Strona główna   Spis treści 

ZB nr 18(120)/98, 16-30.9.98
ZWIERZĘTA



 
 

ARACHNOFOBIA
Z PAMIĘTNIKA PIENIACZA

Największym chyba błędem nowej ustawy o ochronie zwierząt jest brak określenia, co rozumie się w ustawie przez słowo "zwierzę". Nie wyobrażam sobie, jak akt prawny tej rangi może być pozbawiony kluczowej dla niego definicji. Wprawdzie dla wielu osób (w tym zapewne dla większości posłów) kot to jeszcze zwierzę, ale ryba już nie bardzo - jednak zgodnie z obowiązującą wiedzą biologiczną zwierzęta to nie tylko ssaki i ptaki, ale także np. gąbki, czułkowce, jelitodyszce czy pajęczaki. Tak, właśnie pajęczaki (Arachnoidea) będą głównym tematem tego artykułu. Przypomnę jedynie, że pajęczaki dzielą się na: skorpiony, spawęki, zaleszczotki, solpugi, pająki, kosarze, podogony i roztocze.

Od dłuższego czasu krąży po Polsce, nawiedzając głównie mniejsze miejscowości, wystawa "Najstraszniejsze tarantule i skorpiony świata". Wystawa zjeździła już chyba cały kraj, więc większość Czytelników ZB powinna pamiętać charakterystyczne żółte plakaty i transparenty zachęcające dzieci i dorosłych do obejrzenia z bliska wielkich, włochatych, jadowitych pająków (tudzież skorpionów). Wystawa krążyła sobie i krążyła, np. we wrześniu '97 była w Krakowie. Potem w październiku zaczęła obowiązywać nowa, jakże doskonała ustawa o ochronie zwierząt. Jej art. 17 pkt. 5 stwierdza: zabrania się działalności menażerii objazdowych. Żeby zaś nie było wątpliwości (a będą, oj będą!), co jest a co nie jest menażerią objazdową, zapobiegliwy ustawodawca w art. 4 stwierdził, że przez "menażerię objazdową" rozumie się podmiot gospodarczy prowadzący działalność w zakresie organizowania obwoźnych wystaw zwierząt. Ponieważ nie miałem wątpliwości, że taką jest właśnie wystawa pająków i skorpionów, przekonany byłem, że od października '97 firma "Exponer" (organizator wystawy) zwinie interes, a pająki odeśle do najbliższego ogrodu zoologicznego, jako że: zabrania się utrzymywania i hodowli, poza ogrodami zoologicznymi i właściwymi placówkami naukowymi oraz cyrkami, zwierząt drapieżnych i jadowitych groźnych dla życia ludzi bąd? zwierząt (art. 20 ustawy o ochronie zwierząt). Z tym większym więc zdziwieniem zobaczyłem w kwietniu br. plakaty informujące, że rzeczona wystawa jest prezentowana w Łódzkim Domu Kultury. Niewiele myśląc, wysłałem odpowiednie pismo do Prokuratury Rejonowej Łódź-Śródmieście. Niepomny swoich poprzednich doświadczeń związanych z podziałami wykroczenie - przestępstwo,1) nie pogrubiłem ani nie podkreśliłem tej części doniesienia, w której informowałem prokuraturę o nielegalnym posiadaniu zwierząt jadowitych, czyli o łamaniu art. 20 ustawy.

Należą się w tym miejscu wyjaśnienia: otóż łamanie art. 17 pkt. 5 ustawy o ochronie zwierząt jest (jak łamanie większości innych jej zakazów) jedynie wykroczeniem. Wykroczenia należy zgłaszać policji, przestępstwa zaś prokuraturze, choć oczywiście można i policji. W sprawach o wykroczenia orzekają (jeszcze, bo jest to niezgodne z Konstytucją RP) kolegia, w sprawach o przestępstwa - sądy. Łamanie zaś art. 20 ustawy jest jednym z 5 (słownie: pięciu) przestępstw przewidzianych ustawą. Za przestępstwo to można spędzić za kratkami nawet rok. Z tym, że akurat to przestępstwo w porównaniu z pozostałymi czterema jest jakoś dziwnie "pokrzywdzone": sąd nie może orzec przepadku zwierząt, zakazu wykonywania określonego zawodu czy prowadzenia określonej działalności (co byłoby tu bardzo wskazane), przepadku narzędzi lub przedmiotów służących do popełnienia przestępstwa, sąd nie może też orzec nawiązki na cel związany z ochroną zwierząt, prawa pokrzywdzonego nie może wykonywać organizacja społeczna. Słowem: przestępstwo, ale jakby nie przestępstwo. W każdym razie czyn zabroniony, za który karać należy.

W tym też duchu oczekiwałem odpowiedzi z prokuratury. A dostałem informację, że sprawa została przekazana Komendzie Rejonowej Policji Łódź-Śródmieście, jako że organizowanie menażerii to jedynie wykroczenie, nie przestępstwo. Wezwany na policję w charakterze świadka pytałem oczywiście, gdzie zniknęło moje powiadomienie o łamaniu art. 20, jednak sympatyczny pan policjant powiedział, że te pająki nie były własnością organizatora wystawy (uwaga! to ważne! tak zeznał w śledztwie), lecz zostały wypożyczone od prywatnych hodowców, do których i tak się nie dojdzie, więc lepiej żebym się za to nie brał. Cóż, z władzą się nie dyskutuje. Tym bardziej, że policja zadziałała wyjątkowo sprawnie i po kilku tygodniach otrzymałem wezwanie na kolegium w charakterze świadka. Podczas rozprawy miałem okazję obejrzeć sobie właściciela firmy "Exponer" - pana Tomasza Buczkowskiego. Nie zrobił na mnie dobrego wrażenia, i na członkach kolegium chyba też nie, bo wlepili mu grzywnę w zawrotnej wysokości 120 (słownie: sto dwadzieścia) nowych złotych polskich. Pan Buczkowski tłumaczył się, że wystawy pająków nie były wystawami obwoźnymi (przyniósł nawet na rozprawę słownik), lecz było to tournée wystawy stacjonarnej. Idąc za jego tokiem myślenia, wystawa obwoźna musiałaby chyba być w ciągłym ruchu, np. prezentowanie pająków z okna przejeżdżającego pociągu (akurat w wagonach PKP robactwa nie brak). Buczkowski mówił też, że nie słyszał o nowej ustawie o ochronie zwierząt, bo gdyby słyszał, to by jakoś charakter swoich wystaw zmienił.

I znów muszę wyjaśnić kilka spraw. Jeszcze zanim pan Buczkowski stanął przed łódzkim kolegium, gościłem w Warszawie. W strugach ulewnego deszczu spacerowałem po Łazienkach, gdy nagle dojrzałem dobrze mi znane, żółte plakaty reklamujące wystawy "Najstraszniejsze pająki i skorpiony świata" i "Najbardziej jadowite węże świata". Z wężami wiąże się jeszcze całkiem inna historia: otóż gdy na wiosnę wystawa węży gościła w Bolesławcu, zwiały z niej młode grzechotniki (ukąszenie grzechotnika jest śmiertelne). Pisało o tym w swoim czasie "Słowo Polskie". Sprawą zajęła się bolesławicka prokuratura i organizatorowi wystawy (nie był to pan Buczkowski, tylko całkiem ktoś inny) przedstawiono zarzut narażania innych na utratę życia i zdrowia. Do tej sprawy wrócę za chwilę, na razie jednak opowiem do końca, jak skończył się mój spacer po Łazienkach. W drodze na dworzec wstąpiłem na komisariat policji, aby zgłosić popełnienie przestępstwa. Gdy powiedziałem o co chodzi, policjant popatrzył na mnie jak na wariata i odesłał do komisariatu na ul. Ludną - właściwego dla miejsca popełnienia przestępstwa. Niestety, każdy policjant ma obowiązek przyjąć zawiadomienie o wykroczeniu czy przestępstwie, bez względu na miejsce jego popełnienia. Gdy przypomniałem o tym dyżurnemu policjantowi, nakrzyczał na mnie, że przecież on ma ważniejsze rzeczy do roboty i jak chce mi się czekać trzy godziny to on ode mnie to zawiadomienie przyjmie. Nie chciało mi się czekać trzech godzin, wróciłem więc do Łodzi, skąd wysłałem zawiadomienie bezpośrednio do właściwej prokuratury. Niedługo minie pół roku od tego czasu i nikt ani mnie nie przesłuchiwał, ani nie poinformował o przebiegu śledztwa (o ile takie jest prowadzone), choć usilnie próbowałem się czegoś dowiedzieć, wykorzystując nawet legitymację dziennikarską. Zostałem pouczony, że nie jestem w tej sprawie pokrzywdzonym, więc o wszystkim dowiem się w stosownym czasie… Nie do tego jednak zmierzałem. Otóż o sprawie pisała "Gazeta Stołeczna" (natychmiast po opublikowaniu artykułu dyrekcja Łazienek wymówiła panu Buczkowskiemu umowę najmu, co tylko dobrze o niej świadczy) - w dużym artykule wypowiadałem się ja, prokurator (zdziwiony, że chyba pierwszy raz mówi się o ochronie zwierząt innych niż ssaki - otóż, panie prokuratorze, istnieją jeszcze chociażby chronione ptaki, gady, płazy i ryby) oraz sam pan Tomasz Buczkowski. Tłumaczył, że jego wystawę odwiedziła kontrola z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami i nie miała zastrzeżeń (więc jak to? inspektorzy TOZ nie znają ustawy o ochronie zwierząt???), a poza tym on doskonale zna ustawę o ochronie zwierząt, interesował się nią jeszcze przed jej uchwaleniem i nawet zwracał się do posłów z prośbą o informacje, co ma zrobić ze swoimi zwierzętami po wejściu ustawy w życie. Dziwne, jak to człowiek raz zna, a raz nie zna obowiązujących przepisów prawnych.

Wracając do łódzkiego kolegium: pan Buczkowski grzywny nie zapłacił i odwołał się do sądu od orzeczenia kolegium. 16.9.98 na sali Sądu Rejonowego w Łodzi stawili się przedstawiciele chyba wszystkich łódzkich mediów: 2 telewizje, 7 stacji radiowych (w tym jedna katolicka), prasa lokalna i ogólnopolska. Jakby rzeczywiście było się czym pasjonować. Dziwne, że gdy pijany zwyrodnialec wyrzucił psa z czwartego piętra, jakoś media się sprawą nie interesowały. W świetle telewizyjnych reflektorów pan Buczkowski wciąż upierał się, że jego wystawa nie jest obwoźna, lecz że jest to tournée wystawy stacjonarnej. Powoływał się też na edukacyjne walory swojej menażerii, jako że oglądanie jadowitych pająków to dla dzieci "piękna lekcja biologii". Zapytany przez sąd, potwierdził, iż wszystkie pająki prezentowane na wystawie stanowią jego własność (czyli prawie własnoręcznie podpisał się pod moim wnioskiem do sopockiej prokuratury, właściwej dla miejsca zamieszkania Buczkowskiego, o ukaranie go za złamanie art. 20 ustawy o ochronie zwierząt). Dał więc kolejny raz dowód swojego krętactwa. W świetle telewizyjnych reflektorów sędzia uznał Buczkowskiego winnym i podtrzymał decyzję kolegium dotyczącą wysokości grzywny.

Sygn. akt VI Kws 103/98

Wyrok w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej

Sąd Rejonowy w Łodzi w VI Wydziale Karnym w składzie:

Przewodniczący SSR S. Wlazło

Protokolant J. Twardowska-Kraszewska

Po rozpoznaniu dn. 16.9.98 sprawy Tomasza Buczkowskiego ur. 27.10.1937 w Piastowie, syna Zdzisława i Zofii zd. Sochacka, oskarżonego o to, że w dn. 3.4.-17.5.98 w Łodzi w ŁDK przy ul. Traugutta 18 będąc właścicielem firmy "Exponer" zorganizował menażerię objazdową zwierząt pt. "Najstraszniejsze tarantule i skorpiony świata" wbrew zakazowi z art. 17 pkt. 5 w związku z art. 37 pkt. 1 ustawy z dn. 21.8.97 o ochronie zwierząt

1. Oskarżonego Tomasza Buczkowskiego uznaje za winnego popełnienia zarzucanego mu czynu opisanego w art. 17 pkt. 5 cytowanej wyżej ustawy i za to na podstawie art. 37 pkt. 1 tej ustawy w związku z art. 24 § 1 kw wymierza oskarżonemu karę grzywny w kwocie 120 (sto dwadzieścia) złotych.

2. Zasądza od oskarżonego na rzecz Skarbu Państwa 12 (dwanaście) złotych tytułem kosztów postępowania i wymierza opłatę w kwocie 15 (piętnaście) złotych.

podpis /-/

Wyrok był prawomocny, jednak w świetle telewizyjnych reflektorów pan Buczkowski odgrażał się, że będzie się odwoływał "do komisji sejmowych". Może odwoływać się choćby nawet i do Strasburga, nie zmieni to faktu, że ustawa jednoznacznie zabrania organizowania podobnych wystaw. Ponieważ obywatel ten został ukarany prawomocnym wyrokiem sądu, który został ogłoszony oczywiście jawnie, zgodnie z art. 45 ust. 2, zdanie ostatnie Konstytucji RP z 1997 roku, postanowiłem przedstawić ten wyrok Czytelnikom, którzy nie mieli czasu iść na salę rozpraw. Podaję również adres skazanego (co nie jest niezgodne z art. 13 ust. 1 i 2 ustawy Prawo prasowe2) (Dz.U. z 1984 r. nr 5 poz. 24 z późniejszymi zmianami)), gdyby ktoś chciał do niego napisać, zadzwonić albo odwiedzić osobiście, żeby przekazać pozdrowienia i inne wyrazy (kontakt poniższy został zaczerpnięty z informacji telefonicznej):

"Exponer"
* Hafftnera 14/1, 81-717 Sopot
) 0-58/551-42-34

To jeszcze nie koniec kłopotów pana Buczkowskiego, jako że czekają go jeszcze sprawy w Warszawie (sądząc po dotychczasowym tempie, to pewnie koło r. 2017) oraz w Sopocie (sam się przyznał, co zostało zapewne zaprotokołowane, że jest właścicielem jadowitych pająków - czyż mógłbym przepuścić taką okazję?). W ostatniej chwili dowiedziałem się, że mimo ukarania go za organizowanie obwoźnych wystaw zwierząt, pan Buczkowski nadal prowadzi działalność nadzwyczaj podobną do opisanej przed chwilą - tym razem jego pająki zagościły w Gliwicach. Na szczęście tamtejsi obrońcy zwierząt są czujni (podziękowania dla Kasi Matuszewskiej) i pewnie pan Tomasz będzie miał kolejną przygodę z Temidą.

Obiecałem jeszcze wrócić do sprawy węży. Otóż słupska3) firma "Astra" również organizowała, już po październiku '97 wystawy jadowitych zwierząt - tym razem nie były to pająki, lecz węże, które jako zwierzęta bardziej rozwinięte pod względem ewolucyjnym, podczas jednej z wystaw "dały nogę" i do dziś nie wiadomo, czy wszystkie złapano. Na polecenie Ministerstwa OŚZNiL4) doniesienie do Prokuratury Rejonowej w Bolesławcu złożył Wydział Ochrony Środowiska Urzędu Wojewódzkiego z Jeleniej Góry - oskarżając organizatorów właśnie o złamanie art. 20 ustawy o ochronie zwierząt. Nie wiedzieć jednak czemu, prokurator przedstawił właścicielom "Astry" zarzut narażania ludzi na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia (kto wie, może kara jest w tym przypadku wyższa?). Wykonałem kilka telefonów i ustaliłem adres firmy, która na wiosnę tego roku zorganizowała w Domu Kultury w Bolesławcu wystawę węży:

PPUH "Astra"
* Gdyńska 28, 76-200 Słupsk
) 0-59/42-32-63

Zadzwoniłem również do tej firmy z pytaniem, czy posiadają węże - co mój rozmówca potwierdził, proponując mi jednocześnie wypożyczenie słonia i wielbłąda (sic!). Trochę się bałem, że ktoś tu robi sobie ze mnie żarty, ale zawiadomienie do słupskiej prokuratury wysłałem i tak. I bardzo dobrze, okazało się bowiem, że ta wszczęła postępowanie, jednocześnie przyznając Ośrodkowi "Źródła" ni z tego ni z owego (może taka premia za całą tę pracę?) status pokrzywdzonego w sprawie. Status pokrzywdzonego pozwala np. występować jako oskarżyciel posiłkowy w procesie (wedle nowego kodeksu karnego następuje to prawie automatycznie, wystarczy tuż przed rozprawą zgłosić taką chęć sędziemu), co umożliwia m.in. zadawanie pytań (rzecz jasna kłopotliwych) oskarżonemu. Wprawdzie jeździć do Słupska na rozprawy raczej nie zamierzam, ale zawsze miłe jest wykonywanie prawa pokrzywdzonego - nikt nie może mi odmówić informacji dotyczących toczącego się postępowania. Oczywiście o wynikach sprawy poinformuję Czytelników ZB w może już nieco krótszym tekście.

Na koniec pozostaje pytanie: czy należy się cieszyć z takiego obrotu sprawy? Niestety, nie. Ta sama bowiem ustawa, która zabrania wożenia po Polsce terrariów z pająkami, pozwala nie tylko obwozić, ale również zmuszać do występów ku uciesze człowieka liczne zwierzęta w cyrkach - również jadowite i drapieżne. Wystarczyłoby więc, żeby pan Buczkowski dał swoim pająkom piłeczkę, kazał chodzić po linie (po pajęczynie?), a sam stanął wśród terrariów z biczem - wtedy wszystko odbywałoby się zgodnie z prawem i nikt nie mógłby czepiać się Cyrku "Exponer". Ot, doskonała ustawa…

Krzysztof A. Wychowałek "Xpert"
Ośrodek Działań Ekologicznych "Źródła"
: kaw@zrodla.most.org.pl
) 0-42/630-17-49

PS 1

Wiadomość z ostatniej chwili. Wystawa jadowitych węży pojawiła się w Stargardzie Szczecińskim. Jeżeli pojawi się w Twojej miejscowości, powiadom policję!

PS 2

Podziękowania dla Piotra Szkudlarka za pomoc prawną przy pisaniu tego tekstu.
  1. Zob. Krzysztof Wychowałek, Zwierzę jest tylko rzeczą [w: ] ZB nr 1(103)/98, s.64; oraz Zwierzę jest tylko rzeczą - część II [w:] ZB nr 9(111)/98, ss.35-37.
  1. Już po rozprawie pan Buczkowski był w mediach przedstawiany jako "Tomasz B.", natomiast wszystkie gazety opisały, jak to w jego sprawie zeznawał "Krzysztof Wychowałek z Ośrodka Działań Ekologicznych ŹRODŁA". Właśnie to jest naruszeniem prawa prasowego!
  1. Przesłuchujący mnie w tej sprawie policjant uparcie pisał "Słubsk".
  1. Czyli nie jest tak, że tylko nawiedzeni ekolodzy się czepiają. Bo chyba pan dr Zygmunt Krzemiński, wicedyrektor Departamentu Leśnictwa, Ochrony Przyrody i Krajobrazu, wie co robi, kiedy pisze "Departament [...] prosi uprzejmie o zgłoszenie powyższego faktu prokuraturze"?

 
 
  


ZB nr 18(120)/98, 16-30.9.98


Początek strony