Strona główna 

ZB nr 11(29)/91, listopad '91

VISION QUEST
- POSZUKIWANIE WIZJI

Wywodząca się z tradycji indiańskiej, obecnie spopularyzowana na Zachodzie pod angielską nazwą "vision quest", uczona nie tylko przez rdzennych Indian, ale także w różnego rodzaju ośrodkach wywodzących się z nurtu psychologii humanistycznej i psychoterapii, praktyka ta polega na medytacji w samotności w dzikiej naturze w celu uzyskania przewodniej wizji życia, intuicyjnej odpowiedzi na pytanie o cel istnienia.

W jednej z broszur informacyjnych zachęcających do wzięcia udziału w tego rodzaju praktyce czytamy: "Kiedy lato odchodzi i liście zmieniają swe żywe barwy, odpowiadając na głos wewnętrznej tęsknoty, meżczyzna i kobieta pozostawiają za sobą cały świat udając się w ciemne, sekretne miejsce Matki Ziemi, aby umrzeć tam i odrodzić się na nowo. Niczym sucha łupina ziarna ukrywająca nasienie cennego ducha wstępują w ciemność Ziemi pozwalając chłodnej zimie przeniknąć ich ziemskie członki. Bez jedzenia, bez picia, bez żadnego zajęcia, stają twarzą w twarz ze swymi wizjami i snami wyświetlają- cymi się w obłąkańczym kołowrocie na ekranach ich świadomosci. Usta ich spieczone wysychają z pragnienia, a wnętrzności krzyczą. Przenikający ból sprawia, że zapominają, że jeszcze istnieją. Wyrzekając się wszystkiego uwalniają się przede wszystkim od siebie samych. I jak promień światła rozświetlający ciemność grobu, niczym bogowie zmartwychwstają i są wolni, aby iść, dokądkolwiek pragną."

Chociaż nie wszystkie odosobnienia przybierają tak surową formę, istota jest zawsze taka sama. Uczestnicy udają się na pustkowie w grupie. Pierwszego dnia zakładają wspólny obóz i po otrzymaniu instrukcji rozdzielają się udając się parami przed siebie tak daleko, aż znikną z oczu pozostałym. Następnie każda para wyznacza sobie miejsce, gdzie będzie zostawiać sobie wiadomości. Jedna osoba będzie robić to rano, druga wieczorem, tak aby nie kontaktować się ze sobą bezpośrednio. Ma to na celu zapewnienie poczucia bezpieczeństwa na wypadek nagłej choroby itp. W ciągu pierwszego dnia uczestnicy budują sobie szałas z gałęzi, liści, skał wykorzystując także naturalne zagłębienia ziemi. Będzie im służyć jako osłona przed deszczem, a także będzie miejscem, gdzie w zupełnej ciemności doświadczać będą wizji swoich własnych umysłów.

W ten sposób pozostawiając za sobą swe rodziny, świat przyzwyczajeń i codziennej rutyny udają się do wnętrza Ziemi niczym do łona Matki, aby poddać się procesowi duchowej transformacji. W ciemności śpiewają, modlą się, krzyczą, płaczą, rozmawiają z samymi sobą wyrażając to, co jest w nich najpierwotniejsze i najgłębsze, bądź po prostu siedzą w milczeniu wsłuchując się w głos własnego serca, oczekując impulsu i wezwania Wielkiego Ducha. Doświadczają przy tym w zwielokrotnionej formie znudzenia, klaustrofobii, rozpaczy, głodu, pragnienia, poczucia izolacji, beznadziejności i samotności. W sumie przebywają w ciemności dwie noce i jeden dzień całkowicie bez pożywienia i picia.

Dla Indian takie doświadczenie stanowiło przejście w świat dorosły. Dhyani Iwahoo w swej książce "Voices of Our Ancestors. Cherokee Teaching from the Wisdom Fire.", w której opisuje duchowe nauki Czirokezów, wspomina, że jako mała dziewczynka, wychowywana od dziecka na szamankę na skutek proroczych wizji jej dziadków, zostawiana była często sama w zypełnym pustkowiu na noc. Praktyka medytacji w samotności stanowiła także jedną z sześciu podstawowych duchowych praktyk Indian Dakota pod nazwą hanblecheyapi. W wersji indiańskiej vision quest poprzedzona jest i zakończana często rytuałem łaźni parowej (sweatlodge). Do zamkniętego szałasu wyłożonego liśćmi szałwi wprowadza się rozgrzane do czerwoności kamienie, które następnie polewa się wodą. Szałas jest zamykany, a uczestnicy siedzą ściśnięci w kłębach pary śpiewając modlitwy i medytując. W sumie są to jednak dwie różne ceremonie i niekoniecznie łączone ze sobą zwłaszcza w wydaniu zachodnim.

Samotność, ciemność, post, modlitwa, medytacja i dzika natura - to nieodłączne elementy każdego szamanizmu. Współcześni psychologowie i psychterapeuci wskazują, że tego rodzaju praktyki stanowić mogą skuteczny lek na stres, alienację, depresję i rozpacz jakie niesie ze sobą nerwowe życie i pogoń za materialnymi wartościami współczesnej cywilizacji. To życie szalone, zdezintegrowane i pozbawione harmonii, tak przejmująco sfotografowane w filmie "Koyaanisquatsi", potrzebuje jako leku ściślejszego związku z naturą, Matką Ziemią i kosmosem.

W jednej z wersji praktyki vision quest uczestnicy siedzą ostatniej nocy wewnątrz kręgu zbudowanego z kamieni, gdzie każdy kamień symbolizuje jakieś zdarzenie z ich życia, bolesne lub radosne. Przypomnijmy, że według Indian kamienie mają swoją świadomość i mogą być naszymi najlepszymi nauczycielami. Ćwiczący wchodzi w ten krąg o zachodzie słońca i pozostaje w nim aż do świtu, aż kamienie "ożyją i zatańczą w jego świadomości". W innej wersji, aby uświadomić sobie związek z wszechświatem i jego procesami, ostatniej nocy dźwięk bębna zaprasza wszystkich do wspólnego kręgu oświetlonego ogniskami. Przy wejściu każdy jest okadzany świętym dymem, a następnie musi odśpiewać lub odtańczyć swoje doświadczenie trzech poprzednich dni.

Tego rodzaju praktyki otwierają na nas to, co Indianie nazywają Wielką Tajemnicą życia, uświadamiają nam świętość wszystkiego co istnieje i fundamentalną równość wszystkich rzeczy. Widząc, że jesteśmy braćmi i siostrami zwierząt, roślin, skał uświadamiamy sobie właściwą hierarchię rzeczy i swoje miejsce we wszechświecie. Rozumiemy w sposób bardziej namacalny, że wszechświat jest całością i jest naturalnym domem dla wszystkich rzeczy. Jeden z uczestników warsztatów prowadzonych przez Stevena Fostera i Meredith Little w Kaliforni tak opisał swoje wrażenia:

"Czułem cudowny spokój w sobie i w przyrodzie. Mówiłem do gór. Były tak majestatyczne, że wydawały się rozumieć życie. Zadawałem im pytania, a głęboka cisza była ich odpowiedzią. (...) Pozwalałem swemu umysłowi błądzić bez jakichkolwiek z góry powziętych planów, co chciałbym zobaczyć. Różne drobne radosne wspomnienia pojawiły się. Wydawało mi się, że oto całe moje dzieciństwo wyświetla się nagle przede mną. Zobaczyłem moje młode lata i wszystkie radości i smutki, które doświadczałem w przeszłości. (...) Otworzyłem oczy. Byłem tutaj, na Ziemi. Uświadomiłem sobie, że wizje symbolizowały moje odrodzenie. Urodziłem się na tej ekscytującej, pięknej, a zarazem okropnej i niebezpiecznej planecie, która wita mnie teraz. Dlaczego odrzucałem od siebie to uczucie jedności z całym światem? Bałem się obnażyć siebie, zrzucić z siebie swoją pozycję społeczną, poczucie bezpieczeństwa, domu, moją dumę, stare uprzedzenia i uczucie, że mogę kontrolować świat wokół siebie. Ale góry nauczyły mnie, że to co wygląda niczym twarda, lita skała może rozprysnąć się pod wpływem większej siły. Błyszczące gwiazdy zsyłały ku mnie piramidy energii. Widziałem je wyraźnie jak rzekę, nieustający strumień ciepła, mocy i światła przychodzący od gwiazd do wnętrza mej istoty. Wszystko wydawało się dźwięczeć. Duch wysyłał mi swoje mistyczne przesłanie Miłości. Ujawniał mi powód, dla którego jestem tutaj na Ziemi. Ta cudowna planeta daje nam nie tylko miejsce, w którym istniejemy jako żywe istoty, ale pozwala nam rozwinąć się wspólnie. Jestem tutaj, aby uczestniczyć w tym potencjalnym braterstwie. Jestem tutaj, by kochać i akceptować. Poprzez te obrazy gwiazd i słońca, całą tę energię wszechświata mogę zebrać w sobie i skierować ją do całej ludzkości."

Marek Has

LITERATURA:




ZB nr 11(29)/91, listopad '91

Początek strony