Zielone Brygady nr 7 (109), 1-15 kwietnia 1998


ROZMOWY O BIOSFERZE

CEL I MYŚL

To jest już drugi artykuł1) z serii Rozmowy o biosferze i proszę Czytelnika o wybaczenie, że dopiero teraz powiem, po co to wszystko piszę, o co mi chodzi. Pragnę Was przekonać o potrzebie rozwijania nowoczesnego światopoglądu ekologicznego, przez co rozumiem spójny, wyprowadzony z założeń system poglądów odpowiadających rodzącej się nowej erze cywilizacyjnej, odrzucającej niszczenie biosfery, przemoc i krwawą konkurencję na rzecz rozwoju polegającego na zharmonizowaniu systemu życia na naszej planecie.

Do czego potrzebny nam światopogląd? Na takie pytanie jest wiele uzasadniających odpowiedzi:

Zacznijmy od odpowiedzi na zasadnicze pytanie: co jest naszym celem? To jest pytanie tylko dla ludzi czynu, nie dla gadułów. Myślę, że można odpowiedzieć na nie następująco:

  1. Przywrócenie zakłóconej równowagi środowiska naturalnego na planecie.
  2. Przywrócenie równowagi między ludźmi a środowiskiem naturalnym.
  3. Stworzenie (nie przywrócenie) równowagi między jednostkami i zbiorowościami ludzkimi.

Są to gigantyczne zadania dla więcej niż jednego pokolenia, a co my w tym kierunku robimy? Cokolwiek się robi, działalność ta nie jest skuteczna, skoro sytuacja na planecie nieustannie się pogarsza, jeśli ktoś wątpi, odsyłam go do raportów źródłowych, m.in raportów Instytutu Worldwatch w Waszyngtonie. Jak może być inaczej, skoro na całym świecie istnieje nadal zamęt pojęciowy co do celów i sposobów działania dla ratowania życia na planecie. Mamy nową etykę, ale nie mamy światopoglądu, który mógłby nam służyć za najogólniejszą teorię działania. Oto przykład: Janusz Korbel pisze: Wybitny etolog Konrad Lorenz oparł swój pogląd na życie w wolnym, dzikim świecie na czterech prawach:

1. Poszanowanie dla wszelkich form życia i harmonia.

2. Wzajemna wymiana, dzielenie się, a nie wyniszczanie.

3. Umiarkowanie, a nie pożądanie.

4. Zapytywanie zamiast autorytarnego twierdzenia (ideologii). 2)

Zawsze zgadzałem się z Januszem, i teraz też się zgadzam, ale przecież to są tylko zasady etyczne - stany świadomości, z których bynajmniej jeszcze nie wynika, jak mają być realizowane w skali lokalnej, krajowej, wielonarodowej, światowej. Aby wiedzieć, co robić i jak robić, trzeba jak najlepiej zrozumieć rzeczywistość biosfery, której różnorodność znacznie przekracza pojemność naszego umysłu. Potrzebujemy więc filtru pojęć abstrakcyjnych składających się na naukowy światopogląd. Światopogląd taki powinien spełniać co najmniej następujące kryteria: .

  1. wyprowadzanie wniosków z założeń i koherencja logiczna, brak sprzeczności, definiowalność wszystkich pojęć za wyjątkiem pojęć pierwotnych, empiryczna falsyfikacja hipotez,
  2. pragmatyczna skuteczność,
  3. alternatywne myślenie, stanowiące zaporę dla ideologicznych dogmatów.

Dziś na Zachodzie powstaje nowa nauka, która dystansuje się od XIX-wiecznego scjentyzmu, materializmu, jak również monodyscyplinarnego kształtu nauki. W l. 60. i 70. podejście systemowe, oparte na ogólnej teorii systemów, cybernetyce, analizie systemowej i inżynierii systemów wydawało się nam nową metodologią, wypierającą redukcjonizm oparty na myśleniu mechanistycznym i kartezjańskim. Na Zachodzie zajmowali się tym prawie wyłącznie pasjonaci ekologii. Dzisiaj okazuje się, że ta nowa metodologia jest tylko jakby podmurówką nowych wielodyscyplinarnych teorii ujmujących integralnie materię, życie i świadomość jako zjawiska kosmiczne (tzw. GUT's - Grand Unified Theories). Nie jest możliwe wymienienie tutaj wszystkich ukazujących się wybitnych dzieł; do pochodzących z wcześniejszego okresu: teorii struktur dyssypatywnych Prigogine'a, teorii samoorganizującego się wszechświata Ericha Jantscha czy teorii struktur morfogenetycznych Ruperta Sheldrake'a możemy dołączyć: Ukryty porządek Dawida Bohma, Twórczy kosmos Erwina Laszlo, Duchowy wszechświat F. A. Wolfa i szereg innych, mniej znanych. Mniej znanych, ale raczej zupełnie nie znanych absolwentom polskich uniwersytetów. Literatura ta wymaga wielodyscyplinarnego wykształcenia (matematyka, metodologia, fizyka kwantowa, biologia), względnie dobrze opanowanego języka angielskiego, a przede wszystkim czasu, dlatego nie można liczyć na jej powszechne udostępnienie. Można mówić tylko o jej popularyzacji jako elementów nowoczesnego, "ekologicznego" światopoglądu, i to właśnie chciałbym zobaczyć na łamach ZB.

To nie jest mój prywatny biznes, to jest Wspólna Sprawa. To, co mogę zaproponować od siebie, to zaprezentowanie spójnej całości poglądów opartych na metodologicznych podstawach Logiki systemów społecznych.3) Oczywiście w całości byłoby to niestrawne, proponuję więc ujęcie tematu jako zbioru memów,4) krótkich monotematycznych artykułów zaczynających się od określonej litery alfabetu zamiast numeru porządkowego, co pozwalałoby je potem uporządkować według dowolnego kryterium.

Czego oczekuję od takiego ujęcia tematu? Jeśli chodzi o najmłodszych kolegów, to przede wszystkim podniesienia zdolności przewidywania i trafnego podejmowania decyzji, a także rozwoju samodzielności intelektualnej. Mam nadzieję, że niektóre wypowiedzi spotkają się z uwagami polemicznymi, prezentującymi alternatywne podejście, a także uzupełniającymi i wzbogacającymi temat. Nowy światopogląd powinien powstawać wspólnym wysiłkiem całego środowiska.

Jest wśród nas wielu zaawansowanych autorów, teoretyków i praktyków, których chciałbym sprowokować do współpracy autorskiej. Wcześniej czy później musi wykrystalizować się grono intelektualistów Nowego Świata, reprezentantów nowej, wielodyscyplinarnej nauki. Być może pozwoli to na zrealizowanie projektu Międzynarodowego Uniwersytetu Otwartego (Transnational Open University for Sustainable Development), dla którego dotychczas nie udało się znaleźć odpowiedniej obsady.

Jeśli ten świat ma przetrwać, sterowanie sprawami ludzkiego społeczeństwa na planecie przejąć muszą zieloni. Widzicie kogoś innego? - bo ja nie widzę, chociaż szukam od dawna. Rozwinięcie nowoczesnego światopoglądu jest pierwszym krokiem na tej drodze. Lody Antarktydy zaczynają już pękać, Globalne Ocieplenie zaczęło się. Nie ma ani chwili czasu do stracenia. Miejmy nadzieję, że nie jest za późno.

Jan M. Szymański
Fundacja HSR
: szyman@krysia.uni.lodz.pl

1) Zob. Jan Maria Szymański, Spójność biosfery [w:] ZB nr 6(108)/98, s.27.

2) Janusz Korbel, Najgłupszy gatunek na Ziemi [w:] Silva rerum. Ekologiczne miscellanea, Biblioteka "Zielonych Brygad" nr 27, Kraków 1998, s.157.

3) Jan Maria Szymański, Cybernetyka przeformułowana, Ossolineum - PAN 1988.

4) Richard Brodie, Wirus umysłu, Ravi, 1997.

EKOLOGIA POTRZEBUJE FILOZOFII

Jestem zdumiony i zachwycony różnorodnością wypowiedzi i postaw autorów ZB. Trochę mnie ta różnorodność jednak niepokoi. Bo w tej różnorodności zatracamy moc wspólnego działania. Jak w bajce Kryłowa - trzy zwierzęta ciągną wóz w trzy różne strony, a wóz stoi w miejscu.

My, ekologowie, jesteśmy przyszłością Planety. Ale żeby naprawdę być, musimy stworzyć harmonię i zgodę na własnym podwórku. Jak świat może się dogadać, kiedy my sami, którzy tę harmonię i zgodę postulujemy, nie jesteśmy w stanie się pogodzić i żyć w harmonii?

Jesteśmy za mało buddyjscy - nie w sensie doktrynalnego buddyzmu, ale w sensie głównej zasady introspekcyjnej buddyzmu: forever watchful, forever aware - 'zawsze czujny, zawsze świadomy'; a ponadto forever compassionate - 'zawsze zdolny współodczuwać z innymi i zrozumieć ich racje'.

Harmonię i zgodę budujemy, zaczynając od siebie. Ponieważ nie jesteśmy w harmonii wewnętrznej ze sobą, kłócimy się z innymi. Pamiętaj: forever watchful, forever aware, forever compassionate.

Czytając ZB nr 10(100)/97, byłem zainspirowany artykułem1) Marka Głogoczowskiego - nie żebym się ze wszystkim, co On głosi, zgadzał lub pochwalał jego styl. Ale jego myślenie jest przedniej klasy, niezależne, błyskotliwe. A to się liczy! Jak również byłem pobudzony artykułem prof. Lecha Ostasza.2) Obydwa artykuły mają podłoże filozoficzne. Nawołują do głębszego filozoficznego myślenia. Tak, myślenie to jest konieczne do zbudowania świadomości ekologicznej, do działań proekologicznych, które będą miały sens wiekowy; jak również do stworzenia harmonii między nami - ekologami, a następnie między nami - wszystkimi ludźmi.

Jakie są głębsze założenia filozoficzne, które pomogą nam w tych zadaniach:

  1. Jesteśmy osobami kosmicznymi. Kosmos jest podstawą naszego bytu. Właściwe odczytanie struktury kosmosu jest właściwym odczytaniem natury bytu i istoty człowieka. Zaczynać musimy od najgłębszych fundamentów. Bo tylko wtedy mamy dobre podstawy i właściwe perspektywy.
  2. Kosmos jest kunsztownym sanktuarium, a nie maszyną lub też bezmyślnym chaosem. Nowa fizyka wystarczająco to popiera i wyjaśnia. Kosmos jest domem dla człowieka (Universe is Home for Man), jak to podkreślają wybitni astrofizycy. To, że kosmos jest domem dla człowieka, można wywieść z zasady antropicznej - właściwie odczytanej. Dlaczego kosmos jest taki, jaki jest? Bo my tu jesteśmy. Oczywiście to twierdzenie trzeba traktować z pokorą i bez arogancji. Z całą pokorą trzeba traktować cały kosmos i umysł człowieka.
  3. Z koncepcji kosmosu jako sanktuarium natychmiast wynika nasza w nim rola. W kosmosie, który jest maszyną, my jesteśmy maszynistami. W kosmosie, który jest sanktuarium, my jesteśmy kustoszami i strażnikami sanktuarium, pasterzami bytu, opiekunami spolegliwymi. Odpowiedzialność za sanktuarium jest jednym z głównych atrybutów naszego istnienia. Jak również rewerencja dla sanktuarium. Właściwe zrozumienie tego sanktuarium, to dla niego cześć, granicząca z uwielbieniem.
  4. Z tak odczytanego kosmosu natychmiast wypływa nowa etyka. Tak, etykę można wyprowadzić z właściwego odczytania kosmosu. Z kosmosu rewerencyjnego wypływa etyka ekologiczna: etyka czci i odpowiedzialności za świat cały i wszystkie jego stworzenia; etyka właściwego stylu życia - wstrzemięźliwego, bo wstrzemięźliwość jest piękna, a rozrzutność sprośna (frugality is grace without waste); etyka sprawiedliwości powszechnej, dla wszystkich ludzi i dla wszystkich istot, bo bez niej nie ma prawdziwej rewerencji i odpowiedzialności. Sprawiedliwość powszechna i właściwe style życia są wyrazami (i w samej rzeczy wartościami) kosmosu rewerencyjnego, w którym panuje odpowiedzialność jako jedna z głównych wartości etyki ekologicznej.
  5. Tak więc nasz byt (w sensie głębszym) jest kosmiczny, ewolucyjny, partycypujący, rewerencyjny, odpowiedzialny etycznie w skali całego kosmosu. Z tego odczytania natury kosmosu natychmiast wynika sylwetka prawdziwego ekologa - nie pieniacz, ale wspóodczuwający opiekun spolegliwy; głęboki myśliciel i żarliwy praktyk - jednak owiany inspiracjami duchowymi (takim był Mahatma Gandhi); nieustępliwy wobec prawd wielkich, jednak będący w stanie zawierać kompromisy (bo życie z krnąbrnej jest materii utworzone); widzący jasno swoją misję i swoje fundamenty myślenia - bo bez nich pogubimy się w proszku rozproszkowanych działań.
  6. Czy to wszystko, co mam do powiedzenia? Oczywiście, że nie. Ale to na początek. W środku są moje liczne dzieła. A na końcu Wasze wspaniałe akcje - na rzecz kosmosu i Waszego życia rewerencyjnego.

prof. Henryk Skolimowski
Sienna 89/39, 00-815 Warszawa

1) Marek Głogoczowski, Problem ekologii w filozofiach końca XX w.… [w:] ZB nr 10(100)/97, s.15.

2) Lech Ostasz, Słabości ruchu proekologicznego [w:] tamże, s.2.

WITAJCIE W Mc ŚWIECIE…

Każdy, kto dostrzega analogie między dominującymi trendami kulturowymi a stanem środowiska naturalnego, z zainteresowaniem sięgnie po książkę Benjamina R. Barbera Dżihad kontra Mc Świat. Praca ta jest ciekawym przyczynkiem do rozważań o kondycji współczesnego świata, nie dziwi więc fakt, że w ojczyźnie autora spotkała się ona z dużym oddźwiękiem i wywołała szereg dyskusji.

Przyznam szczerze, że książkę brałem do ręki, a następnie czytałem z dużą dozą sceptycyzmu. Spowodowany był on rolą, jaką pełni autor (jeden z doradców niejakiego Billa Clintona), jego peanami na cześć systemu demokratycznego jako ponoć najlepszego z możliwych, promowaniem na łamach książki nader dyskusyjnych pomysłów i rozwiązań (będących pochodną demokratyzmu autora) oraz uprawianą przezeń doraźną grą polityczną w postaci ataków na przeciwników Clintona z Partii Republikańskiej.

Niemniej jednak muszę przyznać, że książka Barbera jest godna uwagi. Zawiera bowiem wiele tez, które nawet jeśli nie są do końca prawdziwe, to na pewno zasługują na uwagę. Moja niechęć wobec demokracji, której pochwał mamy tu sporą ilość, również nieco osłabła, kiedy okazało się, że autor ma na myśli demokrację tradycyjną, wpisaną w historię Stanów Zjednoczonych i gwarantującą (przynajmniej teoretycznie) obywatelom znacznie większy zakres wolności osobistej niż ma to miejsce w takich pseudodemokracjach, jak dzisiejsze USA czy Polska. Barber wydaje się być zwolennikiem dość popularnej wśród ekologów koncepcji tzw. grass-roots democracy, czyli oddolnie zorganizowanego społeczeństwa obywającego się bez nadmiaru zbiurokratyzowanych rządowych agend i setek przepisów regulujących najdrobniejszy aspekt życia społecznego.

Ujęło mnie także w omawianej pracy to, że autor broni swej koncepcji demokracji nie tylko przed różnorakimi siłami, które jawnie głoszą niechęć do systemu demokratycznego (określanymi tu mianem sił Dżihadu), lecz także (a raczej przede wszystkim) przed zagrożeniami ze strony sił globalizacyjnych, uniformizujących świat w imię zysku, czyli przede wszystkim przed ponadnarodowymi koncernami będącymi zagrożeniem dla społeczeństwa obywatelskiego, czego nie raczą dostrzec zadufani w sobie rasowi demokraci pokroju Balcerowicza i Geremka.

Zdaniem Barbera stajemy w obliczu konfliktu na skalę globalną, którego stronami są Mc Świat i Dżihad. Siły Dżihadu to obrońcy tradycyjnych sposobów życia, którzy jakby nie dostrzegają, że świat posuwa się naprzód i nie można bez pewnych korekt stosować wszystkich starych reguł. Niestety, autor przedstawia siły Dżihadu w sposób dość groteskowy i to jest zdecydowanie największa wada książki. Nie zauważa, że między rzeczywiście niezbyt sensownymi środowiskami neonazistów a "nowoczesnym tradycjonalizmem" obrońców "małych ojczyzn", między islamistami podkładającymi bomby w centrach handlowych a ich braćmi w wierze, którzy głoszą nauki Proroka pokojowymi środkami, między populistycznymi politykierami dążącymi do władzy a zwykłymi ludźmi, którzy po prostu nie chcą, by świat był jednakowy, istnieją tak fundamentalne różnice, że nie sposób tych inicjatyw wrzucić do jednego wora z napisem "Dżihad". Barber idzie tu po najmniejszej linii oporu i podobny jest do zawodowych "antyfaszystów", którzy wszystkich krytyków demokracji traktują jednakowo - jako stanowiących zagrożenie dla ładu społecznego ekstremistów.

Druga strona konfliktu to Mc Świat, czyli zespół osób, przedsięwzięć i inicjatyw, których celem jest stworzenie świata, w którym poszczególne miejsca na Ziemi nie różniłyby się pod względem nawyków konsumpcyjnych, a co za tym idzie - pod względem kulturowym. Wyznawana przez piewców tej idei zasada osiągania zysków za wszelką cenę sprawia, że w imię doraźnych korzyści finansowych niszczy się kulturową różnorodność, a wielobarwne zbiorowości zastępuje jednolita masa podatna na marketingowe manipulacje.

W toczącym się starciu - zdaniem Barbera - nie ma miejsca dla demokracji i udziału obywateli w procesach decyzyjnych. Autor, o czym już wspomniałem, przesadza w ocenie sił Dżihadu, bowiem trudno zarzucać np. inicjatywom regionalistycznym antydemokratyzm - są one natomiast przeciwnikami państwa narodowego, które - zdaniem autora - jest najlepszym podłożem dla rozwoju demokracji. Lecz państwu narodowemu zagrażają w równie dużej mierze siły globalistyczne, wychowujące na potrzeby rynku całkowicie biernego i zdatnego jedynie do bezmyślnej konsumpcji człowieka. W starciu tym, autor nie ma co do tego wątpliwości, zwycięzcą może być jedynie obóz Mc Świata, który eliminowanie konkurencji opanował w stopniu doskonałym, odwołując się do najprymitywniejszych instynktów ludzkich.

Reguły gry ustala dziś Mc Świat czy to poprzez narzucanie Dżihadowi swych sposobów oddziaływania (przywiązani rzekomo do narodu i rasy neonaziści promują swe idee przy pomocy kosmopolitycznego rocka, a nacjonaliści z byłej Jugosławii lepiej znają teksty nowych utworów Michaela Jacksona niż rodzimych sevdalinek), czy też zawłaszczając te wątki tożsamości Dżihadowców, które można korzystnie sprzedać (wielkie koncerny muzyczne czy odzieżowe nie wahają się wykorzystywać wątków etnicznych, o ile przynosi to zysk). Dżihad na dłuższą metę nie ma szans w starciu z Mc Światem i choć Barber nie pisze tego wprost, to z jego pracy jednoznacznie wynika, że głównym przeciwnikiem osób nie akceptujących żadnej ze stron konfliktu winni być piewcy globalizacji nie zaś wykorzystywani przez mass media jako straszak wszelkiej maści "fundamentaliści" (to ważna uwaga dla osób, które drżą ze strachu przed maleńkim i słabym w gruncie rzeczy Irakiem, a nie dostrzegają potęgi i wpływów nowego Imperium Zła - Stanów Zjednoczonych). Warto też podkreślić, że większość inicjatyw Dżihadu to jedynie reakcja na niszczycielskie zapędy Mc Świata.

Jako że siły Dżihadu są stosunkowo często przedstawiane w "obiektywnych" mediach, a ich opis autorstwa Barbera - niestety - niewiele różni się od histerycznych obrazków, jakie one nam serwują, chciałbym poświęcić nieco uwagi prezentacji sił Mc Świata jako po pierwsze - bardziej prawdopodobnemu zwycięzcy tej batalii i przyszłemu hegemonowi, po drugie - jako siłom, moim zdaniem, znacznie bardziej destruktywnym wobec przyrody.

Mc Świat to apogeum, jakie w społeczeństwie masowym osiągnęła ideologia tzw. wolnego rynku. To, co kiedyś było bezdyskusyjne, czyli swobodna wymiana towarów i usług między zainteresowanymi stronami, w społeczeństwie pozbawionym trwałych norm etycznych nie jest, niestety, już tak pozytywne i bezdyskusyjne. Dążenie do zysku nie hamowane żadnymi zasadami natury moralnej prowadzi do wolnorynkowego totalitaryzmu. Wzorcowym modelem kapłanów ery, w której rolę świątyń pełnią jadłodajnie McDonald'sa (podkreślam - jadłodajnie, bowiem szczytem głupoty jest nazywanie takich przybytków restauracjami) i supermarkety, jest świat pozbawiony różnic, świat jednakowości wyrażającej się w identycznym stylu życia, niezależnie od miejsca zamieszkania. Taki świat leży w interesie władców wolnego rynku, bowiem homogenizacja kulturowa stanowi warunek konieczny do ciągłego zwiększania sprzedaży zestandaryzowanych produktów, na których najlepiej się zarabia, bo i koszt produkcji jest niższy i zbyt produktów większy.

W praktyce działalność globalnych komiwojażerów wygląda tak: Odzwyczajenie ludzi od picia wody to kwestia ekonomiczna (woda jest za darmo), ale odzwyczajenie ich od herbaty zakłada kampanię ingerującą w kulturę. "Spadek spożycia herbaty", który dla antropologów kulturowych może być niepokojącą zapowiedzią rozkładu lokalnej kultury, witany jest przez Coke z radością, bo stwarza perspektywy sprzedaży napojów orzeźwiających. Gdyby tak jeszcze każdy Indonezyjczyk przestawił się z herbaty na colę, z ryżu na frytki McDonalda, porzucił sandały dla tenisówek Nike, (…), oglądał na wideo filmy ze Schwarzeneggerem zamiast indonezyjskiej produkcji i nawrócił się z buddyzmu na konsumeryzm… Wyobraźcie sobie tylko, jakie "nowe obszary" otworzyłyby się przed korporacyjnymi zdobywcami rodem z Mc Świata. Jakże jednolitym i przynoszącym zyski rynkiem na skalę całego Mc Świata stałyby się odrębne niegdyś regiony (ss.88-89).

Pozornie aideologiczny rynek kieruje się w swych poczynaniach niczym innym, jak ideologią niszczenia różnorodności. Nie dostrzega wartości kulturowych poszczególnych miejsc lub traktuje je jako przeszkodę w ekspansji. Najważniejszą częścią Mc Świata jest telesektor inforozrywkowy, pełniący rolę swego rodzaju nowej władzy narzucającej w subtelny sposób reguły i zasady życia społecznego. Władcami świata stają się osoby kontrolujące środki masowego przekazu. Odpowiedzialne są one za stworzenie monokultury, w której cały świat gada po angielsku, myśli w ten sam sposób, a przede wszystkim kupuje te same produkty. To, czego nie udało się dokonać Leninowi i Trockiemu, zbrojnie chcącym zbudować światowy komunizm, znakomicie wyszło ich adwersarzom, budowniczym światowego konsumpcjonizmu, który choć może jest przyjemniejszy dla ciała to na pewno równie zgubny dla ludzkiego ducha i przyrody: Hegemonia Hollywoodu może być nawet przyjemna, na pewno bardziej niż rządy Stalina, Denga czy Honeckera, ale pochodzące stamtąd wzorce bywają równie ponure w swej jednolitości, jak socrealistyczne pomniki (s.114).

Warto w tym miejscu poczynić uwagę, że dzisiejszy "wolny rynek" nie jest w istocie ani wolny, ani otwarty na wszystkie konkurencyjne inicjatywy, nie odgrywa też na nim wcale dużej roli jakość i cena produktów. Jest raczej, że posłużę się określeniem autorstwa Janusza Waluszki, "wolnym ringiem", gdzie kilku gigantów jednym ciosem odsyła do narożnika każdą konkurencję, nawet jeśli ta jest (lub raczej byłaby) mile widziana przez klientów. Wolny rynek to system mafijny, w którym każdy, kto nie wkradł się w łaski bossów przedsięwzięcia, nie ma szans na zaistnienie.

Mc Świat jest niczym innym, jak zakamuflowanym totalitaryzmem, który pod płaszczykiem oferowania wolności, swobody i wyboru coraz bardziej zawęża rzeczywiste pole manewru, a "niewidzialna ręka rynku" coraz mocniej zaciska swe palce na naszych gardłach: Można wybrać produkt innego wytwórcy i zapewnić mu zysk (i na tym polega zróżnicowanie), w żadnym jednak wypadku nie wolno nie wybierać żadnego produktu i nie zapewnić zysku nikomu (s.146).

Są tacy, którzy twierdzą, że rozwój nowych technologii zapewni nam więcej wolności, stworzy możliwość swobodnego tworzenia i dystrybucji bez kompromisu z właścicielami środków przekazu. Tymczasem, jak zauważa Barber, wraz z rozwojem technicznym ilość inicjatyw niezależnych od centralnych ośrodków dyspozycyjnych nie rośnie, lecz maleje. Tworzy się jednocześnie wąski margines swobody, swoiste getto, gdzie niezadowoleni mogą sobie wydawać gniewne pomruki, które nawet jeśli dotrą do publiczności Mc Świata, to w najlepszym wypadku potraktowane zostaną jako głupkowaty żart.

Czy mamy zatem do czynienia z zawładnięciem świata przez grupę konkretnych osób, które z takiej sytuacji czerpią korzyści? Czy wystarczy pozbyć się tej domniemanej światowej elity (dla jednych będzie to spisek Żydów, masonów, komunistów, dla innych - fanatycznych technokratów, "cybernetycznych fundamentalistów" etc., etc. - pomysłowość w tej dziedzinie nie zna granic)? Otóż nie, bowiem nie mamy do czynienia ze zwyrodniałą elitą władzy, lecz ze zwyrodniałym systemem, który będzie zabójczy niezależnie od tego, kto będzie w nim sprawował władzę: Niemądre byłoby sugerowanie, iż mamy do czynienia ze spiskiem bądź jakimiś bezwzględnymi zakusami politycznymi. Mc Światem kieruje automatyczny pilot: na tym polega właśnie rynek. Skutki nie podlegają imperatywowi kontroli tylko imperatywowi sprzedaży. Chcąc tę logikę doprowadzić do absurdu, otrzymaliśmy jedną korporację wytwarzającą jeden produkt, który zaspokaja wszystkie potrzeby: but sportowy wyposażony w przewód doprowadzający pożywienie, połączony z okularami przeciwsłonecznymi, które wstrzykują coca-colę prosto do żył ucha wewnętrznego, a szeroko rozwartym oczom prezentują migające wideoklipy. Logika ta rodzi nieobliczalne konsekwencje polityczne: swego rodzaju totalitaryzm bez totalitarnej władzy, gdzie każdy jest poddanym, a rządzących nie ma (s.187).

Czy możliwe jest zwyciężenie Mc Świata? Przy pomocy jakich narzędzi tego dokonać? Beniamin R. Barber uważa, że "trzecią drogą" między państwową biurokracją a rynkową pseudowolnością jest społeczeństwo obywatelskie funkcjonujące w ramach demokratycznego państwa. Osobiście podchodzę do tej tezy z dużą nieufnością. Barber, idealizując demokrację, nie raczy zauważyć, że to właśnie wynoszone pod niebiosa rządy motłochu stanowią jeden z filarów Mc Świata. To właśnie masowe społeczeństwo ze swoją "wolnością" i "równością" jest glebą, na której wyrasta świat zniewolenia i jednakowości. Zamiast odwoływać się do skompromitowanej idei, warto przyjrzeć się, po odrzuceniu ideologicznego zacietrzewienia, niektórym propozycjom z obozu sił Dżihadu, które - wbrew temu, co sądzi Barber - mogą okazać się żywotne i konkurencyjne wobec "kulturowego Czarnobyla", jakim jest Mc Świat. Trup nowożytnej demokracji już się rozkłada i nieprzyjemnie pachnie. Po co zatem zawracać komuś głowę rzekomą możliwością jego wskrzeszenia?

Remigiusz Okraska

Benjamin R. Barber, Dżihad kontra Mc Świat, Warszawskie Wydawnictwo Literackie "MUZA" S.A., Warszawa 1997, ss.451.


Zielone Brygady nr 7 (109), 1-15 kwietnia 1998