Wydawnictwo "ZB" | Okładka | Spis treści ]

WYWIAD - ZB nr 3(161)/2001, maj 2001

W OCHRONIE ŚRODOWISKA
NIEZBĘDNY JEST ZDROWY ROZSĄDEK

Z Januszem Korwin-Mikke, liderem UPR, rozmawia Mirosław A. Madej.

- Zacznijmy od spraw prostych i osobistych. Czytuje Pan ZB lub inne pisma ekologiczne?

Tak. A konkretnie - to ZB.

- A jaki jest Pana osobisty stosunek do zwierząt? Słyszałem, że ma Pan ich w domu kilka, i to różnych gatunków. Czy to Pan opiekuje się nimi, czy też ich właściwymi panami są inni członkowie rodziny?

Czy ja? Hm...Ale do zwierząt mam stosunek zróżnicowany, gdyż, oprócz tych paru psów, kotów, skoczka (pustynnego) itd., mam np. jeszcze trochę pcheł na psach i do tych drugich zwierząt mam trochę gorszy stosunek niż do psów.

- Wykazuje Pan taki, a nie inny stosunek do zwierząt. Sądzę, że podobne poglądy ma Pan także na resztę gatunków tworzących świat przyrody żywej. A co Pan sądzi o sytuacji tzw. środowiska naturalnego i jak jest Pańska ocena ekologii i ekologów?

Ostatnio zostało poważnie zaburzone środowisko naturalne, gdyż naukowcy wytępili wirusy ospy. Nie wiem, jak bez nich przeżyjemy. Żyliśmy z nimi setki tysięcy lat i ich brak może wywołać poważny kłopot. W 1970 pisałem, ze na pewno wytępienie jakiejś choroby spowoduje pojawienie się innych. Wnioski wyciągnijcie sami. Nb.: dlaczego żaden ekolog nie wystąpił w obronie wirusa ospy?

- Czy stosując się do własnej deklaracji: "Walczę z ideami, a nie z ludźmi" mógłby Pan złagodzić swe wypowiedzi nt. ekologów? Czy nie uważa Pan, że cel ich działań jest zupełnie apolityczny, niezależnie od politycznych korzeni tego ruchu i sympatii lewicowych licznych ekologów. Istnieją zapewne ekolodzy wykazujący preferencje konserwatywne, a może nawet liberalne. Przecież to właśnie ekolodzy uczą nas szacunku dla praw przyrody, w istocie rzeczy będących podstawą dla niektórych poglądów konserwatywno-liberalnych.

Mogę wyjaśnić swoją postawę przez analogię. Kobiety, z natury rzeczy są lubiane przez konserwatystów, lecz feministki - nie. Podobnie człowiek, który kocha przyrodę, jest szanowany przez konserwatystów, a działacz ruchu ekologicznego na ogół - nie. Postawa ta wynika z pewnego wynaturzenia, jakiemu ulegają ekolodzy, którzy z słusznych działań na rzecz ochrony przyrody robią sobie zawód i próbują wyciągać pieniądze od państwa na swoje utrzymanie. Proszę mnie właściwie zrozumieć - sądzę, że gdybym był właścicielem zagrożonego pod jakimś względem lasu, to nie mając pieniędzy mógłbym go w połowie wyciąć i za pieniądze z uzyskanego drewna uratować zachowaną połowę - a potem odtworzyć las, może nawet lepszy, na obszarze wyciętym. Działania te nie wymagałyby dofinansowania z kieszeni podatnika. Nawiasem mówiąc, wydaje się kolosalne sumy na ratowanie lasów w przypadkach pożarów. Lecz zanim pojawił się człowiek, pożary lasów też występowały a stan lasów na pewno był lepszy niż obecnie.

Inny przykład. Katastrofa tankowca "Torrey Canyon" wykazała, że w wyniku kosztownego posypywania plaż detergentami zniszczono znacznie część środowiska naturalnego, podczas gdy plaże nie ratowane są w stanie znacznie lepszym. Ale paru cwaniakom udało się wydać pieniądze pochodzące z kieszeni podatnika.

Uważam zatem, że w ochronie środowiska niezbędny jest pewien elementarny zdrowy rozsądek. Ekolodzy, nie wiadomo dlaczego, popierają lewicę, podczas gdy prawie każdy kapitalista, który się odpowiednio wzbogaci, kupuje kawał lasu lub innych atrakcyjnych przyrodniczo terenów i ochrania je. Pokolenia arystokratów, które przez setki lat polowały w puszczach, nie zniszczyły ich tak, jak to potrafią "demokraci" w czasie jednego weekendu.

Albo protesty tzw. "ekologów" przeciwko elektrowniom atomowym, które w ogóle nie zanieczyszczają środowiska; a jeśli wybuchnie... no, cóż: na Bikini przyroda jest dziś bujniejsza niż na innych atolach!!!

Tak więc ochrona przyrody jest sprawą poważną, lecz niestety kompromitowaną przez dzisiejszych ekologów, w wyniku czego ludzie śmieją się, gdy jakiś ekolog przypina się do drzewa i nie pozwala na budowę autostrady.

Chciałbym zauważyć, że u mnie, w Józefowie pod Warszawą był most, który szkodził chyba jedynie Niemcom, gdyż wysadzili go w powietrze wycofując się w 1945 r. Mostu nie ma dotychczas, a ekologowie sprzeciwiają się odbudowie twierdząc, że samochody przejeżdżające po tym moście zatrują środowisko. Łatwo policzyć, ile więcej wyprodukuje spalin samochód jadący 20 km do najbliższego mostu w Warszawie lub w Górze Kalwarii i wracający również 20 km, lecz po przeciwległym brzegu rzeki w porównaniu z samochodem mającym do pokonania kilkaset metrów przez most. Ale to już "ekologów" nie obchodzi i dlatego ludzie ich nie znoszą.

- Jak widzi Pan zatem przyszłość ekologii i co mógłby Pan zaproponować w tym kontekście środowisku ekologów?

Właśnie to jest nieszczęściem, że jest to "środowisko". Tak jak za komuny istniało "środowisko artystów", które siedziało w Domu Literatury i żyło urojeniami, a reszta ich nie interesowała, tak obecnie istnieje "środowisko ekologów". Dopóki nie będziemy mieli grona osób piszących w sposób sensowny nie tylko do ZB, czyli dla swojego środowiska, lecz także publikujących w pismach przeznaczonych dla przeciętnego czytelnika, to sytuacja ekologii będzie marna. Jeśli mówimy o antypatii społeczeństwa wobec ekologii, to trzeba powiedzieć, że w różny sposób ekologowie sami się o nią postarali, co wywołuje takie sytuacje jak aplauz Amerykanów dla p.Ronalda Reagana, który ekologom protestującym wobec planu wycięcia iluś tam sekwoi powiedział: "Kto widział jedną sekwoję - widział wszystkie". I sekwoje wycięto.

Nb. to p.Reagan wyśmiewał niszczenie środowiska przez Czerwonych, którzy w czasach Roosevelta stworzyli Wielką Budowę Socjalizmu pn. TVA (Tenneesee Valley Authority" - mówiąc: "By uniknąć zalewania co 20 lat 20.000 akrów zalali na stałe 40.000 akrów..."

- Wracając do ZB. Pismo to, jako jedyne chyba w Polsce, zamieściło cykl artykułów o ekologicznych skutkach interwencji NATO na Bałkanach, a następnie straciło dotacje. Jaka jest Pańska ocena tej sprawy? Co może poradzić Pan wydawcy i redaktorowi tego pisma?

Bardzo cenię ZB i uważam, że drukują wiele bardzo sensownych artykułów. Od początku jednak trzeba było być pismem niezależnym i nie polegać na rządowych dotacjach. Kto bierze pieniądze od rządu za niszczenie drzew, czyli zadrukowywanie papieru, ten sam jest sobie winien. Nasze pismo ("Najwyższy CZAS!") ukazuje się bez dotacji rządowych i dlatego może być niezależne.

Dziękuję za rozmowę, wyrażając jednocześnie nadzieję na polepszenie stosunków między Panem a polskim ruchem ekologicznym, z pożytkiem dla ochrony środowiska naturalnego.


WYWIAD - ZB nr 3(161)/2001, maj 2001
Wydawnictwo "ZB" | Okładka | Spis treści ]