ZB 8(176), sierpień 2002
ISSN 1231-2126, [zb.eco.pl/zb]
Zwierzęta
 

Mord na zwierzętach to śmierć człowieka

Przedstawiam wybrane fragmenty broszury Życia Uniwersalnego "Prorok" nr 16 z lipca 2001 r.

Teraz jest, jak jest. Człowiek potyka się o swoje własne wykroczenia przeciw prawu życia. Przez tysiące lat wybryki ludzkiej złośliwości wołały o pomstę do nieba. Teraz przychodzą skutki. Żniwa wyraźnie ukazują, czym nacechowany był siew.

To, co dzieje się ze zwierzętami i z królestwami przyrody, nie jest już tajemnicą. Jest zupełnie jasne, że sprawcą tych okrucieństw jest człowiek. [...] Mimo iż stanął on wraz ze swoimi dziełami na skraju przepaści, ciągle jeszcze uważa, że musi podtrzymywać swoje roszczenia do władzy wobec tych, których uważa za niższych od siebie.

[...] Spiętrzają się alarmujące wydarzenia na całym świecie. Oto kilka przykładów dla przypomnienia: rozległe powodzie, huragany, wielkie susze, pożary leśne, na całym świecie wzrasta temperatura, olbrzymie masy lodu na biegunach Ziemi topnieją intensywniej. Pole magnetyczne Ziemi ulega znacznym wahaniom i traci na sile, ptaki wędrowne tracą przez to orientację. Północny biegun magnetyczny przesunął się od XIX w. o kilkaset kilometrów. [...]

Katastrofy zachodzące na Ziemi są odzwierciedleniem katastrofy jaką jest człowiek. Również żywioły - ogień, woda, ziemia, powietrze - nie są już człowiekowi posłuszne. One odrzucają to, co człowiek narzucił im w postaci agresji, zniszczenia, zanieczyszczenia, myślenia w kategorii użyteczności i wykorzystywania. Codziennie wymiera aż do 130 gatunków roślin i zwierząt. [...]

Formy życia przyrody a więc również zwierzęta, tworzą jedność i utrzymują między sobą komunikację. Poprzez setki, tysiące kilometrów jedno zwierzę wie o innym, ono czuje, czy temu innemu zwierzęciu wiedzie się dobrze, czy też musi ono cierpieć. Jak reagują np. drobnoustroje - [...] kiedy są nękane i zabijane przez herbicydy, fungicydy, pestycydy, przez obornik i gnojowicę? Życie gleby wysyła sygnały [...]

Ziemia stała się miejscem zgrozy. Jeżeli czytasz to wszystko rozumem i sercem, a mimo to w dalszym ciągu jesz mięso, to nie możesz się dziwić, że pewnego dnia będziesz cierpiał z powodu tego, co razem z innymi spowodowałeś. [...]

Najpierw oszalały krowy, gdyż ich mózg opanowała choroba. Tracąc orientację i równowagę nie mogły utrzymać się na nogach. [...] Jest tak, jak gdyby zwierzęta chciały się przez chorobę uchronić przed człowiekiem i wolą raczej zostać spalone niż nadal pozwalać się nękać i zżerać.[...] Teraz analizuje się i bada skąd to wszystko pochodzi - z trupiej paszy czy ze środków owadobójczych, antybiotyków lub powszechnego stresu w masowej hodowli zwierząt. Może należałoby pójść o krok dalej i zapytać w jaki sposób w ogóle zwierzęta dzisiaj powstają. Magicznym pojęciem jest tu sztuczna inseminacja. Ponad 90% wszystkich hodowców zamawia dla swoich krów spermę z katalogu, zależnie od gatunku zwierząt i celów gospodarczych zakładu. Buhaj, który co tydzień kilkakrotnie pobudzany jest do produkcji nasienia, płodzi w taki sposób nie 50 czy 100 lecz 5000 cieląt. Za pomocą pipetki sperma jest wprowadzana do narządów rodnych krowy. Wg praw natury krowa mogłaby urodzić tylko jedno cielę w roku. Ale i ją się oszukuje. W tym znowu przypadku kluczowym słowem jest transfer embrionów. Dziesięć dni po rui organizm krowy zostaje za pomocą hormonów pobudzony do produkcji nie jednego lecz do czterdziestu jajeczek. Zostają one sztucznie zapłodnione, a powstałe w ten sposób embriony po dwóch dniach są wypłukiwane z macicy. Z reguły 5-7 z nich jest zdolnych do życia i one rozwijają się potem w tzw. matkach zastępczych. W ten sposób otrzymuje się z potencjału genetycznego dobrej krowy nie jedno, lecz 6 do 7 cieląt rocznie. To jest sztuczna multiplikacja życia.

A może to życie, którym się tutaj manipuluje i które jest produkowane w technicznych procesach metodą taśmową, nie jest już wcale prawdziwym życiem. Czy można żywe, mające dusze istoty, traktować jak zlepek komórek i gwałcąc prawa naturalnych popędów wtłaczać w życie, nie łamiąc przy tym jedności ich ciała i duszy? Ten, kto uświadomi sobie, że wszelkie życie pochodzi z kosmicznej jedności, z Wszechducha, ten może sobie łatwo wyobrazić, co to znaczy, kiedy człowiek przez takie metody hodowania próbuje wyłączyć Stworzyciela i samemu panować nad zwierzętami i przyrodą. [...]

Trzeba sobie uzmysłowić, że wszyscy ludzie, którzy przyczyniają się do tego potwornego przestępstwa są, czy tego chcą czy nie, dawcami, jak gdyby dostawcami swojej osobistej siły życiowej. Z nich odpływa życiowa energia do zwierząt, które zostały stworzone wbrew prawom naturalnym. To samo dotyczy ludzi, którzy manipulują materiałem genetycznym zwierząt aby je klonować. Ten, kto dąży do tego, żeby klonować człowieka i ten, kto to w jakikolwiek sposób popiera, musi wiedzieć, że również klonowani ludzie nie mają duszy i niejako wiszą na energii życiowej, na nitce życia swojego ludzkiego stworzyciela i dawcy genów. [...]

Człowiek nie ma już szacunku wobec niczego: ani wobec bliźniego, swego współbrata, ani wobec dalszego bliźniego, przyrody i zwierząt, ani wobec samego siebie. [...]

Człowiek niszczy podstawę swego życia - przyrodę. W ten sposób niszczy siebie samego. [...] Na skutek ekscesów w spożywaniu mięsa przez narody krajów przemysłowo rozwiniętych, już od lat w krajach słabiej rozwiniętych umierają lasy i głodują małorolni chłopi. Połowa światowych zbiorów zboża przeznaczona jest na pasze zwierząt, które potem służą człowiekowi jako pokarm mięsny. Gdyby człowiek spożywał to zboże bezpośrednio, to natychmiast skończyłyby się klęski głodowe na świecie.

Jedynym prawdziwym rozwiązaniem problemu BSE jest zostanie wegetarianinem. Nie jest to więc już prywatną i wyłącznie osobistą sprawą człowieka...

nadesłał Eugeniusz Uzar
skr. 25
78-500 Drawsko
tel. 0-94/3634608

opr. Agata P.

Prawo o ochronie zwierząt

W Polsce, aż do września 1997 r. nie zauważano prawnej potrzeby ochrony zwierząt. Wprawdzie do 1997 r. obowiązywało rozporządzenie Prezydenta RP z 1928 r. o ochronie zwierząt, jednak było ono mało nowoczesne i skuteczne. Dopiero pod wpływem aktywnych ruchów ekologicznych, a w szczególności ruchu ochrony zwierząt oraz ustawodawstwa zachodnioeuropejskiego, uchwalono ustawę o ochronie zwierząt z 21.8.1997 Dz. U. 111, poz. 724.

Powyższa ustawa wyraża podstawową prawdę, iż zwierzę jako istota żywa zdolne jest, tak jak człowiek, do odczuwania cierpienia. Rzeczą jasną jest, że z tego właśnie powodu zwierzę żyjące wśród ludzi powinno być otoczone przez nich szacunkiem, ochroną i należytą opieką. Ustawa ta obejmuje swoją regulacją przede wszystkim zwierzęta udomowione, ale także te wykorzystywane do celów rozrywkowych, doświadczalnych oraz dziko żyjące. Wprowadza zakaz znęcania się nad zwierzętami oraz nieuzasadnionego i niehumanitarnego zabijania. W przypadku męczenia zwierząt poprzez głodzenie lub okaleczanie fizyczne może być ono odebrane na stałe lub czasowo, mocą orzeczenia odpowiedniego organu samorządowego.

Jednak sama ustawa nie wystarczy, aby ochronić zwierzęta przed niewłaściwym traktowaniem, konieczne jest uwrażliwienie ludzi na sytuację tych stworzeń. Ustawa zmieniła się kilka lat temu na korzyść zwierząt, ale ludzie nie zawsze mają odwagę interweniować w ich sprawie lub robią to dopiero wtedy, gdy cierpienie podopiecznych sąsiada staje się widokiem nie do zniesienia. Jakiś czas temu poznałam historię prosiaczka, który obecnie jest już dorosłym osobnikiem i mieszka u dobrego gospodarza. Jego pierwszy gospodarz był niezwykle okrutny; wrzucił świnkę do gęstniejącego na słońcu cementu z niewyjaśnionego powodu. Tylko dzięki szybkiej reakcji ludzi, prosiaczek jak i inne maltretowane zwierzęta trafiły do normalnego gospodarza. Natomiast dręczyciela oddano w ręce policji. Ludzie nie reagując na krzywdę zwierząt, obawiają się często o tzw. stosunki sąsiedzkie. Jednak w tym przypadku stosunki sąsiedzkie nie wchodzą w grę.

Często nie zdajemy sobie sprawy na jak wielkie okrucieństwo narażone są zwierzęta z cyrku, te które giną w rzeźni, "króliki doświadczalne" i inne, którym człowiek zgotował istne piekło na ziemi. Stąd istnieje potrzeba częstego poruszania tego tematu w mediach i podejmowanie tą drogą działań na rzecz ochrony zwierząt.

Weronika Neumann

rys. Jarek Gach

Jelonek

Lipiec, skraj Puszczy Kozienickiej. Wybrałem się na spacer wzdłuż potoku, w którym jeszcze można było wypatrzeć jakieś płotki, woda robiła wrażenie czystej, choć resztki mydlin płynące z prądem przypominały o obecności gospodarstw wiejskich.

Już miałem rozbić obóz na łące, by przez parę godzin się poopalać, gdy w odległości kilkudziesięciu metrów zobaczyłem jelonka. Był ranek, sądziłem, że wyszedł z pobliskiego lasu popaść się na łące. Ale zrobił kilka dziwnych, chwiejnych kroków i upadł. Chory? Wściekły?

Podszedłem ostrożnie i zobaczyłem ogromną, zastarzałą ranę na szyi, szarą od kurzu i gęstą od much. Część głowy jelonka też była okaleczona - jakby jakimś tępym narzędziem i raczej było jasne, że zwierzę po prostu umiera.

Odszukałem pracownika leśnictwa, opowiedziałem mu co zobaczyłem, a on obiecał wybrać się zaraz na miejsce, ew. dobić zwierzę, zabezpieczyć przed wiejskimi psami i dać mięso do zbadania na okoliczność wścieklizny. Stwierdził, że w ciągu ostatnich 20 lat, które przepracował w leśnictwie, jest to dopiero drugi taki przypadek. Istotnie, wiejskie zabudowania na skraju lasu robiły wrażenie raczej zamożnych, nastawionych na turystów. Gospodarze więc nie powinni zajmować się kłusownictwem. Ale podobno kilka kilometrów dalej, w sąsiednich wsiach bieda jest większa i tam mogą się zajmować kłusownictwem - tak twierdził mój rozmówca.

Podczas drugiej wojny światowej za nielegalny ubój świni można było zostać skazanym na śmierć. Na jaką karę zasłużyłby wobec tego sprawca cierpień jelonka, który zastawił wnyki lub sidła i dzięki któremu jelonek umierał w męczarniach przez wiele dni?

Z prasy znane są relacje leśników, którzy są bezbronni wobec kłusowników, często posiadających broń palną, nie mających skrupułów, by grozić leśnikowi, jeśli nie śmiercią to postrzeleniem.

Skoro ekolodzy walczą o prawa zwierząt - to może warto poprosić posłów o pakiet ustaw regulujących - w sposób mądry i przemyślany - zjawisko, które w ostatnich latach przybrało w kraju rozmiary niepokojące. Może jednak to nie leśnicy winni się bać kłusowników - a odwrotnie, kłusownicy winni się bać leśników?

A bezrobotni - zanim dostaną zasiłek - powinni może najpierw posprzątać las. Coraz trudniej jest znaleźć kawałek niezaśmieconego lasu czy łąki, zjawisko raczej nieznane w innych krajach Europy. I możliwe, że w przewodnikach turystycznych po kraju znajdziemy wkrótce nowe oznakowanie - współczynnik zaśmiecenia lasów, zanieczyszczenia wód, jezior i rzek. Ilość śmieci na 1 metr kwadratowy...

A wracając do kłusownictwa - czy naprawdę formy opieki społecznej w kraju są aż tak niedoskonałe - by nędza była jedyną przyczyną kłusownictwa? Zdarzało mi się czasem widywać wnętrza chat, mieszkań takich nędzarzy - kolorowy telewizor jako sprzęt niezbędny, bałagan, pusta lodówka, butelki po piwie i wódce. Może raczej należałoby mówić o nędzy duchowej - czyli współczesnych odmianach barbarzyństwa, wtórnego analfabetyzmu?

Mamy nową Rzeczpospolitą. Czyli bardzo dużo nowych rzeczy do i kupowania. I pospolitości tak dużo, że aż nadmiarem prostactwa i barbarzyństwa skrzeczącej.

Paweł Zawadzki

O szarańczy, ślimakach i flipperze

Telewizja donosi, że Włochów dręczy, jak co roku, plaga szarańczy. Włosi, jak wiadomo, z upodobaniem strzelają do ptaków, łapią je w sieci - z czym walczył już dawno temu słynny Axel Munthe w swej "Księdze z San Michele".

Ptaki jadają owady - może gdyby było więcej ptaków - byłoby mniej szarańczy? A swoją drogą wyobraźnia podpowiada obraz jednego z uczniów doktora Dolittle, który na wieść o szarańczy wyrusza z lotną brygadą gęsi lub kaczek i kur, a one dzielnie rozprawiają się z szarańczą, zjadając ją z apetytem.

W okolicach Rzeszowa plaga ślimaków, prezenter TV jest zmartwiony, że ślimaki nie mają naturalnych wrogów. A jeże? A ryjówki? A wrony wszystkożerne - czyżby jeszcze nie nauczyły się jeść ślimaków?

Sympatyczny serial TV pt.: "Nowe przygody Flippera" wzrusza miłośników delfinów i morskiej fauny. Jednak w ani jednym odcinku nie słyszałem, by mieszkający na Florydzie przyjaciele Flippera i morskiej fauny wojowali z właścicielami motorówek i jachtów motorowych. Ich śruby napędowe kaleczą grzbiety niejednego delfina, manata czy żółwia. A przecież wystarczyłoby przepisami prawnymi nakazać używanie silników ze stosowną obudową (zapobiegającą okaleczeniom przez śruby) lub silników, w których zamiast śruby wykorzystuje się siłę odrzutu strumienia wody.

I ostatnia ciekawostka - rano TV nadaje ciekawe audycje o rolnictwie ekologicznym, agroturystyce itp. - sponsorowane przez producentów herbicydów m.in. słynną firmę Monstanto. Ciekawe...

Paweł Zawadzki

50-te urodziny słonicy

W czerwcu za namową znajomych udałam się do starego poznańskiego ogrodu zoologicznego. W dzieciństwie często chodziłam tam na spacery, teraz spojrzałam na ten sam ogród innym okiem. Przechodząc wzdłuż wybiegów dla rozmaitych zwierząt doszliśmy do słonia. Naszą uwagę przykuła kolorowa tablica zawieszona nad wejściem do zamkniętego pomieszczenia, gdzie znajdowało się zwierzę, barwnie informująca o ukończeniu przez poznańską słonicę 50-tych urodzin. Na pewno jest to dużą zasługą poznańskiego ogrodu zoologicznego, w którym ta słonica przebywa, ale patrząc na jej wybieg, chyba najmniejszy wybieg dla największego zwierzęcia w tym zoo, żal ściska serce. Nie dosyć, że zwierzę musi przebywać przez tyle lat na tak maleńkim metrażu, to pozbawione zostało wszystkiego, z czym miałoby kontakt w naturze: nie ma piasku, trawy, drzew, wody (kilkanaście lat temu miała jeszcze chociaż małe bajorko z wodą), a więc tego, z czym powinna mieć kontakt na co dzień. W zamian ma tylko skrawek betonu. Czy nie można by chociaż w niewielkim stopniu pomóc temu zwierzęciu dając mu trochę więcej przestrzeni, pozwolić mu na kontakt z piaskiem i wodą, którą słonie uwielbiają? Z pewnością zwierzę w takich warunkach czułoby się lepiej, bo innych rzeczy chyba mu nie brakuje.

Być może pracownicy poznańskiego starego ogrodu zoologicznego zechcą życzliwiej spojrzeć na to wiekowe zwierzę.

Weronika Neumann

Zabawa w zabijanie

29.7.2002 ok. 600 rano na kanale TVN 24 emitowany był reportaż dot. obozów survivalu dla dzieci i młodzieży, organizowanych przez "Vancroll" na terenie Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Obozy te prowadzone są przez naczelnika jurajskiej grupy GOPR p. Van der Coghena oraz jego żony. W trakcie programu pokazano sceny, w których instruktorzy w ramach zajęć zabijają wraz z dziećmi żaby, żeby potem, po odarciu ze skóry i upieczeniu nad ogniskiem, zjeść je. Chciałbym zwrócić uwagę, że wszystkie płazy są w Polsce objęte ścisłą ochroną. Fakt mordowania ich, szczególnie z udziałem lub w obecności nieletnich, jest przestępstwem.

Uważam, że zostały tu złamane następujące akty prawne: Ustawa o Ochronie Zwierząt z 21.8.1997 (Dz. ust. nr 111 z 1997 r. z późniejszymi zmianami) z artykułów 34 ust. 4, 6 ust. 1 i 35 oraz z Kodeksu Karnego art. 181, 53.

Niemożliwe są do ocenienia szkody moralne wynikające z takiego "instruktażu" przeprowadzonego dla dzieci przez osoby dorosłe, na dodatek legitymujące się przynależnością do tak szanowanych organizacji jak GOPR.

Wszelkie tego typu obozy powinny uczyć młode pokolenie szacunku dla przyrody, bezpiecznego korzystania z uroków jej natury w taki sposób, aby nie wyrządzać krzywdy, a na pewno nie powinny zabawiać dzieci bezmyślnym, niepotrzebnym i okrutnym mordowaniem chronionych gatunków.

Zbigniew Ostrowski



 
Wydawnictwo "Zielone Brygady" [zb.eco.pl]
Fundacja Wspierania Inicjatyw Ekologicznych [fwie.eco.pl]