ZB 1(169), styczeń 2002
ISSN 1231-2126, [zb.eco.pl/zb]
Refleksje
 

Reclaim the streets -
radykalna ekologia w mieście

"Wszystko co próbowałem robić, to chronić ten kawałek ziemi. Nigdy wcześniej nie widziałem się jako działacz polityczny, lecz ten protest uświadomił mi, że gdy tylko wychylisz się z szeregu, całe życie staje się polityką."

- mieszkaniec Wschodniego Londynu podczas protestów przeciwko budowie drogi M11 w 1994 r.

"To nie jest protest. Powtarzam, to nie jest protest. To jest raczej coś na kształt artystycznej ekspresji. Odbiór."

- meldunek nadany 16.5.1998 r. przez Toronto Metro Police
w czasie trwania pierwszego w tym mieście street party (imprezy ulicznej)

"Anarchistyczne i socjalistyczne ekstremistyczne grupy m.in. znane na całym świecie Workers' World Party, Reclaim The Streets, czy Carnival Against Capitalism, również stanowią zagrożenie dla USA."

- fragment raportu FBI z 10.5.2001 dotyczącego organizacji terrorystycznych zagrażających USA

Wstęp

W maju 1995 r. odbyło się w Londynie pierwsze street party. Przekształciło się ono w chwilowe wyzwolenie ulicy od samochodów i ukazanie, jak kapitalizm i kultura samochodowa pozbawia ludzi publicznej przestrzeni. Zorganizowała je grupa osób określająca się terminem Reclaim The Streets (RTS)1. Nikt wówczas nie przypuszczał, że między innymi to i kolejne parties doprowadzą do utworzenia się sieci, która da początek autentycznemu politycznemu przebudzeniu. Obecnie RTS to jedna z najszybciej rozwijających się form radykalnej ekologii na świecie, a ich działania łączą w sobie zarówno elementy protestu, obywatelskiego nieposłuszeństwa, jak i happeningu, zabawy, czy publicznego festynu. RTS przenieśli język i taktykę radykalnej ekologii do miejskiej dżungli, domagając się nieskomercjalizowanej przestrzeni w miastach, tak jak radykalne organizacje ekologiczne domagają się nietkniętych dzikich obszarów poza nimi. To wszystko sprawia, że sklasyfikowanie RTS sprawia nie lada trudności. Zadania nie ułatwia również fakt, że samo RTS to w zasadzie bardziej forma taktyki działań niż ruch, czy organizacja.

Bezpośrednich źródeł RTS należy upatrywać w angielskiej tradycji ruchów alternatywnych i kontrkulturowych lat osiemdziesiątych bądź w kampanii antyautostradowej lat dziewięćdziesiątych. Z drugiej strony sami uczestnicy RTS lubią odwoływać się do szerszej i starszej tradycji, a swoje działania widzą jako kontynuację plebejskich i społecznych zrywów, do których zalicza się zburzenie Bastylii, okres Komuny Paryskiej czy Maj 1968 r.

Początki

Reclaim The Streets powstał w Londynie jesienią 1991 r., wokół kształtującego się wówczas na Wyspach Brytyjskich ruchu antyautostradowego. W jednej z pierwszych ulotek RTS z 1991 r. pisano: "Nie będziemy niczego żądać. Nie będziemy o nic prosić. Będziemy odbierać. Będziemy okupować." Ideę RTS i całego ruchu wyjaśniano pisząc, że RTS jest "ZA prawami pieszych, rowerzystów oraz taniego, lub bezpłatnego transportu publicznego, a PRZECIW samochodom, drogom i systemowi, który je wspiera."2

Pierwsze londyńskie akcje były organizowane niezwykle efektywnie, choć jedynie na małą, lokalną skalę. Dominowała tam pełna tupetu (często wręcz bezczelności) i zaskakujących elementów taktyka, którą do dzisiaj z takim powodzeniem wykorzystują grupy RTS na całym świecie. Był zatem i zniszczony wrak samochodu na Park Lane symbolizujący nadejście Car-mageddonu3, nielegalne malowanie nocą metodą DIY4 linii dla rowerzystów na ulicach Londynu, sabotowanie Motor Show w 1993 r., czy wreszcie akcje subvertisingu5 na billboardach reklamujących samochody.

1992 r. przyniósł pierwsze protesty przeciwko szerokim planom rozbudowy dróg szybkiego ruchu w Wielkiej Brytanii. Jesienią tego roku grupa travellersów rozbiła obóz na wzgórzu niedaleko Winchester w Twyford Down. Obszar ten był pełen starych drzewostanów, śladów z ery brązu, rzadkich, bo występujących jedynie lokalnie, roślin i owadów. To tam także wg legend znajdowało się ostatnie miejsce spoczynku króla Artura. To miejsce miało być zniszczone pod budowę drogi szybkiego ruchu, oszczędzającej wg obliczeń ok. 2,5 minuty objazdu.

Na początku l. 90. brytyjski budżet budowy dróg wynosił 23 mld funtów. Plany budowy dróg, opracowane pod koniec l. 80., jeszcze za rządów Margaret Thacher6, zakładały stworzenie lub modernizację ponad 600 odcinków tras. Były tak rozległe, że nagle "transport drogowy zaczął oddziaływać na życie każdego Anglika. Dziura ozonowa, kurczące się lasy tropikalne, czy nawet elektrownie atomowe miały dużo mniejszy wpływ na codzienne życie Brytyjczyków".7 Post-thacherowska Anglia, kierowana wówczas przez Johna Majora, dalej realizowała swój program "neoliberalnej rewolucji", jak to swego czasu ujął jeden z jej wyznawców, filozof John Gray. Cechowało ją nastawienie na prywatny interes, indywidualizm i konsumpcję przy jednoczesnym ograniczaniu roli państwa i rządu. To wszystko odbywało się kosztem świadczeń socjalnych, które radykalnie zmniejszano, a obywateli pozostawiono z przesłaniem, które notabene stało się mottem nadchodzącej dekady (zresztą nie tylko w Anglii, ale w większości krajów, gdzie neoliberalizm jest dominującym paradygmatem): "obywatelu, licz wyłącznie na siebie". Margaret Thacher, której wpływ na politykę Wielkiej Brytanii był nadal ogromny, oświadczyła, że : "Nic nie powstrzyma wielkiego przemysłu samochodowego", a minister transportu w rządzie konserwatystów ogłosił "największy program budowy dróg od czasów starożytnego Rzymu".8 I rzeczywiście, program ten był kluczowy dla rządu, który transport publiczny, obok związków zawodowych i innych społecznie niepoprawnych rzeczy, uważał za coś zbędnego i godnego potępienia. Przy napuszonej retoryce i wielkich hasłach, indywidualny transport samochodowy przedstawiano prawie jak mityczne "schody do nieba", o których dwie dekady wcześniej śpiewał Led Zeppelin.

Projekt rozbudowy dróg nie był z nikim konsultowany ani przedyskutowany, nie pozostawiono żadnej alternatywy. Publiczny dyskurs ograniczono jedynie do tego, którędy drogi miały przebiegać. Nie wspominano ani o alternatywie jaką mógł być transport publiczny, ani o efektywności planowanego systemu.

Gdy tylko w Twyford Down rozpoczęły się prace budowlane, do grupy protestujących travellersów dołączyli następni. Był to początek nowego ruchu społecznego.

Bardzo szybko protesty zostały skanalizowane przez radykalne skrzydło obrońców środowiska wzorujące się i współpracujące z radykalną organizacją ekologiczną z USA - Earth First!. W czasie protestów stosowano taktykę będącą połączeniem radykalnej ekologii i obywatelskiego nieposłuszeństwa, z pomysłami rodem z partyzanckich opowieści z II wojny światowej, czy działań Vietcongu. Okupowano drzewa przeznaczone do wycięcia, umieszczano na nich domki, w których protestujący mogli mieszkać i w zasadzie nie schodzić na ziemię. Takie "osiedla" połączone były linami, "małpimi gajami", a pod ziemią wokół drzew drążono tunele, w których chowali się przykuci do betonowych bloków protestujący. Tunele te uniemożliwiały wkroczenie ciężkiego sprzętu przystosowanego do ścinania drzew, gdyż groziło to zawaleniem się podziemnych korytarzy i śmiercią przebywających tam ludzi. Taktyka ta powodowała ogromne opóźnienia w realizacji planów budowy dróg, a co więcej podwyższała ich koszty. Na kolejne protesty nie trzeba było długo czekać, akcje organizowano we wschodnim Londynie, Solsbury Hill niedaleko Bath, Stanworth Valley niedaleko Preston, Pollok Park w Glasgow, Newburry, Exeter i wielu innych. Hasłem wszystkich tych akcji stały się słowa, powtarzane w tysiącach ulotek: "Cała nasza filozofia sprowadza się do stwierdzenia: nie w moim ogródku, nie w moim hrabstwie, nie w moim kraju, nie na tej planecie."9 Początkowo przeciwko protestującym wysyłano prywatne firmy ochroniarskie, a kiedy nie dawały one sobie rady, zaczęto posyłać policję i specjalistycznie przygotowanych alpinistów, mogących zdejmować ludzi z drzew.10

Równocześnie z rozwojem kampanii przeciwko rozbudowie dróg rozwijał się również londyński RTS. Punktem przełomowym był r. 1993 i obrona ulicy Claremont w Londynie, przez którą postanowiono przeprowadzić, jako skrót, drogę szybkiego ruchu M11. Jej budowa pociągała za sobą zniszczenie 350 domów, przesiedlenie tysięcy ludzi, wycięcie jednego z ostatnich starych obszarów leśnych w Londynie, jednym słowem zniszczenie lokalnej społeczności. W tym miejscu proponowano wybudować 6-pasmową drogę za 240 milionów funtów, która miała zaoszczędzić 6 minut dojazdu. Opustoszałą ulicę zasiedlili aktywiści i artyści z całego kraju. Wykorzystano tą samą taktykę, jak podczas protestów na drzewach. Na opustoszałej ulicy powstała swoista twierdza, protestujący aktywiści opanowali większość budynków, ze starych rusztowań skonstruowano wysoką na kilkadziesiąt metrów wieżę (nazwaną Dolly), do której przykuli się protestujący, poszczególne budynki połączono siecią tuneli, tak by można było przechodzić niezauważenie nie tylko między domami, ale również wnosić pożywienie pod nosem kordonów policji, która szczelnie otoczyła cały teren. Przy wjeździe do ulicy wymalowano ogromny napis "Witamy w Claremont, miejscu z doskonałymi domami". Sztukę zamieniono w pragmatyczne narzędzie polityczne.

Podczas gdy obrona Twyford Down była głównie kampanią ekologiczną, nakierowaną przede wszystkim na obronę "dziewiczych" obszarów, to opór wobec budowy M11, poprzez swoje miejskie otoczenie, poruszał szerszą problematykę zarówno od strony społecznej, jaki i politycznej. Jak później pisano: "Pośród antyautostradowych i ekologicznych argumentów, cała miejska społeczność musiała stawić czoła niszczeniu swojego społecznego środowiska z utratą domów, degradacją jakości życia i fragmentaryzacją wspólnoty."11

Ruch antyautostradowy rósł w siłę i obok Claremont, wybuchało coraz więcej protestów w całym kraju. Kiedy akcje policji i firm ochroniarskich nie dawały oczekiwanych rezultatów, ruch postanowiono zniszczyć przy pomocy specjalnych aktów prawnych, których celem było skryminalizowanie protestów. W 1994 r. wprowadzono dwa akty prawne Criminal Justice Act (CJA) i Public Order Act (POA), w wyniku których m.in. nocne protesty społeczne, jak i większe zbiorowiska ludzkie (np. imprezy rave w opuszczonych fabrykach) stały się nielegalne, zaostrzono przepisy dotyczące zajmowania pustostanów, czy przebywania (także przechodzenia) na cudzym (prywatnym) terenie. Nowe ustawy uderzyły głównie w uczestników blokad budowy autostrad, jak również w organizacje ekologiczne zajmujące się chociażby sabotowaniem polowań, czy subkultury młodzieżowe takie jak squattersi, travellersi, czy uczestnicy imprez rave.

Żadne z tych działań nie przyniosły jednak oczekiwanych rezultatów. Mimo, że były uciążliwe, to jednak było zbyt późno. Masowość ruchu spowodowała, że coraz więcej o protestach i samym programie budowy autostrad zaczęto mówić w środkach masowego przekazu. Równocześnie zaczęto publikować badania wskazujące na wpływ samochodów i przemysłu samochodowego na środowisko, czy potrzebie przeznaczenia tych pieniędzy na ratowanie transportu publicznego. Przede wszystkim jednak rząd nie spodziewał się, że "te dwa akty prawne zjednają i zmotywują do dalszego działania grupy, które w wyniku tych aktów miały ucierpieć. Walka antyautostradowych aktywistów stała się tożsama z tym, o co walczyli travellersi, squattersi, czy aktywiści sabotujący polowania. W szczególności szybkie upolitycznienie sceny rave stało się dla wielu ludzi miejscem, gdzie rozpoczęła się ich społeczna i polityczna przemiana."12

W listopadzie 1994 r. Claremont poddało się. "Przy powtarzających się beatach The Prodigy, policja i ochroniarze zdobyli barykady, zniszczyli wieżę z rusztowań, lecz wojna dopiero się rozpoczęła. Okres kampanii przeciwko budowie M11 wytworzył nowe polityczne i społeczne sojusze, a pośród protestujących aktywistów zawiązały się silne przyjaźnie."13

Gdy Claremont zostało stracone, szukano nowych form ekspresji. Jeśli została utracona ta jedna ulica, to czemu by nie zacząć odzyskiwać innych ulic w Londynie? Tak oto dokonała się chyba najważniejsza przemiana w historii RTS. A w maju 1995 r. w Londynie przeprowadzono pierwszą akcję typu street party.

Sama istota działania street party jest bardzo prosta. Uczestnicy spotykają się w miejscu oddalonym od głównego celu - ulicy, znanego zazwyczaj jedynie garstce organizatorów. Po sformowaniu kilku grup udają się one we właściwe miejsce kilkoma, różnymi trasami, chodzi przede wszystkim o to, by policja czy służby porządkowe do końca nie wiedziały gdzie street party się odbędzie. W pobliżu miejsca akcji stoi już wcześniej przygotowany sound system, czyli sprzęt nagłaśniający dużej mocy, z niezależnymi akumulatorami, dzięki któremu możliwe jest puszczanie muzyki, umieszczony zazwyczaj na platformie ciężarówki. Sygnał do rozpoczęcia party może być bardzo różny. Często jest to zaaranżowana stłuczka dwóch specjalnie przygotowanych samochodów (zazwyczaj zakupione przez organizatorów dwa wraki, od których nie wymaga się więcej niż dojechanie na miejsce "kraksy"), po której ich "właściciele" rozpoczynają na środku jezdni kłótnię.14 Po chwili zaczyna działać sound system, który zagłusza klaksony uwięzionych w korku kierowców. Pojawia się także tripod, czyli konstrukcja z trzech długich rur o podstawie trójkąta, na szczycie której usadawia się śmiałek, którego praktycznie nie można usunąć. Podcięcie bowiem jednej z podstaw spowoduje zawalenie się konstrukcji i poturbowanie siedzącego na górze człowieka. Nie można także użyć specjalistycznego dźwigu, ze względu na wkraczających "znikąd" właściwych uczestników party, którzy poprzez swoją ilość skutecznie blokują wszelkie próby użycia ciężkiego sprzętu. Równocześnie ogłasza się, że "Ulica jest nareszcie otwarta". Pojawiają się transparenty z hasłami w stylu: "Strefa wolna od samochodów", "Przywrócić przestrzeń", "Odetchnij", itp. Wraz z uczestnikami akcji na ulicy pojawiają się leżaki, materace, przenośne baseniki, w powietrzu fruwają setki frisbee, rozdaje się darmowe jedzenie (zazwyczaj wegetariańskie), pojawiają się rowerzyści, a tłum tańczy i bawi się przy muzyce wydawanej przez sound system. Są to zarówno klasyki w stylu "What a Wonderful World" Luisa Armstronga, rockowe standardy, soul, punk, reggae czy elektroniczne techno, breakbeat czy ambient.

W 1996 r. podczas trwania trzeciej street party, londyńską drogę M41 na ponad dziewięć godzin przejęło we władanie ponad osiem tysięcy ludzi. Podczas gdy jedni bawili się, inni używając młotów pneumatycznych rozkuwali asfalt i sadzili uratowane z budowy M11 sadzonki drzew i kwiatów. Przechadzająca się obok policja nic nie podejrzewała, gdyż z jednej strony odgłosy młotów zagłuszała muzyka, a z drugiej "ogrodnicy" byli ukryci pod ogromnymi spódnicami, które miało na sobie kilku "tancerzy" na szczudłach. Parafrazowano zatem jedno z haseł paryskiego maja 1968 r.: "Pod brukiem... plaża" (Sous les pavés, la plage) w "Pod asfaltem... las" (Under the tarmac... the forest). Aktywiści RTS, podobnie jak amerykańscy Adbusters15, przenieśli język i taktykę radykalnej ekologii do miejskiej dżungli, domagając się nieskomercjalizowanej przestrzeni w miastach, tak jak radykalna ekologia domaga się dzikich obszarów poza nimi.

Z ideą RTS silnie związane są również akcje typu critical mass (masa krytyczna), organizowane przez rowerzystów i polegające na organizowaniu raz w miesiącu (najczęściej ostatni piątek miesiąca) demonstracji rowerowych. Jadąc znacznie wolniej niż samochody rowerzyści tamują ruch. Choć sami mówią: "My nie blokujemy ruchu, sami jesteśmy jego częścią." Nazwa critical mass mówi o tym, że miejski system komunikacyjny jest w stanie pomieścić tylko ograniczoną ilość samochodów, natomiast po przekroczeniu bariery masy krytycznej system ten zatyka się, a miasto przestaje funkcjonować. Czas trwania akcji uzależniony jest głównie od ilości uczestników, czasem jest to nawet kilkadziesiąt tysięcy (np. w Berlinie), najczęściej jednak to kilkaset osób, choć zdarzały się również akcje, gdzie uczestników było kilkunastu. Pierwsza masa krytyczna miała miejsce w San Francisco w 1992 r., później rozprzestrzeniła się na inne kraje i obecnie często stanowi jeden z nieodłącznych elementów street party.

Agit-prop

Zakrawa na ironię fakt, że w dzisiejszych czasach to ulice są areną największej aktywności skierowanej na reklamę, komercję i zawłaszczanie przestrzeni publicznej, równocześnie autentyczna kultura ulicy, niszczona jest w niespotykany wcześniej sposób. Nielegalne są wszelkie formy graffiti, plakatowania, pisania po murach, skateboarding, spotkania towarzyskie, itd. Te wszystkie przejawy społecznej aktywności ulegają skryminalizowaniu. Sama ulica stała się przede wszystkim miejscem gdzie samochód, bożek współczesnego społeczeństwa, nie tylko dominuje na ulicy, pozbywając się z niej pieszych, rowerzystów, tramwajów, ale zagarnia również pod miejsce dla parkowania chodniki, podwórka, bramy i tereny zielone. Ulica zamienia się również w jedną wielką reklamę. Billboardy wypełniają każdy skrawek wolnej przestrzeni, pojawiają się na zieleńcach, budynkach mieszkalnych, ogrodzeniach. Neony reklamowe umieszczane są tak by były widoczne z każdego zakątka i o każdej porze dnia i nocy. Nic zatem dziwnego, że dla części ruchów kontrkulturowych, czy szerzej alternatywnych, RTS jest przede wszystkim walką o nieskomercjalizowaną i nie-skolonizowaną przestrzeń, z miejscem na domy, drzewa, zgromadzenia, czy taniec i zabawę. Mamy tutaj do czynienia z szalenie istotnym założeniem. Działacze RTS przekazują nam zupełnie inny obraz alternatywności, niż serwowany przez media, czy nawet praktykowany jeszcze dwadzieścia lat temu w hippisowskich komunach. Taki tradycyjny obraz wiązał alternatywność z wyjazdem, czy opuszczeniem cywilizacji i zamieszkaniem na wsi z daleka od miejskiej dżungli. Wiązało się to z odrzuceniem nowoczesności, odizolowaniem się od świata zewnętrznego, skupieniu się na własnym wnętrzu i organizowanie sobie życia w małym kręgu najbliższych przyjaciół. Uczestnicy RTS mówią coś absolutnie przeciwnego: "Żyjemy w mieście, a miasto jest naszym środowiskiem. Chcemy zmienić to co jest tutaj i chcemy zmienić to teraz". Nie odrzucają nowoczesności, a street parties skierowane są do jak największej ilości ludzi. Zapewne jest to związane z przemianami społecznymi i pokoleniowymi, pokolenie hippisów - baby boomers, cechowało się nastawieniem na indywidualizm i karierę (która może być również rozumiana jako wewnętrzny rozwój), natomiast pokolenie dzisiejszych działaczy RTS - zaliczających się głównie do generation X, cechuje raczej nakierowanie na różnorodność i współpracę.16

We współczesnych miastach najwyraźniejszym przejawem zagarniania przestrzeni publicznej stała się kultura samochodowa. "Samochody zdominowały nasze miasta, zatłaczają i dzielą wspólnotę. Wyizolowały ludzi jeden od drugiego, a nasze ulice stały się kanałami po których jeżdżą jedynie samochody, niepomne na sąsiedztwo, które w tym samym czasie niszczą. Samochody wykreowały społeczną próżnię: przymuszają ludzi do dalszych podróży, dalej od swoich domów, rozpraszają i fragmentaryzują codzienną aktywność i życie, powiększając jedynie społeczne wyobcowanie."17

RTS wierzy, że pozbywając się samochodu, społeczeństwo będzie mogło powrócić do bezpieczniejszego, bardziej atrakcyjnego życia i środowiska, do przywrócenia ulic ludziom, by mogli tam mieszkać i być może odkryć na nowo sens "społecznej solidarności".18

RTS poruszając problematykę samochodową stawia szersze pytania zarówno nt problemów transportu w ogóle, jak i politycznych oraz ekonomicznych sił kreujących "kulturę samochodową". Rozbudowa dróg w zasadniczy sposób ukazała powiązania konsumpcyjnego stylu życia z niszczeniem środowiska naturalnego. Oficjalnie sugeruje się nam (RTS powiedziało by "wmawia się nam"), że rozbudowa dróg sprzyja rozwojowi ekonomicznemu kraju. "Powinno przewozić się więcej towarów na dalsze odcinki, będzie się zatem spalać więcej benzyny, więcej konsumentów powinno jeździć do podmiejskich centrów handlowych, a to wszystko po to, by wzrosła 'konsumpcja', a konsumpcja jak wiadomo jest jednym z głównych wskaźników gospodarczych. Ta chciwa, krótkoterminowa eksploatacja kurczących się źródeł, będzie miała długoterminowe konsekwencje dla nas wszystkich."19

Między innymi dlatego atak RTS na kulturę samochodową nie może być oddzielony od szerszego ataku na kapitalizm sam w sobie. Na głównej stronie internetowej RTS, w podpunkcie "Agit-prop", obok wielu innych haseł wyróżnia się jedno: "Nasze ulice są tak samo pełne kapitalizmu jak i samochodów, lecz trucizna jaką sączy kapitalizm jest o wiele bardziej zdradziecka." Od takiego stwierdzenia jest już krok do problematyki antykorporacyjnej. "Bitwy przeciwko budowie dróg są również bitwami przeciwko korporacjom, stanie się to znacznie bardziej ewidentne, gdy rozbudowa dróg nadal będzie wspierana z prywatnych funduszy." Do budowy dróg zaczęto bowiem angażować prywatne firmy, które bardzo często podkreślają swoje rzekome pro-ekologiczne podejście do ochrony środowiska. Jest to zresztą problem znacznie szerszy i obejmuje on zarówno modne w ostatnim czasie "przepakowywanie się", czy "przemetkowywanie się" szeregu międzynarodowych firm i instytucji, które nagle okazują się obrońcami przyrody, dbającymi o poszanowanie lokalnych społeczności i kultur. Są to działania bardzo płytkie i najczęściej generowane w celu uspokojenia, czy raczej rozmydlenia coraz bardziej wyczulonej na problemy ekologii, czy tożsamości kulturowej opinii publicznej.

Choć sam samochód to najważniejszy symbol zanikającej i kurczącej się przestrzeni w mieście, to RTS raczej używa samochodu do krytyki wadliwie działającego systemu społeczno-ekonomicznego. Stąd akcje solidaryzujące się ze strajkującymi pracownikami londyńskiego metra, stoczniowcami w Liverpoolu, walka o respektowanie praw człowieka w Nigerii w związku, między innymi, z działającym tam koncernem Shell, czy ekologiczne protesty wymierzone w takich naftowych potentatów jak BP czy Mobil. M.in. dlatego sklasyfikowanie RTS i organizowanych przez nie street parties sprawia nie lada trudności. Czy jest to tylko "impreza" uliczna, czy może festyn, a może już polityczny wiec?

Street parties organizowane przez RTS angażują zazwyczaj do bezpośredniego działania bardzo wiele osób. Głównym skutkiem bezpośrednich działań (direct action) jest podważanie i często niszczenie władzy (szeroko rozumianej) i autorytetów, tak by ludzie sami mogli wziąć za siebie odpowiedzialność. Działania bezpośrednie umożliwiają i zezwalają ludziom jako jednostkom, na zjednoczenie się wokół wspólnego celu, jakim są bezpośrednie zmiany dokonywane przez nich samych, dzięki ich własnym akcjom. Pierwsze trzy londyńskie street parties miały właśnie taki charakter. W inspirującej formie wcielały w życie powyższe przesłania, za pomocą zaskakujących akcji bezpośrednich, nadaniu autentycznej władzy tłumowi, zabawy, humoru i rave'u. Płynnie ewoluowały w stronę festiwali, otwartych dla wszystkich, którzy czuli się uciskani przez konwencjonalne i konsumpcyjne społeczeństwo.

"RTS przekracza tradycyjne granice określające protest (march and rally - marsz i wiec), poprzez budowanie koalicji ze sceną młodzieżową, czy taneczną - rave, w celu kreowania czegoś, co z jednej strony jest protestem, ma charakter niszczący i zarazem publiczny, ale jest również radosne, pełne zabawy i piękna jak party. Dzięki temu, że jest to zabawa, która angażuje różne odłamy kontrkultury, street party staje się o wiele bardziej atrakcyjne dla przechodzącego obok tłumu."20 Ponadto street party może w bardzo widowiskowy sposób zamknąć jakaś dzielnicę handlową "w pozytywny, ale równocześnie wojowniczy, choć nie zastraszający sposób." W przeciwieństwie do bardziej tradycyjnych metod, np. rozdawania ulotek, na których zazwyczaj opisywany jest świat jaki chce się stworzyć, street party zakłada, że rewolucyjne społeczeństwo może być założone tutaj i teraz, wprost na ulicy, tak by każdy mógł to zobaczyć. "Każdy przechodzeń zauważy, że taniec wygląda o wiele lepiej niż asfalt, nad którym unosi się smog."21 Bo jak zauważył na nowojorskiej liście dyskusyjnej RTS jeden z aktywistów: "Asfalt jest tym wszystkim na co stać kreatywność kapitalizmu, tym co my kreujemy jest świat pełen przyjemności, sztuki, muzyki i autentycznych relacji społecznych."

RTS bardzo dużą wagę przywiązuje do działań bezpośrednich, które odpowiadają za "uświadomienie sobie rzeczywistości i rozpoczęcie konkretnych działań by tą rzeczywistość zmienić. Działania bezpośrednie to także wspólna (kolektywna) praca nad rozwiązaniem naszych wspólnych problemów, robieniu tego, co wydaje się właściwym kierunkiem podczas akcji, nie zważaniu na to, co różne 'autorytety' uważają za słuszne. To także przekroczenie granic możliwości, inspiracji i ubezwłasnowolnienia. Chodzi o myślenie i zabieranie, a nie pytanie i błaganie."22 Ta lekko anarchizująca forma działań ma również przełożenie na relacje wewnątrz RTS. Jej działacze spotykają się na otwartych spotkaniach, gdzie praktycznie każdy ma możliwość wstępu. "Londyński RTS nie ma przywódców. Piszę to jako jednostka. Celowo nie ustala się żadnej linii partyjnej, żadnej oficjalnej linii politycznej, żadnej formy członkostwa. Ludzie generują idee, nad którymi z kolei się dyskutuje, niektóre są przyjmowane. Organizowane zaś są dzięki czasowi i energii ludzi, którzy je przyjmują. (...) Jesteśmy niczym więcej niż grupą ludzi zmieniających świat, inspirujących innych do tego samego. Popełniamy błędy, uczymy się, próbujemy nowych rzeczy."23

"Opór, tak jak kapitał, stanie się międzynarodowy"

Idee RTS bardzo szybko znalazły zwolenników w innych miastach Wielkiej Brytanii. Po Londynie przyszedł czas na Manchester, York, Oxford, Brighton i inne. Ukoronowaniem tego pierwszego okresu istnienia RTS było street party w Londynie w kwietniu 1997 r., gdzie na Trafalgar Square bawiło się ponad 20 tys. osób. RTS także zaczęło rozwijać się w innych krajach, m.in. w USA, Kanadzie, Australii, Niemczech, Czechach, Holandii, Belgii. A street parties są organizowane na całym świecie. Dzięki internetowi i poczcie elektronicznej stało się możliwe organizowanie akcji w wielu miejscach świata, w tym samym czasie i o tej samej porze.

Przy coraz większej popularności RTS i street parties zaczęto napotykać na szereg trudności. Przy organizowaniu wielotysięcznych imprez zawsze pojawiają się problemy z przemocą, wyolbrzymiane zresztą przez media piszące, jak chociażby po street party na Trafalgar Square, o "anarchistycznych bojówkach wprowadzających terror na ulice Londynu." Zresztą zabawa na Trafalgar Square nie była tym co większość aktywistów RTS chciała robić. Idea RTS nie polegała jedynie na tym by raz na rok przyjść na street party i potańczyć. Przekierowanie street parties w uliczne zabawy zatracało ich polityczny kontekst i wydźwięk, podkopywało polityczne źródła, z których RTS się wywodzi, spłycając całą ideę do beztroskiej zabawy.

By wybrnąć z tej sytuacji, zdecydowano się na zrobienie kroku dalej. Street party dotyczy w zasadzie jednej tylko ulicy, dlaczego by zatem nie zorganizować kilkudziesięciu parties o tej samej porze w kilkudziesięciu miejscach na raz. Takie Global Street Party odbyło się 16.5.1998 r., datę wybrano nieprzypadkowo, gdyż tego samego dnia w Birmingham miał miejsce szczyt G8, a dwa dni wcześniej w Genewie hucznie świętowano 50 rocznicę powstania WTO. Dzięki internetowi udało się zsynchronizować ponad 30 street parties w 20 krajach, od Anglii, poprzez Holandię, Niemcy, Czechy, USA, Kanadę, aż po Australię. I zdecydowanie nie była to tylko beztroska zabawa przy muzyce techno.

Rok później jeszcze bardziej skupiono się na krytyce kapitalistycznego społeczeństwa, wcielając w życie słowa wypowiedziane przez jednego z aktywistów: "Chcemy być autentycznym zagrożeniem dla korporacyjnego kapitalizmu, a nie jedynie medialnymi dziwolągami." J1824, czyli Globalny Protest Przeciwko Kapitalizmowi, który miał miejsce 18.6.1999 r., swoim zasięgiem i rozmachem objął znacznie szersze spektrum polityczne i społeczne, niż wszystkie inne poprzednie protesty. "Zorganizowano setki akcji poczynając od 'Karnawału uciskanych' w Nigerii, z 10 tys. przedstawicieli Ogoni, Ijaw i in. plemion, którzy zamknęli Port Harcourt, do wesołej 'wymiany handlowej' w Montevideo w Urugwaju; od Barcelony, gdzie "zasquatowano" kawałek ziemi i nocą zmieniono go w oazę pełną warzyw i ziół, z małym jeziorkiem pośrodku, do Londynu, gdzie w City miał miejsce 'Karnawał przeciwko kapitalizmowi', który zgromadził tysiące ludzi i radykalnie odmienił to największe w Europie centrum finansowe (...); od antynuklearnych demonstracji zorganizowanych przez związki zawodowe w Gujerat w Pakistanie, do akcji przeciwko wykorzystywaniu dzieci jako siły roboczej w Senegalu; od street parties, które odbyły się w wielu miastach USA, do demonstracji miejscowych pracowników firm odzieżowych protestujących przeciwko Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu (IMF) w Dhaka w Bangladeszu. A wszystko to w przekonaniu, że globalny system kapitalistyczny jest odpowiedzialny za nasze społeczne i ekologiczne problemy, a także że bazuje on na eksploatowaniu ludzi i naszej planety, obdzielając zyskami tylko nielicznych."25 Był to zdaje się największy protest przeciwko światowemu kapitałowi, a hasło "Opór będzie ponadnarodowy, tak jak kapitał" nabrało właściwego znaczenia.

Od tego czasu można w zasadzie mówić o 'globalizacji' szeroko rozumianego ruchu antykorporacyjnego. Idee RTS, czy sama forma street party, zostały zaadoptowane przez wiele grup i organizacji z krajów rozrzuconych po całym świecie. Sprzyja temu brak sformalizowanych struktur z jednej strony, a z drugiej dostrzeganie wspólnych celów przyświecających różnym grupom. Przełomowym momentem dla globalnego zaistnienia RTS w świadomości przeciętnych obywateli były protesty przeciwko WTO w Seattle w listopadzie 1999 r. I choć podwaliny pod RTS zostały podłożone już wiele lat wcześniej, to Seattle stało się punktem przełomowym nie tylko dla przeciwników globalizacji, pozwoliło uzmysłowić sobie jak wiele łączy poszczególne, wydawałoby się zupełnie ze sobą nie związane. grupy i organizacje na świecie. Zaczęto układać, jak z puzzli, mozaikę ogólnoświatowego ruchu antyglobalizacyjnego.

Czy taniec jest terroryzmem?

Ogromna popularność i masowość ruchu sprawia, że stanowi on konkretne zagrożenie dla istniejącego status quo i RTS coraz częściej narażany jest na przeciwdziałanie ze strony policji i agencji rządowych. W Anglii w działania RTS i innych radykalnych grup ekologicznych, takich jak Earth First!, Green Anarchists, Animal Liberation Front, czy subkultur młodzieżowych jak travellersi, squatersi, czy rave, wymierzone są specjalne akty prawne: Criminal Justice Act i Public Order Act. Wielkie poruszenie wywołał Terrorist Act 2000, który wszedł w życie wiosną 2001 r., a wg którego aktami terrorystycznymi, obok zamachów na ludzkie życie, jest "(...) powodowanie 'dużych szkód materialnych', czy włamanie się do 'systemów elektronicznych'. Jest nimi również proste promowanie ich, lub sprzyjanie im, także przebywanie z ludźmi, którzy takich aktów się podejmują, lub odmowa udzielenia policji informacji nt tego co te osoby planują. Także noszenie t-shirtu lub naszywki, które mogą 'wzbudzić uzasadnione podejrzenia', że sympatyzuje się z ideami tam przedstawionymi."26 Zatem w świetle tak interpretowanych przepisów właściwie każdy może zostać oskarżony pod zarzutem bycia terrorystą.

Podobną taktykę przyjęło amerykańskie FBI, które w swoim raporcie z 10.5.2001 poświęconego zagrożeniom terrorystycznym w USA umieściło RTS obok islamskich organizacji terrorystycznych. W raporcie napisano: "Anarchistyczne i ekstremistyczne socjalistyczne grupy m.in. znane na całym świecie Workers' World Party, Reclaim The Streets, czy Carnival Against Capitalism, również stanowią zagrożenie dla USA. Np. anarchiści działający indywidualnie i w grupach, ponoszą odpowiedzialność za szereg zniszczeń podczas spotkania Światowej Organizacji Handlu (WTO) w Seattle w 1999 r."27 W raporcie przypisuje się RTS stosowanie doktrynalnego stylu działania, pisząc: "Kolejna grupa lokalnych terrorystycznych, lewicowych grup, generalnie przyjmuje doktrynę rewolucyjnego socjalizmu i postrzega samych siebie jako obrońców ludzi przed 'dehumanizacyjnymi efektami' kapitalizmu i imperializmu. Są raczej skłonni wywołać zmiany w USA poprzez rewolucję, niż poprzez obowiązujące procedury polityczne".28 Przypomina to sposób w jaki demonizowano w poprzednich latach ruch praw zwierząt i organizacje ekologiczne walczące o zachowanie dziewiczych drzewostanów na zachodzie USA (głównie w Kalifornii i Oregonie). Ataki na organizacje ekologiczne miały miejsce już od dawien dawna i jest to "Klasyczny przykład zasady dziel i rządź mający na celu zmarginalizowanie radykalnego ruchu i włączenie go wszelkimi możliwymi sposobami do głównego nurtu, z jednoczesnym izolowaniem i zdyskredytowaniem tych, którzy tego odmówią."29 Podobne zdanie wyraża PB Floyd, pisząc: "Znajdowanie się na takiej liście, zawsze oznacza coś dobrego i coś złego. Robimy coś słusznego i zagrażamy systemowi, ale jednocześnie tworzy się przestrzeń na rozległą, rozrastającą się infiltrację, zakładanie imiennych ewidencji, kreowanie sponsorowanych przez rząd wewnętrznych 'rozłamów' w ruchu, policyjne najścia, użycie siły, itd."30

Nasuwają się pytania: "Gdzie jest terror? Gdzie jest przemoc?"31, dlaczego zdecydowano się na taką właśnie klasyfikację. Czy jest to równoznaczne z przyzwoleniem do użycia broni palnej wobec protestujących czy bawiących się na ulicy ludzi? Czy po gazach łzawiących, gumowych kulach przyszła teraz kolej na ostrą amunicję?32

"Z tego co nam wiadomo, żadne street party organizowane przez RTS nigdy nie (1) eksplodowało, (2) nie wyemitowało trującego gazu, czy (3) nikogo nie porwało. Prawdą natomiast jest, że miały tam miejsce: (1) jawny taniec, (2) głośna, pulsująca muzyka, (3) flagi i transparenty, wydarzenia artystyczne, czy publiczne całowanie."33

Możliwe, że zasugerowano się zdjęciami, zamieszczonymi na stronie internetowej RTS w Berkeley, z pierwszego street party w tym mieście, które odbyło się w ramach Global Street Party 16.5.1998 r. Przedstawiają one przewrócony samochód. Samochód ten należał jednak do jednego z przyjaciół grupy i został zakupiony właśnie w celu zniszczenia go podczas street party. Nie wywrócono i zniszczono innych samochodów w Berkeley, "mimo, że na to zasługiwały, ponieważ byliśmy tam by mieć dobrą zabawę, a nie po to by wplątywać się w walki na pięści z niewinnymi ludźmi, którym zdarzyło się zaparkować w niewłaściwym miejscu i w niewłaściwym czasie."34

Ataki na RTS, jak zresztą na cały ruch antyglobalizacyjny, dokonywane są również w inny sposób. Zgodnie z teorią Benjamina Barbera, która zakłada, że McŚwiat jest czynnie zainteresowany w sprzedaży i zarabianiu na guerillach (dżihadzie) skierowanych przeciw niemu samemu, wielkie firmy próbują to wykorzystać. GAP, jedna z najczęściej krytykowanych firm odzieżowych w USA, przede wszystkim za wykorzystywanie do produkcji swoich towarów taniej siły roboczej w Azji i Pacyfiku (głównie dzieci i kobiet), rozpoczęła latem 2001 r. swoją nową kampanię. Wystawy firmowych sklepów pełne są: "Wypłowiałych czarnych jeansów wiszących na tle czerwonej anarchistycznej flagi, okna przyozdobiono w niedbale wypisane czarnym sprayem hasła 'Niezależność', 'Wolność', 'My, Ludzie'." GAP, pomijając fakt, że produkuje swoje ubrania w sweatshopach i był obiektem wielu demonstracji w całych Stanach, podobnie jak szereg innych międzynarodowych korporacji "zdaje się twierdzić, że stale rosnący ruch antykorporacyjny, jest już na tyle duży, by można go było użyć w celach marketingowych. Teraz protest sam w sobie może być sprzedany konsumentom przede wszystkim jako nowy image." GAP w perfidny sposób trywializuje cały ruch przeciwko wolnemu handlu, sprzedając w tym samym czasie jeansy, które ów ruch neguje. Zresztą GAP nie jest tu wyjątkiem, Sony PlayStation wypuściła na rynek grę wzorowaną na protestach w Seattle, gdzie punkty zdobywa się rzucając kamieniami w policjantów, witryny sklepowe i niewinnych przechodniów (sic!). Lipton wypuścił reklamówki swojej mrożonej herbaty, których akcja toczy się w czasie antyglobalizacyjnych protestów.

Olbrzymia władza jaką sprawują korporacje, chociażby poprzez swoje kampanie reklamowe, nad konsumentami, grozi tym, że: "Jeśli kampania GAPu odniesie sukces, może to oznaczać, że każdy następny protest, będzie za sobą pociągał tworzenie nowego image'u GAPu, zmieniając protestujących i aktywistów w jego żywe, chodzące reklamy."35

* * *

Wywodzący się z kultury alternatywnej Reclaim the Streets, przekształcił sztukę, zabawę i taniec w pragmatyczne narzędzie polityczne. Domagając się nieskrępowanej przestrzeni publicznej stanął do otwartej walki z ogromnymi siłami ekonomicznymi współczesnego świata. Stanowi także jeden z głównych czynników odpowiedzialnych za największe przebudzenie polityczne końca XX w., które z kolei wykreowało ogólnoświatowy ruch przeciwników ponadnarodowych korporacji, wolnego handlu i globalizacji.

Bartosz Głowacki
e-mail: baglow77@poczta.onet.pl



1) w dosłownym tłumaczeniu znaczy to: odzyskać (odebrać, przywrócić) ulice
2) oba cytaty za: The Evolution of Reclaim The Streets [w:] "Do Or Die" #6/1997 (Często w artykułach ukazujących się w wydawnictwach związanych z RTS, a także Internecie, brak jest danych o autorach tekstów. Stąd częste ich pominięcia w niniejszej bibliografii.)
3) gra słów: samochód i Armageddon
4) ang. do it yourself (DIY - zrób to sam), idea i styl życia polegające na tworzeniu we własnym zakresie (najczęściej metodą chałupniczą) wielu elementów codziennego życia, jak również "brania życia we własne ręce"; popularna głównie wśród osób kultywujących alternatywny styl życia
5) zwane również culture jamming; forma działań skierowana głównie przeciwko kampaniom reklamowym świadomie wypaczająca ich pierwotny sens
6) por. Mosey, Chris Car Wars. Battles on the Road to Nowhere, Vision Paperbacks, Londyn 2000, str. 83-97
7) Six Years Down The Road [w:] "Do Or Die" #7/1998
8) oba cytaty za: Evans, Kate, Copse. The Cartoon Book of Tree Protesting, Biddestone/Wittshire 1998; por. też: Mosey, Chris Car Wars. Battles on the Road to Nowhere, Vision Paperbacks, Londyn 2000, str. 83-97
9) Six Years Down The Road [w:] "Do Or Die" #7/1998
10) W wyniku wieloletnich protestów zrezygnowano z budowy lub remontu ponad 500 dróg (z planowanych 600), a "Construction News" w maju 1997 r. pisał: "główny program budowy dróg został całkowicie zniszczony". I choć jest to niezaprzeczalnie jeden z największych sukcesów radykalnego ruchu ekologicznego drugiej połowy XX w., to z pozostałych dróg, które zaczęto budować, prawie wszystkie zostały ukończone, a w polityce Wlk. Brytanii transport samochodowy nadal jest priorytetem.
11) "Six Years Down The Road" [w:] "Do Or Die" #7/1998
12) The Evolution of Reclaim The Streets [w:] "Do Or Die" #6/1997
13) ibidem
14) tak rozpoczęło się pierwsze street party w Londynie, por. Mosey, Chris Car Wars. Battles on the Road to Nowhere, Vision Paperbacks, Londyn 2000, str. 148
15) dosłownie ang. pogromcy reklam - północnoamerykańska grupa (określająca się także jako "culture jammers"), wydająca magazyn "Adbusters"; wzywa do skończenia z ometkowaniem Ameryki i powrotu do autentycznej kultury. Por. K. Lasn Culture Jam. How to reverse America's Sucidal Consumer Binge - And Why We Must, New York 2000
16) por. Thomas Frank, The Conquest of Cool i Naomi Klein, No Logo
17) The Evolution of Reclaim The Streets [w:] "Do Or Die" #6/1997
18) ibidem
19) za listą dyskusyjną RTS reclaimthestreets@listbot.com
20) Floyd, PB, Is Dancing Terrorism? [w:] "News For Anarchists & Activists" za listą dyskusyjną RTS-NYC z 28.6.2001
21) oba cytaty ibidem
22) tekst "Street Politics" ze strony internetowej: reclaimthestreets.net
23) ibidem
24) O tego czasu duże wystąpienia antyglobalizacyjne i antykorporacyjne przyjęło się określać jako skrót daty rozpoczęcia protestu w języku angielskim, przykładowo Seattle to N30 (November 30), Praga to S26 (September 26), Quebec to A14 (April 14), itd.
25) Friday June 18th 1999: Confronting Capital And Smashing The State [w:] "Do Or Die" #8/1999
26) Monibot, George, Wearing a T-shirt Makes You a Terrorist [w:] "The Guardian" 22.2.2001
27) Left-wing and Puerto Rican Extremist Groups [w:] "Threat of Terrorism to the United States" - raport FBI z 10.5.2001
28) ibidem
29) Six Years Down The Road [w:] "Do Or Die" #7/1998
30) P. Floyd, Is Dancing Terrorism? [w:] "News For Anarchists & Activists" za listą dyskusyjną RTS-NYC z 28.6.2001
31) S. Ferguson, First Tear Gas, Now Bullets [w:] "The Village Voice" 18-24.7.2001
32) por. ibidem
33) P. Floyd, Is Dancing Terrorism? [w:] "News For Anarchists & Activists" za listą dyskusyjną RTS-NYC z 28.6.2001
34) ibidem
35) wszystkie cytaty z listy dyskusyjnej RTS reclaimthestreets@listbot.com z 21.6.2001

Wybrana bibliografia:

Podstawowe źródła:

  • K. Evans, Copse. The Cartoon Book of Tree Protesting, Biddestone/Wittshire 1998
  • S. Ferguson, "First Tear Gas, Now Bullets" [w:] The Village Voice 18-24.7.2001
  • Floyd, PB, Is Dancing Terrorism? [w:] "News For Anarchists & Activists" za listą dyskusyjną reclaimthestreets@listbot.com z 28.6.2001
  • Friday June 18th 1999: Confronting Capital And Smashing The State [w:] "Do Or Die" #8/1999
  • Left-wing And Puerto Rican Extremist Groups [w:] "Threat of Terrorism to the United States" - raport FBI z 10.5.2001
  • May Day. Guerilla? Gardening? [w:] Do Or Die #9/2000
  • G. Monibot, Wearing a T-shirt Makes You a Terrorist [w:] "The Guardian" 22.2.2001
  • C. Mosey, Car Wars. Battles on the Road to Nowhere, Vision Paperbacks, Londyn 2000
  • Shadow Anarchist Extremist Target City in Riot Threat [w:] "Evading Standards Newsletter" 18.6.1999
  • Six Years Down The Road [w:] "Do Or Die" #7/1998
  • The Evolution of Reclaim The Streets [w:] "Do Or Die" #6/1997

Podstawowe źródła elektroniczne:

Podstawowe opracowania:

  • B. Barber, Dżihad kontra McŚwiat, Warszawa 1997
  • T. Frank, The Conquest of Cool. Business Culture. Counterculture, and the Rise of Hip Consumerism, Chicago 1998
  • N. Klein, No Logo. Taking Aim at the Brand Bullies, New York 2001
  • G. McKay, Sensless Acts Of Beauty, Londyn 1996
  • D. Wall, Earth First! and the Anti-Roads Movement, Routledge, London 1999

Ideologia nadmiaru

Demograf operujący wielkimi liczbami stwierdzi, że problem przeludnienia nie jest palący, wszak w r. 2015 przewiduje stan liczebny ok. 8,5 mld. osób, a nie jak przewidywano dwadzieścia lat temu ok. 15 mld. No tak. Kilka miliardów mniej. Ale dlaczego demograf nie pomyśli, że te przewidywane 8,5 mld. to kilka miliardów za wiele, by utrzymać równowagę między gatunkami? Tego nie pomyśli, bo kategorie myślenia dyscypliny naukowej demografii są zbyt ubogie.

Podobnie kategorie myślenia ekonomisty są zbyt ubogie, by mógł dostrzec i przemyśleć zależność niszczenia środowiska od wzrostu gospodarczego.

Byłoby najlepiej poddać demografów, ekonomistów, polityków i hierarchów religijnych treningowi, który można by nazwać treningiem nadmiaru. Demografów zamknąć na pół roku w mieszkaniu 100 m2 wraz z setką osobników; dom ekonomisty przysypać produktami przemysłowymi z firmy, która ostatnio wykazała się szybkim wzrostem produkcji; politykowi kazać podejmować tysiąc decyzji na dobę, a hierarchowi religijnemu wynieść na ołtarze tysiąc świętych w ciągu jednej doby (mogą być i bankierzy, i misjonarze niszczący wielotysiącletnią tożsamość ludów pozaeuropejskich, i założyciele inkwizycyjnych zakonów itd., mogą wreszcie sami siebie wynieść na ołtarze, ich sprawa, byle innym tej swojej sprawy nie narzucali). O czym by wtedy pomyśleli? Niech pomyślą.

Zastosujmy może inne rozumowanie. Jeśli nadmiar liczby osobników jednego gatunku i jego roszczenia pokarmowe, produkcyjne, reprodukcyjne, odpadowe nie są pierwszym powodem niszczenia środowiska, to co?

Demograf odpowie zapewne: równomierne rozmieszczenie ludzi na całej planecie.*) Ekonomista odpowie: zbyt małe tempo wzrostu gospodarczego; niestety nie wszystkie kraje dorównują USA, Unii Europejskiej i Japonii; wypowiedź swoją zakończy może mniej więcej tak: "abarambapumarara". Hierarcha religijny odpowie: powodem jest to, że ludzie nie dość modlą się (oczywiście modłami z kanonu jego religii), nie dość są ulegli jemu (hierarchowi).

Ich myślenie obciążone jest tzw. logiką absurdu. Przyznają: nadmiar jest owszem szkodliwy, ale tak, że nie jest szkodliwy; przeludnienie zagraża środowisku, ale tak, że nie zagraża itp. Skoro tak - zapewne myślą sobie - to zajmijmy się codziennymi sprawami zapewnienia nadmiaru... naszym obywatelom i wyznawcom. Ta logika jest ukryta za hasłami, przyrzeczeniami, a nawet dobrymi intencjami.

A więc: wzrost liczby ludzi, wzrost gospodarczy (produktu krajowego brutto, liczby dóbr, miejsc pracy itd.), wzrost konsumpcji, wzrost odpadów, wzrost roszczeń ludzi. Na Zachodzie rocznie produkuje się około 25 ton odpadków w przeliczeniu na jedną osobę. Są to nie tylko śmieci z gospodarstwa domowego, lecz w większości odpady przemysłowe. Poza tym trzeba doliczyć produkcję ludzkich ekskrementów (łatwo sobie ją obliczyć).

Koncentracja na nadmiarze jest głównie koncentracją na ilości. To powoduje, że jest mało miejsca na jakość. W przyrodzie pozaludzkiej, jeśli chcemy jej pomóc, trzeba dbać o ilość, o ilość drzew, innych gatunków, nie kurczenie się obszaru puszcz itd.; o jakość zadba przyroda sama. Natomiast w świecie ludzkim trzeba dbać najpierw o jakość.

Nadmiar jest oczywiście dialektycznie związany z niedomiarem: nadmiar ludzi i produktów idzie w parze z niedomiarem myślenia na temat nadmiaru.

Ludzie stali się władcami planety, pasożytami istot żywych (czysto biologicznie jest wykazane, że ludzie są najbezwględniejszymi pasożytami biosfery ziemskiej). Stało się tak głównie dzięki takim cechom jak wielkie okrucieństwo, płodność i intelektualnie opracowana technologia. Udział świadomości harmonizującej zachowania, kontrolującej był i jest znikomy.

Przykładów na nadmiar wokół nas jest bez liku. Choćby nadmierna produkcja czegokolwiek. Weźmy mleko. By podnieść wydajność pozyskiwania mleka i mięsa, stosowano i stosuje się jeszcze rutynowe dodawanie do paszy dla zwierząt antybiotyków - zwierzęta wyglądają lepiej, dają więcej mięsa i więcej mleka. Poprawiono warunki hodowli pod względem wydajności. Ale przy tym przyspieszono powstanie antybiotykoodpornych szczepów bakterii, które teraz zagrażają ludzkiemu zdrowiu i życiu. Bakterie stają się coraz bardziej lekoodporne (zgodnie z prawidłowościami ewolucji, która toczy się wokół nas i w naszych organizmach). Antybiotyki trafiają do naszych organizmów przez to, że są dodawane wprost do organizmów zwierząt, które jadamy oraz przez rośliny i glebę (ich obecność w nawozach).

Ilość antybiotyków stosowanych w hodowli kurczaków i trzody chlewnej stanowi połowę w ogóle ilości antybiotyków używanych w USA i Europie. Celem stosowania antybiotyków u zwierząt jest oczywiście zwiększenie efektywności hodowli i większy zysk.

Środowisko odpłaca się tym, jak samo jest przez nas traktowane. Zauważmy przy okazji, że jeśli człowiek pochodzi od zwierząt - a tak właśnie jest - to nie zachowamy człowieczeństwa bez zwierząt.

Przyroda podpowiada co dzieje się, gdy niektóre tkanki rosną nadmiernie - nowotworowa śmierć organizmu.

Grecy ukuli mądrą myśl: meden agan - niczego w nadmiarze, w domyśle: niczego w niedomiarze. Nasza kultura niewiele przejmuje się tym hasłem. Przeciwnie, w swej większości chce nadmiaru, chce wzrostu.

* * *

Z problemami ideologii nadmiaru, przeludnienia i relacją ilość-jakość życia związane jest kształtowanie potrzeb. Pytanie brzmi: czy zmienić strukturę potrzeb (np. stać się wegetarianinem, nie używać papieru, nie jeździć samochodem, lecz rowerem itd.), czy też zachować strukturę potrzeb, ale zmniejszyć przyrost naturalny. Czy też wreszcie częściowo zmienić strukturę i zmniejszyć przyrost. To trzecie wydaje się najwłaściwsze, ale i najtrudniejsze do wykonania. Przedyskutujmy pierwszą alternatywę.

Rzeczywiście, jeśli ludzi byłoby mniej, to mogliby sobie pozwolić na zaspokajanie potrzeb jak to czynią dotychczas.

Zmianę struktury zaspokajania potrzeb proponuje ruch zielonych i to większość jego uczestników. Jednak sama zmiana taka, nawet idąca aż ku ascetyczności, na pewno nie wystarczy.

Zmiana zaspokajania potrzeb bez ograniczenia przyrostu liczby ludzi mogłaby tylko spowolnić proces niszczenia życia na planecie, ale nie zatrzymać. Postulat ascetyczności jest od razu do odrzucenia, bo człowiek nie istnieje po to, by wyrzekać się tego, do czego kosztowania i przyjemności ma zmysły i ośrodki mózgowe (wykształcane od milionów lat). Trwały ascetyzm to chory ideał religijny.

Zatrzymajmy się przy przykładzie zmiany zaspokajania potrzeb. Można przesiąść się z samochodu na rower. Czy to coś zmieniłoby? W jakimś stopniu - tak; dlatego akcje na rzecz takiej zmiany są cenne. Ale w globalnym rzucie bez jednoczesnego zadbania o ograniczenie przyrostu liczby ludzi (z ich potrzebami: pokarmowymi, prokreacyjnymi, domostwa, ubioru itd.) nie ma znaczenia. Drobna ilustracja empiryczna: miliony Chińczyków jeździ na rowerach, i co? Niszczą środowisko nie mniej niż mieszkańcy Europy. Mieszkańcy Wyspy Wielkanocnej nie mieli autostrad i samochodów, a przyrost liczby ludzi doprowadził ich do zapaści (głównie przez wycięcie lasów pod pola uprawne, pastwiska i budowle). Nie znaczy to, że nie trzeba ograniczać liczby autostrad i ruchu samochodowego w Europie. Rzeczywiście motoryzacja w skali lokalnej i światowej stała się jedną z głównych zmór życia ludzi, zwierząt i roślin - zanieczyszczenia, hałas, niszczenie środowiska przez pozyskiwanie środków napędowych, no i przez budowanie autostrad, wytyczanie kanałów powietrznych dla samolotów itd.

Można zmieniać zaspokajanie innej potrzeby: nie mieć butów, ubrań i w ogóle niczego ze skóry zwierząt; ilustracja empiryczna: większość Afrykanów (może nawet 4/5) nie nosi w ogóle butów i ubiorów ze skóry, a niszczą środowisko nie mniej niż w Europie. Nie znaczy to, że akcja przeciw odzieraniu zwierząt ze skóry dla celów komercyjnych nie jest ważna, choćby ze względów etycznych. Ale sama w sobie nie pomaga w zastopowaniu niszczenia środowiska.

Są więc trzy strategie:

  1. zmiana zaspokajania potrzeb przy abstrahowaniu od problemu przeludnienia;
  2. ograniczenie przyrostu liczby ludzi bez zmiany zaspokajania potrzeb
  3. strategia mieszana (o niej piszą niektórzy proekolodzy).

Najlepsza jest oczywiście trzecia, najmniej wnosi pierwsza. Strategia mieszana nie może oznaczać dowolności, co komu się podoba, braku oprofilowania, bo wtedy nie będzie to strategia, lecz eklektyczny bigos i ideologiczne wodogłowie. Szczerze mówiąc sądzę, że jeśli ktoś nie rozumie, że strategia mieszana jest charakterystyczna dla ruchu zielonych, to chyba nic nie rozumienie z tego ruchu.

Pociągająca jest strategia (b). Wielu ludzi mogłoby na nią przystać. Zapewnia ona realizację przyjemności i jakości życia. Jednak, by funkcjonowała, muszą być konsekwentnie realizowane obowiązujące wszystkich reguły ograniczenia przyrostu.

Jeśli ktoś jest zwolennikiem strategii (a), np. z tego powodu, że zindoktrynowała go od dzieciństwa religia, która wimplantowała mu w umysł i w podświadomość dogmaty, których nie może odrzucić, i nie jest już w stanie samodzielnie myśleć, to może tak czynić. Dzięki starożytnym Grekom mamy dziś demokrację, w której można przyjmować różne stanowiska. Ale zwolennicy stanowiska (a) nie mają prawa ani torpedować strategii (b) i (c), o ile chcą uważać się za współodpowiedzialnych działaczy ruchu obrony przyrody. Dobrze byłoby, gdyby, jeśli chcą, działali wg strategii (a), ale pozwolili innym działać wg (b) i (c).

Lech Ostasz



*) "Głównym problemem pozostaje nierównomierne rozmieszczenie ludności na świecie i panujące wśród niej nierówności" - pisze jeden z demografów - J.Clarke, Ludność świata, Warszawa 1997, s.61. Czyli chciałby np. 30 mln. mieszkańców miasta Meksyk rozeszło się po resztkach lasów państwa Meksyk.


 
Wydawnictwo "Zielone Brygady" [zb.eco.pl]
Fundacja Wspierania Inicjatyw Ekologicznych [fwie.eco.pl]