Strona główna 

ZB nr 1(43)/93, styczeń '93

OGRÓD

"Drzewa są niewierzące"

Ale są święte. Istniały jeszcze przed stworzeniem człowieka. Rosły w Raju. Przynajmniej dwa. Drzewo Żywota i Drzewo Wiadomoci Złego i Dobrego.

A kiedy ludzie zostali wygnani z Rajskiego Ogrodu na ziemię, była pusta, porosła cierniem i ostami. W pocie czoła jęli ją uprawiać, chowając w sercu tęsknotę za Ogrodem, gdzie każda istnoć była znakiem zamysłu boskiego.

Poszukiwali ladów boskoci na wysokich górach i na dnie morza, w pięknie ciała ludzkiego i w postaciach zwierząt i ptaków. Na to, ażeby przywrócić sobie wiat, musieli przesycić go boskocią.

Gaje były samktuariami. I kiedy Erysichton ciął wysoką topolę w więtym Gaju Demeter, arcykapłanka rzuciła na niego klątwę, albowiem popełnił zbrodnię. Za karę zapił się na mierć w hali biesiadnej, gdzie ciętą topolę zużył na strop.

Wszystkie żywioły, wiatr i deszcz, ogień i powietrze, kamienie i strugi dostały swoich patronów.

Nimfy mirtowe opiekowały się pszczołami, Hyady, stare panny dostały we władanie deszcz, Kirke-Czarownica uczyła ludzi jaki użytek zrobić z ziół.

Każdy byt miał swoje miejsce, nic nie było niepotrzebne, zbędne, nieczyste. Nie znaczy, że życie na Ziemi było bezpieczne. Ludzie znali grozę życia, lecz przedkładali ją ponad niewiadomą po tamtej stronie.

Dopiero chrzecijaństwo ofiarowało im obietnicę wiecznego zbawienia, na które trzeba było zasłużyć wyrzekając się pokus tego wiata, albowiem wiat był skażony. Nastąpiło rozdzielenie sacrum od profanum, Ducha od materii.

Śmierć przestała być końcem życia. Otwierała wrota do Raju i wiecznej szczęliwoci, lecz za cenę zaparcia się Natury.

W euforii wycinano więte gaje, drzewa czczone od pradziejów, niszczono posągi, wielbiące ludzkie kształty, seks został wyklęty, a zwierzęta uznane symbolami wszelakich wszetecznoci. Małpa wyobrażała rozpustę, orzeł - pychę, niedźwiedź - lubieżnoć, pająk - zdradliwoć i krwiożerczoć.

Ale pomimo tylu zasadzek, czyhających na dusze, w sercach ludzkich tliło się przywiązanie do otaczającego wiata, którego człowiek był cząstką. Pobożne benedyktynki sypały zimą okruchy niepobożnym ptakom. A pewien mnich bratał się z Wiatrem, Ogniem, Wilkiem i miał kazania do Ptaków. Nie było to zakazane, ale nie było chwalebne.

Teologowie odrywali wzrok od ziemi i pisali rozprawę o Niebie, Piekle i Czyćcu i wszelkich Tajemnicach i wznosili oczy ku Niebu.

A wiat ludzki, oderwany od natury, stawał się coraz bardziej nieludzki, Ziemia odzierana z lasów jałowiała, a w niebie porobiły się dziury. Mam na myli w jonosferze.

Pewien jezuita, litując się nad osamotnieniem człowieka w kosmosie usiłował przywrócić mu łącznoć z Wszechwiatem. Pisał o duchowoci materii, obdarzył psychizmem wszelkie byty, drzewa, kamienie, minerały. Ale uczeni zakrzyczeli go, że jego tezy nie są naukowe, tylko stanowią wizje poetyckie. A poeci czeciej podkrelali obojętnoć Natury i samotnoć człowieka we Wszechwiecie niż jego z nim jednoć. Tylko z legend i mitów znali Ogród, lecz zgubili klucz do niego. Ziemia była jałowa. Ogród raz na zawsze stracony, Paradise Lost.

Aż znalazł się duchowny, który złożył to, co zostało rozdzielone na sacrum i profanum, w jedną odwieczną całoć. Pokazał ludziom, pełnym nieufnoci, że wciąż mieszkają w Ogrodzie, który od pradziejów uprawiają, raz lepiej, raz gorzej, według swoich umiejętnoci, że nigdy go nie opucili, chociaż przestali dostrzegać. Że wcale nie jestemy osamotnieni i że nie my jedni mamy troski i dowiadczamy znikomoci istnienia. Że otaczają nas byty niewidzialne i widzialne, zwierzęta, płazy, motyle i mrówki, co gdy się zgubią, same odnajdą drogę, stąd morał, że droga sama nas poprowadzi, że ptaki raz więte, raz wróżebne, wcale się tym nie przejmują. Że żywioły są takie, jakie powinny być. Naraz otaczająca nas rzeczywistoć przestała być wroga, podejrzana, nieczysta. Wszystko stało się nadzwyczajnie zwyczajne. "Osioł aż tak miły, że głupi Wydra na krótkich nogach Stara kwoka z przetrąconą łapą Szpak, co wplątał w gniazdko pół stokrotki."

"Piękna jest brzydka pogoda; wiatr, co stale kręci się w kółko, piękny kamień, trochę przemęczony..."

Wszystko, co istnieje, w jakiejkolwiek jest postaci, może się pomiecić w Ogrodzie nie tracąc swojej tożsamoci. ..."Lato chrabąszczowe... smutek rolin... opieka zwierząt... wielki cień małych lici..."

Daremnie wycięto więte gaje. Odzyskalimy nadzieję, że po mierci odnajdziemy je w nich i "że w każdą wolną sobotę będziemy chodzili po lesie".

Nimfy mirtowe nie są już niezbędne, bo "piorun trafił w kociół, ażeby pszczołę ominąć".

Jak w bani Andersena wszystko, co nieufnoć porozstawiała po kątach, wróciło na swoje miejsce.

Wszystko znalazło się w Ogrodzie, który zamieszkujemy. Nie jest to Ogród Rajski, lecz Ogród Ziemski, pogański i chrzecijański, materialny i duchowy, skażony i sakralny, jedyny, jaki znamy, cząstka Wszechwiata, który cały jest boski.

Jadwiga Żylinska




ZB nr 1(43)/93, styczeń '93

Początek strony