Strona główna 

ZB nr 5(23)/91, maj '91

JAK DAWNA NOMENKLATURA
W BARWACH EKOLOGII BRONI
HUTY W KRAKOWIE

Pisząc o wszechstronnej zgubności dla Krakowa i jego mieszkańców wielkiej surowcowej huty, wykreowanej tu ze względów politycznych przez komunistyczny woluntaryzm, wyraziłem ubolewanie i zdumienie, że wśród głosów sprzeciwu wobec zamysłów utrwalenia surowcowego profilu huty przez zainstalowanie ciągłego odlewania stali (cos) brakło głosu PKE ("Zlikwidować niszczące Kraków stalinowskie dziedzictwo", "Wieści" nr 11/91). Natomiast dwaj eksperci PKE: pp. Ryszard Geyer i Józef Gęga, zaopiniowali pozytywnie ten niefortunny pomysł. Takiemu stanowisku dał też wyraz p. Geyer w telewizyjnej debacie o przyszłości huty, a także w publikacjach prasowych ("Ratować Kraków, nie burząc huty", "Dziennik Polski" z 9.5.91, "Czy i jaka huta w Krakowie?", "Wieści" nr 17/91), wysuwając sią tym na czoło jawnych obrońców huty. Ponieważ jest to sprawa dla bytu miasta i losu jego mieszkańców fundamentalna, uważam za konieczne poinformowanie opinni publicznej o pewnych względach, które mogą skłaniać p. Geyera do występowania w roli tak zaangażowanego adwokata tej niewątpliwie złej sprawy.

Kiedy z początkiem 1989r. kierownictwo PKE zaprosiło mnie, żebym zreferował mój pomysł urządzenia sesji naukowej poświęconej zniszczeniu Krakowa wskutek stalinowskiej industrializacji jego obszaru, zostałem zaatakowany przez jednego z uczestników zebrania za propozycję użycia wskazanego przymiotnika. Zaatakował mnie p. Geyer dowodząc, że to nie Stalin, lecz "sami Polacy" przemysł surowcowy w Krakowie zbudowali. Ostatecznie formuła sesji uległa poszerzeniu o całokształt problemów "Klęski ekologicznej Krakowa", a proponowane przeze mnie sformułowanie stało się tylko tytułem mojego referatu, co zresztą nadal wzbudzało obiekcje ze strony p. Geyera. Wzbudzało je zresztą u niektórych przedstawicieli ówczesnych (wiosna 1989) władz miasta, proszonych o finansowe wsparcie sesji. Obyło się bez tej pomocy i sesja odbyła się 2 i 3.6.89, a jej trwałym rezultatem stał się tom obejmujący ponad 40 pozycji, zatytułowany "Klęska ekologiczna Krakowa".

Po ukazaniu się tomu jesienią 1989r. wraz z dwoma autorami zamieszczonych tam prac: prof. K. Z. Sową (obecnie rektorem WSP w Rzeszowie) i doc. drem hab. K. Górką (Dyrektorem Instytutu Ekonomiki Przemysłu AE w Krakowie) przygotowaliśmy projekt stanowiska PKE w sprawie krakowskiej huty, pomyślany jako konkluzja praktyczna wypływająca z zawartych w tomie krytycznych analiz. Było to żądanie bezzwłocznej i bezwarunkowej likwidacji produkcji stali surowej, koksu i cementu w nowohuckim kombinacie. Ten obejmujący stronę maszynopisu projekt "utknął" wg mojego rozeznania (jako zwykły członek PKE nie uczestniczę w posiedzeniach jego kierowniczych gremiów) z powodu oporów pp. Geyera i Gęgi - członków ZG PKE. Uzasadniali go koniecznością utrzymania miejsc pracy w kombinacie, zatrudniającym 27 tys. osób, a decydującym o istnieniu od 50 do 100 innych, związanych z nim zakładów. Pierwszą natomiast publiczną enuncjacją związaną z PKE osobami jej autorów, okazała się być ekspertyza pp. Geyera i Gęgi w sprawie instalacji do cos-u, zakończona pełną "twórczego optymizmu" afirmacją huty:

"Te działania (tj. zalecone w ekspertyzie - uwaga moja - AD) powinny bowiem stanowić potrzebny Hucie element proekologiczny. Praca tych ludzi powinna przynosić korzyści Hucie i poprawić jej kondycję ekonomiczną, a kondycja Huty decyduje o jej przyszłości i również - czego nie da się ukryć - decyduje o przyszłości Krakowa."

Ekspertyza ta wraz z jej zakończeniem zadowoliłaby niewątpliwie nawet wicepremiera Z. Szałajdę oraz jego Ministra Ochrony Środowiska S. Jarzębskiego (który m.in. wyrażał publicznie żal z powodu likwidacji elektrolizerni w skawińskiej hucie aluminium) jako broniąca "osiągnięć socjalistycznej industrializacji" przed "wrogimi zakusami" ekologów i reformatorsko zorientowanych ekonomistów. Autorzy ekspertyzy za nic mają opinię publiczną Krakowa (którego 80% mieszkańców jest przeciwnych hucie w swym mieście, a 40% jest za całkowitym wstrzymaniem jej produkcji), albowiem jak prawdziwi komuniści "wiedzą lepiej" co dla kraju i miasta jest dobre.

Tymczasem stanowisko pp. Geyera i Gęgi jest ewidentnie sprzeczne z przyjętymi przez PKE ogólnymi ustaleniami, zawartymi w jego oficjalnych dokumentach ogłoszonych m.in. w tomiku pt. "Deklaracja ideowa i tezy programowe PKE" (Kraków 1989), do którego tu nawiążę. Otóż p. VII "Deklaracji ideowej" głosi:

"W wypadku zaistnienia sprzeczności między utalitaryzmem, podkreślającym korzyści socjalne, a etyką broniącą naturalnych i podstawowych praw do życia, PKE opowiada się za niedopuszczeniem do kompromisów."

Prawo do życia w nieskażonym środowisku mieszkańców Krakowa ma zatem bezwzględny priorytet nad potrzebą zatrudnienia pracowników kombinatu i związanych z nim zakładów i nie wolno firmą PKE przysłaniać jakichkolwiek tutaj kompromisów. PKE nieprzypadkowo powstał w Krakowie, które to miasto dlatego stało się stolicą polskich ruchów ekologicznych (większość z nich tu wzięła swój początek), albowiem niszcząca furia stalinowskiej industrializacji dotknęła je najciężej lokalizując tutaj wielką metalurgię. Znalazło to wyraz w "Tezach programowych PKE" wskazujących właśnie Kraków jako przykład barbarzyńskiego niszczenie bezcennego kulturowego dziedzictwa wskutek wadliwej lokalizacji przemysłu. PKE uważa, że w takich przypadkach stwarzające zagrożenie zakłady przemysłowe należy stopniowo likwidować, lub przeprofilowywać w kierunku produkcji dla środowiska mniej uciążliwej, w określonym limicie czasu (cyt. wyd. s. 26). Na rzetelność ekspertyz oraz zabezpieczenie się przed wszelkimi wobec niej uchybieniami dokumenty PKE kładą szczególny nacisk (s. 17 i 38), jednak już to co zostało powiedziane wystarczy dla dyskwalifikacji ekspertyzy pp. Geyera i Gęgi jako ekspertyzy ekologicznej firmowanej przez PKE.

Po moim artykule na łamach "Wieści" otrzymałem od jednego z Czytelników pięknie oprawny i pokaźnych rozmiarów (708 str. + 152 zdjęcia) tom pt. "Kamienie węgielne" (nakład 3000 egz.), wydany przez DOBROWOLNE ZRZESZENIE BUDOWLANE BUDOSTAL ku swej własnej chwale ("Rzecz o BUDOSTALU"). Dla wprowadzenia w poetykę zawartości tomu przytoczę fragment z przedmowy DO CZYTELNIKA, jakby przeniesiony z broszur agitacyjnych czasów planu 6-letniego"

"'Mierz siły na zamiary' - rzucił wyzwanie Adam Mickiewicz. Czyż nie była takim wyzwaniem decyzja budowy ogromnego kombinatu Huty im. Lenina [...] Wznosimy Hutę KATOWICE, drugi fundament, który zapewnia nam wysoką pozycję wśród producentów stali na świecie. Czy nie mamy powodu do dumy?" (s. 7)

Największym tytułem do dumy jest zatem budowa największych "piramid" komunistycznych w Polsce. W tym "autopanegiryku" BUDOSTAL nie zapomina, że wielu trudnych zadań nie byłby w stanie wykonać bez pomocy radzieckich przyjaciół. Dotyczy to zwłaszcza budowy HiL-u, a obecnie Huty KATOWICE (s. 8). Wiele miejsca poświęcono roli upolitycznienia w osiągnięciach BUDOSTALU, a rozdział pt. "Partia na budowie" zaczyna się od zdania: "O osiągnięciach w zakresie wykonania zadań inwestycyjnych, zarówno na budowie HiL-u, Huty im. Nowotki, Huty ZAWIERCIE, Huty KATOWICE jak i wielu innych budowach nie sposób nie mówić bez podkreślenia roli Partii." (s. 173)

W podobnym stylu o roli Partii (przez duże "p"!) aż do s. 193, a później o organizacjach politycznych, młodzieżowych (ZMP i ZMS - s. 213 - 231), o wkładzie w "obronę kraju" (s. 323 - 234), a także o "Przyjaźni z Wielkim Sąsiadem" (s. 247 - 250). Nieco wcześniej jest też rozdział o "Naszym ORMO" (zdj. 131 przedstawia uroczyste wręczenie sztandaru jednostce ORMO BUDOSTALU). Bogata ikonografia utrwaliła m.in. odwiedzające budowy BUDOSTALU (głównie HiL) takie znakomitości jak Bierut i Chruszczow (zdj. 91 i 92), Gomółka, Cyrankiewicz i Mikojan (zdj. 93 i 94), Gierek, Jaroszewicz i Breżniew (zdj. 97, 98 i 99), a także Fidel Castro (zdj. 101), Nkrumah i A. Zawadzki (zdj. 103) oraz wielu innych.

Najbardziej jednak zdumiewa pod przedmową DO CZYTELNIKA data: Kraków - maj 1985 (!). A więc w 16 lat po raporcie U Thanta alarmującym świat groźbą narastania kryzysu ekologicznego, a w 4 lata po polskich 16 miesiącach SOLIDARNOŚCI, kiedy każdy kto patrzył i słuchał musiał zrozumieć, że narzucone krajowi przez obcą siłę stalinowskie uprzemysłowienie przyniosło jedynie głęboki kryzys ekonomiczny i ekologiczny, cywilizacyjną zapaść i zagrożenie dla biologicznego bytu Narodu. Uprzemysłowienie sprzeczne z elementarnymi ludzkimi i narodowymi potrzebami, forsujące przemysły surowcowy i ciężki jako podstawę dla zbrojeń potrzebnych sowieckiemu imperium w jego zbrodniczych i zarazem obłędnych zamysłach opanowania świata.

Ślepa i głucha na to mogła być jedynie technobiurokratyczna nomenklatura, będąca integralną częścią komunistycznego establishmentu, całkowicie wyobcowanego ze społeczeństwa, a łącząca nadzieje na przetrwanie ze swymi przywilejami z poczynaniami ekipy stanu wojennego ubezpieczanymi sowiecką potęgą militarną. Wyraziło się to nawet w przedmowie, w której ubolewając z powodu znacznego opóźnienia w wydaniu tomu wspomnano, że "Do druku oddano książkę w roku 1980. Był to jednak okres w życiu naszego kraju trudny i burzliwy. Sytuacja ta spowodowała, że drukarnia zwróciła maszynopis w kwietniu 1981r. i powiadomiła, że z przyczyn od niej niezależnych nie jest w stanie wykonać przyjętego zobowiązania". (s. 13).

W takim to tomie znalazło się nazwisko p. mgra inż. (wówczas jeszcze) Ryszarda Geyera - dyr. technicznego BUDOSTALU. Brak tu miejsca na prezentację opisanych tam jego dokonań przy budowie nowohuckiego kombinatu, ocenionych bardzo wysoko (kto ciekaw nich zajrzy na strony: 73, 76, 77, 78, 81, 247, 528 - 530, 578 i zdj. 95). Znalazło to wyraz w nadanych mu przez komunistyczną władzę odznaczeniach Sztandaru Pracy II Klasy, Krzyża Komandorskiego Orderu Odrodzenia Polski, Złotego Krzyża Zasługi, Odznaki Budowniczego HiL (s. 578) oraz Złotej Odznaki TPPR (s. 247). Polecam gorąco lekturę wspomnienia p. Geyera pt. "Cena sukcesu" (s. 528 - 530) utrzymaną w poetyce wczesnych lat pięćdziesiątych, a poświęconą rozruchowi walcowni zimnej blachy. A pamiętajmy, że ukazało się ono w 1985r., piątym roku istnienia PKE! Gdyby p. Geyer nie akceptował wyrażonego w swym wspomnieniu stanowiska mógł jeszcze przed oddaniem tomu do druku je wycofać.

Nie wypominałbym publicznie przeszłości p. Geyerowi - od 3.6.90 wiceprezesowi ZG PKE (!), gdyby z Szawła stalinowskiego uprzemysłowienia przemienił się w Pawła ekologizmu, który po przełomie moralnym pragnie w ruchu ekologicznym znaleźć pole dla ekspijacji swych wielkich win. Wtedy w pełni zasadna byłaby wobec niego "gruba kreska" zamykająca niechlubną przeszłość i pozwalająca oczekiwać, że uzyskane doświadczenia w wieloletnim niszczeniu kraju wykorzysta dla usuwania i naprawy skutków tych zniszczeń. Niestety w świetle przytoczonych faktów kontrowersja taka nie miała miejsca. Gdyby szukać metaforycznych odniesień, to możnaby w p. Geyerze upatrywać raczej Wallenroda stalinowskiego przemysłu w ruchu ekologicznym, który czerwone barwy pod którymi budował ten przemysł, zmienił na ekologiczne dla obrony tego co przez większość swej zawodowej aktywności współtworzył.

Mamy tu do czynienia z "modelowym" przypadkiem kariery w technobiurokratycznej nomenklaturze sfinalizowanej po latach aktywności przy budowie priorytetowego dla komunistów przemysłu nagrodą w postaci spokojnej synekury w resortowym instytucie naukowym ORGBUD. W tomie jest jeszcze mgrem inżynierem, ale w PKE już doc. (niehabilitowanym) drem inżynierem, a ostatnio profesorem kontraktowym w tymże instytucie. Ponieważ ekspertyzę i publikację firmuje jako "Prof. dr" warto wyjaśnić stan faktyczny. Wskazuję na to gwoli dokładności. W istocie nie ma to większego znaczenia, albowiem komunistyczne władze często nagradzały swe oddane sługi stopniami i tytułami naukowymi i stanowiskami akademickimi. Pierwszy dyrektor HiL-u (którego literacki wizerunek znalazł się w "Początku opowieści" M. Brandysa) i jeden z szefów resortu hutnictwa dostąpili najwyższych zaszczytów i stanowisk w Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Skoro zajmowali wyższe od p. Geyera stanowiska w technobiurokratycznej hierarchii, zostali też wyżej uhonorowani w hierarchii naukowej.

Po upadku komunizmu najlepiej jest bronić najgorszego stalinowskiego dziedzictwa właśnie w barwach ekologii, wykorzystując przy tym niewątpliwy autorytet PKE. Powstały na fali rozbudzonej przez SOLIDARNOŚĆ aktywności społecznej jesienią 1980r., zdołał się chwalebnie zapisać akcją przeciw elektrolizerni w skawińskiej hucie, a po 13 grudnia obronić swą niezaleźność względem komunistycznej władzy. W latach osiemdziesiątych dopracował się znaczącego dorobku naukowego i ekspertalnego, nawiązał liczące się kontakty międzynarodowe oraz skupił grono kompetentnych i zaangażowanych działaczy. Ten autorytet i pozytywny społeczny image eksponuje pierwsze opracowanie o polskich ruchach ekologicznych (Józefina Hrynkiewicz, "ZIELONI", Warszawa 1990). PKE odbija szczególnie korzystnie na tle rozdzieranego iście potępieńczymi swarami środowiska różnych odłamów Polskiej Partii Zielonych, tak bardzo szkodzącymi całemu ruchowi ekologicznemu w Polsce i to w opinii własnego społeczeństwa jak i zagranicy. Dlatego nie może w niczym umniejszyć autorytetu PKE zdemaskowanie w jego szeregach (a nawet władzach naczelnych) wroga ekologizmu, który nadużył zaufania i dobrej wiary autentycznych obrońców środowiska.

W czasach gdy p. Geyer tak ofiarnie wznosił HiL nazywano to "brakiem czujności" wobec wroga zawsze szukającego sposobności dla aktów "dywersji", a tak właśnie należałoby określić jego rolę w ruchu ekologicznym. Podobne przypadki przenikania rzeczników dawnego porządku do autentycznych organizacji społecznych, a nawet struktur administracji, zdarzają się dzisiaj (vide głośny w ub.r. przypadek zastępcy warszawskiego komendanta policji) i mogą się jeszcze nie raz zdarzyć. Ostrzegała przed nimi niedawna konferencja Komitetów Obywatelskich. Ufam, że PKE przezwycięży zaistniały kryzys i będzie w stanie zająć wyraźne i jednoznaczne stanowisko wobec prób utrwalania grożącego Krakowowi nieuchronnym zniszczeniem stalinowskiego dziedzictwa.

Drugi współautor ekspertyzy p. doc. dr hab. Józef Gęga reprezentuje uczelnię, która zajmuje stanowisko zbieżne ze stanowiskiem obu ekspertów PKE. Senat AHG optuje za utrzymaniem produkcji stali w HiL przez zainstalowanie linii cos. Na końcu jest wzmianka odwołująca się do ekspertyzy "Krakowskiego Klubu Ekologicznego" (Biuletyn Rektora AGH z 15.4.91). Mimo niedokładności tego określenia wszystkie okoliczności wskazują, że chodzi o ekspertyzę pp. Geyera i Gęgi. Jakże różna jest ta afirmacja stalinowskiej huty od stanowiska, które wyrażone zostało w uchwale Senatu UJ z 10.1.89 "W sprawie zlikwidowania zagrożeń jakie dla biologicznego i historycznego bytu Krakowa stanowi HiL" (zamieszczona w tomie "Klęska ekologiczna Krakowa", s. 396 - 397). Już sam tytuł wyraża odmienność stanowisk, a wyjaśniają je powszechnie znane realia PRL-u. AGH z racji swego profilu obsługiwała priorytetowe dla komunistów przemysły, partycypując z tego tytułu w ich branżowym uprzywilejowaniu. Uczelnia była "kuźnią" kadr technobiurokratycznych, realizatorką licznych zleceń od tego przemysłu, a prominenci gospodarczej nomenklatury - jak wspomniałem - zajmowali tam prestiżową metę swych karier. Stąd owa zbieżność stanowisk reprezentacji uczelni oraz dawnej nomenklatury w sprawie losów stalinowskiego dziedzictwa.

J. Hrynkiewicz we wspomnanej książce o polskich ruchach ekologicznych za probież autentyczności, niezależności i uczciwej postawy ruchu mieniącego się być ekologicznym uważa jego negatywny stosunek do energetyki jądrowej (s. 17). Rozciągnąłbym ten probież na stosunek do stanowiących stalinowskie dziedzictwo skrajnie dla środowiska szkodliwych przemysłów surowcowego i ciężkiego, a szczególnie do jego najczęściej wadliwie zlokalizowanych wielkich zakładów. Energetyki jądrowej nie zdołano u nas na szczęście rozwinąć, natomiast hipertroficznie rozwinięte stalinowskie przemysły nadal rujnują gospodarkę i środowisko i dlatego żaden autentyczny i uczciwy działacz ekologiczny nie może godzić się na ich utrwalanie.

Na koniec pragnę zauważyć, że utrzymując zasadnicze źródła zagrożenia ekologicznego Krakowa niesione przez stalinowski kombinat metalurgiczny, wykazujemy brak uczciwości względem pragnącej nam pomóc w ratowaniu miasta zagranicy. Przeznaczając amerykańską pomoc na likwidację niskiej emisji (o czym informuje ostatnio prasa) pozorujemy w istocie akcje na rzecz ratowania Krakowa, które nie mogą być w pełni efektywne dopokąd w bezpośrednim sąsiedztwie miasta wytapiana jest stal i wytwarzany koks i cement.

doc. dr hab. Andrzej Delorme
Instytut Organizacji i Zarządzania
Politechniki Wrocławskiej
członek PKE




ZB nr 5(23)/91, maj '91

Początek strony