Strona główna 


CYRK PRZYJECHAŁ

... DO POLIC
17 lipca Police nie były pierwszym miastem, do którego przyjechał sławny podobno cyrk Arena. Porozwieszane po całym mieście plakaty zachęcały do oglądania tresowanych kur, kogutów, psów, niedźwiedzi, węży itp. zwierząt.
Pierwszy występ miał odbyć się o godzinie 18, ale my byliśmy już na miejscu o 17 i to bynajmniej nie spragnieni cyrkowych wrażeń.
Rozstawiliśmy nasze bębny przed bramą odgradzającą namiot, porozkładaliśmy transparenty i stolik pełen ulotek, no i zaczęło się!
Chcieliśmy uświadomić ludziom, że kupując bilety do cyrku dostarczają funduszy na zakup nowych, wymyślnych środków do męczenia zwierząt. Tak, właśnie męczenia, bo ich życie tam jest jednym wielkim pasmem cierpień. Głodzone, przetrzymywane w ciasnych klatkach, srogo karane za nieposłuszeństwo, nie mają szans na prawdziwe, godne życie na wolności.
One już do śmierci będą rozśmieszać ludzi stając na tylnych łapach, skacząc przez koła, tańcząc, ale jeśli któreś z nich przedwcześnie się zestarzeje zostaje oddane do rzeźni lub myśliwym, którzy urządzą sobie świetną zabawę wypuszczając je do lasu i strzelając do zaskoczonego i zaszokowanego zwierzęcia.
Tylko treserzy wiedzą tak naprawdę jak traktowane są zwierzęta w cyrkach i gdyby nie fakt, że niektórzy z nich na pewnym etapie swojej kariery stwierdzają, że coś tu jest nie tak i postanawiają ujawnić całą okrutną prawdę, nie wiedzielibyśmy nic i dalej wiwatowali na widok ubranej w koronkową sukienkę małpki czy słonicy.
Chcieliśmy, aby wszyscy o tym wiedzieli. A co na to ludzie?
Jedni przechodzili obok nas zupełnie obojętnie, lekceważąco machając rękami, drudzy wyzywali nas (dlaczego?) od pedałów, zboczeńców i narkomanów. Pewna pani, której zaproponowaliśmy podpisanie się pod petycją skierowaną do prezydenta miasta Szczecina powiedziała, że na pewno przyjechaliśmy z tym cyrkiem i teraz robimy mu reklamę przyciągając gapiów zaciekawionych głosami bębnów rozchodzących się w promieniu kilkudziesięciu metrów.
Mój przyjaciel mówił do tłumu zebranych wokół cyrku ludzi; rozdawaliśmy ulotki, ale mało kto chciał z nami rozmawiać - może tylko przypadkowo pojawiający się tam pijacy. Załoga cyrku także nie mogła powstrzymać się od złośliwych uwag pod naszym adresem. Z ich ust nie padły jednak żadne konkretne argumenty, które potrafiłyby obalić wypowiadane przez nas poglądy. Nie poproszono nas o zapoznanie się z cyrkiem za kuchennymi drzwiami i przekonanie się na własne oczy jak jest naprawdę. Czy była to obawa przed tym, że możemy zobaczyć za dużo?
Nie wiem, czy udało nam się odwieść kogoś od brania udziału w cyrkowej maskaradzie, ale wiem na pewno, że wielu ludzi zostało uświadomionych. Starsza pani, która popierając nas całym sercem poszła jednak na występy, powiedziała, że robi to tylko dla swoich wnuczków.
Oby jak najwcześniej dowiedziały się one prawdy i pogodziły się z faktem, że nasz kraj, a tym bardziej nasze zanieczyszczone miasto nie jest odpowiednim miejscem dla dzikich zwierząt. Każdy z nas czuje się skrzywdzony, gdy zabiera mu się ukochaną rzecz i może trudno w to uwierzyć, ale zwierzęta odczuwają tak samo - w ich przypadku utratę wolności i możliwości zobaczenia swojej prawdziwej ojczyzny. Ludzie zastanówcie się! To, że wasz ksiądz nie woła z ambony, że zwierzęta też mają prawo do życia, bo sam co rano zjada po kilka parówek, nie znaczy wcale, że tak jak on macie nie zauważać tego problemu. Nie obrażajcie się, kiedy ktoś każe wam postawić się w sytuacji tresowanego zwierzęcia, jeśli naprawdę myślicie, że cyrk to nic złego.
W sumie zebraliśmy 100 podpisów: kobiet objuczonych torbami, które bez zastanowienia rzucały je na ziemię i brały za długopis (czasami dla świętego spokoju), solidaryzującej się z nami młodzieży, ludzi, którzy znali życie lepiej od nas (nie tylko ze względu na wiek) i potrafili nam jeszcze wiele nowego dopowiedzieć.
Niektórzy prosili nas, abyśmy zajęli się też sprawą zanieczyszczenia środowiska, zabijania zwierząt w rzeźniach i bezdomnych psów i kotów błąkających się po naszych osiedlach. Obiecujemy, że i na to przyjdzie czas, na razie jednak cieszę się, że doszło do połączenia się wszystkich ludzi dobrej woli, którym nieobcy jest los żywych istot.
Dziękuję każdemu kto był tam z nami. "(...)
ze względu ma synów ludzkich Bóg tak to urządził, aby ich doświadczyć i aby im pokazać, że nie są czymś innym niż zwierżęta. Bo łoś synów ludzkich jest taki, jak łoś zwierzęt jednaki jest łoś obojga. Jak one umerają, tak umierją tamci; i wszyscy mają to samo tchnienie. Człowiek nie ma żadnej przewagi nad zwierzęciem. Bo wszystko jest marnością. (...) KS. KAZNODZIEI SALOMONA 3 , 18-19 Ja

...DO RZESZOWA W czasie wakacji zawitały do Rzeszowa dwa cyrki: czeski i "Circus Wielki". Zrobiliśmy tradycyjne akcyjki propagandowe w czym pomogli nam ludzie z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot z Kolbuszowej (pozdrowienia!). Były pikiety (tuba, transpartenty, ulotki) i audycja w radiu. To już trzy lata prowadzenia tej akcji w Rzeszowie. Kropla drąży skałę.
Na żaden chyba ze spektakli nie sprzedano wszystkich biletów, mimo że reklama przybierała formy zupełnie kuriozalne (wystawianie zdjęć trupy cyrkowej z papieżem, przemarsze zwierząt przez miasto, samochód ze szczekaczką na dachu oraz zapraszanie na przedstawienia całych przedszkoli i pacjentów zakładu dla psychicznie chorych - autentyk!). Świadomość więc chyba wzrasta. Nie łudźmy się, że nagle w jakiś sposób spowodujemy, że ludzie przestaną w ogóle chodzić do cyrku. Od dawien dawna istniała gawiedź, która w starożytnych cyrkach bądź na średniowiecznych jarmarkach za opłatą oglądała znęcanie się nad zwierzętami. Sprawmy, przez uświadomienie o głupocie takiej "rozrywki", aby tych ludzi było jak najmniej i abyśmy my i nasi bliscy do nich się nie zaliczali. Wtedy te cyrki będą musiały zrezygnować same z tresury. Natomiast nakazami i zakazami niczego się nie rozwiąże - nic na siłę.

Przemek Nowak
WiPFA Rzeszów


Początek strony