ZB 9(177), wrzesień 2002
ISSN 1231-2126, [zb.eco.pl/zb]
Sztuka
 

Nietzsche a sprawa polska, sprawa końska

Gustaw Herling-Grudziński pisze w opowieści "Gasnący Antychryst" (w książce: Opowiadania zebrane, Poznań 1990 s. 161):

"3 stycznia 1889 spadł w Turynie gęsty śnieg. [...] Po obiedzie Davide Fino wyszedł z domu. Zaraz za zakrętem ulicy zobaczył z daleka dwóch policjantów prowadzących kogoś pod ręce, a po bokach gromadkę gapiów. Coś go tknęło, przyśpieszył kroku. Tak, prowadzonym był Nietzsche. Znaleziono go na Via Po uczepionego końskiej szyi i ledwie od niej oderwano. Według relacji świadków podszedł do konia w zaprzęgu, zarzucił mu ramiona na szyję i przywarł twarzą do jego łba. Fino zdołał przekonać policjantów, by w jego ręce oddali zatrzymanego." Podobno ujmując się za koniem przeciw woźnicy powozu stracił przytomność (zob. Zbigniew Kuderowicz, Nietzsche, Warszawa 1976, s. 32). Herling-Grudziński domyśla się, że Nietzsche był pod wpływem wyimka ze "Zbrodni i kary": "Siedmioletni Rodion [Raskolnikow] był świadkiem zatłuczenia przez chłopa nędznej chabety, która nie może pociągnąć przeładowanego wozu. 'Z krzykiem przedziera się przez ciżbę do bułanej szkapy, zarzuca ramiona na jej martwy skrwawiony łeb i całuje, całuje w oczy, w pysk...'" (zob. s. 161).

Podaje jednak też wcześniej, że Nietzsche zapisał "nagle w notatniku 12 maja [1888 r.]: Motyw obrazu. Woźnica. Krajobraz zimowy. Woźnica, z wyrazem wstrętnego cynizmu, odlewa się na własnego konia. Biedne stworzenie, z odparzoną i zdartą skórą, zwraca ku niemu łeb - wdzięczne, bardzo wdzięczne". A więc jednak wątek końskiego męczeństwa przewijał się w ostatnim okresie życia Myśliciela co najmniej całymi miesiącami. Ze względu na wrażliwość Twórcy Herling-Grudziński - trochę wbrew przytaczanym przez siebie wyimkom z zapisów zakładu dla chorych umysłowo w Jenie z 1890 r., które stwierdzały o Nietzschem: "zjadł własne ekskrementy, wypił własną urynę, wysmarował się własnymi ekskrementami, wybił szybę w oknie..." - mówi o nim: "un povero cristo" (sic! s. 162). Sam Nietzsche w końcu też podpisywał się - "Ukrzyżowany".

Jednakże Nietzsche znany jest przede wszystkim jako odkrywca mocnego Nadczłowieka. Już same nagłówki jego dzieł Wola mocy, Wiedza radosna pozwalają domyślać się, że podobała mu się siła i radość, a Poza dobrem i złem zda się zachęcać do obojętności na krzywdę.

Otóż Der Denker przeciwstawia wolne duchy nieudatnym "wolnym myślicielom" XVIII i XIX w. ("'libres-penseurs', 'liberi pensatori', 'Freidenker'" - powtarza szyderczo w kilku językach) występującym przeciwko ludzkim zamiarom i popędom. Chcą oni zmienić "stare formy, w których społeczeństwo istniało dotychczas" i wysilają się nadmiernie, by znieść wszelkie przyczyny cierpienia. Jednak to zmaganie się z "formą", "cierpieniem" i w ogóle koniecznością, zwraca się przeciw podstawom ludzkiej wielkości. Należy raczej obalić przestarzałą "formę", którą nieudolne napaści "wolnych myślicieli" jedynie utrwalają. Nietzsche głosił w zapamiętaniu: "...wdzięczni nawet względem niedoli i obfitującej w rozmaitość choroby, gdyż odrywała zawsze nas od jakowejś reguły oraz 'przesądu' tejże; wdzięczni względem boga, dyabła, owcy i robaka w duszach własnych; ciekawi aż do występku; badacze aż do okrucieństwa [które zwraca się raczej do innych ludzi, bo to dla nich, a nie dla zwierząt, jest rozwijające - L. B.] ...jesteśmy urodzonymi, zaprzysiężonymi, zazdrosnymi przyjaciółmi samotności, właściwej nam najgłębszej, najpółnocniejszej, najpołudniowszej samotności: - takim to rodzajem ludzi jesteśmy, my wolne duchy! a snadź i wy także jesteście tem poniekąd, wy nadchodzący, wy nowi filozofowie?". (Poza dobrem i złem, s. 63-5). Myśliciel nieco się zapędził. Jego wypowiedzi przypominają hasło "nierząd matką porządku", co by można było - czemu nie? - posunąć dalej: "zło matką dobra" i "głupota matką mądrości". Otóż bezład może łączyć się z korzyścią, gdy wiąże się ze zmianą obecnego porządku w następstwo korzystniejszych od tego ładu stanów. Sam nieład jako taki nie jest korzystny - ani nierząd, ani zło czy głupota - choć niekiedy mogą one wystąpić obok czegoś korzystnego. Podobnie można odpowiedzieć Nietzschemu po prostu: choroba, występek czy okrucieństwo na ogół nie są dobrem. Ani dla ludzi, ani dla innych zwierząt.

Niewątpliwie - wbrew licznym głosom odmiennym - choroba miała wpływ zarówno na niespójność myśli Nietzschego jak i jej treść. Słabość zrodzona ze "wstydliwej" choroby, kiły, budziła w nim sprzeciw. Otwarcie wywodził o zaletach choroby i ćwiczył w niej swą wolę, ale tęsknił do mocy.

Z drugiej bowiem strony Dionizos był zwolennikiem myśli Darwina, mocno podkreślał zwierzęcość w człowieku i nie zaprzeczał zwierzęcym składnikom we wzorcu Nadczłowieka. Mówił, choć z niechęcią, o zwykłej ludzkiej "szczęśliwości trzody", "stadzie ludzkim" a nawet "roślinie człowiek" (Tamże, s. 63-4). Gdy porówna się człowieka z innymi istotami - "w tym zestawieniu człowiek jest najbardziej nieudanym zwierzęciem", bo życie zbiorowe tłumi jego popędy (zob. Kuderowicz, s. 69). Atoli "jedna i ta sama podnieta może być rozumiana jako rozkosz bądź przykrość", zależnie od oceny jednostki - twierdzi Nietzsche. Oczywiście, najtrudniej odnieść to do bodźców bólowych, zwłaszcza odbieranych przez zwierzęta, o czym Myśliciel raczej nie mówi. A właśnie wspomniana przez niego możliwość zda się wskazywać na niejaką moc ludzkiej woli. Ona człowieka zobowiązuje. Także wobec zwierząt.

Nietzsche nie uporządkował dostatecznie swojej myśli i zapewne pozostała w niej sprzeczność między zarazem uznaniem i pogardą dla ludzi zestawianych ze zwierzętami. Czemuż bowiem nie wzywał do Nadmałpy lub Naddelfina, a właśnie - do Nadczłowieka? Zaś pogardę Nadczłowieka dla zwykłych ludzi nie trudno przenieść na wzgardę człowieka dla zwierząt, bo jej nurt podobnym - w zasadzie darwinowskim - korytem płynie. Mylnie też wybrał Myśliciel jako to, co najcenniejsze - po prostu życie (w czym przypomina go nieco mutatis mutandis Jan Paweł II ze swym "Evangelium vitae", mocniejszy jednak obietnicą życia w zaświatach). Skupiając się na samym życiu, łatwiej "znieść" cierpienie, zwłaszcza dla własnej wieczności (sam Nazareńczyk niezbyt przejmował się zwierzętami), lecz trudniej z nim walczyć. Jednak załamanie Nietzschego wskazuje na to, że trudno usunąć z myśli wzgląd na cierpienia innych (również istot czujących).

Fryderyk Nietzsche wywodził się z "dobrze urodzonych" Polaków - Nickich, jak pisze Władysław Tatarkiewicz, a właściwiej może Nidzkich, jak ośmiela się sądzić piszący te słowa. Był tego świadomy i byli tego świadomi liczni Polacy. Oznajmiał "Jestem na to dość Polakiem, by całą muzykę świata oddać za Szopena" i namiętnie wytykał wady wieczyście "zapóźnionych" Niemców, którzy "nie mają żadnej kultury" (zob. Władysław Tatarkiewicz, Historia Filozofii, t. 3, s. 163 i Kuderowicz, s. 39). Jakby w odpowiedzi Stanisław Przybyszewski jako swe pierwsze dzieło w języku niemieckim ogłosił Zur Psychologie des Individuums. Chopin und Nietzsche. Może i jego pomysły Synagogi Szatana zawdzięczamy po części wpływowi "Antychrysta", a "Chuć" ma to samo co nietzscheańska "Wola Mocy", Schopenhauerowe i buddyjskie źródło. Był pod wpływem Nietzschego Leopold Staff, który też wiele przełożył: Z genealogii moralności, Wiedzę radosną, Przemianę wszystkich wartości, Narodziny tragedyi i Ecce homo. Przekładali go również wybitni: Wacław Berent i Stanisław Wyrzykowski. W oparciu o jego myśli Wacław Nałkowski i Jan Hempel snuli wizje społeczeństwa przyszłości, a Stanisław Brzozowski rozwijał swój pogląd na czyn w "filozofii swobody i pracy". Ze swej strony Nietzsche głosił: "Przodkowie moi byli polską szlachtą, po nich zostały mi moje instynkty, między nimi może i liberum veto" (Tatarkiewicz, s. 163). Więc chyba nieprzypadkowo okazywał w pełen uczucia sposób sprzeciw wobec udręki koni. Polacy bowiem chętnie powołują się na swoją związaną z końmi, ułańską czy husarską przeszłość, podkreślają swe znawstwo w końskich sprawach i szczycą się słynnymi stadninami koni. Mają też w ogóle świadomość cierpień zwierząt. Badania CBOS stwierdzają, że 90% przepytywanych w tej sprawie rodaków nie zgadza się na okrutne obchodzenie się ze zwierzętami, a 80% przyznaje, że zwierzęta odczuwają ból tak samo jak ludzie.

Jednak - jak przypomina "Gaja" - właśnie z Polski wysyła się co roku ok. 100 000 koni na rzeź. Często jadą za granicę np. do Włoch. W czasie przewozu zwierzęta przez dziesiątki godzin cierpią. Łamią sobie nogi, kaleczą się podczas nieostrożnej jazdy, padają z wycieńczenia i wzajemnie się depczą. Sprawozdanie NIK z maja 1998 r. orzekło:

  • śmiertelne upadki zwierząt w czasie transportu stwierdzono w 70% skontrolowanych jednostek;
  • w 70% transportów nie można było zidentyfikować przewożonego zwierzęcia ani ustalić tożsamości jego właściciela;
  • ustalenia kontroli wskazują, że 40% skontrolowanych firm nie zapewniło zwierzętom warunków bezpiecznego - tj. przede wszystkim nie grożącego urazami i okaleczeniem - przewozu;
  • przekroczenie norm ładunkowych - w poszczególnych zbadanych transportach - sięgały od kilku przypadków do 95% tych transportów. Nadmierne zagęszczenie powodowało nawet zaduszenie zwierząt w czasie transportu;
  • zły stan techniczny pojazdów oraz urządzeń ładunkowych a także nadmierne zagęszczenie zwierząt powodowały zarówno śmiertelne upadki jak też prowadziły do ciężkich urazów, szczególnie - złamań".

Trzeba więc poprawić obecne prawo, które na to pozwala. Wkrótce Sejm będzie głosował nad ulepszeniami. Należy więc poprzeć działania "Klubu Gaja" i innych obrońców zwierząt, wspierając w tej sprawie odpowiednie poprawki.

Lesław Borowski

Hans Plomp - artysta-ekolog

Hans Plomp ur. w 1944 r. w Amsterdamie i nadal tam mieszkający wiele pisze. Wydał 6 zbiorków mowy wiązanej, 5 powieści, 12 zbiorów opowiadań, wiele książek określanych jako zbiory "essayów", dzienniki podróży czy np. "fotopowieść". Niestety, do tej pory jego twórczość jest w Polsce niemal zupełnie nieznana. Jego zwrotki i jedno ze "starań" ukazały się jedynie w piśmie tak osobliwym jak lubelska "Mała Ulicznica". Bo też wydawcom owego "zinu" - choć z pewnością nie tylko im - mogły się podobać słowa człowieka, który zostawszy po niderlandystyce pracownikiem naukowym amsterdamskiej wszechnicy, porzuca stanowisko, by zostać działaczem ruchu "Provo" i w 1968 r. wydać swą pierwszą powieść. "Provo", słynny ze swoich białych rowerów do powszechnego a bezpłatnego użytku i happeningów przebierańców kpiących ze stróżów porządku, jest niewątpliwym wzorem dla polskiej "Pomarańczowej Alternatywy", a hippiesowską prześmiewczość z tamtych czasów można odnaleźć też w różnych utworach Plompa, również w zbiorze opowiadań "W Indiach". I podobnie jak ruchowi hippies, Plompowi w jego utworach zawsze o coś chodzi, na jakąś sprawę wskazuje, tak, że nawet czasem jego zwrotki przypominają wezwania czy odezwy. Nieprzypadkowo. Pisarzowi wypada bronić "uprawy odmienności" (czyli tzw. "alternative culture") z tego choćby prostego powodu, że od 1973 r. mieszka na obrzeżach Amsterdamu w Ruigoord. Tę niemal całkiem wysiedloną wioskę zamieszkali wraz z Plompem inni twórcy, gdy okazało się, że zamiary poszerzenia w jej okolicy portu nieprędko się ziszczą. W tej - co tak rzadkie w Holandii - porośniętej drzewami okolicy powstał tętniący występami i pokazami (a latem tzw. "festiwalem balonowym", czyli "Landjuweel") ośrodek z sercem w dawnej świątyni pod wezwaniem Świętej Gertrudy. Ciągle jednak zagrożony niszczycielskimi zamiarami przemysłu, przeciw którym najczęściej bodaj właśnie Plomp (wśród młodych obrońców Ziemi z "Groen Front") głosił słowa sprzeciwu. Niekiedy można w pisarzu odnaleźć naukowca (np. w dwóch książkach o psychedelikach, które napisał wraz z innymi autorami), ale zawsze rysuje on rzecz ciekawie, lekkim piórem.

"W Indiach" jest zbiorem 20 opowiadań o kraju, który obok ojczystej Holandii jest mu, jak twierdzi, macierzystym. Rokrocznie spędza tam kilka miesięcy, toteż opowieści z Bharatu tchną szczerą prawdą. Czegóż w nich nie ma! Wielowiekowe miasta, pradawne zdobne jaskinie, tajniki gry na dziwnej piszczale... Pojawiają się: zakochany święty, sprzedawca heroiny, wojowniczy Radżputowie, czciciele ognia i tamilscy rzemieślnicy, podglądacze i rzezańcy boży, tubylczy nowożeńcy i uduchowieni Westerners, dżiniści, samozwańczy guru i guru niekłamany, topielec oraz wszelakiej maści dziwacy, od których w Indiach się roi. Przysłuchujemy się też wielu rozmowom, jak choćby dyspucie w przedziale kolejowym o sprawach ostatecznych. Czytelnik staje się świadkiem samosądu na złodzieju, święta w przybytku Bogini, cudownego uzdrowienia, przesłuchania przez strażników porządku etc. etc. Wszystko to skrzy się ciętym dowcipem, choć zarazem często wywołuje głębszy namysł. Jeśli Indie nauczają przybyszów, to książka Plompa jest tego urzekającym dowodem. Możne ona przypomnieć "gorący" smak Bharatu, może być przedsmakiem przyszłej doń wyprawy, ale zawsze jest to dobry smak, który chłonie się z zapartym tchem.

Lesław Borowski



Hans Plomp: W Indiach, (wydawnictwo Genesis) Gdańsk 2002

Witaj, władco Plutonie

dla Allena Ginsberga

Witaj Olimpijczyku, pogromco Tytanów,
o mocach, których późniejśmy szczęściem nie doznali.
Czy wstałeś z ciemnych jak popiół podziemi,
by się rozejrzeć po raju ziemskim?
Przybyłeś, aby wesprzeć Demeter,
z ludzkiej zarazy wyzwolić jej ziemie?

Witaj, Bracie Zgonie.
Świątynie twe wzniesiono wszędzie,
głęboko już twa trucizna wnika
w serca ludzi Zachodu.
Witaj, Plutonie-Hadesie, ukaż swą twarz
tym, którzy usiłują twoje skarby skraść.
Witaj, niszczący władco piekła,
teraz tyś między nami.
Wiemy, co twa obecność znaczy,
jak uczeni, gdy twój pierwiastek nazwali.
Twoje promienie wolno śmierć niosą
tysiącu Sodom nienaturalnych
na rzecz Indian i Czarnych
oraz tych Białych, którzy zbiegną
albo cię poważają.

Witaj, o wielki i ciemny, z bogów najbardziej tajny.
Przybyłeś zwrócić moc sprawiedliwości,
lekkim tchem niszczysz geny złoczyńców,
spokojnym wybuchem szerzysz białaczkę wśród ludzi
- stworzeń chciwych, zabójczych, chorowitych,
wytworu sporu bogiń i bogów,
co dzieckiem nienawiści, obrazą natury.
Witaj wśród nas, Władco Plutonie.
Oddając cześć tobie i twej rodzinie,
witamy cię na powierzchni mrącego świata.

Wiemy, że walczysz po właściwej stronie,
że przychodzisz tylko w wyraźnej potrzebie,
że jesteś po stronie uciśnionych.
Wiemy, że będziesz rozróżniał,
na swój boski sposób.
Witaj, Władco Plutonie,
Prosimy, sprowadź słodką Persefonę,
by ulżyć w agonii.

w cieniu
centrum badań jądrowych,
Plessis-Robinson we Francji,
14.4.1979

Poza szaleństwem

dla Amsterdam Balloon Company

Strzelby zabójców i rewolucja,
kryzys, szaleństwo oraz głód,
mętne piśmidła, pusty muzak
- czyżbyśmy o tym nie słyszeli już.
Bomb więcej, samolotów, praw
i coraz więcej ludzi ginie
zabitych w jakieś boże imię
(kosmitów brak, by zbawić świat).
Uczciwa Ziemia ściąga, co się kręci.
Czyżby naprawdę nic się nie zmieniło
i wyzywaliśmy zachodni wzór śmierci
z bezwładną, całkiem nieskuteczną siłą.

Przyroda bardziej przerzedzona
niż w Rzymie, przed wiekami dwudziestoma,
od raka niczym zarazy tłum kona,
a stary Jezus Chrystus zwisa
ze swego krzyża.
Niewielu umysł swój rozbiło.
Zaś szpar bez liku wypluło z siebie
w życie - bez twarzy kolejne pokolenie.
Czyżby nic nie zmieniło się
oprócz jedynie samego mnie?

Ale słuchajcie: proroctwa wieszczą
- zmierzamy do przełomu w dziejach
naznaczonego przemianą człowieczą
większą niż krok od małpy do człowieka.
Osiągnęliśmy niemal stopień wrzenia
w przebiegu tego przeistoczenia,
gdy ciało stały stan zmienia w ciekły,
a z płynu rodzą się wyziewy.
Umysł nam pryska, małe bąble,
w czasie mutacji w ludzkiej głowie,
gdy w nowy wymiar stawia się stopę
wpadając poza wrzenia stopień
poprzez otchłanie obłąkania
chorym śmiertelnym nie do zaznania.
I słuchaj: śmieją się duchy przodków,
dobre kobiety i muzycy,
zwierzęta, dzieci w tym ośrodku
osiedli razem w miejscu czystym,
w owym odwiecznym nowym wymiarze
poza szaleństwem,
gdzie życie łatwe,
zgon magicznym snem,
nadzieja spełnia się.

Nie zmieniło się nic,
tylko - ty.

Pieśń do naszych przodków

Jadam jogurt śmietanowy,
chociaż nie doiłem owcy.

Śpiewaj ludzkości
piękno ożywcze.
Pieśń dla przodków,
którzy znaleźli błyskotliwy sposób
dostawania pszczelego miodu,
uległości naszych drapieżników
i zmienili subtelną alchemią
ziarna w chleb.
Pieśń tobie, który doisz krowę,
podtrzymujesz ogień
i przędziesz wełnę
by ubrać takiego jak ja szaleńca,
drobnego emeryta matki Ziemi.
Śpiewam tobie,
który znalazłeś słowa i muzykę
dla mojej pieśni.
Śpiewam dla niej,
której mądrość wybawiła mnie
od zabójstwa każdego stworzenia,
które widzę.

Hymn do Gai

Matko Bogów i Tytanów
kochająca ich jednako!
Siostro tworu i zniszczenia,
ty umiesz je równo mieszać.
Córko piekła oraz nieba,
z obu najlepsze wybierasz.
O Bogini skrzyżowania,
znasz równowagę radosną
przeciwnych biegunów;
jedynie pod twą ochroną
miejsce przecięcia zwane Ziemią
nadaje się, by żyć i umrzeć.
Stworzyłaś dla tego kręgu najdoskonalsze istoty;
w swej mądrości zmieszałaś
dobro i zło,

brzydkie i piękne,
gorąco i mróz.

Spójrz, zburzyliśmy równowagę
w swej nienawiści bogów i demonów
lub przecząc im, tworząc wojnę i spór
bez radosnej gry.
Wielka Gajo, któraś nad dwoistość,
zbaw nas od nieba i zbaw nas od piekła.

z niderlandzkiego i angielskiego przełożył Lesław Borowski



 
Wydawnictwo "Zielone Brygady" [zb.eco.pl]
Fundacja Wspierania Inicjatyw Ekologicznych [fwie.eco.pl]