Strona główna   Spis treści 

ZB nr 15(141)/99, 16-31.10.99
RECENZJE

HENRI BERGERON

Zdarzyło się, że już po raz drugi miałem przyjemność zobaczyć film stworzony w oparciu o scenariusz Kurta Vonneguta pt. "Henri Bergeron". Opowieść ta przejęła mnie do głębi i mocno poruszyła moją antydemokratyczną duszą.

szachy

Obraz globalnie nijakiego społeczeństwa przyszłości osadzony w estetyce industrialnej został skontrastowany z młodym człowiekiem, któremu "do szczęścia potrzeba czegoś więcej". Tytułowy bohater żyjąc w totalitarnej demokracji wyraźnie wyróżnia się spośród rówieśników wrażliwością i błyskotliwością. Aby powstrzymać jego rozwój intelektualny (wszak jego nadmiar byłby krzywdzący dla pozostałych obywateli), władze państwowe zakładają mu na głowę (podobnie jak innym) obrożę pod napięciem elektrycznym, której zadaniem jest obniżyć sprawność myślenia. Ci, którzy zostaną przyłapani bez obroży narażają się na śmierć.

W demokratycznym świecie ludzie spędzają cały swój wolny czas na wpatrywaniu się w telewizor, a ich życie przypomina wegetację roślin. Ideałem, do którego dąży demokratyczne państwo jest stan totalnej równości, co wyraża z zadowoleniem jeden z polityków słowami: W przyszłym stuleciu już wszyscy będą tacy sami.

Widz powoli odkrywa niuanse całego systemu. Oto telewizyjny występ zdolnego tancerza. Do nogi ma on przywiązany ciężarek, którego zadaniem jest zaniżyć poziom, aby wyrównać szanse pozostałych mniej zdolnych tancerzy. Zgodne to jest z art. 1 Konstytucji Stanów Zjednoczonych: "Nie wszyscy ludzie są równi. Zadaniem Rządu jest wyrównać ich". Z tego powodu każdy program telewizyjny jest cenzurowany, a wszelkie błyskotliwe dialogi natychmiast usuwane. Takie same prawa obowiązują w szkołach, gdzie tylko uczniowie z ocenami niedostatecznymi zaliczają rok szkolny, natomiast zdolniejsi muszą powtarzać klasę jeszcze raz.

Na tej samej zasadzie wybierany jest prezydent kraju i pozostali urzędnicy. Rządzić krajem może dosłownie każdy w wyniku zwykłego losowania. A poziom intelektualny "elektoratu" - jest tak zastraszająco niski, iż ludzie ci często gubią wątki swoich wypowiedzi zapominając co przed chwilą chcieli powiedzieć. Prezydent jest jednak tylko "figurą woskową", krajem rządzi tak naprawdę lud. Wyroki za każde przewinienie zapadają w wyniku głosowania audiotele, a egzekucje są publicznie transmitowane ku uciesze widzów.

Los głównego bohatera wydaje się więc być przesądzony: wkrótce po totalnym uśrednieniu zakończy "edukację" i jak każdy porządny obywatel USA ożeni się z wybraną losowo i uśrednioną dziewczyną. Henri jednak wciąż buntuje się, ma naturalny głód wiedzy. Lubi intelektualne rozrywki (np. gra w szachy) i posiada pociąg do tworów sztuki, których w demokracji nie uświadczysz. Przygłupawe seriale telewizyjne już mu nie wystarczają. Buntuje się! Rodzice i lekarze próbują go uspokoić: Nie poczułbyś ulgi będąc taki jak inni? Być mądrym oznacza samotność!

Za namową życzliwych Henri postanawia swoją ostatnią noc kawalerską spędzić w burdelu. Myliłby się jednak ten, kto by spodziewał się tutaj typowych usług erotycznych. W "Domu Uciech Mentalnych" za niewielką opłatą można zagrać z dziewczyną w szachy, porozmawiać o filozofii Schopenhauera czy też zobaczyć reprodukcje surrealistów. Można też na chwilę zdjąć z głowy obrożę, aby móc uporządkować myśli.

Gdy Henri spotyka tam piękną kurtyzanę uciech mentalnych, gdy patrzy jej głęboko w oczy i czuje że to właśnie jej szukał całą wieczność - dotychczasowe jego życie rozsypuje się w proch. Nareszcie można podzielić się z kimś swoimi myślami, nareszcie można wspólnie posłuchać jazzu, nareszcie można z niekłamaną fascynacją spojrzeć komuś w oczy i "uciec na koniec świata". Jakże długo na to czekał! W jej towarzystwie uświadamia sobie z całą wyrazistością, iż najważniejsze u jednostki jest to, co ją różni od innych. Ta krótka chwila wystarcza, aby jego życie nabrało jakiejś barwy. Postanawia uciec, dziewczyna prowadzi go do tajnej organizacji, gdzie wielkie dokonania wybitnych jednostek są nadal kultywowane. Aczkolwiek ironiczny stosunek kompanów do "tępej masy" zraża go do nich. Postanawia, jak Prometeusz, podzielić się swoim światłem z innymi ludźmi, pokazać społeczeństwu, iż można żyć inaczej, że dookoła jest tyle ekscytujących rzeczy.

Zakrada się więc do głównego studia telewizyjnego, barykaduje się w nim na parę godzin i opowiada ludziom na wizji o innym fascynującym świecie, o kulturze i sztuce, zachęca do zdejmowania obroży... Nawet gdy zostaje aresztowany, ma poczucie, iż oto zapoczątkował wielką rewolucję w umysłach milionów ludzi. Kilka godzin później dowiaduje się jednak, iż na świecie nic się nie zmieniło, ludzie są tak tępi, iż nawet nie zauważyli jego wystąpienia i nawet sami nie wiedzą, iż potrzebują pomocy. Ludziom nie potrzeba wcale ognia Prometeusza, odrzucili go!

Na pytanie Henriego, czy widzowie zdjęli obroże, szef telewizji odpowiada: Tak. Ale zaraz włożyli je ponownie. Zdjęcie obroży nabiera tutaj formy metafory i oznacza "uwolnienie się od starych paradygmatów".

Wszystko wraca do normy, dziewczyna Henriego zostaje intelektualnie wykastrowana, a on sam popełnia samobójstwo podczas występu w programie telewizyjnym. Nie powoduje to jednak żadnego odzewu, ludzie nie potrafią już odróżnić ekranowej fikcji od prawdy.

Życie biegnie dalej swoim własnym torem. A jednak, gdzieś w domowych zaciszach kilku młodych nastolatków zdejmuje w tajemnicy obroże i z namaszczeniem ogląda zapis wideo o swoim nowym bohaterze. Skopiowane kasety i teksty krążą w obrocie podziemnym... Archetyp Robin Hooda nabiera swojej mocy... Nic nie zostało zapomniane! I nigdy nie będzie!

Robert Surma




ZB nr 15(141)/99, 16-31.10.99

Początek strony