ZB 3(171), marzec 2002
ISSN 1231-2126, [zb.eco.pl/zb]
Zwierzęta
 

"Sławni współczujący" przeciwko futrom

"Sławni Współczujący" jest listą, na którą zbierane są podpisy znanych w Polsce osobistości (aktorów, muzyków, polityków itp.), którzy deklarują, że nie założą naturalnych futer, ograniczając w ten sposób cierpienie zwierząt. Jest to też forma poparcia dla ruchu animalistycznego. Tę wzorowaną na brytyjskiej organizacji Beauty Without Creuelty inicjatywę prowadzą od 1994 r. Front Wyzwolenia Zwierząt i Stowarzyszenie Ekologiczno-Kulturalne "KLUB GAJA". Do tej pory na listę wpisały się następujące osoby: Edyta Bartosiewicz, Małgorzata Braunek, Grzegorz Ciechowski, Marcin Daniec, Maria Grodecka, Irena Jarocka, Jarosław Kaczyński, Kayah, Piotr Klatt, Krzysztof Kolberger, Kasia Kowalska, Marek Kotański, Elżbieta i Krzysztof Król, Antonina Krzysztoń, Tomek Lipiński, Wojciech Malajkat, Jan Miodek, Czesław Niemen, Małgorzata Niezabitowska, Jurek Owsiak, Krzysztof Piasecki, Małgorzata Potocka, Krystyna Sienkiewicz, Stanisław Sojka, Kazik Staszewski, Jerzy Stuhr, Joanna Trzepiecińska, Maciej Ulewicz, Zbyszek Zamachowski oraz wszyscy członkowie Budki Suflera.

W ostatnim czasie polscy "Sławni Współczujący" doczekali się specjalnej strony internetowej - http://www.slawni-wspolczujacy.jawsieci.pl - której celem jest popularyzowanie listy i idei zaprzestania okrucieństwa dokonywanego na futrzastych zwierzętach. Koordynatorom projektu udało się zdobyć patronat medialny w Internecie portalu jaWsieci.pl oraz patronat radiowy Radiostacji. Miejmy więc nadzieję, że promocja "Sławnych Współczujących" i zbiórka nowych podpisów na listę będzie się odtąd spotykała z szerszym rozgłosem i zrozumieniem. W Polsce dochodzi do zatrważającego wzrostu "produkcji" futer, dlatego bardziej wzmożone prowadzenie tej kampanii jest tak potrzebne.

My wszyscy możemy wziąć aktywny udział w powstawaniu listy. Wystarczy od spotkanej znanej osoby (np. po koncercie, wieczorku artystycznym itp.) wziąć podpis pod deklaracją o treści: "Z uwagi na ogrom cierpienia towarzyszącemu hodowli i zabijaniu zwierząt dla futra odmawiam bycia częścią tego procederu i rezygnuję z kupowania i noszenia naturalnych futer. Zgadzam się na wpisanie mojego nazwiska na polską listę Sławnych Współczujących" i przysłać ją na adres: KLUB GAJA, skr. poczt. 261, 43-301 Bielsko-Biała. Treść oświadczenia w formie ulotki wygodnej do podsunięcia do podpisu można dostać w punkcie rozsyłkowym FWZ: FWZ-Gliwice, Katarzyna Matuszewska, ul. Damrota 7, 44-100 Gliwice. Razem z podpisaną przez sławną osobę deklaracją prosimy przysłać krótki opis okoliczności w jakich podpis został zebrany - gdzie, kiedy, przez kogo (z adresem). Patroni medialni listy proszą, by w miarę możliwości dostarczyć im: zdjęcie - najlepiej momentu wpisywania się na listę - dla portalu jaWsieci.pl oraz ustne wyrażenie chęci na krótką telefoniczną rozmowę nt. listy, którą mogłaby przeprowadzić na swojej antenie Radiostacja.

Ada Rygioł FWZ-Mysłowice
fwzmyslowice@poczta.onet.pl, http://www.fwz.jawsieci.pl



Wsieci - zarabiaj poprzez internet! www.wsieci.most.org.pl/praca

Pies rzeczą jest - i rzeczą pozostanie

W jego podgardle wbijam kły... dzięki temu przeżyję. Do następnego wyjścia na arenę...

Siedziałam sobie któregoś wieczoru z moim pieskiem przed telewizorem, on drzemał na moich kolanach, tylko od czasu do czasu delikatnie pochrapując. Tak po psiemu.

"Skacząc po kanałach" natknęłam się na audycję z czerwonym znaczkiem "tylko dla dorosłych". Przytuliłam się mocno do psa. Podczas programu coraz szerzej otwierały mi się oczy, coraz większe w nich było przerażenie. Czasem trzeba coś zobaczyć na własne oczy, aby w pełni uwierzyć... Na Ukrainie w barakach, opuszczonych ruderach czy magazynach, przy milczącej aprobacie urzędników, regularnie odbywają się nielegalne walki psów.

Zniszczyć, zabić, okaleczyć - taką receptę na życie proponują organizatorzy turniejów czworonożnym krwiożercom. No bo jak inaczej nazwać zwierzę, które agresję ma już w sobie zaprogramowaną? Pogruchotane kości i poszarpana skóra, krew na ziemi i skowyt psiego cierpienia, nie tylko fizycznego bólu - takie właśnie obrazy towarzyszą ich zmaganiom.

Psy wykorzystywane w nielegalnych walkach to przedstawiciele ras uznawanych za niebezpieczne, tych, w których historii najczęściej zdarzały się przypadki dotkliwych okaleczeń oraz tych, które charakteryzują się dużą walecznością, zawziętością, a także skłonnością do zemsty. Nienawiści uczy się je już od urodzenia. Często, aby wzmóc agresję, nie podaje się im przez długi czas jedzenia, albo dotkliwie bije.

W przypadku turniejów na śmierć i życie siła i wielkość psów znaczą więcej niż spryt. A bestie w nich walczą niesamowite. Aż strach pomyśleć, co by się stało, gdyby któryś z zabójców wymknął się spod kontroli. Bullterrier, to jedna z ras, której używa się do walk. W XIX w., kiedy rasa ta powstała, używano psów do "sportów", takich jak zagryzanie szczurów na czas, czy walki z innymi dzikimi zwierzętami. Siła uścisku szczęk bullterriera dochodzi do 1,5 tony na cm2. Gdyby złapał za rękę człowieka, momentalnie zmiażdżyłby kość. Psy te posiadają uwarunkowania do walki, m.in. tzw. "downface" - głowę tworzącą z profilu łuk od nasady uszu do czubka nosa. Wszystko po to, aby łatwiej było pochwycić ofiarę i już jej nie puścić.

Organizowanie tych bestialskich widowisk można by sobie tłumaczyć "barbarzyńskim" charakterem Ukrainy. Tymczasem takie praktyki popularne są w wielu innych państwach, w tym i w Polsce. Nasze krajowe "centrum sportowe dla najlepszych przyjaciół człowieka" znajduje się w okolicach Łodzi.

Zadziwia i bulwersuje fakt, że ludzie związani z walkami pozostają tam bezkarni. Zdarzały się wprawdzie przypadki, gdy ktoś próbował podjąć pewne kroki zaradcze. Ogłaszano, że miejsca walk są dobrze znane i podawano nazwy miejscowości. Momentalnie jednak pojawiały się groźby okaleczenia lub zabicia dzieci osób próbujących przeszkodzić. Zrozumiałym jest, że osoby te szybko wycofywały się ze swoich oskarżeń. Nikt nie chce nadstawiać karku własnego i swoich najbliższych.

Co się dzieje, kiedy doniesienie do prokuratury zostanie, mimo gróźb, złożone - dajmy na to - przez samotnego mężczyznę, który nie boi się o to, że jego żona czy trójka dzieci zostanie skrzywdzona? Nic! Sprawy podlegają pod kolegium i najczęściej są umarzane. Prokuratura nie podejmuje postępowania, ponieważ - jak się okazuje - organizowanie walk nie jest przestępstwem. Jest tylko wykroczeniem.

Tu zaczyna się najbardziej "zabawna" historia: wykroczeniem są także takie praktyki jak tresura, uwięzi, przeciążanie, okrutne widowiska, drastyczne sceny, preparowanie, transport w nieodpowiednich warunkach oraz doświadczenia na zwierzętach. Interesujące, zwłaszcza w obliczu faktu jest to, że przestępstwem jest już przewożenie niektórych zwierząt przez granicę bez zezwolenia. Powyższe stwierdzenia wynikają z nowej ustawy o ochronie zwierząt, która miała chronić czworonogi przed okrucieństwem ze strony człowieka. Okazuje się, że wcale nie chroni. Przeciwnie - zapewnia doskonałe usprawiedliwienie dla osób je krzywdzących. Udowadnia, że nie można niczego im zarzucić, przecież nie popełniają przestępstw! Zostało to wyraźnie zapisane w ustawie. Fakt, na pierwszy rzut oka wygląda ona obiecująco: "zabrania się tego", tamto z kolei jest "karalne". Niestety, przepisy wykonawcze pozostawiają wiele do życzenia.

Psy zatem dalej mogą służyć rozrywce ludzi, mogą zabawiać, same cierpiąc na tym najbardziej. Dla nich rezultatem walk i przygotowań do nich jest ciągłe uczucie niepewności i zagrożenia, strach, a może bardziej lęki.

Czworonożnych przyjaciół wykorzystywano wprawdzie do walk już w zamierzchłych czasach. Masywne, wielkie psy (np. mastify) służyły pomocą gladiatorom. Dopiero jednak od czasu, kiedy sprawę wzięła w swoje ręce mafia, walki psów traktowane są jako źródło dochodów. I to niemałych.

"To jest biznes", przekonują organizatorzy walk w audycji telewizyjnej. I faktycznie, jest to swoisty biznes. Trudno nazwać inaczej sytuację, kiedy jeden człowiek może zarobić dziennie tysiące dolarów. Oczywiście - są też koszty. Trzeba opłacić policję, hodowców, plikiem banknotów zasłonić oczy miejscowym władzom. Oprócz tego organizuje się zakłady. Skądinąd wiadomo, że hodowca "psa bojowego" może na jednym psie zarobić nawet ponad 10 tys. dolarów.

"Reszta mnie nie obchodzi" - mówi organizator walk na Ukrainie, który nie odważył się w telewizji pokazać swojej twarzy ani udostępnić nazwiska. "Ważne są pieniądze. Trzeba z czegoś żyć."

Tak jak mafia narkotykowa, jest też mafia psia. Ścisły krąg ludzi, którzy mogą oglądać walki, tylko pewni i sprawdzeni hodowcy, ewentualnie ci, za których poświadczą szczególnie zaufane osoby.

Im więcej walk na koncie i im grubszy portfel, tym łatwiejszy dostęp do imprez. "Pieniądze są ważne, ale bezpieczeństwo jest znacznie ważniejsze", przekonują organizatorzy. Dlatego dokładnie sprawdza się każdą osobę pojawiającą się w pobliżu miejsca turnieju. "Nie możemy sobie pozwolić na wypuszczenie z rąk kury znoszącej złote jaja z powodu nieopanowanej zachłanności lub nieuwagi".

Co dzieje się z psem, który przegra w walce? Zależnie od tego jakie odniósł obrażenia: jeśli jest szansa, że w krótkim czasie wróci do formy, może zapadnie decyzja o jego zatrzymaniu, jeśli natomiast obrażenia są poważne (to zdarza się znacznie częściej) rozszarpane psy są dobijane. Chore natomiast z reguły zdychają na zawał serca ze strachu.

Los psich gladiatorów niewiele obchodzi hodowców, produkują oni zabójców, którym nie okazują ani odrobiny uczucia. Jedyne czego doświadczają te psy to złość, wściekłość czy nienawiść właścicieli i trenerów oraz bezlitosne razy na własnym karku. Stają się okrutne jak ich panowie. Szanse na zwycięstwo w walce daje psu tylko uczucie nienawiści do przeciwnika. Gladiatorzy nienawidzą. Nienawidzą innych psów i ludzi. Nie są w stanie zaakceptować nikogo. Taki jest skutek ich "tresury".

Rozrywka i dochodowy biznes dla ludzi to trwałe kalectwo fizyczne i psychiczne dla zwierząt.

Odkładam pióro, gaszę nocną lampkę i całuję mojego ukochanego pieseczka w rozespany nosek. Przytulam się do niego. Do czego służą nam psy, do czego my im służymy? Tak na Ukrainie czy w okolicach Łodzi też odpłaca się czworonogom za ich wierność i oddanie.

Ja pozwolę sobie pozostać przy tradycyjnych metodach wychowywania psiaków. Na samą myśl o moim pupilku katowanym i męczonym, walczącym w obronie... wypchanego brudnymi pieniędzmi portfela swojego wyrodnego pana, ściska mnie w żołądku.

Agnieszka Knaś

PS

Zainteresowanych odsyłam do treści ustawy, szczególnie polecając rozdz. 11 "Przepisy karne" oraz art. 15 i 17.

Światowa Encyklopedia Zwierząt

W ubiegłym roku powstał pionierski pomysł stworzenia projektu pierwszej encyklopedii przyjaznej zwierzętom.

Hasła pomogli tworzyć eksperci z całego świata, m.in. mistrz Maneka Gandhi, naukowiec Jane Goodall pisząca o konieczności ochrony szympansów, autor książek Jefreey Masson poruszający problem potrzeb emocjonalnych u zwierząt, adwokat Michael Mansfield QC stający w ich obronie.

Twórcy tej encyklopedii za cel postawili sobie zwiększenie świadomości społecznej w sprawach okrucieństwa, zaniedbań i opieki nad zwierzętami. Pragną oni zachęcić czytelników do wspierania akcji na rzecz zwierząt, do używania produktów nie testowanych na zwierzętach.

Światowa Encyklopedia Zwierząt ma poparcie ze strony stowarzyszeń i organizacji z całego świata. Znajdziemy tam nie tylko rady uznanych ekspertów w zakresie ochrony zwierząt, ale także sylwetki osób przyjaznych zwierzętom. Datę publikacji przewidziano na marzec 2002.

Justyna Jaszke

Święty Franciszek karmi ptaki

Kilka lat temu zmarł pewien niezwykły emeryt. Każdego dnia, bez względu na pogodę, zawsze o tej samej porze można go było spotkać w Łazienkach. Torbę i kieszenie wypchane miał wszelkimi ptasimi przysmakami, znał po imieniu każdego ptaszka w Łazienkach, każdą wiewiórkę, kaczki, łabędzie, pawie. Na jego wyciągniętej prosto ręce siadało po kilka sikorek - póki nie opróżniły dłoni z kawałków drobno posiekanego sadła.

Mój sąsiad, też emeryt - ma inny zwyczaj. Wybiera się na zakupy na bazar i w budach z mięsem za grosze (1 zł za kilogram) kupuje duże kawałki sadła, skrawki tłuszczu, mięsa. Wykłada je na płaskim dachu garażu, niedostępnym dla psów i kotów - by przez okno oglądać gawrony, sroki, sikorki, wróble, które tłumnie odwiedzają taką stołówkę. Objaśnił mi, że kiedyś kroił sadło na małe kawałeczki i szedł do parku - tam rzucone zgłodniałemu ptactwu znikało w ciągu paru minut. Teraz wyrzuca na dach garażu duże kawałki, pozwala to mu przez kilka dni oglądać ucztujące ptaki.

Przed bramą Łazienek kilkakrotnie spotkałem bezrobotnego. Na stoliku w papierowych torebkach, wszystkich w tej samej okrągłej cenie, by nie trzeba było wydawać reszty - pęczak, pszenica, kasza, proso, ziarno słonecznika, drobno pokrojone sadło, chleb i bułka też pokrojone w kostkę. Każdy, kto przychodził do Łazienek zaopatrywał się u niego. Dla dzieci największą frajdą była torebka orzechów laskowych dla wiewiórek.

Wdałem się w rozmowę z tym sprzedawcą - usłyszałem, że przez sobotę i niedzielę zarobi tyle, by przetrwać resztę tygodnia. Ostatnio nie widuję go już od dłuższego czasu - może dostał stałą pracę? Może na jego miejscu pojawi się inny bezrobotny, który teraz będzie zaopatrywał sobotnich i niedzielnych spacerowiczów w Łazienkach w przysmaki dla ptaków i wiewiórek?

Jedną z ulubionych lektur mego dzieciństwa były książki o doktorze Dolittle, wydane po raz pierwszy w latach 50-tych. W domu zawsze były psy i koty, żyjące ze sobą w zgodzie. Kiedyś przygarnęliśmy kawkę, która wypadła z gniazda. Zaprzyjaźniła się i oswoiła tak dalece, że przez otwarte okno kuchni wylatywała w ciągu dnia do ogrodu, czasem odprowadzała mnie do szkoły, lecąc nad głową lub oczekując na płocie, kiedy skończą się lekcje. Witała mnie wtedy charakterystycznym kiiaaa... kiiaa... i wracaliśmy razem do domu. Kiedyś zrobiła Mamie niespodziankę. Przyprowadziła na parapet trójkę swoich dzieci, chcąc się nimi pochwalić. Jej mąż przyglądał się temu nieufnie, siedząc na murze w pewnej odległości od okna.

Z wycieczek na łąki pod miastem przynieśliśmy kiedyś gawrona - miał uszkodzone skrzydło. Całą zimę przesiedział w kącie kuchni, na dużej, specjalnie przyniesionej gałęzi. Pies i kot omijały go z daleka, odkąd zrozumiały, że może dziobem dać nauczkę i że nie chce się z nimi spoufalać. Po długim czasie pozwolił się pogłaskać, trochę sycząc i strosząc pióra. Można go było udobruchać kawałkiem sadła czy mięsa. Na wiosnę, kiedy skrzydło już mu się zagoiło - został uroczyście zaniesiony na tę samą łąkę. Poprzyglądał się nam, pomachał skrzydłami i poleciał w sobie tylko znane krainy.

Teraz na drzewa przed blokiem, blisko kuchennego okna - do mojej Mamy przylatuje inny gawron. Siada na gałęzi, głośno oznajmia, że już jest, a kiedy Mama go nie słyszy - wydziera się tak długo, aż dostanie swoją codzienną porcję. Na balkonie jest dla odmiany słonina dla sikorek, pszenica, proso, kasza - i Mama stale narzeka, że ptaki ją zbyt dużo kosztują. Ale ptaszyska nie przejmują się tym, nie boją się nawet kota, który poirytowany przygląda się im przez szybę. Wiedzą, że zawsze mogą liczyć na jedzenie, czasem przyprowadzają swoich przyjaciół i jest to najbardziej odwiedzany przez ptaki balkon w całym bloku.

Kiedyś szukałem - a może nie potrafiłem znaleźć - wiersza księdza Jana Twardowskiego - o emerytkach, które dożywiają piwniczne koty. Ale za to w miesięczniku "Nowe Książki" (12/2001) znalazłem tekst mego przyjaciela, Jana Gondowicza, pt. Kociość, a w nim uwagę, że w czasach, kiedy serdeczność została wykluczona ze stosunków międzyludzkich - to właśnie koty nam jej nie odmawiają. Ludzie starsi, samotni, biedni - dzięki domowemu kotu czują się potrzebni, a w ich mieszkaniach jest jakby trochę cieplej... Ale może doczekam się lub znajdę wiersz księdza Jana na ten temat?

Za oknem zima sroga, zaspy śnieżne, ziąb i melancholia. Więc proszę P.T. Czytelników o trochę pamięci względem naszych "młodszych braci" - trud i koszt niewielki. Wystarczy na bazarze kupić za parę groszy trochę sadła, rzucić na jakiś płaski dach i cieszyć oczy widokiem skrzydlatego bractwa.

Co sprawi, że Aniołowie, istoty skrzydlate - będą o nas szczególnie pamiętać.

Paweł Zawadzki

Z frontu wojny ideologicznej (5)

Obsesyjna niechęć polskich Katonarodowców do ekologów jest powszechnie znana. Nowym jej przejawem jest notka p. Dariusza Zalewskiego pt. Rasizm zwierzęcy"Naszym Dzienniku" z 13.2.2002. Autor stara się wykpić cieszącą ekologów odmowę z jaką ze strony Min. Środowiska Stanisława Żelichowskiego spotkał się wniosek Wojewody Podkarpackiego o zgodę na odstrzał wilków (wniosek wspierany przez podkarpackich hodowców owiec). Autor tej notatki kpi przy okazji z ekologów imputując im coś w rodzaju rasizmu zwierzęcego: popieranie silniej "rasy wilków" przeciwko słabszej "rasie owiec". Nie jest to wcale dowcipne co o tyle nie dziwi, gdyż - jak też wiadomo - fanatykom wszelkich kierunków i maści (z lewa i z prawa - czerwonym, brunatnym czy czarnym) poczucie humoru jest obce. Lepiej zatem iżby nie stawali w tej konkurencji. Ekologom autor jeszcze dokłada zarzuty skłonności anarchistycznych, kosmopolitycznych, lewicowych i antyrasistowskich. Brakło tylko tym razem tak bardzo Katonarodowcom drogich zarzutów "obcej" inspiracji, płynących z obsesyjnej spiskowej wizji świata.

AD

Orzeł bielik uratowany w pobliżu Koszalina

Stanisław Zachwieja, mieszkaniec Dobiesławca w gminie Będzino k. Koszalina w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia 2001, w czasie spaceru po polach w pobliżu miejsca zamieszkania, napotkał młodego orła bielika. Orzeł, prawdopodobnie wskutek osłabienia i wyczerpania, nie mógł fruwać. Nie miał żadnych widocznych ran. Losem bielika zainteresowali się: leśniczy Wacław Górka i komendant Ochotniczej Straży Pożarnej - obaj z Mścic. W rezultacie orła przekazano do Ośrodka Rehabilitacji Ptaków Drapieżnych przy Technikum Leśnym w Warcinie k. Miastka. Gdy odzyska sprawność i zacznie latać, zostanie wypuszczony na wolność. W 2001 r. wydarzyły się trzy takie przypadki.

Bernard Konarski



 
Wydawnictwo "Zielone Brygady" [zb.eco.pl]
Fundacja Wspierania Inicjatyw Ekologicznych [fwie.eco.pl]