Strona główna 

ZB nr 6(48)/93, Czerwiec 1993

"ZIELONI KURWAAAAAA!"

- Tym okrzykiem (w intencji przyjacielskiej) zakrzyknęli w stronę budynku Stacji Edukacji Ekologicznej "Pracowni..." przejeżdżający obok tubylcy i pokiwali sympatycznie rękami...

A przede mną leży ulotka "Greenpeace" pt. "Pozwól Ziemi oddychać... Zaprzestań spalania". 8 stron argumentów przeciw spalarniom, bo dioksyny i furany, chlorofluoropochodne..., bo "toksyczne popioły i filtry przeważnie są wywożone do mogilników, a płynne odpady z płuczek wieżowych...", bo - i tu konkluzja ulotki:

"Jedynym rozsądnym i trwałym rozwiązaniem problemu toksycznych odpadów jest zlikwidowanie jego źródła - czyli toksycznych odpadów i produktów. Powinno się to odbywać już na etapie projektowania produktu (...) poprzez prowadzenie nadzoru ekologicznego. Na tej podstawie można przejść do eliminacji toksycznych materiałów zastępując je bezpiecznymi produktami, ulepszając procesy produkcyjne i zmieniając skład produktów (...) Należy: przeprowadzić nadzór ekologiczny... (...) Rozpoznać produkty... (...) Przygotować plan działania z konkretnymi celami i ramami czasowymi... (...)"

Wiem, że w kilku sąsiednich gminach, które chcą być "ekologiczne" radni marzą o spalarniach. Ci radni nie różnią się specjalnie od tubylców, którzy przed chwilą pozdrowili "zielonych". Ta ulotka na pewno nie jest dla nich, chociaż z braku czegoś innego na spotkanie w gminie zabiorę parę. Ale my, w Polsce, potrzebujemy zupełnie innych ulotek, innej argumentacji, a przede wszystkim innego języka. Coś mi się wydaje, że wciąż przeceniamy społeczną świadomość ekologiczną. Mówimy często językiem zupełnie niezrozumiałym nie tylko wśród "tubylców", ale nawet niezrozumiałym dla dyrektorów wydziałów ochrony środowiska (np. w Bielsku-Białej). "To, co oni mówią, to jakieś obce, hinduska czy jaka tam, filozofia. A my uważamy, że jak coś jest, to trzeba z tego korzyść mieć, a nie tylko, żeby było..." - powie lokalny gospodarz przyrody w audycji radiowej. A w bardziej kameralnej atmosferze powie po prostu: "Co oni, kurwa, pieprzą... Mnie tam jest wszystko jedno, dla ekologii też mogę robić, byle mi tylko dobrze zapłacili". No, ale wiadomo, że nie zapłacą. "Z czego mamy żyć? Pola nie obsiane bo się nie opłaca, mleko nie idzie, wełna nie idzie. To jak trzeba będzie to się cały las wytnie." W sąsiedniej gminie wszystkie po kolei miejsca przeznaczone na wysypisko zostały oprotestowane. A i tak zresztą sypie się do potoków albo do lasu. "Co oni znowu, kurwa, z tymi spalarniami. To jak, śmieci nas mają zasypać?"

Za miesiąc o śmieciach tubylcy będą mówili na kolejnej sesji. Na szczęście na spalarnię po prostu ich nie stać. Na pewno jednak nie będą "rozpoznawali produktów, przygotowywali planu działania z konkretnymi celami i ramami czasowymi". Do tego jeszcze bardzo długa droga, więc póki co śmieci wywiezie się do lasu lub spali w kotle co, bo gaz coraz droższy i kto się będzie przejmował ekologią: wraca do łask najgorszy węgiel i wszystko, co się da spalić (do potoku już trudno wyrzucać, bo już pełen).

(niepodpisany tekst, jaki otrzymaliśmy wraz z koresponbdencją z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot. Mimo wszystko drukujemy... - aż)

KRóTKA HISTORIA ZIEMI

Pewnego dnia zaistniał świat. Jeszcze nie tak doskonały, ale nasz i Ich, zwierząt. Przechodzi już kryzysy, jeszcze małe, które niewiele szkodzą. I nagle zauważasz: po to przyroda stworzyła ocean, żeby z niego korzystać. Wchodzisz więc do wody i niezdarnie pływasz. Potem budujesz statki. Pewnego dnia przychodzisz na brzeg, żeby po prostu popatrzeć. Nacieszyć się jego pięknem, z dala od zgiełku miasta i smrodu ulicznego. Wtedy widzisz te wdzięczne stworzenia - wieloryby. Są potężne. Pływają wolno wynurzając się i tryskając fontannami wody. Myślisz: to cudowne. I uświadamiasz sobie: ale smutne, niszczę ich środowisko. Twoje rozważania przerywają tzw. tubylcy. Skini, sataniści i inne tubylcze grupy rozrabiają lub mordują. Dla nich to zabawa, a dla innych istot - cierpienie. Giną te piękne zwierzęta - myślisz. Reszty dokonuje najgroźniejsza z broni... atom. A chłopak? Jego życie rozpłynęło się we mgle. Po prostu go nie ma. Tworzy się natomiast wielki grzyb triumfujący nad światem, którego już nie ma. To ty go zniszczyłeś nieustanną gonitwą za cywilizacją. Pozostała tylko długowieczna radioaktywność i nieprzenikniona ciemność. żadnej żywej istoty czy źdźbła trawy. Zastanów się więc nad tym co robisz, nim będzie za późno.

łzy spływają ci po policzkach. Te potężne istoty giną. Są coraz dalej. Za daleko na niesienie ratunku. Również ludzie się staczają. Np. ten młody chłopak, który płynie łódką. Muzyka włączona na cały regulator. Młodzieniec bawi się "całą gębą" - tańczy jakiś dziwny taniec, głośno śpiewa i krzyczy. A wieloryby giną. Giną powoli w wielkich męczarniach. Nagle potężna fala spycha łódkę z chłopakiem na pobliską dziką wyspę. Chłopak wychodzi na brzeg rozejrzeć się... Prawdziwe tubylcze plemię tańczy dziki taniec wokół olbrzymiego kotła stojącego na ognisku. Bębny milkną, a wszystkie czarne twarze odwracają się w jego stronę. Czuje grozę i strach zagląda mu w oczy. Już podchodzą do niego i prowadzą do kręgu ułożonego z kości ludzkich. Bezimienne czaszki patrzą na niego i wołają: chodź! chodź! I staje się cud. Jego marna skóra chwilowo ocalała, ponieważ wyprodukowana przez niego bomba spada na wioskę. Słychać krzyk i płacz. Teraz patrzy z zadowoleniem i dumą jak kanibale uciekają i wtedy spada bomba biologiczna. Zarazki i wszelkie choroby rozpełzają się i mordują życie na Ziemi. Teraz spada napalm, paląc wszystko, co mogło ocaleć.

Kaśka ze Stargardu

Inspiracja: Thekean




ZB nr 6(48/93, Czerwiec 1993

Poczštek strony