać, a nie na tym, co nam "grozi". Na pewno grozi nam ogólnoświatowa katastrofa klimatyczna i zniszczenie Góry Świętej Anny. Dlatego szybko przechodzimy do konkretów. Wieczorem szkolimy się ideowo i merytorycznie, oglądając film o tym, jak parszywy General Motors zniszczył transport publiczny w Stanach Zjednoczonych. Niezły i dobrze udokumentowany kawał tak zwanej spiskowej teorii dziejów, tyle tylko, że to nie żadna teoria, ale zwyczajna w wolnorynkowym kapitalizmie praktyka.

We wtorek odwiedzamy place budowy, gdzie portugalska firma "MOTA & Companhia sci civil engineering and contractors" buduje za nasze pieniądze przeprawy i wiadukty. Budowniczowie są zaskoczeni tak licznym najściem (jest nas ponad 20 osób). W pewnym momencie jednak biorą się do kupy, wychodzą z baraków i idą na nas, jak w westernie. My czekamy, Jacek mówi "dzień dobry", chłopy nas mijają i biorą się do pracy. Być może myśleli, że to już blokada. W każdym razie musieli zadzwonić do centrali, bo kiedy opuszczamy teren budowy, pojawiają się samochody nadzoru. Przedtem robimy zdjęcia i podśpiewujemy, żeby odczarować to ponure miejsce. Kiedy nasi ludzie powtórnie odwiedzają je w czwartek, robotnicy są już agresywni, widocznie takie dostali instrukcje od MOTY. Wracamy do siebie, a po drodze zwiedzamy wspaniały, barokowy pałac - pusty i niszczejący, jak wszystko, co piękne w tym kraju.

Po południu rozpoczyna się twarda robota, czyli "idziemy w lud". Mamy ze sobą petycję do Buzka przeciw budowie, chcemy zbierać podpisy, a przede wszystkim nawiązać bliższy kontakt z ludnością. Reakcje nie najgorsze. W mojej grupie tylko raz decydujemy się na - udaną zresztą - prośbę o podpis, ale inni nie są tak ostrożni i mają po 5, a nawet 10 podpisów. Wieczorem jedziemy z Jackiem i Łukaszem do radia. Mamy 50 min. dla siebie na żywo, bez muzyki, życzliwy dziennikarz pozwala mówić prawdę, mnóstwo telefonów i wychodzimy w poczuciu, że odwaliliśmy sporo dobrej roboty, nie próżnowali również nasi przyjaciele, którzy zostali w schronisku, udowadniając, że telefon do redakcji to broń, której można skutecznie używać.

W środę znowu agitacja, redagujemy list do premiera i przygotowujemy się do manifestacji. Przyjeżdża też ekipa z Poznania i Krakowa. Okazuje się, że już nie tylko oglądamy filmy, ale sami zaczynamy "wracać na drzewa". Duch bojowy i pracowity. Malujemy tablice, transparenty, przygotowujemy happening i scenariusz całej manifestacji. W nocy umacniamy się duchowo wśród starych drzew. Nie obywa się bez przygód, jedna z wojowniczek gubi się w lesie, ale na szczęście wszystko kończy się pomyślnie. Wracam szybko do schroniska, żeby podłapać trochę snu, jest 130. Inni malują jeszcze transparenty.

Czwartek to demonstracja w Opolu.

Rano szybki marsz przez las, po drodze razem z Jackiem zastanawiamy się, czy towarzysząca nam wiewiórka to przypadkiem nie jakaś leśna boginka, w każdym razie miło, że jest. Około 1120 przybywamy do Opola. Na dworcu spotykamy Rebekę, która przyjechała aż z Australii, żeby nas wspomóc. Równa babka. Jeszcze parę drobnych spraw i jesteśmy na rynku, przygotowujemy aparaturę, transparenty, tubę, ćwiczymy happening. W kawiarni spotykamy Cinka i kolejną ekipkę z Krakowa. Punktualnie o 1300 zaczynamy piosenką, potem Jacek otwiera manifestację i mówi o przyrodzie, którą chcą zniszczyć rozwojowcy. Po Jacku głos zabiera Rebeka i Łukasz. Rebeka mówi o tym, do czego prowadzi tak zwana kultura samochodu - tak zwana, bo należałoby raczej mówić o barbarzyństwie. Na koniec tej części odczytuję list do Buzka i zaczyna się najtrudniejszy moment całego spektaklu, czyli happening. Wbrew obawom wychodzi świetnie, w finale drzewa schodzą ze schodów i wspomagają samotnie walczącą z "rozwojem" Gośkę, potem wszyscy razem odpychamy biznesmenów i drwali, którzy w pośpiechu zwijają autostradę. Cinek bierze tubę i ruszamy na Urząd Wojewódzki, jest nas ok. 150 osób, mnóstwo transparentów, nie mieścimy się na chodnikach i maszerujemy całą ulicą (patrz: zdjęcie na okładce). Robi się świetna atmosfera i okrzyk wielkopolskich rolników: Hej, hop autostrada stop grzmi na całe Opole.

W UW wyraźna konsternacja, w końcu wychodzi do nas szef Wydziału Spraw Obywatelskich i przyjmuje list do premiera. Pojawia się także konserwator przyrody. Próbuje zagadywać i twierdzi, że autostrada przez park krajobrazowy to kompromis, że są setki stron ekspertyz. Ale prawda jest zbyt oczywista i nie potrzebuje setek stron. Wojewoda ugiął się pod naciskiem lobby autostradowego, a konserwator pod naciskiem wojewody, chcieli, ale nie mogli, no bo "wicie, rozumicie, praca, dzieci, doktoraty, a jak nie my to ktoś inny jeszcze gorzej". Przypominają mi się: Człowiek z marmuru oraz I powraca wiatr Bukowskiego. Manifestacja się kończy, jeszcze tylko mały rytualik i okupacja baru mlecznego.

Wieczorem Rebeka pokazuje slajdy z Australii, potem piwo, szampan i wesołe piosenki. Gdzieś w głowie jednak świadomość, że następny dzień będzie znowu ważny, bo wtedy odbędzie się spotkanie z miejscową ludnością.

W piątek o 1600 w miejscowej remizie jest spory tłum. Zaczynamy. Trudniej niż w Wielkopolsce. Ludzie sprzedali już na ogół ziemię kilka lat temu. Czuć żal - pretensję, że nie było nas wtedy. Tłumaczymy, że takie spotkania powinny robić władze, zamiast straszyć, że wywłaszczenia to zabieranie ziemi za darmo. W decydującym momencie szalę przeważa Cinek. Patrzę na niego i oczom nie wierzę, Cinek zdejmuje czapkę, odgarnia włosy za uszy i najzwyczajniej w świecie zaczyna na ludzi krzyczeć, że sami muszą walczyć o swoje i to nie przeciw nam, ale przeciw tym, którzy chcą budować autostradę. Skutkuje, przedtem Jacek, a ja w szczególności nadawaliśmy na zbyt monotonnej częstotliwości, teraz wszyscy się rozluźniają, a wtedy z ludzi wychodzi, że - jak to ujął wcześniej jeden z nich - autostrada jest im potrzebna jak dziwce majtki. Są jeszcze tacy, którzy ziemi nie chcą sprzedać, autostradowcy chcą zresztą dokonywać nowych zakupów pod kolejny pas. Po spotkaniu nawet ci, którzy przedtem krzyczeli: "bzdura", rozmawiają przyjaźnie i skarżą się na doznane krzywdy. Zebranie trwało 1,5 godz. i teraz dopiero jest czas na pełny luz. Jak to mówi podobno jeden z niestarych, a licznych w ruchu kombatantów "jest czas na zjedzenie ciastka", dla mnie jest nim moment, gdy świetna dziewczyna mówi nam, że w czasie naszych zmagań z salą była z nas dumna. Wieczorem "objadamy się" już na potęgę. A jest czym, bo grupa z Opola ma świetne piosenki, chórki żeńskie no i… Majkę, kto nie słyszał i nie widział, niech żałuje. Jednak naszym bardem jest Jacek z Ciborza. Jego piosenki i ich teksty to coś, co nie mieści się w żadnych konwencjach i nie umiem tego nazwać, ale wierzcie mi byłem i jestem zafascynowany. Mamy już antyautostradowe przeboje, wychodzą nam happeningi, są wśród nas porządni ludzie, przed nami wiele przygód, a sprawa zdecydowanie słuszna.

Przez te 7 dni nadrobiliśmy to, czego miejscowi "weterani" nie zrobili przez poprzednie lata. Dokonaliśmy tego, co Clausevitz określił jako podstawę sukcesu: podnieśliśmy morale i zyskaliśmy poparcie społeczne. Teraz czas na taktykę i walkę, a więc także więcej dyscypliny i mniej gapiowstwa typu jeden robi, a reszta się gapi.

Olaf Swolkień

PS

Wobec powtarzających się głosów, by powrócić do manifestu ze Spały, wydaje się, że najlepszym miejscem dla przyjęcia tego typu deklaracji będzie właśnie Góra Świętej Anny.

LIST DO PREMIERA RZĄDU RP PANA JERZEGO BUZKA

W związku z planami budowy autostrady A-4 przez masyw Góry Św. Anny zwracamy się do Pana Premiera z apelem o zmianę stanowiska administracji rządowej w tej sprawie. Góra Św. Anny i znajdujący się wokół niej park krajobrazowy to tereny o niezwykłych walorach przyrodniczych, krajobrazowych i kulturowych.

Uważamy, że decyzje urzędników państwowych zezwalających na przecięcie autostradą Góry Św. Anny i parku krajobrazowego są nie tylko sprzeczne z prawem, ale i z interesem publicznym. Wartość takich miejsc nie daje się przeliczyć na pieniądze i ekonomiczne wskaźniki. A jednak stary las, zwierzęta i rośliny w nim żyjące wartość mają, tak samo jak ma ją wszystko, co prawdziwe, żywe i piękne. Dzisiaj proponuje się nam zamianę tego miejsca na tandetną, betonową pustynię, pełną zgiełku i spalin. Być może ktoś na tym zarobi, być może ktoś wykaże, że jeszcze bardziej "rozwinęliśmy się gospodarczo".

Jesteśmy jednak przekonani, że tak naprawdę straci na tym cała przyroda i ludzie, którzy są jej częścią. Kiedy już wyasfaltujemy całą Polskę, "wejdziemy do Europy", będziemy bogaci i gospodarczo rozwinięci", wtedy okaże się, że nie mamy już czym oddychać, a Ziemia wokół nas jest szpetna i jałowa. Jednak na odbudowę tego, co dziś tak lekkomyślnie niszczymy, będzie za późno.

Dlatego raz jeszcze apelujemy do Pana Premiera i do wszystkich rządzących w Polsce, aby zmienili podjęte pochopnie decyzje i kierowali się rzeczywistym dobrem kraju. Wobec widocznej już gołym okiem ekologicznej klęski będziemy wkrótce rozliczani z tego, czy dziś ulegamy modom tworzonym przez potężne grupy nacisku czy też zachowaliśmy wrażliwość i zdrowy rozsądek.

Wzywamy Pana Premiera, by nie zezwolił na zniszczenie Góry Św. Anny i pozwolił jej istnieć nadal w takim kształcie, w jakim ją otrzymaliśmy.

Koalicja na rzecz obrony Góry Św. Anny:
Federacja Zielonych - Opole: Grzegorz Kuśnierz, Jakub Łukaszewski
Pracownia Ekologiczno-Społeczna "Od Podstaw" - Kostrzyn n/Odrą: Maciej Przybylski
Kolektyw "Inicjatywa Społeczna" - Kostrzyn n/Odrą: Małgorzata Martyka
Ośrodek Działań Ekologicznych "Źródła": Dominika Baryła
Federacja Zielonych - Łódź: Rafał Górski
Towarzystwo Ekologiczne "Ziemia Przede Wszystkim" - Poznań:
Tomasz Wsiech, Jacek Polewski, Mariola Kalkowska
Federacja Zielonych - Kraków: Alina Dys
Niezależna Grupa Walcząca "Góra Św. Anny - Zdzieszowice:
Łukasz Sokołowski, Piotr Mościcki
Grupa na rzecz Ziemi - Radom: Mariusz Pajączkowski
S E K "Krąg Przyjaciół Ziemi" - Płock: Mariusz Duchewicz
Federacja Zielonych - Strzelce Op.: Sławomir Słotwiński
Stowarzyszenie "Pracownia na rzecz Wszystkich Istot" - Bielsko-Biała:
Jacek Zachara, Liliana Dawidziuk, Jacek Baraniak
Towarzystwo Ekologicznego Transportu - Kraków: Olaf Swolkień

GÓRA ŚW. ANNY - POST SCRIPTUM

W sobotę, 21.2.98 do Opola zjechała cała transportowa czołówka obecnego establishmentu. Był minister transportu Eugeniusz Morawski, prezes ABiEA Patalas, dyrektor dróg publicznych Suwara; podejmował ich wojewoda opolski, który tym razem nie był na urlopie.

Najpierw odwiedzili budowę. Tam czekał na nich transparent zatknięty na drzewach, potem cała droga do UW była wyklejona naszym firmowym Krzykiem Muncha. W UW o 900 odbyła się konferencja prasowa, na której byłem obecny jako korespondent ZB, był też lokalny przedstawiciel "Dzikiego Życia".

Oto zapis z taśmy magnetofonowej kilku pytań i odpowiedzi:

Pytanie z sali: - Panie Ministrze, czy protestujący wręczyli panu tekst protestu przeciw budowie autostrady przez Górę Św. Anny?

E. Morawski - minister transportu III RP (Unia Wolności): - Nie wręczyli, ale poproszę.

Pytanie z sali: - No, ale chodzi o to, że byliśmy świadkami kolejnej fali protestów przeciw budowie autostrady przez Górę Świętej Anny, czy one mogą jeszcze wpłynąć na plany budowy czy sprawa jest przesądzona?

E. M.: - Ja myślę, że jeśli zestawimy dwie liczby, 20-30 mln zainteresowanych budowaniem autostrad, bardzo wysokie standardy wymagań i uzgodnienia ekologiczne, które zostały zachowane, bardzo złożony proces negocjacyjny, który doprowadził do decyzji, że budujemy autostradę taką trasą, to wyklucza to możliwość zmiany na podstawie pojedynczych ulotek.

ZB: - Panie Ministrze, czym pan tłumaczy to, że prywatni udziałowcy konsorcjum, np. Autostrada Wielkopolska, wyprzedają swoje udziały i wykupują je firmy państwowe?

E. M.: - Ja nie chciałbym się do tego ustosunkowywać, ponieważ nie mam wiedzy na ten temat, jakie są przyczyny tego rodzaju ruchów; myślę, że czasami pytania są ważniejsze od odpowiedzi, to pytanie pan postawił, ono dla mnie jest interesujące, także ja bardzo chętnie zasięgnę na ten temat informacji.

ZB: - Ja się opieram na publikacjach prasowych, np. "Businessmanie" z listopada, gdzie były wypowiedzi, m.in. dotyczące nie tylko autostrad wielkopolskich, ale też konsorcjum, które chce dostać koncesję na A-1 i mówiono, że to jest nieopłacalne, i czy w ten sposób, nawiązując do wypowiedzi pana prezesa Patalasa, nie oznacza to sztucznego dokapitalizowywania przez państwo?

E. M.: - To nie jest sztuczne dokapitalizowywanie przez państwo, wiecie państwo doskonale, że proces budowania autostrad jest wysoce kapitałochłonny, że brakuje nam kilku rzeczy, kilka rzeczy mamy, ale na pewno brakuje nam kapitału, że z punktu widzenia zapotrzebowania na kapitał niewielka część polskich firm takim kapitałem dysponuje i akurat składa się tak, że te najmocniejsze są firmami pochodzenia państwowego aczkolwiek dzisiaj działającymi na bazie Kodeksu handlowego i niejednokrotnie występującymi na giełdzie, tak że myślę, lepiej by było, gdybyśmy posiadali więcej kapitału prywatnego, natomiast zawartość naszych możliwości kapitałowych jest taka, jaka jest i musimy się z tym pogodzić; to, co mnie cieszy, to to, że jednak polski kapitał czyni wysiłki, aby w tej kapitałochłonnej sprawie zafunkcjonować. Że to nie jest łatwe, to jest oczywiste, a obecność polskiego kapitału uważamy za konieczną. Również wolałbym, aby udział kapitału stricte prywatnego był wyższy.

W czasie, kiedy uzyskiwaliśmy tak interesujące odpowiedzi Pana Ministra, miejscowi aktywiści pikietowali budynek.

Potem spotkaliśmy się znowu przed ratuszem, była to pikietka taka sobie wiosenna, wznosiliśmy trochę okrzyków, agitowaliśmy ludność i - co ciekawe - reakcja była bardzo przychylna i wszystkie ulotki, jakie mieliśmy, zostały życzliwie przyjęte. Uzbieraliśmy też kolejne podpisy pod naszymi petycjami. Wszystko w miłej, piknikowej atmosferze i w sympatycznym, uczciwym towarzystwie, jeden z dygnitarzy powiedział, że z uwagi na to, że tacy jesteśmy mili, chętnie by się do nas przyłączył. Jak mawiał pewien ksiądz w Dzielnym wojaku Szwejku: są tu tacy, co chcieliby się nawrócić, ale to nie takie łatwe.

Potem establishment udał się do luks knajpy, my do baru - i tak to jest na tym świecie.

Olaf Swolkień

CO ZNISZCZY AUTOSTRADA
PRZEZ GÓRĘ śW. ANNY:

  1. Przetnie park krajobrazowy, dzieląc go na 2 części.
  2. Będzie przebiegać zaledwie 100 m od rezerwatu Ligota Dolna. W tym miejscu na pasie autostrady jest stanowisko lnu austriackiego (Linum austriacum).
  3. Przetnie starodrzew bukowy.
  4. Przetnie wsie Wysoka i Góra św. Anny, obie z licznymi zabytkami. W okolicy tych wsi zlokalizowano budowę MOP (miejsca obsługi podróżnych) dla ok. 200 osób. Będzie tam stacja benzynowa, toalety, bary itp.
  5. Pod obszarem parku jest zbiornik krasowy (triasowy) wody pitnej dla okolic, co przy skrasowieniu masywu, w przypadku awarii stacji benzynowych może doprowadzić do jego skażenia.
  6. Autostrada oddziałuje na otoczenie w pasie przynajmniej 500-metrowym od jej osi. Odczuwany jest tam silny hałas, spaliny (w tym metale ciężkie) i wibracje.

Pracownia na rzecz Wszystkich Istot
Stacja Edukacji Ekologicznej w Dolinie Wapienicy
skr. 40
43-304 Bielsko-Biała
/ 0-33/18-31-53

Zob. Petycja [w:] bieżące ZB.

OCALIĆ GÓRĘ śW. ANNY…

Za kilka tygodni na Górze Świętej Anny rozpocznie się wycinka starodrzewu bukowego pod budowę 11-kilometrowego odcinka autostrady A-4, prowadzącego przez park krajobrazowy.

Domagajmy się zmiany decyzji administracji rządowej, dotyczącej lokalizacji A4 na tak cennym przyrodniczo terenie. Prosimy o możliwie szybkie wysyłanie listów protestacyjnych do Premiera RP Jerzego Buzka ( Al. Ujazdowskie 1/3, 00-583 Warszawa). Czas nagli - w niewielkiej odległości od parku krajobrazowego portugalska firma MOTA & Companhia rozpoczęła już budowę wiaduktów i mostów. Wszystkich zainteresowanych pomocą w kampanii prosimy o kontakt - tymczasowo z "Pracownią", wkrótce powstanie lokalne biuro (prawdopodobnie w Zdzieszowicach). Poszukujemy osób mogących pomóc w zdobyciu funduszy na kampanię (koncerty, pocztówki…), mogących nagłośnić sprawę oraz chętnych do bezpośredniego sprzeciwu w przypadku kontynuacji budowy w parku Góry Św. Anny.

Aktywiści z województwa opolskiego i organizacje ekologiczne z całej Polski utworzyły z inicjatywy Pracowni na rzecz Wszystkich Istot koalicję w obronie Góry Św. Anny. 12 lutego koalicja wystosowała pismo do premiera Jerzego Buzka.

12.2.98 na rynku w Opolu odbyła się akcja protestacyjna w obronie Parku Krajobrazowego Góra Św. Anny. Manifestacja zorganizowana została przez Pracownię na rzecz Wszystkich Istot we współpracy z Towarzystwem Ekologicznego Transportu, Federacją Zielonych - Opole oraz z uczestnikami projektu PnrWI "Strażnicy Miejsc Przyrodniczo Cennych". Akcja była połączona z happeningiem. Uczestnicy nieśli transparenty z napisami m.in: "Starodrzew bukowy czy koszmar asfaltowy", "Dzika przyroda jest bezcenna", "Góra Św. Anny parkiem nie parkingiem". Relacje z akcji oraz poprzedzającego ją pobytu strażników na Górze Św. Anny ukazały się w telewizji, kilku stacjach radiowych, w wielu gazetach. W akcji wzięli udział przedstawiciele kilkudziesięciu organizacji ekologicznych z Polski, Niemiec, Anglii i Australii oraz mieszkańcy terenów zagrożonych przez budowę autostrady.

Park Krajobrazowy Góra Św. Anny jest najcenniejszym w województwie opolskim obszarem pod względem wartości przyrodniczych, od niepamiętnych czasów miejscem szczególnym, a nawet świętym. Wszystkie te walory zagrożone są przez plan budowy autostrady.

Pracownia na rzecz Wszystkich Istot
skr. 40, 43-304 Bielsko-Biała
/ 0-33/18-31-53

Ł Adres "Dzikiego Życia":

"Dzikie Życie"
Modrzewskiego 29/3
43-300 Bielsko-Biała

INFOSTRADA

21.1.98 w Sejmie odbyło się wspólne posiedzenie Sejmowych Komisji Transportu i Ochrony Środowiska, poświęcone autostradom.

Spotkanie zaczęło się o 1500. Przez 1,5 godz. polegało głównie na laniu wody przez urzędników. Potem miało być 15 min. na pytania i tyleż na dyskusję, bo o 1700 miały się rozpocząć zebrania klubów. Urzędnicy tak nudzili, że sala już po godzinie była pustawa. Kiedy o 1630 można było zadawać pytania, dialogi były mniej więcej tego typu: pytanie - "Dlaczego w procedurze ocen oddziaływania na środowisko nie uwzględnia się wpływu autostrad na zdrowie?" (Janusz Mikuła) - odpowiedź: "Bo trzeba by zrobić badania, a to bardzo dużo kosztuje" (pani Zatorska-Sadurska). Szybko orientujemy się, że w tej atmosferze przyzwolenia na "wodolejstwo" i odpowiedzi typu: "nie płacę podatków, bo nie mam pieniędzy i brzuch mnie boli", zadawanie pytań nie ma sensu.

Kiedy zaczyna się dyskusja, dorywam się do głosu i zaczynam mówić o tym, że program autostrad to skok na państwową kasę. Liberadzki, Szarawarski i spółka próbują mi przerwać. Replikuję też posłowi Szczygielskiemu z UW, który - z charakterystycznym dla tej partii zakompleksieniem zachodnim - mówił, że autostrady muszą być budowane, bo buduje się je na Zachodzie. Usiłowałem mu wytłumaczyć, że to właśnie dowód na to, iż autostrady nie rozwiązały żadnych problemów, tylko wyhodowały lobby autostradowe, które musi budować, żeby żyć - nie wiem, czy coś do pana posła dotarło, bo zaczął mówić o spiskowej teorii dziejów. Poseł Szczygielski błysnął jeszcze jednym wybornym konceptem, kiedy rzucił pomysł wybudowania kolejnej autostrady na ścianie wschodniej, "żeby ją wzmocnić". Poza tym posłowie są wyraźnie zafascynowani ideą sypania pod autostrady odpadów i kilkakrotnie wracali do tego genialnego pomysłu. Czekam na protokół.

Rząd Buzka - Balcerowicza, a właściwie Balcerowicza - Buzka uchwalił budżet. W ostatniej chwili sypnięto jeszcze 140 mln złotych z państwowej kasy na wykup gruntów pod autostrady. Widać, uderzyliśmy w czuły punkt. Ten budżet jest tak proautostradowy, że nawet Liberadzki, choć niby w opozycji, głosował "za", podobnie zresztą jak Żelichowski. Zawsze zresztą twierdzę, że oficjalne podziały są w polskim życiu politycznym kompletną fikcją tworzoną dla ukrycia rzeczywistych interesów. Prawdziwie ważne rzeczy i duże interesy nie dokonują się w MSZ czy MSW, ale właśnie w ministerstwach transportu, łączności czy gospodarki, ale o tym "nie trzeba głośno mówić".

UW oficjalnie przyznała, że jej kampania wyborcza była finansowana m.in. przez Zrzeszenie Międzynarodowych Przewoźników w Polsce. Nawiasem mówiąc, Zrzeszenie dało też - i to nawet więcej - na kampanię SLD. Pieniądze z tej samej kasy na kampanie dwóch pozornie różnych partii, dobre.

Olaf Swolkień

ODPADOWA KONFERENCJA PRASOWA

14.2.98 odbyła się w lokalu BORE konferencja prasowa dotycząca odpadów. Z zaproszonej prasy oprócz paru lokalnych gazet, radia i PAP-u obecni byli redaktorzy "Gazety Wyborczej" (Katarzyna Hubicz) i "Życia" (Rafał Zbieć).

Na początek pokazujemy fragment wideonagrania z WOT-u, w którym burmistrz Pragi - Jerzy Hertel publicznie stwierdza, że podejrzewa się DAEWOO-FSO o palenie toksycznych odpadów na Żeraniu. 9.10.97 radny Gminy Białołęka - Ireneusz Wyszomirski i Jarema Dubiel złożyli w tej sprawie - niezależnie od siebie - doniesienie w prokuraturze. Do dzisiaj nie ma odpowiedzi.

Poparcie dla protestujących w Łubnej wyraził pan Jerzy Wojnar ze Stowarzyszenia "Przyjazne Miasto". Również w imieniu Sekcji Antyspalarniowej SIE wyrażone zostały wyrazy poparcia dla protestujących przeciwko lokalizacji wysypiska dla Warszawy ŁUBNA II mieszkańców okolic Góry Kalwaria i Konstancina.

Dotychczasowa, wysoce niefortunna lokalizacja wysypiska ŁUBNA I na dziale wód powierzchniowych doprowadziła do zniekształcenia istniejącej sieci hydrograficznej, zlikwidowania części rowów melioracyjnych i zatamowania odpływu wód z północy na południe. Spowodowało to powstanie rozlewiska w części wschodniej wysypiska. W czasie roztopów bądź intensywnych opadów całe otoczenie wysypiska jest w znacznym stopniu podtopione. Rowy otaczające wysypisko są przepełnione odciekami i obumarłą masą roślinną.

Przy zakładaniu wysypiska nie wykonano zabezpieczenia od podłoża, nie wykonano też żadnego systemu ujmowania ścieków. Zanieczyszczone wody od wielu lat przedostają się do pierwszego poziomu wodonośnego, powodując jego postępujące zatrucie. Dawno już przekroczone zostały wszelkie polskie i międzynarodowe normy skażeń. Zatrute są ujęcia wód pitnych dla Góry Kalwarii i Konstancina.

Ponieważ ta trująca góra śmieci usypana jest w górze rzeki, zatruta woda spływa potem z Wisłą do warszawskich kranów.

Wiadomo, że od 35 lat zrzuca się tu śmieci zawierające również odpady przemysłowe, w tym wysokotoksyczne, na podmokłe tereny niedaleko Wisły. Według danych Zarządu Oczyszczania Miasta łączna masa szacowana jest na 2-2,5 mln t. Zajmuje obszar 17 ha. W 1994 r. przedsiębiorstwo POLGEOL przebadało obszar w odległości 1 300 m od wysypiska i stwierdziło skażenie na całym terenie. Prosty rachunek pokazuje, że skażone jest co najmniej 400 ha. Wiadomo, że również dalsze otoczenie wysypiska zanieczyszczone jest odpadami roznoszonymi przez wiatr i nie kontrolowanym składowaniem śmieci poza terenem.

Miejsce powyższe położone jest w górze Wisły, na terenach podmokłych i zabagnionych. Zlokalizowane jest w obrębie Głównego Zbiornika Wód Podziemnych - Dolina Wisły nr 222 w obszarze Wysokiej Ochrony Wód (według Mapy Głównych Zbiorników Wody Podziemnej GZWP - 1989). Obecnie w obliczu wyczerpania się pojemności dotychczasowego wysypiska planuje się tuż obok nowe. Protesty okolicznej ludności są w pełni uzasadnione.

Uważamy, że lokalizacja w planowanym miejscu nowego wysypiska ŁUBNA II jest absolutnie niedopuszczalna.

Żądamy separowania odpadów toksycznych.

Sekcja Antyspalarniowa SIE
0-22/618-37-81

Ekspert z ramienia MOŚZNiL - Zbigniew Roliński wystosował, sporządzony wspólnie z Sekcją Antyspalarniową, protest przeciwko Rozporządzeniu Ministra OŚZNiL z dn. 24.12.97 w sprawie klasyfikacji odpadów.

OPINIA W SPRAWIE ZGODNOŚCI ROZPORZĄDZENIA
MINISTRA OCHRONY ŚRODOWISKA
(Z DN. 24.12.97 WS KLASYFIKACJI ODPADÓW) Z USTAWĄ
(Z DN. 27.12.97) O ODPADACH

Klasyfikacja odpadów zawartych w ww. rozporządzeniu - kod 20, grupa "odpady komunalne" jest w części niezgodna z art. 3, art. 6 i art. 13 Ustawy o odpadach. Przykładowo:

1) Brak jest wyszczególnienia odpadów płynnych - ścieków (wg art. 3 pkt 5a, d, e).

2) Brak jest wyszczególnienia odpadów z przychodni zdrowia, gabinetów lekarskich i gabinetów dentystycznych (art. 3 pkt 3).

3) Brak określenia stopnia uciążliwości dla odpadów rodzaju:

200114 - kwasy,

200115 - alkalia,

200116 - detergenty,

200118 - lekarstwa,

200120 - baterie,

200122 - aerozole,

200123 - urządzdzenia zawierające freony,

200302 - odpady z targowisk,

200303 - odpady z czyszczenia ulic i placów.

Generalnie brak jest dla wszystkich odpadów komunalnych grupy 16 i 20 określenia stopnia obciążenia środowiska oraz równoważnika potencjalnego zagrożenia środowiska naturalnego poprzez odpady, zgodnie z art. 6 Ustawy o odpadach .

4) W rozporządzeniu do grupy 20 zakwalifikowano odpady, które nie powstają w gospodarstwach domowych.

Wobec powyższego uważamy, że omawiane rozporządzenie nie wnosi oczekiwanych rozwiązań, które posłużyłyby do budowy gospodarki odpadami komunalnymi w gminach lub związkach gmin, województwach. Należy je w trybie doraźnym - bezwzględnie w pierwszym kwartale br. zmodyfikować i dostosować do europejskich rozwiązań w zakresie gospodarki odpadami komunalnymi.

***

Tu rozpoczęła się dyskusja. Pan Marek Krupski z Ministerstwa OŚZNiL oświadczył, że wszystko jest w porządku, bo rozporządzenie powyższe zgodne jest z wytycznymi Unii Europejskiej. Podjął się też na każdy zarzut przygotować odpowiedź na piśmie. W sprawie palenia śmieci na Żeraniu wystąpi z oficjalnym pismem i sprawdzi, czy udzielone były takie pozwolenia. Kwestii Łubnej nie podjął nikt.

***

Następnego dnia okazało się że ani "Gazeta Wyborcza", ani Wołkowe "Życie" nie zamieściło o konferencji nawet najskromniejszej wzmianki. Natomiast rozpoczęła się zmasowana nagonka w mass mediach na wojewodę Gieleckiego.

Jarema Dubiel


"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 4 (106), 15-28 lutego 1998