Rozmowy o biosferze

Pieniądze i życie

Około 30 lat temu słynny ekonomista i ekspert ONZ-etu, autor znanej książki Małe jest piękne - E. F. Schumacher napisał mniej znaną, ale chyba bardziej doniosłą książkę, która mogłaby być biblią ekologów. Tytuł tej książki brzmi: Koniec naszej epoki. Autor stawia w niej tezę, że cywilizacja nieustannego wzrostu gospodarczego i konsumpcji jest formacją schyłkową, ponieważ doprowadzi wkrótce do wyczerpania surowców naturalnych. W książce tej autor używa dwóch znamiennych nazw: "ostatnia noc balowa" oraz "uczta Baltazara". Ale ludzie nie lubią złych wiadomości, więc książkę tę pokryła zasłona milczenia.

Przed przeszło 10 laty dokonano dalszego przybliżenia sytuacji. Dwaj ekonomiści angielscy - Jay i Stewart opublikowali obszerne dzieło Apokalipsa roku 2000, w którym przewidują na przełomie wieków (a więc już!) załamanie się gospodarki rynkowej i demokracji politycznej w Europie Zachodniej. Podobną prognozę opublikował szef koncernu Sony, Japończyk Akio Morita. I co? I nic. Książka powyższych angielskich autorów jest dostępna w Bibliotece Uniwersyteckiej w Łodzi, ale nikt jej nie czyta ani nie komentuje, bo ludzie nie lubią złych wiadomości.

Prócz tych autorów jeszcze wielu innych przewidywało, że gospodarka Europy Zachodniej pewnego dnia załamie się pod naciskiem azjatyckiej konkurencji, nikt jednak nie spodziewał się światowego kryzysu finansów, który zaczął się w Azji, ciężko ugodził Rosję, a teraz krąży po świecie jak dzika, rozjuszona bestia szukająca ofiary. Bezradność światowej finansjery jest przerażająca: prezydent Clinton stwierdził, że świat być może stoi w obliczu najpoważniejszego kryzysu finansowego od pół wieku (...) nie tylko Kenneth Courtis z Deutsche Bank uważa, że przywódcy państw rozwiniętych chowają głowy w piasek. Takie wypowiedzi, jak powyższa z "The Wall Street Journal Europe", możemy znaleźć dziś i w innych poważnych mediach. A więc "uczta Baltazara" zbliża się powoli do końca. Czy przejawia się w tym stwierdzeniu duch jakiegoś katastrofizmu? Bynajmniej nie. Wszystkie struktury żyjące, a więc to, co tworzy przyroda i człowiek, są to tzw. struktury dyssypatywne, żyjące dzięki rozpraszaniu (dyssypacji) energii i dlatego zmuszone do nieustannej akumulacji dóbr energetyczno-materialnych. Za samo (matematyczne) zdefiniowanie struktur dyssypatywnych słynni uczeni Ilya Prigogine i Erwin Schrö dinger dostali nagrodę Nobla. Otóż, życie struktur dyssypatywnych składa się z okresów stabilności, oddzielonych od siebie tzw. bifurkacjami, które są okresami chaosu i kryzysu struktury. Bifurkacja stanowi jakby przełącznik struktury do innego stanu, lepszego lub gorszego - możliwości są dwie, stąd nazwa: bi-furkacja. Występowanie bifurkacji jest matematycznie opisaną prawidłowością przyrody. Tak jak w życiu jednostki występują nieuniknione kryzysy wywołane chorobą, zdarzeniami losowymi czy inną zmianą warunków życia, okresy bifurkacji dzielą życie zbiorowości na cykle stabilnego rozwoju, z których najbardziej znane są tzw. cykle Kondratiewa. Mówiąc krótko: na tym świecie nic nie trwa długo, więc jeśli coś idzie dobrze, przygotuj się do nadchodzącej zmiany.

To jest wniosek ogólny, dotyczący wszystkich ludzi i wszystkich organizacji. A co robią nasi zieloni? Po prostu są wyżsi ponad takie przyziemne sprawy, przeżuwają idee głębokiej ekologii z lat 60., jakby dziś była jeszcze jakaś inna alternatywa albo bronią dzikiej przyrody, która już została zniszczona, gdy może chodzić już tylko o przetrwanie życia na planecie. I czekają, aż pewnego dnia potężni decydenci powiedzą: sorry ladies and gentlemens, ale ludzkości nie stać już na luksusy, a wasza ekologia to luksus, na który pozwalaliśmy, żebyście się czymś zajęli i nie mieli gorszych pomysłów, ale teraz niestety już nas na to nie stać. I skończy się finansowanie organizacji ekologicznych tak, jakby ktoś nagle odłączył wszystkie wtyczki od sieci energetycznej. I prysną wielkie iluzje wraz z małymi ambicjami. Jesteśmy wszyscy strukturami dyssypatywnymi - bez zasilania energią, którą symbolizują pieniądze, nie przetrwamy ani jako osoby fizyczne, ani jako zorganizowane zbiorowości.

Ten czarny scenariusz jednak wcale nie musi się spełnić. Przyszłość w znacznej mierze zależy od nas. Energia umożliwiająca przetrwanie zarówno osobom fizycznym, jak i asocjacjom zielonych jest wśród nas, tylko rozproszona. Trzeba ją wydobyć na światło dzienne i zorganizować. Inaczej mówiąc, trzeba zabrać się od zaraz do organizacji samofinansowania, czyli do prowadzenia działalności gospodarczej.

Są wśród nas tacy, którzy potrafią prowadzić przedsiębiorstwo albo mają praktyczne pomysły, czyli know-how, na których można robić pieniądze. Jeśli wiadomo, co robić i kto ma to robić, potrzebny jest tylko kapitał i forma prawna przedsiębiorstwa. Praktycznie wszystko zależy od kapitału, jakim się dysponuje. Sposobem na zebranie kapitału jest spółka. Przyjmijmy, że będzie to spółka z graniczoną odpowiedzialnością (odpowiada się tylko do wysokości udziałów, a nie całym mieniem) i że jeden udział określamy na skromne 100 zł. Praktycznie każdy więc mógłby wejść do grona wspólników i partycypować w zyskach. Zysk spółki miałby dać rękojmię, że np. ZB będą się ukazywać niezależnie od sytuacji ekonomicznej w kraju.

Jak tę myśl urzeczywistnić?

Zgodnie z art. 160 Kodeksu handlowego powołanie spółki z ograniczoną odpowiedzialnością wymaga:

  1. Zawarcia notarialnej umowy spółki.
  2. Wniesienia całego kapitału.
  3. Ustanowienia zarządu i rady nadzorczej spółki.
  4. Wpisania do rejestru handlowego.

Na początku najważniejszym warunkiem jest jednak coś, o czym Kodeks handlowy nie mówi: trzeba zebrać kapitał. Udziały członków założycieli mogłyby być wpłacane na zablokowane konto, otworzone przez ZB, do którego jedynym kluczem byłoby przedstawienie w banku umowy spółki i uchwały zgromadzenia wspólników o powołaniu Zarządu. W ten sposób zablokowane konto zostałoby przekształcone w operacyjne konto spółki, w dyspozycji Zarządu, nie narażając nikogo ze wspólników na ryzyko utraty wpłaconych udziałów.

Apeluję więc do Czytelników: jeśli decydujecie się na utworzenie spółki, przysyłajcie do ZB swe adresy z informacją, z jakim udziałem macie zamiar wejść do spółki. Miejmy nadzieję, że ZB zechcą te oferty drukować. Takie oferty pozwoliłyby zorientować się, czy w tym gronie powołanie spółki w ogóle jest możliwe czy też powinna powstać sieć spółek, a później być może holding. A więc przysyłajcie do ZB oferty na hasło: "zielona gospodarka". Jeśli macie użyteczne pomysły lub chcielibyście pracować w spółce, nie wstydźcie się, załączajcie do ofert swoje propozycje. Być może nic z tego nie wyjdzie, a być może, narodzi się coś wielkiego, coś, co odnowi oblicze tej Ziemi po raz drugi. A więc do dzieła, pokażmy, ile jesteśmy warci.

Jan M. Szymański
Fundacja HSR
/ skr. 104, 90-955 Łódź 8
: szyman@krysia.uni.lodz.pl