Zielone Brygady nr 11 (113), 1-15 czerwca 1998


KILKA SŁÓW NA "DO WIDZENIA"…

Nie wiem, kiedy minęły mi te 2 lata pracy w ZB. Bardzo sympatyczne zresztą lata… W ciągu tego czasu rozczytywałam się w "ekologicznych" tekstach o poczynaniach zielonych, wycinanych lasach, autostradach itp. Tematyka, która początkowo była dla mnie nieco "egzotyczna", z czasem stawała się coraz bliższa, aż pod koniec wciągnęła mnie zupełnie, np. sprawa spalarni na Targówku, Jaworzyny Krynickiej, ochrony wilka - nie mówiąc już o "ekologach na drzewach", zaciętych polemikach i głębokich artykułach ekofilozoficznych. Były to naprawdę świetne teksty!

Stykając się codziennie z prawdziwymi obrońcami przyrody, mogłam skonfrontować wyobrażenie polskiego społeczeństwa o tym środowisku z rzeczywistym jego obrazem. Muszę się tu przyznać, że dotąd nigdy nie miałam okazji poznać "zielonych oszołomów". Teraz mogę z przekonaniem stwierdzić, że jesteście specyficznymi ludźmi zaangażowanymi w to, co robicie, pełnymi pomysłów i życzliwości, spontanicznymi, tolerancyjnymi i solidarnymi, co pokazała choćby ostatnia wielka akcja na Górze Św. Anny. Poznałam mnóstwo ciekawych i wartościowych ludzi. Może zabrzmi to trochę pusto i górnolotnie, ale te 2 lata w ZB na pewno czegoś mnie nauczyły, za co dziękuję Andrzejowi.

Teraz mogą odetchnąć z ulgą wszyscy, którzy staczali ze mną istne batalie o przecinki, małe i wielkie litery, słowa, słówka i słóweczka… Na koniec jednak mam jeszcze kilka naprawdę życzliwych uwag. W ZB jest mnóstwo pracy: korespondencja, prenumerata, telefony, księgowość, korekta, stosy tekstów do przejrzenia i przeczytania itp. Nic więc dziwnego, że czasem może się zdarzyć, iż ktoś otrzyma inną publikację niż zamawiał, że w jakimś tekście ni stąd, ni zowąd pojawi się dziwny błąd, a ktoś, kogo tekst miał się ukazać w danym numerze, zobaczy go, z nadmiaru tekstów bardziej aktualnych, dopiero w następnym numerze albo jeszcze w następnym - potrzeba tu odrobinę wyrozumiałości i uśmiechu, bo przecież wszystko można szybko i spokojnie wyjaśnić.

Często ani redaktor, ani osoba przepisująca teksty, ani korektor nie mogą ustalić, o jakie nazwisko czy miejscowość autorowi chodziło, bo napisał to niewyraźnie lub niekonsekwentnie, używając różnych wersji tego zapisu; gdzie kończy się lub zaczyna cytat, bo autor zapomniał otworzyć lub zamknąć cudzysłów - podobnie, gdzie jest to podkreślenie, o którym wspomina w swoim tekście, a którego w ogóle nie ma; jak brzmi oficjalna nazwa organizacji, w której działa - czy wyrazy: "stowarzyszenie" lub "fundacja" wchodzą w skład tej nazwy czy tylko są zwykłymi rzeczownikami pospolitymi określającymi status organizacji, a przecież kto ma lepiej wiedzieć - jak nie sam działacz, jaki jest poprawny zapis nazwy tejże organizacji? Warto zwrócić na to uwagę przy pisaniu tekstu, a ułatwi to pracę Redakcji ZB i pozwoli uniknąć wielu błędów.

Czytając mnóstwo tekstów - czasem ten sam kilkakrotnie - korektor może przeoczyć nawet najgłupszy błąd. Zresztą często sam autor dostrzega go dopiero w druku, a przecież to on zna najlepiej swój tekst. A do tego - jak wszyscy wiedzą - komputer też wcale nie jest doskonały i potrafi płatać figle… Wiadomo, że przecinek, którego tak nie lubią niektórzy, postawiony w złym miejscu może spowodować niewłaściwe zrozumienie sensu przez korektora, który jest jednocześnie przecież pierwszym czytelnikiem. Najczęściej stąd właśnie biorą się te dziwne poprawki wprowadzone przez niego do tekstu. Interpunkcja w języku polskim wcale nie jest swobodna - jak uważają niektórzy: jest niewiele zasad, które są tylko zaleceniami lub pozostawiają wybór samemu autorowi. To właśnie brak przecinka, jego nadmiar lub postawienie w niewłaściwym miejscu jest przyczyną nieporozumienia między odbiorcą a autorem tekstu. I chociaż może nieraz zdanie wydaje się nam zbyt poszatkowane przecinkami, muszą one być (ewentualnie dla urozmaicenia można użyć innych znaków interpunkcyjnych, np. myślnika).

Oto kilka autentycznych przykładów błędnych zdań (mimo że czasem są zrozumiałe, to w takiej formie nie mogą być zapisane):

  1. Racjonalni ekolodzy zajmują się czasami ochroną ginących gatunków, aby naukowcy mogli na nich prowadzić badania. (na ekologach?)
  2. Poza zwalczanymi przez ruchy ekologiczne autostradami znalazły się tam rujnujące środowisko naturalne zapory oraz inne problemy. (naturalne zapory?)
  3. Słuchając przedstawiciela wojewody opolskiego dzień później można było dowiedzieć się o wielu ciekawych rzeczach. (słuchając dzień później czy dowiedzieć się dzień później?)
  4. Ostatnio jakiś urzędas nakazał sprawdzanie dokumentów uprawniających do ulgi już w kasach. (ulgi w kasach?)
  5. Czy to jest tak, że w ruchu proekologicznym wartością jest życie każdego zwierzęcia i każdej rośliny poza życiem człowieka? (sugeruje to, że człowiek jest rośliną lub zwierzęciem.)
  6. Zamierzasz zatem propagować zabijanie dzieci poczętych w wieku do 2 miesięcy. (powinno być: do 2 miesiąca ciąży).
  7. Oto kolejny przyczynek do uzasadnienia tezy, że przeciw powodzi najskuteczniejszy bujny las. Znalazłem go w książce… (go = las?)
  8. Z wielką przyjemnością czytałem piękne opowieści Marty o ziołach, jakie znajdowałem w różnych czasopismach. (znajdowałem zioła?)
  9. Ok. 1600 któryś z pracowników budowlanych usiłował rozjechać jednego z naszych kolegów samochodem, choć był wyraźnie podchmielony, policja nie skierowała go na alkomat. (go = kolegę?)
  10. Przecież - z całym szacunkiem dla rowerów - nie wsadzimy na nie ludzi starszych, chorych, nie będziemy jeździć na nich w zimie albo gdy pada deszcz. (na ludziach starszych?)

Zgadzam się z prof. Janem Miodkiem i Mariuszem Waszkiewiczem,1) że każdy z nas ma prawo tworzyć własne neologizmy i nie jest to zastrzeżone tylko dla Norwidów i Miłoszów, ale na pewno prof. Miodek nie popiera wprowadzania do języka nowych słów, jeśli istnieją już odpowiednie określenia. Wprowadza to zamęt komunikacyjny, np.: "służalcza rola" zamiast "służebna" czy "biednienie" zamiast "ubożenie".

Nie zawsze też to, do czego jesteśmy przyzwyczajeni, bo "tak mówią wszyscy", jest poprawne, np. "pisać na adres" zamiast "pisać pod adresem". Nie można tu oczywiście popadać w schematyzm i trzymać się twardo szkolnej gramatyki, bo każdy autor ma prawo do swobody twórczej, ale musi być zachowane pewne minimum i nie ma to nic wspólnego z ingerencją w styl autora.

Język polski jest strukturą żywą i ciągle zmienia się, wzbogacając się o nowe słowa i zapożyczenia z języków obcych (zwłaszcza angielskiego), ale też tracąc słowa, które powoli stają się archaizmami,2) wychodząc z użycia - to są zjawiska normalne, zawsze tak było. Nic więc dziwnego, że zmieniają się również zasady pisowni, interpunkcji, ortografii itp., które znacznie różnią się od tych, jakie wpajano nam w szkole. Wielu oburza się z tego powodu, ale nie chce zrozumieć, że te nowe prawidła to często ułatwienia dla mówiących i piszących, że są one coraz bardziej liberalne - to, co kiedyś było niedopuszczalne, teraz uchodzi już za poprawne - jak choćby łączna, w razie wątpliwości, pisownia imiesłowów przymiotnikowych biernych z "nie" (typu: "nie narodzony") czy dopuszczalna forma w bierniku "tą książkę", ale tylko w wymowie - w pisowni powinno być "tę książkę". Oczywiście liberalizm ten ma pewne granice, dlatego mimo swej popularności "poszłem" jest formą niepoprawną, jak na razie. I oby tak już zostało, bo wynika to z historii naszego języka.

Życzę ZB 100 lat, mojej następczyni Agnieszce - dużej wrażliwości językowej, cierpliwości i wyrozumiałości dla mniej poradnych autorów, wszystkim autorom zaś - jak najmniej błędów w ich tekstach, niewyczerpanej weny twórczej i pomysłowości, a sobie samej - dużo sił i wytrwałości do pracy w środowiskach polskich na Wschodzie, gdzie spędzę najbliższy rok.

ex-korektorka Marta Kowalewska

1) Mariusz Waszkiewicz, Do korektorów pism ekologicznych [w:] ZB nr 2(104)/98, s.46.

2) Marta Kowalewska, Ocalić słowa… [w:] Silva rerum. Ekologiczne miscellanea, s.223.


Zielone Brygady nr 11 (113), 1-15 czerwca 1998