Wydawnictwo "ZB" | Okładka | Spis treści ]

RAPORTY - RELACJE - SPRAWOZDANIA - ZB nr 12(157)/2000, listopad 2000

LEŚNA ŚCIEŻKA EDUKACYJNA
W MANOWIE KOŁO KOSZALINA

1.9.2000 w Nadleśnictwie Manowo koło Koszalina otwarto leśną ścieżkę edukacyjną. Mieści się ona tuż za budynkami Nadleśnictwa w Manowie, w pobliżu szosy z Koszalina do Szczecinka, w odległości 12 km od Koszalina. Do Manowa jest dojazd autobusami PKS oraz zabytkową kolejką wąskotorową.

Ścieżka jest nietypowa, bo też teren na którym się znajduje nie jest zwykłym lasem. W otoczeniu półkilometrowej trasy, leśnicy dosadzili około 600 drzew i krzewów. Są tam. m.in. różaneczniki, azalie, metasekwoje chińskie, miłorzęby i wiele innych okazów. Ścieżka jest wzbogacona prawie 40 tablicami poglądowymi, zapleczem rekreacyjnym, miejscem na ognisko i parkingiem. Położona jest na zboczu "Czaplej Góry", która jest miejscem lęgowym z kilkudziesięcioma gniazdami czapli siwej.

Koncepcję ścieżki opracowali pracownicy działu technicznego Nadleśnictwa inżynierowie - Piotr Nowak i Tomasz Kapuściński. Tablice wykonali plastycy, a roboty ziemne i stolarskie - pracownicy Nadleśnictwa. Tablice zawierają też informacje o porastających wzgórze sędziwych drzewach i roślinach. Mówią również o gospodarce leśnej i zjawiskach przyrodniczych. Ścieżka została oddana pod opiekę młodzieży gimnazjum w Manowie. Jej wykonanie kosztowało 50 tys. zł, z czego po połowie złożyły się - Nadleśnictwo i Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska.

Nadleśnictwo planuje wykonanie drugiej ścieżki, która będzie biegła przez tereny typowo leśne. Warto podkreślić, że zwiedzanie ścieżki jest bezpłatne.

Bernard Konarski

KONFERENCJA CHIRURGÓW DRZEW
W NOSOWIE KOŁO KOSZALINA

21-23.9.2000 w Nosowie gm. Biesiekierz koło Koszalina odbyła się konferencja chirurgów drzew. Ziemia koszalińska jest bardzo bogata w pomnikowe okazy drzew i parkowe kolekcje dendrologiczne.

Pierwszego dnia uczestnicy zwiedzili okolice historycznej Góry Chełmskiej w Koszalinie, drugiego - głaz "Trygław" w Tychowie, największy głaz narzutowy w Polsce oraz parki w Białowąsie i Połczynie Zdroju, a trzeciego - kompleksy pałacowo-parkowe w Parsowie i Strzekęcinie, arboretum (ogród leśny) w Karnieszewicach i pomnikową aleję bukową na drodze z Koszalina do Polanowa. Zobaczyli także cmentarzysko megalityczne sprzed 5000 lat w Borkowie i kręgi kamienne sprzed prawie 2000 lat w Grzybnicy, na południe od Koszalina.

Bernard Konarski

SKUTKI PEWNYCH PROJEKTÓW

O skandalach wokół rezerwatu faunistycznego "Świdwie" pod Szczecinem pisałem w poprzednim artykule w ZB1)). Wyraziłem również szczegółową opinię nt. nieprawidłowości i skutków podjętych w tym rezerwacie projektów: "Sanacji zlewni Gunicy" i "Przyrodniczo-edukacyjnego zagospodarowania rezerwatu Świdwie""2)). Przypomnijmy - "Świdwie" jest jednym z siedmiu w Polsce rezerwatów konwencji RAMSAR. Jeśli ktoś jeszcze miał wątpliwości co do kompetencji i intencji pomysłodawców i wykonawców ulepszania rezerwatu tej rangi, to oto do czego doprowadziły nieodpowiedzialne działania urzędników.

  1. Na skutek znacznego podniesienia poziomu wody w jeziorze Świdwie i zalania Bagna Gyttia (zwanego również Bagno Żurawie), doszło do całkowitego obumarcia unikalnych, naturalnych olsów oraz do innych trudnych do opisania zmian w roślinności. Cel był być może słuszny: powstrzymać zarastanie jeziora. Niestety, trzeba jeszcze umieć to zrobić, albo dać sobie spokój. Pomiędzy zahamowaniem sukcesji roślinności a jej zniszczeniem jest bowiem spora różnica i właściwie równie dobrze można było potraktować rezerwat pestycydami. Dla samych ptaków żadnego cudu nikt tu nie dokonał3)), z czego pan Konserwator zdał sobie chyba wreszcie sprawę, więc obecnie nie prowadzi się żadnych badań, pomimo - a może właśnie dlatego - że działalność ludzka spowodowała widoczne i gwałtowne zmiany w środowisku.
  2. Dokonały się inne zmiany i przekształcenia w środowisku i krajobrazie, jakich rezerwat Świdwie i jego okolice nie widziały od słynnych w latach 60. - 70. wyniszczających melioracji. Nie będę tu pisał o wycinaniu drzew i krzewów, pogłębianiu i budowie nowych kanałów, bo takie swawole hydrotechników są już normą. Nie wiem i nie zrozumie chyba tego żaden znawca przyrody, jakie przesłanki ekologiczne stały za zrobieniem z Bagna Gyttia (część rezerwatu z pokładami rzadkiej gytti!) zbiornika retencyjnego. Na tym jednak nie koniec. Panowie melioranci wpadli chyba w jakiś trans, bo osuszyli i zrównali z ziemią kolejne duże bagnisko w pobliżu wsi Łęgi. A wszystko to (a jakże) z błogosławieństwem Wojewódzkiego Konserwatora Przyrody w Szczecinie (dziś Zachodniopomorskiego Konserwatora Przyrody). Załóżmy, że urzędnik miał dobre intencje. Pozycja Konserwatora była widocznie jednak zbyt słaba, aby mógł sam narzucić prężnemu lobby hydrologicznemu sposób i zakres wykonywanych prac. W rzeczywistości był urzędnikiem bardzo osamotnionym, pozbawionym wsparcia organizacji pozarządowych, z którymi unikał współpracy jak mógł. Z pewnością niemałą rolę odegrały tu natomiast spore pieniądze4)).
  3. Tak jak przewidywali przeciwnicy tych projektów: ma miejsce rozwój zupełnie nie kontrolowanego ruchu turystycznego. Krótko - brud, smród i hałas. Tego rezerwat też jeszcze nigdy nie doświadczył.
  4. Na skutek odmowy wszczęcia postępowania przez sądy dwóch instancji, umocniła się pozycja Konserwatora jako sprawnego urzędnika (nikt mnie nie ruszy). W ocenie większości "interesantów", obecny (od przynajmniej 10 lat) Konserwator nie jest już w stanie pełnić swojej funkcji i powinien się udać na bardzo długi urlop zdrowotny. A jednak nie. Przez to mnóstwo projektów dotyczących ochrony przyrody, opracowanych przez stowarzyszenia (właściwie chyba tylko przez jedyną organizację w regionie specjalizującą się w ochronie bioróżnorodności - Zachodniopomorskie Towarzystwo Ornitologiczne) nie może zostać podjętych. A wiadomo - gdzie kot śpi, tam myszy harcują. Szerzą się więc zagrożenia przyrody i przykłady jej dewastacji (choćby dalsze niszczenie wielkich torfowisk niskich na Bagnach Rozwarowskich i koło Chwalimek, nieustanne wyniszczające pozyskiwanie trzcin, regulacje rzek, rzeczek, cieków, brak jakiejkolwiek polityki ochrony gatunkowej i siedliskowej oraz wiele innych). Widocznie nic takiego się nie stało, a Konserwator tylko realizuje politykę ekologiczną Państwa. O ochronie przyrody w województwie zachodniopomorskim decyduje coraz węższe grono tych samów "cudotwórców", którzy uszczęśliwili Świdwie. To już prawdziwa elita pseudoekologów. Gdyby jednak porównać ją z prawdziwie elitarną jednostką wojskową "Grom", to jej żołnierze musieliby strzelać do siebie samych.

W grudniu ubr. rezerwat wizytował prof. Ludwik Tomiałojć z ramienia Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków. Miał wydać opinię niezależnego eksperta. Niestety, opinia ta nie była w pełni satysfakcjonująca dla przeciwników inwestycji. Po części Tomiałojć został bowiem wprowadzony w błąd przez Konserwatora, który udowadniał, że oponenci nie znają granic rezerwatu i stąd wszystkie nieporozumienia. Ale profesor zapomniał o fakcie, że wśród przeciwników projektów są osoby, które w l. 1990-1998 były pracownikami tutejszej Stacji Ornitologicznej i prowadząc w rezerwacie badania nad awifauną musiały znać jego granice bardzo dokładnie. Niemniej Tomiałojć wydał szereg zaleceń, aby zmniejszyć negatywne skutki inwestycji. Zasugerował m.in., żeby zasłonić wybudowane obiekty matami z trzciny i zlikwidować potężne oświetlenie tuż przy wodzie. Niestety, żadna z propozycji profesora nie została do dziś zrealizowana. Za to plan rozwoju turystyki rozkwita niczym genetycznie zmodyfikowana jabłonka. Nie jest to, bynajmniej, cały sad, lecz jedna jedyna jabłoń od lat silnie zakorzeniona u stóp obecnego Konserwatora.

Artur Staszewski



1. A. Staszewski, "Rezerwat "Świdwie" - czyli szczecińska szkoła ochrony przyrody", ZB 18/99, s. 38-41.
2. A. Staszewski, "Rezerwat "Świdwie" - wczoraj, dziś, jutro", "Zielona Arka" 10/1999-1/2000, s. 12-14.
3. WKP z upodobaniem głosił propagandę, że w wyniku spiętrzenia wody wzrosła liczebność ptaków w rezerwacie. Szczegółowe badania przeprowadzone w latach 1990-1998 wykazały tylko prawdopodobną korzyść dla 4 gatunków lęgowych; istotnie w 2-3 lata od podniesienia poziomu wody nastąpił gwałtowny wzrost liczebności wielu gatunków, lecz wpłynął na to zespół czynników (głównie łagodniejszy klimat i ogólne trendy populacji). Natomiast pod koniec okresu badań stan liczbowy awifauny powracał do poziomu sprzed spiętrzeniem wody! (Staszewski A., Czeraszkiewicz R. Awifauna lęgowa rezerwatu "Świdwie" i okolic w latach 1990-1998. Notatki Ornitologiczne, w druku.). W okresie przelotów liczebności ptaków wodnych znacznie maleją i podniesiony poziom wody jest tu tylko jednym z czynników, w dodatku na jedne gatunki wpływającym korzystnie na inne niekorzystnie (Czeraszkiewicz R., Staszewski A. Ptaki rezerwatu "Świdwie". Przeloty i zimowanie, w przygotowaniu).
4. Decydującą rolę w realizacji projektów odegrał fundusz PHARE. To właśnie od chwili nawiązania przez projektodawców bliższych kontaktów z tym funduszem urwały się wszelkie kontakty na linii Wojewódzki Konserwator Przyrody w Szczecinie - Zachodniopomorskie Towarzystwo Ornitologiczne (którego siedzibą była Stacja Ornitologiczna "Świdwie" przy rezerwacie). Wydawałoby się, że choćby zwykłe zasady wymagają współpracy z ornitologami. Z pewnością nie doszłoby wówczas do takich zniszczeń i zagrożeń. Jak wynika z dokumentów archiwum ZTO, już w marcu 1996 r. na Walnym Zgromadzeniu ZTO Wojewódzki Konserwator Przyrody w Szczecinie został zapytany o plany dotyczące rezerwatu, o których wielkimi nagłówkami informowały gazety. Konserwator nie wydukał z siebie ani słowa na ten temat, tłumacząc, że przyszedł na Zgromadzenie jako członek ZTO, a nie urzędnik. To jakiś paradoks - PHARE słynący z dodatku "Dialog Społeczny" wydaje mnóstwo pieniędzy na działanie dokładnie sprzeczne z celem powołania funduszu! Równocześnie NGO-sy, aby uzyskać dotację z jakiejkolwiek fundacji, muszą udokumentować niemal zażyłość z urzędnikami (ale urzędnik z NGO-sami widocznie już nie). Cała sprawa pozostanie więc chyba na zawsze zagadkowa.

NAJWIĘKSZY PRZEKRĘT W WARSZAWIE

4.10 otwarto w Warszawie z wielką pompą Most Świętokrzyski. Mimo wielu przemówień i obszernych relacji w prasie, nikt nie pochwalił się kulisami finansowania inwestycji. A wyglądają one tak: gmina Warszawa-Centrum założyła z Elektrimem spółkę Port Praski. Gmina swoje udziały objęła wnosząc aportem kilkadziesiąt hektarów gruntów w porcie Praskim. Elektrim swoje udziały obejmie finansując budowę mostu, po czym dostanie cały port, w którym ma stanąć wielkie centrum biurowe. Rzecz w tym, że wartość gruntów gminnych wyceniono w 1998 r. na ok. 40$ za m2. Tymczasem pół roku temu sprzedano działkę sąsiadującą z portem. Uzyskano cenę 1000$ za m2. Gdyby operacja była uczciwa, Elektrim musiałby wybudować 20 takich mostów.

Budowa mostu kosztowała 110 mln zł. 70 mln zł gmina wydała na dojazdy do mostu. Kolejne 40 mln będzie kosztowało zagłębienie Wisłostrady w tunelu, setki milionów pójdą na ukończenie trasy - która nie rozwiąże żadnego problemu komunikacyjnego miasta, może poza dobrym dojazdem do królestwa Elektrimu i zakorkowaniem i tak rzadko przejezdnej ulicy Świętokrzyskiej. Przez nowy most już dzisiaj trudno przejechać.

Wszystkie kwity podpisywał Marcin Święcicki (UW) - były burmistrz.

Krzysztof Rytel

50 KM/H? WARSZAWA MÓWI TAK!
I RATUJE ŻYCIE 5 OSÓB W 2 TYGODNIE

Od 18 września w Warszawie ograniczono dopuszczalną prędkość do 50 km/h. Dokładniej całą gminę Warszawa - Centrum objęto strefą ograniczonej prędkości do 50 km/h, a na drogach przelotowych ustawiono znaki ograniczenia prędkości od 60 km/h (Trasa Łazienkowska, Wisłostrada), 70 km/h lub 80 km/h (tylko Trasa Armii Krajowej i kawałek Wisłostrady). Jest to wielki sukces osób, propagujących bezpieczeństwo ruchu, a w szczególności pani Ilony Buttler z Instytutu Transportu Samochodowego, komendanta stołecznej drogówki - Waldemara Wierzbickiego i warszawskich radnych z komisji bezpieczeństwa.

Inicjatywa była zamierzona jako poparcie dla znajdującego się w sejmie projektu kodeksu drogowego z dopuszczalną prędkością w terenie zabudowanym 50 km/h. Przykład Warszawy ma zadziałać na posłów mobilizująco. I chyba zadziała, bo wygląda na to, że się sprawdził.

Mimo bardzo zaciętej dyskusji w mediach, które publikowały wypowiedzi często niezwykle emocjonalne, wyniki badań wskazują, że ludzie popierają ograniczenie prędkości. Najważniejsze jednak, że ograniczenie to przynosi skutek. Dzisiaj, po dwóch tygodniach od wprowadzenia nowych przepisów wyraźnie to widać. Nie wiem, czy kierowcy jadą 50 km/h, ale wyraźnie widzę, że jadą wolniej. Jako pieszy, po prostu czuję się bezpiecznie.

Statystyki mówią same za siebie. W okresie 18.9 - 5.10 br. miało miejsce 70 wypadków, wobec 138 w tym samym okresie ubiegłego roku (spadek o 49%), w których zginęły 4 osoby wobec 9 (spadek o 55%), a rannych zostało 56 osób wobec 144 (spadek o 61%). Tak dobry wynik został uzyskany dzięki efektowi nowości i prawdopodobnie nie zostanie utrzymany w dłuższym okresie. Trzeba zaznaczyć, że decyzja była bardzo kontrowersyjna i wywołała burzę w mediach, co doskonale nagłośniło temat. Jednocześnie policja stanęła na wysokości zadania i robi wszystko co może, aby nowe przepisy egzekwować. Z drugiej strony statystyki ogólnopolskie wskazują obecnie na przeciwną tendencję - wzrostu liczby wypadków.

Wydaje się zatem, że przykład warszawski wytrącił z ręki przeciwnikom ograniczenia prędkości ich podstawowy argument - o tym, że nowe przepisy i tak nie będą respektowane. I jeszcze ciekawostka. Jak donosi Gazeta Stołeczna, jest jednak kraj w Europie, który podnosi dopuszczalną prędkość. Jest nim... Białoruś. Osobistą decyzją prezydenta podniesiono limit prędkości na kilku centralnych ulicach Mińska z 60 km/h do 90 km/h - podobno dla poprawy płynności ruchu (prawdopodobnie chodzi o przejazdy prezydenckiej kolumny).

Krzysztof Rytel

rysunek

ARBORETUM (OGRÓD LEŚNY)
W KARNIESZEWICACH
KOŁO KOSZALINA

W nadleśnictwie Karnieszewice koło Koszalina istnieje arboretum (ogród leśny). Powstało w 1881 r. z inicjatywy Pomorskiego Towarzystwa Leśnego. Zajmuje się badaniem rozwoju i aklimatyzacji gatunków drzew i krzewów obcego pochodzenia. Ma niespełna 5 ha powierzchni. Znajduje się tu około 1. 400 drzew i krzewów, w większości rzadko spotykanych w Polsce, a nawet w Europie.

Do niedawna rosło tu 46 gatunków drzew, 63 gatunki krzewów i pnącz oraz 62 gatunki rzadkich okazów roślin runa leśnego. W roku 2000 Nadleśnictwo rozpoczęło nowe nasadzenia. Dotychczas nasadzono 36 nowych gatunków, a dalszych 69 będzie jeszcze posadzone. Ponadto teren arboretum uporządkowano, utwardzono ścieżki, opisano okazy na specjalnych tabliczkach. Ozdobą arboretum jest okazała aleja daglezji zielonej, pochodzącej z Kanady, a licząca ponad 110 lat. Występują tu również - kasztanowiec jadalny tulipanowiec amerykański, buki - purpurowe i strzępoliste, klon srebrzysty, jodła kaukaska, choina kanadyjska, wiele bluszczy. Z nowych nasadzeń na uwagę zasługują - miłorząb japoński (gingo bilobae), relikt epoki polodowcowej, jodła kalifirnijska, jodła balsamiczna, sosna górska, liczne świerki, metasekwoja chińska, żywotniki i kalina koralowa.

Arboretum jest ogrodzone i zamknięte. Jest to stan tymczasowy, mający zapobiec kradzieżom, a także pozwalający ukorzenić się nowym sadzonkom. Zwiedzenie arboretum jest jednak możliwe, po telefonicznym uzgodnieniu z Nadleśnictwem, które wówczas zapewni leśniczego - przewodnika.

Dojechać można do arboretum z Koszalina. W Karnieszewicach, po minięciu Kombinatu Ogrodniczego, skręcić w lewo, następnie minąć starą część wsi z zabytkowym kościołem i jeden kilometr dalej znajduje się brama arboretum. W półnnocno zachodnim narożniku arboretum jest pamiątkowy głaz z wyrytym r. 1881. Z Koszalina do arboretum jest 15 km.

Bernard Konarski

NOWE GŁUSZCE W BESKIDACH

W XIX wieku żyło w Beskidach tysiące tych największych w Polsce latających ptaków. Ich samice słyną z pięknych śpiewów tokowych oraz wspaniałego ubarwienia. Głuszec jest na codzień skryty, lubiący ciszę leśnych ostępów. Dzięki staraniom leśników ten skrzydlaty okaz może ponownie się rozprzestrzenić w górach naszego regionu. Nadleśnictwo Wisła podpisało ostatnio umowę z Narodowym Funduszem Ochrony Środowiska o sfinansowanie (300 tys. zł) programu zmierzającego do odnowienia populacji głuszca w naszym kraju. Sprowadzone z Białorusi (najlepszy materiał genetyczny) ptaki, będą hodowane sztucznie w specjalnym obiekcie, jaki powstanie w Istebnej. Samice będą wygrzewać jaja w inkubatorach, natomiast pisklęta i młode ptaki będą wypuszczane po rocznym okresie dokarmiania (co roku 20 - 30 sztuk) do lasu, w obszary oddalone od szlaków turystycznych. Program zaprojektowano na 10 lat a pierwsze wyhodowane w warunkach eksperymentalnych głuszce zadomowią się pośród beskidzkich groni już w przyszłym roku.

Jerzy Oszelda




RAPORTY - RELACJE - SPRAWOZDANIA - ZB nr 12(157)/2000, listopad 2000
Wydawnictwo "ZB" | Okładka | Spis treści ]