Strona główna 

ZB nr 6(36)/92, Czerwiec '92

NIESZCZĘŚLIWA ROCZNICA:

500 LAT PO KOLUMBIE INDIANIE AMERYKI POŁUDNIOWEJ MAJĄ NIEWIELE POWODÓW DO ŚWIĘTOWANIA

Podczas gdy Ameryka Południowa przygotowuje się do 500-nej rocznicy jej odkrycia w 1492r. przez wyprawę Krzysztofa Kolumba, ludzie do których on przybył, uporczywie nazywani "Indianami", stanowią w gruncie rzeczy podklasę na szczeblach socjalnej i ekonomicznej drabiny.

Na całym kontynencie biali potomkowie Europejczyków utworzyli najbogatszą i najsilniejszą klasę społeczną, podczas gdy Indianie znaleźli się wśród najuboższych i mających najmniej do powiedzenia.

Luka ta jest szeroka i datowana tak daleko wstecz, że wielu ludzi nie dostrzega po prostu tych różnic. Ministrowie krajów Ameryki Południowej mówią o potrzebie ustalenia programów pomocy dla "wieśniaków" czy też "ubogiej ludności" słowami, które zaciemniają potężną rolę, jaką przynależność rasowa i etniczna odgrywa w określeniu - kto jest bogaty, a kto biedny.

"Ludzie lubią mity", mówi Maria Roztworowski, znana peruwiańska historyczka, "Hiszpanie mają swoje mity i my mamy swoje".

Jeden z takich mitów mówi, że społeczność Ameryki Południowej jest bardziej (o ile nie całkiem) przekolorowana. Po stuleciach koegzystencji wyłoniła się prawdziwa hybryda utworzona z dwóch światów, "Nastąpił proces wymieszanie się, lecz nadal jest rasizm, dyskryminacja i dominacja" - mówi Josr Diego Condorcanqui, czołowy argentyński adwokat praw indiańskich. Condorcanqui, lat 55, jest samoukiem socjologii i antropologii; jest Indianinem Kolla urodzonym w andyjskiej prowincji Jujuy.

"W miejscu pracy, ci z nas o brązowej skórze, obojętne o jakich kwalifikacjach, nie mają żadnej szansy na awans" - dodaje Condorcanqui. Młodzi ludzie idąc na dyskotekę w Buenos Aires widzą, że jeśli nie uzna się ich za Włochów lub Hiszpanów, to nie uda im się tam wejść. Nasza młodzież szanuje siebie, lecz tylko w domu, bo poza nim muszą rezygnować z tożsamości."

Temat ten różnie wygląda w różnych regionach. W Argentynie, kraju najbardziej zaludnionym przez przybyłych tu poprzez stulecie Europejczyków, setki i tysiące indiańskich jej mieszkańców żyje poza polem widzenie i poza świadomością na terenie tropikalnych lasów północnej części kraju. Tam to, tocząc ubóstwo, norma śmiertelności ich dzieci jest dwa razy większa niż w całym kraju.

Usłyszeć można jak mieszkańcy kosmopolitańskiego Buenos Aires mówiąc o ludności indiańskiego pochodzenia, których wielu żyje w podmiejskich slumsach, używają określeń typu "ci czarni" lub "ci usmarani".

Argentyńskie statystyki mówią o 3 milionach Indian cieszących się, tak jak i w innych krajach Ameryki Południowej pełnymi prawami politycznymi. W praktycie jednak nie ma ich na normalnym poziomie życia. Dana w 1985r. obietnica zaprzestania łamania słusznych praw Indian pozostaje pustą skorupą. Obietnice dania ziemi, rozwoju i lepszej edukacji padły ofiarą kryzysów ekonomicznych. Rząd obiecuje też zrobić zmianę konstytucyjnego zapisu zobowiązującego do "chrystianizacji" indiańskiej ludności.

Cuzco, wysoko położona w południowych Andach stolica Inków była kiedyś sprawnie zorganizowanym i karmiącym miliony ludzi miastem. Dzisiaj miasto to otoczone jest przez smutne szałasy zamieszkałe przede wszystkim przez ludność pochodzenia indiańskiego - ludność najbardziej zdesperowaną. 99% tych właśnie ubogich i ponurych zapełnia szpitale peruwiańskie, głównie z przyczyn kolejnych wybuchów cholery. "Cholera jest chorobą biedoty" - powiedział niedawno dyrektor limańskiego okręgu szpitalnego", "Ponad 20 tys. dzieci, głównie Indian, umiera co roku na biegunkę"

"The Gazette", 3.8.91

tł. Szaman


ZB nr 6(36)/92, Czerwiec '92

Początek strony