Strona główna 

ZB nr 7(49)/93, Lipiec 1993

UWAGA: ŚWIADKOWIE EKOVY!

RUCH OCHRONY ŚRODOWISKA JAKO RELIGIA

Znajdowaliśmy się w przededniu wojny w Zatoce. Na całym świecie szpitale przygotowywały się do spotkania ze śmiercią i strasznymi ranami zadawanymi w nowoczesnej wojnie.

W hotelu Sheraton Park w Londynie działacze Partii Zielonych brali udział w konferencji na temat wpływu wojny na środowisko.

Po raz pierwszy w historii środki masowego przekazu donosiły o grupie naukowców będących zdania, iż nie powinniśmy walczyć z takim agresorem jak Saddam Hussein, gdyż wywarłoby to negatywny wpływ na środowisko.

Rodzaj zagrożenia jest niemal bez znaczenia. Dla celów archiwalnych dr John Cox, konsultant z zakresu ochrony środowiska, powiedział, iż po wojnie Zatokę otoczyłaby dymna chmura o rozmiarach podobnych do chmury będącej rezultatem wybuchu jądrowego, zagrażająca głodem milardowi ludzi ze względu na zablokowanie monsunu azjatyckiego. Podczas tej samej konferencji doradca króla Husseina jako rezulat wojny w Zatoce prognozował 15% wzrost emisji dwutlenku węgla do atmosfery.

Uczestnicy konferencji zdecydowali się na powołanie komitetu, określanego przez nich jako 'niezależny', którego zadaniem miało być prowadzenie kampanii na temat tych problemów z dziedziny ekologii.

W kampanii ochotniczo wzięła udział pewna liczba samozwańczych działaczy - pacyfistów, (nie zaś kierujących się bardziej racjonalnymi pobudkami ekspertów) odrzucających pretensje, po co oni tam są - teraz wiemy, że byli oni panikarzami wysuwającymi nieprawdopodobne hipotezy.

Nikt nie wątpi w niepożądaność wielu skutków ubocznych wojny, a także skutków zamierzonych takich jak zabijanie oraz okaleczanie dziesiątek tysięcy istnień ludzkich, jak również nasiąkniętych ropą naftową kormoranów. Przyzwyczajamy się do apokaliptycznych prognoz ekologicznej zagłady. Sama jednak myśl, że świat stał właśnie na progu nuklearnej zimy, która miała być rezultatem wypalenia pól naftowych, miała o wiele dalej idące konsekwencje. Jest wiele powodów, dla których znacznie częściej spotykamy się teraz z przerażającymi historiami, tym problemem zajmę się jednak oddzielnie.

PRAWDA, FIKCJA I EKOLATRIA

Celem moim będzie tu przedstawienie roli ochrony środowiska jako nowej religii dopasowanej do wymagań ery, w której religie tradycyjne miotają się między ekstremami takimi jak fundamentalizm i liberalizm. Muszę jednak najpierw przypomnieć o pewnej niezaprzeczalnej prawdzie stanowiącej podstawę mojego zainteresowania panikarstwem, a którego częścią jest ochrona środowiska.

Codziennie w środkach masowego przekazu pojawiają się historie o pożywieniu, napojach, substancjach i działaniach, które rzekomo są szkodliwe. Równie wiele jest podobnych historii o katastrofach będących rezultatem zwiększenia się populacji świata, braku żywności oraz globalnego ocieplenia. Mimo tych historii my, ludzie Zachodu, nigdy nie byliśmy zdrowsi i nie żyliśmy dłużej, niż w obecnych czasach. Przedstawiłem już ten rozdział pomiędzy prawdą a fikcją w "The Anxious Society" (Niespokojne społeczeństwo), a zajmę się również i pewnymi innymi aspektami tego szerokiego tematu. Zajmijmy się jednak teraz ochroną środowiska i wywodzącymi się z niej pseudoreligijnymi praktykami.

Chciałem nadać religijnej stronie ochrony środowiska jakąś nazwę, i wybrałem tu nazwę "ecolatry" (ang. ecology ź ekologia ń idolatry ź bałwochwalstwo). Credo ekolatrii to dążenie za czymś nieosiągalnym, lecz niezwykle pożądanym - za lśniącym czystością światem, karmionym bez zastosowania nawozówsztucznych i pestycydów, zasilanym naturalnymi źródłami, czyli słońcem, wiatrem i wodą. światem, w którym skały i drzewa, ludzie i owady żyją w równowadze i harmonii. światem, w którym Natura jest Bogiem i Bóg jest Naturą. Obserwujemy również początki przejawów tak zwanego nowego wieku. Gdy masz pełny brzuch oraz stałe dochody, możesz sobie pozwolić na to, aby z braku innych zmartwień pomartwić się trochę swoją psyche. Twoje umysłowe niedożywienie można zaspokoić nowym przemysłem guru i mantr, pracą w sieciach oraz przestrzeniami wewnętrznymi, do czego przyczyniają się konsultanci z dziedziny zarządzania w przebraniu New Age.

Połowa z tego to być może transcendentalne bzdury, jak na przykład reklama czy public relations, ale nikt nie może być pewny, która to połowa. Ruch Zielonych i New Age to nowe sposoby wywołania w nas winy, co sprawia, że zwracając swe myśli ku niebiosom, których ozonowe warstwy otwierają się i zamykają w odpowiedzi na nasze najpierw nieodpowiedzialne, następnie zaś bogobojne zachowanie, stajemy się cnotliwi.

Możemy z całym szacunkiem zastanawiać się, jak wpływamy na górne warstwy atmosfery równocześnie potykając się o młodych bezdomnych żebraków na ulicach Londynu, którzy na pewno bardzo chcieliby mieć dostęp do plastykowych butów oraz nieorganicznego chleba.

Muszę jednak wykazać, że ochrona środowska staje się nowym substytutem religii, w szczególności zaś dla tych, którzy przez czas dłuższy oddawali cześć nie Bogu, lecz Socjalizmowi, i którzy mieli możność obserwowania dezintegracji swojego systemu wierzeń w chwili, gdy świat w poszukiwaniu gospodarczego zbawienia zwrócił się w kierunku rynku.

MODLITWY I RYTUAłY

Aby zająć się tym problemem, muszę przytoczyć nowoczesną definicję religii jako "czegokolwiek, czemu jesteśmy bezwzględnie posłuszni". Religie ofiarują swoim wyznawcom wiele prawd, które uważane są za oczywiste. Dostarczają zespołów reguł, które w przypadku wiernego i ślepego stosowania doprowadzą nas do zbawienia.

Wszystkie religie, zarówno współczesne, jak i starożytne, dyktują swoim zwolennikom praktyki wyznaczające dobre zachowanie. Zalecają modlitwy i rytuały oraz wymagają różnych form abstynencji i samowyrzeczeń. To połączenie wiary, kultu, społeczności, wyznania oraz norm zachowań jest tym, co nazywamy religią.

Wątpię, czy opinię tę odrzuciliby Hill & Knowlton, którzy reprezentują Kościół Scjentologii.

Apokaliptyczne groźby, jakie niosą ze sobą zarówno AIDS, jak i globalne ocieplenie, przedstawiane są jako rezultat ludzkiej żądzy seksu i bogactwa.

Ruch na rzecz ochrony środowiska również posiada te cechy. Los świata jest w naszych rękach i wszystko, co ma negatywny wpływ na środowisko, jest naszą wina. Możemy jednak coś z tym zrobić stosując różne formy wyrzeczeń. Możemy kupować "zatwierdzone" produkty. Możemy przykręcić nasze termostaty. Możemy zrezygnować ze swoich samochodów, aby zrobić przyjemność Księciu Karolowi, lub przynajmniej stosować w nich benzynę bezołowiową. Możemy zrezygnować z dezodorantów w aerozolu. Możemy stosować religijne rytuały sortowania śmieci do różnych toreb, aby można je było jeszcze raz przetworzyć. Nie byłbym zdziwiony, gdyby obecnie w Camden więcej ludzi chodziło w niedzielę na wysypiska śmieci, niż do kościoła. Jeśli nie będziemy przestrzegać tych reguł, w konsekwencji grzechy ojców spadną na dzieci, karą zaś będzie skażony świat.

Takie specjalne rytuały zakupu oraz utylizacji śmieci pomagają nam uzyskać poczucie wyższości w stosunku do tych, którzy nie ujrzeli jeszcze światła ochrony środowiska. Możemy się więc zaangażować w dające dużo zadowolenia zadanie nawracania ich na dobrą drogę, bądź potępianie ich złego zachowania. Ma to ogromną psychologiczną wartość dla tych, którzy w swoich działaniach na rzecz ochrony środowiska przyjęli bardziej fundamentalistyczne zasady.

Mamy więc tu idealne składniki zmodernizowanej religii noszącej nazwę ruchu na rzecz ochrony środowiska. Potrzebujemy jednak Boga, który dysponuje siłą potrzebną do kontrolowania oraz wywierania wpływu na środowisko, gdy już przekona się On czy Ona o naszym cnotliwym zachowaniu. W poszukiwaniu odpowiedniego kandydata zwracam się do Jamesa Lovelocka oraz stworzonego przez niego nieświadomie Boga o imieniu Gaja. Hipoteza Gai stanowi naukowo-filozoficzny kamień węgielny. Proponuje, abyśmy traktowali ziemię jako jeden żywy organizm, który sam steruje planetą tak, że wspiera ona w ten sposób życie ludzkie, zwierzęce i roślinne. Lovelock nie miał na myśli dokładnie hasła "Ziemia jest Bogiem", jest to jednak koncepcja o szlachetnym pochodzeniu: planeta jest starsza niż my, większa niż my, i żyć będzie po naszej śmierci, jest to więc rozsądny obraz o charakterze religijnym.

I za taki jest uważany. Magazyn "Time" donosi, że w Ameryce rozwija się ruch kobiecy mający na celu stworzenie religii ukierunkowanej na kobiety, która odrzucać będzie patriarchalną zasadą "Boga Ojca" charakterystyczną dla tradycji żydowsko-chrześcijańskiej. Kobiety te zwracają się do niejasnej, ogólnej Bogini, którą przedstawiają jako Matkę Ziemię, i której nadały imię Gaja. Odrzucają ideę transcendentnego Boga i twierdzą, że ich Bogini mieści się "w każdej osobie i wszystkich rzeczach w naturze", co jest koncepcją niezwykle charakterystyczną dla religii wywodzących się z ruchu na rzecz ochrony środowiska.

ZWIąZKI FREONU

Lovelock to ogólnie szanowany naukowiec zajmujący się atmosferą, nie zaś żaden oszust ekologiczny. Boi się ich, zaś w swojej najnowszej książce, zatytułowanej "The Ages of Gaia" (Wieki Gai - Oxfod University Press, wydana w miękkiej okładce w r. 1992) wyjaśnia, dlaczego.

Był on wynalazcą urządzenia dokonującego pomiarów zawartości związków freonu w atmosferze nawet w ilości trylionowej mierzonej objętości. Wiedził on, że na tym poziomie wrażliwości nawet najbardziej toksyczne substancje chemiczne mogą być wdychane bądź połykane bez szkody oraz w nieskończoność. Słusznie się jednak martwił, że gdy tylko historię swoją podeprze liczbami, ktoś użyje ich jako podstawy historii zagłady.

I tak się stało. Rozpoczęła się wojna o rezygnację z freonu, aby ocalić powłokę ozonową. Ozon to silnie niebieski, wybuchowy i bardzo trujący gaz, który traktowany jest jako piękny, zagrożony gatunek. Nikt nie umierał z powodu rezultatów emisji freonu: jego obecność była nieszkodliwa dla plonów i inwentarza; substancja ta to jeden z najmniej szkodliwych chemikaliów, jakie można spotkać w naszych domach. Gdyby nie niezwykle czuła maszyna Lovelock'a, nigdy by go nie wykryto.

Od lat siedemdziesiątych jednak modne jest reagowanie na wszystkie rodzaje ryzyka związanego ze środowiskiem w sposób, w jaki poprzednie generacje reagowały na czarownice. Chcieliśmy być bezpieczni oraz aby nasze dzieci były bezpieczne przed tą groźbą z niebios. Freon stał się diabłem wcielonym kuszącym nas, abyśmy poddali się naszym próżnościom używając lakierów do włosów i dezodorantów niszczących naszą planetę.

Każdy, kto był przeciwny wycofaniu z użycia freonu, był heretykiem, zdrajcą religijnych wierzeń związanych z ochroną środowiska.

Oczekiwano, iż naukowcy poddadzą się uznanej środowiskowej mądrości wieku - naukowej ortodoksji, która stała się ekwiwalentem ortodoksji religijnej, która zmusiła Galileusza do zgodzenia się ze stwierdzeniem głoszącym, iż planety krążą wokół Ziemi. Częścią tej ortodoksji było uznanie wagi magicznej cyfry zero. "Nie istnieje bezpieczny poziom radiacji. Wszystkie substancje chemiczne i każdy poziom promieniowania są szkodliwe", krzyczeli zwolennicy ochrony środowiska.

Grecy wiedzieli jednak, że działanie trucizny zależy od dawki. Nie chcę upierać się tutaj, że freon to dobra rzecz, choć lodówki są nią bez wątpienia. Chcę jedynie powiedzieć, że z powodu sposobu interakcji nauki i ochrony środowiska wątpliwości z dziedziny nauki nie są tolerowane, ortodoksja naukowa staje się zaś wiarą. (Globalne ocieplenie jako rezultat efektu cieplarnianego stanowi groźbę dla ludzkości i niech nikt nie ośmieli się twierdzić inaczej!)

żADNA KONSPIRACJA

Nie chcę i nie muszę tworzyć tu wielkiej konspiracyjnej teorii, aby wyjaśnić tą środowiskową hipochondrię. Wiara w nieistniejące zagrożenia dla środowiska wywodzi się ze wzrostu interesów ekonomicznych, nie stanowi zaś zamierzonego oszustwa.

Potrzebna nam jest jedynie hipoteza głosząca, iż substancja A może być przyczyną choroby B. Choroba ta musi zwykle być czymś, czego boi się współczesne środowisko, co oznacza zwykle, iż jakaś substancja wywołuje raka, lub, gdy się ją spożywa, przyczynia się do powstawania chorób serca, albo wywołuje choroby psychiczne, gdy się ją pije. Najpierw na scenie pojawią się epidemiolodzy, którzy poszukiwać będą statystycznych powiązań, które mogłyby sugerować (nigdy zaś jednak dowodzić) istnienie przyczyny i skutku. Dzięki naprawdę dobrej groźbie można otrzymać wysokie fundusze na badania. Inni naukowcy zajmą się poszukiwaniem przyczyn wpływu czynności A na chorobę B. Będę oni musieli wynaleźć sprzęt do prowadzenia monitoringu hipotezy, producenci tego sprzętu będą więc problemem zainteresowani finansowo. Jeśli hipoteza przetrwa wstępne badania, istnieją duże szanse na ustanowienie odpowiedniej Władzy, której zadaniem będzie zajęcie się groźbą w taki sposób, w jaki politycy zajmować się mają sprawami o znaczeniu publicznym. Ludzie zatrudnieni przez Władzę schwytani są teraz w sieć niewinnych ludzi, których finansowe istnienie zależy od wiary w tę groźbę.

Doradcy zajmujący się sprawami z dziedziny public relation mogą nawet zlokalizować nowy rynek, który pomagać będzie firmom rozprawiać się z czynnikami zagrażającymi ich istnieniu, a co za tym idzie, modyfikować ich zachowania, aby stały się one "bezpieczne" w kontekście środowiska. Wielkie korporacje zatrudniają teraz osoby działające na rzecz ochrony środowiska jako konsultantów oraz dofinansowują ich pracę. Wielkim kapłanom ruchu na rzecz ochrony środowiska dobrze służą więc interesy naukowe, badawcze, prawne oraz środowiskowe, odżywiające i podtrzymujące wszelkie groźby, które można poważnie potraktować. I jak w każdej dobrze zorganizowanej religii posiadają oni dostęp do darów dziesiątek tysięcy zwolenników, którym dary dla Sprawy dają dużo zadowolenia.

Nie potrzeba tu konspiracji, ani ludzi, którzy samolubnie działają na rzecz własnych interesów.

świat nauki po prostu działa w ten sposób, podczas gdy badacze toczą walki o fundusze, zaś świat biznesu reaguje na komercjalny potencjał wszystkich niepokojów konsumentów, które jest w stanie wyśledzić i załagodzić.

Ochrona środowiska przyjmuje wiele technik charakterystycznych dla bardziej tradycyjnych religii. Kilka lat temu, gdy nieznany młody mężczyzna o poważnym wyglądzie pukał do moich drzwi, zakładałem, że był to świadek Jehowy sprzedający "Strażnicę". Teraz zakładam, że są to Przyjaciele Ziemi usiłujący nakłonić mnie do wpłacenia składki członkowskiej oraz zaprenumerowania ich magazynu.

ZIELONE KRUCJATY

Dobrym dowodem na przyjęcie przez religię ochrony środowiska form religii konwencjonalnych jest fakt, iż jest on obecnie uznawany za zagrożenie tychże religii. Podjęły więc one walkę. W okresie ostatnich paru lat zaobserwować można zalew książek o tytułach takich jak "Bóg jest zielony", czy "Kościół się zieleni", napisanych przez prawomyślnych chrześcijan.

Ruch "mocno zielony" ma charakter otwarcie antychrześcijański, jako że korzenie jego tkwią w marksiźmie. Religie żydowsko-chrześcijańskie posiadają podstawę filozoficzną o charakterze antyekologicznym, gdyż popierają one dominację człowieka nad innymi gatunkami. Nie sprawia to jednak, iż występują one przeciwko ochronie środowiska. Brytyjski konsultant z dziedziny ochrony środowiska oraz pisarz, John Elkington, wierzy, iż religie tradycyjne wkrótce zaczną manewry zmierzające w celu utworzenia "bardziej zielonych" kongregacji. Organizacja wielozyznaniowa "Network on Conservation and Religion" usiłuje wbudować w główne religie świata zasady religii ochrony środowiska. Być może niedługo do uznanych siedmiu grzechów głównych, czyli pychy, chciwości, nieczystości, zazdrości, nieumiarkowania w jedzeniu i piciu, gniewu i lenistwa w służbie Bożej dołączą nowe "nieakceptowalne wpływy środowiskowe".

Miejmy więc po prostu nadzieję, iż nie czekają nas zielone krucjaty. Zacząłem od ludzi, którzy chcieli zapobiec wojnie w trosce o środowisko. Mam nadzieję, że nie dojdziemy do sytuacji, w której zmuszeni będziemy pójść na wojnę, aby ustrzec środowisko od zanieczyszczających go tyranów. Sytuacja jednak nie jest pomyślna. Mamy już ruchy takie jak "Earth First!" (Ziemia Nade Wszystko!), które popierają terroryzm na rzecz ochrony środowiska. Większość wojen toczona była o zasady religine, zaś podkładanie bomb w samochodach naukowców przeprowadzających eksperymenty na zwierzętach oraz palenie sklepów z futrami mogą być uważane za pierwsze oznaki gwałtów dokonywanych w imię fundamentalistycznego ruchu ochrony środowiska.

Jeśli żądacie dowodów na istnienie związków pomiędzy ruchem na rzecz ochrony środowiska a religią, nie musicie szukać dalej niż w oświadczeniu rzecznika Partii Zielonych, Davida Icke (byłego komentatora sportowetgo). że w roku bieżącym Wielka Brytania zostanie dotknięta niszczycielskim trzęsieniem Ziemi, które stanowić będzie wstęp do oczywistego końca świata mającego nastąpić przed r. 1997. Powiedział nam, że mówi przez niego "Chrystus Duch". Porzuca on już nadzieję przewodniczenia Partii Zielonych w wojnie przeciwko duchowi Lucyfera oraz w dokonaniu przekształceń mających na celu przywrócenie Ziemi jej harmonii. "Daily Telegraph" doniósł, iż transformacja ze sportsmena, komentatora i działacza na rzecz ochrony środowiska w Mesjasza stanowiła dla jego kolegów zaskoczenie. Na pewno nie będziesz się dziwić po tym, co właśnie przeczytałeś!

Warren Newman

"Political Notes" No. 73,

wyd. Libertarian Alliance, 25 Chapter Chambers, Esterbrooke Street, London SW1P 4NN

Ó 1992, Libertarian Alliance; Waren Newman; Public Relations.

Przedruk dokonany za zezwoleniem

Libertarian Alliance.

Poglądy przedstawione w powyższej publikacji

są poglądami autora i niekoniecznie muszą być poglądami LA, jegoZarządu, Rady Doradczej

czy subskrybentów.

Tytuł oryginału: Environmentalism as Religion




ZB nr 7(49)/93, Lipiec 1993

Poczštek strony