Strona główna 

ZB nr 6(12)/90, Czerwiec '90

KTÓRY WEGETARIANIZM?

Pojęcie "wegetarianizm" bywa tak różnie rozumiane, że prowadzi to do wielu nieporozumień. Tak więc, mówiąc "wegetarianizm" powinniśmy zawsze określić o jaki chodzi, bo jest to pojęcie zbyt ogólne. Nurty wegetariańskie można by np. podzielić na trzy zasadnicze:

  1. Związany z religiami, sektami wyznaniowymi itp. Wegetarianizm jest tu środkiem do wyższego celu lub niezbędnym rytuałem.
  2. Moralno-etyczny - rozumiany jako powstrzymanie się od spożycia mięsa wyłącznie dla nieprzyczyniania się do zabijania zwierząt. Podmiotem działania jest zwierzę, nie człowiek.
  3. Ekologiczny - ekologizm oznacza tu wielostronne korzyści dla środowiska naturalnego, możliwe do osiągnięcia przy upowszechnieniu jarstwa (ekologiczne, ekonomiczne, humanitarne, zdrowotne, etyczno-moralne).
Jest też czwarta grupa jarosze - czyli po prostu osoby nie jedzące mięsa, ale głównie z pobudek indywidualnych, nie wspartych żadną głębszą refleksją. Są to np. osoby uważające jarstwo za interesującą "modę" czy "pozę", lub po prostu lubiące jarskie przysmaki.
Ruch Promocji Wegetarianizmu przy tego rodzaju klasyfikacji ma nazwę mylącą. Właściwiej brzmiałaby nazwa np. "Ruch na rzecz upowszechniania racjonalnego jarstwa w aspekcie korzyści ekologicznych, zdrowotnych, humanitarnych, etyczno- moralnych i ekonomicznych". Ale to chyba trochę za długie.

Tak więc próby zarzucania wegetarianizmowi tego lub tamtego są z reguły chybione, po prostu cel ataku nie jest określony, a często mylnie pojmowany. Tego rodzaju zarzuty przypominają więc trochę rzut bumerangiem i należy tylko martwić się o głowę autorów. Weźmy konkretny przykład: ZB 2/90 Leszek Michno "Wegetarianizm - błędna droga?". Autor sugeruje wegetarianom, że lepiej byłoby, gdyby swą aktywność poświęcili warunkom, w jakich się zwierzęta hoduje i zabija, po co się je zabija itd., itp. My to wiemy - zabijanie zwierzęcia dla zdobycia jego skóry czy mięsa jest zawsze zabijaniem, niezależnie od tego czy dokonuje tego rzeźnik, czy filozof z kadzidłem w ręku recytując zaklęcia. Autor także zupełnie miesza sprawę równowagi ekologicznej w przyrodzie (foki) i "produkcję mięsa". Likwidacja "produkcji mięsa" nie zagraża nikomu ani niczemu a rozwiązuje wiele najistotniejszych problemów ludzkości. Tak samo nieszczęśliwie autor przestrzega przed propagowaniem wegetarianizmu w trosce o zdrowie i życie Eskimosów. Jest to wyjątek, który potwierdza regułę i pozostałe 99,999% ludności świata ma wszelkie warunki do tego, aby zostać wegetarianami i nie ma co zasłaniać się Eskimosami. W innym miejscu autor używa określenia "mord na roślinie", które to pojęcie wynika z filozofii harekrisznowwców. Filozofia - filozofią, a praktyka - praktyką. Proste doświadczenie jakie tu mogę połowicznie polecić to: urwać liść rosnącej kapusty i urwać nogę żyjącej świni. Tu filozofia poddana zostanie surowej weryfikacji.

Ale aby do końca nie pogrążać autora, zauważam też w tekście uwagi wartościowe, choć znów nieco chybione. Zarzuca wegetarianizmowi, że podobnie jak humanizm dzieli świat na "lepszy" i "gorszy", z tym, że zmieniła się pozycja zwierząt. I znów nie wiadomo, o jaki to wegetarianizm chodzi. Bo ja np. swój wywodzę m.in. z makrobiotyki, która umieszcza człowieka we właściwym miejscu Wszechświata. Natomiast uwaga autora jest o tyle słuszna, że rzeczywiście wielu wegetarian przesadnie akcentuje działanie dla dobra zwierząt, zapominając czasem nawet o sobie, oraz ograniczając swoje zainteresowania tylko do stosunku człowiek zwierzę, bez szerszego kontekstu. Nie można jednak, tak jak to czyni autor, dyskredytować wegetarianizmu z powodów tak subiektywnych.

I jeszcze jedna oczywista bzdura zawarta w tekście: twierdzenie jakoby wegetarianizm nie miał żadnego wpływu na zdrowie, a zdrowie i długowieczność zależało tylko od zdrowego układu nerwowego. Jest w tym jednak ziarnko prawdy - bo tylko racjonalna dieta jarska może być zdrowa (ale czy ktoś, kto np. objada się ciastkami, słodyczami, pije kawę i może jeszcze pali można nazwać wegetarianinem tylko dlatego, że nie je mięsa?) Można wskazać dziesiątki chorób bezpośrednio powodowane spożyciem mięsa. Jest na ten temat obfita literatura fachowa.

Tak więc tego typu wypowiedzi, jak Leszek Michno, choć pisane chyba w dobrej intencji tylko szkodzą idei wegetarianizmu, szczególnie, że nie jest on, jak pisze autor, popularny. Jeśli popularność mierzyć np. ilością praktykujących jarskie odżywianie to praktycznie nas wegetarian w ogóle nie ma, bo cóż to jest te może kilkanaście tysięcy osobników na 40-milionowy naród? Gdyby wegetarianizm był popularny, natychmiast wycofałbym się z RPW, który zresztą wcale nie byłby wtedy potrzebny...

Krzysztof Żółkiewsk
Tysiąclecia 80/141
40-871 Katowice

PS.
W tym samym numerze ZB jest wspaniały tekst pt. "Ekologia nudna i konieczna". Tak właśnie jest, że łatwiej przykuć się łańcuchem do EJ, niż rzucić palenie czy zostać wegetarianinem. Im wyższy szczebel abstracji - tym łatwiej. Dobrze, że są tacy, którzy mają tyle determinacji, aby ryzykować swoje zdrowie i bezpieczeństwo i biorą udział w spektakularnych protestach. Jednak najważniejsze jest chyba, by każdy zmieniał nie tylko otaczającą, często wrogą, rzeczywistość, ale przede wszystkim siebie. Jeśli ktoś naprawdę myśli ekologicznie, nie może nie zostać wegetarianinem, tak jak nie do pogodzenia jest propagowanie ekologii i palenie papierosów.


ZB nr 6(12)/90, Czerwiec '90

Początek strony