ZB 6(174), czerwiec 2002
ISSN 1231-2126, [zb.eco.pl/zb]
Zieleń
 

Zieleń Warszawy, problemy i nadzieje

Pod takim tytułem 4.10.2001 w warszawskim Ogrodzie Botanicznym w Powsinie odbyła się konferencja naukowo-techniczna. Głównym organizatorem było Centrum Zachowania Różnorodności Biologicznej PAN przy Ogrodzie Botanicznym (dr Wojciech Dmuchowski).

Wszystkie wystąpienia oraz głosy w dyskusji zostały wydane w postaci książki, której nakład już się kończy i może byłoby dobrze, gdyby ZB po prostu publikowały w kolejnych numerach tę książkę. Sprawa dotyczy zieleni nie tylko w Warszawie - ale także we wszystkich miastach w Polsce, gdzie nadmierna, krótkowzroczna urbanizacja odbywa się często kosztem zieleni.

Lektura tej książki przyprawia o dość ponure wnioski. Po pierwsze, sądzę, że architekci i urbaniści nie czytają i nie chcą czytać takich książek. Byłem na dwóch spotkaniach z urbanistami, którzy chcą uszczęśliwić Warszawę zagęszczeniem zabudowy - kosztem zieleńców, parków, skwerów. Ani razu nie słyszałem, by prowadzący obrady w imieniu urbanistów - powołał się na tę publikację!!!

Drugi wniosek: za Bałtykiem mamy kraje skandynawskie, które od wielu lat wypracowały sobie harmonijną koegzystencję dobrej architektury otoczonej zielenią. Dlaczego nie korzystać z tych wzorców, dobrych, sprawdzonych, przyjaznych mieszkańcom, architekturze i przyrodzie? Dlaczego Warszawa ma naśladować wzory miast, w których zieleni jest mało? W dodatku w stolicach świata zaczyna doceniać się zieleń, odchodzi się od koncepcji betonowo-asfaltowej pustyni. Kiedyś Europa sprzedawała nam przeterminowaną żywność, potem złom samochodowy na lawetach - teraz urbaniści chcą nam wcisnąć przestarzałe rozwiązania, od których nawet odchodzą w Ameryce, raju samochodów?

Trzeci wniosek jest ponury - gdyby inżynierowie, którzy konstruowali rakiety kosmiczne i komputery - mieli tyle wyobraźni, pomysłowości, chęci, wiedzy i inteligencji - ile jej mają miejscy urbaniści i architekci - do dziś nie byłoby telewizorów, komputerów, rakiet, nawet samochodu. Kłopot z zielenią i drzewami w mieście polega na tym, że ziemia dźwiga ciężar ulicy i chodnika, jest nieustannie ubijana. Uniemożliwia to drzewom życie. Oto moja propozycja: podłoga w starym mieszkaniu leżała na legarach, między deskami podłogi a cegłą czy betonem była wolna przestrzeń. Na wiaduktach jezdnia i chodnik oparte są na kolumnach, na których leżą belki dźwigające powierzchnię jezdni i chodniki. A gdyby to rozwiązanie stosowane dla wiaduktów przenieść na ulicę? Jezdnia ulicy i chodniki, cały ich ciężar spoczywałby na belkach opartych o kolumny. Wówczas cały teren wokół kolumny mógłby być wolny, zasypany ziemią (która nie ubijała by się pod ciężarem) - korzenie drzew miałyby więcej miejsca i lepsze warunki egzystencji. Można obliczyć koszty takiego rozwiązania i porównać je z kosztami nasadzeń i pielęgnacji drzew, często usychających.

Tak jak dach budynku jest podpierany dźwigarami - tak chodniki i jezdnia byłyby podparte kolumnami - a nie jak dotychczas całym ciężarem przygniatały ziemię. Żadna płyta chodnikowa nie byłaby wówczas podnoszona przez korzenie drzew, jak to się czasem zdarza. Między powierzchnią ziemi a chodnikiem może nawet byłaby wolna przestrzeń, poprawiająca oddychanie ziemi i korzeni. W TV widziałem ciekawie pomyślane wiatraki (w Japonii), które miały pionową oś obrotu. Takie wiatraki, podobne interesującym rzeźbom, zainstalowane na dachu domu lub między domami - mogłyby od czasu do czasu, obracając się na słabym wietrze - nawet "podmuchać" trochę do tej wolnej przestrzeni pod ziemią, między jej powierzchnią a chodnikiem. Kolektor słoneczny z rurek, umieszczony na dachu - może ogrzać wodę do temp. nawet 60C - dlaczego tą wodą nie "podgrzać" jezdni w zimie w celu usunięcia śniegu i lodu? Zmniejszyłoby to wydatki na piaskarki, odśnieżanie, nie mówiąc o szkodliwej dla drzew soli.

W ZB pisałem o takim wiatraku, który przy słabym wietrze mógłby pompować powietrze do wody, natleniając ją. Potem dowiedziałem się, że na Politechnice Poznańskiej takie urządzenia skonstruowano - ciekawe, czy je gdzieś wdrożono?

Mam nadzieję, że ZB wydrukują, w kolejnych odcinkach całe materiały z konferencji w Powsinie pt. "Zieleń Warszawy, problemy i nadzieje". Mam nadzieję, że sprawa zieleni w mieście zjednoczy obrońców zieleni, właścicieli ogródków działkowych, ogrodników, przyrodników, architektów krajobrazu. Jeśli wszyscy połączą siły - może zieleń w mieście ocaleje przed ludzką głupotą i zachłannością.

Paweł Zawadzki

Pamiętajcie o ogrodach

W miarę często spaceruję po Koszalinie, Kołobrzegu, Darłowie, Mielnie, Sianowie i wielu innych miejscowościach regionu koszalińskiego. Niestety wcale nierzadko widzę znaczne obszary gruntów, niekiedy zupełnie spopielałych, szarych, brudnawych, pustą i obdrapaną ścianę, która aż prosi się o bluszcz, trawniki z wynędzniałą zielenią, gazony wzdłuż ulic, zaniedbane i brudne, aż strach patrzeć.

Nasze miasta i miejscowości są przez przybyszów dość chwalone za posiadanie dużych ilości zieleni. Podziw budzą tereny Gór Chełmskich, liczne parki centralnie położone, piękne kwiaty na słupach i latarniach. Ale goście widzą też zaniedbania i miejsca, za które trzeba się wstydzić. Za duże też są kontrasty. Na przykład główna ulica Mielna i Unieścia oraz dojścia do morza są zaniedbane wprost haniebnie. Natomiast uliczki osiedla Lechitów są nowocześnie wybrukowane "półbrukiem", otoczone zadbanymi ogródkami. Złośliwcy mówią, że to dlatego, że mieszkają tam gminni prominenci, ale to zapewne nieprawda...

Uważam, że stosunkowo niewielkim kosztem tereny zielone, szczególnie na nowych osiedlach, wolnych miejscach, zaniedbanych terenach można by znacznie powiększyć. Pierwsze przykłady można już podać, np. tzw. "Ogród dostępny" na koszalińskim osiedlu Przylesie.

Przed laty we Wrocławiu powstało Stowarzyszenie Obrony Krajobrazu. Niedawno, również we Wrocławiu, wyszła książka Elżbiety Kiernickiej i Barbary Wójcik Tajemnice ogrodów. Rozdziały tej książki są zatytułowane - Ogrody wyobraźni, Ogrody ziemskie, Ekspresja roślin, Krajobraz ogrodów. Książka mówi o parkach miejskich, ogrodach prywatnych, klasztornych, zieleni, która może być wszędzie... Zawiera dużo znakomitych fotografii. Byłoby bardzo dobrze, gdyby zainteresowały się nią władze naszych miast i miejscowości, a w szczególności urzędnicy "odpowiedzialni" za zieleń.

W sprawach zieleni mogliby wiele zrobić liczni przecież działkowicze. Marzy mi się powstawanie swoistych "lobby" - działkowiczów, hodowców roślin, ludzi kochających wszelkie rośliny. Może wówczas Koszalin i jego okolice stałyby się "miastem-ogrodami". Przy koszalińskich ambicjach turystycznych byłoby to sprawą znakomitą.

Bernard Konarski



 
Wydawnictwo "Zielone Brygady" [zb.eco.pl]
Fundacja Wspierania Inicjatyw Ekologicznych [fwie.eco.pl]