Strona główna 

ZB nr 8-9(38-39)/92, sierpień-wrzesień '92
file:///D:/carnival/ekologia/basia/1984.txt

RYBY ŚPIEWAJĄ W CYJANKALI

Oj, kwaśne deszcze jakoweś, dymy fabryczne i pyły przeróżne, opady i osady z dawien dawna nekają naszą okolicę... Pan nauczyciel z gminnej szkoły zbiorczej powiada, że jakoweś tlenki siarki i azotu one zawierają, dwutlenki wegla i siarkowodory, i że jody jakieś, jako też ołów i rtęć wci1? opadają i zatruwają naszą glebę, pola i pastwiska, niszczą kapustę i ogórki, sałatę i pomidory, jabłonie i grusze, psiekrwie jedne, bezkurcyje!

Jam człowiek prosty i nie uczony, ale wiem jedno: że wszystko mi sie do cna na tej mojej gospodarce poplątało. Jakeśmy dawniej białe mleko od krów doili, to mi teraz Krasula daje jeno etylinę niebieską, Malina etylinę żółtą, a Łaciata - ropę do silników Diesla! Cię diabli...

Nawet z kozy Baśki, jak ją dobrze za cycek chwycia, to benzyna ino pocieknie, lotnicza, wysokooktanowa. A kury, panie, to jeno tłuste smary za sobą zostawiają! Tfu, skaranie i obraza boska.

Z mojego rzepaku to tylko olej silnikowy można wytłoczyć, a ogórki to całkiem powariowały. W miedzykontynentalne rakiety balistyczne się wyrodziły, z których każda jedna ma jeszcze cosik z dziesiea rozdzielających się głowic indywidualnego naprowadzania na zakłady przetwórstwa owocowo-warzywnego! Widzieliście, ludzie, coś podobnego?

I jak tu gospodarzya,na takiej gospodarce? Utrapienie i kara boska. Jak tu żywiec wieźć do punktu skupu, skoro wełna z owiec jest ju? tylko wełnopodobna (elana, nie wełna), wieprzki - miesopodobne, a wołowina, to ju? całkiem do niczego nie podobna.

No i przyszłoby mi całkiem pójźć z torbami, z tej mojej ojcowizny, gdyby nie sąsiad, co z Hameryki wróciwszy, taką ci mi dał radę, co bym postawił - powiada - na prywatną inicjatywę i rewolucję naukowo-techniczną!

Poszedłem więc za jego radą i postawiłem przy szosie ajencyjną stację benzynową. Ustawiłem rzędem Krasulę, Malinę i Łaciatą, wyposażyłem je w dojarki elektryczne, a sam założyłem niebieski kombinezon - i dawaj tankować - temu etyline 94 - proszę uprzejmie - tamtemu etyline 78 - dziekuję uprzejmie, owemu olej napedowy - polecam się łaskawej pamięci! Ot, prywatyzacja i indywidualna działalność gospodarcza.

Jeno kozę Baśkę, to zarekwirowały mi wojska lotnicze, wedle tej benzyny wysokooktanowej, ale w zamian za to medal dali - za zasługi dla obronności. Tak samo wojska rakietowe zakontraktowały na pniu moje ogórki, wszystek za? rzepak zakupiła Centrala Przemysłu Naftowego. Jeszcze pytali, czy i płynu hamulcowego nie dałoby się ze słoneczników wydusić? A jużci, dam ja wam moje słoneczniki, jedyną ozdobę mojej zagrody i chałupy!

Jedno tylko mnie martwi - co tu począć z żytem? Nie powiem, ładnie mi żytko wyrosło, obrodziło, całkiem zdrowe, dorodne, normalne, można rzec - nie z tej ziemi!

Na chleb mi go szkoda. Co ja za to dostanę? Grosze. Nie opłaca się. Wiem, co zrobię! Jak Kuba Bogu - Tak Bóg Kubie! Zmielę ziarno drobniuteńko na mączkę i dodam po kolei: siarki, potasu, wolframu, kadmu, azotów, sody kaustycznej, cyjanku rtęci, opiłków z metali cieżkich, pyłu cementowego i azbestowego. A całość zaoferuję - Ministerstwu Przemysłu! Niech im wyjdzie na zdrowie!

Kochani, mogę wam jeszcze i grzybów dostarczyć (muchomor sromotnikowy) i owoców leśnych (wilcza jagoda) i ryb na święta, z naszej rzeczki Fenolki, dopływu rzeki Cyjankali, wypływającej z Pojezierza Siarkowodorowego. Zamówienia kierujcie pod moim adresem (znanym Wydawnictwu). Hurt, detal, obojętne. Tylko jeden warunek: odbiór własnym transportem (najlepszy - karawan lub ministerialna "Lancia").

Humoreska z książki L.Maruty pt. "W pustyni, w puszczy i w Polsce", Kraków 1992 INTEL-PART.


ZB nr 8-9(38-39)/92, sierpień-wrzesień '92

Początek strony