Strona główna   Spis treści 

ZB nr 18(144)/99, 1-15.12.99
TRANSPORT

SAMOCHÓD - MOJA MIŁOŚĆ NA ŚMIERĆ

Reg Boorer, niegdyś dyrektor brytyjskiego Greenpeace, a obecnie fundacji "Arka", pisze w najnowszym numerze "Resurgence" (November/December '99), że nasze społeczeństwo zachodnie nie zrezygnuje z samochodu a niechęć aktywistów ekologicznych do samochodu jest stratą czasu i przysłowiowym biciem piany. Boorer zauważa, iż niepodważalnym faktem jest, że żyjemy w społeczeństwie materialistycznym i staliśmy się jedynym gatunkiem, którego niepowstrzymanym pragnieniem jest kupowanie i posiadanie rzeczy. W Wielkiej Brytanii kupowanie jest na drugim miejscu wśród sposobów spędzania wolnego czasu. Na pierwszym miejscu jest oczywiście oglądanie telewizji. Zauważa on, że nie jest to tylko cecha Brytyjczyków. Jego zdaniem żelazna kurtyna upadła pod naciskiem pragnienia kupowania wciąż więcej i nowszych rzeczy. To była prawdziwa przyczyna upadku komunizmu. Dlatego materializm wyparł tradycyjne wartości i nieubłaganie prowadzi do niszczenia przyrody. Z drugiej strony nowoczesne społeczeństwa zachodnie są bardzo ambiwalentne, ponieważ wszystkim tym konsumentom zależy także na osobistym zdrowiu i "zdrowiu" planety. Największym paradoksem naszych czasów jest przejmowanie się ochroną środowiska, a zarazem brak najmniejszej gotowości do kompromisu i zmiany stylu życia. Wspólnym symbolem i metaforą konsumpcjonizmu stał się właśnie samochód, który staramy się wyposażyć w kolejne osiągnięcia techniki i elementy luksusu. Samochód jest uniwersalnym przedmiotem pożądania, symbolem zrealizowania amerykańskiego snu i jest pierwszą rzeczą na liście marzeń milionów ludzi. Z tymi faktami po prostu nie można dyskutować.

Boorer zwraca uwagę obrońcom przyrody, prowadzącym kampanie na rzecz masowego transportu i politykom z zielonych frakcji, że dla ludzi samochód jest przede wszystkim symbolem, a nie środkiem do przemieszczania się z jednego miejsca na drugie. Dlatego kampanie do tych ludzi nie trafią. Im nie zależy na rozwiązaniu problemów komunikacyjnych, tylko na posiadaniu tego symbolu statusu. A pisze to członek społeczności, która z samochodami oswaja się już znacznie dłużej niż Polacy. Symbol nie zniknął, ma się nawet coraz lepiej. Ludzie nie przesiądą się ze swoich ukochanych samochodów do najsprawniej nawet jeżdżących autobusów czy tramwajów.

Autor pisze też, że tylko niewielka ilość ludzi posiada samochody wyłącznie dla przyjemności posiadania takiej rzeczy. Prawdę demaskuje sposób w jaki samochody się reklamuje. Pod tym względem reklama nigdy nie kłamie - pokazuje naszą naturę, gdyby była inna, wówczas inna byłaby też reklama, bo jej funkcją jest trafić w dziesiątkę, w oczekiwania kupujących. Prawie nigdy reklamodawcy samochodów nie posługują się argumentem, że tym autem będzie się najłatwiej przenosić z miejsca na miejsce. Bo to ludzi wcale najbardziej nie interesuje. Podkreślają za to aspekty ezoteryczne, a nawet duchowe! "Wolność", "status społeczny", "seks", "rozkosz" - oto jakie odniesienia do zakupu samochodu znajdujemy w reklamach aut. Większość ludzi utożsamia się z hasłem "jesteś tym, czym jeździsz" i tak oto staliśmy się więźniami, którzy nadal są bardzo zatroskani stanem środowiska i własnym zdrowiem. Samochód spowodował największą rewolucję w poruszaniu się w XX w. i wg Boorera wpływ motoryzacji w następnym wieku będzie się tylko powiększał na całym świecie. Niczego nie zmienia fakt, że kierowcy w Wielkiej Brytanii są już dobrze świadomi kosztów, jakie wskutek rozwoju motoryzacji ponoszą - od urbanistycznej dewastacji środowiska i wzrastającego hałasu w naszym otoczeniu, po nieustanny wzrost zachorowań powodowanych przez samochody, takich jak astma wśród dzieci. Niezależnie od tego, jakie będą prawdziwe potrzeby środowiska ludzie nadal będą dążyli do posiadania i używania prywatnych samochodów.

Ponieważ tak wielu ludzi ma samochody i niemal wszyscy oni kochają jeżdżenie tymi samochodami, dlatego wyjazdy autem stają się podstawowym zajęciem w czasie wolnym. To z kolei stymuluje przemysł zagospodarowujący ten czas wolny i organizujący miejsca, do których można jeździć. Nie łudźmy się - takimi miejscami będą także parki narodowe, obszary chronionego krajobrazu oraz ogrody, ale oczywiście także cała sieć supermarketów i różnych ośrodków handlowych, do których wyjeżdża się samochodem (wówczas łączymy dwie przyjemności w jedną). Bardziej proekologiczna polityka transportowa ponosi porażkę, bo jest konfrontowana z niepohamowanym pożądaniem konsumentów by jeździć swoim, wciąż nowszym, będącym symbolem wyższego statusu i większej "niezależności", modniejszym autem.

Wg autora rozwiązania legislacyjne są jednak nieuniknione i bez nich, bez rządowej interwencji, czeka nas coraz gorsza przyszłość. Nie wierzy on jednak w szybkie rozwiązania i dlatego kładzie nacisk na prowadzenie kampanii eliminujących najbardziej trujące i kosztowne dla przyrody i ludzi auta. Skoro jesteśmy zakochani w autach, to przynajmniej niech to nie będzie miłość na zabój. Jego zdaniem stare samochody powinny być eliminowane. Jeżdżenie "zielonych" citroenem 2CV, morrisem mini czy garbusem to głupia moda jeśli pamiętamy, że na wyspach stare samochody osobowe to 10% a powodują 90% zanieczyszczeń motoryzacyjnych! A więc potrzebne są drakońskie normy, wysokie podatki i częste testy. Stare samochody powinny być po prostu eliminowane. Jest to jednak rozwiązanie kłócące się z poczuciem sprawiedliwości społecznej. Na najnowsze rozwiązania będzie stać tylko ludzi bogatszych. Kampania, by rezygnowali z dużych samochodów też nie przyniosła rezultatów i ubiegły rok był rokiem największej sprzedaży dużych aut i aut tzw. terenowych. Autor pisze też że kampania wprowadzania czystych technologii w produkcji i eksploatacji samochodów przyniosła rewelacyjne obniżenie emisji, bo aż o 90%, ale... towarzyszące temu kampanie reklamowe i ekspansja rynku samochodowego wraz z lansowanie nowych modeli przyniosły taki wzrost ilości samochodów (w bogatych krajach coraz więcej rodzin ma dwa auta lub więcej), że ilość wielu emisji wcale nie zmalała.

Na koniec artykułu Boorer przyznaje, że "czyste" technologie, aczkolwiek mocno przez niego postulowane, nie rozwiążą problemu, którego przyczyna leży w niezgodzie ludzi na wprowadzanie jakichkolwiek limitów w używaniu prywatnych samochodów.

Wydaje się jednak, że ta diagnoza jest bardzo połowiczna. Samochód jest złem z wielu powodów. Ale to nie przedmiot - samochód, lecz model naszej cywilizacji, rynku, polityki, które - dopóki będą istniały - będą tworzyły takie przedmioty jak samochody. Życie w społeczności zbieracko-łowieckiej jest dużo przyjemniejsze i zdrowsze niż w mieście i w takiej społeczności samochód jest idiotyzmem. Życie w miejskiej cywilizacji konsumpcjonistycznej byłoby nie do zniesienia bez różnych jej produktów, nawet jeśli się nam ona nie podoba. Po prostu mamy coraz mniejszy wybór, koła wyścigu kręcą się coraz szybciej i pochłaniają coraz więcej ofiar. Nawet wyjazd na wieś niewiele zmienia, bo szosy i samochody docierają i tam coraz szybciej. "Ale gdzie tu zwiewać, no gdzie?" - śpiewa Jacek Kleyff w piosence o rozpostartej płachcie nieba, która zawsze daje to co trzeba. Samochód jest idiotyzmem w społeczności niekonkurencyjnej, żyjącej w jakiejś formie wspólnotowości (ale nie w zatomizowanych rodzinach) związanej ze swoim bioregionem, w której nie ma rynku pracy i handlu, a nie dzielenie się jest jedynym grzechem. W społeczności zatomizowanej, konkurencyjnej, gdzie każdy dąży do kariery i chce być lepszy od innych, chce zarobić więcej pieniędzy samochód jest nieuchronną konsekwencją. Samochód jest nie tylko symbolem statusu, nie tylko przedmiotem prestiżu, jest również naprawdę użyteczny, wygodny, daje większe możliwości wyboru i większą swobodę, a także poczucie niezależności, odizolowania od niechcianego tłumu np. w tramwaju. Jest narzędziem pracy i środkiem pozwalającym bardziej różnorodnie spędzać czas wolny (można pojechać na Niedzielne Świąteczne Zakupy, na narty, na grzyby, do teatru, znajomych i do dzikiej przyrody - w wyścigu do konsumpcji tych różnych przyjemności posiadacz samochodu bije na głowę rowerzystę). W starzejących się społeczeństwach samochód daje również znacznie więcej możliwości ludziom starym, którzy nie przesiądą się na rower, a nie wybraliby się do lasu korzystając z kombinowanych środków transportu masowego, natomiast autem mogą do tego lasu dosłownie wjechać. Dlatego coraz trudniej znaleźć dziką przyrodę, coraz trudniej i coraz dalej trzeba wyjeżdżać samochodem, by nad rzeką nie było innych samochodów, grillów i stert odpadków, a niedługo takich miejsc nie będzie już nigdzie. I w tym właśnie widzę nadzieję i ostateczne rozwiązanie, bo, niestety, uczymy się dopiero wówczas, kiedy znajdujemy się w sytuacjach ekstremalnych. Choć póki co warto jednak tej przyrody bronić, a nuż coś się w cywilizacji zepsuje i się uda?

PS

Oto dziesięć zasad nowej polityki transportowej (wg "Resurgence"):

  1. Drogi piesze i ścieżki szanuj tak, jak własne przeznaczenie.
  2. Znajduj radość w chodzeniu pieszo; chroń piesze drogi przed zniszczeniem.
  3. Ciesz się jazdą na rowerze.
  4. Wybieraj pociąg, jazda pociągiem daje okazję do odpoczynku.
  5. Rzadko używaj auta, tylko wtedy kiedy musisz.
  6. Ogranicz przeloty samolotem i transport lotniczy, poznawaj swoje najbliższe otoczenie.
  7. Ceń podróżowanie statkiem, łodzią, żaglówką (W W. Brytanii bardzo rozwinięty jest system kanałów, którego siecią i komunikacją na nich zajmuje się British Waterways).
  8. Doceniaj podróże kanałami.
  9. Pracuj w pobliżu miejsca zamieszkania.
  10. Kupuj w pobliżu miejsca zamieszkania, tak jest łatwiej i przyjemniej.

Janusz Korbel




ZB nr 18(144)/99, 1-15.12.99

Początek strony