Strona główna 

ZB nr 10(40)/92, październik '92

KLATKA

Dopadli nas w okolicach gwiazdozbioru Andromedy. Nie wiem jakim cudem, ale zauważyliśmy tego kolosa dopiero gdy wsiadał nam na tyłek. Trochę gwizdu, trochę szumu i nasza, wcale nie mała, rakieta zniknęła w jego wnętrzu. Później było dużo ciszy i strachu. Nie tak wyobrażaliśmy sobie kontakt.

Po kilkunastu godzinach wpuścili nam do środka jakiś gaz - tak myślę, bo pousypialiśmy jak susły. Pobudka przyniosła nową niespodziankę. Siedzieliśmy wszyscy we wnętrzu pola siłowego, otaczającego nas w postaci różowej mgiełki. Wokół leżały różne bibeloty, części mechanizmów, pręty, śrubki. Komandor stwierdził, że oni sprawdzają nasze zachowanie, bo chcą się dowiedzieć kim jesteśmy: maszynami czy ludźmi. Powiedział jeszcze, że musimy udowodnić naszą przynależność do istot myślących. Zaczął się ładny ubaw. Rysowaliśmy trójkąty Pitagorasa i wzory matematyczne, budowaliśmy mechanizmy mające świadczyć o naszym człowieczeństwie, śpiewaliśmy. Kombinowaliśmy tak już kilka godzin, gdy wpuścili nam to zwierzę. Chyba ptaka, bo latał, latał i strasznie skrzeczał. Komandor się zdenerwował: rozkazał zmajstrować jakąś klatkę, złapać tego dziwoląga i zamknąć go tam. Polecenie zostało wykonane. Wtedy wszystko się zmieniło. Mgiełka zniknęła, a my straciliśmy przytomność. Odzyskaliśmy ją w jakiejś kapsule pędzącej z ogromną prędkością w nieznane obszary kosmosu. Nie wiem, gdzie teraz jesteśmy. Nie wygląda na to, by nasz pojazd chciał się zatrzymać.

Miałem sporo czasu na myślenie i doszedłem do wniosku, że wtedy udowodniliśmy im niezbicie, że jesteśmy gatunkiem ludzkim - myślącym i cholernie wrednym. Bawić się mechanizmami i matematyką potrafią także roboty, ale żeby zamknąć do klatki żywe stworzenie - to może strzelić do łba tylko ludziom. Chociaż nie jestem zbytnio zadowolony z zaistniałej sytuacji, to uważam, że ich reakcja była prawidłowa - od takich jak my trzeba się trzymać z daleka.

Wiktor Werner




ZB nr 10(40)/92, październik '92

Początek strony