Strona główna   Spis treści 

ZB nr 2(128)/99, 1-15.4.99
RAPORTY - RELACJE - SPRAWOZDANIA

MILION ZŁOTYCH POD SPOŁECZNĄ KONTROLĄ!

Taki jest w największym skrócie efekt 6-miesięcznej pracy społecznego zespołu do spraw rozwoju komunikacji rowerowej przy Urzędzie Miejskim w Gdańsku. Zespół ten został oficjalnie powołany przez Prezydenta Miasta Gdańska pod koniec lipca '98, w odpowiedzi na postulat stowarzyszenia "Obywatelska Liga Ekologiczna" (trójmiejska grupa Federacji Zielonych). Postulat ten był zgłaszany przez "Ligę" już od samego początku prowadzonej przez nią kampanii rowerowej, tzn. od wiosny '97. Jego realizacji doczekaliśmy się dopiero ponad rok później. Ale za to z jakim skutkiem...

Aby jednak nie uprzedzać faktów, poniżej przedstawiamy historię powstania tego bez wątpienia precedensowego zjawiska, jakim w dziedzinie konsultacji społecznych gminnych procesów decyzyjnych okazał się gdański zespół rowerowy.

JAK SIĘ ZACZĘŁO

Wiosną '97 grono lokalnych aktywistów ekologicznych trójmiejskiej grupy Federacji Zielonych wpadło na niezbyt oryginalny pomysł. Postanowiliśmy rozpocząć lokalną kampanię popularyzacji bicykli pod również niezbyt oryginalnym hasłem - "Gdańsk miastem dla rowerów". Ze względu na ograniczone możliwości finansowe i techniczne oraz spodziewane bariery biurokratyczne, nasze działania już na wstępie ograniczyliśmy do obszaru samego Gdańska. Jak okazało się później, było to zbawienne założenie. Bowiem pomimo że pod względem komunikacyjnym Trójmiasto jest w znacznym stopniu jednym organizmem, próżno byłoby oczekiwać jakichkolwiek poważniejszych form współpracy i koordynacji swoich polityk transportowych przez władze trzech sąsiadujących gmin. W tej sytuacji i nam trudno byłoby prowadzić kampanię w całym Trójmieście. Kampania ta de facto byłaby bowiem trzema odrębnymi kampaniami, tyle że prowadzonymi równocześnie, przez tę samą, niezbyt liczną grupę osób. Tymczasem tylko przy jednej - tzn. przy gdańskiej - kampanii pracy nie brakowało...

PIERWSZY WIELKI DZIEŃ...

...dla naszej rowerowej działalności nadszedł 31.5.97. W tym dniu postanowiliśmy oficjalnie rozpocząć przygotowywaną wcześniej kampanię. Zorganizowaliśmy przejazd rowerowy, pod koniec którego prezydentowi oraz przewodniczącemu rady miasta wręczyliśmy przygotowane wcześniej postulaty. Było ich sporo. M.in. znalazł się tam postulat o konieczności powołania społecznego zespołu doradczego, który opiniowałby plany rozbudowy infrastruktury rowerowej oraz występował z własnymi inicjatywami dla rozwoju tego środka komunikacji. Jednak mimo niewątpliwego sukcesu samej imprezy, nad naszą młodą, świeżo wyklutą kampanią zaczęły zbierać się czarne chmury. Ledwo udało nam się przekonać miejskich urzędników i policję do zamknięcia na czas naszego przejazdu głównej nitki transportowej Gdańska - okazało się, że w terminie imprezy w telewizji pokażą transmisję z przylotu Papieża do Polski. Jakby tego było mało, czarne chmury zmaterializowały się także dosłownie. Na dzień przed imprezą doszło do załamania pogody, wręcz niespotykanego pod koniec maja. Temperatura spadła poniżej 10oC, nadzwyczajnie dopisywał deszcz i wiatr, oczywiście w przeciwieństwie do słońca. Ku naszemu zdziwieniu znalazło się jednak ok. 100 śmiałków, którzy wzięli udział w imprezie, zaś prezydent miasta przyjął nasze postulaty na schodach magistratu. Gorzej było z przewodniczącym rady, który to pojawił się dopiero po rozjechaniu się rowerzystów, nad naszą imprezę przedkładając wiadomą transmisję telewizyjną.

I właściwie w tym momencie zakończyła się krótkotrwała sielanka naszej kampanii. Z rozmaitych bowiem przyczyn nasze postulaty nie wzbudziły zbytniego zainteresowania włodarzy miasta. Przez ponad pół roku nie otrzymaliśmy na nie żadnej odpowiedzi, zaś tradycyjny "sezon" rowerowy dobiegł końca.

Dopiero jesienią '97, w odzewie na nasze piąte z kolei pismo z urzędu nadeszła krótka riposta zbywająca wszystkie nasze postulaty. Po dogłębnym przemyśleniu sytuacji postanowiliśmy w przyszłości nie powtórzyć popełnionych błędów. Myślę, że m.in. dzięki temu w kolejnym roku trwania kampanii sprawy przybrały zupełnie inny obrót. Pewną rolę odegrał także przysłowiowy łut szczęścia oraz...

KALENDARZ WYBORCZY...

...który to dla lokalnych polityków w 1998 r. oznaczał jedno: bezwzględną walkę o głosy w jesiennych wyborach samorządowych.

W porównaniu do poprzedniego roku w naszych działaniach skoncentrowaliśmy się na jednym jedynym postulacie. Chodziło mianowicie o powołanie społecznego zespołu doradczego, który to zespół zająłby się w sposób ciągły wszystkimi bolączkami rowerzystów, a więc: rozwojem infrastruktury, pilnowaniem jakości nowo powstających dróg rowerowych czy też rozwiązaniami komunikacyjnymi w uchwalanych przez władze miasta planach zagospodarowania przestrzennego. Inną różnicą w odniesieniu do naszych wcześniejszych działań była staranna współpraca z mediami oraz dość agresywna kampania informacyjna prowadzona we własnym biuletynie wydawanym w nakładzie ok. 10 tys. sztuk.

Publiczna krytyka jakości istniejących ścieżek rowerowych, której falę wywołaliśmy, była bez wątpienia przykrym doświadczeniem dla lokalnych władz, zwłaszcza w kontekście nadchodzących wyborów.

Tyle o kijku, zaś przysłowiową marchewką w tym przypadku stał się bardzo dokładnie przygotowany przejazd rowerowy, do udziału w którym ponownie zaprosiliśmy prezydenta miasta. W porównaniu do ubiegłego roku w jego nagłośnienie i przeprowadzenie włożyliśmy znacznie więcej wysiłku. Zapowiedzi w lokalnych mediach, ponad tysiąc rozlepionych plakatów, setki rozdanych zaproszeń, a przede wszystkim fantastyczna pogoda zaowocowały udziałem ok. 600 rowerzystów. Jednym z nich okazał się być prezydent, który dzięki wcześniej przygotowanemu, profesjonalnemu nagłośnieniu mógł porozmawiać z rowerzystami na głównym placu gdańskiej starówki - Długim Targu. W momencie tego uroczego spotkania do wyborów pozostało nieco ponad 4 miesiące. Nie można się więc dziwić, że z ust prezydenta popłynęło wiele obietnic. Ponieważ pierwszą poruszoną kwestią była sprawa powołania społecznego zespołu doradczego, odpowiedź prezydenta nie mogła być inna niż pozytywna. Nie mogła być także wymijająca, jak w przypadku ewentualnych żądań dotyczących kwot z miejskiego budżetu przeznaczonych na rozbudowę sieci rowerowych dróg i parkingów. Pytanie o miejski budżet zadane w środku roku budżetowego można bowiem bez trudu zbyć bliżej nieokreśloną obietnicą "zajęcia" się tą sprawą na jesieni (kiedy to zazwyczaj konkretyzuje się budżet na rok następny). Tymczasem powołanie społecznego ciała doradczego, o które to zwróciliśmy się w czasie imprezy, leży właśnie w kompetencjach prezydenta miasta i jest kwestią decyzji natychmiastowej, jednorazowej i niezależnej od pory roku.

Przyjmując postulat powołania społecznego zespołu za jedyny, skupiliśmy na nim także uwagę mediów, które to z natury koncentrują się tylko na wybranych, spektakularnych hasłach, pomijając często znacznie istotniejsze treści. Tymczasem nasz postulat nie miał w tym przypadku żadnej konkurencji, dzięki czemu z łatwością trafił na czołówki gazet i wszelkich sprawozdań. Dzięki temu to jedno jedyne hasło - "rowerzyści domagają się uspołecznienia decyzji" - z braku konkurencji trafiło do świadomości mieszkańców, zakorzeniając się w niej całkiem nieźle.

Po zorganizowaniu przejazdu na ponad miesiąc zapadła cisza, z naszej strony wypełniona oczekiwaniem na ruch urzędu. W momencie przymiarek do kolejnej akcji nacisku, pod sam koniec lipca otrzymaliśmy sygnał o podjętej, pozytywnej decyzji.

PREZYDENT DOTRZYMAŁ SŁOWA...

...i zespół został oficjalnie powołany. Jednak już na wstępie swojej działalności jego uczestnicy zaznali "słodyczy" obcowania z biurokratyczną machiną. Przedstawiciel urzędu informując "Ligę" o pozytywnej decyzji prezydenta, poprosił nas jednocześnie o dostarczenie w ciągu... 2 (!) dni listy osób, które nasze stowarzyszenie proponowałoby do składu powoływanego ciała. Dla przypomnienia dodam, że było to pod sam koniec lipca, w szczycie sezonu urlopowego... Powołaniu zespołu specyficznego uroku dodała także kwestia nazwy, którą to nadał mu urząd. Nazwa ta brzmiała bowiem: Zespół Konsultacyjno-Doradczo-Inicjujący ds. rozwoju komunikacji rowerowej przy Urzędzie Miejskim w Gdańsku. Słowem - medialna perełka urzędniczego slangu, prawie tak wdzięczna, jak opis łyżki niegdyś funkcjonujący w Ludowym Wojsku Polskim (łyżka składa się z trzona oraz łyżki właściwej).

Niezrażeni jednak tymi drobiazgami przystąpiliśmy z entuzjazmem do kompletowania listy uczestników zespołu. Tylko opiece sił nadprzyrodzonych i tzw. dobrej karmie zawdzięczamy chyba, że w ciągu 2 dni udało nam się skontaktować z kilkunastoma osobami, które to zadeklarowały swój udział w przyszłych pracach zespołu. Osoby te do dziś zresztą stanowią rdzeń tego ciała, które w ciągu kilkudziesięciu godzin swojej społecznej pracy nie tylko przedstawiło władzom miasta cały szereg postulatów, propozycji i inicjatyw, ale także wypracowało całkiem skuteczne zasady własnego, demokratycznego działania oraz przepływu wiadomości.

JAK TO FUNKCJONUJE?

W tym momencie pora na informacje dotyczące zasad pracy zespołu. Obecnie składa się on z ok. 20 osób. Osoby te pracują w nim społecznie, nie pobierając jakichkolwiek wynagrodzeń bądź świadczeń. Są to przede wszystkim ludzie związani z urbanistyką, inżynierią drogownictwa, architekturą, ekologią transportu. Część z nich zajmuje się tą tematyką również zawodowo, część uczestniczy w działaniach organizacji pozarządowych - ekologicznych bądź związanych z transportem i inżynierią. W zespole znajdują się zarówno utytułowane osoby, posiadające spory dorobek naukowy, jak i hobbyści czy aktywiści ekologiczni działający wcześniej na tym samym polu w sposób nieformalny. Prawie wszyscy uczestnicy zespołu są praktykami miejskiej jazdy rowerem. Zespół zbiera się na spotkaniach oficjalnych, które organizowane są przez urząd miejski mniej więcej raz w miesiącu lub - w razie potrzeby - częściej. Na spotkaniach tych obecny jest zazwyczaj prezydent, a także naczelnicy niektórych wydziałów urzędu. Gośćmi oficjalnych spotkań bywają także członkowie prezydium rady miasta oraz poszczególni radni. Znacznie częściej odbywają się spotkania nieoficjalne, w których uczestniczą wyłącznie członkowie zespołu niezwiązani z urzędem miasta. Spotkania te, które organizowane są w lokalu jednej z gdańskich pozarządowych organizacji ekologicznych bądź w pomieszczeniach urzędu, służą wypracowywaniu stanowisk i inicjatyw zespołu, które to przedstawiane są później stronie urzędowej w formie pisemnej, jako postulaty proponowane do uwzględnienia. Końcowa treść przygotowanych postulatów jest zawsze owocem konsensusu wypracowanego poprzez dyskusje. Odpowiedzi na zgłoszone propozycje strona urzędowa przedstawia na kolejnym spotkaniu oficjalnym, w czasie którego informuje także o postępach w realizacji innych, wcześniej zaakceptowanych postulatów zespołu.

Wszystkie spotkania zespołu, jak i sam jego skład, są otwarte. Na spotkania oficjalne urząd miasta zaprasza także przedstawicieli mediów. Spotkania te są protokołowane, zaś protokoły są rozsyłane do wszystkich uczestników zespołu wraz z informacją o terminie kolejnego spotkania. Jeśli chodzi o spotkania nieoficjalne, to ich koordynacją zajmują się "pozaurzędowi" uczestnicy zespołu, którzy w danym momencie dysponują odpowiednimi możliwościami organizacyjnymi. Łatwą koordynację zapewnia lista adresowa zespołu, na której zgromadzone są wszelkie dane umożliwiające skontaktowanie się z osobami związanymi z zespołem. Dla poprawy płynności pracy zespołu w jego ramach powołano 5 podzespołów tematycznych, które pracują nad poszczególnymi problemami rozwoju komunikacji rowerowej. W pracach wszystkich podzespołów stale biorą udział wyznaczeni przedstawiciele kilku wydziałów urzędu miejskiego oraz innych agend gminy, jak np. Zarządu Dróg i Zieleni. Są oni przedstawicielami urzędu przygotowanymi do współpracy z podzespołami tematycznymi i do ich obsługi informacyjnej.

CO OSIĄGNĘLIŚMY?

Teraz zaś kilka słów na temat dotychczasowych wyników pracy zespołu. Bez wątpienia jego największym sukcesem jest doprowadzenie do uchwalenia w budżecie na rok 1999 największej w powojennej historii miasta kwoty przeznaczonej na rozwój komunikacji rowerowej. Wynosi ona okrągły milion złotych.

Istotą dokonanego przełomu, i precedensem być może na skalę całego kraju, jest fakt ścisłej kontroli zespołu nad sposobem wydatkowania całej uchwalonej sumy. Kontrola ta będzie realizowana poprzez bezpośredni udział zespołu w procedurach wydatkowania funduszy publicznych. Zakłada się udział zespołu w przygotowywaniu treści warunków przetargowych przetargów ogłaszanych przez urząd, a także udział członków zespołu w pracach komisji przetargowych. Dodatkowo planowane jest wpisywanie do warunków przetargowych każdego ze zlecanych przedsięwzięć obowiązku konsultacji z zespołem każdego z poszczególnych etapów danego przedsięwzięcia realizowanego przez wyłonionego wykonawcę.

Przykładowe postulaty zespołu przyjęte przez władze miejskie, na których realizację przeznaczona jest właśnie wspomniana kwota miliona zł, to:

W zakresie rozwoju infrastruktury rowerowej:

W zakresie przygotowywania planów, projektów i koncepcji:

W zakresie prowadzenia badań:

Zespół zgłosił także szereg postulatów pozabudżetowych, których realizacja nie wymaga wydatkowania dodatkowych środków z kasy miasta. Postulaty te znajdują się obecnie na różnych etapach realizacji przez urząd, różny jest też poziom ich akceptacji. Przykładowo, do opisanych wyżej inicjatyw można zaliczyć następujące zgłoszone postulaty:

TO DUŻO CZY MAŁO?

Na zakończenie powyższej historii powołania oraz działań gdańskiego zespołu rowerowego chciałbym zwrócić szczególną uwagę Czytelników na jedną kwestię. Kwestia ta stanowi - według mnie - najlepsze podsumowanie dotychczasowej pracy tego ciała. Powstaje bowiem pytanie, czy to, co udało się osiągnąć dotychczas, to dużo czy mało? Jeśli chodzi o wysokość wywalczonej kwoty miliona złotych, to mimo iż jest to największy "rowerowy" budżet w powojennej historii miasta, kwota ta wystarczy na wykonanie zaledwie ok. 5-7 km nowej drogi rowerowej. Zauważą to z pewnością ewentualni malkontenci, którzy stwierdzą, że osiągnęliśmy zdecydowanie zbyt mało. Wydaje mi się jednak, że w rzeczywistości jest całkiem inaczej. W rzeczywistości osiągnęliśmy bowiem coś, co daje podstawy do ogromnego optymizmu na przyszłość. Coś, co w tym zakresie do tej pory nie udało się być może w żadnej gminie w Polsce. Osiągnęliśmy bowiem stałą możliwość wpływania na "rowerowe" decyzje władz oraz głębokiego kontrolowania wydatkowania pieniędzy budżetowych. Kontrolowania sięgającego aż do końcowych procedur finansowych i wykonawczych. A co najważniejsze - zarówno ten wpływ, jak i ta kontrola są równocześnie "rowerowe", jak i społeczne.

Roger Jackowski
Stowarzyszenie "Obywatelska Liga Ekologiczna"
(trójmiejska grupa Federacji Zielonych)
Zbyszka z Bogdańca 56, 80-419 Gdańsk
tel. 0-58/341-50-84 fax 0-58/341-73-92
e-mail: trojmiasto@fz.most.org.pl
strona: www.most.org.pl/ole


początek strony

W POGONI ZA DOBRYM SERCEM!

Listopad w zeszłym roku zaskoczył nas dość niespodziewanym mrozem i śniegiem. Zaskoczył nie tylko ludzi, ale i zwierzęta, które nie mają ciepłych mieszkań i przyjemnych foteli. Dlatego właśnie ten miesiąc wybrałyśmy my - studentki V roku biologii olsztyńskiej WSP, aby przeprowadzić akcję pomocy zwierzętom z olsztyńskiego schroniska, pod hasłem: CZŁOWIEK PRZYJACIELEM ZWIERZĄT. Do akcji włączyła się też młodzież z LO nr I w Olsztynie.

17-18.11.98 ruszyła machina i wyruszyłyśmy z puszkami w poszukiwaniu dobrych serc i hojnych kieszeni. Czy były hojne? Okazało się, że jest na WSP sporo ludzi, którym los zwierząt nie jest obojętny, część z nich wyraziła nawet chęć zabrania zwierzęcia ze schroniska do domu.

Nie obyło się jednak bez przykrych sytuacji. Niektórzy ludzie wykazywali nieufność co do celu i przeznaczenia zbieranych pieniędzy, nie wszystkich uspokoiło pozwolenie na zbiórkę wydane przez Rektora naszej uczelni, ktoś nawet zadzwonił na policję z pytaniem, czy akcja jest legalna. Na szczęście Dyrektor schroniska wyjaśnił stróżom prawa, że wie o przedsięwzięciu i akcja jest najzupełniej legalna.

Sytuacja schroniska dla zwierząt w Olsztynie, jak zresztą wszystkich tego typu instytucji, jest dosyć smutna. W oczy rzuca się przede wszystkim notoryczny brak pieniędzy, a to na pokarm, a to na nowe pomieszczenia i ocieplenie, nie mówiąc już o opiece medycznej. Dyrekcja i personel schroniska robią co mogą, ale bez pomocy trudno się obejść.

Czy zwierzęta czymkolwiek zawiniły, że się tam znalazły, pozbawione ciepła i serdeczności, samotne i opuszczone? Każdy człowiek, który nazywa się przyjacielem zwierząt, powinien mieć to na uwadze i starać się im pomóc, my przecież mamy ciepłe mieszkania i pełne lodówki.

Więcej takich akcji, więcej pomocy zwierzakom, którym należy się odrobina dobrego, przyjaznego serca.

Zebrane w akcji pieniądze dyrekcja schroniska ma zamiar przeznaczyć na budowę ogrzewanego pomieszczenia dla kotów.

Dziękujemy:

studentki V roku:
Beata Lewandowska
Aneta Maszczak
Beata Rybacka
Bożena Gierałtowska
Monika Łada
Ewa Lewandowska
Joanna Ciuruk
Joanna Golińczak

PS

Każdego, kto chciałby zrobić coś wspólnie z nami, powtórzyć taką akcję lub zrealizować jakieś nowe pomysły w związku z pomocą zwierzętom, prosimy o kontakt:

Beata Lewandowska
al. Przyjaciół 16/2
10-148 Olsztyn

początek strony

UCZYMY SIĘ POMAGAĆ ZWIERZĘTOM

Jako przyszli nauczyciele, studenci V roku biologii WSP postanowili zrealizować projekt, który pozwoliłby na ćwiczenie ich umiejętności organizacyjnych. Jednym z pomysłów była pomoc schronisku dla zwierząt. Celem pracy była nie tylko zbiórka pieniędzy, ale przede wszystkim ćwiczenie umiejętności planowania takiego przedsięwzięcia oraz zastosowania odpowiednich metod dydaktyczno-wychowawczych w odniesieniu do młodzieży szkolnej i kolegów uczestniczących w projekcie.

Sukcesem można nazwać zainteresowanie akcją nie tylko samych organizatorów, ale również studentów innych wydziałów, pracowników WSP oraz licealistów.

Z pewnością praca włożona w organizację tego przedsięwzięcia nie poszła na marne. Cel został osiągnięty! W młodzieży biorącej udział w projekcie został zaszczepiony "czujnik" wyczulony na potrzeby zwierząt. Trzeba mieć nadzieję, że zarażą oni nim swoich kolegów i bliskich.

Realizacja projektu miała miejsce w listopadzie i polegała na zbiórce pieniędzy na terenie budynków należących do WSP oraz I LO im. Adama Mickiewicza w Olsztynie. Ogółem zebrano 760 zł, które przekazano olsztyńskiemu schronisku dla zwierząt. Pieniądze zostaną przekazane na rozbudowę boksu dla kotów.

Gorące podziękowania należą się wszystkim, którzy pomagali organizatorom w realizacji projektu: Annie Grędzińskiej i Agnieszce Tobiasz oraz uczennicom I LO: Monice Ługowskiej i Aleksandrze Haniewicz. Szczególne podziękowania należą się panu dr. Stanisławowi Czachorowskiemu za motywację do działania, jaką wpoił swoim studentom.

Bliższe informacje dotyczące organizowania i planowania tego typu projektów można uzyskać u studentów V roku biologii: Beaty Lewandowskiej, Ewy Lewandowskiej, Moniki Łady, Joanny Golińczak, Beaty Rybackiej, Anety Maszczak, Joanny Ciuruk.

Aneta Maszczak
Olsztyńska 31
11-001 Dywity
tel. 0-89/512-01-54
Olsztyn 10.12.98


początek strony

PROJEKT "WILCZA SIEĆ"
(LIPIEC-GRUDZIEŃ '98)

Dzięki działaniom prowadzonym przez Stowarzyszenie dla Natury "WILK" i współpracujących z nami w ramach projektu "Wilcza Sieć" osób i instytucji, a także innym organizacjom ekologicznym udało się objąć wilka ochroną gatunkową na obszarze całej Polski. Do zrobienia jest jednak jeszcze bardzo wiele. Wiedza społeczeństwa nt. tego drapieżnika jest nikła, nie rozwiązano w zadowalający sposób problemu szkód wśród zwierząt gospodarskich, pojawiają się wciąż nowe nawoływania do zniesienia ochrony wilka...

Stowarzyszenie dla Natury "WILK" od początku swojego istnienia prowadzi wieloaspektowy program ochrony wilka. Jednym z jego najważniejszych elementów jest projekt "Wilcza Sieć", mający na celu aktywizowanie osób i organizacji na rzecz ochrony wilka. Informacje nt. działań SDN "WILK" w ramach tego projektu znaleźć można we wcześniejszych numerach ZB,1) w tym artykule przedstawić chcę raport z działań realizowanych w drugiej połowie 1998 r.

  1. Jednym z naszych głównych postulatów dotyczących wilka było opracowanie i wdrożenie specjalnej strategii ochrony tego gatunku.2) Naszą inicjatywę poparła PROP3) oraz inne gremia naukowe. Dzięki tej inicjatywie MOŚZNiL zleciło opracowanie stosownego dokumentu grupie ekspertów, w skład której weszli specjaliści z Instytutu Ochrony Przyrody PAN w Krakowie, Zakładu Badania Ssaków PAN w Białowieży oraz Stowarzyszenia dla Natury "WILK".4) Strategia zawiera wszystkie postulowane przez nas elementy. Czynimy starania, by została ona wdrożona.
  2. Działania transgraniczne. Skupiliśmy się główne na Ukrainie, ze względu na ciągłość karpackiej populacji wilka. Pierwsze kontakty z ukraińskimi organizacjami ekologicznymi nawiązaliśmy w 1997 r., stopniowo rozszerzaliśmy je, uczestnicząc m.in. w zorganizowanej przez tamtejsze NGO's-y konferencji poświęconej ochronie Karpat w maju '98. Podczas tego pobytu nawiązaliśmy kontakty z przedstawicielami ukraińskich parków narodowych i rezerwatów zlokalizowanych w Karpatach, w tym z pracującymi tam wolontariuszami Korpusu Pokoju. Ponownie spotkaliśmy się z dyrektorami i pracownikami ukraińskich parków i rezerwatów podczas październikowej międzynarodowej konferencji poświęconej zrównoważonemu rozwojowi regionu karpackiego, gdzie przedstawiliśmy własne działania na rzecz ochrony wilka w polskiej części Karpat.5) Wynikiem tych spotkań jest współpraca z organizacją "Nasz Dom" w Iwano-Frankowsku, wraz z którą rozpoczęliśmy projekt poświęcony ochronie wilka; uzgodniliśmy także możliwość przeprowadzenia warsztatów w Stużicy we współpracy z tamtejszym parkiem krajobrazowym.
  3. Kontynuowaliśmy wieloaspektowy program edukacyjny w formie prelekcji w szkołach, kolejnych "Wilczych Warsztatów", własnych wydawnictw, inicjowania artykułów prasowych w prasie polskiej ("Gazeta Wyborcza", "Rzeczpospolita", "Tina", "Dziennik Zachodni", "Kronika Beskidzka", "Wiedza i Życie", ZB) i zagranicznej ("Wolves", "Soundings"), programów radiowych (Radio Flesh, RMF FM) i telewizyjnych (Wiadomości, Animals). Wśród hodowców rozpowszechnialiśmy wydaną przez nas ulotkę Wilki a zwierzęta gospodarskie.6) Sukcesywnie wydawano kolejne numery biuletynu "Wilcza Sieć" w nakładzie 500 egz. Dla członków i sympatyków "Wilczej Sieci" wydaliśmy specjalne koszulki i znaczki z logo SDN "WILK". Gdańska grupa SDN "WILK" zorganizowała seminarium poświęcone problemom hodowli wilków w niewoli (w którym udział wzięły osoby z różnych części Polski oraz 3 osoby z Portugalii); a także kilkudniowe tropienia wilków w Dolinie Biebrzy.
  4. Zainicjowaliśmy projekt tzw. "Bieszczadzkich patroli", podczas których członkowie i współpracownicy "Wilczej Sieci" zbierają informacje o wilkach z rejonu Bieszczad, z okolic, w których występują szkody wśród zwierząt gospodarskich, pomagając przy okazji hodowcom w ochronie stad. W tym roku uczestnicy "Wilczej Sieci" przebywali we wsi Wańkowa u hodowcy Nikosa Manolopulosa, podczas 3 wyjazdów w lipcu, sierpniu i wrześniu (relacje z tych wyjazdów przeczytać można w biuletynach "Wilcza Sieć" nr 5/98 i 6/98).
  5. Rozszerzaliśmy ilość osób i organizacji współpracujących w ramach "Wilczej Sieci". Nawiązaliśmy współpracę ze studenckimi kołami naukowymi z kilku uczelni (SGGW, UWr, UAM) oraz z Łódzkim Klubem Miłośników Wilków i Psów Północnych.
  6. Zbierano wszelkie informacje nt. wilków i związanych z nimi problemów z terenu całej Polski. Członkowie SDN "WILK" z płn.-wsch. Polski uzyskali m.in. nieujawniane wcześniej Opracowanie strefowej ochrony wilka (Canis lupus L.) w województwie suwalskim autorstwa zespołu pod kierunkiem prof. B. Bobka - komentarz w biuletynie "Wilcza Sieć" nr 7(19)/1998. Uzyskane przez nas dane opublikowane w biuletynie "Wilcza Sieć" były następnie wykorzystywane w pracach naukowych, m.in. w książce prof. Andrzeja Bereszyńskiego Wilk (Canis lupus Linnaeus 1758) w Polsce i jego ochrona Wydawnictwo AR w Poznaniu, Poznań 1998.
  7. Promowano prowadzone przez SDN "WILK" działania na rzecz ochrony wilka poprzez różnorodne media, ulotki oraz podczas spotkań, m.in. w trakcie Międzynarodowych Targów POL-EKO w Poznaniu, w których uczestniczyliśmy dzięki uprzejmości Fundacji "Partnerstwo dla Środowiska", użyczającej nam swojego stoiska podczas dnia poświęconego ochronie przyrody.

Projekt "Wilcza Sieć" finansowany był z grantów przyznanych przez Fundację "Partnerstwo dla Środowiska", European Natural Heritage Fund EURONATUR i Program PHARE-Dialog Społeczny. Projekt wsparły także The Wolf Society of Great Britain, The International Wolf Federation oraz liczne osoby prywatne.

Serdecznie dziękujemy wszystkim wolontariuszom, którzy poświęcali swój czas i umiejętności, by pracować na rzecz wilków, a także naszym sponsorom za hojność i zaufanie.

Robert W. Mysłajek
Stowarzyszenie dla Natury "WILK"
Górska 69, 43-376 Godziszka
tel./fax 0-33/817-60-90
e-mail: sabina@wolf.org.pl



1) R. W. Mysłajek, Projekt "Wilcza Sieć" (styczeń-czerwiec '98) [w:] ZB nr 11(113)/98, ss.60-62; S. Nowak, Projekt ochrony wilka "Wilcza Sieć" [w:] ZB nr 4(94)/97, ss.91-92.
2) S. Nowak, R. W. Mysłajek, Krajowa strategia ochrony wilka [w:] ZB nr 4(94)/97, ss.93-95.
3) W. Kucharski, Z działalności Państwowej Rady Ochrony Przyrody [w:] "Chrońmy przyrodę ojczystą" nr 4/1998, ss.48-52.
4) H. Okarma, W. Jędrzejewski, B. Jędrzejewska, S. Nowak, W. Śmietana, Strategia ochrony i gospodarowania populacją wilka w Polsce, Instytut Ochrony Przyrody PAN w Krakowie, grudzień '98, ss.1-38.
5) R. W. Mysłajek, S. Nowak, Wolf Protection in the Polish Part of the Carpathians - an Example of the Activities of the Association for Nature "WOLF" [w:] Proceedings of the International Scientific-Practical Conference "Issues of Sustainable Development in the Carpathian Region", tom 2, ss.106-111.
6) R. W. Mysłajek, Wilki a zwierzęta gospodarskie [w:] ZB nr 9(111)/98, s.67.

początek strony

AKCJA "CHOINKA"*)

Wszyscy przygotowujemy się do świąt Bożego Narodzenia. Dla strażników ochrony przyrody przygotowania te są specyficzne. Popatrzmy, jak wyglądały one w przypadku strażników Interwencyjnej Grupy Rejonowej SOP-u z Krakowa.

19.12.98 (SOBOTA)

Rozpoczynamy Akcję "Choinka". Po południu jedziemy do Ojcowskiego Parku Narodowego (OPN). Ciepło, brak śniegu - a więc i brak tropów amatorów choinek. A amatorzy już byli - znajdujemy dwa ścięte świerki. Instalujemy się w krzakach, na granicy lasu i pola - tak, aby mieć widoczność na duży odcinek w pobliżu wsi Czajowice. Nic się nie dzieje. Stanowiska opuszczamy, gdy w lesie jest już całkiem ciemno. Nocujemy w strażnicy SOP-u w Pieskowej Skale.

20.12.98 (NIEDZIELA)

Pobudka ogłoszona o 430. Jedziemy na te same stanowiska co wieczorem. Znowu nic się nie dzieje. Czekamy aż zrobi się jasno i jedziemy sprawdzić teren przy drodze Murownia-Ojców. Tu złodzieje już byli. Najpierw znajdujemy ściętą jodłę, pozostawioną w lesie w całości. Po ścięciu i oglądnięciu wierzchołka została porzucona - nie spodobała się złodziejowi. To częsty przypadek - najpierw się tnie, a dopiero potem ogląda. To już nie tylko kradzież - to czysty wandalizm. Jak to widzę, to zapominam o słowach J. I. Sztaudyngera: Nie trzeba w lesie kląć. Parę metrów dalej ścięta kolejna jodła, również porzucona. Dopiero trzecia znalazła uznanie w oczach złodzieja.

Po południu wyjazd na granicę lasu i pola koło Iwin. Jarek zajmuje stanowisko na ambonie myśliwskiej, ja w krzakach kilometr dalej. Spokój, cisza. Robi się ciemno. Nagle w radiotelefonie słyszę głos Jarka: Chodź tu szybko! Wyskakuję jak z procy. Biegnę. Bardziej pamiętam, gdzie jest ścieżka niż ją widzę. Przeszkód na ścieżce nie widzę. Zawadzam nogą o jakiś korzeń. Lecę przez głowę do przodu. Łup! Gubię okulary. W ciemnościach sięgam ręką tam, gdzie teoretycznie powinny spaść. Są! Zrywam się, biegnę dalej. Dobiegam do ambony. Cisza. Z krzaków wychodzi Jarek. Okazuje się, że złodziej wyszedł wprost pod ambonę. Zauważyli się w tym samym momencie. Niestety, chwila potrzebna na opuszczenie ambony wystarczyła złodziejowi na ucieczkę do lasu. Teraz pewnie leży gdzieś schowany pod drzewem. Ciemno, brak śniegu i tropów. Przeczesujemy pobliski teren - niestety bez skutku. Zabieramy porzucone 4 choinki jodłowe, które potem przekażemy dyrektorowi OPN-u. Gdy w lesie kompletnie już nic nie widać, wracamy do Krakowa.

21.12.98 (PONIEDZIAŁEK)

Rano odprawa w Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krakowie. Oprócz Straży Ochrony Przyrody obecni - Straż Leśna i Straż Miejska. Tworzymy mieszane patrole i jedziemy na place handlowe. Kontrolujemy sprzedających choinki i gałęzie. Prawie wszyscy posiadają świadectwa legalnego pozyskania (nie mylić z legalnością pozyskania!). Niektórzy mają gałęzie wycięte jeszcze przed Dniem Wszystkich Świętych. To, czego wówczas nie sprzedali, wrzucili do potoku, teraz wyjęli i sprzedają. Efekt akcji to utwierdzenie handlujących w przekonaniu, że są prowadzone kontrole oraz zabranych kilka wierzchołków i gałęzi jodłowych i świerkowych porzuconych przez złodziei, a także artykuł prasowy w "Dzienniku Polskim" na drugi dzień.

22.12.98 (WTOREK)

Znowu pobudka o 430. Jedziemy w pobliże Czajowic. Powtórka z poprzednich dni - wyjście po ciemku do lasu i czekanie w krzakach aż się rozwidni . Na szczęście w nocy spadł śnieg, co utrudnia pracę złodziejom. Razem ze spotkanym leśniczym OPN-u idziemy wydeptanym świeżym tropem. Chwilę później zatrzymujemy dwóch amatorów choinek. Niestety, zdążyli już ściąć wierzchołek jodły. Jak się okazuje, drzewo to zostało wybrane przez złodziei już nie pierwszy raz. Jodła, którą sobie upatrzyli, już kiedyś została oskalpowana. Udało jej się jednak wykształcić dwa nowe wierzchołki. I znowu została ucięta. Zatrzymani to ojciec i 14-letni syn. Dokumentów oczywiście przy sobie nie mają. Spisujemy informacje personalne podane ustnie i jedziemy po dokumenty. Po drodze "objeżdżamy" ojca. Raz za kradzież choinki, dwa za takie wychowywanie syna. Ręce nam jednak opadają, gdy na pytanie, po co brał syna ze sobą odpowiada, że "dla wyrobienia odwagi". Kupić choinki legalnie oczywiście nie mógł, bo "musi mieć pieniądze na flaszkę na święta". W czasie gdy ojciec szuka w domu dokumentów, przeprowadzamy rozmowę wychowawczą z synem. Teoretycznie powinniśmy skierować sprawę do Sądu dla Nieletnich. Rozmowa wskazuje jednak na to, iż jest szansa, że chłopak wyciągnie odpowiednią lekcję z wyprawy po choinkę. Poprzestajemy na skierowaniu wniosku do kolegium o ukaranie ojca. Oczywiście zabieramy choinkę. I tu znowu opadają nam ręce, gdy mężczyzna, któremu odebraliśmy choinkę i daliśmy pokwitowanie, chce od nas to drzewko odkupić.

Południe. Przyjeżdżają reporterzy z Telewizji TVN. Pokazujemy wycięte choinki, mówimy o problemie. Liczymy na poparcie przez telewizję ochrony jodły. Ten materiał ukazał się w TVN (nawet dwa razy) - niestety, nie taki, jak chcieliśmy. Nasze wypowiedzi zostały okrojone a komentarz jest całkowicie błędny. Z programu dowiedzieliśmy się m.in., że codziennie znajdujemy kilkadziesiąt (!) wyciętych choinek i że złodzieje są bezkarni. Tymczasem ogólna liczba wyciętych przed świętami choinek w OPN-ie nie przekroczyła 30, a i o bezkarności sprawców trudno mówić.

Wieczorem razem z podleśniczym OPN-u patrolujemy las w pobliżu Czajowic. Efektem jest zatrzymanie mężczyzny i niedopuszczenie do wycięcia drzewka. Delikwent nawet nie próbował kłamać, powiedział wprost, po co przyszedł do lasu, a i siekiera, którą przy nim znaleźliśmy, świadczy o jego zamiarach. Wracamy do Krakowa.

23.12.98 (ŚRODA)

Rano ze Strażą Miejską i Strażą Leśną kontrola placów targowych. Jak zwykle kontrola dokumentów. Efekty takie, jak w poniedziałek, ale nie przywozimy żadnych porzuconych choinek czy gałęzi.

W południe jedziemy do OPN-u. W pobliżu Czajowic znajdujemy ślady po kolejnych dwóch wyciętych świerkach. Do zmroku siedzimy w krzakach i pilnujemy choinek. W ciemnościach docieramy do naszej strażnicy. Temperatura wewnątrz budynku (-8oC) niespecjalnie zachęca do snu, ale to było do przewidzenia.

24.12.98 (WIGILIA)

Pobudka o 500 i wyjazd w pobliże Iwin. Nawet w Wigilię trafiają się amatorzy jodełek. Są tacy, którzy twierdzą, że w Wigilię trzeba coś koniecznie ukraść, bo to znak, że się będzie miało szczęście przez cały rok. Ciekawe, co ma powiedzieć 14-latek, którego zatrzymujemy, jak przymierza się do wycinania drzewka - że strażnicy będą go zatrzymywać przez cały przyszły rok? Tak, jak w przypadku poprzedniego młodzieńca, tę interwencję także kończymy spisaniem danych personalnych i rozmową wychowawczą. Ledwie chwilę po tej interwencji zajmujemy swoje stanowiska, a już słyszę w radiotelefonie głos Jarka, że zbliża się w jego kierunku jakiś mężczyzna. Razem z leśniczym, którego właśnie spotkałem, idziemy na pomoc. Ta jednak okazuje się niepotrzebna - skradającym się mężczyzną jest podleśniczy OPN-u, tropiący zatrzymanego przed chwilą przez nas chłopaka.

Tak co roku wyglądają przygotowania strażników ochrony przyrody do Świąt Bożego Narodzenia. Całe szczęście, że mamy wyrozumiałe rodziny przejmujące za nas w tym okresie większość obowiązków domowych. Dziękujemy im za to.

Mariusz Waszkiewicz



*) Tekst wbrew pozorom dalej aktualny. Wszak już za pół roku kolejne przygotowania do świąt.

red.


początek strony

TARGI ROWEROWE W KATOWICACH

Pisząc o nowych rozwiązaniach i trendach ("Rynek Rowerowy" 1/99) Marek Utkin w relacji z IMFA '98 (Niemcy) uważa, że: rynek na rowery elektryczne w Polsce jeszcze nie istnieje, gdyż w Europie Zachodniej tworzą go przede wszystkim zamożni emeryci, mieszkający we własnych domach - zjawisko w naszym kraju niemal nieznane.

Faktycznie tylko zamożnych stać na elektryczny rower firmy Yamaha, który kosztuje w Anglii 900 funtów (ok. 5 500 PLN!). Tymczasem na VII Międzynarodowych Targach Rowerowych w Katowicach Pan Sławomir Byzdra z Radomia pokazał importowany z Tajwanu rower "BATTBIKE", który nie tylko imponuje nowoczesnością konstrukcji i walorami użytkowymi, ale również ceną - poniżej 1 500 zł. "BATTBIKE" może być napędzany jak tradycyjny rower, rower elektryczny lub rower elektryczny ze wspomaganiem pedałowym (np. pod górę). Możliwe jest również doładowywanie ważącego tylko 7 kg akumulatora (36V7Ah) podczas pedałowania z wyłączonym silnikiem. Istotnym elementem napędu, eliminującym większość wad poprzednich rozwiązań, jest silnik elektryczny umieszczony w pasie tylnego koła. Rower przyspiesza do prędkości 25 km/godz. (regulator elektroniczny) i wymaga wspomagania pedałami przy ruszaniu i przy jeździe pod wzniesienie. Zasięg wynosi - zależnie od warunków terenowych - 5 do 25 km. Czas ładowania umocowanego na bagażniku akumulatora (oczywiście zdejmowanego) wynosi 3-8 godzin. Przy ładowaniu pedałami wzrost oporu jest prawie niezauważalny.

A teraz kilka słów o ciekawostkach. W kategorii NAJLEPSZY ROWER MTR '99 wyróżnienie otrzymał 3-kołowiec "TOLEK" z Włocławka przeznaczony dla mniej "sprawnych" - partner do rekreacji i rehabilitacji w terenie o podłożu miękkim i górzystym. Przy swoim nowatorskim rozwiązaniu napędu i eleganckiej sylwetce "TOLEK" jest jednak mało stabilny - jak większość 3-kołowców - co można by w znacznym stopniu ograniczyć przez zastosowanie mniejszych kół.

Hitem Targów nazwano rewelacyjne siodełko SAS (Saddle Adjustable System) firmy HERT z Katowic, uhonorowane nagrodą magazynu kolarskiego "Rowery" (nr 1/99). To bardzo pomysłowe, a jednocześnie proste w obsłudze urządzenie umożliwia opuszczanie siodełka przy zatrzymaniu się np. przed światłami i podparcie obiema nogami, bez konieczności schodzenia z roweru. Takie obniżenie siodełka, a także zmianę jego wysokości (nawet podczas jazdy!) umożliwia dźwignia umieszczona na kierownicy. Po jej zwolnieniu siodełko wraca do poprzedniego położenia. O szczegółach konstrukcji wynalazku mgr. inż. Zenona Wasyłeczki, bezprecedensowego w skali światowej, pisze szczegółowo magazyn "Rowery" w artykule Super wynalazek. Gratulacje dla zdolnego wynalazcy.

II nagrodę w kategorii NAJLEPSZE AKCESORIA I OSPRZĘT ROWEROWY otrzymała Fabryka Części Rowerowych "ROMET-POZNAŃ" za łańcuch rowerowy typu ŁR900 SUPER nowej generacji o podwyższonej płynności.

Wypada jeszcze wspomnieć o "akcentach krakowskich", a było ich sporo:

Nasz kolega Marcin Hyła interesująco opowiadał o ścieżkach rowerowych w Europie Zachodniej. Mnie najbardziej zaimponował - nagrodzony II nagrodą w kategorii NAJLEPSZY ROWER MTR '99 - "WHEELER 9000 DZX" ze zmienną geometrią tylnego zawieszenia.

Włodzimierz Czachowski-Rylski
1.2.99

PS

Przy okazji "TOLKA" wspomniano o problemie stateczności 3-kołowców. "Problematyczny" jest również napęd na jedno tylko tylne koło (czasem stosuje się napęd na połączone koła tylne). Optymalnym rozwiązaniem jest jednak wykorzystanie dyferencjału w 3-kołowcu zaprezentowanym przez inż. Stanisława Misiarza (poza konkursem) i produkowanym w Zakładach Sprzętu Rehabilitacyjnego w Tychach.


ZB nr 2(128)/99, 1-15.4.99

Początek strony