Strona główna   Spis treści 

ZB nr 16(142)/99, 1-15.11.99
ZAGRANICA

NAVY ZAGŁADĄ DLA WODNEGO ŻYCIA?

W październiku br. NAVY opublikowała dawno oczekiwany raport nt. ochrony środowiska w ramach podwodnego systemu ostrzegawczego. System nazywa się Low Frequency Active Sonar (LFAS). Najprościej pisząc, jest to statek spuszczający sieć 18 głośników i osobno mikrofon. Dźwięk z głośników odbija się od nieprzyjacielskiego okrętu podwodnego i wraca do mikrofonu. W ten sposób można zlokalizować (oczywiście w odpowiedniej odległości) położenie okrętu, rozmiar, szybkość itd. NAVY ma zamiar używać systemu (o ile już się to nie dzieje) w ważnych przygranicznych punktach marynarki wojennej jak San Diego i Hawaje. Eksperci twierdzą zdecydowanie, że LFAS nie jest jeszcze wystarczająco poznany by mówić o konsekwencjach jego używania dla podwodnego życia. Zdaniem zielonych, bardzo głośny dźwięk z głośników ogłuszy wieloryby i innych mieszkańców wody. Jest to szczególnie niebezpieczne dla ssaków orientujących się za pomocą zmysłu słuchu. W okresie ich rozpłodu używanie LFAS przyniosłoby oczywiste konsekwencje.

rysunek

NAVY od lat jest krytykowana za tego typu eksperymenty, które miały już miejsce wcześniej w ramach NATO. Na wybrzeżu Grecji już dawno przyniosły groźne skutki. Ostatnio NAVY oficjalnie zauważyła problem ochrony środowiska w całej sprawie. Zatrudniła własnych badaczy, których to obserwacje (oczywiście) przyniosły spodziewany dla NAVY wynik. Dostrzeżono w nich zagrożenia dla środowiska, jednak mniejsze niż wykazały niezależne badania. W dodatku fakt, że jeszcze nie wszystko wiemy, też - o dziwo - ma działać na korzyść LFAS. Zgodzono się, że niemożliwe jest, aby nic nie ucierpiało z powodu użycia LFAS. NAVY tłumaczy się też, że w tzw. Trzecim Świecie marynarka podwodna rozwija się w szokującym tempie. Wszyscy jednak wiemy, jaki jest poziom techniczny większości podwodnych okrętów świata rozwijającego się. NAVY boi się w szczególności Libii, Pakistanu, Północnej Korei i Iranu. 21 państw Trzeciego Świata ma razem 310 podwodnych okrętów. Większość z nich jest w wiadomej kondycji technicznej. Wiele okrętów podwodnych trafia tam z Rosji (ciągle lidera w tej dziedzinie, choć sporo rosyjskich okrętów spoczywa w bezruchu w portach), Szwecji, Włoch czy Niemiec. Potencjalne zagrożenie dla USA może - zdaniem NAVY - nadejść z Chin, które 3 lata temu zaczęły budować własne okręty podwodne. Poważne organizacje ekologiczne zarzucają NAVY, że Trzeci Świat to tylko wymówka dla kontynuowania rozwoju systemu. Mediatorzy w tradycyjnym już konflikcie zielonych z NAVY wnioskują, że najlepiej byłoby, gdyby marynarka zgodziła się użyć tego systemu tylko w przypadku, kiedy kraj jest w zagrożeniu.

LFAS kosztował w przeciągu 10 lat (od czasu pierwszych mini badań) 350 milionów dolarów, a naukowo nazywa się Towed Array Sensor System (SURTASS). Podczas publicznych dyskusji w Radach Miasta San Diego i Honolulu NAVY była mocno krytykowana za niedociągnięcia w swoim 400-stronicowym raporcie (koszt: 10 milionów dolarów) o wpływie użycia SURTASS na środowisko. Niektóre organizacje oświadczyły, że podadzą NAVY do sądu, jeśli nie będzie dodatkowych badań nad ochroną środowiska. Partia Zielonych z Hawajów przegrała w zeszłym roku proces o niezezwolenie NAVY na próby systemu w pobliżu miejsc rozpłodowych wieloryba. Naukowcy mówią, że już podczas badań systemu w Grecji czy w Kalifornii ucierpiały wieloryby i rybacy. Rząd USA próbuje zatuszować tę drugą sprawę.

Konflikt o używanie pod wodą dźwięków o ogromnym natężeniu powstał w 1990 r., kiedy to Oceaniczny Instytut z San Diego chciał użyć takiego systemu do badania tzw. Zagrożenia Globalnego. Wtedy plan upadł. Teraz wygląda na to, że NAVY zrobi wszystko, aby wprowadzić LFAS w życie, a ekologom pozostaje walczyć o zminimalizowanie szkód, jakie ta podwodna broń powoduje dla środowiska. Nadmienię, że po zimnej wojnie obrona podwodna pozostaje jedną z nielicznych rozwijających się gałęzi wojskowości USA. NAVY ma silne poparcie niemal wszystkich agend rządowych i wszystkich przedstawicieli armii. Sprawa może potrwać jeszcze trochę, jednak walka o ocalenie przed zagładą wielorybów i innego podwodnego życia jest chyba największym wyzwaniem dla ekologów. Bo o ile przeciwko zielonym w walce o nieużywanie sieci dryfujących na oceanach oraz o nieprowadzenie połowów w określonych miejscach i okresach występują silne koncerny (które już parę razy przegrały z zielonymi) i brzuchy konsumentów (którzy uświadomieni często zgodziliby się na mały kompromis lub nacisk na firmy), to w walce o SURTASS przeciwnikiem jest NAVY. A NAVY to znaczy armia USA, czyli największa potęga świata, co w niektórych umysłach oznacza coś nie do pokonania. Oczywiście takie przedstawienie sprawy jest uproszczeniem, ale nie ma wątpliwości, że zastopować wprowadzenie w życie LFAS jest więcej niż trudno. Łatwiejsze może być wymuszenie rozmaitych ulepszeń na rzecz ochrony środowiska. Tylko na ile mogą one pomóc lub zapobiec czemuś? Co się stanie, wie tylko przyszłość, a ta zapewne pokaże, że po raz kolejny ekolodzy mieli rację. Nie wiadomo jeszcze, kiedy zostaną podjęte ostateczne decyzje o losie LFAS, ale wtedy przekonamy się, czy tym razem posłuchano zielonych.

Z Kalifornii, Przemysław Sobański



Por. Sobański Przemysław, Czy NAVY zniszczy wodne ssaki?, ZB nr 10(136)/99, s. 22.
rysunek

początek strony

WYPADKI NUKLEARNE

Przez kilka godzin społeczeństwo nie było poinformowane o najgroźniejszym japońskim wypadku nuklearnym.

Na początku października br. w japońskim mieście Tokaimura w fabryce uranu dla elektrowni miał miejsce najgroźniejszy w historii Japonii wypadek nuklearny. 300 000 ludzi mieszkających w obrębie 10 km od miejsca wypadku dostało nakaz nieopuszczania domów i szczelnego zamknięcia okien. Niemniej ów nakaz nie został ogłoszony od razu. Radioaktywne skażenie przekroczyło normy do 15 000 razy, podczas kiedy nieświadomi ludzie przebywali na otwartym powietrzu. 46 pracowników zostało silnie napromieniowanych, a 3 doznało poparzeń. Brak natychmiastowej informacji o nuklearnym wypadku może się wydać niesamowity, szczególnie w takim kraju jak Japonia. Jednak dla mieszkańców niektórych miast tego kraju to nie nowina, bowiem w przeszłości byli oni informowani z opóźnieniem o podobnych "wypadkach". Budynki znajdujące się w pobliżu elektrowni nuklearnych nie mają w Japonii odpowiednich zabezpieczeń. Taka sytuacja jest nie do pomyślenia w Europie i w USA.

Katastrofę w Tokaimurze spowodowali pracownicy, którzy dodali nadmierną ilość uranu (32,5 funta, zamiast 5,2!) do kwasu, na dodatek używając nieprawidłowych pojemników. Reakcja zaszła za wcześnie i za szybko, na dodatek nie w elektrowni, która jest odpowiednio przygotowana (w ten sposób powstaje energia), ale już w fabryce. Dokładne skutki wypadku nie są jeszcze znane i zapewne całą prawdę poznamy dopiero po jakimś czasie, kiedy ukażą się raporty międzynarodowych, niezależnych ekspertów. Obecnie oficjalne dane mówią, że zagrożenie minęło. Można dodać, iż w ciągu najbliższych 10 lat Japonia planuje wybudować jeszcze 20 elektrowni jądrowych.

W Tokaimurze na ulicach są specjalne głośniki, postawione m.in. celem ostrzegania o nuklearnych wypadkach. Milczały one jednak przez ponad 5 (!) godzin po katastrofie, podczas kiedy dzieci bawiły się na powietrzu w odległości kilkuset metrów od miejsca wypadku. Po 5 godzinach 160 ludzi zostało przetransportowanych do osiedlowego centrum, gdzie zostali zbadani. Z opóźnieniem poinformowano ich, że do czasu wyjaśnienia sytuacji nie powinni używać wody miejskiej. Nawet Rada Miasta dowiedziała się o wszystkim dopiero godzinę później. Na dodatek strażacy wezwani na miejsce nie zrozumieli przyczyny wezwania i przyjechali bez kombinezonów! Wszystko to w sytuacji kiedy miasto powinno być więcej niż gotowe na tego typu sytuacje, ponieważ znajduje się w nim 15 reaktorów jądrowych!!! Rząd w Tokio został poinformowany o sprawie prawie 5 godzin po zdarzeniu, a stolica leży blisko Tokaimury. Dramatyczne wydarzenia może podsumować fakt, że przez 12 godzin po nakazie zamknięcia się w domach ludzie nie słyszeli nowych wieści o sprawie! Rano w TV polityczni liderzy mówili zaszokowani faktem, że ani oni, ani społeczeństwo nie zostali wcześniej poinformowani. Nikt nie mógł wjechać ani wyjechać z Tokaimury, a na ulicach pojawili się policjanci w maskach. Dopiero po 20 godzinach eksperci zlikwidowali zagrożenie (przynajmniej według oficjalnych danych) i ponad dobę po wypadku ludzie mogli powrócić do normalnego życia. Ci z najbliższych okolic musieli pozostać pod obserwacją dłużej i wrócili do domów później, bowiem obawiano się promieniowania. W następnych godzinach sporo mieszkańców Tokaimura podjęło decyzje przeprowadzki do innych miast. Przyszłość fabryki uranu nie jest jasna. rysunek

Bezpieczeństwo elektrowni jądrowych zostało podważone po raz kolejny, tym razem na przykładzie japońskim. Zagrożenie katastrofą w tym kraju jest szczególnie duże z powodu braku zabezpieczeń (jak pokazała historia) oraz z powodu częstych trzęsień ziemi. Japonia ma obecnie 52 elektrownie nuklearne, wytwarzające 35% narodowej energii, i jest 3-cim (po USA i Francji) krajem pod względem ilości takich elektrowni. Ich teoretycznie dobre zabezpieczenie często się nie sprawdzało przy "wypadkach" czy przeciekach. Niejednokrotnie trzeba było zamknąć reaktor po awarii, a więc nie otrzymano planowanej ilości energii. W samej Japonii w latach 90-tych miało miejsce 6 poważnych wypadków nuklearnych. W listopadzie '96 nastąpił radioaktywny przeciek w innej elektrowni w Tokaimurze, o którym także poinformowano z dużym opóźnieniem. Grudzień '96 - przeciek w Tsuruga, który doprowadził do zamknięcia elektrowni. W marcu '97 ponownie Tokaimura, skażenie sięgnęło 11, a 37 pracowników zostało w małym stopniu skażonych!!! Miesiąc później 11 pracowników reaktora Fugen doznaje niskoradioaktywnego napromieniowania. W tymże reaktorze miało miejsce 11 (jedenaście) podobnych napromieniowań pomiędzy r. 1994 a 1997. Z lipca br. pamiętamy wyciek 50 ton skażonej "wody" z fabryki w Tsuruga. Oficjalnie zapewniano, ze nic nie dostało się do atmosfery. Wypadek z października to "najświeższa" nuklearna katastrofa. Czy ostatnia? Oby.

Przemysław Sobański
PO BO 21128
Long Beach, Ca 90-801
USA
e-mail: Bobi2000@hotmail.com




ZB nr 16(142)/99, 1-15.11.99

Początek strony