ZB 9(177), wrzesień 2002
ISSN 1231-2126, [zb.eco.pl/zb]
Raporty - relacje - sprawozdania
 

Uroczysty jubileusz

foto

8.6. br. odbyła się w Warszawie w Domu Kultury przy ul. Jezuickiej uroczystość 10 rocznicy powstania Towarzystwa Przyjaciół Filozofii Ekologicznej. Jubileusz był podwójny, bo zbiegł się z 70-tymi urodzinami twórcy i patrona ekofilozofii, prof. Henryka Skolimowskiego.

W uroczystości wzięło udział ok. 100 osób, w tym wszyscy czynni współtwórcy ekofilozofii. Największa atrakcją jubileuszu było ukazanie się tomu "Wokół ekofilozofii" - zbioru refleksji narosłych wokół filozofii ekologicznej w ciągu niemal ćwierć wieku od chwili jej zainicjowania.

Podczas uroczystości wygłoszono wiele mów. Sam Jubilat, wyraźnie wzruszony, miał więc okazję zapoznać się z recepcją swojej filozofii - bo mowy były nie tylko pochwalne, ale i polemiczne. Mowa była też o nowych planach, m.in. zorganizowania za kilka lat międzynarodowej konferencji, podsumowującej dorobek ekofilozofii i wytyczającej dalsze kierunki jej rozwoju, stworzenia powszechnego internetowego dostępu do najważniejszych tekstów ekofilozoficznych, etc.

Gratulując Profesorowi z okazji podniosłego jubileuszu, wyrażając podziw dla Jego dokonań, życzmy sobie wszyscy, by nowoczesna forma filozofii duchowej, jak jest de facto ekofilozofia, filozofia niosąca nadzieję i wiarę, rozwijała się dalej! By stała się przesłaniem na dopiero co rozpoczęte stulecie.

tekst i foto Włodzimierz H. Zylbertal

* * *

Zaproszenie głosi:

Uroczysty Jubileusz 10-lecia Towarzystwa Przyjaciół Filozofii Ekologicznej pod patronatem Ministra Środowiska.

8 czerwca (sobota) 2002 r., Stare Miasto, ul. Jezuicka 4.

1430 - Powitanie - lampka wina.

1445 - Koncert muzyki nowej przestrzeni - Wojciech Konikiewicz - muzyk, kompozytor, filozof.

1515 - Słowo wstępne - Prof. Stefan Kozłowski.

1530 - Wręczenie Księgi Pamiątkowej Jubilatowi - Prof. Henrykowi Skolimowskiemu, twórcy ekofilozofii.

1600 - Wybrane Laudacje.

1630 - Przyszłość Kuli Kryształowej.

Prezes TPFE
Aleksandra Wójtowicz

Byłem, winko piłem, laudacji wysłuchałem. A oto moje 10 bardzo pracowitych lat. Dość wspomnieć, że dziś już przy każdej politechnice kraju znajduje się wydział filozofii ekologicznej. Wyróżniła się Politechnika w Rzeszowie - gdzie badaniu, doskonaleniu i wdrażaniu podlegają wszelkie urządzenia techniczne, stosowane w ekologii. A ponieważ Bieszczady nastawiły się na agroturystykę - więc istnieje szansa, że elektrownie wiatrowe, biologiczne oczyszczalnie ścieków i wiele innych wynalazków technicznych przyczyni się do ochrony przyrody w Bieszczadach. Bardzo ciekawe owoce dała współpraca ekologów z architektami - studenci architektury przejawiają żywe zainteresowanie problemami z pogranicza architektury i przyrody, pojawiły się dwie opcje: jedna chce przenieść i wzbogacić na naszym gruncie doświadczenia architektury skandynawskiej, słynącej z harmonii z przyrodą. Druga zmierza w kierunku architektury organicznej, (którą zapoczątkował słynny Gaudi w Barcelonie) - projektując formy architektoniczne korespondujące z pomysłami Natury, tworzące nową estetykę, harmonijne relacje z przyrodą. Wśród architektów pojawiła się też trzecia opcja: zapomniana, stara idea miasta - ogrodu. W zgodzie z nią nowe projekty przewidują o wiele większą ilość zieleni w mieście, mniej betonu, asfaltu, stali.

10 lat wytężonej pracy ekofilozofów zaowocowało sojuszem między działkowiczami a ekologami. Kilka milionów entuzjastów przyrody - jakimi są działkowicze - wsparło ruch ekologiczny. Odbyło się nawet, pod patronatem ks. Jana Twardowskiego - spotkanie założycielskie Polskiej Partii Zielonych - która ma szansę uzyskać dużą popularność i sympatię mieszkańców dużych miast, udręczonych tyranią samochodów i kamienną pustynią. Do owego sojuszu działkowiczów i ekologów mają zamiar dołączyć ogrodnicy, hodowcy roślin ozdobnych, ba, nawet właściciele kwiaciarń deklarują poparcie i składki.

Innym "frontem" intensywnej pracy ekofilozofów było zbliżenie między młodymi entuzjastami ekologii - a wszystkimi, którzy z racji pracy zawodowej i naukowej od dawna zajmują się ekologią. Biolodzy, botanicy, zoologowie, leśnicy - długo by jeszcze wyliczać - podjęli współpracę z młodym pokoleniem ekologów, uzupełniając ich zapał solidną wiedzą, wskazując na istotne problemy i sposoby ich rozwiązywania.

Ziarno, zasiane 10 lat temu - obfity wydało owoc. Bezrobotni i więźniowie oczyszczają polskie lasy i dziś trudno już znaleźć w nich śmieci. Radni w miastach zwrócili uwagę na konstruktywne rozwiązania gospodarki odpadami, makulaturą, itd. i miasta stały się czystsze, coraz trudniej znaleźć wysypiska śmieci. Opracowano nowe technologie, skorzystano z doświadczeń europejskich i troska o środowisko stała się czymś elementarnym w świadomości urzędników magistrackich, polityków, menedżerów.

Byłby to skrót odczytu Przyszłości Kuli Kryształowej, dokonany podczas jubileuszu przez Waszego Korespondenta, marzyciela, łgarza, Don Kichota i malkontenta.

Paweł Zawadzki

II Europejska Konferencja sieci Peoples' Global Action

31.8. do 4.9.2002 w Leiden w Holandii miała miejsce konferencja PGA, na którą przybyło ok. 400 osób, głównie z Europy Zachodniej. Europę Wschodnią reprezentowało kilkunastu ludzi (z Polski, Słowacji, Czech, Białorusi, Ukrainy, Rosji, Chorwacji i Rumunii), byli też goście z USA, Ameryki Łacińskiej, Australii i Oceanii oraz Afryki. W sobotę 31.8. odbyły się dwie demonstracje: pierwsza skromna - w Leiden, druga (licząca ok. 500 uczestników) w Amsterdamie. Główny nacisk położono tutaj na krytykę Szczytu Ziemi (Rio+10) w Johannesburgu (RPA), który to nie przyniósł żadnych poważniejszych decyzji w kwestii ocieplenia klimatu, odnawialnych źródeł energii, czy praw człowieka. Wg niezależnych obserwatorów protokół z Kioto (i tak krytykowany za np. możliwość handlu emisjami) zawiera więcej proekologicznych rozwiązań aniżeli postanowienia Rio+10. Ekolodzy na całym świecie są zawiedzeni szczytem w Johannesburgu przeprowadzonym pod patronatem ONZ.

Podczas obrad PGA w Holandii miały miejsce przeróżne warsztaty, prezentacje itp. inicjatywy jak np.:

  • niezależne radio nadające na całą okolicę, której mieszkańcy mogli dowiedzieć się o przebiegu konferencji, posłuchać wywiadów z uczestnikami spotkania, wziąć udział w telefonicznej dyskusji itp.;
  • kafejka internetowa ze stałym łączem, programami Linux czy Mozilla;
  • kursy filmowania i fotografii, prowadzone przez speców z angielskiej wytwórni filmów dokumentalnych Undercurrents;
  • spotkania o Europie Wschodniej (dało się zauważyć, że Polacy i Czesi bardziej interesują się sprawą UE, zaś nasi wschodni i południowi sąsiedzi kładą nacisk na ekspansję amerykańskiego kapitału w ich krajach);
  • dyskusje o sytuacji Zapatystów a także Papuasów i innych rdzennych mieszkańców ubogiego Południa (kawa z Chiapas dostępna w Europie to tylko 5% tego, co produkują kolektywy indiańskie; sprzedaż kawy na lokalnym rynku nie przynosi wystarczających dochodów, gdyż Indianie zmuszeni są stosować miejscowe ceny; na spotkaniu szukano nowych możliwości zbytu w Ameryce Płn. i Europie Zach.);
  • blok dotyczący emigracji: cygańska karawana broniąca się przed ekstradycją z Niemiec, francuska organizacja pomocy emigrantom "Sans Papiers" ("Bez papierów"), kampania "Żaden człowiek nie jest nielegalny" itp.;
  • zawiązanie sieci darmowych sklepów działających w Niemczech, Holandii, Szwecji, Anglii i Francji;
  • kino: oprócz klasycznego filmu nt. masakry w Goeteborgu były obrazy o tym, jak Watykan wspólnie z Instytutem Maxa Plancka z Niemiec buduje obserwatorium astronomiczne na świętej ziemi Apaczów w USA, o historii krachu ekonomicznego w Argentynie, był przegląd filmów Undercurrents (dokumenty z akcji bezpośrednich gł. z Anglii).

Oprócz tego rozmawiano o bio-piractwie (GMO - żywność, patentowanie), wojnie w Iraku, czy spotkaniu NATO w Pradze. Tutaj mała uwaga - większość uczestników konferencji wiedziała o szczycie NATO w Pradze, ale nikt nie słyszał o podobnym spotkaniu w Warszawie (24-25.9.). Uczestników II Europejskiej Konferencji sieci Peoples' Global Action żywił kolektyw Rampenplan, przygotowujący codziennie wegańskie i wegetariańskie posiłki z produktów rolnictwa ekologicznego. Na zakończenie odbyła się kolejna manifestacja - tym razem w Hadze.

Patrz też: http://www.nadir.org/nadir/initiativ/agp/pgaeurope/leiden/index.htm

Marcin Wawrzyn

Bory Tucholskie

Bory Tucholskie zajmują powierzchnię ok. 1170 km2. Przez Bory płyną urocze, malownicze rzeki o nazwie Brda i Wda (zwana również Czarną Rzeką), gdzie najchętniej urzędują kajakarze, a także rzeki: Zbrzyca, Bielska struga, Studzienicka struga, Święta struga i struga Brzezianek, Kałębnica, Kamionka i Niechwaszcz. Typowy element krajobrazu stanowią wyżłobione przez wody lodowcowe jeziora rynnowe. Największe z nich to jezioro Kałębie. Najciekawsze fragmenty przyrody Borów Tucholskich objęto zarządzeniami ochronnymi. Zostało utworzone 26 rezerwatów różnego typu, a w latach 1983-93 na tym obszarze powołano też cztery parki krajobrazowe; Tucholski PK (ochrona obszaru o dużych walorach zasobów przyrodniczych), Wdecki PK (ochrona rzadkich i ginących roślin), Wdzydzki PK (rzadkie gatunki ptaków: puchacz, bielik, sokół wędrowny, żuraw, głuszec oraz liczne ssaki; osobliwość stanowi żółw rzadko spotykane odmiany troci) oraz Zaborski PK (duża ilość rzek, jezior, strumieni z czystą wodą, bogata flora i fauna)

W bogatych kiedyś w zwierzynę Borach nie ma już turów, natomiast sporadycznie można tu spotkać łosia, a częściej daniele.

Nierzadkim widokiem są tam drzewa poprzewracane przez bobry, które od kilkunastu lat zamieszkują te tereny. Najwyraźniej spodobały im się warunki, jakie panują w tamtejszym środowisku.

Wystarczy pojechać jeden raz w Bory Tucholskie, aby nabrać przekonania, że wróci się tam ponownie. Bogactwo flory i fauny jest niespotykane, dziewicza przyroda zachęca turystów. Jednakże przebywając tam aż chce się mieć Bory tylko dla siebie, dlatego też przepełnione miejscowości turystyczne (przeważnie przez naszych sąsiadów Niemców, Holendrów, Czechów) nie są szczególnym miejscem. Obrzeża lasów wyglądają jak śmietniska, podobnie plaże znajdujące się w lesie. Warto wypuścić się głęboko w las, aby obcować w samotności z naturą, choć i tam nierzadko spotykamy plastikowe ślady ludzi. Jednak obserwując zachowania społeczeństwa wobec odpadów, stwierdzam, że sytuacja z roku na rok wygląda i tak lepiej. To pocieszające, że do ludzi zaczyna coś docierać... Mimo wszystko wydaje mi się, że obszary turystyczne są mniej zaśmiecone. Stanowczo za mało jest koszy na śmieci, szczególnie tych do segregacji odpadów. W miejscowości Tleń istnieje plaża strzeżona oraz kilka plaż nie strzeżonych. Na jednej z nich jest pole namiotowe oraz węzeł sanitarno-higieniczny, z którego moim zdaniem ścieki odprowadzane są do jeziora. Woda jest mętna, kilka lat temu były tam raki - w tym roku nie zaobserwowałam ani jednej sztuki. Co ciekawe woda najbardziej mętna jest na plaży strzeżonej. Przy jeziorze nie ma innej możliwości spuszczania ścieków, gdyż znajduje się ono ok. 6 km w głębi lasu. Jednakże są to tylko moje niesprawdzone domysły, które mogą okazać się błędne.

Wręcz bulwersujące są zachowania młodych ludzi, biwakujących w lesie. Już kilka razy natknęłam się na takich obozowiczów, którzy w lesie rozpalają ogniska. Myślę, że straż pożarna zamiast nakładać kary na ludzi rozpalających ogniska we własnych ogródkach 1000 metrów od lasu, mogłaby się przejechać nawet główną drogą przez las albo odwiedzać wieczorami plaże nie strzeżone.

Poza tymi nielicznymi, choć na pewno ważnymi, wymienionymi mankamentami, warto się tam wybrać. Przyjazny klimat, ciepłe jeziora, niezapomniane krajobrazy, czyste powietrze, dziewicza przyroda i sympatyczni mieszkańcy miejscowości turystycznych to główne atuty Borów Tucholskich. Jednak, aby wyglądały one jutro tak samo jak dziś należy czuwać i czuć się odpowiedzialnym za każdą złamaną gałązkę, zniszczony trujący grzyb oraz wyrzucony papierek czy pet.

Weronika Neumann

Oczyszczalnia, z której wypływają fekalia

Był strumyk meandrujący sobie przez olszyny (łęg jesionowo-olszowy), biorący początek w opodal znajdującym się źródlisku; pluskały się w nim dzieci; piły też wodę i przyglądały się poruszającym się po dnie larwom chruścików. Z jego stromych brzegów wystawały korzenie drzew, w których kryły się ryby (np. kozy, cierniki), wyżej nad wodą strzyżyki budowały gniazda, zdobiły go uskoki z kamieni i suchych gałęzi, szumiał prawie nieustannie.

Przybyli melioranci, wykopali rów opodal części strumyka płynącego przez łęg i skierowali tam jego wody, i pozostawiając gdzieniegdzie po nim ślad - meandry koryta, a za olszynami - jedynie jego fragment. Wraz z odprowadzeniem wód przestały istnieć jego ekosystemy, zniszczone zostały wszystkie gatunki roślin i zwierząt.

Ale dzieło niszczenia na tym nie zostało zakończone.

Kilka lat temu została wybudowana wiejska zbiorowa oczyszczalnia ścieków w gminnej wsi Jaświły. Ale przecież - co wszystkim jest oczywiste - oczyszczalnie mają służyć środowisku naturalnemu, czyli człowiekowi i przyrodzie.

To - niestety - jest dziwna oczyszczalnia, bo wypływają z niej nieoczyszczone ścieki, które zanieczyszczają kryształową wodę źródliska, niszczą powstające nowe ekosystemy wodne i dalej - meandrującą część rzeczki. I dodam jeszcze, że cała dawka tych fekaliów wpływa do rowu, który zawsze wysycha w lecie.

Zakpiono w bezczelny sposób z obowiązującego prawa. A kto? Władze, które powinny być przykładem dla innych. Wprost nieprawdopodobne. Tak, to najpierw władze województwa podlaskiego zaakceptowały miejsce, dokąd zostały wpuszczone ścieki, kiedy prawo zabrania wpuszczania nawet oczyszczonych ścieków do cieków o przepływie mniejszym niż dziesięciokrotna ich masa wypływająca w jednostce czasu (Dz. U. Nr 116 poz. 503 z 1991 r.). I obecnie - zgodnie z projektem - może wypływać z oczyszczalni 0,73 l na sekundę, kiedy faktyczny przepływ wody w rowie melioracyjnym w lecie jest zerowy, a jego średni niski przepływ powinien wynosić ponad siedem litrów. Skąd więc pochodzą, wymagane przez prawo, dane przepływu wynoszące nawet ponad 8 litrów wody na sekundę?

Prawo mówi, że ścieki wypuszczane z oczyszczalni nie mogą pogarszać czystości cieku i wnosić do niego osadów, a z oczyszczalni wydostają się fekalia, kiedy - wg badań upoważnionego laboratorium Politechniki Białostockiej - woda w źródlisku, do której te ścieki wprowadzane są wspomnianym rowem melioracyjnym, ma pierwszą klasę czystości.

Drugą instytucją nie reagującą na zanieczyszczanie strumyka i źródliska, które zgodnie z rozporządzeniem Ministra Środowiska należy obejmować ochroną, jest WIOŚ. Dlaczego, kiedy ta "policja ekologiczna" została powołana do egzekwowania prawa?! Czyż nie można podejrzewać o zmowę tej instytucji kontrolującej z władzami województwa podlaskiego?!

Jedynym wyjściem w tej sytuacji nie jest tylko ukaranie winowajców, bo nie to jest tu najważniejsze, lecz skierowanie oczyszczonych ścieków rurociągiem w dół strumyka w takie miejsce, gdzie średni niski przepływ byłby zgodny z wymogami prawa, czyli ponad 10 razy większy niż oczyszczonych ścieków. Inne rozwiązanie, to zlikwidowanie oczyszczalni i obciążenie odpowiedzialnych kosztami budowy i przeznaczenie tych pieniędzy na dotacje na budowę oczyszczalni przyzagrodowych.

Ale to uchroni przed zanieczyszczeniem tylko jedno źródlisko i mały ciek w łęgu jesionowo-olchowym. Istnieje natomiast podejrzenie, że może być więcej takich oczyszczalni wiejskich pogarszających czystość innych podobnych cieków, które wręcz należy renaturyzować, przywracając im meandry, bo bardzo mało mamy takich ekosystemów wodnych. I dlatego - z uwagi na bioróżnorodność i zgodnie z Rozporządzeniem Ministra Środowiska do Ustawy z dnia 16 października 1991 r. o ochronie przyrody - źródliska i nawet łęgi, w których zwykle one występują, należą do siedlisk przyrodniczych, które "należy obejmować ochroną" (lub przygotowywać je do objęcia ochroną poprzez renaturyzację, a nigdy - zanieczyszczać).

Krzysztof Pawłowski
krispa@go2.pl

Refleksje pourlopowe 2002 r.

Jak zwykle czas wolny od obowiązków przyrządzania posiłków dzieliłam na dalsze spacery z mężem i na spacery z Tygrysiem, oczywiście na uprzęży, ponieważ jak już pisałam w zeszłym roku (Refleksje pourlopowe*)) nie mogłam tutaj kota wypuszczać samego, bo mógłby zginąć. W tym roku był już z nami tylko Tygryś, ponieważ Pimpuś umarł we wrześniu 2001 roku.

Pierwszego dnia pobytu w Niedzicy, w południe, kiedy poszłam przywitać się ze znajomymi paniami wybiegł naprzeciwko mnie Burasek, to kocurek, którego zawsze wygłaskiwałam i oczywiście karmiłam w czasie pobytów w Niedzicy.

Zdumiona pani Maria, z którą właśnie rozmawiałam, powiedziała "to niesamowite, dawno go nie było, jak on wyczuł, że pani przyjechała?" Nota bene to samo było w zeszłym roku, w dniu mojego przyjazdu przybiegł przywitać się.

Niestety nie mogłam zabrać biedaka do domu, Tygryś nie toleruje żadnego kocura, gdyby Burasek był Buraskową to, kto wie jak by się to skończyło?

Jak zwykle wszystkie wolne chwile spędzałam czytając ciekawe książki. Tym razem przeczytałam:

"Najpiękniejsza historia świata - Tajemnice naszego pochodzenia", autorzy:

Hubert Reeves, Joel de Rosnay, Yves Coppens, Dominique Simonnet. Przekład Krystyna i Krzysztof Pruscy. Wyd. Cyklady Warszawa 1997 r. Temat książki to rozważania czterech naukowców. Skąd się wzięliśmy? Czym jesteśmy? Dokąd zmierzamy? Historia ewolucji od piętnastu miliardów lat, od Wielkiego Wybuchu aż po narodziny inteligencji. W prologu pisze Dominique Simonnet: "Uważaliśmy się za pępek świata. Galileusz, Kopernik i inni wyprowadzili nas z błędu. Darwin umieścił nas na drzewie wspólnym dla całej zwierzęcej ewolucji. Opowiemy tutaj o nowej historii świata, tak jak się ona przedstawia w świetle zdobyczy najnowszej wiedzy".

Książka składa się z trzech rozdziałów: Akt pierwszy - Wszechświat, Akt drugi -Życie, Akt trzeci - Człowiek. Mnie najbardziej zainteresował Akt trzeci. Autorzy ostrzegają "Zaludnienie ziemi wzrasta bardzo szybko - 10 do 20 milionów ludzi jakieś dziesięć tysięcy lat temu, a potem miliard w XVII wieku i 6 miliardów dziś".

"Tylko jeden morał wart wyciągnięcia z tej historii, jedyna rzecz podstawowa: jesteśmy tylko ulotnymi iskierkami wobec wszechświata" pisze Dominique Simonnet "...Wspólne nasze pochodzenie powinno skłonić nas do braterstwa...

Nauka ostrzega, pozostaje otwarte zasadnicze pytanie: czy będziemy żyli w symbiozie z naszą planetą, czy też zniszczymy własnego żywiciela...

...Obecnie eksploatujemy dla własnych korzyści olbrzymie ilości źródła energii, surowców, potem wypluwamy nasze odpadki do środowiska, zubożając za każdym razem system, który nas żywi. Pasożytujemy na sobie samych, ponieważ uprzemysłowione społeczeństwa hamują wzrost innych. Stajemy się pasożytami Ziemi. W XX wieku ludzie wynaleźli dwa sposoby wiodące do samounicestwienia: nuklearny wyścig zbrojeń i zniszczenie środowiska.

Jesteśmy obecnie postawieni wobec granic możliwości naszej planety. Czy może na niej współżyć dziesięć miliardów ludzi nie powiększając zniszczeń? "

Oto pytanie "Być albo nie być".

To, że Stanisław Lem jest wielkim pisarzem z ogromną wiedzą i niesamowitą wprost wyobraźnią wiedziałam od dawna, ale właściwie poznałam Go bliżej po przeczytaniu bardzo ciekawej książki pt. "Świat na krawędzi, ze Stanisławem Lemem rozmawia Tomasz Fiałkowski". Stanisław Lem jest nie tylko wyjątkowo mądrym człowiekiem, ale posiadającym ogromne poczucie humoru.

Książkę tą przeczytałam z wielką przyjemnością, umiliła mi deszczowe dni, polecam ją wszystkim lubiącym ciekawe książki, Z przykrością stwierdzam, że pan Tomasz Fiałkowski nie jest moim krewnym, a szkoda.

Przeczytałam też świetną książkę Simone Giron de Pourtales "Tajemnica testamentu Paderewskiego". Książka pokazuje, że prawdziwym bogiem na tym świecie, niestety jest pieniądz. Przeszło rok temu obejrzałam w Krakowskim Klubie Wegetarian wspaniały film na ten temat w reżyserii Stefana Szlachtycza. Film był fascynujący, pomimo, że trwał 3 godziny nie tylko nikt nie wyszedł, ale wszyscy pozostali, żeby podzielić się wrażeniami, a po paru miesiącach poprosiliśmy o ponowne wyświetlenie tegoż filmu. Byliśmy nim oczarowani.

Szkoda, że nie wszedł na nasze ekrany, powodzenie byłoby murowane

Zaliczyłam też wstrząsającą książkę Milly Schar-Manzoli i Max Keller, tłumaczenie Romana Rupowskiego "Holokaust". Wiwisekcja-wybór dokumentów z laboratoriów, klinik i instytutów badawczych. Naprawdę wstrząsająca książka o okrutnych zbrodniach popełnianych przez lekarzy i naukowców na milionach nieszczęsnych zwierząt. Podłość i okrucieństwo "pseudo naukowców" nie zna granic.

We wstępie dr Tony Page napisał: "Już od ponad 200 lat naukowcy masowo okaleczają ciała i umysły żywych zwierząt w irracjonalnym przekonaniu, że takie poświęcenie ich krwi na ołtarzu nauki zdoła powstrzymać, czy nawet całkowicie wyeliminować nieposkromionego demona choroby. Poza nie dającą się usprawiedliwić obiekcją moralną, że posiadanie siły nie może być wymówką do torturowania i zabijania słabszych, jest jeszcze inne - równie ważne zastrzeżenie odnośnie wiwisekcji - wiwisekcja nie przynosi oczekiwanych efektów. Dlaczego?

Z prostej przyczyny zwierzęta nie są istotami ludzkimi."

"A zatem co powoduje, że jest ona w dalszym ciągu wykonywana? Generalnie są tego dwie przyczyny - bezmyślna tradycja i pieniądze, jak również pieniądze i karierowiczostwo."

Nie będę więcej cytować, to trzeba przeczytać. Książkę tą polecam szczególnie tym, którzy uważają, że wiwisekcja to przecież konieczność, dla dobra ludzi.

Przyznam się, że po przeczytaniu tej książki wstyd mi, że żyję na tej planecie, gdzie wykorzystuje się "w imię dobra człowieka" w tak okrutny i podły sposób bezbronne, zupełnie bezradne stworzenia.

Zacytuję jeszcze dra Ralpha Birchera "Gdybyśmy mogli oczami wyobraźni zobaczyć to, co nieustannie dzieje się w laboratoriach wiwisekcyjnych - nasze sny i marzenia uległyby zakłóceniu i nie byłoby dla nas dnia, w którym moglibyśmy odczuwać szczęście i pogodę ducha"

Wiwisekcja - od łacińskiego słowa vivus (żyjący) i sectio (ciąć, rozcinać) oznacza zatem "ciąć, rozcinać żyjące ciało".

Apeluję do wszystkich - nie kupujcie kosmetyków testowanych na zwierzętach.

Przypominam - w Krakowie istnieje od 1992 r. Klub Wegetarian, spotkania odbywają się dwa razy w miesiącu, zwykle w pierwszą niedzielę miesiąca o godz. 11 w Śródmiejskim Ośrodku Kultury (najbliższe 6.10.), ul. Mikołajska 2 i w trzeci wtorek miesiąca, w Klubie Zaułek, ul. Poselska 9, o godz. 17.

W marcu 2002 r. powstał w Krakowie Klub Przyjaciół Kota "Filemon", spotkania zwykle w drugą sobotę miesiąca o godz. 15 w Śródmiejskim Ośrodku Kultury, ul. Mikołajska 2 (najbliższe 12.10.).

Zapraszamy. Bliższe informacje tel. 12/422-22-20

Pozdrowienia dla wszystkich czytelników ZB.

Renata Fiałkowska

*) http://www.zb.eco.pl/zb/165/raporty.htm#refleksjehttp://www.zb.eco.pl/zb/154/refleksj.htm#refleksje



 
Wydawnictwo "Zielone Brygady" [zb.eco.pl]
Fundacja Wspierania Inicjatyw Ekologicznych [fwie.eco.pl]