Strona główna 

ZB nr 10(16)/90, październik '90

PIERWSZY DZIEŃ W POLSCE

Mówi się, że w Polsce kobiety nie mogą narzekać, że żyje im się tu gorzej niż mężczyznom. Wręcz przeciwnie: całowanie po rękach, przepuszczanie w drzwiach. Nikt nie zmusza ich do całodziennej pracy ponad siły, nie zamyka w domu, nie każe im nosić zasłon na twarzy. Mają konstytucyjnie zagwarantowane równouprawnienie.

Wcale jednak nie jest tak dobrze, jak by się mogło wydawać. Gdy się jest kobietą szczególnie boleśnie odczuć można na własnej skórze swą drugorzędną pozycję w tym kraju, gdy się wraca z krajów, w których kobietom dzieje się lepiej.

Mój pierwszy dzień w Polsce, po powrocie od przyjaciół z zachodniego kraju, był dużym szokiem, gdyż odwykłam od tutejszych standardów zachowań między kobietami, a mężczyznami - człowiek wszak szybko się przyzwyczaja do dobrego. Pierwszą dłuższą rozmowę odbyłam z taksówkarzem. Sama tę rozmowę zaczęłam, chcąc się dowiedzieć, co nowego w Krakowie. Ani się nie spostrzegłam, jak taksówkarz przeskoczył na tematy osobiste wypytując mnie o męża, narzeczonego i dzieci, a następnie zachwalając własne możliwości i talenty seksualne. Kompletnie ignorował przy tym mój brak zainteresowania nim, jako mężczyzną, i ostatnie minuty jazdy upłynęły mi na przekładaniu jego ręki z mojego kolana na kierownicę taksówki.

Drugą rozmowę tego dnia odbyłam z pasażerem autobusu, na który się przesiadłam z taksówki. Weszłam pierwsza do zupełnie pustego, stojącego na pętli autobusu i usiadłam na miejscu tuż za kierowcą, po jego prawej stronie. Po chwili wsiadł mężczyzna z dzieckiem, podszedł do mnie i powiedział, że właśnie zamierzał usiąść na tym miejscu. Stwierdziłam, że w takim razie ma pecha, na co on zaproponował, żebym wraz z bagażem przeniosła się na miejsce obok. Powiedziałam, że nie skorzystam z jego propozycji i zabrałam się do kasowania biletów. Mężczyzna stał nade mną i gdy skończyłam zapytał zirytowany: "No co, przesiada się pani?". Odpowiedziałam, że jestem zmęczona i nie mam ochoty dla jego widzimisię nigdzie się przesiadać. Nie dawał za wygraną twierdząc, że siedzę na miejscu przeznaczonym dla osoby z dzieckiem i uspokoił się dopiero wtedy, gdy mu wyjaśniłam, że mogłabym mu ustąpić miejsca gdyby nie miał gdzie usiąść z dzieckiem, a nie w sytuacji, gdy cały autobus jest pusty.

Bezczelność mojego rozmówcy z autobusu była wielka. Jestem przekonana, że gdybym była mężczyzną z dostojnym wąsem, nie przyszłoby mu nawet do głowy chcieć mnie przesadzać ze swojego ulubionego miejsca na inne. To samo dotyczy taksówkarza: gdybym była mężczyzną, a nie kobietą, na pewno nie byłabym wbrew mej chęci wypytywana o moje sprawy osobiste ani łapana za kolano.

Gdybym nigdzie nie wyjeżdżała z Polski, może bym nie dostrzegała tych wielu codziennych sytuacji, w których mężczyźni w sposób butny i arogancki ignorują wolę i zdanie kobiet. Może bym uważała, że jest to wprawdzie uciążliwe, ale normalne. Może by tak było, gdyby nie to, że widziałam, iż może być inaczej.

Po przyjeździe do domu usłyszałam, że wkrótce parlament ma obradować w sprawie ustawy aborcyjnej. Panowie posłowie, których jest w parlamencie 94%, uważają, że będzie całkiem normalnie, jeśli to oni zadecydują o sprawach życiowo ważnych dla kobiet.

Poklepywana w taksówce, przesadzana w autobusie, pozbawiona reprezentacji we władzach - jak mam się w tym kraju nie czuć obywatelką drugiej kategorii?

Sławomira Walczewska

2.10.90




ZB nr 10(16)/90, październik '90

Początek strony