Strona główna 

ZB nr 1(31)/92, styczeń '92

PROF. STEFAN KOZLOWSKI
nowym ministrem ochrony srodowiska

Gdyby nastąpiło to wcześniej - mógłbym się tylko cieszyć, że nowym ministrem ochrony środowiska został człowiek wywodzący się z ruchu ekologicznego. Cieszyłbym się, że pozytywistyczne działania we Włocławku, w Krośnie, w Kowarach czy w Darłowie zostaną wsparte nie tylko wiedzą i doradztwem naukowców z Warszawy czy Krakowa, ale także odpowiedzialnymi, przemyślanymi i zdecydowanymi decyzjami świadomego ministra. Cieszyłbym się, że nie trzeba już zużywać ogromu energii na przekonywanie tych, którzy powinni być z nami - reprezentują przecież Ochronę Środowiska - a z nami nie są. Cieszyłbym się, że żyję w normalnym kraju, w którym resort odpowiedzialny za stan środowiska nie jest nazywany Ministerstwem Niszczenia Środowiska.

Gdy następuje to dziś, a w rządzie jako minister ochrony środowiska zasiada człowiek znany ekologom z nieprzejednanej postawy i głębokiej ekologicznej świadomości, chwila refleksji.

Wiadomo, jakie wspomnienia mają ekolodzy po rządach pp. Jarzębskiego, Michny, Kamińskiego, Nowickiego. Niekompetencja, totalny bałagan, zapominanie o interesach środowiska lub wręcz popieranie interesów sprzecznych z zasadami ekorozwoju: dziesiątki, setki przykładów.

Gdy polski ruch ekologiczny stał się silniejszy, pokusił się nawet o zbieranie argumentów przeciw Min. Kamińskiemu (działania Śląskiego Ruchu Ekologicznego) czy Min. Nowickiemu (działania wszystkich właściwie niezależnych ekologów). Lecz stało się i rządy poprzednich ministrów kompletnie rozłożyły polską ochronę środowiska. Niestety, należę do tych, którzy w działalności poprzednich ministrów nie są w stanie dostrzec jaśniejszych obszarów (w stosunku do wydatkowanej energii i funduszy). Na łopatki rozłożona została zagraniczna ekologiczna polityka państwa (a właściwie nigdy takiej polityki nie stworzono, o czym mogłem się przekonać przesiadując przez rok w jednej z polskich ambasad i molestując jej pracowników, a następnie próbując nieco rozruszać Departament Współpracy z Zagranicą MOŚZNiL).
W sposób nieprawdopodobnie- piramidalny rozłożono edukację ekologiczną, która w rezultacie praktycznie opuściła mury gmachu przy Wawelskiej. Rozłożono system zarządzania zasobami wodnymi na części pierwsze, a następnie nie potrafiono skutecznie skorzystać z pomocy oferowanej przez rząd Francji. Rozłożono idee przeniesienia na polski grunt AFME czyli Agencji Efektywnego Wykorzystania Energii, zamiast tego udzielając poparcia (Min. Nowicki na konferencji w Mariotcie) dla niezbyt przemyślanych koncepcji amerykańskich. Doprowadzono do nieprawdopodobnego bałaganu i wręcz stworzenia znakomitych warunków dla rozwoju mechanizmów korupcyjnych w zarządzaniu zasobami geologicznymi.

Ministerstwo przy Wawelskiej zaczęło się przez ostatnie dwa lata Naszej Polski kojarzyć bardzo brzydko. Trudno będzie ten obraz zmienić, jeśli nadal panować będą tam te same mechanizmy, koledzy będą kontrolować kolegów, a decyzje będą zapadały w sposób mgliście niejasny; jeśli nadal nie będzie wiadomo kto konkretnie odpowiada za podjęcie jakiejś decyzji, a który departament - za jaką sferę działalności; jaka jest rola Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i dlaczego na jego czele stoi człowiek, który nie dość, że nie sprawdził się jako szef resortu podejmując najbardziej nieprzemyślane decyzje, to jeszcze dziś blokuje zarządzanie budżetem ministerstwa metodami całkowicie pozaprawnymi.

Trudno będzie nowemu ministrowi uzyskać poparcie niezależnego ruchu ekologicznego, jeśli resort nie przejdzie gruntownych przeobrażeń. Trudne będzie pozbycie się etykietki Ministerstwa Niszczenia Środowiska, jeśli nadal w zapomnieniu pozostawimy zapisy ustaleń podstolika ekologicznego z 1989r., nie zostanie zdefiniowane w sposób przejrzysty i jasny czy ministerstwo opowiada się za ekorozwojem czy za chronieniem trucicieli; czy za prymitywnym karaniem i tak już maksymalnie zadłużonych ze wszystkich stron podmiotów gospodarczych-trucicieli, czy też za stworzeniem systemu finansowego dotowania i preferencyjnego kredytowania ich działań na rzecz ochrony środowiska (w wielu krajach sprawdzono w praktyce doskonałe systemy zarządzania zasobami środowiska (Agencje ds. Energii, Wody, Powietrza, Zagospodarowania Odpadów). Trudno będzie działać nowemu ministrowi, jeśli nadal dotychczasowe mechanizmy będą działały w Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska blokując wprowadzanie sensownych i metodycznych sposobów zarządzania zasobami środowiska.

Właściwie najbliższe tygodnie- miesiące pokażą, na ile zdecydowane i rzeczywiste zmiany poczynione zostaną w resorcie. Istotną kwestią jest, czy zmiany takie mogą być przeprowadzone, a jeśli tak - w oparciu o jakie siły. Czy jedną z tych sił będzie wciąż kontestujący i nastawiony na negację i protesty (w tym, przyznajemy, jesteśmy dobrzy) niezależny ruch ekologiczny? Czy udzielimy wsparcia (mimo że dotychczas nie lubiliśmy MNiSia) dla człowieka, który kierował ze strony solidarnościowej pracami podstolika ekologicznego w 1989r., wspierał głodujących pod gdyńskim terminalem, opowiadał się w sposób jasny i bezwzględny przeciw niszczeniu Bieszczad...

Ludzie kultury mają swojego nowego ministra. Ludzie biznesu mają też swojego nowego ministra, który będzie reprezentował ich interesy. Nowego ministra mają też nauczyciele, pracownicy służby zdrowia. Nowego ministra mają też polscy ekolodzy i misie bieszczadzkie, choć ci pierwsi już tego jakby nawet nie zauważyli, a ci drudzy czekają wciąż na efekty.

Eryk Mistewicz

PRZYCZYNEK DO ROZWAŻAŃ
o ekologicznym biznesie

Nie tak dawno w ZB ukazała się oferta. Zachodni partner od lat specjalizujący się w wydawaniu kaset, płyt analogowych i kompaktowych z nagraniami natury (głosy ptaków, szum wodospadów, dźwięki dżungli itp.) poszukiwał oto partnera polskiego do rozpoczęcia dużego, poważnego przedsięwzięcia i wspólnego produkowania tego typu nagrań i sprzedawania ich w Polsce. Który z ekologów nie wolałby bowiem od przeciętnej rąbanki disco nastrojowych szumów z rejonu Wielkiego Kanionu. Który z nauczycieli nie chciałby urozmaicić lekcji nagraniami głosów ptaków? Kto z zestresowanych mieszczuchów nie chciałby zatopić się w świetnej jakości dźwiękowych przestrzeniach przeniesionych z tropikalnej dżungli? Itd. itp...

I oto znalazł się zagraniczny partner, potentat w tej dziedzinie, który chciałby zainwestować w Polsce, stworzyć podstawy rynku nagrań "ekologicznych". Chodziło o spore pieniądze, które mogły przywędrować jako inwestycje do Polski, jeśli by tylko znalazł się tu poważny i uczciwy partner.

Po obwieszczeniu w ZB - cisza. Po odwiedzeniu kilku firm fonograficznych i puszczeniu informacji "w miasto" - lekki szum i znów cisza. I wreszcie odpowiedź od jednej z niedawno powstałych spółek fonograficznych specjalizujących się w nagraniach muzyki alternatywnej. Odpowiedź, którą chętnie przytoczę czytelnikom ZB: "(...) Nie widzę żadnej praktycznej możliwości dystrybuowania takich produktów fonograficznych w Polsce w istotnych nakładach. Możliwe jest sprzedanie śladowych ilości w "Eko-klubach", przy okazji niektórych koncertów, może w sprzedaży wysyłkowej. Wydaje mi się, że rynkowa sieć dystrybucji nie zechce tego przyjąć. To jest najbardziej POWAŻNA i UCZCIWA odpowiedź na państwa ogłoszenie. Pozdrawiam (podpis nieczytelny".

Ze swej strony dodam, że firma fonograficzna, która udzieliła tej odpowiedzi jest naprawdę poważna, prężna i ma rozeznanie rynku. Tłoczy w RFN i C-SRF kompakty, produkuje miesięcznie 20 tys. kaset, ma kontakty z blisko 300 sklepami i księgarniami muzycznymi, współpracuje też z hurtowniami i straganiarzami. Ma więc orientację.

Tak więc nagrania głosów delfinów czy zwierząt dżungli nie będą w Polsce masowo dostępne (przegrywanie kaset na sprzęcie UNITRY na strychu sąsiada nie wchodziło w rachubę, a wymagania partnera zachodniego były jasno sprecyzowane, w przypadku złej jakości nagrań ryzykował utratą renomy - takie są realia).

Warto przy okazji zastanowić się, czy w Polsce rzeczywiście potrzebne są "produkty ekologiczne": zdrowa żywność, nagrania fonograficzne, wydawnictwa książkowe, pisma ekologiczne na profesjonalnym poziomie merytorycznym i edytorskim? Lub dokładniej, trzymając się ziemskich wymagań ekonomii rynku w Społeczeństwie Kapitalizującym Się: czy produkty takie sprzedadzą się? Czy poniesione koszta zwrócą się choćby do poziomu zero (a więc nawet bez zakładanego zysku)?

Znany nie tylko mnie producent muesli - czyli żywności zdrowej jak najbardziej - narzeka. A jednocześnie znajomy ekolog objada się igloopolowską wołowinką (Igloopol niszczy Bieszczady, a wołowinka też nie jest bez winy).

Producent fonograficzny boi się zainwestować w nagrania głosów natury, bo musiałyby się one sprzedać co najmniej w nakładzie kilku tysięcy egz., aby zamortyzować poniesione koszta. Jednocześnie czego słucha Ekolog Znajomy? (Bo cóż niby ma słuchać, racja?)

Ekologiczne pismo pada wśród przyjaciół, bo czytać to i owszem, każdy przeczyta, ale innemu polecić, co to, to nie (albo - bądźmy sprawiedliwi - nie każdy).

Za chwilę rusza francusko-polska seria wydawnictw ekologicznych (Ekologia Na Co Dzień) AGENCJI REPORTER. Książki-poradniki, a na pierwszy ogień "Encyklopedia Życia", Juliette de Gautier i moja. Znając kulisy podjęcia decyzji o jej wypuszczeniu na rynek, znam też nastawienie wydawcy: idziemy po kosztach własnych, bez żadnych dotacji z niepewnych (czytaj: MOŚZNiL) źródeł, bez zysku, przecierając tylko ścieżkę wydawniczą dla kolejnych pozycji, które już wkrótce wchodzą na ścieżkę drukarską (w sumie: sześć pozycji w 1992r.!). Nakład zapewnia, że książki te będzie można kupić zarówno w Szczecinku, w Warszawie jak i w Krośnie (a nawet na poczcie w Wetlinie, ale to już po znajomości). Koszt ok. 350-stronicowych, bogato ilustrowanych i dobrze wydawanych poradników nie powinien przekroczyć 20 tys. zł w hurcie.

Znów więc kolejna próba. W kraju bez rynku (na poważniejszą skalę) produktów ekologicznych. W kraju, gdzie dziś zbija się przede wszystkim pieniądze na byle czym. W kraju, w którym po zapowiedzi "Encyklopedii Życia" na łamach ZB dostałem już kilka próśb o "egzemplarze autorskie" z motywacją: ekologiem jestem, ale, jeśli mam kupić za swoje, to już wolę jakiś dobry kryminał...

Niniejszym więc jeszcze raz zapraszam wszystkich do pomocy w tworzeniu rynku produktów ekologicznych w Polsce. W sklepach muzycznych pytajmy o nagrania głosów ptaków, w sklepach spożywczych o zdrową żywność, w księgarniach o książki o praktycznej ekologii. Wywierajmy presję na sprzedających i hurtowników, aby postarali się urozmaicić "ekologią" swoje sklepy i hurtownie. Kupujmy produkty zdrowe, bez nadmiaru opakowań, pytajmy o żywność z gospodarstw biodynamicznych, promujmy w swych środowiskach ZB i pisma alternatywne, prasę i wydawnictwa ekologiczne.

Eryk Mistewicz
Agencja "Reporter"
Niemcewicza 17
Warszawa

PS. O "Encyklopedię Życia" wydaną przez "Reportera" pytaj w swej księgarni lub najbliższej hurtowni. Egzemplarze autorskie już niestety rozdysponowane, a wysyłką pojedynczych egzemplarzy (tzn. poniżej 10 szt.) nie ma kto się tu zająć. Straszne czasy. Hej!


ZB nr 1(31)/92, styczeń '92

Początek strony