Strona główna 

ZB nr 6(36)/92, Czerwiec '92

PAPALAGI

Przez szereg wieków Europa odkrywała "barbarzyńców". A teraz oni odkrywają Europę. Kto jest górą w rachunku kultur?

Tuiavii z Tiavea odwiedził świat białego człowieka. Wrócił do swej wsi na Upolu, jednej z wysp Samoańskich, i opowiedział przy ogniu szczepowym o tym, jak żyje "Papalagi". Jak pracuje, w co wierzy, gdzie mieszka.

Słowa Tuiaviiego spisał w narzeczu polinezyjskim Erich Scheurmann, etnograf zaprzyjaźniony z Tuiaviim. Scheurmann przełożył potem swe polinezyjskie zapiski na język niemiecki i wydał je w Zurychu w latach dwudziestych .


Świat białego człowieka różni się od świata Tuiaviiego z Tiavea przede wszystkim tym, że jest w nim wiele różnych sztucznych urządzeń. Ale Wielki Duch jest i tak silniejszy od Maszyny - powie Tuiavii.

Papalagi ze wszystkiego potrafi zrobić sobie dzidę i maczetę. Bierze błyskawicę z nieba, ogień i wrzącą wodę i wydaje im rozkazy. A one stają się jego posłusznymi wojownikami. Papalagi wie, jak żywą błyskawicę uczynić jeszcze żywszą i jaśniejszą, palący ogień jeszcze bardziej palącym, a prędką wrzącą wodę jeszcze prędszą. On jest naprawdę Papalagim, jest Posłannikiem.

W tym miejscu wyjaśnijmy, że "Papalagi" w narzeczu, w którym Scheurmann spisał opowieść Tuiaviiego, znaczy tyle co "Przenikający niebo". Pierwszy biały misjonarz, który wylądował na Samoa przybył tam łodzią żaglową. Tubylcy sądzili, że widoczny z daleka biały żagiel jest dziurą w niebie, i że to przez nią właśnie zstępuje ku nim "Papalagi".

Papalagi, posłaniec Wielkiego Ducha, potrafi pokazywać różne sztuki. Umie być rybą i ptakiem, i kretem mieszkającym pod ziemią. Na żelaznych kołach pod stopami prześciga galopujące konie - mówi Tuiaviii. Ma wielkie czółna do pływania po wodach i inne, do nurkowania w głębi mórz. Papalagi używa warczących maczet do cięcia drzew na plastry i te maczety nigdy się nie męczą. Maszyny nawet najgrubsze pnie dzielą tak łatwo, jakby matka rozłupywała dzieciom owoce taro.

Jeśli zaśpiewałeś jakąś pieśń - Biały ją schwyta i po chwili odda ci ją z powrotem na czarnym krążku. Papalagi umie też zamykać w pudełku ze szklanym okiem prawdziwy wygląd człowieka, a potem wypyszczać go mnóstwo razy - i ten widok się rusza! Ale widziałem jeszcze większe cuda niż te - powiada Tuiavii. Mówiłem wam już, że Papalagi kradnie błyskawice z nieba. I tak jest rzeczywiście! On poluje na nie specjalną maszyną, i ta maszyna musi je połykać i gryźć, a w nocy wypluwa błyskawice pod postacią ławic świetlików, gwiazd i małych księżyców rozjaśniających ulice wielkich wsi białego człowieka.

Biały sięga ręką przez wielkie morze, a jego stopy prześcigają wiatr i chmury. Ucho Białego potrafi usłyszeć tam w Europie, co się tu szepce na Upolu. Papalagi widzi też nocą. I potrafi patrzeć przez rzeczy na wylot, tak jak wy przez wodę, kiedy przyglądacie się dnu laguny.

Wszystko to, co widziałem w Europie i co wam teraz przekazuję, bracia, jest tylko małą cząstką mnóstwa różnych dziwów białego człowieka - mówi Tuiavii. Biały posłaniec jest bogaty, ale chciałby być jeszcze bogatszy. Chciałby zbudować Maszynę, która by go uczyniła silniejszym od jego władcy. Bóg jednak na to nigdy nie pozwoli. Na razie to on jeszcze ciągle decyduje o tym, kto i kiedy ma umrzeć i On, a nie Biały, porusza jak chce księżycem, słońcem i wiatrami.

Naczelnik Tiavei radzi pobratymcom nie bać się zanadto silnych maszym Papalagiego. Wielki Duch jest silniejszy! W pełnym samoańskim słońcu widać przecież, że te cuda białych ludzi to tylko spore zabawki, czasem niebezpieczne, ale jednak zabawki, gdyż nie istnieje nic, co stworzył Biały, a co choćby trochę mogło się równać z potęgą cudów Wielkiego Ducha.

Bogate i piękne są chaty potężnego Alii (Pana), które on nazywa pałacami - rzecze Tuiavii - i jeszcze piękniejsze wysokie chaty zbudowane na cześć Boga białych. Te chaty wznoszą się nieraz wyżej niźli szczyt Tofua (wysokiej góry na Upolu). A jednak domy te są szare i pospolite w porównaniu z byle krzewem hibiskusa okrytym ognistymi kwiatami, albo z wysmukłą palmą, albo kolorowym, rozrosłym lasem koralowym. Papalagi umie też tkać tak delikatnie jak pająk, i nie zbudował nigdy żadnej maszyny ani maszynki doskonałej choćby tak, jak zwyczajna mrówka piaskowa.

Polinezyjskim mewom nie odpadają w locie skrzydła - zdarza się to jednak aeroplanom białych ludzi. Każda z tych dużych zabawek Białego ma jakieś własne słabe miejsce i kryje niedobrą tajemnicę. Żadna maszyna nie potrafi się sama poruszać. Maszyny muszą mieć swoich strażników. Ale rzecz najgorsza w tym, że maszyny oprócz drzewa albo czarnego kamienia zjadają też ludzką miłość - powiada Tuiavii.

Człowiek umie kochać tylko to, co zrobiła jego własna ręka. Tego, co zrobiła żelazna ręka maszyny, człowiek nie kocha. Pomyślcie, bracia, co by wam przyszło z łodzi wyciosanej przez taką zimną, bezkrwistą istotę w parę chwil, ale bez waszego udziału? Maszyna nie umie się śmiać, ani nie umie płakać. Nie potrafi nic powiedzieć o swoim wysiłku. Jest obojętna. Rzecz zrobiona przez nią jest też obojętna. Na tym polega przekleństwo świata białych ludzi. Papalagi karmi krwią i mlekiem coś, co mu rodzi martwe dzieci.

Bóg powiedział: ty będziesz ptakiem, ty będziesz rybą, ty będziesz drzewem. Ale Papalagi chce inaczej: sam chce być ptakiem i rybą, nie przestając przy tym być człowiekiem. Na koniu przebiegam wieś szybciej niż bez konia - mówi Tuiavii - i prędzej docieram na miejsce. Ale wtedy niewiele po drodze widzę. I nikt mnie do siebie nie zaprasza. Chodzi przecież nie tylko o to, żeby osiągnąć cel...

Papalagi bez przerwy chce być już u celu. Większość maszyn ma mu to właśnie ułatwić. Zaledwie jednak przybywa w jedno miejsce, natychmiast woła go drugie. I tak pędzi Papalagi przez życie bez wytchnienia, wciąż do przodu, w pogoni za odmianą, z oczami utkwionymi daleko w przodzie.

Cóż tak pogania Białego? Pogania go strach przed śmiercią. Bo Biały, który zbudował tyle wspaniałych maszyn, nie zbudował ciągle najważniejszej: maszyny wydłużającej w nieskończoność życie. I dlatego wszystkie sztuczki, którymi bawi się Papalagi, na dobrą sprawę nudzą go samego i unieszczęśliwiają. My, bracia - kończy Tuiavii - pozostaniemy na zawsze, wierzę w to, przy maszynach i sztukach, których nikt nie stworzył, bo one są dziełem Boga, Wielkiego Ducha.

Papalagi nie ma czasu. Czas można popsuć jak sztukę płótna. Biały człowiek rodzi się z dobrym, nie podartym, całym czasem między wschodem a zachodem słońca, między dzieciństwem i starością, i zaraz, nie zdążywszy jeszcze odrosnąć od ziemi, zaczyna go dzielić, strzyc, mierzyć, zszywać, znów dzielić, gubić i wyrzucać bezcenne ścinki. Dorośli przytykają dzieciom do uszu małe żelazne maszynki, żeby swe pociechy zachęcić do czytania i dzielenia czasu.

Są niewielkie i większe maszynki. Te największe biały człowiek umieszcza na wysokich wieżach, żeby je było dobrze zewsząd widać. Co pewien czas - zauważa naczelnik Tiavei - taka maszyna zaczyna głośno hałasować. To krzyczy duch walczący z żelazem w jej sercu! Kiedy hałas się ucisza Papalagi wzdycha: i oto ubyła jeszcze jedna godzina mego życia...

Mówię wam, bracia, to jest jakiś rodzaj choroby białych. Powiedzmy, że któryś z nich ma ochotę poleżeć na słońcu albo popływać łódką, albo być z kobietą. Nic z tego! Żaden się nie oderwie od `pracy', bo mu `szkoda czasu'. Białym na wszystko `szkoda czasu'. Tracą życie, żeby zarobić na czas. I tracą czas, żeby zarobić na życie.

A teraz opowiem wam o czymś, co was na pewno bardzo zdziwi. Otóż Papalagi, nawet kobieta albo zupełnie małe dziecko, dokładnie wie, ile księżyców i wschodów słońca minęło, od kiedy ujrzeli pierwsze wielkie światło. Co roku w dniu nazywanym `urodzinami' nie wiadomo dlaczego dostają Papalagi prezenty i kwiaty i zapraszają gości na wielkie jedzenie. Ci biali, co mi pokazywali Europę, wstydzili się za mnie, kiedy - pytany ile mam lat - odpowiadałem ze śmiechem `nie wiem!'. Wy, bracia wiecie, że liczenie i sprawdzanie, ile się ma księżyców, jest zajęciem głupim i smutnym, bo w ten sposób człowiek dowiaduje się, kiedy jego życie zaczyna się kończyć. Kiedy zaczyna się kończyć życie Papalagiego, ten wzdycha i myśli tylko o jednym: `już wkrótce umrę'. Z niczego nie umie się już cieszyć, martwi się tylko i przez to dwa razy prędzej rzeczywiście umiera.

Czy są w Europie ludzie, którzy mieliby bardzo dużo wolnego czasu? Spotkałem jednego takiego człowieka - mówi Tuiavii - To był biedny, brudny i samotny włóczęga. Nikt go nie szanował. Ten Biały rzeczywiście nigdzie się nie spieszył i miał w oczach łagodny, melancholijny uśmiech. Spytałem go, skąd bierze tyle wolnego czasu. Odrzekł: `Nigdy nie wiedziałem, co zrobić ze swoim czasem'. Nie spieszył się, bo nie umiał, nie wiedział, do czego można by się spieszyć. I też nie był szczęśliwy.

Biały człowiek wysila się, żeby poszerzyć, wydłużyć i pogrubić swój czas. Zaprzągł do tego zadania większość swoich maszyn. I po co on się tak męczy? - pyta Tuiavii. - Wydaje mi się, że czas wyślizguje mu się z ręki jak ryba. Bo Papalagi zbyt kurczowo ściska czas. Czas mu ucieka, a Biały go goni i pogania, i nie daje mu odetchnąć. Czas musi stać wciąż przy Białym i musi pracować, musi coś mówić albo śpiewać. A przecież czas jest cichy, czas kocha cichą radość, spokój i wygodną matę. Papalagi nie rozumie czasu, nie umie się nim posługiwać, traktuje go po swojemu, to znaczy brutalnie. I czas go nie lubi.

Najcięższą chrobą Białego jest bezustanne myślenie - powiada Samoańczyk. - Duch białych ludzi jest niby strzelający wysoko ogień albo ciągle naprężona linka wędki. My, z wysp, budzimy w Papalagich naszym małym myśleniem wielkie politowanie.

Biały nie potrafi nie myśleć. Niemyślenie, życie wszystkimi częściami ciała, a nie samą głową, przychodzi Papalagiemu z najwyższą trudnością. Gdy zaświeci słońce, Biały natychmiast zauważa: `oho, zaświeciło słońce'. A przecież idzie nie o to, żeby myśleć o słońcu, a o to, żeby leżeć na słońcu. Mądry Samoańczyk bierze w siebie ciepło nie głową, a rękami, stopami, udami, brzuchem. Pozwala myśleć o słońcu swojej skórze. Ona też przecież myśli, tylko inaczej niż mózg.

Podczas gdy głowa myśli, większość zmysłów Białego spoczywa w głębokim uśpieniu. W ten sposób Biały - ciężko się trudząc - przesypia równocześnie większą część swego życia. Zmysły i umysł Papalagiego nie przyjaźnią się ze sobą. Biały jest jednym człowiekiem w dwóch kawałkach - spostrzega Tuiavii.

Nie wiadomo dlaczego Biali się tak puszą z powodu swoich myśli. Robią wokół nich wiele hałasu, spisują i pokazują wszystkim dokoła. Wydaje im się chyba, że myśli mogą być tak samo piękne, jak stworzone przez Wielkiego Ducha kwiaty, góry i lasy... Palmy i kwiaty też są mądre - powiada Tuiavii. - Ale gdyby z tego powodu traciły czas na robienie wielkiej wrzawy, nie miałyby go już na olśniewanie pięknością. Bo musicie wiedzieć, bracia, że ciężka choroba myślenia sprawia, iż Papalagi prędko się starzeje i brzydnie.

Co się ze mną stanie po śmierci? Albo co było, kiedy mnie nie było? Myślenie o tym nie ma najmniejszego sensu, bo to jest tak, jakby człowiek chciał oglądać słońce z zamkniętymi oczami. A jednak biały człowiek chce widzieć z zamkniętymi oczami. Odwraca się od morza, od światła, od tańca na wielkim placu, od dziewcząt. Chodzi z zamkniętymi oczami, jest umarły za życia - mówi Samoańczyk.

O mądrym Białym powiadają, że to `tęga głowa'. Nie silna ręka czy noga, ani wrażliwe ucho, ani zwinność innych członków, tylko `tęga głowa'. Tęga głowa stara się wszystko `poznać'. Poznawanie polega na przybliżaniu różnych rzeczy do oczu i na podglądaniu ich. Jest to wstrętna zabawa Białych - powiada Tuiavii.

Lecz nie dość tego. Biały chwyta na przykład skolopendrę. Nabija ją na cienką igłę. Potem wyrywa jej jedną nogę. Chce wiedzieć jak wygląda noga bez ciała i ciało bez nogi. Teraz Biały nadziewa nogę na drucik cienki jak włos i kładzie ją pod szkłem, po czym patrzy na to wszystko przez czarną rurę zaostrzającą wzrok. Silne oko Białego przenika wszystko: łzy, włosy, skrawki skóry. Biały zagląda w rzeczy dzieląc je tak długo, aż wreszcie nic się już nie da podzielić, i wtedy Papalagi zagląda w to nic. Oto dotarł do celu swego poznawania, osiągnął najwyższą mądrość, widzi, że już nic więcej nie da się zobaczyć.

Ale mógł się tego Biały domyślić na samym początku, zanim jeszcze zaczął męczyć skolopendrę! Bo musiał przeczuwać, że jedynie Wielki Duch widzi rzeczy naprawdę na wylot. Wspinasz się na czubek palmy, ale pień palmy wreszcie się kończy, trzeba zawracać i niebo pozostaje, jak było, tajemnicą. Trzeba przyznać - oświadcza Samoańczyk - że najmądrzejsi z Papalagich po pewnym czasie też do tego dochodzą.

Biali zarażają się nawzajem swoim chorym myśleniem. Rzucają myśli na białe wąskie maty zwane `papierem'. Robi się z tego papieru `książki' i rozsyła je po całej okolicy. Takie wstążki papieru leżą we wszystkich chatach Białego i przyciągają młodych na równi ze starymi niczym głowa cukru szczury... Większość Białych nie myśli samodzielnie, tylko według chorych myśli powszechnie uznawanych `tęgich głów'. Tylko najodporniejsi potrafią zachować w tym całym zamieszaniu zdrowie i równowagę. Ich głowy nie pękają pod naporem myśli i jest w nich miejsce także dla prawdziwego światła.

Białego o mocno obciążonej głowie nazywa się `wykształconym'. Taki Papalagi wie na przykład, jakiej długości jest palma. Ale bywa, że nie zna smaku orzecha kokosowego. Papalagi pamięta rozmiary księżyca, gwiazd i odległych krajów. Zna nazwy rzek, roślin i zwierząt, których nigdy nie widział. Zapytaj go o cokolwiek, a zacznie odpowiadać, zanim jeszcze ty zdążysz zamknąć usta. Głowa Białego jest jak szybkostrzelana broń.

Jedynym lekarstwem na te straszne ciężary gniotące głowę byłoby umiejętne zapominanie. Ale Biali nie ćwiczą się w zapominaniu. W ich szkołach dzieci uczą się tylko pamiętania...

Kochani bracia, nie ma czego Białemu zazdrościć. Papalagi chciałby nas nauczyć myślenia, ale nam jego myślenie jest niepotrzebne. Czy uczyniłoby nas ono szczęśliwszymi na ciele i na duchu? Na pewno nie. Myślenie odbiera duchowi prawdziwe światło. Myśli sprawiają też, że głowa i reszta ciała przestają się ze sobą przyjaźnić. Myślenie jest chyba najcięższą z chorób białego człowieka.

Nie pozwólmy się nią zarazić.

Anna i Maciej Cisłowie
Przegląd Powszechny 12/83

*) "Der Papalagi" (wydanie rozszerzone) Tamer i Stachelin, Zurich 1979.


ZB nr 6(36)/92, Czerwiec '92

Początek strony