"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 2 (56), Luty '94


PRAWO SPOŁECZEŃSTWA DO INFORMACJI
PODSUMOWANIE RAPORTU PRZYGOTOWANEGO PRZEZ PUBLIC DATA PROJECT

Czterdzieści znanych, ponadnarodowych korporacji poproszono o przekazanie informacji dotyczących wytwarzanych przez nie odpadów toksycznych. Dostęp do tych informacji jest ustawowo zapewniony w Stanach Zjednoczonych.
Odpowiedzi ujawniły następujące fakty:
Pojedyncze zakłady chemiczne w Europie bardziej zanieczyszczają środowisko, niż cały przemysł w Stanach Zjednoczonych. Zrzuty substancji chemicznych są setki, a nawet tysiące razy większe w Europie niż w Stanach Zjednoczonych. Różnica jest tak ogromna, że pojedynczy zakład chemiczny w Europie mógł zrzucić więcej odpadów niż wszystkie 26 tysięcy zakładów chemicznych w Stanach. Dla przykładu: całkowity zrzut ksylenu w Stanach wynosił 46.681 funtów (ok. 21.210 kg) w 1990, podczas gdy pojedynczy zakład British Petroleum w Anglii zrzucił 220.000 funtów (ok. 100.000 kg) tej samej substancji chemicznej. Amerykańskie zakłady Bayera potrzebowałyby 1000 lat na wytworzenie takiej ilości odpadów toksycznych, jaką rocznie produkują zakłady Bayera w Europie.
W większości krajów nie istnieją regulacje prawne dające społeczeństwu prawo do informacji.
Tylko sześć spośród czterdziestu przedsiębiorstw zgodziło się na przekazanie informacji na temat ich toksycznych emisji. Nie odpowiedziały żadne przedsiębiorstwa z Japonii, Niemiec, Francji, Szwajcarii, Włoch, Meksyku i Belgii. Wśród przedsiębiorstw, które nie udzieliły odpowiedzi, znalazły się takie, jak: amerykańskie - AT&T, DuPont, Exxon, General Motors, IBM i Litton Industries oraz spoza Stanów Zjednoczonych - BASF, Ciba-Geigy, Hitachi, Peugeot, Rhone-Poulenc i Toyota. Wiele przedsiębiorstw, które nie odpowiedziały jest sygnatariuszami porozumienia Business Charter on Sustainable Development (BCSD), przez co nie spełniły zaleceń tego porozumienia w okresie powstawania tego studium; BCSD jest zbiorem zasad stworzonych przez Międzynarodową Izbę Handlu (International Chamber of Commerce), które zobowiązują przedsiębiorstwa do otwartej wymiany informacji ze społeczeństwem.
Większość przedsiębiorstw w Stanach Zjednoczonych nie ma nawet dostępu do danych w swoich filiach za granicą, nawet jeżeli te same dane są zwykle zbierane w Stanach.
DuPont, AT&T, Procter and Gamble, Toyota, Ciba-Geigy i inne odpowiedziały, stwierdzając, że dane dotyczące emisji substancji chemicznych w ich zakładach działających poza Stanami Zjednoczonymi nie mogą być udostępnione.
Efektywność wykorzystania surowców była ogromnie zróżnicowana.
Dla przykładu: przedsiębiorstwo Dow przedstawiło w swoim raporcie straty jednego z głównych surowców do produkcji na poziomie 0.003%, podczas gdy firma Monsanto traci odpowiednio 70% - ponad 20 tysięcy razy więcej.
Szczyt Ziemi w Rio wzywa do wprowadzenia międzynarodowych regulacji prawa społeczeństwa do informacji.
Agenda 21, główny dokument Szczytu Ziemi w Brazylii w 1992 roku, określa prawo społeczeństwa do informacji jako element priorytetowy, wzywając zarazem społeczność międzynarodową, kraje oraz pojedyncze przedsiębiorstwa, do przyjęcia zasady prawa społeczeństwa do informacji jako elementu polityki ekologicznej. Rezultaty tego studium wskazują, że jesteśmy na początku długiej drogi do osiągnięcia tego globalnego celu.
tłum. Darek Szwed
P.S.
1. Ciekawy artykuł na temat dostępu społeczeństwa do informacji ukazał się w ostatnim numerze biuletynu "Ekologia i zdrowie"
2. Więcej informacji na ten temat można uzyskać pod adresami:
David Sarokin, 1318 22nd ST.NW Washington, DC 20037 Stany Zjednoczone, 202 835 8328, fax: 202 260 1764
oraz
Blair Palese, Greenpeace Communications, 5 Baker's Row, London EC1R 3DB, Wielka Brytania,
44 71 833 06 00, fax: 44 71 837 66 06.

RADYKALNA EKOLOGIA I NIEZALEŻNE STRUKTURY
czyli o miejscach, w których niemiecka młodzież przygotowuje swoje projekty

Od 6 lat rozwija się sieć ośrodków dla młodzieży, która niezależnie od dorosłych tworzy i konsekwentnie realizuje ważne dla siebie i innych działania. Obecnie jest około 50 takich ośrodków na terenie całych Niemiec. Zajmują się one z reguły lokalnymi i regionalnymi problemami (budowa pola golfowego, używanie opakowań jednorazowych w szkołach). Są tu też koordynowane projekty o zasięgu federalnym, jak na przykład: festiwal rowerowy Auftakt, alternatywna wioska zamiast toru doświadczalnego dla mercedesów, akcje przeciw rasizmowi, neokolonializmowi. Wszystkie projekty są starannie przygotowane i niezależne od siebie nawzajem. Dba się jednak o to, by tworzyły wspólny front. To właśnie odróżnia szacowne związki i ligi ochrony środowiska, gdzie stary ruch zamknął wszelką aktywność w zarządach i radach programowych, a większą część czasu poświęca się na zdobywanie nowych członków i odbieranie ich konkurencji.
Trzeba jednak pamiętać, że ośrodki te zaczęły powstawać w obrębie takich właśnie organizacji i z czasem wybijały się na niezależność oraz dążą do uzyskani po części politycznego charakteru swoich działań. Ośrodki pracują od podstaw nad projektami, a wszystkie inicjatywy są traktowane poważnie. Ograniczono demokrację, na ile to tylko możliwe. Decyzje są podejmowane tylko przez osoby z projektu i to takie, aby - jeśli to tylko możliwe - wszyscy mogli je zaakceptować. Jeśli komuś nie odpowiada projekt, tworzy własny. Nie ma przewodniczących i zarządu, aby jednak pracować sprawnie, dużą wagę przywiązuje się do komunikacji między zainteresowanymi osobami. Jest wydawana masa biuletynów. Spotkania grup roboczych mają stałe terminy i miejsca, organizuje się kongresy dla różnych grup, na ścianach biur wiszą adresy i telefony osób związanych z poszczególnymi sprawami, zawiązywane są rozmaite sieci. Młodzież może odbywać w ośrodkach praktyki, zatrudnić się do pracy ochotniczej*, lub też odbyć zastępczą służbę wojskową.
Młodzież może urzeczywistnić swoje pomysły bez biurokratycznych przeszkód. W konkretnych działaniach zdobywają tak duże doświadczenie, że później sami prowadzą wiele warsztatów. Obsługa komputera, przygotowanie publikacji, księgowość, public relations, prowadzenie spotkań - te umiejętności są przez wielu codziennie wykorzystywane. Tego, czego będą się uczyli teoretycznie w szkołach, doświadczyli już na własnej skórze. Dba się o to, by projekty powstawały dzięki współpracy wielu grup. Uważa się, że kryzys ekologiczny to tylko część kryzysu społecznego cywilizacji. Dla młodzieży od dawna (około 100 lat) budującej nowe społeczeństwo jest oczywiste, że należy krytykować przyczyny kryzysu, próbować doprowadzić pozaparlamentarnie do zmian, realizować alternatywne działania i własnym przykładem pokazywać, że to, co proponują, jest możliwe.
Biura potrzebują pomieszczeń i sprzętu, aby być skutecznymi. Mają zwykle biblioteki, archiwa pomysłów, komputery, wyposażenie do edycji, miejsca na spotkania i noclegi, laboratoria fotograficzne i chemiczne, możliwość robienia audycji radiowych i wydawania gazet. Środki na te cele są pobierane zwykle z funduszu rozwoju inicjatyw młodzieżowych i edukacji politycznej. Rozmiary ośrodków są różne: od takich, które są komunami kilku dorosłych osób z dziećmi, aż do takich biur, które skupiają 40 uczniów. Czasem są to dwa pokoje, czasem cały budynek. Ośrodki zajmują się też wspomaganiem innych działań młodzieży w swych regionach - również działania szkolne.
Marcin Bielecki
Traugutta 115, DS 1
80-226 Gdańsk-Wrzeszcz
*) taka praca trwa zwykle rok, w tym czasie otrzymuje się kieszonkowe 300 DM miesięcznie oraz utrzymanie. Jeśli ktoś w Polsce byłby taką praktyką (bądź krótszą) zainteresowany, proszę o informację.

ZJEDNOCZONE KRÓLESTWO WŚRÓD DŻDŻU
CZYLI KORESPONDENT ZB Z LONDYNU

Od chwili, kiedy mój autokar minął granicę polsko-niemiecką, zacząłem się dziwić. Oto, najwyraźniej na nasz przyjazd, oczyszczono z każdego papierka przydrożne rowy i pola. Staram się usilnie wypatrzyć, dojrzeć jakiś stary telewizor, oponę, puszkę po konserwach - nic z tego. Wszystko uprzątnięte. Na przestrzeni wielu kilometrów nic, nawet papierka po cukierku.
Autokar jechał dość szybko środkiem nocy (jednak dobra szosa nie jest zła, może przeciwnicy motoryzacji czasem powinni zsiąść z roweru i obejrzeć to i owo zza szyby samochodu? Potem pomyśleć trochę, , zastanowić się i szukać pomysłów kompromisowo-konstruktywnych). Następne zdziwienie: na przestrzeni wielu kilometrów szosa jest b. dobrze oświetlona, żółtymi, energooszczędnymi (?) lampami. Czyżby znów tylko na naszą okazję? Jakoś trudno mi uwierzyć, by liczący każdy grosz kapitaliści marnowali tyle energii na oświetlanie nocą pustych autostrad. Kto za to płaci? Nadwyżki energii? Więc po co budować reaktory i elektrownie nuklearne?
Łatwiej pomyśleć, że to z okazji przejazdu naszego autokaru Europa demonstruje, że nas lubi, kocha, szanuje...
Anglicy bardzo lubią wegetarian. Kiedy urzędnikowi imigracyjnemu na pytanie o gwarancję, że zechcę wrócić z powrotem do mojego kraju, odpowiadam, iż polska owsianka jest lepsza jednak od angielskiej - ta odpowiedź sprawia, że wbija mi wizę na 6 miesięcy. Dobrze być wegetarianinem.
Zdumiewa mnie parterowa zabudowa Londynu. W ogródku przed moim domem zdążyłem w ciągu kilku dni zobaczyć dobrze odżywioną wiewiórkę, wróble, kosy, kilka kotów. A taki ogródek przed każdym domem. Może architektura, kiedy chce, to potrafi być przyjazna człowiekowi, środowisku, zwierzętom i ptakom?
Czyste powietrze, czysta woda (lepsze niż w Warszawie czy Krakowie) też dziwią. W każdym domu ogrzewanie gazowe, regulowane indywidualnie do potrzeb. A gdyby tak w Krakowie, zamiast węgla, wprowadzić takie ogrzewanie gazowe? I w dodatku w każdym domu słynny kominek, w którym można napalić drewnem. Dziwny, doprawdy, jest ten świat. Łatwiej wysłać człowieka na Księżyc, niż rozwiązać problem czystego środowiska w skali miasta. Co może sugerować, że jedynym powodem podróży kosmicznych jest świadomość człeka, że na Ziemi już prawie wszystko zapaskudził.
I kolejne zdziwienie. Otwieram wydawany w Londynie "Dziennik Polski" i znajduję wiadomość, że p. Mike Oborski zbiera pieniądze na ratowanie dzieci ze Śląska. Był w kraju, poznał księdza Bernarda Czarneckiego z parafii Jastrzębie Zdrój i razem założyli fundusz na rzecz ratowania śląskich dzieci. Zebrali już na ten cel ponad 50 tys. funtów, ufundowali wakacje itd. Dziwię się - czyżby w Polsce nie było już ani jednej wsi, gdzie woda czysta, a trawa zielona - gdzie śląskie dzieci mogłyby odetchnąć?
Odkąd żyję - słyszałem, czytałem, jak Polacy pomagali dzieciom wietnamskim, koreańskim, greckim, jugosłowiańskim, ukraińskim itd. Czyżby nie potrafili pomóc swoim własnym? I w tej materii musieli oglądać się na życzliwe serca w Anglii? Księdzu Czarneckiemu łatwiej trafić do serc anglikańskich, niż do serc (czyżby twardych?) polskich księży w parafiach całego kraju? Łatwiej o zatruciu ekologicznym Śląska opowiadać na obczyźnie, niż we własnym kraju? Nie rozumiem, stary i głupi, tego. Sorry. Chyba, że dowiem się, że angielscy emeryci i angielskie dzieci z najbardziej uprzemysłowionych miast Anglii spędzają wakacje w Bieszczadach.
I ostatnie zdziwienie. Ponoć Anglikom nie opłaca się przerabiać makulatury, a opłaca się to Niemcom. Ale tę wiadomość muszę sprawdzić. Pa!
Paweł Zawadzki
PS. Gdyby ktoś z Czytelników ZB chciał osobiście wpłacić kilka funtów na ratowanie dzieci śląskich, zagrożonych ekologicznie (a może namówimy polskiego biznesmena na taką wpłatę?), to podaję adres p. Oborskiego (który jest członkiem Prezydium Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii, Sekretarzem Generalnym Funduszu Dobroczynnego Dziecięcej Organizacji Charytatywnej Księdza Bernarda - organizacji oficjalnie zarejestrowanej w Anglii).
Cliv Mike Oborski
6 Osborne Close, Kidderminster
Worcester DY10 3YY
Kidderminster 823911

Patronat nad organizacją mają m.in. ks. bp. Szczepan Wesoły, arcybiskup Birmingham, anglikański biskup Worcester oraz Anthony Coombs, poseł do parlamentu z Kidderminster.
Ciekawe, ilu polskich biznesmenów wesprze finansowo ten Fundusz?

ZAMBIA - OCHRONA PRZYRODY DLA LUDZI I Z LUDŹMI

ZAMBIA - kraj afrykański, którego 80% powierzchni stanowią wody, mokradła oraz lasy. Świat roślinny i zwierzęcy bardzo bogaty, że wymienię gepardy, lwy, słonie oraz żyrafy i całe mnóstwo ptaków. Z roślin naliczono ponad 4500 gatunków, z tego przeszło 200 występuje tylko tutaj. Coś jak raj, ale zagrożony. Dużym problemem jest kłusownictwo, na przykład populacja nosorożca zmniejszyła się aż o 90%, a słonia o 60%. Przyrost naturalny i oparcie w 90% na energii z drewna i węgla drzewnego oznacza wycinanie lasów, czyli zmniejszanie powierzchni życiowej dzikich zwierząt. Nadmierny wypas bydła to główna przyczyna erozji. Wody nie ma w nadmiarze, do tego dochodzą zanieczyszczenia z wielkich kopalni, zarówno wód powierzchniowych, jak i wód podziemnych. I nie tylko - insektycydy używane przeciwko musze tse-tse też mają swój udział. Tamy i elektrownie wodne niszczą mokradła zależne od regularnych zalewów. Rząd Zambii przy poparciu WWF wciela obecnie w życie program ochrony przyrody. Istotą działań jest włączenie w aktywną ochronę ludności tubylczej, zamieszkującej dane tereny - inaczej działania te są skazane wcześniej czy później na niepowodzenie. Aby przekonać ludzi, trzeba im pokazać namacalne korzyści z takiej ochrony. Opłaty za safari oraz wejściówki do parków narodowych postanowiono wykorzystywać na miejscu, i tak 25% wpływów przeznacza się na administrację parków, 40% na ochronę przyrody i 35% dla okolicznych wsi. Z tych pieniędzy wierci się studnie, zakłada szkoły, sadzi drzewa. Wybiera się młodych ludzi z tych wsi i posyła do specjalnej szkoły, kształcącej ich na strażników przyrody. Wracają oni potem do siebie i otrzymują stałą pensję. Często dostają od swoich współplemieńców wskazówki, dotyczące kłusowników. Jest to niezmiernie pomocne przy zwalczaniu tej plagi. Strażników pracuje już 600, a wyniki? Kłusownictwo zmniejszyło się o 90%. Ważną częścią programu jest wprowadzenie ochrony przyrody do szkół - opracowano w tym celu specjalny podprogram. Ministerstwo oświaty kształci nauczycieli, jak wprowadzać tę tematykę do zajęć szkolnych. Jest spore zainteresowanie nauczycieli i uczniów, występują duże braki w pomocach szkolnych, książkach i innych materiałach. WWF pomaga, jak może w zaspokajaniu tych potrzeb i nie tylko w tym. Współfinansuje wydawanie czasopism o tej tematyce, przeznaczonych dla uczniów szkół podstawowych oraz szkół średnich przez WILDLIFE CONSERVATION SOCIETY OF ZAMBIA. Ta organizacja przygotowuje też cotygodniową audycję radiową dla dzieci, bardzo popularną i chętnie słuchaną nawet w sąsiadujących krajach. Powstały tam setki fan-klubów tej audycji w szkołach, liczbę dzieci zaangażowanych szacuje się na przeszło 30 tys. WWF angażuje się w Zambii już od 30 lat. Realizuje lub zrealizował ponad 20 projektów i wydał ponad 2,5 mln $. W tym wielkim programie rządowym angażuje się przede wszystkim w przygotowanie, druk materiałów dla szkół, wspiera finansowo administrację parków przy zakupie nowoczesnego sprzętu do zwalczania kłusownictwa. Bezsprzecznie ZAMBIA jest krajem notującym duże sukcesy na polu ochrony przyrody, doświadczenia tu zebrane służą za bazę wyjściową programów w innych krajach afrykańskich.
Jacek Chroboczek

"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 2 (56), Luty '94