Wątki proekologiczne
w "DZIENNIKACH POWOJENNYCH" Marii Dąbrowskiej

W 1996 r. ukazało się 4-tomowe wydanie tych dzienników w opracowaniu i ze wstępem Tadeusza Drewnowskiego, dość znacznie różniące się od pierwszej edycji z 1988 r. - poważnie uszczuplonej z powodu opuszczeń oraz licznych ingerencji cenzury (wszak były to jeszcze czasy komunistycznego panowania). Uszczuplenia owe były zrozumiałe w świetle lektury póŸniejszej edycji: z łamów Dzienników... bowiem wyziera bezwzględny i bezkompromisowy krytycyzm autorki wobec komunizmu. Uważa go za system absolutnie zły (pisząc o epoce triumfującego Antychrysta, wyprzedziła ideowo o kilka dekad słynne "imperium zła" Ronalda Reagana), Polsce narzucony przemocą przez Rosję (tego bowiem określenia przeważnie używała, rzadko pisząc o Związku Radzieckim).

Tutaj postaram się wydobyć obecne na łamach Dzienników... wątki proekologiczne, które tym bardziej zasługują na uwagę (i uznanie), że Dąbrowska zmarła w połowie 1965 r., a więc na 4 lata przed ogłoszeniem raportu U. Thanta (w maju '69), ukazującego po raz pierwszy światowej opinii publicznej sprawę zagrożeń ekologicznych. Wcześniej dostrzegali ją raczej nieliczni (i to głównie specjaliści przyrodnicy).

Sama Dąbrowska wyznaje, że wrażliwość na uroki przyrody cechowała ją już w dzieciństwie, a jej nasilenie przez całe późniejsze życie nie ulegało zmianom (t.3, s.242). Także troska o los zwierząt ujawnia się w różnych miejscach Dzienników.... Wykazuje również dużą wrażliwość estetyczną. W 1952 r., gdy ogłoszono projekt Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie, zauważyła o nim, że jest potwornie brzydki, niczym nie uzasadniony oraz przypomina jej zburzony sobór na placu Saskim (t.2, s.294). Zabiera też na łamach prasy głos, żeby wyrazić troskę o los starych dworów i parków (t.3, s.320) oraz oburza ją barbarzyńskie zniszczenie starodrzewia w podwarszawskim Komorowie, gdzie spędziła ostatnie lata życia (t.4, s.115).

Wielce krytycznie wyraża się o "socjalistycznym uprzemysłowieniu", które przebiega w warunkach dla człowieka okrutnych (co zresztą wcześniej miało miejsce i w kapitalizmie). Do tego jeszcze komuniści oczekują od proletariatu, zamiast buntu przeciwko tym warunkom, entuzjazmu dla przymusowej pracy i nędznej płacy, znoszonych w imię rzekomego szczęścia przyszłych pokoleń (t.2, s.235 i 304).

Z początkiem 1956 r. - na kanwie uwag o złym kierowaniu krajem przez komunistyczne władze - wskazuje na fenol trujący Wisłę i wodę w Krakowie. Wisła - główna rzeka i bóstwo ojczyzny (jak wyraziła się Dąbrowska) - stała się rzeką zatrutą, a zmiana tego stanu rzeczy miałaby ponoć wymagać kilkudziesięciu lat (t.3, s.69). Do sprawy tej wraca po trzech latach w związku z wiadomością podaną przez "Życie Warszawy" (zanotowaną 22.4.59) o przerwaniu wału ochronnego zbiornika z chlorkiem wapnia w Borku Fałęckim. Spływ trucizny do Wisły, jaki nastąpił, w niczym już tej rzece nie zagraża, jest ona bowiem martwa na odcinku 160 km od źródeł. Powodują to odprowadzane do niej ścieki fabryczne. Skłania to autorkę do następującej refleksji:

Potworna gospodarka. Czasem wydaje mi się, że zło immanentne, zło tkwiące w socjalizmie polega nie na tym, że tylu ludzi więził, niszczył, mordował - bo to potrafią wszystkie inne ustroje - tylko na katastrofalnej nieudolności w zawiadywaniu najzwyczajniejszym powszednim życiem kraju (t.3, s.384).

Gdy jeszcze w styczniu '53 odwiedziła Kraków, wyznała, że zrobił na niej - jak zresztą zawsze - wielkie wrażenie, tak zaś wyraziła się o - Nowej Hucie, tym pomyśle złośliwego demona, zagrażającym w razie wojny zniszczeniem cudnie zabytkowego Krakowa. Zbrodnią jest w czasie takiego napięcia wojennego budować obiekt przemysłu wojennego u wrót miasta - relikwii historycznej. I tylko nienawiść Rosji do naszej całej kultury mogła to podyktować [podkreślenie moje - AD] (t.2, s.350).

Nie byłoby dziś zasadne zarzucać Dąbrowskiej, iż nie dostrzegła wówczas zagrożenia ekologicznego, jakie obłędna inwestycja niosła dla Krakowa: jego mieszkańców, przyrody i bezcennych zabytków. Dostrzegali to jednak nieliczni już u samych początków jej budowy (wśród nich zmarły niedawno gen. Józef Kuropieska), o czym pisałem w innym miejscu.*) Tym niemniej wyrażona przez Dąbrowską opinia trafia w samo sedno: o wyborze lokalizacji przesądziła bowiem furia nienawiści ze strony narzuconej krajowi władzy i jej sowieckiego mocodawcy do polskiej tradycji, historii i kultury, co wówczas wyrażano w znanej formule o potrzebie zmiany społeczno-politycznego oblicza "reakcyjno-klerykalnego" Krakowa. Dobrze jest o tym przypomnieć dzisiaj, gdy znaleźli się ludzie pragnący "uczcić jubileusz 50-lecia Nowej Huty i kombinatu". Są wśród nich również znani weterani tej budowy.

Jesienią '64, a więc już niedługo przed swą śmiercią, daje Dąbrowska wyraz swej trosce o przyszłość człowieka gotującego sobie zgubę przy pomocy bomby atomowej albo nawet i bez jej użycia. W jednej z przeprowadzonych wtedy rozmów wyraża opinię, że skoro - jak powszechnie wiadomo - wyginęło mnóstwo gatunków roślinnych i zwierzęcych, to czemuż podobny los nie miałby się też stać udziałem człowieka (t.4, s.306). A w kilka tygodni później notuje:

Rzeki całego świata są już zatrute, powietrze całego świata jest już zatrute. Œrodki owadobójcze wyniszczą wkrótce kwiaty i owoce. Znikną lasy wyparte przez zakłady fabryczne i przez poszukiwaczy kopalń. Wymrą ptaki, gdy powietrzem i kosmosem zawładną latające maszyny. I tak ludzkość z bombą czy bez bomby atomowej zgotuje pomału koniec życia na Ziemi, walcząc jednocześnie o przedłużenie życia i zniknięcia epidemii. O paradoksie! (t.4, s.324-235).

Warto zatem wiedzieć, że jedną z najbardziej popularnych polskich pisarek, w twórczości której ogniskują się ważne problemy nowszych dziejów naszego kraju, można zaliczyć również do prekursorów idei ekologistycznych, które dzisiaj z niemałym trudem torują sobie drogę do świadomości polskiego społeczeństwa.

Andrzej Delorme

& Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne 1945-1965, wstęp i oprac. T. Drewnowski, Wyd. Czytelnik, Warszawa 1996.

*) Stalinowska industrializacja przyczyną klęski ekologicznej Krakowa [w:] Klęska ekologiczna Krakowa, praca zbiorowa pod red. M. Gumińskiej i A. Delorme, Kraków 1990, s.39-40.

 

Chwila zadumy

Każde ludzkie działanie powinno być przeprowadzone ostrożnie i odpowiedzialnie, aby uszanować życie we wszystkich jego formach i przejawach, i nie dopuścić do zniszczenia żadnego ogniwa ekosystemu.

Książka, z której zaczerpnięte zostało to zdanie, skłania do chwili refleksji i zadumy. Pokazuje rolnictwo jako jeden z komponentów wszechświata. Ukazuje związek z księżycem, planetami. Taka mała roślinka - wobec wszechświata - a za jej pośrednictwem energia kosmiczna jest przyjmowana przez ziemię. Uświadamiamy sobie, że nawet niewielkie działanie potrafi naruszyć ogromny organizm - skutki są nieprzewidywalne.

Nie jest to taki racjonalny podręcznik dla każdego rolnika, jak Ekofilozofia rolnictwa Mieczysława Górnego. Raczej dla rolnika, który już wie, że warto, że ekologia się opłaca.

Zofia Tuma

& Jean Claude Rode, O rolnictwie biologicznym - doświadczenia i przemyślenia, Wyd. Agra, Warszawa 1994, ss.58.

 

o ekologii bardzo racjonalnie

Wszędzie i we wszystkich epokach ludzie pustoszyli przyrodę i naruszali równowagę ekologiczną. Nie tylko wskutek niewiedzy, ale też dlatego, że bezpośrednie korzyści interesowały ich bardziej, niż cele perspektywiczne. Nie zawsze też mogli przewidzieć, że przygotowują ekologiczne katastrofy.

Autor Ekofilozofii rolnictwa - Mieczysław Górny pisze dużo i rzetelnie o zagrożeniu człowieka, wraz z całym światem przyrody. Wywody swe ilustruje tabelami (dane według: Worldwatch Intitute Report, WHO, Rocznik statystyczny), co w sposób dobitny pokazuje absurdalność ludzkich działań w sferze rolnictwa.

Nawozy produkowane przez przemysł chemiczny osłabiają rośliny - słabe rośliny ściągają na siebie szkodniki - przemysł chemiczny produkuje biocydy do ich zwalczania - skażona chemicznie żywność degraduje zdrowie człowieka - przemysł chemiczny produkuje leki. Nader logiczna sekwencja, tyle że prowokująca zło.

Te wszystkie dane, nawet najbardziej nieekologicznemu czytelnikowi powinny uświadomić, że czas najwyższy na wprowadzenie dość istotnych zmian w rolnictwie. I zmiany te autor proponuje. Z uwzględnieniem obecnej sytuacji polskiego rolnictwa, opierając się na doświadczeniach Zachodu - czego unikać, w którym kierunku iść. Z danych statystycznych wynika, że problemem naszego rolnictwa nie jest zwiększenie wydajności z hektara, a poprawienie jakości zbiorów i stworzenie możliwości przechowywania w takich warunkach, aby uniknąć 30% strat.

Mamy tu konkretny program przeprowadzenia zmian w gospodarstwie rolnym, w zależności od jego sytuacji obecnej i założonego celu.

Książka ta jest bardzo cenną pozycją - i myślę, że powinna stać się (tylko nie wiem jak) lekturą obowiązkową każdego rolnika.

Zofia Tuma

& Mieczysław Górny, Ekofilozofia rolnictwa, Wyd. Centrum Edukacji Ekologicznej Wsi, Krosno 1992, ss.104.

 

cóż ekologom po gnozie?

A cóż po metafizyce - niejeden mógłby zapytać, natrafiwszy na propozycję lektury książki Jerzego Prokopiuka - Gnoza i gnostycyzm. Autor jest gnozy znawcą i zapewne odpowiedŸ przyszłaby Mu łatwo.

Mnie natomiast jest o wiele trudniej poprzez kilka prostych uogólnień tak zaapelować do umysłów i sumień mych braci i sióstr, by zechcieli zaakceptować gnozę jako jedną z dróg. Nie utopię, ale realną wiedzę, wychodzącą naprzeciw nowej epoce nie tylko ideą, pomysłem lub projektem, ale i doświadczeniem dającym się sformułować w postaci algorytmu na przyszłość, znajdującego swe uzasadnienie w filozofii i przeświadczeniu, a obraz i podobieństwo ikony - w sztuce. Sztuką bowiem jest dziś przedstawić w zwięzłym traktacie naukowym propozycję światopoglądową nie o charakterze uniwersalnym, gdzie każdy znajdzie dla siebie wszystko, lecz o wymiarze realnym, w którym spotyka się przeszłość i przyszłość. A wykład ten jest taką właśnie propozycją.

Sam autor mówi o sobie, na łamach periodyku "GNOSIS", że jest tłumaczem pomiędzy światami. Świat materii to język. A poza nim świat duszy i świat ducha. O tych światach informuje gnoza. I to jest wystarczający powód dla ekologa. Lecz może nie tyle dla specjalisty, co dla fana, nie dla ignoranta, lecz raczej dla dyletanta i nie dla kogoś, kto w sposób oczywisty wie wszystko, lecz raczej dla tego, kto próbuje rozstrzygnąć sam dla siebie kilka zaledwie problemów osobistych. Oraz przyjąć je jako własną naukę dla własnych upodobań i decyzji oraz przeświadczeń, dla których działanie staje się wyrazem uczuć i myśli.

Nie wiem jak jest, lecz wierzę,

że będzie to, co było,

co wrasta twardym korzeniem

w Ÿródło, jakim jest miłość.

Nie wiem jak jest, lecz widzę,

że było już to, co będzie

mchem porośnięte Ÿródło

i rozliczne gałęzie.

Być może ów wiersz wyraża istotę gnozy. Lecz któż o tym mógłby powiedzieć?

Sławomir Gołaszewski

  1. Jerzy Prokopiuk, Gnoza i gnostycyzm, Typograficzna Oficyna Wydawnicza "Firet" i Antykwariat "Daimonion" (* Wilcza 29a), Warszawa 1998.
  2. "Gnosis" - dwumiesięcznik, tCHu, Dom Wydawniczy * Freta 3/3, 00-227 Warszawa (tam też informacje na temat innych publikacji) oraz adres Redakcji: Dwumiesięcznik "Gnosis" * Nowolipie 20a/23, 01-005 Warszawa 5

rys. Jarosław Gach

 

wszechświat jest domem

Wszechświat jest dla człowieka domem, a my jesteśmy jego strażnikami. [Jest to]... obwieszczenie pokoju sobie i całemu stworzeniu.

Ta piękna wypowiedź pochodzi z książki Jesteśmy z jednej Ziemi, z podtytułem Wychowanie ekologiczne dzieci i młodzieży. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że czytam kolejną utopię o społeczeństwie szczęśliwym - tym razem kluczem do jego szczęśliwości jest ekologia.

Autor przekonuje nas, że jesteśmy częścią przyrody, jednym z wielu elementów środowiska naturalnego. Potem pada zdanie: Poprzez dominujący model wychowania dzieci są okrutne wobec siebie, nie mają współczucia dla przegranych, wyśmiewają słabszych. Radą na to ma być edukacja ekologiczna, która zapewni wychowanie osobników tolerancyjnych, partnerskich itp. Czy autor zna choćby fragment świata przyrody rządzący się tymi "ekologicznymi prawami"? Przecież brak współczucia dla przegranych to obowiązujące prawo w naturze. Cały świat przyrody opiera się na tym, że "ktoś (lub coś) ginie, aby żyło coś". Jest to w końcu fundamentalne prawo natury. Żeby się z niego wyłamać, musielibyśmy być duchami niebiańskimi, stąpać po obłokach (aby nie ranić ziemi), odżywiać się światłem słonecznym. A tak nie jest. Autor nawołuje do wegetarianizmu - w imię niezabijania. Równocześnie mówi: chrońmy każdą formę życia - drzewo, roślinę. Czyli wegetarianin godzi się zabijać rośliny. Zabija. Każda istota żyje w jakiś sposób kosztem innej. Piękny kwiat jest piękny, bo dotarł do słońca, zacieniając roślinkę obok. Zwierzęta żyjące w stadzie podporządkowują się osobnikowi dominującemu - bo to zwiększa szanse przeżycia.

Łańcuch pokarmowy, selekcja naturalna. To istnieje. Tyle że bez ingerencji człowieka układa się w harmonię przyrody. Człowiek jest na pewno jednym z jej elementów, ale pewne wartości musi znaleźć w sobie. Odwoływanie się do natury jako wzorca postępowania w każdym punkcie prowadzi do zafałszowania natury lub porażki.

Zofia Tuma

& Grzegorz Bożek, Jesteśmy z jednej Ziemi - wychowanie i edukacja ekologiczna dzieci i młodzieży, Wyd. Stowarzyszenie Kultury Alternatywnej "Kaktus", Krosno 1998, ss.95.

Toksyna

Dwadzieścia sekund. Tyle potrzebował bohater powieści Robina Cooka pt. Toksyna, aby przekonać się do wegetarianizmu. Decyzję taką podjął po 20 sekundach swojego pobytu w rzeŸni, do której zatrudnił się w charakterze sprzątacza, aby wyjaśnić zagadkę tragicznej śmierci swojej nastoletniej córki.

Po dwóch tygodniach od chwili spożycia zainfekowanego hamburgera jedyna, ukochana córka znanego w okolicy kardiochirurga umiera w dramatycznych okolicznościach. Dla ojca zmarłej w wielkim bólu i cierpieniu córki staje się jasne, że należy zrobić wszystko, aby wyjaśnić przyczyny tej nagłej i niespodziewanej śmierci. Miłość do swojej córki i etyka lekarska były dodatkowymi inspiracjami do zdecydowanego działania. Nasz bohater poznał już bezpośrednio przyczynę śmierci swojej córki - wołowinę zakażoną wirusem Escherichia coli. Teraz pragnął dowiedzieć się, jak do tego doszło i kto był za to odpowiedzialny. Żmudne, pełne nadzwyczajnych przeszkód poszukiwania, zmierzające do poznania prawdy, przerodziły się stopniowo w krucjatę przeciwko przemysłowi mięsnemu. Aby odkrywać rzeczywistość i demaskować ważne fakty - doktor kardiochirurg staje do otwartej walki, w której z pomocą przychodzi mu jego była żona (matka zmarłej córki) i inspektorka z Departamentu Rolnictwa USA. Jest to walka na śmierć i życie, w której przeciwnikiem jest bezwzględny przemysł mięsny i którego przedstawiciele od razu wynajmują płatnych morderców, aby zgładzić wścibskich intruzów.

Toksyna posiada bardzo interesującą, dynamiczną fabułę, na podstawie której można by zrobić pierwszorzędny scenariusz do wyśmienitego filmu kryminalnego. Jednak godne szczególnej uwagi są w tej książce opisy odkrywające zatrważającą rzeczywistość skrywaną przed opinią publiczną, demaskowanie faktów i skandalicznych metod postępowania przemysłu mięsnego, odrażających praktyk i technik stosowanych wewnątrz zakładów mięsnych, rzeźni i ubojni.

Fabuła tej powieści poraża wrażliwego czytelnika realizmem i otwiera mu oczy na tak wiele nieznanych szczegółów. Wydaje się, że misją tej książki jest ostrzeżenie wszystkich - nie tylko konsumentów mięsa - o wielkim zagrożeniu ze strony nie podlegającego żadnej krytyce z zewnątrz, rządzącego się własnymi prawami potężnego przemysłu mięsnego.

O jak najbardziej realnym i aktualnym przesłaniu tej powieści świadczy chociażby jej pierwsza strona, na której autor zamieścił wymowną dedykację dla ofiar zabójczego wirusa Escherichia coli, infekującego amerykańską wołowinę (łącząc się w bólu ze wszystkimi rodzinami cierpiącymi po stracie swoich bliskich). Kiedy na początku 1998 r. wydałem z pomocą Andrzeja Żwawy z ZB książkę Juliet Gellatley pt. Milcząca arka - przewodnim hasłem reklamowym tej publikacji stał się wybrany przeze mnie fragment recenzji z czasopisma "The Vegan": Nie ma drugiej takiej książki, która by tak wyraŸnie demaskowała świat produkcji i konsumpcji mięsa. Po lekturze najnowszej książki Robina Cooka (lekarza, absolwenta słynnego uniwersytetu) wiem, że w naszych księgarniach pojawiła się już "druga taka książka"... - Toksyna.

Na zachętę publikujemy kilka wybranych fragmentów tej książki:

- (...) Czy jako inspektor z ramienia Departamentu Rolnictwa nie możesz skontrolować dowolnego przedsiębiorstwa?

- Tylko te, do których jestem przypisana (...) A już na pewno nie rzeŸnie. One mają własnych inspektorów opłacanych przez departament [chodzi o Departament Rolnictwa, czyli o Ministerstwo Rolnictwa USA - przypis R. R.]. Widzisz, rzeŸnie są jak elektrownie nuklearne, jeśli chodzi o przyjmowanie gości. Nie potrzebują ich ani ich sobie nie życzą. Goście zawsze sprawiają kłopoty.

- Co takiego ukrywają rzeŸnie?

- Najczęściej swoje metody (...) Nawet w najlepszych warunkach nie jest to piękny widok, zwłaszcza zaś teraz, gdy po zmianie przepisów w latach 80. wszystkie rzeŸnie przyspieszyły cykl produkcyjny, co znaczy, że przetwarzają więcej zwierząt na godzinę.

- (...) Problem zakażonego mięsa ma swój początek w rzeŸniach. Zyski wzięły górę nad względami bezpieczeństwa. Zmierzyłem właśnie czas. Okazuje się, że co 20 sekund zarzyna się jedną sztukę bydła. W takim tempie nie sposób uniknąć zakażenia mięsa drobnoustrojami chorobotwórczymi. Co się zaś tyczy zmowy między departamentem a przemysłem mięsnym, to jest ona oczywista nawet na poziomie operacyjnym. W górze na podestach stoi paru inspektorów. Wyróżniają się, jak czarne owce w stadzie. (...) Częściej śmieją się i żartują z robotnikami, niż kontrolują ich przy pracy. Cała ta inspekcja to pic na wodę. Chodzi nie tylko o to, że linia produkcyjna przesuwa się szybko, ale ci faceci nawet nie patrzą na śmigające pod nimi tusze.

- (...) Marsha znalazła w dokumentach coś na temat głowy ostatniego zwierzęcia zaszlachtowanego w dniu, z którego mogło pochodzić mięso w hamburgerze Becky. Powiedziała, że to "ohydne", co w tej chwili wydaje mi się dziwne, bo dla mnie cały ten interes to jedna wielka ohyda.

- (...) Co minutę dowiaduję się czegoś nowego. (...) W hamburgerach musi być mnóstwo krowich policzków.

- (...) Z jednej strony departament jest oficjalnym obrońcą interesów amerykańskiego rolnictwa. (...) W tym potężnego przemysłu mięsnego. Właściwie to jego główne zadanie. Z drugiej strony ma on jednak obowiązek przeprowadzania inspekcji. Rzecz jasna obie te funkcje nie idą ze sobą w parze. To tak, jakby prosić wilka o pilnowanie owczarni.

- (...) Nie koniec na tym. (...) W Departamencie Rolnictwa nie tylko istnieje konflikt interesów, ale też (...) między nim a przemysłem mięsnym istnieją aż nadto ścisłe powiązania.

- (...) Zwłaszcza na średnim szczeblu zarządzania bez przerwy przetasowuje się ludzi, aby zapewnić przemysłowi mięsnemu jak największą nietykalność.

- (...) Przemysł mięsny przynosi wiele miliardów dolarów. Jego cel to maksymalizacja zysków, a nie interes publiczny.

- (...) Na ironię zakrawa fakt, że departament nie jest władny wycofać mięso, które uzna za zakażone. Może tylko złożyć wniosek, aby to zrobiono. Jego ustalenia do niczego nie zobowiązują.

- (...) Przemysł mięsny przez lata opierał się jakimkolwiek inspekcjom bakteriologicznym. Podobno teraz zakłada się jakieś kultury bakterii, ale to tylko kropla w morzu.

- (...) Kiedy myślę o hamburgerach, dziwię się, że wszyscy je jedzą. Zanim rozpoczęłam tę pracę, byłam półwegetarianką. Teraz w ogóle nie jem mięsa.

- (...) Żołądek mi się przewraca na myśl o tym, z czego zrobiony jest hamburger.

- (...) Z mięśni i innej zbieraniny. Słyszałeś kiedyś o Udoskonalonym Systemie Odzyskiwania Mięsa?

- (...) To maszyna pod wysokim ciśnieniem, która czyści wołowe kości. (...) Wyrzuca z siebie szarą miazgę, którą następnie barwi na czerwono i dodaje do hamburgerów.

- (...) Są tam tkanki ośrodkowego układu nerwowego (...) Na przykład rdzeń kręgowy. To siedzi w każdym hamburgerze.

- (...) To gorsze, niż się wydaje. Słyszałeś o chorobie szalonych krów?

- (...) Groza ogarnia mnie na myśl o istnieniu zabójczego białka, odpornego na wysokie temperatury.

- (...) Na razie jej nie mamy. (...) Ale jeśli chcesz znać moje zdanie, to jedynie kwestia czasu.

- (...) W tym kraju istnieje ponoć zakaz karmienia krów spadłymi owcami, ale nikt nie egzekwuje tego prawa. Ludzie z branży donieśli mi, że 1/4 przetwórców owczego mięsa prywatnie przyznaje, że w ogóle nie dba o ten zakaz.

- (...) A że hamburgery na co dzień faszeruje się rdzeniem kręgowym i innymi resztkami, człowiek jest na następnym miejscu w łańcuchu chorobowym. Dlatego twierdzę, że jest tylko kwestią czasu, zanim pojawią się pierwsze przypadki.

- Dobry Boże! Im więcej słyszę o tym paskudnym biznesie, tym bardziej mnie on przeraża.

- (...) Jestem w miejscu, gdzie żywe zwierzęta wchodzą do budynku - rzucił do mikrofonu - Wprowadza się je pojedynczo przez tunel. Kiedy zwierzę na przodzie zrówna się z podwyższoną platformą, stojący na niej człowiek przykłada mu do czoła coś, co przypomina młot pneumatyczny. (...) Zapewne wbija w czaszkę zwierzęcia jakiś bolec, bo wszędzie widzę rozpryskującą się tkankę mózgu.

Kim odwrócił na chwilę wzrok. Poświęcał życie ratowaniu innych, toteż widok tej niepohamowanej rzezi sprawił, że poczuł się słabo.

- (...) Krowy padają na wielki, obracający się bęben, który przerzuca je i wywraca do góry nogami - mówił Kim - Potem robotnik wbija im haki w ścięgno Achillesa i zawiesza je na przesuwającej się szynie. Jeżeli choroba szalonych krów dotrze do tego kraju, zabijanie zwierząt w ten sposób nie będzie dobrym pomysłem. Bez wątpienia po całym ciele krowy rozchodzą się fragmenty tkanki mózgowej, bo serca krów ciągle jeszcze biją.

- (...) Te nieszczęsne woły w jakiś sposób wiedzą, co je czeka. Z pewnością wyczuwają unoszącą się w powietrzu woń śmierci. Kiedy idą tunelem, oddają kał jedne na drugie. To oczywiście powoduje zakażenie...

- (...) Tutaj magazynuje się wszystkie ochłapy, które potem wywozi się do przetwórni - odezwał się Kim - Sądząc po odorze, wszystko jest w różnym stopniu rozkładu. Przetwórnie przerabiają je na nawóz. I uwaga: na karmę dla bydła! Przemysł mięsny zmusił nieświadome niczego krowy do przejścia na kanibalizm.

Roman Rupowski ) 0-77/453-68-95

& Robin Cook, Toksyna, Dom Wydawniczy "Rebis", Poznań 1998.