Jeden ruch, wiele nurtów

Ruch zielonych powszechnie uważany jest za ruch działający na rzecz ochrony środowiska. Pozornie wydawać by się mogło, że powinien być to ruch jednolity, że wszystkim organizacjom i osobom prywatnym z nim związanym chodzi o to samo. Niektórych dziwi więc fakt powstawania tak wielu organizacji, konfliktów, krytycznych uwag.

Tymczasem spotykamy się tutaj z różnymi poglądami. Mamy do czynienia z ruchem ochrony przyrody, ochrony środowiska, ochrony człowieka, praw zwierząt, produkcją zdrowej żywności. Dochodzi do tego wegetarianizm, weganizm, pacyfizm, obrona praw człowieka i wiele innych. To jeśli chodzi o ideologię. Różnice zdań pojawiają się również w związku ze strategią działań. Jedni określają się jako radykalni, inni jako rozsądni. Jedni drugich wyzywają od oszołomów, nawiedzonych, ekologów poprawnych, partii cyklistów itp. Oczywiście to zawsze MY bezwzględnie mamy rację. Inni są dobrzy tylko wtedy, gdy nas popierają. Jeżeli mają w jakiejś kwestii inne zdanie, to już nie. Jednego dnia z działaczem X współpracujemy, bo na daną sprawę mamy taki sam pogląd. Współpracujemy, pomagamy sobie, zawiązujemy koalicje, coś wspólnie robimy. I wtedy działacz X jest cacy, jest mądry, rozsądny itd. Ale któregoś dnia nasz nowy pomysł nie znajduje uznania u działacza X. Krytykuje nasz pomysł. I wówczas staje się dyletantem, histerykiem, specjalistą od przenoszenia żab, specjalistą od dobrych rad i kimś, kto wie lepiej (a przecież to MY wiemy lepiej - więc jak śmie nas krytykować). Sugeruje się wówczas, że to jakiś odszczepieniec, reprezentujący inny ruch. Nie potrafimy zrozumieć, pogodzić się z tym, że inne osoby działające w ruchu zielonych mogą się z nami w jakiejś kwestii nie zgadzać. Bo przecież to MY jesteśmy prawdziwymi ekologami, a więc jeśli ktoś nas nie popiera bez zastrzeżeń, to nie jest prawdziwym ekologiem. Nie jest prawdziwym ekologiem, bo nosi buty ze skóry, bo je mięso, bo ma naturalną (albo sztuczną - zależy od punktu widzenia) choinkę, bo nie jeździ na rowerze, bo nie zgadza się na wycięcie lasu łęgowego po to, żeby przez jego teren poprowadzić drogę, która według nas odciąży inną drogę itd.

Ostatnio często spotykamy się z przykładami zawierania przez organizacje ekologiczne porozumień i kompromisów z hydrotechnikami, budowniczymi kolejek górskich i innymi niszczycielami środowiska. Z instytucjami, z ludźmi, z którymi zielonych nic nie łączy. Jednocześnie nie potrafimy porozumieć się sami ze sobą, znaleźć tego, co nas łączy. Potrafimy tylko uwidaczniać różnice, z uporem maniaka upierać się przy tym, co nam wpadło do głowy, bez zastanowienia się nad krytyką innych. I dlatego np. Komitet Wyborczy Zieloni otrzymał w wyborach samorządowych w Krakowie 0,86% głosów. Dlatego zieloni w Polsce nie są żadną siłą polityczną. Dlatego w Polsce nikt się z zielonymi nie liczy. Sukcesy są nieliczne i często spóźnione.

Mamy w ruchu ekologicznym wielu oszustów, którzy są zainteresowani jedynie zdobywaniem pieniędzy i którzy dostają orgazmu na sam dźwięk słowa kompromis (czasami konieczny, ale tylko w wyjątkowych sprawach i pod warunkiem, że ma się z czego ustąpić). To właśnie z tych ludzi powinno się ruch ekologiczny oczyścić, ponieważ są nieuczciwi. Natomiast ci, którym naprawdę leży na sercu dobro przyrody i człowieka, powinni próbować wypracować wspólne stanowisko. Powinni stanowić jeden ruch o wielu nurtach.

Mariusz Waszkiewicz

Garść polemicznych refleksji

Zagrożenia cywilizacyjne środowiska naturalnego podzielić należy na te o znaczeniu nadrzędnym, czyli pierwotne oraz wtórne, tzn. wszystkie inne wynikające z pierwszych. My - jako ludzkość - zwalczamy tylko wtórne, czym jedynie opóźniamy globalne załamanie równowagi ekologicznej.

1. Thomas Robert Malthus1) miał rację

Niszczenie lasów tropikalnych, wielkie wymieranie fauny i flory, zmiany klimatyczne, zatrucie wszechoceanu itp. to tylko pochodne trzech zasadniczych zjawisk:

Nie wydaje mi się, aby mówienie czy pisanie o przeludnieniu jako głównej sile sprawczej kryzysu ekologicznego było mydleniem oczu. Wszak to właśnie w krajach o najwyższym wskaźniku zaludnienia i przyrostu naturalnego najszybciej ginie przyroda. Człowiek - jak każdy gatunek biologiczny - usiłuje maksymalnie wykorzystać swoją niszę ekologiczną poprzez zwiększanie liczebności populacji. Jeśli innym gatunkom dość skutecznie przeszkadza w tym presja środowiska (drapieżnictwo, konkurencja, pasożytnictwo etc.), to nasz gatunek wyzwolił się spod jej mocy. Wiadomo jednak, iż wzrost nie może trwać w nieskończoność i po przekroczeniu pojemności środowiska naturalnego musi nastąpić gwałtowne załamanie populacji. W przypadku homo sapiens skutki tego uwidocznią się w epidemiach, wojnach i głodzie. W ten sposób miliony osobników zostaną skazane na straszną śmierć, a światowy ekosystem będzie powracał do normy całe wieki.

Dawno już do mitów zaliczono twierdzenie, że zdążymy na czas ulecieć ku innym planetom lub dzięki pomocy biotechnologii i inżynierii genetycznej przeprowadzić rewolucję żywnościową. A nawet gdyby możliwe było wykarmienie - dajmy na to - 20 mld ludzi, wątpię, by ktokolwiek miał ochotę spożywać posiłki na stojąco! W imię jakiej ideologii bądź filozofii mamy przeludnić planetę, a potem marnie zginąć?!

Obecnie żyje ok. 6,4 mld osobników ludzkich, a co roku przybywa 80 mln! Na razie ci liczniejsi, z biednych państw chcą żyć na poziomie garstki bogaczy z krajów wysoko rozwiniętych. Nie liczą się oni z faktem, że na Ziemi nie ma już tyle zasobów, aby im to umożliwić.

Z powyższym problem wiąże się wyraźnie następny, a mianowicie niesprawiedliwy podział zasobów ziemskich. Dostrzegamy go nie tylko między państwami, lecz również pomiędzy ludźmi w obrębie jednego narodu (przykładem może być Polska). Jak podają Leszek i Marian Woźniakowie: 1% najbogatszych Amerykanów zgromadził w swoich rękach 40% narodowego bogactwa. Podobny proces transformacji widzimy dzisiaj w Polsce - rośnie przepaść ekonomiczna między większością społeczeństwa a elitami biznesu. Rośnie również przepaść w korzystaniu z darów natury.2) Pan Piotr Listkiewicz stwierdza natomiast: Pęd do pieniądza i "amerykańskie tempo" jego zdobywania za wszelką cenę i każdym kosztem spowodowały w polskim narodzie niebezpieczne zaślepienie, które może doprowadzić do kolejnej katastrofy.3) Winę za taki stan rzeczy należy przypisać trzeciemu z wymienionych na wstępie czynników, tj. systemowi edukacyjno-wychowawczemu. Za jego pośrednictwem kreowany jest model "bogatego nędzarza", tzn. człowieka nie uznającego innych wartości prócz "mamony". Dzisiejsza młodzież (znów nasz kraj może świecić przykładem) w szkole i w domu poprzez telewizję i prasę bombardowana jest ideą "człowieka sukcesu". Ten nowy obraz przesłonił czy wręcz zastąpił dotychczasowe idee patriotyczne, romantyczne, altruistyczne. Teraz ludziom (nie tylko młodym) imponuje "człowiek sukcesu" - współczesny bohater, który nie licząc się z nikim i niczym łatwo zdobywa fortunę i wiedzie niczym nieograniczony, hiperkonsumpcyjny styl życia.

Podobno w. XXI będzie wiekiem nauk biologicznych, a w ciągu najbliższego półwiecza rozstrzygnie się większość problemów ekologicznych. Ciekawe tylko, kto będzie je pozytywnie rozwiązywał, skoro przyszli decydenci będą nadal zajęci (=zaślepieni) zbijaniem fortun.

2. Edukacja ekologiczna czy ekofilozofia

Ludzie końca wieku, a nawet tysiąclecia (odnosi się to do Europy i narodów z niej pochodzących) znowu czują potrzebę totalnego przewartościowania świata. Czy zadanie takie może spełnić ekofilozofia? Przecież tak naprawdę pod tym pojęciem kryje się mnóstwo nurtów, nierzadko wzajemnie sprzecznych i nie mających uzasadnienia w faktach biologicznych. Filozofowie - jak stwierdza prof. Leszek Kołakowski - nie mają zbyt wiele do powiedzenia w sprawach ekologii, nie posiadają odpowiednich kompetencji. Mogą jedynie powtarzać to, co mówią inni - chemicy, oceanografowie, demografowie, ekonomiści.4) Nowy światopogląd należy tworzyć w oparciu o rzetelną wiedzę przyrodniczą, a tak zwani "ekofilozofowie" muszę zejść ze sfer ideologicznych mrzonek i iluzji w dostrzegalną sferę realizmu, wspartą na przyrodniczym sposobie interpretowania faktów, bo ekologia to nie bujanie w świecie idei.

Wobec powyższego zmiana mentalności społeczeństw powinna być dokonywana w drodze edukacji ekologicznej. Powszechne wychowanie ekologiczne, oparte na przekazie wiedzy o środowisku i zachodzących w nim współzależnościach, musi też zostać poparte przez ogólny i lepszy od dzisiejszego model wychowawczy. Zadanie filozofii jest nie tylko wspomagające.

3. O nowy wizerunek ekologa

Ludzie zajmujący się ochroną przyrody ciągle postrzegani są przez ogół albo jako nieszkodliwi dziwacy, albo jako fundamentaliści zagradzający innym drogę do rezerwatu lub parku narodowego. Tymczasem konserwatorska ochrona przyrody zastąpiona została nowoczesną koncepcją ekorozwoju. Wiele państw - w tym i Polska - obrało jako naczelną politykę właśnie zasadę zrównoważonego rozwoju. U nas w kraju jest to tylko jeszcze jedna papierowa deklaracja; przykładami mogą być: olimpiada 2006 w Tatrach oraz autostrada przez rezerwat i park krajobrazowy Góra Św. Anny, a także wiele drobniejszych uchybień. Obecnie mało kto korzysta z fachowej wiedzy ekologa przy podejmowaniu różnorakich inwestycji i decyzji. Nadal uważa się, że ekologowie ochroniarze tylko przeszkadzają w wielu działach rzekomej gospodarki: leśnej, wodnej czy rolnej. Już najwyższy czas, żeby właściwie - czyli ekologicznie gospodarować zasobami przyrody, a ekologów dostrzegać jako współgospodarzy i administratorów pilnujących przestrzegania zasad ekorozwoju. Należy utworzyć silny aparat administracyjny ochrony przyrody. Przecież wykwalifikowanych specjalistów nie brak. Cóż więc nadal stoi na przeszkodzie? Czyżby znów pieniądz?

mgr Cezary Tajer
* Olsza 13
56-306 Sułów

1) Thomas Robert Malthus - ekonomista angielski, żyjący w latach 1766-1834, twórca teorii ludnościowej.

2) L. i M. Woźniakowie, My bierni sojusznicy zagłady - część II [w:] "EkoRaj" nr 8/1998, s.4.

3) P. Listkiewicz, Gaszenie ognia benzyną [w:] "EkoRaj" nr 7/1998, s.12.

4) Za: Zbigniew Pachulski, Filozofowie a ekologia [w:] ZB nr 5(107)/98, s.36.

Nareszcie w Europie!!!

Ks. Biskup Szczepan Wesoły, arcybiskup Birmingham, anglikański biskup Worcesteru, Anthony Coombs (poseł do parlamentu) - utworzyli Fundusz Dobroczynny Dziecięcej Organizacji Charytatywnej Księdza Bernarda Czarneckiego, której celem było ratowanie zagrożonych ekologicznie dzieci śląskich. Całą sprawę opisałem kiedyś w ZB, dziwiąc się, że dzieci śląskie nie znajdują w kraju miejsc, gdzie woda czysta i trawa zielona.*)

W ZB 4(58)/94, s.24 pan Mike Oborski - sekretarz generalny ww. funduszu objaśnił, że większość pieniędzy pochodzi ze zbiórek w kraju, tylko mała ich część została zebrana w Anglii (wśród Polonii również).

Opisuję i przypominam sprawę sprzed 4 lat. Otóż, to bardzo staroświeckie rozwiązanie problemu, z udziałem aż tylu osób duchownych należy zdecydowanie do minionej epoki, opisanej przez Dickensa.

A oto o wiele bardziej nowoczesne rozwiązanie pewnego problemu społecznego. W Polsce istnieje spora liczba osób głuchoniemych. Upadła spółdzielczość pracy niepełnosprawnych; szczególnie trudna jest sytuacja głuchoniemych na wsi. "Gazeta Wyborcza" (z 20.10.98) opisuje francuską mafię, która sprowadza głuchoniemych z krajów Europy Środkowej do Francji. Tam odbiera się im paszporty, bije, terroryzuje, gwałci i zmusza do żebrania - tzn. do rozprowadzania po restauracjach breloczków. Cały ich zarobek zgarnia szef, francuski głuchoniemy, zarabiając ok. 30 tys. dolarów rocznie na pracy jednego polskiego głuchoniemego. Który za swoją pracę nie dostawał nic.

Czy aby naprawdę? Przecież mógł podziwiać francuskie pejzaże miejskie opiewane przez poetów. Coś jadł, chyba nie przymierał głodem. Nadto francuski szef uczył go prostych i nieskomplikowanych zasad kapitalistycznego myślenia.

Niech żyje Francja! Wznieśmy znów stary okrzyk napoleońskich wiarusów! Najstarsza Córa Kościoła, starsza siostra Polski. Która zawsze trapi się polskimi problemami.

Paweł Zawadzki

*) Paweł Zawadzki, Zjednoczone Królestwo wśród dżdżu, czyli korespondent z Londynu [w:] ZB nr 2(56)/94, s.11.

BEZCZELNA bezczynność ministra OŚZNIL

Bezczynność kolejnych ministrów ochrony środowiska i współpracujących z nimi urzędników stała się sposobem ich pracy. Ostatnio do bezczynności dołączyła jeszcze bezczelność. Jak na razie nikt nie znalazł sposobu na zakończenie tej bezprawnej i niebezpiecznej procedury.

Przykładem bezczynności Ministerstwa Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa jest sprawa związana z utworzeniem Straży Ochrony Przyrody. Ustawa z 1991 r. o ochronie przyrody dała ministrowi możliwość powierzenia tworzenia SOP-u organizacjom społecznym zainteresowanym ochroną przyrody. Aby mogło to nastąpić, organizacje takie muszą złożyć wniosek do MOŚZNiL. Minister powinien załatwić te wnioski w formie decyzji administracyjnej. Postępowanie to - zgodnie z Kodeksem postępowania administracyjnego - powinno trwać nie dłużej niż miesiąc.

Niestety, przewidziana prawem administracyjnym miesięczna procedura w przypadku wniosku Towarzystwa na Rzecz Ochrony Przyrody z Krakowa trwa już ponad 2 lata. Po raz pierwszy TnROP złożyło wniosek o utworzenie SOP-u w sierpniu '96. W odpowiedzi ministerstwo określiło termin załatwienia sprawy w terminologii nie znanej Kpa (po podpisaniu zarządzeń przez ministra). Po półtorarocznym, bezskutecznym oczekiwaniu na podpis ministra TnROP ponowiło swój wniosek, prosząc o stosowanie zasad postępowania administracyjnego. Odpowiedź znowu zawierała abstrakcyjny termin - do czasu nowelizacji ustawy o ochronie przyrody. Cierpliwość TnROP wyczerpała się - została złożona pierwsza skarga do Prezesa Rady Ministrów. Biuro Skarg i Wniosków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów (KPRM) uznało słuszność skargi i w piśmie do ministra prosiło o załatwienie sprawy zgodnie z Kpa i o powiadomienie o sposobie załatwienia tej sprawy. Od tego czasu MOŚZNiL zaczęło milczeć. Nie udzieliło również odpowiedzi KPRM. TnROP wniosło drugą skargę na bezczynność ministra, a KPRM ponagliła ministerstwo. Oczywiście ministerstwo ciągle milczało. Została skierowana kolejna - trzecia skarga na bezczynność. W odpowiedzi bezradne Biuro Skarg i Wniosków KPRM opisało: ...proponuję, wobec nieskuteczności naszych interwencji - aby Towarzystwo skorzystało z postanowień art. 17 i 26 ustawy o Naczelnym Sądzie Administracyjnym i wniosło do NSA skargę na bezczynność ministerstwa. Według Kancelarii Premiera, NSA posiada możliwość nałożenia grzywny na ministerstwo w celu przymuszenia do wykonania czynności. TnROP uprzedziło ostatnią odpowiedź KPRM i wcześniej złożyło do NSA skargę na bezczynność MOŚZNiL. Ministerstwo zostało już zobowiązane przez NSA do odpowiedzi w ciągu 30 dni. Za niedługo przekonamy, się czy ministerstwo zastosuje się do zobowiązań sądu.

Opisane powyżej wydarzenia wyraźnie dowodzą, że Ministerstwo OŚZNiL bezczelnie i perfidnie lekceważy zainteresowanych (stronę postępowania administracyjnego) oraz swój organ nadrzędny, jakim jest Prezes Rady Ministrów. Równocześnie świadomie łamie podstawowe przepisy Kodeksu postępowania administracyjnego. Dziwne jest to, że Prezes Rady Ministrów nie ma wpływu na poczynania, a właściwie bezczynność "swojego" ministra i sugeruje wystąpienie na drogę sądową przeciwko "swojemu" człowiekowi.

Ciąg dalszy zapewne nastąpi.

Jarosław Snopek

Kompleksy leczone dezinformacją?

"Gazeta Krakowska" w Nowym Sączu (czyli ostatnio - "Gazeta Nowosądecka") od lat celuje w bardzo specyficznej metodzie pisania o organizacjach ekologicznych i problemach ochrony przyrody. Śledzę to od lat i widzę, jak ewoluuje pisanie o zielonych.

Do pewnego momentu ekolodzy byli "z definicji" oszołomami, co to tylko organizują zadymy i zauważani są jedynie przy ich okazji. Od pewnego czasu trudno już pisać o organizacjach społecznych w taki sposób, nie narażając się na uśmieszek pobłażania, więc "Gazeta" zmieniła taktykę. Otóż, są zieloni "grzeczni" i jest ta reszta, grupująca bardzo złe dziewczynki i złych chłopców (to nic, że niektórzy z nich w wiek dorosły wkroczyli już 20 - i więcej - lat temu...). Trzeba pisać o ekologach, piszmy więc o "naszych" ekologach! "Grzeczni" ekolodzy podchwycili ton "Gazety" (bo wymogiem wobec niemal każdego wniosku o dotację jest przedstawienie oddźwięku w mediach pracy wykonanej przez organizację społeczną) i ochoczo płodzą wraz z dziennikarzami (oh, boy! - jak mawia nasz przyjaciel z USA) urocze laurki. No i niech tam, można by powiedzieć, gdyby nie to, że stałym elementem owych laurek jest - nie całkiem bezinteresowna - przygana złym chłopcom i dziewczynkom z "niegrzecznych" organizacji.

Pięknie ilustruje to zjawisko fragment laurki na temat organizacji z Nowosądeckiego (pominę nazwę ze względu na spodziewane histeryczne reakcje), gdzie dziennikarz (oh, boy...) pisze tak: Należę do jednej z tych organizacji ekologicznych, które postawiły na skromną działalność (...) po prostu (...) skupili się na (...) zielonej robocie. To głos dziennikarza, a oto wtórowanie samego prezesa tejże organizacji: Po co barykadować drogi, protestować, skoro cel możemy osiągnąć inaczej...

Tak zweryfikowani ekolodzy mogą być nagrodzeni i dostąpić patronatu "Gazety", dostają też upominki od Lasów Państwowych, co pewnie będzie miało znaczenie, gdy "jakaś" organizacja ekologiczna będzie musiała zaopiniować to lub owo.

Po dwudziestym już chyba telefonie od dziennikarzy (i chyba także innych służb) zainteresowanych, co "Pracownia na rzecz Wszystkich Istot" szykuje przeciw organizacji olimpiady w Tatrach, mam ochotę odpowiedzieć: postawiliśmy na skromną działalność, po co barykadować drogi, protestować, skoro cel możemy osiągnąć inaczej?

Marek Styczyński

rys. Jarosław Gach