Wydawnictwo "ZB" | Okładka | Spis treści ]

REFLEKSJE - ZB nr 2(160)/2001, kwiecień 2001

MOJE WIZJE

1. O SOBIE

Od ponad dwudziestu lat próbuję w życiu konsekwentnie postępować tak, jak uznałem, za słuszne (choć nie zawsze udawało się). Chodzi o zdrowe odżywianie, produkcję żywności własnymi rękoma, ograniczenie konsumpcji, eksperymenty z nowymi formami komunikacji i koegzystencji międzyludzkiej. Od lat moim celem jest realizacja ekologicznego ideału. Obracając się w RFNowskich kręgach ekologiczno-alternatywnych brałem udział w kilku inicjatywach zakładania grup i społeczności alternatywnych i bywałem pracującym gościem w takich społecznościach. Lecz drogę życiową wybrałem bardziej indywidualną: od 16 lat żyję na moim 1hektarowym gospodarstwie w różnych (lecz do niedawna rodzinocentrycznych) kontekstach społecznych. Od dłuższego czasu zajmuję się pracą nad sobą, by stać się, "lepszym" człowiekiem. 4 lata temu wyruszyłem na drogę poznania i pracy duchowej. Dziś zbliżam się do pozycji holistycznych.

Cechami ludzkimi które najwyżej cenię są: prawdomówność, otwartość, pracowitość, gotowość do zmian i transformacji, brak dogmatyzmui konsekwencja.

Wracam właśnie z 2 miesięcznej podróży po Polsce z niepowstrzymaną potrzebą podzielenia się z Wami mymi Wizjami i zaproszenia Was do partycypacji w ich ewentualnym ziszczeniu. Nie chcę być szefem lub guru - cieszyłbym się mogąc się od was uczyć i dzielić się ideami i energią.

2. CO JUŻ ISTNIEJE: ESCHENQUELL = JESIONOWE ŹRÓDŁO

Chciałbym urządzić otwarty dom. Miejsce spotkań ludzi chcących współpracować w tworzeniu nowej kultury. Ważne jest dla mnie uniknięcie komercjalnej orientacji. Jestem przekonany, iż zdrowie i rozwój na płaszczyznach: psychicznej, międzyludzkiej, duchowej, ekologicznej i politycznej, będą prawdziwiej i harmonijnie przebiegać, gdy nie będą płatne.

Postanowiłem wiec zacząć. Inwestuję: w mojej zagrodzie na skraju małej wioski na Ptasiej Górze (Vogelsberg - stary stożek wulkaniczny we wschodniej Hesji) powstają dodatkowe pomieszczenia mieszkalne, sala dla grup, warsztaty, urządzenia sanitarne, instalacje słoneczne, obóz polowy (tipi i barakowy) itp. Od lat do życia na Eschenquell należą: gospodarka samowystarczalna w ogrodzie i lesie, pszczelarstwo, system grzewczy wolny od materiałów kopalnych, kultura recyklingu, przetwórstwo żywnościowe i lecznicze, jarska sztuka kulinarna, rzemiosła artystyczne i rytuały związane z przyrodą i religią pogańską. To wszystko razem, wspólnie z tym, co Wy niesiecie ze sobą, stworzy projekt o wysokim poziomie całościowej prawdziwości i jakości życia. Wszelkie te możliwości chcę bezpłatnie udostępnić chętnym ludziom. Wyobrażam sobie, że każdy obecny bezpłatnie podzieli się z innymi swymi umiejętnościami, wiedzą i czasem. Powstanie miejsce spotkań, uczenia się i nauczania, zdrowienia i rozwoju, przestrzeń wolna od represji systemu, w której możemy sobie wzajemnie pomagać w przeobrażaniu patriarchalnych struktur przemocy i hierarchii w naszych głowach i brzuchach - przemianie ich w kulturę afirmującą życie. Spotkamy się w niekomercjalnej przestrzeni i możemy wszystko robić samemu, co w innym kontekście specjaliści nam pokazują i przyuczają za duże pieniądze: psychoterapie, medytacje, transformacje, masaże, bębnienie, śpiew, kształtowanie, uzdrawianie, rytuały itp. By z nadmiaru tych "ulotnych" działań nie stracić równowagi, chcę je uziemić - przepleść je naturalnie i prakulturalnie zakorzenionymi działaniami, jak: sianiem, koszeniem, zbieraniem, suszeniem, murowaniem, szyciem, wirowaniem miodu, gotowaniem, szorowaniem itp. Przez tkanie tego całościowego kilimu kulturalnego ocalimy wątek od alienacji, a osnowę od dewaluacji. Dodatkowym motywem jest umożliwienie spotkań polsko-niemieckich w środowisku ekologiczno-alternatywnym. Wszyscy ludzie otwarci, rzetelni, gotowi do przemian, pracowici, twórczy, zdolni do motywacji i solidarności, niedogmatyczni, do których tekst mój, mimo lingwistycznych deficytów przemawia są zaproszeni. Czy zostaniecie tydzień, miesiąc czy rok - jesteście chętnie widziani. Lecz proszę o uprzedni telefoniczny lub listowny kontakt.

3. PERSPEKTYWY W POLSCE

Fascynuje mnie (ta jeszcze istniejąca) możliwość stosunkowo niewielkimi kosztami kupna większej ilości ziemi (w pięknych okolicach dzikiej natury), budynków oraz przystępne ceny wielu potrzebnych rzeczy.

Mam zamiar inwestować w pięknie położony teren gdzieś na Pomorzu, w Bieszczadach lub w Karkonoszach. Korci mnie, by 50-100 ha dzikiej natury zachować i ocalić od deprawacji. Na obszarze tym moglibyśmy w lecie rozbić swoje tipi i celebrować naturę. Mogłoby to miejsce stać się letnim ośrodkiem spotkań - modelem nowej, duchowo-ekologiczno-nowokulturowej turystyki.

4. UTOPIA

Najtrudniejszą do zrealizowania, najdalej idącą wizją, pozostaje jednak koncept społeczności tworzącej nową kulturę. Holistyczne zrozumienie świata pokazuje nam możliwości transformacji naszej patriarchalnej kultury, opartej na przemocy, wyzysku, hierarchii i nietolerancji. Transformacja taka musiałaby opierać się na głębokiej, poważnej i konsekwentnej pracy na wszystkich płaszczyznach: fizyczno-ekonomicznej, psychicznej, duchowej, międzyludzkiej i politycznej. Potrzebni byliby do tego ludzie zdolni i gotowi do wcielania w życie wszystkich tych koncepcji, pomysłów i idei, którymi napełniamy łamy naszych biuletynów, gazetek i ulotek. Lecz kto z nas ma fundusze, energię, czas i odwagę, by rzeczywiście zabrać się do realizacji? Pozwolę sobie zacytować Ericha Kstnera: "Nic nie stanie się dobrego, jeśli my tego nie zrobimy". Ludzkość jest wprawdzie więcej niż sumą miliardów osobników, lecz także tą sumą. Gdyby więcej ludzi żyło doskonaląc siebie, świat byłby lepszy. (nie tylko w miliardowej części, jeśli wierzyć teorii morfogenetycznego pola R. Sheldrake'a). Potrzebni byliby do tego ludzie, którzy zdecydowaliby się rzucić swe życie (całe swe życie, z kopytami i rogami, z głową, brzuchem i sercem, z krwią i moczem...) na szalę tej wagi, na której ważą się losy świata, by przechylić ją na stronę korzyści wszelakiego życia!

Idę jeszcze dalej - szukałbym ludzi, którzy zrozumieli , że w dobie globalizacji nie możemy pozostawić efektów synergii i kumulacji sił do wykorzystania tylko rządowi, koncernom i mafii... Wspólnie możemy działać lepiej, więcej i szybciej = efektywniej! Wyobrażam sobie, iż połączywszy siły, moglibyśmy tak wiele naszych idei urzeczywistnić, ile nam się w naszym rozdrobnieniu i prywatności nawet nie śni!!

Zdrowy sposób odżywiania, własna produkcja żywności i wielu innych dóbr, poprawna gospodarka odpadkami i energetyczna, gospodarka recyklingowa, minimalizacja konsumpcji bez strat w jakości bytu, budowla domów "zero energetycznych", transformacja struktur dominacji, hierarchii, wyzysku i nałogów; naturalna medycyna oparta na holistycznym zrozumieniu, nowe struktury międzyludzkiej komunikacji i współpracy, bazujące na przyjaźni i współpracy, konsensusie i tolerancji; praca dla dobra życia wszystkich istot, przy niedogmatycznym użyciu wszelkich nam znanych technik z dala od hierarchii, "guruizmów" oraz przeżytych i skompromitowanych religii; współpraca przy tworzeniu sieci ruchów alternatywnych i opozycji pozaparlamentarnych; praca edukacyjno-informacyjna prezentująca własnym przykładem o co nam chodzi; stworzenie warunków bytu, pracy i gospodarki przyjaznych naturze i człowiekowi - fabrykacja i handel ekologicznie cennych produktów ze sprawiedliwym podziałem pracy i zysków we wspólnych przedsiębiorstwach; last but not least: praca twórcza podkreślająca i upiększająca wszystko, co robimy.

My friends, chwila byłaby stosowna: za stosunkowo niewielkie pieniądze, przy odpowiednim zakasaniu rękawów moglibyśmy zainstalować bazę ekologiczno-gospodarczą, a baza psycho-socjalno-duchowa zależy tylko od energii i chęci.

5. SŁOWA KOŃCOWE

Dziękuję Wam za lekturę moich wizji. Ponieważ żadnej z nich nie mogę spełnić sam, cieszyłoby mnie, gdyby znaleźli się wśród Was tacy, którzy chcieliby dzielić którekolwiek z nich i wnieśli by w nie własne treści, współpracując w tworzeniu razem nowej, życie afirmującej kultury.

Życzę Wam siły i głębi

żywego, świętego Świata

     z Jej mądrym wiatru oddechem

          porywającym ogniem Jej jasnego Ducha

     z wrażliwością Jej płynącej krwi deszczów, rzek i mórz

     z głębią ciała Jej gór i dolin

               w które życie całe wpięte jest

               korzeniem początku i końca

     Ona, która żyje w nas, jak my w niej

          i we wszystkim, co żyje

          niech da nam swój pokój.

Kto nie ma siły o utopiach marzyć,

nie znajdzie siły, by o nie walczyć:

Cieszyć się wschodem słońca, drzewem rozpiętym jak my między Ziemią a Niebem, śpiewem ptaków, deszczem, kwiatem i warzywem...

Cieszyć się bliskością ludzi - szczerością serc i otwartością Ducha, motywacją pracy ręka w rękę, świadomością niezawodnej gotowości wzajemnej pomocy, wolnością bycia tym, kim być mogę w jedności ze Wszystkim...

Cieszyć się korzeniami zapuszczonymi w głąb Ziemi i siłą z tej głębi, która daje nam oparcie, fundament dla wolnej możności rozpięcia nad głową korony jak skrzydeł...

Cieszyć się owocami własnej, wspólnej czy indywidualnej pracy, siłą kreacji piękna, misterium dojrzewania materii i wibracji pod naszymi palcami...

Cieszyć się własną siłą przemiany chorych, wypaczonych i bolących ról, cech i przymiotów, ich metamorfozą aż do otwartych motylich skrzydeł...

Cieszyć się przykładem prawego życia, przecieraniem szlaków, by wspólnie nie tylko słowem lecz i czynem na puszczy wołać i może nawet zwołać???...

Cieszyć się i nacieszyć się nie móc z zamknięcia Kręgu - rękoma, gałęziami, łodygami, łapkami, czułkami, płetwami, kryształkami i Duchem...

Niech tak się stanie...

Ani Tomczak
Blankenauerstr. 3
D-36355 Grebenhain-Heisters
tel./fax +49 6644524

styczeń 2001

rysunek

LEONARDO DA VINCI POZDRAWIA WYZNAWCÓW KULTURY KONSUMPCYJNEJ

Niektórzy nie powinni zwać się inaczej, jeno przewodami pokarmu i pomnożycielami kału, i napełniaczami wychodków; gdyż nie czynią nic innego na świecie i nie wprowadzają w czyn jakiejkolwiek cnoty, skutkiem czego po nich, prócz pełnych wychodków, nic nie zostaje.

Leonardo da Vinci
przekł. Leopold Staff
nadesłał Paweł Zawadzki

MIESZKAŃCOM NOWEGO DOMU

POSŁUCHAJ RADY STARYCH OGRODNIKÓW

Posadź koniecznie przed oknami domu cokolwiek, drzewo, może być jabłonka. Taka, co będzie na ciebie czekała, kiedy ty będziesz, tułacz, czy pasażer, odmierzał ziemię kołami pociągu, niebo skrzydłami blaszanego ptaka albo stopami lotniskowy beton. A ona stanie w drzwiach twego ogrodu, ubrana w białoróżową podomkę i będzie witać cię setkami dłoni, wierna, bezbronna, w wiecznej zgodzie z tobą.

To dla niej nie porzucisz swego domu, bo choć nie będzie płaczu ani krzyku, bez ciebie twoja jabłoń jak bez wody uschnie z tęsknoty.

A na balkonie osadź pelargonie. I niech się toczą ich ogniste kule po krajobrazie uwięzionym w oknie, kiedy ci słońca znienacka zabraknie, bo je ogarną pochmurne nastroje, bo zaśpi albo tego dnia nie wstanie. One mu światła swojego pożyczą, ogrzeją dłonie i oczy nasycą. Ale podlewaj je często i czule. Oddaj swój pośpiech w niewolę kruchości.

Lato cię spala i kąsa cię zima - to czas się skrada wokół twego domu, więc jego mury powierz winnym bluszczom. Niech go przygarną, obejmą, przytulą. Bo dom nie może pozostawać nagi, kiedy oddaje tobie swoje ciepło, kiedy ty jesteś otoczony domem, bo skóra domu tego nie wytrzyma.

Nieraz cię cisza obedrze ze snu, usłyszysz kroki cięższe od milczenia: pod twoim domem błąka się bezdomność. To ona drapie w drzwi twojego serca a ono przed nią truchleje i drży. Więc zainstaluj w swoim domu psy, to znaczy, pozwól im mieszkać ze sobą, podziel się dachem z bezdomną planetą, która tu była ciut wcześniej niż ty. One cię będą bronić przed lękami, ty dla nich będziesz jedynym człowiekiem na całej ziemi i w całym psim życiu, światłem, powietrzem, ciepłem, aromatem... One pogodzą ciebie z całym światem, kiedy zabraknie ci chleba lub czasu, dzięki nim poznasz drugiego człowieka, bo tylko człowiek nie odmówi psu.

TWOJE ZDROWIE NIEBO!

Schyl się nade mną, bezlistowne Niebo
dzisiaj nas zieleń sobą nie rozdzieli
obejmij mnie wszystkimi ramionami
nakryj błękitem na rudej pościeli
rozkaż mi, Niebo nigdy nie przemijać
zakaż mi, Niebo pojedynku z Czasem
pozwól mi, Niebo bliżej ciebie bywać
najwyższa władzo nade mną i lasem
przejrzyj się w moich bezlistnych sekretach
pod gołym niebem nic się nie ukryje
tylko mi nie każ deszczom ustępować
gdy leżąc w liściach Twoje zdrowie piję.

Gabriela Szmielik-Mazur
Strzelców 17/64
31-422 Kraków

TEMAT WYWLECZONY ZE ŚMIETNIKA

Śmietnik, o którym piszę to pomieszczenie w wieżowcu, gdzie stoją wózki na zsypujące się ze wszystkich pięter odpady. Jest tam też umowny kącik na niepotrzebne, będące w dobrym stanie przedmioty, podrzucane sobie przez sąsiadów w celu ponownego ich wykorzystania przez potrzebujących. Szkoda ich niszczyć, mogą się przydać. A to uszkodzona maszynka, a to sanki, narty czy rowerek, z których ktoś wyrósł, nie zdążywszy zadać im technicznej śmierci. Tak jest na całym świecie, nawet w Europie, ba, nawet w Ameryce! Może jest to jedna z przyczyn, z których tamte światy są takie zamożne - oszczędność i szacunek dla przedmiotów, które kiedyś tam komuś zapewniły chleb, drugiemu ułatwiły życie, innemu uprzyjemniły.

Nad Wisłą i Rudawą ten system się nie sprawdza, bo nie ma ustawy i przepisów wykonawczych. Wielu biednych blokersów woli ukraść koledze zabawkę, niż taką samą wynieść ze śmietnika. Dla podkreślenia pogardy do darowanego, dziatwa wywleka te przedmioty na areny między blokami i niszczy je z pasją godną lepszych aren. Łamie, miażdży, poniewiera i ozdabia nimi swoje osiedlowe trawniki, klomby i rabaty.

Jest coś symbolicznego w tej pasji niszczenia przedmiotów jeszcze nie zniszczonych, jakby żywych, stworzonych przez człowieka i do człowieka adresowanych. Może człowieczeństwo tych rzeczy zastępuje młodym wilkom ofiarę ludzką, której niszczyć nie należy, bo mogą złapać i przymknąć albo ofiara po prostu koniecznie i skutecznie się obroni.

Przechodząc koło śmietnika, w którym baraszkowała przyszłość narodu usłyszałam pytanie - "Chłopaki, kto chce obraz?!" Oczywiście nie na ścianę tylko na potłuczenie. Gdy żaden z nudzących się pod śmietnikiem chłopaków nie zainteresował się sztuką używaną, wnet dobiegł mnie z cuchnącego wnętrza brzęk desperacko tłuczonego szkła i trzask rozpaczliwie łamanych ram. Przepędziłam małego obrazobójcę z miejsca kaźni ale dla mnie został już tylko sam widoczek do ewentualnego poszarpania: naiwna fotokopia wizerunku Madonny Królowej Polski z Dzieciątkiem Królewiczem.

Więc zaczęłam zrzędzić. Ach, ta agresja wobec wizerunków ludzkich, czy zwierzęcych, czegoś, co żyje a czego tłuc czy łamać nie wolno! Te stosy misiów i lalek z pracowicie wydłubanymi oczkami i wyrwanymi kończynami! Niby dobrze, że to im a nie nam, ale zawsze patrzę na to z ciarkami. Tak, jak lata temu obserwowałam, co moi rówieśnicy robili swoim Kubusiom czy Balbinkom. Gdzie kończy się ten infantylizm w manifestowaniu stanu swojej tak zwanej duszy i kiedy? Plastikowa atrapa obnażonej Pameli, dyndająca za szyję u powały autobusu, jakby nie można było tego posadzić na desce, pluszowy wisielec z haczykiem w głowie, straszący w taksówce, Kubuś Puchatek ze świecącymi oczkami, przybity do maski jelcza - to przecież patologia płciowa niektórych kierowców. Kobieca intuicja podpowiada mi, aby nigdy nie wsiadać do takiego pojazdu. Wolę już wizerunki Szatana na murach domów i szkół czy hormonalne ataki na coraz bardziej debilne postacie z billboardów. Ale i one, z wydrapanymi oczami czy zębami kojarzą mi się z woskowymi figurkami pełnymi szpilek.

To nie jest zwykły wandalizm, że ośmielę się podpowiedzieć. Ktoś mi powie - cóż mają robić biedne dzieci, skoro wszystkie ławki, huśtawki i drzewka dawno już im wyłamano, to co mają niszczyć? Można mi nawet zarzucić, że żałuję róż, gdy płonie las. Właśnie mamy wojnę, na Bałkanach i na stadionach...

Ale ta wojna od czegoś się przecież zaczyna. Człowiek, który podpalił las, najpierw stratował róże w ogródku sąsiada. Przed ludźmi wybił zwierzęta, najpierw pluszowe, potem żywe. Nie szkoda nam bezmyślnie maltretowanych kotletów i wątróbek, ale do Hitlera to mamy podręcznikową pretensję za to, że kazał swym sokołom i orlętom przynosić na zajęcia domowych przyjaciół i zadawać im śmierć z pełną ceremonią sztuki dla sztuki. Przenieśmy zapłakane oczy z tamtych zwierzątek na tamte dzieci; posługując się skalpelem empatii dokonajmy wiwisekcji na duszy dziecka, które zabiło swojego psa na rozkaz ludzi dorosłych, którym zaufało. Żaden system wychowawczego prania mózgu nie pozbawi dziecka resztek wątpliwości. Tamte wątpliwości z zatrutego ziarna wyrosły i wydały dojrzały, dorosły owoc gniewu i odwetu na... człowieku, panu stworzenia, władcy życia i śmierci na ziemi, kacie szczeniąt i papużek. Więc wzięli odwet na kilku milionach równych sobie przeciwników, z których nie wszyscy mieli czyste sumienia wobec braci mniejszych czy słabszych sióstr. I o to chodziło wielkim Inżynierom Dusz w tamtym zabijaniu wizerunków.

No, ale dzisiaj są inne czasy i nikt nie zmusza naszych dzieci do znęcania się nad zabawkami, zwierzętami i kolegami. Oczywiście, że nie, bo nasze dzieci samodzielnie i dobrowolnie pokonały barierę wątpliwości. One już są gotowe demolować śmietniki, burzyć domy i bombardować miasta.

A o reszcie napisało wielu innych, więc na tym kończę.

Gabriela Szmielik-Mazur
Strzelców 17/64
31-422 Kraków

CZY KARPIE OSZALEJĄ?

Wigilijny karp po żydowsku, lub karp smażony na pewno smakował. A mnie dręczy pytanie: czym są karmione polskie ryby hodowlane? Karpie, pstrągi? Czy aby nie podaje się im tej samej mączki mięsno-kostnej, którą karmiono krowy, które oszalały?

Europa ma nadwyżki tej mączki, więc by się nic nie zmarnowało u ludzi dobrze skalkulowanych - może te nadwyżki mączki wywożą do Europy środkowo-wschodniej? Skoro udało się wywieźć tyle ton odpadów na polskie pola - dlaczego nie przywieźć mączki, z którą nie wiadomo co zrobić?

Drodzy Czytelnicy ZB - kto tę zagadkę wyjaśni, niech napisze.

Paweł Zawadzki




REFLEKSJE - ZB nr 2(160)/2001, kwiecień 2001
Wydawnictwo "ZB" | Okładka | Spis treści ]