Zielone Brygady nr 13 (115), 1-15 lipca 1998


DLACZEGO NIEKTÓRZY NIE LUBIĄ EKOLOGII?

Ekologia przeżywa obecnie prawdziwy renesans. Jest to podyktowane głównie koniecznością naszych czasów. Zapanowała nawet swego rodzaju moda na ekologię. Wracamy do wyrobów z wikliny, otaczamy się drewnem, korkiem. Ostentacyjnie unikamy plastykowych opakowań, sortujemy śmieci.

Jednak pozostała spora grupa ludzi, którzy nadal sceptycznym, a nawet nieprzychylnym okiem spoglądają na zielonych. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego tak piękne hasła nie mogą być bez zastrzeżeń przyjęte przez wszystkich? Zastanawiając się nad tym problemem, doszłam do kilku wniosków, którymi chciałabym się podzielić.

Oto grzechy główne ekologii czy może raczej tych, którzy starają się ją promować…

EKOLOGIA PRZERAŻA

Tak, przeraża, ponieważ bez ogródek pokazuje, na czym stoimy. Człowiek boi się zainteresować otaczającym go światem, aby nie popsuć sobie humoru. Czyż nie lepiej wmawiać sobie, że powietrze nie zabija, ponieważ jest przezroczyste? Po co doszukiwać się niewidzialnych wrogów w jego składzie? Po co się tym martwić?

Nikt nie może zaprzeczyć, że ekologia terroryzuje. I nie dziwię się tym, którzy się od niej odwracają właśnie z tego powodu. Jeśli zaczniemy analizować, że powietrze jest zatrute, woda skażona, a gleba taka, że lepiej nie mówić - zabraknie nam motywacji do życia. Zaczniemy się bać oddychania, picia, jedzenia. Będziemy unikali wszystkiego, co toksyczne, aż do przesady.

Mówi się, że strach jest najlepszym bodźcem. Czy aby na pewno potwierdza się to w tym przypadku? Jestem zdania, że przestraszona jednostka raczej zamknie się w sobie niż rzuci w wir zupełnie nowych i nieznanych sobie idei, które obiecują niewiele, a jakże wiele wymagają.

Różne filmy o tematyce ekologicznej, w tym i dla dzieci, mają tendencję do zastraszania. W innych oglądamy rozmaite wizje przyszłego świata. Te obrazy nie wyglądają obiecująco, raczej wywołują lęk, do którego nie mamy odwagi głośno się przyznać. Nie czujemy się z tym dobrze. Przeciętny, szary człowiek nie jest w stanie zapanować nad machiną degradacji, tak więc woli odgrodzić się od świata wysokim murem i żyć z dnia na dzień - sam dla siebie.

Kolejną sprawą jest to, że mówi się wciąż o tym, co złe. Tylko raz w roku, kiedy szkoły idą sprzątać lasy, wszyscy prześcigają się w podawaniu statystyk, ileż to toreb odpadów dana szkoła zebrała. Jakby się było czym chwalić… A nie ma? - odezwie się jakiś głos. Cóż, równie dobrze można zapytać, czyj las był najbardziej zaśmiecony? Czy nadal uważasz, że jest się czym chełpić?

Dowiedziono naukowo, że pochwała lepiej motywuje od zastraszania. Czemu nie ogłosić ogólnokrajowego konkursu na najlepiej utrzymane ogródki przydomowe, najczystszy park w mieście? Jestem przekonana, że znaleźliby się sponsorzy.

Nie przeczę, że informuje się o sukcesach, ale jestem zdania, że nie dość dużo. Do przeciętnego człowieka, który nie interesuje się specjalnie sprawami środowiska, to nie dotrze. Za to dotrą do niego dane odnośnie tego, ile spalin wdychamy.

Obecnie pracuje się nad wprowadzeniem kar dla przedsiębiorców, którzy swoją działalnością zatruwają środowisko. A czy nie lepiej zaryzykować i zmienić podejście? Co z tego, że ktoś zapłaci za skażenie wody? Woda będzie zanieczyszczona i nic tego nie zmieni. Oczyszczanie nie przywróci jej do dawnego stanu. Nie zawsze jest możliwe odtworzenie w pełni całej fauny i flory. A jeśli nawet, to ile to zajmie czasu i ile pochłonie kosztów? Nawet najbogatszy przedsiębiorca nie będzie w stanie zapłacić odpowiednio wysokiej grzywny. Może lepiej wprowadzić system nagród. Na przykład ulgę w podatkach za stosowanie technologii szanującej przyrodę lub rekomendacje odpowiednich instytucji, które przyczynią się do wzrostu obrotów firmy i zmobilizują konkurencję?

Ekolodzy dzielą się zasadniczo na dwie grupy: zielonych ortodoksyjnych i zielonych umiarkowanych. Nie chcę tu nikogo obrażać. Staram się tylko pokazać, jak to wygląda w oczach przeciętnego zjadacza chleba. Tak więc zieloni ortodoksyjni to np. tacy, którzy przywiązują się do drzew. Zwykle nie jedzą mięsa. Wszystko, co robią, mówią, myślą nawiązuje do ekologii; jej hasła najchętniej nosiliby ze sobą wszędzie na wielkich transparentach. Oni po prostu tym żyją. Szczerze podziwiam upór i konsekwencję tych ludzi. Zieloni umiarkowani. To ludzie, którzy mają świadomość zagrożeń i dobrze wiedzą, na czym stoją. Jednak zakres ich działania nie jest pozornie tak szeroki, jak tych wyżej wymienionych. Zieloni umiarkowani rzadko pojawiają się w telewizji. Zasadniczo nie krzyczą i nie obnoszą się z tym, w co wierzą. Starają się kupować rzeczy przyjazne środowisku, ale nie mają na tym punkcie obsesji. I choć z zasady robią wokół siebie mniej szumu, są - w moich oczach - znacznie bardziej skuteczni od ortodoksyjnych zielonych.

Przeciętny człowiek nie zawsze jest w stanie podjąć ryzyko i dla hasła: "Ratujmy środowisko" porzucić w jednej chwili wszystkie swoje nawyki. To go zniechęca. Widząc dwóch ludzi, z których jeden ze spokojem wybiera ekologiczny produkt, a drugi ostentacyjnie twierdzi, że nie je niczego, co ma twarz i chętnie jeszcze przyczepi się do drzewa, twierdząc, że zwierzęta do niego mówią… nasz przeciętny przypuszczalnie zwróci się w stronę pierwszego, ponieważ przekona się, że można żyć ekologicznie i nie szaleć.

Nie jestem ekonomistką, nie znam się na zarządzaniu ani marketingu. Jednak wiem, że wyroby oraz technologie przyjazne środowisku są z zasady droższe od innych. To pociąga za sobą poważne następstwa. Znacznie mniej ludzi będzie zainteresowanych kupnem towarów ekologicznych z powodu niedostatku funduszy. Nie jest to niczym złym. Musimy pogodzić się z faktem, że nie na wszystko nas stać. Sądzę jednak, że rząd powinien zrobić coś, aby czyste technologie i produkty nie były zarezerwowane tylko dla najzamożniejszych. Czy ludzie ubożsi mają się truć w imię tego, że mają mniej pieniędzy? Bardzo przepraszam, że zwracam się z tym w stronę rządu (który bez wątpienia ma i tak wiele do zrobienia), ale wydaje mi się on odpowiednią instancją. Jestem tylko przeciętnym, szarym człowieczkiem i nie mam wpływu na finanse państwa.

Tak więc myślę, że ekolodzy powinni zająć się nie tylko straszeniem i ostrzeganiem, ale i obmyślaniem konkretnych zachowań, możliwych do przyjęcia przez przeciętnego człowieka. To oczywiste, że bez wysiłku do niczego nie dojdziemy, ale odpowiednio zmotywowany Polak z pewnością chętniej posortuje swoje śmieci - jeśli będzie miał nadzieję, że np. zdjęcie jego ogródka może znaleźć się w lokalnej gazecie. Ktoś może powiedzieć, że to, co proponuję jest dziecinne. Ale jeśli tak, to proszę wskazać lepsze rozwiązanie, które odniesie skutek. Stosowane dotychczas metody raczej się nie sprawdziły… A jeśli odniosły sukces, to dlaczego się o tym nie mówi? Tak to już jest poukładane, że mało się chwali, ale wiele wymaga.

Sądzę, że ekolodzy powinni teraz skupić się przede wszystkim na podbiciu mas. Co z tego, że będzie kilku bohaterów, którzy zaryzykują zdrowiem, by nagłośnić sprawę i ochronić drzewostan? Pokażą ich w telewizji zabieranych przez policję. Po kilku dniach wszystko ucichnie, a jakiś koncern będzie w spokoju dalej dewastował lasy. Działanie w pojedynkę jest wysoce nieskuteczne. A choć nie jest łatwo przekonać do siebie tę grupę przestraszonych sceptyków, to myślę, że warto przynajmniej spróbować.

Może się wygłupiłam z tym artykułem, ale słysząc ze strony moich znajomych komentarze na temat zielonych, pomyślałam, że wreszcie powinien znaleźć się ktoś, kto im "wygarnie" i pokaże drugą stronę medalu - czyli jak to widzą inni. Ufam, że nie obraziłam tym niczyich uczuć, a jeśli tak, to serdecznie przepraszam…

Adriana E. Olszewska
* Zabytkowa 22
80-253 Gdańsk

CZY MOŻNA MÓWIĆ O ZIELONYM TERRORYZMIE
I RADYKALIZACJI RUCHU W OBRONIE PRZYRODY?

W polskiej prasie ukazało się ostatnio kilka artykułów o zielonym terroryzmie ("Polityka", "Rzeczpospolita" i in.). Musimy jasno widzieć kontekst zjawiska, jakim jest wzrastający na świecie ruch w obronie przyrody. Jeśli uważnie przeczytamy ONZ-owskie raporty o stanie świata i raporty World Watch Institute, to musimy się zgodzić, że przyroda ustępuje pod naporem cywilizacji w dramatycznym tempie.

To nie są halucynacje zielonych. Co sekundę ginie las o powierzchni boiska piłkarskiego, codziennie ginie kilkadziesiąt gatunków. Możemy więc powiedzieć, że radykalne jest nasze postępowanie z życiem na naszej planecie. Przed 2 laty tygodnik "Time" zamieścił artykuł Ginący gatunek. Tytuł był przewrotny, gdyż artykuł opisywał nie ginące zwierzęta, lecz morderstwa dokonywane co roku na coraz większej ilości obrońców przyrody na całym świecie. Ci, którzy stają skutecznie w obronie lasów, mokradeł, gór stają się do tego stopnia niewygodni dla grup eksploatatorów, że coraz częściej padają ofiarą zamachów. Prawdziwy terror ma więc inny kolor, chyba że mamy na myśli zieleń dolarów.

Zdarza się jednak, że słyszymy w mediach buńczuczne wypowiedzi tzw. "zielonych", skierowane przeciw ludziom i wypowiadane w partyzanckiej stylistyce. Przypuszczam, że są dwa powody takich wypowiedzi: pierwszym jest prowokacja. Kiedy społeczny sprzeciw wobec niszczenia przyrody narasta i skutecznie hamuje jej bezwzględną eksploatację, przeciwnicy ochrony przyrody szukają - przeważnie młodych i impulsywnych - uczestników ruchu ekologicznego, którzy chętnie podchwycą negatywne hasła. Prasa zachodnia informowała także o świadomie wprowadzanych do organizacji ekologicznych prowokatorach, którzy zdobywali pewną popularność, po czym głosili tezy dyskredytujące ruch ekologiczny. Szybko z tego ruchu znikały one, ale jedna publiczna wypowiedź wystarczyła, by ją nagłośnić. Drugim powodem jest coraz większa masowość ruchu ekologicznego. Nieuniknioną - niestety - konsekwencją każdego masowego ruchu jest pojawianie się w nim zjawisk ekstremalnych. Dotyczy to każdej grupy społecznej - mordercy, osoby niezrównoważone psychicznie lub chore są częścią każdego społeczeństwa i pojawią się nieuchronnie w każdej większej grupie społecznej. (Przykładem może być wybitnie zdolny matematyk, terrorysta prof. Ted Kaczyński). Chociaż co roku ginie z rąk zabójców kilkudziesięciu aktywistów ekologicznych, to trudno jednak byłoby znaleźć śmiertelne ofiary zamachów ze strony zielonych.

A jednak można oczekiwać wzrostu zachowań ekstremalnych, gdyż - jeśli wierzyć uczonym ekologom - czeka nas coraz więcej katastrof ekologicznych i związanych z nimi konfliktów, a każda przemoc rodzi przemoc z drugiej strony. Chociaż ten scenariusz będzie wykraczał daleko poza ramy tego, co zwykliśmy nazywać ruchem ekologicznym. Trzeba pamiętać, że dzisiaj właściwie wszystkie konflikty mają u podłoża jakieś problemy ekologiczne (przegęszczenie, pustynnienie, wyeksploatowanie obszarów, migracje ekologiczne itp.).

Innym, groźnym także u nas, scenariuszem pojawiania się zachowań ekstremalnych jest lekceważenie prawa w dziedzinie ochrony przyrody przez stronę za przestrzeganie tego prawa odpowiedzialną oraz lekceważenie ścigania tych, którzy przyrodę niszczą. Tutaj jednak nie tyle grozi terroryzm, co eskalacja zjawisk obywatelskiego nieposłuszeństwa, czego najnowszym przykładem może być Góra Św. Anny.

Terroryzm i wszelkie formy przemocy są ze swej istoty obce ruchowi ekologicznemu. Ruch w obronie przyrody można podzielić na tzw. płytką ekologię (zajmującą się usuwaniem skutków niszczenia przyrody i najbliższym otoczeniem człowieka z pominięciem kontekstu wzajemnych powiązań; taka ekologia często legitymizuje terror multikorporacji i inwestorów) i ekologię głęboką (nazwę ukuł norweski profesor - Arne Naess, a bierze się ona z postulatu zadawania głębokich pytań o przyczyny kryzysu ekologicznego). Ta ostatnia bywa też nazywana ekologią radykalną. Myliłby się jednak ten, kto myślałby, że za słowami "radykalna" idą akty przemocy. Wręcz przeciwnie. Akceptowana przez rzeczników głębokiej ekologii diagnoza przyczyn kryzysu ekologicznego mówi, że są nimi: ludzka chciwość, arogancja, dzielenie ludzi i dzielenie świata przyrody, wyścig konkurencyjny zamiast współpracy dla dobra całego systemu życia. Ta ekologia wskazuje, że potrzebne są radykalne zmiany na poziomie naszych codziennych zachowań, stosunku do świata przyrody, decyzji politycznych, gospodarki i ekonomii. Dlatego bywa nazywana ekologią radykalną. Termin "radykalny" oznacza - sięgający do korzenia, do podstaw, a także domagający się zasadniczych zmian.

Na publicznym spotkaniu w Polsce Arne Naess, niekwestionowany autorytet nurtu głębokiej ekologii, powiedział, że pojedyncze osoby z tzw. ruchu ekologicznego wypowiadały czasami publicznie słowa pełne agresji wobec ludzi. Słowa te były chętnie przechwytywane przez osoby nieprzychylne ochronie środowiska, nagłaśniane i w rezultacie ludzie ci swoją paplaniną wyrządzali więcej zła ruchowi ekologicznemu niż ich zaciekli przeciwnicy, gdyż słowa stawały się bardziej nośne niż fakty. Ten sam Naess, choć krytykował zarozumiały antropocentryzm, to jednak podkreślał wielokrotnie, że choć każde życie ma wrodzoną wartość, to jednak człowiek jest nam, ludziom najbliższy i dla potrzeb życiowych człowieka należy bez wahania poświęcić inne formy życia. (Jeden z przyjaciół Naessa, działacz i rzecznik ekologii głębokiej pracował przez lata przy umierających w ośrodku Matki Teresy). Wydaje mi się, że jeśli człowiek przestaje innych ludzi postrzegać jako sobie najbliższych, to jest z nim coś nie tak także na poziomie biologicznym i w istocie nie jest to działanie z głębi swojej prawdziwej czy - jak chcemy - "dzikiej" natury, lecz właśnie z głowy. Wymyślił sobie pseudoekologiczny "-izm" i naprawdę nie różni się od tych, których antropocentryczne "-izmy" chce zwalczać. Zwolennicy ekologii radykalnej nieraz podejmowali dramatyczne wybory, osłaniając własnym ciałem przeznaczone do wycięcia drzewa lub przykuwając się do ciężkiego sprzętu w lesie tropikalnym. Mieliśmy podobne doświadczenia także w Polsce (Czorsztyn, Białowieża, obrona wilków, Góra Św. Anny). W ten sposób całemu światu zwracali uwagę na dramatyczną sytuację przyrody i dawali czas naukowcom i politykom na podjęcie odpowiednich kroków, by powstrzymać zagładę. Nigdy jednak nie byli agresywni i nie atakowali tych, którzy próbowali ich usunąć, gdyż byłoby to przyjęcie metody należącej do krytykowanego modelu świata. Jeśli dochodzi do jakiejś formy protestu lub obywatelskiego nieposłuszeństwa, to nigdy nie przeciwko komukolwiek, a zawsze w obronie. Osoba decydująca się na taki gest zgadza się na poniesienie konsekwencji (choć często organizacje ekologiczne wspierają ją prawnie i finansowo) i zakłada, że żaden człowiek nie może z jej powodu ucierpieć. To, co napisałem to jest abecadło działania w duchu głębokiej, radykalnej ekologii. Znane raczej za granicą niż w Polsce działania polegające na ekologicznym sabotażu (np. przecinanie sieci, w które łowi się delfiny lub nabijanie gwoździami bezcennych drzewostanów przeznaczonych do wycięcia i zawsze informowanie o tym publicznie, co powoduje, że drewno z takiego lasu staje się bezwartościowe) są akceptowane tylko przez nieliczne organizacje ekologiczne. Cokolwiek by o tym nie myśleć, trudno jednak takie działania nazwać terroryzmem - to raczej korporacje wycinające najcenniejsze lasy i poławiacze wielorybów są terrorystami nie liczącymi się z dobrem ludzi na całej ziemi.

Jak ta sprawa wygląda w Polsce?

Ruch ekologiczny w Polsce jest dość młody i historia spektakularnych akcji w obronie przyrody również. Chyba pierwszą szeroko znaną akcją protestacyjną była blokada budowy zapory w Czorsztynie. Przeciwko kilkudziesięciu protestującym wysłano brutalne oddziały policji. Kierowca ogromnej wywrotki, wściekły na siedzących na drodze protestujących, wjechał w nich swoim samochodem, miażdżąc jednej osobie nogę i raniąc innych. Tak wyglądał pierwszy znany przypadek "ekoterroryzmu" w Polsce.

Innym głośnym aktem nieposłuszeństwa były blokady i głodówki prowadzone przeciw budowie elektrowni atomowej w Żarnowcu. Również i w tym przypadku ryzyko ponosili wyłącznie uczestnicy akcji.

W 1995 r. (jako element długotrwałej kampanii) miał miejsce przypadek obywatelskiego nieposłuszeństwa w celu uświadomienia opinii publicznej skandalicznego wycinania ostatniej puszczy Europy - Puszczy Białowieskiej. "Ekoterroryści" z kilku krajów zamknęli bramę Ministerstwa Ochrony Środowiska i przypięli się do niej łańcuchami, trzymając w dłoniach zdjęcia wyciętej puszczy i transparenty. Dwie osoby wdarły się do gabinetu ministra, oświadczając, że nie wyjdą, dopóki cięcia w puszczy nie zostaną wstrzymane. Nawet podczas usuwania przez policję ludzie ci tłumaczyli, jaki jest cel ich protestu. Sprawa konieczności ochrony puszczy stała się głośna w świecie (inni "ekoterroryści" blokowali polskie ambasady w kilku krajach), zyskała poparcie wielu autorytetów i wkrótce wydano pierwszą decyzję wstrzymującą cięcia starych drzew w puszczy. Gdyby nie takie działania w odpowiednim czasie raczej niemożliwe byłyby późniejsze sukcesy kampanii. Poza utrudnieniem wyjechania kilku ministerialnych samochodów akcja ta nie nosiła żadnych cech terroru, a jej uczestnicy świadomie godzili się na aresztowanie i ewentualne konsekwencje. Było to omówione podczas narady poprzedzającej akcję. Ustalono również grupę ochotników, którzy będą pomagać aresztowanym i odpowiednio informować o tym media.

Również symboliczna blokada wyciągów narciarskich na kopule Pilska, przeprowadzona w obronie przyrody tej góry zimą '96 przez ponad 60 ekologów, miała charakter pokojowy (rozmowy z narciarzami, rozdawanie ulotek), choć kilka osób zostało zaatakowanych kijkami narciarskimi, czeskiemu aktywiście połamano narty, a Słowakom podarto transparent wzywający narciarzy do pokochania przyrody. Nikt z grupy protestującej nie odpowiedział na zaczepki.

Charakterystyczna i dość głośna była w tym samym roku jednoosobowa akcja przeprowadzona przez międzynarodowego aktywistę dla ratowania wilków przeznaczonych w Bieszczadach na odstrzał. Człowiek ten jeździł motocyklem wokół ambon, strasząc wilki i - jak powiedział przed kamerami telewizji - był gotowy stanąć na linii strzału między myśliwym i wilkiem. Został zaatakowany i pobity przez myśliwego, a także ukarany na kolegium za złośliwe płoszenie wilków. W 1997 r. ok. 200 osób brało udział w zorganizowanej przez "Pracownię na rzecz Wszystkich Istot" pikiecie i pochodzie w Krośnie przeciwko decyzji o odstrzale 93 wilków (po braku odpowiedzi na petycje kierowane do wojewody). Chociaż przed urzędem wojewódzkim zorganizowano mały koncert, a w jego hallu zapalono 93 znicze, dezorganizując nieco pracę urzędu, to i tę akcję trudno nazwać terrorystyczną. Przeciętnie każda manifestacja pracownicza w Warszawie kończyła się niedawno obrzucaniem urzędów farbą i petardami, a nikt nie odważył się związków organizujących takie demonstracje nazywać terrorystami. Ostatniej zimy nieformalna grupa nazywająca się "Puszcza walcząca" próbowała chronić bieszczadzkie wilki, zostawiając pod ambonami wilczymi środki zapachowe odstraszające te zwierzęta. Choć działania te miały cechy sabotażu, stąd decyzja o pozostaniu grupą nieformalną, to jednak w pełni pokojowego.

Najnowszym i chyba najbardziej spektakularnym wydarzeniem była miesięczna okupacja drzew przeznaczonych do wycięcia pod autostradę na Górze Św. Anny. I w tym wypadku protestujący posłużyli się metodą obywatelskiego nieposłuszeństwa bez przemocy. Ryzykowali wiele, bo operatorzy ciężkiego sprzętu i pilarze nie przejmowali się obecnością ludzi. Kiedy niedawno kolejna grupa protestujących zabarykadowała się na trasie autostrady w budynku przeznaczonym do wyburzenia, spotkali się z brutalnością ze strony firmy ochroniarskiej wynajętej przez firmę budowlaną i zagrożeniem życia przez operatora koparki, który łyżką maszyny rozwalał dom zajęty przez ludzi. W radio usłyszałem wiadomość, że protestujący obrzucili budowniczych kamieniami. Mam przed sobą zdjęcie wykonane tego dnia. Ogromna łyżka koparki próbuje zrzucić człowieka siedzącego na dachu 2-piętrowego domu. Czy gdyby ten człowiek rzucił w kierunku koparki kamień, byłby to gest samoobrony czy akt terroru? Chyba nikt nie ma wątpliwości.

Niestety, jednym z aspektów naszych czasów jest postępująca brutalizacja życia i narastające postawy ekstremalne. Wśród milionów ludzi zaangażowanych na świecie w ratowanie przyrody na pewno znajdują się także ludzie zakompleksieni, niezrównoważeni i nieodpowiedzialni. Faktycznie, wśród milionów ulotek ekologicznych są i takie, w których ktoś pisze o redukcji ludzi. Poza Tedem Kaczyńskim, który zabijał jednak z powodów politycznych a nie ekologicznych, są to jednak na razie prowokacje i żarty. Raczej niezbyt rozsądne. Dlatego jeśli można mówić o czymś takim jak "zielony terror", to tylko jako o zjawisku marginesowym, sprzecznym z istotą nurtu zwanego popularnie ekologią, którego podstawą jest odrzucenie przemocy, dzielenia, nienawiści. Na pewno lepiej jest cierpieć zło, niż czynić zło, w przeciwnym razie nie będzie to radykalna ekologia, lecz nasza smutna codzienność, a działający przeciwko systemowi, z którym się nie zgadzają, przyjęliby wówczas metody nierozerwalnie związane z krytykowanym systemem.

Janusz Korbel
"Pracownia na rzecz Wszystkich Istot"
* Modrzewskiego 29/3
43-300 Bielsko-Biała

LIBERATION PUNK FEST II

Miejsce: Panasówka k. Biłgoraja. Czas: 28.8.br. Początek - ą 1600, impreza całonocna. Czad giełda, boisko, barek.

Zagrają: Włochaty, Fate, Rumor, La Aferra, Złodzieje Rowerów, Dusza, Sunrise, Silikon Fest, Reason, Toxic Bonkers i inni…

Wjazd - 15 zł.

Dojazd do Panasówki z Biłgoraja, Zamościa, Zwierzyńca autobusem lub pociągiem (stacja PKP - Terespol).

Sławek
) 0-84/686-14-36


Zielone Brygady nr 13 (115), 1-15 lipca 1998