Strona główna 

ZB nr 10(40)/92, październik '92

RELACJA Z RIO

GLOBALNY CYRK? GLOBALNA PORAŻKA? CZY KOLEJNY KROK NAPRZÓD W STRONE EKOROZWOJU?

Parę miesięcy temu Organizacja Kobiety, Środowisko i Rozwój Społeczny (Women, Environment and Development Organization WEDO) zaprosiła mnie do wzięcia udziału w Planeta Femea - światowym spotkaniu kobiet, które odbywało się równolegle do "Szczytu Ziemi", czyli Konferencji Narodów Zjednoczonych na rzecz Środowiska i Rozwoju. Oprócz moich związków z ruchem ekologicznym (osiem lat z "Wolę być", tudzież udział w wielu przedsięwzięciach ekologicznych w kraju i na świecie) coraz bardziej interesuję się budowaniem wspólnej platformy działania ruchów ekologicznych i feministyczych, zarówno na poziomie praktycznego działania, jak i w eksploracjach naukowych. W związku z tym, jako jedna z nielicznych osób z polskiego ruchu ekologicznego znalazłam się na Global Forum w Rio, czyli na spotkaniu organizacji pozarządowych, które odbywało się równolegle do toczących się w Riocentro obrad Szczytu Ziemi.

Obydwa spotkania toczyły się w odmiennych dekoracjach: Riocentro, gdzie spotykały się delegacje rządowe, to nowoczesny kompleks konferencyjny na obrzeżach miasta, Global Forum natomiast działo się w Parku Flamengo, w namiotach rozbitych tuż przy miejskiej plaży, w śródmieściu położonego wśród nadmorskich wzgórz Rio de Janeiro. Na czas Forum Park Flamengo ogrodzono parkanem z drucianej siatki, wstęp był za imiennymi przepustkami, a wokół stali żołnierze z bronią maszynową gotową do strzału. Do końca mojego pobytu w Rio nie mogłam się do tego przyzwyczaić. I wcale mnie nie pocieszało, że dla delegacji rządowych podjęto o wiele większe środki bezpieczeństwa: pozamykane dla ruchu miejskiego ulice na czas przyjazdu szefów rządów, których strzegło wojsko w helikopterach i czołgach, a miejscowa policja współpracowała z ONZ-owską służbą porządkową. Podczas Szczytu Ziemi Riocentro było wyjęte spod brazylijskiej jurysdykcji. A "obiektem" tej współpracy byli radykalni ekolodzy z Global Forum, którzy protestowali przeciwko brakowi postępu w rokowaniach rządowych. Zgarnięci w czasie akcji protestacyjnej przez ONZ-owską straż, zostali sprawnie przekazani w ręce brazylijskiej policji.

Aby wejść do Parku Flamengo, mieszkańcy Rio musieli kupić bardzo drogi, jednorazowy bilet wstępu, na który nie mogli sobie pozwolić nawet ci, którzy mieli pracę i osiągali przeciętne dochody. Wewnątrz stało 30 wielkich, sprowadzonych z Holandii, plastikowych namiotów, w których odbywały się wykłady, dyskusje i spotkania. Po zakończeniu Forum namioty miały być przekazane dla miasta Rio. Wzdłuż alejek parku Flamengo ustawiono paręset straganów, gdzie wystawiały swoje materiały różne organizacje, od Banku Światowego, po Ruch Zielonych Obszarów (Green Belt Movement) - ekologiczny ruch kobiet z Kenii. Swoje publikacje wystawiało też wiele ekologicznych instytutów naukowych i wielu profesjonalnych wydawców. Alternatywna bibuła była do dostania tylko przy okazji spotkań organizowanych przez ruchy nieformalne, których na Global Forum było nie tak wiele. Ze względu na koszt biletów do Rio i koszty pobytu, znalazły się tam przede wszystkim "bogate" organizacje pozarządowe. Wyjątek stanowiły brazylijskie organizacje i ruchy nieformalne, bardzo licznie reprezentowane na Global Forum.

Część straganów została wykupiona przez nowy, dynamicznie rozwijający się, przemysł ekologiczny, który reklamował technologie do oczyszczania środowiska, bądź technologie nie zagrażające środowisku. W innym miejscu w Rio odbywała się równolegle do Szczytu Ziemi wielka wystawa osiągnięć tego nowego przemysłu, którego udziałowcy mają zdecydowany interes, aby przyłączyć do lobby zwolenników większych wydatków rządowych i radykalniejszych przepisów na rzecz ochrony środowiska. Oczywiście, rozwój tego przemysłu jest nader pożądany, ale warto chwilę pomyśleć nad paradoksem, że część racji jego istnienia wiąże się z degradacją i "reperowaniem" środowiska, a nie ze zmianą mechanizmów społecznych i gospodarczych, które zapobiegałyby niszczeniu.

NADMIAR WRAŻEŃ

Między namiotami i straganami, na placykach, gdzie często występowały ludowe zespoły i alternatywne kapele, znajdowały się też kafejki i jadłodajnie. Większość z nich sprzedawała hamburgery, pizzę, hot-dogi, coca colę i inne puszkowane napoje. "Junk food", byle jakiego jedzenia z wypranych z wartości odżywczej półproduktów i przygotowanego w sposób, który przyczynia się do niszczenia środowiska naturalnego i społecznego, bo wprowadza biurokratyczne rutyny do życia codziennego, otóż tego jedzenia było w nadmiarze. Na Global Forum były tylko dwa stoiska z biodynamiczną żywnością, jak wszędzie droższą od pizzy czy hamburgerów. Kiedy jednak chciałam spotkać kogoś z zaprzyjaźnionych ludzi, wystarczyło pójść do tych stoisk w porze południowego posiłku. Ponieważ nie sposób było wziąć udział we wszystkich interesujących imprezach, tyle ciekawych rzeczy się działo jednocześnie, to trzeba było się wymieniać informacjami. Trzy codzienne gazety, które ukazywały się na Global Forum i w Riocentro, po portugalsku i po angielsku, w dużej mierze informowały o przebiegu oficjalnej konferencji.

Organizatorzy Global Forum zadbali o wydanie szczegółowego informatora o oficjalnych i wcześniej zaplanowanych imprezach przygotowanych przez rozmaite instytuty, stowarzyszenia czy zinstytucjonalizowane organizacje ekologiczne, jak np. Greenpeace. Do informatora nie dały się jednak rady wpisać rozmaite, mniej lub bardziej nieformalne i alternatywne ruchy społeczne, które nie mają centralnych struktur, wcale albo niewielu pracowników na etatach i funkcjonują na innych zasadach.

Toteż, aby wiedzieć co się działo np. w Planeta Femea, czyli w namiocie kobiet, czy też na Międzynarodowym Forum Organizacji Pozarządowych i Ruchów Społecznych, czyli jak same coraz częąciej się nazywają: ruchów obywatelskich, czy też na konferencji ruchów młodzieżowych, które toczyły się wewnątrz Global Forum i równolegle do siebie, trzeba by być w codziennym kontakcie z grupami ludzi organizujących te przedsięwzięcia i co i raz sprawdzać miejsca, gdzie wywieszano bieżące informacje, czy też polegać na poczcie pantoflowej. Ale z powodu nadmiaru bardzo atrakcyjnych wydarzeń, których tyle toczyło się jednocześnie, mimo wszystko trudno się było w tym odnaleźć, a jeszcze trudniej wybierać. Ponieważ nie było centralnej informacji o tym, gdzie mieszkają w Rio uczestnicy Forum, trudno było także odnaleźć znajomych i przyjaciół, żeby wspólnie podejmować na Forum różne przedsięwzięcia. Ten brak informacji bardzo utrudnił mi życie, bo w Planeta Femea uczestniczyłam w przygotowywaniu programu, między innymi w tej części, która dotyczyła sytuacji ekologicznej i sytuacji kobiet w Europie Środkowej i Wschodniej, co bardzo chciałam robić we współpracy z innymi, obecnymi na Forum ludźmi z naszej strony świata.

W przeciwieństwie do paryskiej globalnej konferencji ruchów obywatelskich, nazwanej "Korzenie Przyszłości", przed Rio nie było przygotowań do zorganizowania wspólnego koordynacyjnego spotkania ruchów ekologicznych z Europy Środkowej i Wschodniej. Byliśmy też najsłabiej reprezentowanym regionem świata. Fundusze na przyjazd nielicznych uczestników z Europy Wschodniej znalazły się w ostatniej chwili. Gdyby nie pomoc zaprzyjaźnionych organizacji ekologicznych, np. z Niemiec czy Norwegii, z Europy Wschodniej nikt by prawie nie przyjechał.

W rezultacie, na Global Forum, wśród setek innych wydarzeń, odbyły się bodajże tylko trzy spotkania o problemach naszego regionu. Jedno z nich - o problemach ekologicznych Rosji - zorganizowali wspólnie z Norwegami Rosjanie; dwa - o rozmiarach i społecznych skutkach kryzysu ekologicznego i sytuacji kobiet w Europie Wschodniej - przygotowała niżej podpisana na Planeta Femea. W trakcie jednego z tych spotkań pani Maria Gumińska, przewodnicząca PKE, miała wykład o zdrowotnych skutkach kryzysu ekologicznego w Polsce. Z kolei Przemek Czajkowski brał aktywny udział w pracach zespołu zajmującego się narodowymi raportami o stanie i strategiach na rzecz ochrony środowiska, jakie przygotowywały organizacje pozarządowe w ramach przygotowań do Rio. Z Polski na Global Forum przyjechał także przedstawiciel LOP i reprezentant polskiej YMCA czyli Stowarzyszenia Młodych Chrześcijan. W szeregach delegacji rządowej, której przewodniczył prof. Stefan Kozłowski, znalazł się natomiast w charakterze eksperta Andrzej Kassenberg z PKE i Instytutu na rzecz Ekorozwoju.

JESZCZE JEDEN OBRAZEK

Jednym z bardziej popularnych miejsc spotkań na Global Forum były schodki na wielką drewnianą scenę, na której stało Drzewo Życia, symbol współdziałania dla ocalenia Ziemi. Scenę otaczał labirynt z drewnianych parawanów. Brazylijscy skauci wieszali na nich "Przyrzeczenia dla Ziemi", które w kilku słowach deklarowali ludzie z całego świata. Do Rio nadeszło kilkaset kilogramów poczty z przyrzeczeniami, a oprócz tego wiele osób na Global Forum zawieszało swe przyrzeczenia osobiście. Na jednym z parawanów znalazłam także przyrzeczenia z Polski.

Dopiero trzeciego czy czwartego dnia pobytu zgrałam się z rytmem wydarzeń, z grubsza wiedziałam co i gdzie się odbywa i gdzie kogo szukać. Właściwie polegało to na tym, że pogodziłam się z niemożnością wzięcia udziału we wszystkim co się działo, bo tyle interesujących przedsięwzięć toczyło się jednocześnie: spotkania w Planeta Femea, czy spotkania na Forum ruchów obywatelskich, czy też spotkania z ludźmi, których dotąd znałam z ich książek, jak Hazel Handerson, amerykańska ekonomistka, popularyzująca założenia nowej, ekologicznej ekonomiki czy Lester Brown, szef Worldwatch Institute, który wydaje co roku Raporty o Stanie Świata.

Prawie co wieczór odbywały się także europejskie spotkania regionalne, najdziwniejsze ze wszystkich, bo jedyne, gdzie przychodzili ludzie o takim samym, białym kolorze skóry. Wieczory zaczynały się wcześnie, koło szóstej robiło się już ciemno. Z tamtej strony świata zima zaczyna się w czerwcu. Kiedy szłam na jedno z tych spotkań, trochę już zmęczona całodzienną bieganiną, no i trzydziestostopniowym upałem, w prawie każdym z namiotów, które mijałam, widziałam ludzi pogrążonych w pracy nad treścią układów, które na zakończenie Forum miały podpisać ze sobą ruchy społeczne. Dla większości z nas dzień pracy kończył się późno. I z tym właśnie pobyt w Rio najbardziej mi się kojarzy: wielki wysiłek i wielka przyjemność pracowania z ludźmi o podobnym sposobie widzenia świata i życzliwych sobie nawzajem. A wszystko to w malowniczym, górsko-morskim, egzotycznym krajobrazie.

POCHWAŁA RÓŻNORODNOŚĆI

Szczyt Ziemi i inne toczące się równocześnie konferencje w Rio były kulminacją ponad dwuletniego procesu przygotowań. Decyzja o zorganizowaniu Konferencji została podjęta przez Zgromadzenie Ogólne ONZ w grudniu'89 (rezolucja 44/228). Cały proces przygotowań toczył się w wielu nurtach. Chociaż sama Konferencja Narodów Zjednoczonych na rzecz Środowiska i Rozwoju (UNCED), jak oficjalnie nazywano Szczyt Ziemi, była w zasadzie konferencją międzyrządową, to od początku w przygotowaniach brały też udział tzw. organizacje pozarządowe (NGOs). Te spośród organizacji pozarządowych, które były oficjalnie afiliowane przy Komitecie Ekonomiczno-Społecznym ONZ (ECOSOC) od dawna miały prawo opiniowania projektów ONZ-owskich decyzji i uchwał. W trakcie przygotowań do Szczytu Ziemi zasady uczestniczenia organizacji pozarządowych zostały znacznie rozszerzone i przyjęto dla nich formułę tzw. niezależnych sektorów, w skład których wchodziły środowiska biznesu, nauki, młodzieży, kościołów jak i innych pozarządowych organizacji społecznych. Aby ułatwić przygotowania i wpływ na rezultaty Konferencji szerokiemu kręgowi organizacji pozarządowych, w czerwcu'90 powstał Międzynarodowy Komitet Koordynacyjny (International Facilitating Committee - IFC), który był odpowiedzialny za przygotowanie Global Forum.

Z racji na zróżnicowanie organizacji pozarządowych, wśród nich wyłoniło się także kilka nurtów przygotowań, np. proces przygotowawczy związków zawodowych. W skład jednego z tych nurtów, który powstał niejako przy okazji konsultacji i spotkań przygotowawczych do Szczytu Ziemi i przyjął dla siebie nazwę ruchów obywatelskich, wchodziły organizacje i oddolne ruchy społeczne tzw. grassroots movements i bardziej radykalne organizacje z całego świata działające w dziedzinach ekologii, rozwoju, solidarności z krajami Trzeciego Świata, pokoju. Związany z nim był nurt przygotowań ruchów kobiet i ruchów feministycznych, który - choć odrębny - łączył się z nurtem przygotowań ruchów obywatelskich. Wszystkie niezależne sektory spotkały się na Global Forum w Rio, przy czym część z nich miała na Forum swoje własne równoległe spotkania, jak np. kobiety (i nie tylko) w Planeta Femea. Oprócz tego wielu przedstawicieli organizacji społecznych afiliowało się na konferencji międzyrządowej w Riocentro, czyli na Szczycie Ziemi.

Te długie wyliczanie sposobów i zakresu uczestniczenia ruchów społecznych są o tyle dla nas ciekawe, że pokazują z jednej strony szerokie i zróżnicowane możliwości dostępu do informacji i wpływania na decyzje, z drugiej zaś strony wskazują na takie uprawianie polityki, które polega na negocjacji różnych decyzji. Choć więc rezultaty Szczytu Ziemi były mało zadowalające dla organizacji pozarządowych, to demokratyczny proces przygotowań dawał szansę organizacjom i ruchom społecznym.

W NURCIE OFICJALNYM I NA POGRANICZU

Jeśli natomiast chodzi o przygotowania na szczeblu rządowym, to rozpoczęły się one od opracowywania raportów o stanie środowiska i założeniach polityki ekologicznej, przy czym w wielu krajach obok raportów rządowych powstawały również raporty alternatywne ruchów społecznych. Np. raporty takie przygotowały polski i węgierski ruch ekologiczny.

Oprócz przygotowań krajowych, Konferencje poprzedził także cykl spotkań regionalnych, które były organizowane nie tylko na szczeblu ministerialnym, ale i przez organizacje pozarządowe. Każdy z "niezależnych sektorów" organizował cykl konferencji przygotowawczych. Pamiętam, jak na Konferencji Dunajskiej, pierwszym z długiej serii spotkań przygotowawczych do Rio, które rozpoczęło się w Wiedniu, a skończyło w Budapeszcie, obrady zostały nagle przerwane przez grupę młodych uczestników Europejskiej Młodzieżowej Akcji Leśnej (EYFA), którzy weszli na salę, aby wygłosić swoje własne, radykalne stanowisko. Na jednym z ich transparentów było napisane: "Gdyby każdy podróżował tyle co Wy, to co stałoby się z naszą Ziemią?".

Na swoją obronę mogę powiedzieć, że na wszystkie konferencje przygotowawcze, w których brałam udział, jeździłam pociągami i tylko do Rio poleciałam samolotem, a i to dlatego, że planowana przez ludzi z EYFA wyprawa statkiem do Rio nie doszła do skutku z powodu kosztów znacznie przekraczających koszt biletów lotniczych.

W maju'90 odbyło się pierwsze regionalne spotkanie przygotowawcze z udziałem przedstawicieli rządów z krajów Europy, ZSRR (wówczas), USA i Kanady, gdzie afiliowali się również przedstawiciele ruchów społecznych. Jednocześnie odbywała się równoległa konferencja, zorganizowana przez SEED, (Solidarność na rzecz Równości, Środowiska i Rozwoju), co zresztą było wyrazem zasady polityki podwójnej ścieki, którą tradycyjnie prowadzą ruchy ekologiczne. Chociaż wiele organizacji skoncentrowało się na wywieraniu nacisku na negocjacje rządowe, to właściwie już w Bergen większość ludzi z organizacji pozarządowych zdała sobie sprawę, że w wielu sprawach istnieją poważne różnice między stanowiskiem delegacji rządowych, a rozwiązaniami, jakie za niezbędne uważały organizacje pozarządowe. W rezultacie w Bergen powstała pierwsza wspólna platforma działania ruchów obywatelskich z krajów Północy: Sojusz Ludzi Północy na rzecz Środowiska i Rozwoju (Alliance of Northern People for Environment and Development - ANPED), co było swego rodzaju przełomem, bo dotychczas zachodnie ruchy ekologiczne, feministyczne czy solidarności z krajami Trzeciego Świata nie występowały wspólnie. W Bergen, oprócz konferencji międzyrządowej i zorganizowanego przez SEED spotkania ruchów alternatywnych, odbyła się między innymi konferencja przedstawicieli środowisk nauki na temat ekorozwoju.

Podobnie wielonurtowy charakter miał również proces przygotowawczy na poziomie globalnym. Proces negocjacji międzyrządowych był organizowany przez Komitet Przygotowawczy, który - nie licząc spotkań w komisjach - odbył też cztery spotkania, które poprzedziły Konferencję. Delegacje rządowe i reprezentujące organizacje międzyrządowe brały udział w negocjacjach nad dokumentami, które miały być parafowane w Brazylii przez szefów rządów. Przedmiotem negocjacji był kształt dokumentów, które zgodnie z rezolucją Zgromadzenia Ogólnego, wyznaczały jednocześnie zakres spraw do załatwienia w Rio.

Zgodnie z pierwotnymi założeniami były to konwencje o zmianie klimatu, o zachowaniu różnorodności gatunków i o lasach. Prac nad tą ostatnią zaniechano dość wcześnie i w Rio podpisano ostatecznie, a i to nie wszyscy, tylko Deklarację o Lasach. Począwszy od czwartego spotkania Komitetu Przygotowawczego w Nowym Jorku w marcu'92 i głównie pod wpływem rządu amerykańskiego negocjowane projekty dokumentów były coraz bardziej przeredagowywane i to w kierunku usuwania konkretnych zobowiązań. Nic to nie pomogło, bo w Rio prezydent Bush i tak nie podpisał konwencji o zachowaniu różnorodności gatunków, jak i stanowczo sprzeciwiał się ustaleniom pułapów dopuszczalnych emisji. Chodziło mu o jego definicję amerykańskich interesów narodowych, między innymi o miejsca pracy i o interesy amerykańskiego przemysłu biotechnologicznego, aby korzystał bez ograniczeń ze światowej puli genów, czemu sprzeciwiały się kraje rozwijające się jak i środowiska proekologiczne. Na jednej z konferencji prasowych stwierdził, że musi bronić interesów amerykańskiej rodziny przed zakusami ekologów z Rio, "tych gdzieś tam na dole mapy".

Wypowiedzi prezydenta Busha bardzo nie spodobały się przedstawicielom wielu innych rządów, a i wywołały burzliwe protesty ze strony bardzo licznie uczestniczących na Global Forum Amerykanów, łącznie z marszem protestacyjnym do konsulatu amerykańskiego w Rio i kampanią w amerykańskich środkach masowego przekazu.

Kolejnym dokumentem, który miał być podpisany w Rio była Karta Ziemi. Miała ona być swego rodzaju kodeksem ekologicznych zasad, którymi indywidualne osoby i społeczności ludzkie powinny się kierować w stosunku do przyrody i do siebie nawzajem. Zamiast Earth Charter, podpisano tylko dość ogólnikową i miejscami wewnętrznie sprzeczną Deklarację z Rio.

Głównym dokumentem Konferencji była Agenda 21, albo inaczej Program Dwudziestego Pierwszego Wieku, która była przede wszystkim planem perspektywicznego działania na rzecz środowiska i rozwoju. Ustalenia z Agendy dotyczyły spraw ekonomicznych i społecznych, gdzie chodziło m.in. o rozmiary pomocy dla krajów Trzeciego Świata, zwalczanie biedy czy też czynniki demograficzne. Następna sekcja Agendy dotyczyła problemów ochrony przyrody i zarządzania zasobami naturalnymi, a kolejna, wzmacniania roli poszczególnych grup społecznych, np. kobiet, dzieci i młodzieży, związków zawodowych, organizacji pozarządowych, środowisk biznesu, inżynierów, władz lokalnych, etc. Ostatnia jej sekcja dotyczyła środków do wprowadzenia w życie ustaleń z Agendy, tzn. środków finansowych, transferu technologii, nauki na rzecz ekorozwoju, promowania edukacji ekologicznej, współpracy z krajami rozwijającymi się, nowym rozwiązaniom w międzynarodowych organizacjach, środkom prawnym i środkom informacji w celu podejmowania decyzji.

Do ostatniej chwili w Agendzie zostało wiele nawiasów, którymi w trakcie negocjacji na spotkaniach przygotowawczych oznaczano kwestie sporne. Rozstrzygnięcia kompromisowe prowadziły najczęściej w stronę pozbywania się konkretnych zobowiązań, które nie wszyscy chcieli zaakceptować. Jedną z kwestii, która w ogóle nie znalazła się w Agendzie, pomimo nacisków ruchów społecznych jak i niektórych delegacji rządowych, np. szwedzkiej, była sprawa militaryzmu jako jednego z czynników kryzysu ekologicznego.

Aż do IV Spotkania Przygotowawczego stosunkowo niewiele działo się w sprawach, które również miały być przedmiotem obrad w Rio, tzn. środków finansowych na przeciwdziałanie zagrożeniom ekologicznym, transferowi technologii i reformom w międzynarodowych instytucjach, czyli sprawom z czwartej sekcji Agendy. W Nowym Yorku, chociaż IV-ty PrepCom trwał 5 tygodni i w jego trakcie wyprodukowano 25 mln stron dokumentów, a i tak nie osiągnięto jeszcze pełnego porozumienia. W rezultacie w Rio, przed przyjazdem szefów państw i rządów odbyło się jeszcze jedno, piąte spotkanie Komitetu Przygotowawczego, które zmniejszyło znacznie liczbę nieuzgodnionych sformułowań. Jak można było się spodziewać, najwięcej kontrowersji budziły sprawy finansowe, które były jeszcze jedną okazją do ujawnienia różnych podziałów wśród delegacji rządowych.

WALKA O PIENIĄDZE

Kiesę trzyma oczywiście grupa najbogatszych państw świata, tzw. G7, które m.in. poprzez swój wpływ na Bank Światowy decydują o podziale jedynego jak dotąd globalnego funduszu na rzecz środowiska, tzw. Global Environmental Facility (GEF), który jest zarządzany przez Bank Światowy wspólnie z UNDPem (Program Narodów Zjednoczonych na rzecz Rozwoju) oraz wspomnianym już w tej relacji UNEPem. Kiesa nie tylko nie jest demokratycznie zarządzana, ale i jest za mała. Z tym, że np. w trakcie konferencji w Rio deklaracje znacznego zwiększenia pomocy finansowej na rzecz ochrony środowiska w krajach Trzeciego Świata złożył premier Japonii, która także wchodzi w skład G7.

Dla krajów Trzeciego Świata, które w trakcie przygotowań i samej konferencji starały się działać wspólnie, jako tzw. Grupa 77 sprawa funduszów na ochronę środowiska była jednym z przejawów ingerencji Północy w ich wewnętrzne sprawy. Najwięcej sporów budziło uzależnianie pomocy ekologicznej od polityki wewnętrznej w krajach, które miałyby otrzymać tę pomoc.

W tej kwestii zarówno rządy jak i przedstawiciele organizacji społecznych z Południa zajmowali podobne stanowisko i zarzucały bogatym krajom Północy, że występują z pozycji siły. Ich zdaniem Zachód osiągnął wysoki poziom rozwoju kosztem wykorzystywania surowców, jak i taniej siły roboczej z krajów Trzeciego Świata, a teraz usiłuje ponownie podporządkować sobie te kraje, tym razem usiłując wymusić na nich politykę proekologiczną, która ograniczy rozwój społeczny i zaspokojenie podstawowych potrzeb bytowych obywateli w krajach rozwijających się. Kraje te kwestionowały więc, dlaczego zachowania równowagi ziemskich ekosystemów ma być osiągnięte ich kosztem, a nie bogatych krajów Północy, które nie tylko, że mają większy udział w przyczynianiu się do globalnego kryzysu ekologicznego, ale i najwięcej na tym dotychczas skorzystały, a teraz przerzucają konsekwencje na kraje Południa.

Wbrew politycznej retoryce, pomoc udzielana przez bogate kraje Północy krajom rozwijającym się nie polega na darowiznach, ale przede wszystkim na udzielaniu oprocentowanych kredytów. Przy czym znaczna część kredytowanych środków przeznaczana jest na zakup towarów i usług w krajach, które udzieliły kredytów, a więc przyczynią się do ich rozwoju gospodarczego. Przy czym ocenia się, że rocznie ok. 50 miliardów dolarów transferowanych jest z krajów Trzeciego Świata na Zachód, głównie w ramach spłaty kredytów, gdzie oprocentowanie dawno już przekroczyło wielkość zaciągniętych pożyczek. Ponowne udzielenia kredytów uzależniane jest z kolei od przyjęcia programów restrukturyzacji (SAP - Structural Adjustement Programmes), co oznacza znaczne ograniczenie wydatków budżetowych na cele społeczne, na oświatę, służbę zdrowia, płace w sektorze publicznym, etc. Tak więc pułapka kredytowa prowadzi do wzrostu biedy i rabunkowej eksploatacji środowiska. Mówią już o tym nie tylko ekolodzy czy działacze ruchów solidaryzujących się z krajami Trzeciego Świata, ale termin ten wszedł do języka międzynarodowych organizacji finansowych. Ponadto ocenia się, że kraje Południa tracą ok. 200 miliardów dolarów rocznie wskutek protekcjonistycznej polityki handlowej Zachodu i niekorzystnego układu cen na surowce naturalne i produkty rolne, które są dla nich głównym źródłem dochodów z eksportu, jak i wskutek drenażu fachowców.

W sprawach finansowych obydwie grupy mówiły różnym językiem: Południe o ekologicznym długu, jaki zaciągnęły i teraz powinny spłacać bogate kraje, ponieważ rozwijały się kosztem Trzeciego Świata; Zachód natomiast proponował terminologię przeznaczania części dochodu na rzecz Ziemi (tzw. Earth Increment).

W tym dominującym dwugłosie nie zajmowała wiele miejsca Europa Środkowa i Wschodnia. Region raczej występował jako konkurent krajów Trzeciego Świata w staraniach o pomoc finansową Zachodu. Właściwie to rządy wschodnioeuropejskie same jakby dążą do popadnięcia w kolejną pułapkę kredytową. Zabiegom o nowe kredyty nie towarzyszą znaczące kroki na rzecz przejścia do ekorozwoju. Poza tym zabieganie o finanse z Zachodu kosztem Południa wydaje się dość cyniczne, choćby z uwagi na rozmiary głodu w części krajów Trzeciego Świata i spustoszenie jakie już poczyniły tam programy restrukturyzacyjne, od których międzynarodowe instytucje finansowe uzależniały przyznawanie nowych kredytów. Raczej, problemy Południa powinny być dla krajów Europy Wschodniej swego rodzaju ostrzeżeniem bądź lekcją, z ktrej można byłoby się czegoś nauczyć. Zdaje się jednak, że państwa są jak dzieci i uczą się na własnych błędach. W doświadczeniach krajów Trzeciego Świata warto też zwrócić uwagę, że często ci sami politycy, którzy zabiegali o nowe kredyty, teraz obarczają Zachód winą za społeczne i ekologiczne skutki ich spłacania.

BIOTECHNOLOGIE - ZBAWIENIE CZY ZAGŁADA?

prócz spraw finansowych kolejną kwestią budzącą najwięcej kontrowersji była sprawa biotechnologii. Chodziło tu o dwie sprawy. Jedna, to zabezpieczenia jakimi należałoby otoczyć eksperymenty człowieka nad przyrodą. Żonglowanie genami może przynieść nieprzewidywalne i o wiele bardziej groźne konsekwencje niż to, co robiono do tej pory. Drugi pakiet spraw dotyczy pieniędzy, patentów na biotechnologie i narodowej suwerenności. Przemysł biotechnologiczny już teraz przynosi rosnące dochody, a to dopiero początek jego rozwoju. W amerykańskiej prasie i w wypowiedziach niektórych polityków powtarzają się zapewnienia, że biotechnologiczna rewolucja pozwoli Stanom odbudować gospodarczą pomyślność i odzyskać ekonomiczne i polityczne przywództwo nad światem. Ale aby się rozwijać, przemysł biotechnologiczny potrzebuje szerokiego dostępu do zasobów genetycznych świata. I tu właśnie pojawia się konflikt z krajami Południa, gdzie jest największa bioróżnorodność. Otóż te kraje uważają, że mają suwerenne prawo do gatunków, które znajdują się na ich terytoriach i powinny dostawać finansową rekompensatę, jeśli inne kraje pragną z nich korzystać.

W trakcie Szczytu Ziemi w Rio i w innych miastach brazylijskich wielokrotnie odbywały się demonstracje przeciw korupcji władz, w sprawach podwyżek płac i demokratyzacji kraju, organizowane przez związki zawodowe, gdzie jednym z najczęściej powtarzających się haseł ekologicznych było "Bush kolor zielony widzi tylko na dolarach" i "Amazonia jest nasza."

PO CO TO WSZYSTKO BYŁO?

W Rio wszystkie te różnice raczej raz jeszcze się wyraziście ujawniły niż zostały rozstrzygnięte. A w sprawach finansowych, tak jak i w innych doszło do kompromisu. Kraje Trzeciego Świata wywalczyły zasadę bezwarunkowości przy udzielaniu pomocy bezzwrotnej czy też kredytów na ochronę środowiska, a w zamian ustąpiły w innych kwestiach. Ten, jak i inne kompromisy, odzwierciedlały bardziej układ sił politycznych na świecie niż rozwiązania na miarę wyzwań ekologicznych. Toteż zarówno wśród przedstawicieli ruchów społecznych jak i w proekologicznie nastawionych delegacjach rządowych wiele było rozczarowanych "Szczytem Ziemi". Słyszałam głosy o porażce, o fiasku, o zawiedzionych nadziejach, a nawet o dwóch zmarnowanych latach. Realnie patrząc, rezultatem Szczytu Ziemi było raczej usprawnienie metod zarządzania kryzysem ekologicznym niż podjęcie kroków, które doprowadziłyby do zmian w gospodarce i polityce na miarę ekorozwoju.

Mimo wszystko nie przyłączałabym się do głosów zawiedzionych. Przede wszystkim nigdy nie spodziewałam się radykalnych, proekologicznych rozwiązań, po rządowym Szczycie Ziemi, na co liczyło - mniej lub bardziej świadomie - wielu ludzi z ruchów obywatelskich i organizacji pozarządowych. W istocie rzeczy państwowe interesy i racje polityczne są sprzeczne z myśleniem głębokimi, długofalowymi kategoriami ekologicznymi i z globalną współodpowiedzialnością, co nie wyklucza, że rządy mogą być rzecznikami reform na rzecz ochrony środowiska. Między reformą, a głębokim ekologicznym przeobrażaniem się kulturowym jest jednak znaczna różnica, choć obydwa procesy się ze sobą splatają. Toteż znaczenie Szczytu Ziemi polega raczej na tym, że utrwalił proces ekologicznych reform czy zmian, które od trzydziestu lat powoli zachodzą we wszystkich dziedzinach życia: w gospodarce i w polityce, w edukacji, w stylach życia i w sposobach myślenia.

Konferencja w Rio uwidoczniła również ewolucję, zmiany, a przede wszystkim polaryzację ekologicznej idei. To, co dotychczas należało do domeny myślenia i działania opozycyjnego czy też było domeną kontrkultury, teraz - jak uwidoczniła konferencja w Rio - weszło już do obszarów działania biznesu i rządów. Zwłaszcza aktywność sektora biznesu daje wiele do myślenia. Radykalni ekolodzy twierdzą, że tworząc własny kodeks ekologiczny w trakcie przygotowań do Szczytu Ziemi, biznes pragnie sam stworzyć dogodne dla siebie ekologiczne ramy działania, zanim zostaną mu narzucone od zewnątrz mniej dogodne rozwiązania administracyjno-prawne. Mimo wszystko jednak, z punktu widzenia ignorowania problemów ekologicznych przez nowe elity gospodarcze i polityczne w mniejszym lub większym stopniu, ale we wszystkich krajach postkomunistycznych, to nawet ta postawa firm uwzględniających wymagania ekologiczne w biznes-planach i w zarządzaniu procesami produkcji, czy też w ogóle - powiedzmy - "zielony kapitalizm", jaki zaczyna być praktykowany w Holandii, mimo wszystko są dla nas niedoścignionym ideałem.

Podczas gdy pojęcie ekorozwoju, czy inaczej tłumacząc rozwoju dla przetrwania, weszło do języka polityków i biznesmenów, to nie oznacza to ich monopolu na definiowanie czym jest ekorozwój. Kiedy porównać ich koncepcje rozwiązania kryzysu ekologicznego z diagnozami kryzysu i rozwiązaniami postulowanymi przez ruchy obywatelskie, to okazuje się, że są to dwie (upraszczając) różne wizje oparte na różnych filozofiach i podejściach do rozwiązywania problemów społecznych.

EKOLOGIA I RUCHY OBYWATELSKIE

Choć w zasadzie był to niezamierzony i niejako uboczny skutek Szczytu Ziemi, wśród różnych "niezależnych sektorów", które brały udział w UNCEDzie, wyodrębnił się nurt ruchów obywatelskich. Z mojego punktu widzenia (który wyznacza punkt siedzenia wśród ekologicznych alternatyw), była to jedna z najbardziej pozytywnych jakościowych zmian, jakie przyniósł "Szczyt Ziemi". Nie stało się jednak tak, że ktoś ten ruch intencjonalnie zorganizował, czy też przyzwolił i zapewnił środki na jego powstanie. Raczej był to ruch samotworzący się, który powstawał wykorzystując i powiększając istniejące możliwości wspólnego, na skalę globalną, działania.

Szeroka formuła uczestnictwa w procesie przygotowawczym dawała organizacjom pozarządowym prawo do dostępu do dokumentów Konferencji, prawo do ich opiniowania i regulowała udział przedstawicieli organizacji społecznych w oficjalnych debatach.

Druga ścieżka udziału organizacji pozarządowych i ruchów obywatelskich w UNCEDzie polegała na wypracowywaniu niezależnego od oficjalnego programu katalogu problemów ekologicznych i społecznych i strategii na rzecz ich przezwyciężenia. Dzięki temu właśnie doszło do powstania globalnej sieci ruchów obywatelskich. Przede wszystkim ułatwił to zbieżny cel, czyli wypracowywanie, na okazję UNCEDu, własnego stanowiska wobec ekologicznych przeobrażeń świata, ale i środki finansowe na nawiązywanie kontaktów, wymianę informacji i przygotowywanie regionalnych i globalnych spotkań przygotowawczych.

Te środki w dużej mierze znalazły się dzięki związanej z UNCEDem puli na konsultacje społeczne. Oferowały je zarówno organizacje międzynarodowe jak i rządy poszczególnych krajów np. Holandii, Kanady czy krajów skandynawskich.

Tak więc dzięki wspólnej idei i dzięki możliwości uzyskania środków finansowych doszło do powstania globalnej sieci ruchów obywatelskich, w skład których wchodzą ruchy ekologiczne, feministyczne, pokojowe, solidarności i pomocy dla krajów Trzeciego Świata, etc. Jeszcze kilka lat temu współpraca między tymi pokrewnymi ruchami społecznymi różnie się układała. Przeważnie każdy był zajęty realizacją swoich celów i programów.

Najbardziej rozwinęły się organizacje i ruchy społeczno-ekologiczne w krajach Południa. Powstanie wielu z nich było reakcją na niszczenie środowiska społecznego i naturalnego, jakie powodowało kopiowanie zachodniej filozofii rozwoju w odmiennych kulturach i ekosystemach, gdzie często dobre intencje inicjatorów inwestycyjnych założeń, przyniosły zupełnie odwrotne skutki do zamierzonych.

Natomiast specyfika grup ekologicznych na Zachodzie polegała na tym, że przeważnie wiązały się one z konkretnymi sprawami lokalnymi, albo ze specyficznym problemem, np. odpadów, energii, etc. W przeciwieństwie do ruchów z Południa nie łączyły one problemów ekologicznych i społecznych. Toteż przełomem jest powstanie ANPEDu, o którym już w tej relacji wspominałam przy okazji regionalnej konferencji przygotowawczej do Szczytu Ziemi w Bergen.

Grupy i organizacje stowarzyszone w ANPEDzie upatrują przyczyn kryzysu ekologicznego w zachodnim modelu rozwoju i występują nie tylko o lepszą politykę i ulepszanie i przestrzeganie prawa w dziedzinie ochrony środowiska, ale także o zmianę filozofii gospodarowania, o decentralizację, o przejście do demokracji uczestniczącej.

Także dokumenty programowe międzynarodowych organizacji proekologicznych, jak np. Friends of the Earth (Przyjaciele Ziemi), czy też IUCN (Międzynarodowa Unia Ochrony Przyrody) bądź Greenpeace odzwierciedlają zmianę podejścia do problemów ekologicznych. Nie postrzega się ich już jako skutku ubocznego zachodniej cywilizacji, ale jako nieuniknioną konsekwencję biurokratyczno-industrialnego modelu rozwoju, który trzeba zmienić, aby wybrnąć z kryzysu ekologicznego.

Aktywny udział w przygotowaniach do UNCEDu brały również ruchy kobiet i ruchy feministyczne. Najbardziej palącą sprawą była kwestia, która w biurokratycznym języku nazywa się kontrolą przyrostu naturalnego. W wielu publikacjach i wypowiedziach polityków wzrost liczby ludności widziany jest jako podstawowe zagrożenie dla przetrwania naszej planety. Najszybciej zwiększa się liczba ludności w krajach Trzeciego Świata. Toteż kobiety w tych krajach są obiektem polityki na rzecz zmniejszenia liczby urodzin. W praktyce organizowane to jest w sposób biurokratyczny. Np. w Indiach czy w Indonezji, ale i w innych krajach, opracowywane są centralne plany zmniejszenia liczby urodzin. Realizacją tych planów zajmuje się administracja państwowa, która w tej dziedzinie działa na tych samych zasadach, co i zarządzanie przedsiębiorstwami, pobór podatków czy też organizacja armii. Chodzi też o to, żeby założone cele osiągać jak najmniejszym kosztem i jak najszybciej. W tak realizowanej polityce nie ma miejsca na oświatę zdrowotną i autentyczne wybory kobiet, nie ma miejsca na to, aby same decydowały o swoim zdrowiu i prokreacji. Często wykorzystuje się nieświadomość i biedę. Kobietom pod przymusem, albo i bez ich wiedzy, podawane są środki antykoncepcyjne, które mają szkodliwe skutki dla ich zdrowia. Antykoncepcja za worek ryżu dla głodującej rodziny, albo sterylizacja pod przymusem, w asyście wojska nie należą do odosobnionych przypadków.

Ale przemoc i ubezwłasnowolnienie kobiet przejawia się nie tylko w ten sposób. W innych z kolei krajach, np. w krajach arabskich, gdzie dominuje muzułmański fundamentalizm, a i w Polsce, gdzie mamy do czynienia z fundamentalizmem katolickim na kobietach wymuszana jest prokreacja, przy pomocy takich samych odgórnych biurokratycznych, administracyjno-prawnych rozwiązań. Z punktu widzenia kobiet, zarówno przymusowa antykoncepcja, jak i brak dostępu do oświaty i środków antykoncepcyjnych stawia je w roli podrzędnych istot, którymi manipulują rządzące elity polityczne.

We wszystkich wystąpieniach ruchów feministycznych i innych ruchów obywatelskich na temat kontroli wzrostu populacji krytykowano zarówno antykoncepcję bez wyboru, sterylizację pod przymusem jak i przymus rodzenia. W tych sprawach Watykan, bardzo aktywnie uczestniczący w rządowych negocjacjach, sprzeciwiał się jakimkolwiek radykalnym sformułowaniom w oficjalnych dokumentach UNCEDu.

Na wielu spotkaniach przygotowawczych, jak i w Rio, kobiety zwracały również uwagę na to, że sprawa kontroli wzrostu populacji tak jak jest obecnie przeprowadzana, jest najłatwiejszym rozwiązaniem z katalogu spraw, które trzeba zmienić, aby przejść do ekorozwoju. O ile trudniej jest wprowadzić zmiany w systemie ekonomicznym, podnieść ceny surowców naturalnych, zmniejszyć poziom konsumpcji, zwłaszcza w krajach Zachodu, ograniczyć wydatki na zbrojenia, wprowadzić na szeroką skale uprawy nieschemizowanej żywności. O ile trudniej jest rządzącym elitom wprowadzić choćby zakaz stosowania DDT, który to środek jest ciągle jeszcze w powszechnym użytku, np. w Brazylii. O ile trudniej jest odchodzić od nieodnawialnych źródeł energii, o ile trudniej jest decentralizować system zarządzania, ograniczyć eksperymenty biotechnologiczne, czy przeprowadzić reformy rolne. O ile trudniej jest wprowadzać, tak proste wydawałoby się rozwiązanie, jak zakaz eksportu do krajów Południa czy do Europy Wschodniej tych produktów, np. nawozów sztucznych, leków, chemicznych środków kontroli roślin, których nie wolno już wprowadzać na własnym, zachodnioeuropejskim czy amerykańskim, rynku. Niestety, w żadnej z tych spraw nie zrobiono takiego postępu, jak w dziedzinie kontrolowania prokreacji. Przy tym, te biurokratyczne zabiegi nie przynoszą oczekiwanych skutków. Powszechnie bowiem wiadomo, że pozytywne rozwiązanie osiąga się inną drogą: poprzez podnoszenie poziomu opieki zdrowotnej i likwidację biedy. O ile jednak trudniej do tego doprowadzić.

Takie właśnie krytyczne stanowisko zostało opracowane na światowych spotkaniach przygotowawczych ruchów feministycznych i ruchów kobiet, które odbyły się w Miami w listopadzie ub.r., gdzie kobiety przygotowały swoją własną Agendę 21, która stała się katalogiem spraw do załatwienia w przejściu do ekorozwoju.

Miami Agenda 21 jest jak dotąd jednym z najbardziej radykalnych i wszechstronnych dokumentów na ten temat. Stanowisko kobiet zostało w pełni poparte na światowej konferencji przygotowawczej ruchów obywatelskich i organizacji pozarządowych, "Korzenie Przyszłości", która odbyła się w grudniu ub.r. w Paryżu.

AGENDA YA WANACHI I NASZE UKŁADY

Paryska globalna konferencja organizacji "Korzenie Przyszłości", w której wzięły udział ruchy obywatelskie i organizacje pozarządowe przygotowujące się do Szczytu Ziemi różniła się od Global Forum w Rio rodzajem uczestników i stworzonym przez nich klimatem, który odzwierciedlał poglądy radykalnych, nieformalnych grup, ruchów, organizacji ekologicznych, społeczno-ekologicznych, feministycznych, etc. Do Rio ci ludzie, z niezbyt licznymi wyjątkami, nie mieli za co przyjechać. Sponsorem konferencji paryskiej był rząd francuski, który pokrył większość kosztów organizacyjnych. Przygotowaniem konferencji zajął się natomiast Międzynarodowy Komitet Koordynacyjny, powiązany z ELCI (Environment Liaison Centre International z siedzibą w Nairobi), największą globalną platformą ruchów ekologicznych, w której najliczniej reprezentowane są ruchy i organizacje z krajów Trzeciego Świata.

Celem konferencji było wypracowanie wspólnego stanowiska radykalnych organizacji pozarządowych, grup i ruchów nieformalnych związanych z ekologią i rozwojem, które właśnie na tym spotkaniu nazwały się ruchami obywatelskimi (citizens' movements), aby uniknąć nadużywanego terminu organizacje pozarządowe, czyli NGOs. Choć przyjęte nie bez zastrzeżeń, to samookreślenie się było o tyle ważne, że daje ruchom oddolnym własną, odrębną tożsamość, pozwalającą nam odróżnić się wśród pozostałych, często sformalizowanych organizacji pozarządowych, które bywa, że zajmują bardzo zachowawcze stanowiska, często bardziej zbliżone do kół rządowych czy biznesu.

Przygotowania do wypracowania własnego stanowiska przez ruchy obywatelskie zaczęły się grubo przed paryską konferencją. Komitet Koordynacyjny powołał w tym celu grupę ludzi, w miarę reprezentatywną dla różnych stron świata. Grupa ta zaczęła gromadzić rozmaite dokumenty, rezolucje, oświadczenia stanowiska, podsumowania z regionalnych konferencji konsultacyjnych przed UNCEDem, które były przygotowane przez ruchy obywatelskie i organizacje pozarządowe w sprawach środowiska i rozwoju. Tych dokumentów zgromadzono prawie 2000 stron, ale kiedy trzeba je było przed paryską konferencją opublikować, to okazało się, że pieniędzy starczyło tylko na wydanie 800 stronicowego Kompendium, które zawierało także artykuły omawiające rozwój ruchów ekologicznych, społeczno-ekologicznych i ruchów kobiet.

Choć daleko mu jeszcze do reprezentatywnego wyboru, Kompendium jest jedyną w swoim rodzaju publikacją, bo jak dotąd nikt nie wydał takiej kolekcji oświadczeń i rezolucji ruchów i organizacji pozarządowych z całego świata.

Ze względu na obszerność Kompendium, na użytek paryskiej konferencji przygotowano streszczenia wizji ekorozwoju, tak jak go widzą ruchy obywatelskie. Jedno ze streszczeń było napisane z pozycji ruchów z Południa, drugie odzwierciedlało kontekst społeczny i ekologiczny w krajach Północy. Dopiero na tej podstawie powstał projekt programu ruchów obywatelskich w sprawach środowiska i rozwoju na lata 90-te, który został nazwany Agenda Ya Wananchi, co w języku swahili oznacza obywateli. Użycie nazwy w swahili wzięło się z chęci przeciwstawienia się dominacji angielskiego w kontaktach międzynarodowych. Projekt Agendy Ya Wananchi był jeszcze raz przepracowany na konferencji w Paryżu. Zmiany wprowadzano w oparciu o rezolucje podejmowane przez uczestników konferencji. W Polsce ostateczna wersja tego dokumentu, jak i Miami Agendy 21 jest m.in. w BORE.

Wizja ekorozwoju, jaką odzwierciedla Ya Wananchi, zbudowana jest wokół dwóch idei: równości i różnorodności, zarówno w stosunkach człowieka do przyrody, jak i w stosunkach społecznych. W wizji ekorozwoju według ruchów obywatelskich nie ma mowy o jednym doskonałym modelu dla wszystkich. Jest natomiast nacisk na szukanie rozwiązań, które wynikają z lokalnej kulturalnej i bioregionalnej specyfiki. Uczestniczenie obywateli w podejmowaniu decyzji jest potraktowane jako kluczowa sprawa dla ekorozwoju. Ruchy obywatelskie promują więc rozwój oddolny i zastąpienie filozofii maksymalizacji zysku filozofią wspólnego interesu. Co ciekawe, Ya Wananchi zawiera nie tylko postulaty pod adresem rządów i kół biznesu, ale także szereg postulatów i zobowiązań dla siebie samych. Ruchy obywatelskie widzą więc, jak ważne jest praktykowanie samemu na co dzień tego co się głosi.

Ale także jest to tylko kilkanaście kartek zapisanego papieru, które same w sobie nie mają wielkiej roli w przeobrażeniu świata. Jeśli jednak coś znaczą, to raczej jako odzwierciedlenie tożsamości globalnej, choć formalnie nieistniejącej koalicji ruchów obywatelskich w sprawach ekorozwoju. Podobny charakter miały także układy ułożone i podpisane przez ruchy obywatelskie w Rio (Omówienie układów ukaże się w "Ekopuku" 4/92).

Początkowo idea przygotowywania naszych własnych układów wydawała mi się ledwie symboliczną acz uzasadnioną reakcją na brak postępu w rokowaniach rządowych, gdzie wskutek kolejnych kompromisów propozycje konkretnych rozwiązań zastępowane były niezobowiązującymi frazesami. I przyznam się, że początkowo nie przywiązywałam do nich praktycznego znaczenia.

Dopiero sama uczestnicząc w pracy nad jednym z układów (o zmianach w strukturach produkcji i konsumpcji) i przysłuchując się innym, przekonałam się, jak wiele profesjonalnej wiedzy i konkretnych rozwiązań zbudowanych na nowym sposobie widzenia świata złożyło się na kształt układów. I choć poszczególne układy różnią się poziomem merytorycznym i stylem wyrazu, to przecież wszystkie z nich tworzono jako wyraz utożsamiania się z ekologicznym przeobrażaniem świata. Bardzo mi odpowiadało to połączenie wiedzy na profesjonalnym poziomie z emocjonalnym zaangażowaniem i sytuacyjnym luzem. Ludzie byli ubrani swobodnie, zgodnie z klimatem i upodobaniem, a o poważnych sprawach dyskutowali na trawie pod palmami, albo i w namiotach, jeśli nie mogli się obyć bez tłumaczenia kabinowego. Były oczywiście spory i kłótnie, zwłaszcza o to, czy tworzyć formalne przedstawicielskie struktury koordynujące działalności ruchów obywatelskich po Rio. W końcu stanęło na powołaniu tymczasowej grupy koordynacyjnej o bardzo ograniczonych uprawnieniach. Ale w sumie całe przedsięwzięcie odczułam jako bardzo prawdziwe i bardzo na serio tworzenia niszy albo wyspy odmiennej, nietelewizyjnej, ale bardzo realnej rzeczywistości społecznej, która wykracza poza obowiązujące schematy. Otóż takie przedsięwzięcie, gdzie ludzie starają się żyć w zgodzie z przyrodą i sami mieć wpływ na otaczającą ich rzeczywistość społeczną, amerykański filozof, twórca ekologii społecznej, Murray Bookchin, nazwał ekologią wolności.

Ewa Charkiewicz
(streszczenie, pełny tekst ukaże się w Ekopuku 3 i 4/92)




ZB nr 10(40)/92, październik '92

Początek strony