Strona główna 

ZB nr 1(19)/91, styczeń '91

Motto:

"Im głębiej studiujesz ekologię,
tym bardziej stajesz się radykalny.
Wobec wszystkich organizmów
wytwarza się w tobie takie uczucie,
jak wobec bliskich -
i nie masz wyboru.
Musisz działać tak skutecznie
jak potrafisz, przeciwko ludziom,
którzy walczą z twoją rodziną."

Jeff Ellot

POZWOLENIE WODNOPRAWNE DLA ZADANIA INWESTYCYJNEGO
"ZESPÓŁ ZBIORNIKÓW WODNYCH
CZORSZTYN-NIEDZICA I SROMOWCE WYŻNE"

Leży przede mną dokument zatytułowany jak wyżej. Nosi datę 18 września 1990 roku, pieczątki Urzędu Wojewódzkiego w Nowym Sączu i podpis: "z up. Wojewody Nowosądeckiego mgr inż. Marta Wieciech-Kumięga dyrektor Wydziału Ochrony Środowiska Zasobów Naturalnych i Leśnictwa".

Jest to dokument o znaczeniu historycznym i stanowi pewnego rodzaju zakończenie epoki działań na rzecz ochrony i zachowania naturalnych ekosystemów Polski. Stosowane dotąd metody, frazeologia i technika były w większym lub mniejszym stopniu polityczne - to "oni" zrobili nam na złość. Zastosowanie siły w lecie ubiegłego roku i zalegalizowanie budowy w trybie administracyjnym, choć spóźnionym o - bagatelka kilkanaście lat, daje wiele do myślenia. Wiele też wyjaśnia. Między innymi to, jak wielka jest różnica w pojmowaniu ochrony przyrody przez jednostki i organizacje pozarządowe i rządowy system administracji powołany w tym samym celu.

W wielu krajach radykalne nurty pozarządowe są traktowane jako stałe i stosunkowo tanie źródło dopływu wysokiej klasy specjalistów o nowym, często alternatywnym w stosunku do oficjalnego programie działania i przez to właśnie cennym dla rozwoju i doskonalenia systemów zarządzania. Dzięki temu następuje ciągła selekcja pozytywna, co zapewnia obieg informacji, finansowanie twórczych inicjatyw społecznych i coraz wyższy poziom życia - w sensie jego możliwie wysokiej jakości.

Konflikt wokół Pienin wykazuje, że obrońcy przyrody z organizacji pozarządowych i administracja zajmująca się tym samym posługują się zupełnie innymi językami. Brak jest podstawowej informacji technicznej, dwuznacznie jawi się środowisko naukowe, a kto "mądry" szuka korzystnego dla siebie wyjścia z sytuacji. W Polskiej administracji odpowiedzialnej za ochronę środowiska panuje bowiem nadal "chów wsobny". Wytworzył się w ten sposób stan braku możności porozumienia, sprzyjający frazeologii wojennej, podziałom na "my" i "oni", zwolenników i wrogów, co może ekscytować, ale nie przybliża do rozwiązania konkretnych problemów. Znowu kończy się na emocjach i zajmowaniu się problemami ludzi, życia całych ekosystemów z milionami istnień staje się jedynie pretekstem dla dowodzenia ludzkich racji. Z takiej perspektywy nie ma słusznego rozwiązania problemu Pienin.

Ponadto przyjęcie "wojenych" zasad gry powoduje wzrastanie przeciwstawnych sił w izolacji, a ta rodzi zawsze poważne konflikty. Dziwić tylko może, że stan ten pogłębia się w "naszej" Polsce i nikogo nie obchodzi zrewidowanie podstawowych relacji pomiędzy administracją, a pozarządowymi środowiskami ekologicznymi. Te ostatnie są traktowane jako mniej wiarygodne niż np. manipulowani obietnicami bez pokrycia włościanie, reprezentujący jedynie jednostkowe interesy, często sprzeczne ze sobą i moralnie wątpliwe. Wydaje się czasem, że ktoś się jeszcze nie całkiem przebudził... Na dodatek w ostatnich latach to właśnie nieliczne środowiska pozarządowe pracują nad jakąś spójną wizją naszego dalszego życia w powiązaniu z Naturą, wszystko inne jest, zapewne potrzebnym, ale jedynie doraźnym szukaniem złagodzenia krytycznej sytuacji bez zmiany układu, który ją rodzi.

Mówiąc prosto: administracja nie potrafi dzisiaj przekonywująco odpowiedzieć na pytanie - dlaczego właściwie zajmuje się ochroną przyrody (poza kilkoma frazesami w które mało kto dziś wierzy). Jednocześnie, odrzuca każdą motywację organizacji niezależnych jako przejaw romantyzmu, utopię lub infantylizm.

Jeżeli w Polsce zaistnieje ekoterroryzm, będzie to prosty wynik opisanej sytuacji - tej zaciekłej ślepoty i głuchoty nie dość elastycznych, nie dość kompetentnych i nie dość mądrych osób pielęgnujących jedynie cnotę uległości.

Wracając do pozwolenia wodnoprawnego, od którego rozpoczęto te rozważania, jest to dokument wart poważnego potraktowania. Ani krytyka ani pochwała nie leży w moich kompetencjach, sądzę natomiast, że jest to okazja do wyciągięcia wniosków, nauki i przemyślenia form działania, zwłaszcza że dokument ten otrzymały 42 instytucje i organizacje, a z ustawowego prawa odwołania się od decyzji w nim zawartych nie skorzystała żadna z nich.

Niektóre fragmenty tego obszernego "Pozwolenia..." zacytuję niżej:

- (...) Przekazać Dyrekcji Pienińskiego Parku Narodowego środki pieniężne, określone w zbiorczym zestawieniu kosztów na sfinansowanie w latach 1990-1995 następujących zadań:

- Umożliwić wykorzystanie zbiorników dla celów turystyki i rekreacji w zakresie, który powienien być ustalony w instytucji określonej w p. 11 (jest to ODGW w Krakowie w uzgodnieniu z Głównym Komitetem Przeciwpowodziowym, Wojewódzkim Komitetem Przeciwpowodziowym w Nowym Sączu i Tarnowie, Wojewodą Nowosądeckim, Instytutem Meteorologii i Gospodarki Wodnej w Warszawie oraz Dyrekcją Zespołu Elektrowni Wodnych "Rożnów").

- Wypłacić Międzyokręgowemu Zespołowi Gospodarki Rybacko- Wędkarskiej Polskiego Związku Wędkarskiego w Krakowie odszkodowanie w wysokości łącznej 3 080 mln zł
- słownie: trzy miliardy osiemdziesiąt milionów złotych
w zamian za odstąpienie od budowy ośrodka zarybieniowego w Sromowcach Wyżnych.

Tyle cytatów, z - jak już napisałem - bardzo obszernego dokumentu, w którym wszystko jest ważne. I to, kto go otrzymał, a kto nie. Kogo czyni on odpowiedzialnym na przyszłość za szkody wyrządzone przyrodzie Pienin, a kto będzie "kryty". O czym się mówi, a co pomija milczeniem. Wygląda na to, że jak pisze mój ulubiony redaktor Gazety Krakowskiej (oddział w Nowym Sączu) p. Jerzy Leśniak, doczekamy "Czorsztyńskiego Morza" i "Pienińskiego Balatonu"...

Żal tylko, że nie wszystkie Parki Narodowe w Polsce mogą być częściowo zatopione, bo byłaby okazja do ich prawidłowego i podstawowego wyposażenia. Żal też, że WiP nie zgłosił chęci zarybienia Dunajca - na co sam też nie wpadłem i nie podpowiedziałem w stosownej chwili "Pracowni...". Nie ma też wielu z nas na tej "liście 42", których "w/g rozdzielnika" obchodzić powinny Pieniny.

Ale przecież nic się nikomu nie stało, stosowne dokumenty wystarczy schować przed Zubkiem, Pieniny zalać i czym prędzej zapomnieć o wszystkim. Pozostanie przecież ALPINARIUM!

Marek Styczyński
Stacja Edukacji Ekologicznej
"Pracownia na rzecz Wszystkich Istot"

P.S. Autor przeprasza za użycie nazwiska p. inżyniera Zubka, z nadzieją na zrozumienie szerszej intencji z jaką posłużył się nim pisząc powyższy tekst. Dla pocieszenia nas wszystkich spieszę donieść, że istnieje niezwykle szlachetny pomysł umieszczenia nazwisk wszystkich osób, które zaznaczyły się w konflikcie wokół zapory w Niedzicy- Czorsztynie na specjalnej tablicy wmurowanej w jej korpus. I to niezależnie co kto kiedyś na tym korpusie smarował... Ma to być akt uznania dla zaangażowania się w społeczny przecież problem. Ze swej strony będę wnioskował aby tablicę taką umieścić poniżej poziomu "Czorsztyńskiego Morza". - MS.


ZB nr 1(19)/91, styczeń '91

Początek strony