Strona główna 

ZB nr 4-5(4-5)/89, październik-listopad '89

JAK WETERYNARZ NIE CHCIAŁ HYCLEM BYĆ

Łódzki Ogród Zoologiczny - podobnie jak wszystkie inne ZOO - utrzymywany jest z budżetu miejskiego. Nic więc dziwnego, że dyrektor tej instytucji stara się żyć z władzami komunalnymi w przyjaźni.

Ostatnio (luty br.) przyjaźń ta zaowocowała dość szczególną umową. Dyrektor obiecał mianowicie władzom miasta pomoc w akcji tępienia bezdomnych psów. Personel ogrodu miał wałęsające się zwierzęta wyłapywać, a personel lecznicy weterynaryjnej humanitarnie je likwidować.

Środki do usypiania psów zakupiono za pieniądze, które łódzkie ZOO otrzymało z Zachodu. Niestety, pracownicy lecznicy wykazali kompletny brak zrozumienia dla inicjatywy dyrekcji i solidarnie odmówili pełnienia hyclowskich obowiązków. Nie pomagały prośby i groźby - lekarze i technicy weterynaryjni byli nieugięci.

Cóż - słowo się rzekło, kobyłka u płota - dyrektor postawił podwładnych wobec ultimatum. Na co oni kolei zareagowali złożeniem podań o zwolnienie z pracy. Podania rozpatrzono pozytywnie.

Od lutego do maja br. zwierzęta z łódzkiego ZOO pozbawione były opieki weterynaryjnej. W maju przyjęto dwóch lekarzy, z których jeden od razu zrezygnował.

*     *     *

Mówi się, że nie ma osób niezastąpionych... Otóż weterynarz z praktyką w ogrodzie zoologicznym JEST kimś niezastąpionym. Bo tego na żadnych studiach nauczyć się nie można.

Kiedy w łódzkim ZOO dzieje się coś ważnego - byli pracownicy lecznicy są przy tym obecni. Bo ZOO - to ich pasja, ich świat. Jeszcze w czasie studiów byli w ogrodzie częstymi gośćmi. Jeden z nich przepracował w łódzkim ZOO 18 lat. Ma również za sobą szkoleniowy pobyt w USA. Pracownicy wspominają, jak to od samego rana lekarze krążyli po alejkach ogrodu, zaglądali w każdy kąt. Surowa reprymenda czekała tych, którzy postępowali wbrew wskazaniom weterynaryjnym. Z drugiej strony zawsze można było liczyć na ich ofiarność i kompetentną pomoc.

*     *     *

Nowy weterynarz zaczął karierę od tego, że gdy przyniesiono mu do uśpienia miot kociąt (przypominam, że likwidowanie ślepych miotów jest dotowane przez państwo) powirzył "załatwienie sprawy" dozorcy. Nota bene pracownik ten został usunięty ze stanowiska pielęgniarza za znęcanie się nad zwierzętami.

Dozorca sprawę załatwił... łopatą.

*     *     *

Tak wyglądają fakty. Komentarz jest zbyteczny.

Zofia T. Domaniewska
ul. Barcicka 44
01-839 Warszawa




ZB nr 4-5(4-5)/89, październik-listopad '89

Początek strony