Wydawnictwo "ZB" | Okładka | Spis treści ]

ZIELEŃ - ZB nr 1(159)/2001, marzec 2001

RABUNKOWA GOSPODARKA PRZESTRZENIĄ
W MIASTACH

Naturalnym środowiskiem życia większości ludzi jest miasto. Da się w nim mieszkać, o ile, choć w minimalnym stopniu, pozostawiona jest przestrzeń do zamieszkiwania: trawniki, drzewa, boiska; jeśli chociaż w jednym kierunku mamy widok na coś innego niż ściana domu czy innej budowli. Tam gdzie jeszcze ma gdzie załatwić się pies, tam jeszcze może i mieszkać człowiek.

Widać jak szybko miasta zmieniają się w betonowe pustynie, jak ludziom odbiera się, często bezpowrotnie, potrzebną jak tlen przestrzeń. Oto parę przykładów:

W efekcie takich działań w skali kraju zapewne już setkom tysięcy ludzi drastycznie pogorszyły się warunki zamieszkiwania. Rośnie agresja między ludźmi oraz przestępczość. Wielu decydentów uważa, że szaremu człowieczkowi w mieście winna wystarczyć klitka do spania i program telewizyjny na 60 kanałach. Trawnik jest zbędnym luksusem, który pozostanie tylko dla sfer uprzywilejowanych: wokół willi nowobogackich oraz na terenie - przepraszam za wyrażenie - "kondominiów".

Krzysztof Żółkiewski
Katowice

MIASTA Z OAZAMI NATURY

W Unii Europejskiej od pewnego czasu obowiązuje zrównoważony rozwój, który polega na tym aby jak najmniej szkodzić przyrodzie ożywionej i nieożywionej.

My mamy wejść do tejże Unii.

Powiększamy zabudowę miejską, bo taka prawdopodobnie jest potrzeba. Zabieramy przyrodzie coraz większe połacie ziemi. Zmieniamy rzeźby terenu, koryta naturalnych cieków wodnych i ich źródła, niszczymy wiele ekosystemów, czyli to co Matka Natura tworzyła miliony lat.

W mieście, w którym mieszkam nie dzieje się inaczej. W czasie budowy drogi łączącej wznoszone nowe osiedle z sąsiednim powstała duża nadwyżka ziemi z wykopów. Zgodnie z tym co mi powiedział inwestor, ta ziemia (glina) miała być wywieziona 10 km poza miasto (a dokładnie gdzie - nie dowiedziałem się). Robotnicy wywieźli ją nie opodal na torfowisko niskie, przyległe do olszyn, ze źródłem i meandrującym strumykiem, bo - jak mi powiedział obsługujący koparkę - "urzędnicy też kradną". W mig pojąłem o co chodzi. Na glinę nie ma nabywców, bo to nie nadaje się do ogródków, więc należy "ukręcać" paliwo i interes będzie kwitł. Dlatego więc wyrzucono ziemię "poza siebie" w obniżenie terenowe. Duża hałda ziemi pokryła około pół hektara cennego przyrodniczo ekosystemu torfowiska niskiego z bogatą w gatunki biocenozą z roślinami chronionymi łącznie. Był to cudowny dywan z mozaiką zieleni i wielu innych barw, utkany przez Matkę Naturę. Teraz rośliny i zwierzęta tam istniejące dusi ciężka hałda gliny.

Postanowiłem pokazać to miejscowej telewizji, by spowodować usunięcie tej ziemi, a przynajmniej zahamowanie tego procederu. I tak uczyniłem. Po wyemitowaniu reportażu, zaczęto usuwać ziemię z torfowiska. Ale moja radość i usuwanie gliny trwało krótko. Hałda nie została jednak usunięta. Zgodnie z wcześniejszą umową powiadomiłem ponownie telewizję. Przybyliśmy w to samo miejsce z przedstawicielem inwestora (Wydz. Inwestycyjno-Budowlanego UM) i tam po raz pierwszy dowiedzieliśmy się, że prawie całe torfowisko i większa część olszyn ma być zabudowana. Ale kiedy, to nawet i naczelnik tego Wydziału nie mógł mi powiedzieć. Powiedział mi teraz jedynie to, że Urząd Miejski nie ma pieniędzy na wywożenie ziemi poza miasto nawet do pobliskich wyeksploatowanych żwirowni.

Zastanawiam się więc skąd tak nagła zmiana decyzji. Otóż należy domyślać się, że ukręcono łeb sprawie przy stoliku kawiarnianym.

A można byłoby ten teren podmokły o pow. kilku hektarów ominąć, wyłączyć spod zabudowy i nie szkodzić cennej przyrodzie - postąpić zgodnie z zasadą zrównoważonego rozwoju. Właśnie te ekosystemy lądowe charakteryzują się największą bioróżnorodnością. Czy panowie architekci nie mogliby wkomponować tę oazę natury w zabudowę miejską, tak jak to robią w innych krajach? Nie tylko ekosystemy leśne położone wyżej (uboższe w gatunki) są potrzebne w miastach. Przedmiotem zainteresowań sozologii jest przecież różnorodność biologiczna. I dlatego Konwencja Ramsarska, każe otaczać szczególną ochroną tereny wodno-błotne.

Tu nasuwają się pytania: czy członkowie komisji zatwierdzających plany zagospodarowania przestrzennego o tym wiedzą, czy są to ludzie mający przyjazny stosunek do środowiska przyrodniczego, czy zatwierdzanie takich planów odbywa się po uprzednich oględzinach terenu, którego plan dotyczy i czy ci ludzie dysponują szczegółowymi planami miast z zaznaczonymi cennymi ekosystemami? Odpowiedzi na niektóre z tych pytań możemy znaleźć w poniższym cytacie:

(...) "Ministerstwo Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa ocenia, że już teraz potrzeba w samorządach około 30 tys. specjalistów z dziedziny ekologii. W tej chwili miejsca te są zajęte przez ludzi nieprzygotowanych, z brakiem wiedzy, złymi doświadczeniami a zwłaszcza bez wewnętrznych przekonań ekologicznych. Czynią oni liczne błędy, w tym błędy zaniechania - niewykorzystywania rozległych możliwości działania na rzecz ochrony środowiska". (...)

(...) "Dziś zbyt często szafuje się argumentami ekologicznymi, chcąc załatwić jakąś sprawę. Z drugiej strony nasze najważniejsze kwestie ekologiczne uzgadniają marni urzędnicy. ("Perspektywy" listopad 1999, s. 10 i 11).

Na terenach wiejskich zlikwidowano prawie wszystkie torfowiska przez odwodnienie, "bo taka była potrzeba". Później okazało się, że popełniono wiele błędów i tym sposobem wiele roślin i zwierząt żyjących w tych nieistniejących obecnie biotopach trzeba było objąć ochroną.

Taka oaza natury w mieście, która cudem oparła się fali melioracji, może być wykorzystana do nauczania biologii i ekologii, bo ona jest "w zasięgu ręki", kiedy na to przeznaczono mało czasu; jest to doskonałe laboratorium przyrodnicze.

Ale może byłoby inaczej, gdyby uczelnie przygotowywały również przyszłych nauczycieli biologii i ekologii do korzystania z takich laboratoriów przyrodniczych, do pracy z uczniami w terenie. Ale tak nie jest. Te braki w edukacji nauczycieli potwierdził prof. Ludwik Tomiałojć w swojej publikacji zamieszczonej w "Lesie Polskim" nr 23/1999 (s. 21) pisząc tak: "Dziś niewykształcony mieszkaniec wsi lepiej rozpoznaje gatunki roślin i zwierząt niż przeciętny absolwent biologii nafaszerowany sześcioma rodzajami wiedzy chemicznej. Dominacja chemicznego elementu w nauczaniu polskich biologów, będzie miała fatalne konsekwencje dla skuteczności naszych absolwentów w wieku XXI - Wieku Biologii, nie Chemii! Pilne staje się też dokształcanie podyplomowe dawnych absolwentów". To potwierdzili również nauczyciele uczestniczący w szkoleniu (byłem na nim również) prowadzonym przez nauczyciela z Holandii.

I właśnie na bazie tych ekosystemów pozostawionych w miastach możemy dać dobre podstawy wiedzy przyrodniczej, uwrażliwić na najdoskonalsze dzieła Natury dzieci i młodzież - potencjalnych urzędników w wydziałach ochrony środowiska w miastach. Ale - wydaje mi się - że aby to osiągnąć należy przeprowadzić reformę programu nauczania na wydziałach biologicznych w naszych uniwersytetach, nauczyć studentów korzystania w przyszłej pracy w szkołach z tych doskonałych laboratoriów przyrodniczych jakimi są ekosystemy przyrodnicze.

Owocem tych zmian będzie właściwy stosunek ludzi do przyrody i brak konfliktów pozarządowych organizacji przyrodniczych i innych służb z administracją, czego przykład pokazałem w niniejszym tekście; w miastach będziemy mieli naturalne tereny "zielone", które nie wymagają pielęgnacji, tak jak nienaturalne - prowadzone przez człowieka i nie będzie łamana zasada "zrównoważonego rozwoju".

Krzysztof Pawłowski
krispa@go2.pl




ZIELEŃ - ZB nr 1(159)/2001, marzec 2001
Wydawnictwo "ZB" | Okładka | Spis treści ]