ZB 11(179), listopad 2002
ISSN 1231-2126, [zb.eco.pl/zb]
Zagranica
 

STOP THE POLICE BRUTALITY 2002

Już po raz 7-my miał miejsce w Stanach Zjednoczonych marsz przeciwko brutalności policji, znany powszechnie jako "Stop the Police Brutality, October 22nd". Takie marsze odbywają się co roku w większych amerykańskich miastach właśnie 22.10. Oczywiście spotykają się z różnym traktowaniem ze strony asystującej policji, mediów, a także z rozmaitym odbiorem postronnych obserwatorów. Wszystko zależy od wydarzeń towarzyszących manifestacji, miejsca, daty, liczby maszerujących itd. Zawsze jednak marsze niosą to samo przesłanie: sprzeciw wobec nieuzasadnionej brutalności policji. Wiele dodatkowych haseł także pozostaje bez zmian.

Innym wspólnym elementem marszów odbywających się od kilku lat jest fakt, iż wśród protestujących znajdują się ludzie różnych ras, wyznań, zawodów, partii i ruchów. Jednoczą się "razem przeciwko policyjnej brutalności", jak krzyczał przez mikrofon przewodnik tegorocznego marszu w Los Angeles.

Tegoroczny marsz w Los Angeles nie zgromadził tylu ludzi co w poprzednich dwóch latach, prawdopodobnie ze względu na niezbyt ładną pogodę i większe uprawnienia policji po 11.9.2001. Z korzyścią dla organizatorów media wykazały niemal takie same zainteresowanie ulicznym protestem, jak w zeszłym roku i dwa lata wstecz, kiedy to w Los Angeles i okolicach wybuchły skandale związane z brutalnością policji. Wtedy też rozwiązano kilka uznanych za zbyt ostre oddziałów specjalnych.

W tym roku marsz rozpoczęła grupa rytualnie tańczących Indian, za nią podążała mała ciężarówka obklejona zdjęciami zabitych przez policję osób, nie było aż tak głośnych bębnów, na końcu demonstracji jechała druga ciężarówka, także z posterami i z własnym sprzętem nagłaśniającym. Dla jednych stanowiło to problem (brak zsynchronizowania), dla innych była to zaleta (okrzyki na początku i na końcu marszu). Marsz rozpoczynała i zamykała grupa proekologicznych prawników, która razem z "pilnującą" policją bezproblemowo koordynowała pochód. W tegorocznej demonstracji uczestniczyło mniej ludzi ubranych w garnitury, mniej działaczy proekologicznych, mniejsza też była grupka z Polish American Environmental Alliance. Za to maszerowało więcej anarchistów rewolucjonistów, więcej młodzieży ze szkół średnich i z uniwersytetów, a także starszego pokolenia.

Wśród poruszanych podczas marszu tematów pojawił się problem łapania nielegalnych imigrantów pod pozorem akcji antyterrorystycznych (np. na lotniskach), represji wobec więźniów, obserwacji siedzib grup zielonych i anarchistycznych. Oczywiście nadrzędnym tematem było zwalczanie policyjnej brutalności oraz przypomnienie wszystkim o zabitych przez policje ludziach, którzy dla nikogo nie stanowili zagrożenia. Do takich należą np. zabici podczas zatrzymania na komisariacie lub w więzieniu. Kiedy lata temu dowiedziałem się, że w Stanach zdarzają się takie rzeczy, trudno mi było w to uwierzyć.
Generalnie marsz spotkał się z pozytywnym wydźwiękiem w mediach, poparciem gapiów. Oczywiście miały miejsce próby prowokowania policji (niestety zawsze są) jak i odosobnione próby prowokacji przez policję, ale na szczęście nikogo nie aresztowano.
W Los Angeles marsz odbył się na ulicach centrum miasta, przy zablokowanym ruchu. W innych miastach Stanów Zjednoczonych było różnie. Demonstracje poparcia dla "October 22nd" miały miejsce również pod amerykańskimi ambasadami w Anglii, Kanadzie, Meksyku, Francji, Australii i w innych krajach.

z Kalifornii, Przemysław Sobański
contact@paeasite.com

ZMARŁ PACYFISTYCZNY JEZUITA

Ksiądz jezuita Richard McSorley, który był najprawdopodobniej najbardziej znanym działaczem pacyfistycznym wśród księży Ameryki Północnej, zmarł 17.10.2002 na zator tętnicy w wieku 88 lat. Zostawił 2 braci i 4 siostry.


Richard McSorley napisał osiem książek o tematyce antywojennej i "non violent", był profesorem założonego przez siebie Peace Studies na Georgia University. Był także znanym działaczem antywojennej opozycji m.in. odważnie wyrażał swój sprzeciw wobec wprowadzania promilitarnych nauk na uniwersyteckie kampusy. W młodości był niejednokrotnie aresztowany podczas ulicznych demonstracji pacyfistycznych. Były senator Robert Drinnian (również jezuita) powiedział o nim, że był on "trouble maker" (sprawiającym kłopoty) w sympatycznym znaczeniu tego sformułowania.

W osiemnastym roku życia ksiądz McSorley zapisał się do jezuickiego seminarium, w jego ślady poszło siedmioro z jego piętnastoosobowego rodzeństwa. W r. 1939, po skończeniu studiów filozoficznych, wysłano go na Filipiny jako nauczyciela. W 1941 r. został uwięziony przez Japończyków, uwolniono go w r. 1945. Gdy powrócił do Stanów Zjednoczonych przyjął święcenia kapłańskie.

Dla nowego księdza szokiem był fakt, iż komunię rozdawano OSOBNO białym i osobno przedstawicielom innych ras. Jezuita zwrócił się z protestem i apelem o pomoc do otaczających go księży, otrzymał od nich jedynie nieprzychylne uwagi i ostrzeżenia, aby nie mówił o tym głośno, ponieważ może mu to przeszkodzić w karierze. Niemniej jednak ksiądz McSorley wspominał o segregacji rasowej wtedy, kiedy tylko mógł…W r. 1952 został wysłany na Uniwersytet Scranton. Według ks. Richarda działanie to miało na celu uciszenie jego propacyfistycznych poglądów i opinii wygłaszanych nt rasizmu.
Dziewięć lat później, ks. prof. McSorley przeniósł się do Georgia University, gdzie prowadził zajęcia m.in. non violent actions (akcje bez przemocy), non violent solution (rozwiązania bez przemocy) oraz odważnie głosił poglądy pacyfistyczne. Wielu studentów uczęszczało w jego zajęciach bez stypendiów i ocen, jedynie żeby posłuchać nauki.

Richard McSorley maszerował razem z Martinem Lutherem, był wieziony z Benjaminem Spockem (znanym opozycjonistą tamtych lat), pomógł też założyć dwa domy katolickiej pomocy charytatywnej. Dodatkowo ks. Richard wspólnie z księżmi Danielem i Filipem Berrigan założył w Waszyngtonie akademie uczące m.in. non violence. Jako ksiądz dawał moralne wparcie tym, którzy odmówili (wtedy przymusowego) wstąpienia do wojska.
W 1969 r., podczas pobytu w Londynie, ks. Richard spotkał się z Billem Clintonem. Po wspólnej modlitwie o pokój wraz z innymi demonstrantami przemaszerowali oni pod ambasadę amerykańską, niosąc białe krzyże. Była to jedna z najgłośniejszych antywojennych demonstracji pod ambasadą USA kiedykolwiek w historii.

Odbiło się to później podczas wyborów prezydenckich w 1992 r., kiedy to republikanin Robert Dornan (prowadzący kalifornijską kampanię dla Prezydenta Busha) nazwał McSorleya "marksistowskim księdzem" "profaszystą" czy "nadal zatruwającym umysły". Miało to zaszkodzić kandydatowi demokratów - Billowi Clintonowi, ponieważ utrzymywał kontakty z księdzem jezuitą w Londynie. Sam McSorley, choć nagabywany przez media, odmówił jakichkolwiek komentarzy. Po wyborach powiedział: "gdyby więcej ludzi modliłoby się o pokój, tak jak Bill Clinton w 1969, to świat byłby lepszym miejscem".
Ks. McSorley, urodzony w irlandzkiej rodzinie, niewątpliwie zapisze się w historii jako pionier pacyfistycznej działalności "w powołaniu", jako człowiek poświęcony pokojowi i stronnik wielu grup społecznych, włączywszy niektóre proekologiczne.

z Kalifornii, Przemysław Sobański



 
Wydawnictwo "Zielone Brygady" [zb.eco.pl]
Fundacja Wspierania Inicjatyw Ekologicznych [fwie.eco.pl]